Minęło wiele dni, a nawet tygodni. Stado Nocy odeszło w zapomnienie, zostało ono zastąpione nowym światem o przekłamanych kolorach. Aredhel sprawił, że barwne otoczenie stało się mi bliskie. Czułam się tu świetnie. Jednak wszystko to, co sprawiało wrażenie cudownego i magicznego, stało się teraz zwyczajne. Wręcz nudne. Z czasem fascynacja otoczeniem ustąpiła dziwnemu uczuciu, które powoli zżerało od środka – pustka nie pozwalała normalnie funkcjonować. Tęsknota za domem kazała wracać. Zmusiła mnie do zostawienia Aredhela, który dotychczas był moim przewodnikiem.
Las tętnił życiem. Barwna ściółka skrzypiała wesoło pod moimi łapami. Ptaki świergoliły w koronach fioletowych drzew, zające ganiały się w ramach beztroskiej zabawy. Środek wiosny. Wszystko żyło.
– Powiedz mi… – zagadałam do Aredhela, który szedł tuż obok mnie. – … jak można się stąd wydostać?
Mój cudaczny towarzysz posłał mi zdziwione spojrzenie.
– Wydostać? Chcesz odejść?
Nie mogłam tu zostać. Świadomość, że zostawiłam Lunę i całe stado nie dawała mi spokoju. A przecież nie należałam tam tak długo, rzadko kiedy pojawiałam się na polanie. Co sprawiło, że czułam taką więź?
Wędrowałam po tym cudacznym świecie, szukając jakiegokolwiek sposobu by stąd uciec. Na próżno. Wiele myślałam… O Herd of the Night, Lunie, przedziwnym głosie, którego właścicielka sprowadziła mnie w te progi. Było mokro… Zimno. Dziwnie.
Zatrzymałam się przy jeziorze, na które trafiłam nocą. Złota jego tafla lśniła bogato w świetle księżyca, który w tym świecie – obok gwiazd i całego nocnego firmamentu – zachował swą naturalną barwę. Nie wiedziałam co ze sobą począć. Tęskniłam. Za dawnym życiem. Nareszcie miałam miejsce, do którego mogłam śmiało wracać, a jednak coś mnie od niego odciągnęło. To bolało. Tak bardzo bolało. Ale nie mogłam nic na to poradzić. Jedynie szukać, nie tracić nadziei na lepsze jutro.
Siedziałam tak, obserwując wodę. Niedobrze mi się robiło na sam widok złocistej cieczy. Lecz gdziekolwiek bym nie spojrzała, ujrzałabym to samo – kłamstwo. Wszechobecne zakłamanie. Ten świat nie istnieje. A nawet jeśli, to nie jest on mój. Może i inni czuli się tutaj dobrze, akceptowali otaczającą ich rzeczywistość. Ale nie ja. Musiałam wrócić. Z całego serca pragnęłam, by było jak kiedyś. Gdy byłam… dzieckiem.
Nagle spostrzegłam, iż tafla poruszyła się. I, bynajmniej, nie była to fala. Złoto uniosło się ponad płaszczyznę, zaczęło wirować w powietrzu, przybierać określone kształty. Ostatecznie tuż nad wodą unosiła się… kobieta. O lśniącym licu i długich, płomiennych włosach.
– Czemu chcesz wrócić? – cichy głos poniósł się po lesie. Przypominał mi coś… przywodził na myśl wróżkę.
– To Ty? – zapytałam, niewiele myśląc. – To Ty mnie tutaj sprowadziłaś?
Piękność uśmiechnęła się nikle. Chłodno.
– Czy nikt Cię nie nauczył, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie? Czemu chcesz wrócić?
Zastrzygłam uszyma. Co mialam powiedzieć? Prawdę. Ale cóż nią jest, skoro serce od kliku dni nieczułe na takie wartości?
– Pragnę wrócić do domu. – odparłam cicho.
Powietrze wypełnił perlisty śmiech.
– Do domu? Kuo… Przecież ty nie masz domu. Oni cię tam nie chcą.
Nie chcą – rozbrzmiał głos w mojej głowie. Może to racja… Ale ja pragnę być przy nich. Nie wiedzieć nawet czemu…
– Chcę wrócić. – rzekłam twardo, starając się by zabrzmiało to pewnie.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie pobłażliwie.
– Źle ci tutaj? Nie rozumiem… tyle razy witałaś w naszych skromnych progach. Za każdym razem odchodziłaś, prędzej czy później. Naprawdę nie sądzisz, że lepiej byłoby zostać? Przestać ciągle burzyć równowagę świata? Przestać niszczyć siebie?
Postawiłam uszy na sztorc. Nie dotarło do mnie ani jedno słowo.
– Jestem tu po raz pierwszy… – zaczęłam z wolna. Starałam się wysilić swój niewielki móżdżek, który pracował na pełnych obrotach.
– O nie, moja droga… Jesteś tu po raz czwarty. Z tego, co pamiętam.
Nie rozumiałam ani słowa.
– Gdzie jestem…?
– W miejscu pomiędzy bezgranicznym Dobrem a Złem. Między Niebem a Piekłem.
Przez chwilę stałam w milczeniu i absolutnym bezruchu. Nie rozumiałam. Nic a nic. Nie pamiętałam tego miejsca. Byłam pewna, absolutnie pewna, że nigdy tu nie zawitałam. Pustka w sercu. I umyśle. Brak inicjatywy, pomysłu na dalsze życie. Egzystencję…
– Co tam milczysz? Mowę ci odjęło?
Położyłam po sobie uszy. Ten głos zaczynał mnie irytować.
– Pozwól mi wrócić. Nie chcę niczego innego, jak tylko dostać się do swojego wymiaru.
– Oj, Naomi… Naprawdę chcesz wrócić?
Zatkało mnie. Jak ona mnie nazwała…?
– Nie patrz tak na mnie. Dziecię Słońca w Cieniu… zaczynam mieć was serdecznie dosyć. Jesteście ciekawi, intrygujący na swój sposób. Tworzycie swoistą rodzinę, stado, które nie chce upaść. Na dodatek tak bardzo wpływacie na osoby z zewnątrz… ściągacie je do siebie, skazujecie na otwarcie umysłu, pomagacie dorosnąć, zintegrować się ze światem, albo całkiem od niego odizolować. Jesteście… gromadnym indywiduum. Złotym łańcuchem, którego ogniwa z czasem odpadają: po prostu się starzeją, albo okazują się być jedynie marną podróbką złota, farbowanym złomem. Wracaj, jeśli chcesz. Lecz wiedz, że nie pozwolę ci ukazać się ich oczom w tej postaci – nie musisz udawać.
Patrzyłam jak oniemiała na złotą postać. Do jasnej cholery… Ten piekielny mętlik w głowie. Chciałam coś powiedzieć… nie wiedziałam tylko co. Poczułam dziwne wibracje gdzieś w okolicy serca. Ktoś tu był. Wiedziałam to, choć jeszcze nie ujrzałam przybysza. Rozejrzałam się dookoła, próbując odnaleźć wzrokiem przybysza. Mój wzrok padł na zwierzę. Dość niskiego wzrostu. Zbliżało się. Gdy wyłoniło się z cienia, rozpoznałam szarą wilczycę. Mierzyła mnie błękitnymi ślepiami. Znałam ją… Widziałam ją w snach. Nawiedzała mnie. Towarzyszyła. Czułam też, że… jest mną. Choć tak odległą… Zmieniłam się. Zbyt bardzo. Jak już komuś powiedziałam oniryzm trzyma się niektórzy bardziej, niż sami by tego chcieli. Niekiedy trudno wyjść z tego stanu, uwolnić się z sideł nierealności. Tak ciężko uwierzyć, że ktoś kocha… że życie ma jakąś większą wartość. Że istnieje sens tego wszystkiego, a za swoje czyny ponosi się konsekwencje.
Chciałam zwrócić się do kobiety. Ale jej już nie było. Podobnie szarej wadery. Bezwiednie podeszłam do zbiornika. W gładkiej tafli ujrzałam parę błękitnych ślepi. Szare futro. I bandaże na przednich łapach. Gwałtownie uderzyła mnie pewna myśl. Nawet nie tyle myśl, co trzy słowa. Imię. Naphill Farelle Naomi. To ja…?
Dopiero po chwili dostrzegłam, że woda nie jest już złota. Metaliczny blask zgasł nagle, noc spowił mrok. Tak powinno być. Ciemnozielone korony drzew przyprószone były blaskiem księżyca. Słowik świergolił cichutko w oddali.
Z bezdenną studnią w sercu i umyśle ruszyłam przed siebie, by znów napełnić pustkę, która zawitała we mnie jakiś czas temu. Starczy tej negatywnej głupoty. Trzeba się ogarnąć i wszcząć dawny pozytywny, entuzjastyczny odpierdol.
Wróciłam.
~Anaid
4 czerwca 2012 o 00:35
WIEDZIAŁAM! WIEDZIAŁAM, WIEDZIAŁAM, WIEDZIAŁAM, ŻE TO TY.Nie jesteś mistrzem kamuflażu, moja Kochana Naomi <3Witaj z powrotem, pod swoją już tą prawdziwą postacią.
~Naomka
4 czerwca 2012 o 17:42
No niestety…. zbyt dobrze mnie znacie, żebym mogła ukrywać się dłuższy czas xD
~Tintin
4 czerwca 2012 o 17:22
TYTYTY TY OSZUŚCIE! ZA DUŻO CI POWIEDZIAŁAM!!!!!! AHBDHJVBDGWVDGHA D
~Aldieb
4 czerwca 2012 o 22:53
[ Też się pochwalę, że wiedziałam właściwie od początku, a z czasem się tylko w tym utwierdzałam. Cieszę się, że wróciłaś, Naomku. ]