Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

27 października 2015

Ściśle tajne... (zawiera treści +18) [Bary Saya & Dalia Seron]


27 października 2015

Ściśle tajne... (zawiera treści +18)

Basior siedział nad jeziorem wpatrzony w swoje odbicie, wyglądał na nieobecnego.
Wróciła. Po długiej nieobecności znów zawitała na tereny stada i co zastała? Pustkę. Nie wyczuła prawie żadnego znajomego zapachu. Prawie, gdyż ten jeden, który był jej szczególnie bliski, należący do ukochanego przychodził razem z wiatrem. Wabił ją niczym miód. Łapy same pokierowały nią nad jezioro i nim się obejrzała - nim on się zorientowała również - wskoczyła mu na grzbiet z radosnym śmiechem i okrzykiem bojowym. Była to niesamowicie zabawna mieszanka, która na pewno go ostrzegła, lecz nie w porę.
Wyraźnie zszokowany całą sytuacją padł płasko na ziemie mocząc przednie łapy w wodzie. Rozpoznał jej zapach dopiero, gdy na nim lądowała, obejrzał się na wilczycę i zaśmiał głośno. - W końcu Cię widzę... - Wyszeptał. Jego wzrok był radosny, jednak po chwili trochę jakby zblakł. On jednak cały czas miał uśmiechnięty pysk.
Zlazła z niego, pełna radości, że go widzi i szturchnęła pyskiem na powitanie. Ogon kołysał się na boki, niczym u zwykłego psa. Przebywanie wśród ludzi dało jej się we znaki, lecz on o tym nie wiedział, a ona nie wiedziała czy mu powiedzieć. Na pewno wyczuł ludzki zapach. Chociaż jego resztki, gdyż ona nadal go czuła mimo przyzwyczajenia do niego. Skrzydeł nie miała, lecz nie miała też blizn. Była od krwi i nie wszędzie jej własnej. Nie wiedział, lecz na pewno zaraz zauważy, że ma podpalone ucho. Wyglądała strasznie, lecz była pełna wigoru co gryzło się z tym. Nie mówiła też. Dlaczego? O tym mu za chwilę powie. Za chwilę, jeżeli będzie chciał wiedzieć.
Na jego sierści też dało się wyczuć ludzi, a raczej ich negatywne emocje. Spojrzał po wilczycy. - Co robiłaś u ludzi? - W jego oczach pojawiła się lekka nieufność i ciekawość.
Uśmiechnęła się. Tak jak zawsze tylko do niego się uśmiechała, z miłością. Nie zbliżyła się, wyczuwając jego nieufność. - Byłam... zobaczyć. - Odparła z lekkim wahaniem, lecz spokojnie i bez większych emocji. On nie wiedział czemu była. Ona dopóki tam nie poszła, sama nie wiedziała czemu tak robi. Ale zrobiła i mimo tego co jej się potem przytrafiło, nie żałowała. Może miała lekkie poczucie winy, że nie powiedziała nic nikomu, ale była to niewielka cena za to czego była świadkiem i uczestnikiem. - Oni... nadal nie rozumieją. Nie... nie umieją zrozumieć. - Powiedziała. On też nie umiał zrozumieć jej. Wiedziała o tym, ale to nic. Za chwilę zrozumie. Ona mu powie. Niech tylko dobrze zapyta.
Zastrzygł uchem i wstał. Obszedł Ją dookoła i usiadł naprzeciw. - Zobaczyć? W takim razie co takiego zobaczyłaś, że jesteś w ludzkiej krwi? - Spojrzał na ucho. - A ucho? Kto Ci je przysmażył? - Patrzył na Nią pytająco. - Nadal nie rozumieją? Czego? Tego kim jesteś?
Spojrzała gdzieś w dal. Lazur jej oczu się zamglił, jakby w napływie łez, lecz po chwili zmienił odcień na szmaragd. To była dziwna zmiana. Nagle jej głos też się zmienił. Był przerażająco spokojny. - Oni nie rozumieli jak to boli. Nie rozumieli, że ogień sprawia ból. Uratowałam ją, a oni mówili, że odebrałam jej szansę... - Potrząsnęła głową i spojrzała na niego już normalnie. - Szansę na śmierć. - Dodała cicho. Poruszyła się, a krew na jej sierści błysnęła. - To jej krew i moja. Musiałam oddać jej trochę własne, bo nie przeżyłaby tego. Ucho... - Zawahała się, jakby zastanawiała się czy mu powiedzieć. Przecież to co zrobiła było głupotą, prawda? - Wskoczyłam w ogień by zobaczyć jak boli... Jak boli, gdy on Cię trawi. Skończyło się na uchu. Więcej nie byłam w stanie znieść. - Odwróciła się od niego zawstydzona.
Potrzepał łbem. - Czekaj, czekaj... Chcesz powiedzieć, że chcieli spalić jakąś dziewczynę, a Ty ją uratowałaś? Czy skoczyłaś w ten ogień tylko z ciekawości? - Otworzył szeroko oczy.
Westchnęła. - To było małe dziecko. Drobna dziewczynka, która nawet nie wiedziała co ją czeka. - Spojrzała na niego z niedowierzaniem, lecz łatwo było się domyślić, że chodziło o to co oni chcieli zrobić. - Chcieli zabić dziecko! - Krzyknęła i znów odwróciła wzrok. - Skoczyłam by ją ratować, a potem drugi raz... - Spuściła łeb. - Żeby poczuć. - Dodała o wiele ciszej.
Wstał na cztery łapy i zrobił kółko dookoła miejsca, w którym przed chwilą siedział. - Oszalałaś?! - Krzyknął lekko. - Uratowałaś dziecko, fajnie, ale po co ten drugi skok?! - Walnął łapą w taflę wody, tak, że rozprysła się w różne strony. Znowu usiadł i spojrzał na poruszoną wodę. - Co kolejne sprawdzisz, hm? - Dodał po chwili ciszy. - Wydłubiesz sobie oko, żeby zobaczyć jak to jest być ślepą? - Obejrzał się na Nią z surową miną.
Skuliła uszy. - Nie krzycz na mnie. - Powiedziała cicho. Wyglądała jakby była przerażona, lecz ona czuła tylko żal. Żal za to, że ludzie nie rozumieją. - Jej matka błagała, by oddali jej dziecko, a oni się śmiali i wiwatowali. Ona płakała. Jako jedyna płakała. - Znów to spojrzenie w dal. Widział je na pewno. Nieruchome i pełne zamyślenia i złych myśli. - Jeżeli to w przyszłości pomoże, to wydłubię sobie oko. - Odpowiedziała po bardzo długiej chwili ciszy. Spojrzała na niego. - Bo mój skok pomógł. Pomógł mi zrozumieć.
- Tak?! - Wstał i zaczął wchodzić do wody. - To teraz może pora na wodę. Z ogniem dałaś radę... - Wchodził coraz głębiej. - Zaraz nie będę miał gruntu i uwierz... - Patrzy na Nią. - Nic z tym nie zrobię, będę szedł na dno. - Woda dosięgała mu do szyi. - Uratujesz mnie, a przy okazji zrozumiesz jak to jest się topić, same plusy. - Mówił dość agresywnie, szczególnie jak na niego, słowa były przepełnione sarkazmem.
Dalia uniosła dumnie łeb. Próbował ją? Miał pecha. Była w tym momencie wściekła na niego i nie miała zamiaru go ratować. Ani tym bardziej się topić. - A idź na to dno! - Wrzasnęła na niego gniewnie i odwróciła się do niego tyłem, dając tym znak, że je to wisi, choć nie do końca była to prawda. Nie przyzna się i nie uratuje go. Umie pływać? To niech z tego korzysta!
Zrobił kilka kroków w tył. - Ty możesz robić głupoty, to czemu ja miałbym nie móc. A do tego ja nie mam prawa się gniewać na Ciebie, więc zapamiętaj, że jak przeżyję, to nie masz się na mnie gnie... - Chciał dokończyć, lecz nagle stracił grunt pod łapami i zniknął pod wodą. Zachłysnął się i zaczął kaszleć, przez co połykał jeszcze więcej wody.
Usłyszała, że nagle urwał i odwróciła się. - Głupi... - Mruknęła pod nosem i skoczyła za nim. Ona przynajmniej była uważna na to co robi. Dopłynęła do niego i utworzyła wokół niego bańkę z powietrza. - Idiota! - Wrzasnęła na niego, zła. - Mnie nikt nie ratował z płomieni. Sama wyskoczyłam, ale ty nie pilnowałeś dna. - Wyskoczyła na brzeg i go na nim również osadziła. Otrzepała futro z wody i odeszła trochę dalej. Czekała, aż on się wysuszy i łaskawie sam do niej podejdzie.
Kiedy wylądował na suchym lądzie przestał kaszleć, wypluł trochę wody i spojrzał na Nią. - Głupi idiota udawał... - Otrzepał się i podszedł do Niej. Usiadł za jej plecami. - Nie mam za złe, że ratowałaś to ludzkie coś. Pasożyt prawie mnie spalił żywcem, więc okaż trochę zrozumienia. Gdybym ja ci powiedział, że skoczyłem sobie w ogień ot tak, żeby zobaczyć jaki to ból, to zapewne byś biła brawa... - Skrzywił się.
Spojrzała na niego z wyrzutem. - Wiele spraw jest dla mnie niezrozumiałych, a najlepszym sposobem by się czegoś dowiedzieć jest sprawdzenie tego samemu. - Jej słowa były zbyt poważne jak na nią. Ona to wiedziała i on zapewne też.
Pokręcił łbem i wstał. - Jak tam chcesz. Dowiaduj się w takim razie po swojemu. Sory, że się martwię... - Odwraca się do niej plecami. - To się więcej nie powtórzy. - Patrzy za Nią i rusza znowu na brzeg jeziora, tam siada i dalej patrzy w swoje odbicie.
Warknęła pod nosem. - Czyli będziesz zły tylko dlatego, że przyjarałam sobie ucho? - Spytała, nadal na niego nie patrząc. Wolała, żeby nie widział jak ją boli jego niezrozumienie. Niech się domyśla. Ona lepiej mu tego nie wytłumaczy, ewentualnie poda więcej szczegółów. Jeśli by chciał, w co zaczynała poważnie wątpić.
Westchnął. - Tak, Dalia, tylko dlatego, bo mam dosyć...
Wściekła wstała i zaczęła krążyć. - Zacznijmy od tego, że po raz pierwszy odkąd się znamy, widzisz mnie w... - Zawahała się. - W gorszym stanie, niż ty po takich wypadach, choć ja Ciebie nigdy po czymś takim nie widziałam. Tylko ślepe szczęście - lub nieszczęście,(zależy jak na to patrzeć) - sprawiło, że ci się trafił ten... - Warknęła po raz kolejny. - Zaszczyt! - Podeszła do niego i wpatrywała się gniewnym wzrokiem w jego czerwone ślepia.
Spojrzał na nią, jakby te krzyki wcale go nie ruszyły. - W starym stadzie jestem wygnańcem... - Powiedział spokojnie. - Mój ojciec wyrzeka się mnie, bo zabiłem swoją byłą. Nie mam prawa zbliżyć się do matki... - Mówił coraz głośniej. - Stado w którym żyję zniknęło, a gdy po długim zniknięciu pojawiasz się Ty, to uświadamiasz mnie, że wskoczyłaś w ogień, bo chciałaś zobaczyć jaki to ból płonąć... - Mówił, zaciskając zęby. - Mam dosyć tego, że wszystkich powoli tracę, więc może oszczędź mi krzyków i też postaraj się zrozumieć, co?! - Słowo "co" wykrzyczał jej w pysk i spojrzał gniewnie.
Wzrok jej nieco złagodniał, lecz nadal był w nim gniew. - Staram się. - Powiedziała cicho, niemal tak, że sama siebie nie słyszała. Jakby te słowa były tylko jej myślami. Odwróciła się, żeby nie zobaczył jej łez. - Staram się, ale jest ciężko zrozumieć cokolwiek, czego nie przeżyło się na własnej skórze. - Spojrzała gdzieś w dal przed siebie. - To boli kiedy tych, których kochasz najmocniej, tracisz bezpowrotnie, bo już nie żyją. - Spojrzała na niego smutno. - A boli jeszcze bardziej, gdy żyją, a ty ich straciłeś. Wiem, że boli, ale nie wiem jak bardzo. - Odwróciła się i odeszła trochę dalej. Nie chciała, by na nią krzyczał. Przecież nie musiał. Mógł po prostu powiedzieć, ale rozumiała, że niekiedy nad emocjami nie da się zapanować.
Podszedł do niej powoli. - Tak Dalia, boli. Wiem, że nie jesteś w stanie tak dobrze tego zrozumieć, ale zrozum, że zostałaś mi tylko Ty... - Sztura jej pysk. - Tylko Ty jesteś już teraz powodem dla którego walczę z tym pajacem, który siedzi w mojej głowie. - Liznął jej pysk i spojrzał w oczy. - Mogę zrozumieć dlaczego to zrobiłaś, ale nie wymagaj ode mnie abym to tolerował, bo nie będę.
Zerknęła na niego spode łba. - Nie chcę byś to tolerował. Chcę byś rozumiał i nie prawił mi kazań o mojej głupocie. Ja doskonale zdaję sobie z niej sprawę. Jestem - jak to mówią - młoda i głupia. To chyba normalne, prawda? - Nikle się uśmiechnęła.
- Tak, zdecydowanie jesteś. - Wtulił pysk w jej szyję. - Nie wiem jak tam z Twoją młodością, ale co do głupoty mam pewność. - Uśmiecha się pod nosem. - To co? - Patrzy jej w oczy. - Może opowiesz mi na spokojnie jak to było z tym uchem?

- Osz ty! - Krzyknęła oburzona. - Uważasz, że jestem stara?! Wyglądam staro?! - Zapytała, niby gniewnie, choć żartobliwie. - No dobra... Dobra... Koniec. Nie ma. Nie będzie nic. - Uniosła dumnie łeb i odwróciła się. A żeby jeszcze go odrobinkę powkurzać, zmieniła postać na ludzką i machając mu tyłkiem przed nosem, odeszła sobie, niby niewybaczalnie obrażona, choć na pewno oboje wiedzieli, że nie na długo. A może... - I zero seksu przez miesiąc! Albo przez rok! - Krzyknęła na niego.
Zaśmiał się i przybrał też humanoidalną postać. Oparł się o pień drzewa z szerokim uśmiechem na twarzy. - No wiesz, przez te twoje przygody przybyło ci trochę lat. - Przestał się uśmiechać kiedy wspomniała o seksie. Wstał i otrzepał się. - No wiesz, trochę długo bez seksu wytrzymuję to co mi tam. - Podrapał się po głowie, idąc w jej stronę.
Wzruszyła ramionami i legła na trawę. - To teraz znajdź sobie jakieś drewienko z dziurkom, bo tylko to ci pozostaje przez najbliższy miesiąc lub rok. Zależy jak długo będziesz mnie jeszcze wkurzać i twierdzić, że jestem stara. - Wyrzuciła ręce za siebie. Gdyby ją teraz ktoś napadł - a jedynym zagrożeniem dla niej był on - to byłaby bezbronna.
Kucając, chwycił jej nadgarstki i nachylił się nad twarzą dziewczyny. - O ho ho, cóż to za drewienko z dziurką tutaj leży. - Zaśmiał się do niej.
- Ej! - Krzyknęła, nie do końca zadowolona z takiego obrotu sprawy. - Ja drewienkiem nie jestem i pamiętasz, że jak jestem w tej postaci to teoretycznie igrasz z ogniem. - Uniosła głowę, chcąc mu przywalić, lecz coś jej nie wyszło i jej wargi delikatnie - nie zamierzenie - a jednak prowokacyjnie, musnęły jego usta. - Ups. - Wydusiła tylko.
- Mhm. - Mruknął cicho, wpatrzony w jej oczy. - Najlepiej wyrzeźbione drewienko jakie kiedykolwiek widziałem, najbardziej podniecające. - Przejechał czubkiem nosa po Jej szyi - A jak pachnie. - Podniósł głowę do poprzedniej pozycji i uśmiechnął się delikatnie. - Planujesz mnie rozpalić tymi swoimi ognistymi sztuczkami?
Wydęła wargi, lekko zirytowana. - I kto to mówi? Facet, który jeszcze przed chwilą twierdził, że na babcię się nadaję. - Starała się zachować zimną krew, ale cholera, wiedział gdzie ona lubi być dotykana i jak. To było naprawdę trudne do wytrzymania. On to, do cholery, wiedział najlepiej.
Przeskoczył nad nią, nadal trzymając nadgarstki. Teraz leżał obok dziewczyny. - Najpierw musiałabyś być mamą... - Wyszeptał, udając, że nie wie o co chodzi z tą babcią. Powoli puścił jeden nadgarstek i delikatnie opuszkami palców zjechał po przedramieniu i ramieniu dziewczyny, zjechał na talię. Drugi nadgarstek nadal trzymał i przyglądał się jej z lekkim uśmiechem i pożądaniem w oczach.
Zagryzła wargę, by się nie zaśmiać, a kąciki warg jej zadrżały. Miała łaskotki. Powoli wyciągnęła rękę i pociągnęła go za pasek od spodni. - Tylko, żeby zostać mamą muszę znaleźć jakiegoś chętnego tatusia. Cóż... Póki co chętnych nie było. - Przyznała i oblizała lekko spierzchnięte wargi - pamiątka po głupocie.
Spojrzał na jej wargi i przełknął ślinę. - Ja bym się nadał? - Dotknął czołem jej czoła i głębiej oddychał.
Uśmiechnęła się lubieżnie. - Możemy to zawsze sprawdzić. - Przejechała palcem wskazującym po linii jego szczęki. Ciekawiło ją co zrobi.
Przymknął oczy. Uwielbiał jej dotyk. Dłonią z talii zjechał na udo dziewczyny, drugi nadgarstek poluzował i dotknął polika dziewczyny, patrząc na nią jak zaczarowany. - Kocham Cię. - Wyszeptał i pocałował ją, wpijając się w wargi, na początku delikatnie, później trochę agresywniej. Pod koniec pocałunku przygryzł jej delikatnie dolną wargę.
Odwzajemniła pocałunek i cichutko jęknęła, gdy przygryzł jej wargę. Nie bolało. To było przyjemne. Wsunęła mu rękę pod koszulkę i delikatnie, pieszczotliwie głaskała go po brzuchu i klatce piersiowej. Uwielbiała czuć pod palcami igranie jego mięśni, a nawet - jeśli się dobrze wczuła - bicie jego serca. Czuła, że wtedy jest w raju. Do szczęścia nic więcej nie było jej potrzebne. A niech szlag trafi roczny post! Przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej i pocałowała z większą mocą. - Ja Ciebie też kocham. - Wyszeptała mu w usta.
Uśmiechnął się szerzej kiedy wyznała uczucie. Jedną rękę włożył pod plecy dziewczyny, sięgnął do jej uda, usiadł i szybkim pociągnięciem posadził ją na sobie, twarzą do twarzy. Sukienka dziewczyny sama się podwinęła, jednak on ponowne namiętnie ją pocałował i z powrotem powoli położył ją na ziemi. Teraz kucał między jej nogami, nadal całując.
Uśmiechała się kokieteryjnie. Zdjęła mu koszulkę by mieć lepszy dostęp do jego ciała. Przewróciła go na plecy i usiadła na nim. Nie przestawała go całować. Jak ona go nieziemsko i niebosko pragnęła. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby go teraz stracić. Oparła dłonie na jego klatce piersiowej. Choćby chciał, nie mógł jej z siebie zrzucić, a ona miała zamiar go lekko torturować w sposób, który będzie dla niego bardzo przyjemny, ale nie do wytrzymania. Pochyliła się znów i musnęła lekko jego wargi, po czym koniuszkiem języka zlizała z nich jego smak. Opuszkami palców przejechała mu po twarzy, po ramionach, barkach, klatce, brzuchu... Jeździła w tę i z powrotem, drażniąc się w ten sposób z nim.
Przyglądał się jej na przemian przygryzając albo oblizując usta. Chwycił koniec jej sukienki i zacisnął w dłoni. Drugą dłoń położył na jej udzie znowu podwijając sukienkę. Oddychał coraz głębiej, momentami nawet zastygała w bezruchu wpatrzony w dziewczynę. Uśmiechał się łobuzersko. Chciał coś zrobić, jednak powstrzymał się i dalej oddawał się przyjemności.
Pochyliła się i obsypała jego twarz pocałunkami. - Nie bronisz się? Nie protestujesz? Nie próbujesz przejąć pałeczki? - Pytała, zaskoczona między pocałunkami. Przygryzła płatek jego ucha, po czym zjechała na szyję i smakowała go, rozkoszując się każdym zetknięciem jej warg z jego skórą.
- Troszkę pieszczot też mi się przyda. - Wyszeptał i mruknął, jednak zaraz po tym poniósł się do półsiadu, złapał ją i szybkim ruchem pozbawił sukienki. Zaraz po tym przyciągnął ją do siebie tak, że ich ciała stykały się ze sobą całkowicie. Ułożył ręce nad pośladkami dziewczyny i zaczął muskać ustami Jej szyję.
Szeroki uśmiech przyozdobił jej lico. Ułożyła dłonie na jego barkach i podczas, gdy on całował jej szyję, ona ugryzła go delikatnie w ramię. Była niemal naga i powinna czuć chłód, lecz jedyne co czuła to trawiący ją wewnętrzny ogień pożądania.
Syknął wyraźnie zadowolony ugryzieniem. Dłonie powoli wędrowały po jej plecach, podczas tego "spaceru" on przeszedł ustami na dekolt dziewczyny. Dłonie zatrzymały się na zapięciu stanika, on oderwał na chwilę usta od Jej ciała i spojrzał na twarz dziewczyny. Uśmiechnął się i oblizał wargi, opinając bieliznę.
Zagryzła wargę widocznie zadowolona i przyciągnęła go do siebie. - Chcesz żebym zmarzła? - Zapytała półszeptem i odpięła mu pasek od spodni.
- Bez obaw, przy mnie nie zmarzniesz... - Wyszeptał i pozbawił ją stanika całkowicie. Znowu zaczął całować ją po dekolcie, chwycił jedną pierś w dłoń, westchnął głośno, była idealna. Położył dziewczynę na trawie, nie przestając całować, od biustu przeszedł na szyję. Pocałował w usta kiedy Ona leżała już całkowicie na trawie. Obie ręce zaczęły masować jej piersi, dając przy tym swobodę przy spodniach, do których Dalia się dobierała.
Wygięła się w łuk, czując te wszystkie delikatne pieszczoty. Każde muśnięcie docierało do nie dziesięciokrotnie mocniej, jakby jej skóra była szczególnie wrażliwa na jego dotyk. Bardzo chciała rozebrać go do końca osobiście, lecz pieszczoty, które jej oferował skutecznie jej to uniemożliwiały. - Baru... - Szepnęła, nie mogąc znieść tej przyjemności i cicho jęknęła.
Oderwał się na chwilę od niej i z uśmiechem stał nad nią na czworaka. - Tak? - Uśmiechnął się pod nosem. - Już jestem grzeczny. - Uśmiecha się szeroko.
- Nieee... - Jęknęła i przyciągnęła go na powrót do siebie. Udało jej się w końcu zdjąć mu spodnie, co skwitowała triumfalnym uśmiechem. Jej oczy błyszczały niekłamanym pożądaniem, któremu nie mogła i nie miała najmniejszej ochoty się oprzeć.
- Mmm... - Mruknął. - Uwielbiam cię. - Pochylił się do jej ust i pocałował, później zaczął schodzić pocałunkami coraz niżej i niżej. Dłonie wróciły do masowania piersi dziewczyny, a on zszedł ustami do pępka i całował coraz niżej.
Zaczęła się niespokojnie wiercić. Przyjemność była nie do opisania. Jej zmysły jakby się wyostrzyły. Złapała go za włosy i pociągnęła. Uniosła się lekko i wpiła w jego wargi, smakując i penetrując językiem wnętrze jego ust. Jej dłonie zjechały na jego pierś, brzuch i niżej.
Przyciągnięty przez dziewczynę, wpił się w Jej usta, muskał swoim językiem Jej język, delikatnie zjechał dłońmi na talie, aby zaraz wrócić na piersi i masować je trochę mocniej niż wcześniej. Kiedy oderwał się od jej ust jego usta drżały, przyjemny dreszcz przeszedł jego ciało gdy dotykała go coraz niżej.
Złapała go za najwrażliwszą część męskiego ciała i spojrzała mu w oczy, ciekawa jego reakcji. Na jej ustach błąkał się lubieżny uśmiech, a oczy lśniły niekłamanym pożądaniem. Przewróciła go na plecy tak, że teraz ona była na górze. Całowała go z oddaniem i mocą. - Kocham Cię - Wyszeptała.
Ta cześć męskiego ciała wyraźnie się napięła, chłopak nabrał powietrza i spojrzał na dziewczynę kiedy przewracała go na plecy, dopiero kiedy leżał wypuścił powietrze, był podniecony, co dziewczyna mogła teraz łatwo wyczuć. Również uśmiechnął się pod nosem. Pokiwał lekko głową. - Wiem, ja Ciebie też kocham - Wyszeptał, a w oczach tańczyły jakby iskierki. Poruszył lekko miednicą przez co dłoń dziewczyny przejechała po jego czułym miejscu. - O matko. - Wysapał i zamknął oczy. - Jesteś cudowna...
Satysfakcja ze sprawiania mu przyjemności była dla niej cudowną nagrodą. Pochyliła się i przygryzła płatek jego ucha. - Chcę Cię poczuć. - Wyszeptała. Uniosła głowę i spojrzała na jego piękną twarz, wykrzywioną przyjemnością. Chciała zobaczyć jego oczy. Złapała zębami za jego wargę i zaczęła lekko ssać. Czuła to TAM, że już nie da rady długo wytrzymać. Jej pragnienie niedługo osiągnie szczyt.
Otworzył szeroko oczy na słowa dziewczyny. - Też chce... - Wyszeptał i wstał do półsiadu, chwycił jej twarz obiema dłońmi i pocałował długo i namiętnie. Podczas pocałunku odchylił Ją lekko w tył i szybkim ruchem pozbawił reszty bielizny. Była całkowicie naga, oderwał się od Jej ust i spojrzał na ciało dziewczyny, przejechał dłonią od polika do pępka. - Jesteś śliczna. - Mruknął Jej do ucha. - Robiłaś to już? - Zapytał szeptem i spojrzał Jej w oczy.
Podczas pocałunku przytuliła się do niego całym ciałem. Gdy zadał jej to pytanie, którego się najbardziej obawiała, jej policzki przybrały szkarłatny odcień. Spuściła głowę i pokręciła nią przecząco. - Nie. Jesteś pierwszy. - Wyszeptała, zerkając na niego niepewnie.
Uśmiechnął się delikatnie, nie wyglądał, ale ta informacja bardzo go ucieszyła. - To dobrze - Wyszeptał i położył Ją delikatnie na trawie. - Bo Ty też jesteś pierwsza - Wyszeptał. Pocałował dziewczynę i przesunął palcem po Jej wilgotnym miejscu. Zajął Ją pocałunkami, zaczął masować piersi. Wszedł w Nią jednym mocniejszym ruchem i został w środku, nie poruszał się, dał Jej chwilę na przyzwyczajenie się z tym uczuciem.
Mimo, że pochłonięta była pocałunkiem, to poczuła. Delikatny ból przeszył jej ciało, a po policzku spłynęła jedna samotna łza. Oplotła jego biodra nogami i pozwoliła mu działać. Była cała jego. Mimo chwilowego bólu jej twarz promieniała szczęściem, a ust nie opuszczał uśmiech. Tera już nie było odwrotu, a nawet jeśli i by był to ona by się nie cofnęła. Chciała tego.
Otarł samotną łzę z polika dziewczyny i cmokał delikatnie jej usta, przeszedł na szyję, dopiero po chwili zaczął powoli poruszać się w przód i tył, na początku robił to powoli, jednak z czasem trochę przyspieszał. Podniecenie rosło, sapał lekko, oderwał się od szyi dziewczyny, podparł się rękoma nad Jej ramionami i patrzył w oczy posuwając trochę głębiej.
Cichutki jęk wyrwał się z jej piersi, gdy poczuła jak się porusza. Szybko odnalazła z nim wspólny rytm. Mocniej oplotła go nogami. Jęki wydobywały się z niej jeden za drugim. Była blisko spełnienia. Wygięła się w łuk i otwierając szeroko oczy, wykrzyczała jego imię. Łzy płynęły po jej policzkach jedna za drugą.
Oddychał coraz głośniej. - Dalia... - Wyszeptał, odpływał, widać było jak jego fiołkowe tęczówki unoszą się w górę. Posuwał trochę szybciej, zaraz miał szczytować, jego oddech drżał. - O tak! - Krzyknął i zakończył w dziewczynie. Ciężko oddychając opadł delikatnie na Jej ciało.
Dyszała ciężko. Na ustach błąkał się delikatny uśmiech. Uniosła dłoń i zaczęła czule głaskać chłopaka po włosach. Czuła się cudownie. Prosiła w myślach, żeby tak zostało. Uniosła drugą dłoń, którą zaczęła wodzić po jego nagim ciele. - Dziękuję. - Wyszeptała.
Podniósł się z Jej ciała i powoli wyszedł z dziewczyny, pogładził Jej polik. - To ja dziękuję - Uśmiechnął się i Pocałował Ją delikatnie, położył się obok i objął Ją ramieniem. Spojrzał w gwieździste niebo z szerszym uśmiechem.
Wtuliła się w niego i zamknęła oczy. Była wykończona. Zdawała sobie sprawę z tego, że następnego dnia będzie miała nie małe zakwasy, ale nie zamieniłaby się z nikim innym. - Jak się czujesz? - Zapytała. Była bardzo ciekawa jego odpowiedzi, szczególnie, że powiedział, że jest pierwsza.
Spojrzał na Nią, uśmiech nie znikał mu z twarzy. - Dobrze, bardzo dobrze, wiesz... - Przytula Ją mocniej. - trochę się bałem, że kiedy już do tego dojdzie to nie będę wiedział co robić, ale przy Tobie czuję się tak swobodnie, że ... - Pocałował Ją w czoło. - że wiedziałem i było lepiej niż myślałem - Wtulił się w Nią. - A Ty? Wszystko dobrze?
Uśmiechnęła się do niego czule. Pokiwała potakująco głową jako odpowiedź na jego pytanie. - Ja się czuję lepiej niż kiedykolwiek. - Zawahała się zastanawiając się czy powiedzieć to co przyszło jej na myśl. Zagryzła wargę. - Jesteś cudownym kochankiem. - Powiedziała w końcu, cicho.
Uśmiechnął się ciepło. - Mam nadzieję, że jedynym. - Pocałował Ją. - Chodź, ubierz się i zabieram Cię do domu, jeszcze się rozchorujesz i będę Cię miał na sumieniu. - Usiadł i sięgnął Jej rzeczy, podał je dziewczynie nadal się uśmiechając.
Z ociąganiem ubierała poszczególne części garderoby. Nie ominęła żadnej okazji by trochę go pokusić swoimi kształtami. To zakręciła tyłeczkiem, schyliła się itp. Cały czas przy tym lubieżnie się uśmiechała. Wciągnęła sukienkę i zbliżyła się doń odwracając tyłem. Wzięła włosy do góry, odsłaniając gołe plecy. - Zapniesz? - Zapytała, wskazując zamek od sukienki.
Przygryzał wargę i nie miał najmniejszego zamiaru przestać przyglądać się Jej sztuczkom, uśmiechnął się szeroko i wstał kiedy zapytała, podszedł do Niej i chwycił w tali, przyciągnął tyłem do siebie. - Oj zapnę bardzo chętnie. - Wyszeptał Jej do ucha i przejechał dłonią po udzie dziewczyny. Zaśmiał się lekko i zapiął Jej sukienkę. Sam dopiero chwycił swoje bokserki i spodnie. Powoli zaczął nakładać je na siebie.
Zadrżała lekko, gdy poczuła jego dotyk na swoim udzie. Dopiero co się kochali, a ona mimo to reagowała na niego jak nastolatka. Usiadła na przewalonym drzewie i bez skrępowania przyglądała się mu i jego poczynania. Usta zdobił uśmiech, a oczy świeciły się niesamowitym blaskiem.
Ubrał się całkowicie i podszedł do dziewczyny. - To jak? Gotowa? - Zapytał i bez czekania na Jej odpowiedzi chwycił Ją i podniósł na rękach, zaśmiał się. - Mm... jaka leciutka. - Puścił oko i zaczął iść w stronę Jej domu.

Autor: Dalia Seron

"Tajemnicza notka" [Baru Saya]

Aldieb

     Długo by wymieniać to, co zrobiłaś dla Stada Nocy. Równie długo wymieniać by to, co zrobiłaś dla Dzieci Nocy. Twoja obecność tutaj była, jest i zawsze będzie wyczuwalna. Nawet kiedy Ciebie nie było, My wiedzieliśmy, że zawsze gdzieś tam jesteś. Jesteś fundamentem, na którym powstała Nasza Rodzina. Tak, wiem, wiele osób mogło mieć do Ciebie pretensje, wiele skoczyłoby za Tobą w ogień, jedni traktowali Cię jak matkę, a inni po prostu znali Cię czy widywali. Teraz to jest nie ważne, walić te wszystkie podziały... Mimo to, że nie ma już Ciebie z nami ciałem, zawsze będziesz z nami duchem, tutaj, w Twoim domu.

Kendal
"Z Aldieb tak nie na temat HOTN zdarzyło mi się pogadać tylko raz i wydaje mi się całkiem w porządku, nawet bardzo. Tyle co byłam na HOTN kiedy była ona to wyrobiła sobie u mnie opinie bardzo ogarniętej i odpowiedzialnej osoby. Wydaje mi się zorganizowana, o fajnie było z nią pograć, czy popisać. Szkoda, ze już jej nie ma, ale jak napisała nie ma czasu i szanuje to. Jeśli wróciłaby ucieszyłabym się mimo, ze nie znam jej za dobrze."

Seiye
"Nie znałem Aldieb zbyt dobrze, nie było okazji do tej pory tak po prostu porozmawiać, ale na tyle co ją zdążyłem poznać nie była zła. Wydaje mi się, że byłoby można z nią normalnie porozmawiać i zapewne byłaby pomocna."

Dalia
"Ja? Hm... słabo ją znałam, ale zawsze gdy z nią grałam było ciekawie. Zawsze wyczekiwałam aż odpisze, bo czułam taki dreszczyk ciekawości."

Syriusz
"Alutka to chyba najbardziej kochana osoba, którą miałam okazję poznać w HOTN. Widziałam się z nią i co kilka minut miałam ochotę ją przytulać. Zawsze można jej się wygadać, wątpię, żeby kogoś zbyła. Jest wrażliwa i czasem łatwo ją zranić. No i narysowała mi lisiałka, za co ją kocham. Nie sądzę, żebym miała jakiś powód, żeby myśleć o niej negatywnie. Żałuję tylko, że mieszka tak daleko."



Oficjalnie Aldieb zapisuje się w szeregi Zasłużonych naszego stada jako Wieczny Ślad.

Wybacz, że dopiero teraz.

Niestety nie jest mi dane przydzielić jej żadnego demona, w zaświatach raczej się nie przyda.

***

9 lipca 2015

Prorocze sny... [Seiye]

8 lipca 2015

Prorocze sny....

Młoda wadera biegnie przez ciemny las, a właściwie ucieka nie wiadomo przed kim, bądź przed czym, w cieniu drzew nie widać co takiego ją goni. Wadera ma na sobie liczne krwawiące rany, a zaokrąglony brzuch zdradza oznakę ciąży, mimo tego wszystkiego ucieka co sił w łapach. W ostatniej chwili zatrzymuje się przed przepaścią, po szybkim rozejrzeniu się kontynuuje ucieczkę wzdłuż przepaści, zdołając przebiec zaledwie kilka naście metrów gdy to coś ja dopada i....
Basior zerwał się na równe łapy, głośno dyszał a serce waliło mu jak oszalałe. Znów śnił mu się ten sam koszmar... Uspokajając się po chwili podszedł do niewielkiego strumienia który wypływał z jego groty by się napić a następnie usiadł w wejściu i myślał nad snem który śni mu się od ostatnich dwóch miesięcy.
- znowu ten sam sen...
- co może oznaczać...
- kim jest ta wadera...
- i czym jest to coś co ją goniło...
Wiele pytań bez odpowiedzi krążyło po jego głowie... miał właściwie nadzieję że ów zagadka w najbliższym czasie się rozwiąże. Z zamyślenia wyrwała go jego magia która poinformowała go że w pobliżu znajdują się znajome mu wilki, ale ostatnio nie miał chęci by widzieć się z kimkolwiek, był mocno zamknięty w sobie i raczej chyba nikt by do niego nie dotarł.
W końcu wstał z pozycji siedzącej i mocno przyciskając skrzydła do swych boków, ruszył w głąb lasu, odsunął od siebie myśli o tym śnie by nieco od niego odetchnąć i rozkoszował się promieniami letniego słońca przebijającego się przez wierzchołki drzew. Minęło zaledwie kilka minut a basior znów myślał o tym śnie, w zamyśleniu podążał przed siebie, otoczenie jakoś przestało dla niego istnieć bo nawet nie zauważył tego że wyszedł z lasu... przeszedł przez sporą łąkę i ominął jeszcze kilkadziesiąt innych miejsc, do zmroku dotarł do gór i szedł tak jeszcze przed siebie jeszcze kilka godzin po zapadnięciu nocy. Droga którą szedł biegła ku górze a dookoła niego rozciągała się pusta przestrzeń, w końcu jednak zatrzymał się przy jednym jedynym drzewie które napotkał po drodze. Ogromny dąb dał mu schronienie miedzy swymi korzeniami, a basior czując się tam bezpiecznie po prostu zasnął.
W nocy jednak śnił mu się ten sam koszmar... Znów ta sama wadera którą nie wiadomo co goni, sen znów urywa się w tym samym miejscu a basior zrywa się znów dysząc. Wyczołguje się z pomiędzy korzeni i wtedy dopiero odkrywa że jest nieznanym mu miejscu poza granicami HOTN i mimo tego nie zamierzał wracać. Po rozejrzeniu się po okolicy ruszył w kierunku lasu który porastał jedną część gór, a dotarłszy do niego zatrzymał się na jego granicy przez chwile się rozglądając a kiedy wszedł do lasu który się przed nim rozciągał doznał deja vu miał cholerne uczucie że kiedyś już tutaj był... mimo że sobie tego w ogóle nie przypominął, wszystko było dla niego podejrzanie znajome. Po pokonaniu kolejnych kroków poczuł jakieś wilki, nie było ich wiele bo zdołał wyczuć zaledwie sześć. Nie chcąc być zauważonym podkradł się by tylko zerknąć i wtedy ją zauważył... w śród wilków była wadera z jego snu, miała brązowo białą sierść i leżała u boku czarnego basiora, a pozostałe cztery wilki spędzały czas na zabawie. Seiye postanowił nie podchodzić bliżej, chcąc pomyśleć nieco się oddalił i usiadł.
Wtedy do się stało, poczuł jak złe siły chcą się ponownie z niego wydostać a ciało zaczyna ulegać transformacji, wstał z miejsca chcąc oddalić się jak najdalej ale zdołał przejść tylko kilka metrów kiedy  padł na ziemie, śnieżno biała sierść stopniowo stawała się czarna a ciało większe niż zwykle, skrzydła praktycznie całkowicie zanikły, oczy stały się złote a czarną już sierść zdobiły czerwone runy. Seiye walczył z tym bezskutecznie... nagle doszło do wybuchu wywołanego energią która wydobyła się z ciała Seiye, nie był już wtedy sobą
Na nieszczęście wybrał stadko które znalazł kilka chwil wcześniej, wtargnąwszy na polanę wzbudził strach w znajdujących się tam wilkach, lecz one mimo strachu były gotowe walczyć... nie wiedzieli jednak na kogo trafiły, chwile później Seiye został zaatakowany, lecz mimo znacznej przewagi wilków szybko się z nimi rozprawił, nie oszczędził nawet wadery która była w ciąży. Wadera mimo głębokich ran zdołała uciec, Seiye podażał za nią do samej przepaści gdzie z dużą siłą staranował waderę wrzucając ją w przepaść następnie przeraźliwie wyjąc zniknął w lesie
Nazajutrz rano budząc się z przeraźliwym bólem głowy, podniósł się z ziemi czując ostrą woń krwi gwałtownie sie rozejrzał, widząc wszystko dookoła dotarło do niego że to coś z jego snu co goniło waderę to był on... od był sprawcą tego wszystkiego...
Od tej chwili zaczął się bać, bać samego siebie uciekł z tego miejsca mając łzy w oczach schronił się wśród korzeni dębu, był mordercą... nie chciał wrócić do domu... Bał się tego ze to samo stanie sią w stadzie hotn... siedząc wśród korzeni ciągle powtarzał przerażony, nie mogę tam wrócić... jestem mordercą...

(nie, nie chcę odejść ze stada, żeby nie było :P  )

29 czerwca 2015

Co cię nie zabije... [Liam]

28 czerwca 2015

Co cię nie zabije...

Liam przerzucił koszulkę przez głowę. Letnie słońce w zestawieniu z intensywnym treningiem były wyczerpujące. Zacisnął kurczowo pięści, spoglądając z rezygnacją na spokojną toń jeziora. Czuł, że może je wzburzyć siłą własnej woli, jednak nie wiedział do końca jak. I choć próbował dopiąć swego od samego rana, coraz bardziej powątpiewał w swoją intuicję. Chłopak zmierzwił palcami włosy. Wzdrygnął się wyczuwając w pobliżu czyjąś obecność. Zupełnie jakby coś próbowało bezszelestnie się do niego podkraść. Rudowłosa uśmiechnęła się pod nosem, widząc, że synek raczej zaskoczyć się nie da. Zaszła go od tyłu i poklepała po głowie, jakby nadal był szczeniakiem, a nie nastoletnim chłopcem. - Synu, na takie ciało to każda jest twoja. - Zakomunikowała mu zamiast powitania. Stanęła z nim twarzą w twarz z szerokim wyszczerzem. Liam wyprostował się i uśmiechnął leniwie, taksując matkę wzrokiem.
- Każdy ma inne fetysze, nieprawdaż? - Zaśmiał się cicho, po czym przeniósł wzrok z powrotem na wodę. - Mam dość.. - Westchnął, kierując to bardziej do siebie niż do niej. Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się z konsternacją. Wyciągnęła rękę i złapała go za podbródek, zmuszając by zwrócił swe patrzały na nią.
- Nie poddawaj się. To zawsze zajmuje trochę czasu. - Przekrzywiła głowę. - A tak właściwie to co próbujesz zrobić?
- Podołać swoim wymaganiom. Z marnym skutkiem. - Odparł. - W każdym bądź razie sprawdzam kilka teorii. - Dodał niejednoznacznie. Dalia złapała się pod boki, mierząc go podejrzliwym wzrokiem.
- Czy ja o czymś nie wiem? - Uniosła znacząco brew. Chłopak zabłysnął kompletem zębów w uśmiechu.
- Wszystko w granicach moralności.
- Nad tym poważnie bym się zastanowiła.
- Zmierzasz do czegoś? - Jego uśmiech nabrał głupkowatego wyrazu.
- Kochanie, jakoś musiałeś pojawić się na tym świecie.. Poza tym jaki ojciec taki syn.
Liam wywrócił oczami.
- Tego mogłaś mi już oszczędzić, wiesz? - Wymamrotał, a Dalia uśmiechnęła się przebiegle.
- Może i bym mogła, ale nie widzę powodów, dla których miałabym to zrobić.
- Eh. Skoro syn wdaje się w ojca, to już się boję, co za perwersje mogłaby snuć córeczka. - Odparł ofensywnie, na co Dalia obruszyła się.
- To był cios poniżej pasa. - Stwierdziła. Chłopak skrzyżował ręce na piersi.
- To ty próbujesz dorobić się na siłę wnuków.
- Jak na razie próbuję dorobić się synowej.
- Co za hipokryzja, najpierw mówi "ty gówniarzu", a teraz próbuje mnie w śluby wrobić. - Wydął ostentacyjnie wargę, przez co wyglądał co najmniej komicznie.
- O, jaki pamiętny! A o tym, żeby matki słuchać to się już nie pamięta, co?
- Słucham rozsądku, a on mi podpowiada, że słuchanie ciebie nie byłoby najlepszym pomysłem. - Wyszczerzył się szeroko, dobrze wiedząc, jak zareaguje na te słowa.
- Ty gówniarzu! Jak ty się do matki zwracasz?! - Złapała go za ucho i pociągnęła by był na jej poziomie.
- Złość piękności szkodzi, mamusiu.
- Mi dodaje uroku. - Warknęła.
- Nie moja wina, że urodziłaś mnie takim pyskatym smarkiem. - Urwał na moment, udając zamyślenie. - Równie dobrze mógłbym być kochaną córusią, ale z reklamacjami proszę zwracać się do Baru.
- Nie muszę. Za dziewięć miesięcy będziesz niańczył siostrzyczkę. - Uśmiechnęła się złowieszczo. Liam otworzył szerzej oczy, a uśmiech spełzł mu z twarzy.
- Że co proszę..?


***
Trudnych spraw ciąg dalszy. W roli wyjaśnienia - Dalia nie jest jeszcze w ciąży.
Liam: *chrząk* jeszcze


17 czerwca 2015

Tak szybko dorastają... [Dalia Seron]

16 czerwca 2015

Tak szybko dorastają...

Dawno, dawno temu....
A nie, to nie ta historia. xD

- Gdzieś się szwendał?! - Warknęła ostro, widząc syna w progu drzwi domu. Liam wsparł się ramieniem o framugę, a z jego twarzy nie spełzał zawadiacki uśmiech.
- Tak, mamo, też się stęskniłem. - Odparł spokojnie. Oczy jej rozbłysły morderczym blaskiem. Podeszła do chłopaka, złapała za ucho i zaciągnęła na kanapę. Chodziła w kółko naprzeciw niego, niczym tygrys zamknięty w klatce.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Nie jesteś dorosły, żeby łazić, gdzie ci się podoba! Co ci strzeliło do łba, aby znikać nie wiadomo gdzie, z kim i dokąd?! Jaki ja z ojcem... - Urwała raptownie, zdając sobie sprawę ze swej pomyłki. W końcu Baru i ona też znikali w "magiczny" sposób.
- Polemizowałbym w kwestii dorosłości.. -Odparował niezrażony. Wbrew charakterowi całej tej sytuacji, w  malachitowych oczach chłopaka tańczyły wesołe ogniki. - Hmm? - Wymruczał, kiedy urwała, a uśmiech nieco się poszerzył. - Coś nie tak? - Spytał z miną niewiniątka, doskonale wiedząc, czemu nagle zamilkła.
- Szczeniaku! Ty masz 17 lat! - Zmarszczyła brwi. W rzeczywistości miał mniej. - W ludzkich standardach. - Dodała po namyśle. - Masz zakichany obowiązek siedzieć w domu i pytać się o zgodę na cokolwiek! Czy ty wiesz jak ja się martwiłam?! - Wyrzuciła ręce w górę w geście totalnej irytacji. - Nie! Oczywiście, że nie! - Spojrzała na niego, a w jej oczach dało się widzieć ledwo hamowaną złość. Liam oparł się o kanapę, krzyżując ręce na piersi. Ciemne, zmierzwione i zbyt długie włosy opadały mu nieco na oczy, prosząc się o obcięcie. Cóż, zdążył się zdeczka zapuścić.
- Heej, za małego było się grzeczniutkim, to czas najwyższy pobroić. Wybacz, ale to nieodzowny element macierzyństwa, nic nie poradzę. Nie miałbym serca was tego pozbawiać. - Przechylił nieco głowę. Wyraz twarzy miał rozbrajający. Dalii rozszerzyły się źrenice. Podeszła do stołu i chwyciła leżący na nim talerz, po czym cisnęła go w chłopaka. Ten jednak się uchylił. Warknęła, będąc bliska wybuchu nieopanowanej furii.
- Jak ja ci dam element macierzyństwa, to zapamiętasz go do końca swojego życia! - Cisnęła kolejnym talerzem, lecz nie trafiła. Gdzieś na pograniczu świadomości cichy głosik podpowiadał jej, że zniszczenie całej porcelanowej zastawy nie rozwiąże problemu, ale miała to gdzieś. Była wściekła i miała ochotę wszystko rozwalić. - Twój "nieodzowny element" dzieciństwa również został zaniedbany. Na przykład typowy dla każdego normalnego dziecka szlaban! - Jej usta wykrzywiły się w pełnym zadowolenia, okrutnym uśmiechu. Liam przygryzł wargę, próbując pohamować poszerzający się uśmiech. Widok matki na skraju szaleństwa wydał mu się zabawny.. poniekąd. Jak dotąd nieczęsto miewał okazję widywać ją w takim stanie. W ogóle, nieczęsto miał okazję ją widywać.
- Od każdej reguły są wyjątki. - Odparował, dalej nie tracąc dobrego humoru pomimo gróźb skierowanych pod jego adresem. Kiedy Dalia już, już miała dać upust całej swojej złości, on podniósł się z siadu, podszedł do niej i po prostu mocno ją przytulił, wprawiając matkę w niemałą konfuzję.
- Kocham cię, mamo. -Wymruczał tylko, wtulając się w nią jak za czasów, kiedy ledwie odrastał od ziemi. W pierwszej chwili, gdy poczuła oplatające ją ramiona, zesztywniała, lecz gdy usłyszała słowa syna cała dotychczasowa złość ją opuściła. Poczuła się kompletnie bezsilna.
- Jak ojciec... - Mruknęła, w marnej próbie gniewania się na niego dalej. Objęła go jednak mocno, a po policzkach pociekły jej małe strumyczki łez.

* * *
Dalia i Liam wracają do żywych. W ramach przeprosin fundujemy pisane wspólnie "Trudne Sprawy" wersja HOTN xD 

28 lutego 2015

Ostatnie spotkanie III [Baru Saya]

     Baru szedł spokojnie w stronę ciężko oddychającego Membu. Patrzył na niego, prawie że z łzami w oczach. Wszystko powoli do niego docierało. Białowłosy siedzący pod ścianą na ziemi wydawał się teraz tak zagubiony. Gdzie ta złość? Gdzie niechęć? Gdzie pewność siebie, kipiąca wręcz z oczu?
     Czarnowłosy przykucnął niedaleko chłopaka, który najwyraźniej nie mógł przetrawić tych wszystkich informacji. Pasożyt zakrył twarz i siedział teraz nieruchomo, opierając łokcie o podciągnięte kolana.
- Kiedy to do Ciebie dotrze? – zapytał Baru półszeptem. Membu oderwał głowę od dłoni, jednak nie spojrzał na chłopaka. – Pozwól sobie pomóc! – powiedział Baru stanowczo i zmrużył lekko oczy. Chłopak rzucił mu to swoje zimne spojrzenie, zaraz jednak zamknął oczy i oparł głowę o ścianę.
- Policzę do trzech… - mruknął nie otwierając oczu. – Ma Ciebie tu nie być… - dodał bez emocji. Baru zacisnął pięści. Nie da się nabrać, stary Membu już zniknął.
- O czym Ty gadasz?! Serio tego nie widzisz?! – wykrzyczał i wstał gwałtownie. Ruszył w stronę płótna, które wcześniej spadło ze stołu i chwycił je szybkim ruchem. – Co to jest?! Kto to jest do cholery!? Tin! Chcesz tego czy nie, to jest Tin! Namalowałeś ją, malujesz swojego syna. Obudź się! – krzyknął Baru i cisnął obraz w stronę Membu, tak, aby go zbyt nie uszkodzić. – Kochasz ich i nie wmówisz mi, że tak nie jest – powiedział już spokojniej, jednak stanowczo.
- Raz… - odpowiedział Membu nie zmieniając pozycji.
- Otwórz te oczy i spójrz na mnie! Dawno mogłeś mnie zabić! Spójrz na to jakie dałeś mi imię, Ty mi je dałeś! – krzyknął znowu czarnowłosy gestykulując rękoma i idąc powoli znowu w stronę Pasożyta. – „Nowy Ja”… Nic Ci to nie mówi? Chodziło o Ciebie! To ja sprawię, że będziesz nowy! Ja to zrobię! Nikt inny! Tego potrzebowałeś, nadal potrzebujesz, robisz to wszystko podświadomie i zwalasz na swoje kaprysy! – Baru zatrzymał się w połowie drogi. Membu zacisnął jedną pieść.
- Dwa… - jego powieki drgnęły, jednak nadal były zamknięte. Baru pokręcił głową i spojrzał na niego ze współczuciem.
- Jesteś idiotą… - powiedział, a jego wzrok zmienił się. Teraz patrzył na Pasożyta z żalem. Membu otworzył oczy i od razu ulokował je w fiołkowych tęczówkach. Dopiero wtedy Baru znowu ruszył w jego stronę. – Ona zawsze przy Tobie była, a Ty zawsze broniłeś się przed jej bliskością. Bałeś się Membu, tak bardzo bałeś się przywiązać i ją stracić, że w końcu… straciłeś ją – Baru znowu przykucnął. Znajdował się już przed białowłosym i patrzył mu w oczy. Membu zacisnął drugą pięść.
- Wiesz co jest najlepsze? To ona teraz chodzi po świecie i ją zjada żal, to ona chce rozmowy, to ona nie ukrywa swojej winy i to ona dostaje po głowie – Baru prychnął śmiechem. – Czemu ona? Czemu to ona przejęła Twoje zadania?! – krzyknął w końcu, a Membu zacisnął zęby.
- Trzy… - odpowiedział jedynie i wstał gwałtownie, Baru automatycznie wywalił się na plecy i spojrzał pytająco na Membu. Spodziewał się raczej jakiegoś łapania za gardło czy sztuczek z oczami. Białowłosy spojrzał jedynie na niego z góry i ruszył w stronę noża, który przyniósł tutaj Baru.
- No i co teraz zrobisz co? – zapytał z kpiną w głosie Baru. Membu chwycił nóż i spojrzał na chłopaka.
- Najpierw Ci coś opowiem, a potem… - Pasożyt obejrzał klin noża. – Potem się zobaczy – teraz to Membu uśmiechnął się kpiąco. Zdecydowanie lepiej mu to wychodziło. Po ciele Baru przeszły ciarki.
- Zacznijmy od Seiye… - niespodziewanie powiedział Mem. – Pewnie myślisz, że to ja się go pozbyłem. Jesteś w błędzie. Ty to zrobiłeś. Chcesz czy nie, masz tutaj pewnego rodzaju władzę. „Bałeś się” – powtórzył słowa Baru – „Bałeś się tak bardzo, że” – zaśmiał się. – że stworzyłeś w swojej podświadomości moją wierną kopię i pozbyłeś się stąd przyjaciela – Membu wzruszył ramionami i znowu spojrzał na nóż. Teraz to on ruszył do Baru, który słuchając go mrużył lekko oczy.
- To dlatego… - chciał coś powiedzieć.
- Tak, dlatego nie wiedziałem skąd znalazłeś się w moim „mieszkanku”. Nie wiedziałem, że tu idziesz. Myślałem, że do tego nigdy nie dojdzie. Myślałem, że nasz kochany Barciu nigdy nie opuści rodziny – powiedział kpiącym głosem.
- Robię to dla nich! – warknął czarnowłosy.
- Dla siebie – Membu poprawił go i pogroził mu palcem. – Czy kiedykolwiek zrobiłeś im coś z mojego powodu? – zapytał z tym swoim durnym uśmiechem.
- Prawie tak – wyszeptał Baru. Pasożyt zaśmiał się.
- Prawie, to ja przejąłem Twoje ciało – uśmiech nie schodził mu z twarzy. Pomachał nożem. – Przeszkodził mi ten głupi nożyk – dodał i teraz to on kucnął przed twarzą chłopaka. Baru chciał coś powiedzieć, jednak Membu nie pozwolił.
- Wiesz, że dzięki temu mogę stąd wyjść? – zapytał, a Baru wyraźnie się zdziwił.
- Ale… jak? – zapytał.
- Wystarczy, że Cię zabiję – powiedział Membu, jak zwykle, bez emocji. – Tak niewiele wystarczy i będę mógł zobaczyć Tristana, będę mógł go dotknąć, porozmawiać.
- Nie pozwoliłbym Ci! Mieszałbym tak samo Tobie w głowie jak Ty mi! – warknął baru, a Mem chwycił jego żuchwę i przytrzymał mocno.
- Problem w tym, że to nie zamienia nas miejscami… Ja przejąłbym ciało, a Ty… puf – Membu puścił żuchwę i popchnął chłopaka lekko. Baru potarł obolałe miejsce i spojrzał pytająco na Pasożyta.
- Puf, nie było by Ciebie – Mem zaśmiał się i nachylił nad jego uchem. – Nie żył byś – wyszeptał, a czarnowłosy odskoczył od niego jak poparzony. Membu znowu się zaśmiał i spojrzał na niego rozbawiony.
- Zobacz jak niewiele potrzeba, abym naprawił to wszystko co zrobiłem źle – posłał mu kolejny kpiący uśmiech i wstał. Ruszył powoli w stronę Baru, który właśnie wstawał do pionu.
- Może nawet dzięki Tobie stał bym się inny, nowy – zakpił sobie i spojrzał na twarz chłopaka. Zakręcił nożem i skierował go w stronę brzucha Baru.
- A więc to zrób – Baru wyprostował się i spojrzał z pełną powagą na Pasożyta. Jego kpiący uśmieszek zniknął i pojawiło się ogłupienie. Wyraźnie nie wiedział o co chodzi. Czarnowłosy zbliżył się do niego.
- Byle szybko – zacisnął zęby. – Wróć tam i napraw wszystko – powiedział drżącym głosem. – Powiedz, że nie przeżyłem powrotu… - dodał i zamilkł. Membu patrzył na niego z niedowierzaniem. Baru chwycił jego dłoń z przygotowanym nożem i przyłożył sobie do brzucha.
- Chociaż raz zrób to co powinieneś! – krzyknął powstrzymując łzy. Pożegnał się, ale miał nadzieję, że jednak nie tak to się skończy. Membu potrząsł głową… można chyba było dostrzec minimalny uśmiech na jego twarzy…
- Chociaż raz… - powtórzył po Baru i wykonał ruch.
     Ból… Baru nagle poczuł się niezwykle dziwnie, coś działo się z jego brzuchem. Robiło mu się coraz zimniej, a obraz powoli się zamazywał. Miał wrażenie, że ma ogromne zawroty głowy. Upadł na czworaka i zaczął szukać czegoś po omacku. Sam nie wiedział czego. Nagle legł na podłodze, a obraz stawał się coraz bardziej czarny. Tylko przez chwilę miał wrażenie, że patrzy na coś żółtego i poczuł coś podobnego do papieru w swojej dłoni.
„Trzymaj to mocno, a jak wrócisz to będziesz biegł, biegł tak długo, aż padniesz przy palenisku”

THE END

INFO: Organizuję swój własny prywatny event. Jeżeli ktoś chce się dowiedzieć, co wydarzyło się pod koniec opowiadania i co wydarzy się po nim to zapraszam. Nie przewiduję publikowania tego eventu więc po prostu kto się nie pojawi ten się nie dowie ^^ Chyba, że podczas rozmowy z innymi. Tak czy siak, nie mam konkretnej daty, chce to ustalić z WAMI – CHĘTNYMI. Pisać więc pod tą notką, albo do mnie na gadu, chociaż wolałabym pod notką.

22 stycznia 2015

Ostatnie spotkanie II [Baru Saya]

      Szedł czarnym korytarzem. Złapał za kolejną klamkę i szarpnął.
- Kurwa! – krzyknął szarpiąc się z kolejną. Oparł czoło o drzwi i zaczął uspakajać oddech. – W co Ty pogrywasz? – wyszeptał sam do siebie. Zamknął na chwilę oczy i cofnął się na środek korytarza. Spojrzał w prawo – pełno drzwi, w lewo – to samo. Zacisnął zęby i pięści. Nie wie ile tak chodził, ale powoli tracił zmysły. Zaczął chodzić od ściany do ściany, nawet nie łapał już wszystkich klamek. Trochę jakby się zataczał. Naglę usłyszał echo swoich kroków. Zatrzymał się. Ustały. Ruszył, znowu je usłyszał. Przyspieszył nieco, a echo wraz z nim. Zaczął łapać wszystkie klamki, one nadal nie puszczały. Klepnął jedna futrynę, potem drugą, w następną przywalił.
- Membu! – wrzasnął i potargał swoje włosy. Zaśmiał się, zaczął się śmiać i schował twarz w dłoniach. Przykucnął nadal z tym dziwnym śmiechem wydobywającym się z gardła. Krzyknął i odsłonił oczy zakryte wcześniej dłońmi. Śmiech ustał. Baru spojrzał na jedne z drzwi. Spod nich wydobywało się światło. Wstał i lekko przekręcając głowę ruszył do nich, powoli. Zbliżył się i przejechał po framudze dłonią. Chwycił delikatnie klamkę i równie delikatnie ją przekręcił. Drzwi zaczęły się otwierać…
      Na początku ujrzał światło, bardzo silne światło poraziło jego oczy. Dopiero po chwili dało się widzieć jakiekolwiek kontury. Pokój do którego trafił był cały biały. Podłoga zlewała się ze ścianami. Rozejrzał się mając wrażenie zwolnionego czasu. Pełno sztalug. Stało tu pełno sztalug. Wszystkie miały na sobie płótna, jednak stały tak, że nie dało się zobaczyć co na nich widnieje. Chłopak wszedł powoli do środka, jego wzrok nadal przyzwyczajał się do tych jasności. Dopiero teraz przypomniał sobie o oddychaniu, które wstrzymał przy chwytaniu za klamkę. Rozglądał się cały czas. Ruszył do najbliższej sztalugi dopiero, kiedy całkowicie odzyskał wzrok. Zafascynowany tą zmianą, tą jasnością spojrzał na obraz widniejący na płótnie. Odskoczył lądując prawie, że na kolejnej sztaludze. Na nią również spojrzał odruchowo i znowu się wystraszył. Chciał odwrócić wzrok od tych szpetnych i przepełnionych agresją obrazów, jednak teraz gdziekolwiek spojrzał one go otaczały. Jedynie droga przed nim gdzieś prowadziła. Bez zastanowienia ruszył tam, co chwilę zerkając na płótna. Dobrze wiedział kto jest autorem tych „arcydzieł”. Skrzywił się i przestał całkowicie na nie zerkać. Do czasu. Coś naglę przykuło jego uwagę. Kolor… Na obrazie pojawił się kolor, do tego nie kolor krwi. Baru zatrzymał się i spojrzał na płótno. Całość była jakaś taka smutna, dwie sylwetki, chyba męska i kobieca. Niewyraźne, przedstawione z za długimi nogami i bez twarzy. Mężczyzna trzymał coś w dłoniach, jakieś zawiniątko. Właśnie ono było jedynym kolorem w całym tym obrazie. Chłopak przysunął twarz bliżej, aby dojrzeć cóż to takiego. Nagle usłyszał jak coś przecina powietrze i nad jego głową, prosto w sztalugę trafił nóż. Czarnowłosy odwrócił się gwałtownie i spotkał wzrokiem znajomą twarz. Sztaluga wywaliła się, a obraz spadł na podłogę.
- Co Ty tu robisz? – warknął Białowłosy i ruszył agresywnie w stronę swojego gościa. Baru przytkało. Widok Membu i samo pytanie. Jak to co on tu robi do cholery? Pasożyt wbrew pozorom nie szedł na chłopaka. Pchnął go jedynie gdzieś na bok i postawił sztalugę. Szybko podniósł obraz i ułożył tak jak stał. Przejechał jeszcze palcem po kolorowym zawiniątku i spiorunował Baru wzrokiem.
- To jakaś sztuczka? – wysyczał przez zaciśnięte zęby i wyjmując nóż z sztalugi przyłożył go do gardła chłopaka. Baru zmarszczył brwi i odepchnął jego dłoń.
- Mógłbym zapytać o to samo! – bez zastanowienia wyciągnął nóż tak długo szukany, tan dobrze znany. Membu spojrzał na broń i uśmiechnął się pod nosem. Zrobił kilka kroków w tył i zaśmiał się głośno, tym swoim psychicznym śmiechem. Spojrzał jeszcze na chłopaka i ruszył tam, skąd przybył. W tym zlewającym się pokoju trudno było stwierdzić nawet gdzie są jakiekolwiek kierunki. Zatrzymał się przy sztaludze i pokręcił głową. Zaczął coś malować.
- W moim własnym świcie mi odbija – znowu się zaśmiał, a Baru całkowicie zgłupiał. Przyglądając się uważnie Białowłosemu ruszył w jego stronę. Nóż nadal miał wyciągnięty. Pasożyt jednak przestał zwracać na niego uwagę. Baru zaczął go okrążać, powoli i w dość dużej odległości, ale jednak. Nagle coś przykuło jego uwagę. Zatrzymał się i znowu rozejrzał. Tutaj obrazy były rozwieszone na ścianach. Tutaj ściany były w obrazów. Czarnowłosy otworzył lekko usta i spojrzał po nich wszystkich. Najwięcej przedstawiało chłopca, chłopca w różnych etapach wieku. Inne przypominały wilka, głównie szczenię. Te obrazy miały jakiś kolor, chociaż odrobinkę. Te obrazy jako jedyne nie zawierały ran, okaleczeń, krwi. Chłopak znowu zmarszczył brwi i znowu ruszył okrężną drogą w stronę Membu. Tym razem jego umysł atakowało pełno myśli. Kiedy doszedł już do strony pleców Białowłosego i zaczął się zbliżać, coś spowodowało, że spojrzał na malowany przez chłopaka obraz. Zastygł.
- Matko… - jego oczy rozszerzyły się, a on spoglądał to na świeży obraz, to na te powieszone. Membu również zastygł. Po chwili jednak wrócił do malowania.
- Tu nigdy lęk nie ściga mnie, Ty nie jesteś stąd dlatego od tych stron, proszę Cię z daleka trzymaj się… - wyszeptał nagle Pasożyt. – Widzę Twój świat przez oczy twe, nie przynoś go do mnie, nie zbliżaj tu się. Wiem dobrze co ból i znam setki kłamstw…
- Więc odejść mi daj póki czas – dokończył Baru i ich spojrzenia znowu się skrzyżowały. – To Tristan – wskazał brodą na malowany obraz i na całą resztę wyróżniających się dzieł. Membu zagryzł zęby, a zza jego rękawa zaczął wydobywać się czerwony bat.
- CO Ty tu robisz!?! – krzyknął Białowłosy i bez chwili zwątpienia ruszył na Baru. Bat zatrzymał się na nożu. Zaczęli walczyć.
- Nie udawaj! Jeszcze niedawno odesłałeś mojego przyjaciela! – krzyknął Baru.
- Ty skurwysynie… - chwycił Baru za gardło i przybił do ściany. Ten kaszlnął i drasnął go nożem. Membu automatycznie puścił uścisk i odskoczył kawałek. – Skąd go masz?! – spiorunował chłopaka wzrokiem.
- Od kiedy to jesteś taki ciekawski? – zapytał Baru z kpiącym uśmiechem. Membu na te słowa zaraz się opanował i wyprostował.
- To tylko wyobraźnia… - odparł.
- Nie mój drogi, zrobię tak jak prosiłeś… Dam Ci odejść, odejść póki czas – teraz to Baru skoczył do Membu. Zaczął się pojedynek co chwilę przerywany tym chorym śmiechem. Ostatecznie czerwony bat złapał nogę Baru i po wystawieniu drobnych kolców, cisnął gdzieś, w pustą biel.
- Spójrz na siebie! Jesteś żałosny! Myślisz, że ten nożyk wystarczy?! – Pasożyt znowu się zaśmiał. – Opuściłeś rodzinę, opuściłeś przyjaciół… Opuściłeś syna! – warknął do Baru. – Po co? Tak bardzo chcesz zginąć? – zaśmiał się.
- No popatrz… - wysapał Czarnowłosy. – Czyli jednak Ci się udało… - obolały podniósł się na łokciu. Membu zmrużył oczy i spojrzał na niego. – No co? Zabijałem niewinnych ludzi, tak ja Ty, ojciec mnie nienawidzi, tak jak Ciebie – Baru zaczął wstawać powoli. – Zostawiłem rodzinę, tak jak Ty… - wstał i spojrzał na Membu spod byka. – Opuściłem syna, jak Ty! – krzyknął i już zaraz znowu wisiał w powietrzu trzymany przez Pasożyta.
- Nigdy Go nie opuściłem! To przez Ciebie mnie przy nim nie było! – wrzasnął patrząc mu w oczy. Baru jednak szybko zamknął je, tak, aby Membu nie miał na niego wpływu.
- Wiesz co nas różni – ledwo wydyszał Baru. – Ja mam przyjaciół… - chwycił dłonie Pasożyta wypuszczając przy tym nóż. Membu zacisnął zęby i znowu cisnął nim gdzieś w pustkę. Baru znowu zakaszlał, zostawił nieco karmazynu na idealnie białej podłodze i spojrzał na idącego tu Pasożyta.
- Wiem co planowałeś, chciałeś, abym stał się taki jak Ty, chciałeś usprawiedliwienia, chciałeś dowodu, że taki potwór jak Ty może być w każdym! – wydarł się i ruszył na Membu, mimo pustych dłoni. Zaraz znowu leżał przygniatany kolanem napastnika.
- Brawo, zgadłeś, a teraz Cię zabiję i będę wracać do sił… - wyszeptał Białowłosy do ucha chłopaka i uśmiechnął się pod nosem. Sięgnął po nóż, który wypadł Baru i wymierzył w niego. Już miał zadać ostatni cios, ale Czarnowłosy zablokował cios i szybkim ruchem pozbawił go noża, który wzleciał gdzieś w powietrze, i wyrwał się z uścisku. Membu zaśmiał się.
- Dorwę Cię – prawie, że zaśpiewał. Baru kaszląc ruszył gdzieś przed siebie. Obejrzał się za Pasożytem i… wpadł nagle na jakieś biurko. Wylądował na podłodze, a na niego spadło jakieś płótno. Uwalony farbą wstał i szybko odstawił obraz, tak, że opierał się o biurko. Znowu zastygł. W tym momencie na widoku pojawił się Membu i zatrzymał się gwałtownie widząc co ogląda chłopak.
- Mój Boże… - wyszeptał Czarnowłosy i spojrzał na Membu prawie, że zaszklonymi oczami.
- Zamknij się – powiedział Białowłosy przez zaciśnięte zęby. Baru pokręcił głową.
- To nie tak, to wcale nie tak jak myślałem… - powiedział już głośniej i zrobił krok w stronę Membu.
- Powiedziałem, że masz być cicho! – wrzasnął Pasożyt, jednak ani drgnął.
- Ty chciałeś bym Cię zrozumiał… - wszystko nagle stało się jasne. Wszystkie te złe sny, szeptanie w głowie. Chwalenie złych uczynków, zachęcanie i zmuszanie do nich. Baru chwycił się za głowę. Membu miał na celu odtworzyć to wszystko co On przeżywał. Pewnie nawet sam nie zdawał sobie z tego sprawy. – Nie chodziło o mnie, chodziło o kogokolwiek… - Baru zadrżał i spojrzał w oczy Pasożyta.
- Na pewno czułeś kiedyś wielki strach, że oto mija Twój najlepszy czas, bezradność zniosła Cię na drugi plan, czekanie sprawia że gorzknieje cała słodycz w nas. Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept, tak trudno znaleźć drogę w ciepły sen, słowa zlewają się w fałszywy ton, gdy nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd… - Membu zacytował i zacisnął zęby. Patrzył na Baru, przyglądał mu się. Zacisnął nawet dłoń na czerwonym bacie i ruszył w jego stronę.
- Przepraszam – Baru wypalił nagle i znowu spojrzał Mu prosto w oczy. Membu zatrzymał się centralnie przed jego twarzą. Jego oczy powiększyły się i zrobił dwa kroki w tył.
- Że co? – pierwszy raz, od wielu lat, na twarzy tego chłopaka pojawił się szok. Baru przełknął ślinę.
- Czułeś wielki strach, minął Twój najlepszy czas, bezradność zniosła Cię na drugi plan, czekałeś, ale nie doczekałeś się, została w Tobie sama gorycz… - Baru mówił, a Membu cofał się coraz bardziej w tył. – Żyjąc w nienawiści, w zgrzycie znieczuliłeś się na drobne, miłe gesty. Nie mogłeś spać, wszystko co dobre było dla Ciebie kłamstwem, bo bałeś się wrażliwości, boisz się jej, boisz, bo była biletem w jedną stronę dla Twojej matki – Baru szedł cały ten czas, powoli, w stronę Białowłosego. Na słowo „matki” Mambu podniósł głowę i przywalił Czarnowłosemu bardzo mocno. On zatoczył się i złapał za nos. Podciągnął nim.
- Okłamali mnie z nadzieją że, uwierzyłem i przestanę chcieć, muszę leczyć się na ból i strach.
Gdzie jest człowiek który z siebie sam pokaże mi jak? – Membu znowu się zaśmiał i spojrzał pogardliwie na Baru. On wyprostował się i odsłonił zakrwawioną twarz. Z nosa ściekał strumyczek karmazynu. Chłopak otarł usta rozmazując krew jeszcze bardziej.
- Chodź… - wyciągnął dłoń do Białowłosego. – Pokaże Ci jak… - wyszeptał i podciągnął nosem. 
          Membu zaczął szukać po omacku ściany, szukał czegoś za sobą. Trafił, trafił i z niedowierzaniem patrząc na Baru zjechał po niej. Jego uśmieszek zniknął, w oczach pojawiło się zagubienie.
- Nie Twój ojciec, nie matka, nie Tin i nie Tristan… Ja – dodał Czarnowłosy i znowu, powoli, ruszył w stronę chłopaka.
CDN.

1 komentarz:

Tin pisze...
Złapała się za głowę, zasłaniając uszy dłońmi. - Jak możesz to ożywiać. - Wymruczała boleśnie, przeciągle. - Podły. - Dodała nie tyle z pogardą, co z irytacją. - Ja powiem Ci sekret, a Ty mi go zwrócisz. - Zaczęła mówić szybko, niewyraźnie, niecierpliwie.

9 stycznia 2015

Klęska wiary, fale strachu. [Tin]

9 stycznia 2015

Klęska wiary, fale strachu.

Dziki ryk niósł się po niewinnym śniegu, karcąc go za istnienie. Uderzał o drzewa, ganiąc je za brak rozpaczy. Dotykał nieba, próbując je zawalić. Otulał szukające jedzenia lisy, napawając je strachem.
Dziki ryk wydobywał się z jej gardła, raniąc każdą komórkę, wdzierając się do uszu, plącząc włosy, rozsadzając czaszkę. Przemieniając w zwierzę.

I niby wszystko jest
Tak jak powinno być
Za chwilę zbudzi mnie
Szary świt
Tylko dlaczego ja
Z takim nieludzkim strachem
Nie potrafię

Pogoda była okropna, tak samo zresztą jak nastrój Tin. Musiała ona przybrać ludzką postać, by przeczytać dostarczony jej liścik, przez co marzła niesamowicie, niechroniona puszystym futrem. Dziewczyna skuliła się przy skale by osłonić się przed wiatrem. Potarła dłonie o siebie, by móc ruszać palcami i wyjęła z kieszeni zmiętą karteczkę. Rozłożyła ją i czytała. Bum, rozległo się głośne dudnienie w jej głowie. Wodziła wzrokiem po słowach, udając przed samą sobą, że nie wie o czym do niej napisano, rzuciła papier w śnieg, zadeptała ją butem najdokładniej jak mogła i wpatrywała się w miejsce, w którym ów papier zniknął dzikim, groźnym spojrzeniem. Chcąc, czy nie, widziała. Znała odpowiedzi na pytania stawiane sobie dla pozoru bezpieczeństwa. I rozpadła się na kawałki.

Trudno to zrozumieć
Lecz nic nie daje siły by żyć
Jakaś misterna część
W konstrukcji zdarzeń
Pękła
 
Zaczęła krzyczeć. Nie, to nie był krzyk. To był ryk dzikiego zwierzęcia, które nie ma już niczego do stracenia. Okrutny, przeszywający dźwięk. Wydzierała się na wszystko dookoła. Nie czuła się słaba, wręcz przeciwnie, rzuciła się do biegu, po drodze zmieniając postać na wilczą i po chwili dopadła błądzącego po śniegu jelenia. Chwyciła w zęby jego szyję i zagryzła bezlitośnie, jeszcze przez chwilę pastwiąc się nad jego ciałem, jak nigdy wcześniej. Ryczała, gryzła i szarpała pazurami nieruchomą masę, odrzucając wszystkie myśli. Dopiero gdy opadła z sił ponownie przemieniła się w człowieka i, leżąc na ciele jelenia, wdychając jego ciepły zapach i brudząc dłonie, włosy i twarz ciepłą krwią krzyczała na cały głos, choć gardło miała zupełnie zdarte. - Nigdy Ci tego nie wybaczę! Nigdy, rozumiesz, Baru? Jeśli coś mu się stanie... - Na zmianę wypowiadała te słowa zanosząc się niekontrolowanym szlochem, choć płakać wcale nie chciała. Miała ochotę gryźć, szarpać, walczyć. Tak bardzo chciała zrozumieć Baru, ale nie mogła. Po prostu nie mogła uwierzyć w to, że ktoś może tak bardzo ją skrzywdzić z premedytacją, a przy tym narażać własne życie. Podniosła się, na chwiejnych nogach podeszła do najbliższego drzewa i zaczęła uderzać w nie zaciśniętymi pięściami z całej siły. Po chwili krew zabitego jelenia zmieszała się z jej własną, skóra na dłoniach popękała, kości kruszyły się jak szkło.

Chciałem zreperować świat
A oto widzę, że sam
Jestem jednym z tych cholernych drani i świń

I zobaczyła postać. Białowłosego, jej Wilka, którego tak skrzywdziła, i za którego mogłaby w tamtej chwili umrzeć. Odchodził, nie widziała jego twarzy, znikał pomiędzy drzewami. Ramiona Tin opadły wzdłuż jej tułowia jak kłody, krew z dłoni kapała na śnieg, zmieniając jego kolor na truskawkowy, a dziewczyna biegła w stronę zjawy potykając się, przewracając, co chwila tracąc równowagę. Błagała, krzyczała, próbowała się tłumaczyć. Boże, przecież jedyne czego chciała, to rozmowy. Chociażby ostatniej. Nic z tego. Jej noga zaczepiła się o korzeń, twarz wylądowała w śniegu, wyczerpane ciało znieruchomiało.

Dopiero teraz wiem jak nisko upada
Kto nie wypełnił swego czasu w pokorze
Oto dlaczego tak się obawiam
Że za minutę trzeba będzie wstawać i żyć

Otworzyła oczy, gdy było już ciemno. Czuła przyjemne kołysanie, co więcej, wcale nie było jej zimno, choć przez kilka godzin leżała w śniegu. Miała wrażenie, że ktoś usypia ją do snu jak dziecko, nikogo jednak nie widziała.

Szeroka droga
Nie była moja
Jasna siła
Utracona

To las, las ją tulił. Las kołysał, uspokajał skołatane nerwy, opiekował się tymi, którzy zbłądzili. Dobrze, Tin. Ciepłe szepty muskały jej ucho. To jego kolej by wybaczyć.




Na pewno czułeś kiedyś wielki strach
Że oto mija twój najlepszy czas
Bezradność zniosła cię na drugi plan
Czekanie sprawia że gorzknieje cała słodycz w nas
Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept
Tak trudno znaleźć drogę w ciepły sen
Słowa zlewają się w fałszywy ton
Gdy nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd
Okłamali mnie z nadzieją że
Uwierzyłem i przestanę chcieć
Muszę leczyć się na ból i strach
Gdzie jest człowiek który z siebie sam pokaże mi jak
Kto pokaże mi jak?



[To nie miało być ładne ani fascynujące. Tylko mi smutno. I tak wyszło.]

7 stycznia 2015

Ostatnie spotkanie [Baru Saya]

"Moi drodzy, nie chcę owijać w bawełnę. Na początku chciałbym przeprosić, przeprosić za to, że nie miałem odwagi powiedzieć Wam tego w oczy..."
<_Baru_> Basior był dziś bardzo niespokojny, chodził po polanie od jednego drzewa do drugiego, dziś pełnia. Rozejrzał się i usiadł wydychając głośno powietrze. Miał nadzieję, że Seiye się jednak pojawi.
<Seiye> Siedział w swojej grocie rozmyślając nad przebiegiem wszystkiego, nie wiedział czego ma się spodziewać ale mimo to był gotowy na wszystko. Kiedy już wyszedł z groty od razu wzbił się w powietrze kierując się na polanę gdzie zwinnie omijając gałęzie wylądował na granicy polany - witaj Baru i mam nadzieję że jesteś gotowy
<_Baru_> Spojrzał od razu w jego stronę i wstał. Kiwnął łbem. - Też mam taką nadzieję. Możemy... możemy nie tutaj? Nie chciałbym świadków - dodał i zagryzł kły.
<Seiye> skinął łbem na znak że rozumie - wiec chodźmy... - najlepszym miejscem wydała sie grota Seiye do której właśnie zaczął zmierzać, tam bynajmniej miał nadzieję że nikt im nie przeszkodzi
<Aldieb> - Salve. - Przywitała, się wychodząc zza wysokich pni drzew. Jej szare oczy powędrowały od Baru do skrzydlatego wilka. Kącik ust uniósł się w subtelnym uśmiechu, a dziewczyna podeszła bliżej, wychodząc z mroków lasu.
"...Przeprosić  za to, że możecie uznać to za puste słowa, przecież są tylko napisane. Za to, że bałem się waszej reakcji, że brałem pod uwagę kogokolwiek sprzeciwy. Właśnie z tych powodów możecie jedynie przeczytać to, co chcę Wam przekazać. Wyruszyłem na ostatnie spotkanie z Membu. Czemu ostatnie? Bo tylko jeden z nas może wrócić.

Chcę podziękować, tym obecnym i już nieobecnym. Podziękować za cierpliwość i wyrozumiałość. Podziękować za ciepło, za pomoc. Za głośny śmiech, za wibratory, za wygłupy, za narkotyki, za przygody, za sylwestra, nawet tego nie udanego, za Wigilię, za prezent marchewkę, za, za, za… Wszystkiego nie da się wymienić. Za to, że mam swój prawdziwy dom. Dzięki Wam wiem kim jestem i wiem dla kogo żyję. Żyję, no właśnie. Nie wiem, czy kiedy to czytacie jeszcze żyję. Mimo wszystko, dziękuję i przepraszam Was wszystkich i każdego z osobna. Dziękuję, że jesteście i przepraszam, że czasem mnie nie było."

<_Baru_> - Witaj Al, wybacz, ale musimy Cię opuścić... - powiedział z uśmiechem. - Zaraz będziemy - dodał i kiwnął jej łbem. Ruszył za wilkiem i po drodze przybrał postać jakszy. Na miejscu wyciągnął z skórzanej sakwy, powieszonej przy boku kilka kopert. Pokazał je Seiye. - Po wszystkim dasz to innym? Podpisane... - spojrzał na niego proszaco, nie chciał słyszeć teraz żadnych komentarzy.
<Seiye> spojrzał w kierunku dziewczyny przepraszająco - wybacz Aldieb... - normalnie by poleciał lecz niestety tym razem nie mógł, docierając do rzeki ruszył w górę docierając w końcu do wodospadu gdzie poprostu wskoczył na skałę a następnie przeszedł przez ścianę wody. W grocie było dość ciepło  i przytulnie za sprawą tego że cała była porośnięta mchem a we wnęce jednej ze ścian paliło się ognisko. Tam zaś spojrzał na Baru i na koperty które trzymał - przekażę... choć one nie będzie to konieczne wiesz?

"Dalio, Dalii, Biała… Tobie najwięcej zawdzięczam i Ciebie najbardziej przepraszam. Wiem, wiem i nawet nie mam zamiaru się tłumaczyć. Jesteś zła i będziesz. Mam jednak nadzieję, że wiesz dlaczego to robię. Chce Ci podziękować za to, że zawsze byłaś, że zawsze jesteś. Za to, że rozumiałaś mnie bez słów i za to, że nie zaczęłaś na mnie inaczej patrzeć pomimo tego co zrobiłem, co robiłem tym wszystkim ludziom. Dziękuję za Twój uśmiech, Twoje oczy. Dziękuję, że mogłem zwariować na Twoim punkcie. Dziękuję za zaczepki, drobne złośliwości i zadziorne uśmiechy. Jednak przede wszystkim dziękuję za naszego syna. Bardzo Ciebie przypomina, dziękuję i przepraszam. Przepraszam jeżeli przeze mnie zostaniesz z nim sama. Przepraszam, jeżeli przestanie mieć ojca. Przepraszam, jeżeli zostanę tylko wspomnieniem. Proszę… nie zapominaj o mnie, nawet jeżeli już nie wrócę. Proszę, nie zapominaj, że Cię kocham."

<_Baru_> Poklepał Seiye po łbie i nie skomentował. Po prostu usiadł. - Ładnie mieszkasz - uśmiechnął się do niego. - Możemy zaczynać? Mam coś zrobić?
<Seiye> westchnął tylko po czym usiadł dokładnie na wprost niego - od razu mówię że nie będzie to na początku dla ciebie przyjemne, będziesz czół łaskotanie w głowie, a może nawet ból... ale mimo tego pod żadnym pozorem nie wolno ci przestać patrzeć w moje oczy rozumiesz? - w czasie kiedy to mówił uniósł łapę do góry a kiedy jego oczy zabłyszczały pojawiło się przy nich martwe ludzkie ciało - jeżeli uda się go pozbyć z twojego ciała będzie musiał się gdzieś podziać, to ważne by mógł przeżyć...
 
"Liam, synu. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o dzielnych wilkach? Teraz musisz być naprawdę dzielny! Najdzielniey ze wszystkich! Ucz się kontrolować zdolności, nie zapominaj o zadaniu, które dostałeś. Jeżeli uda Ci się stworzyć ogień i oddychać w jednym rytmie to będzie wielki postęp. Tata musi na trochę zniknąć, mam ważne sprawy do załatwienia. Pamiętasz? Dorośli mają czasem ważne sprawy i znikają. Pilnuj mamy, psoć się jej dużo i rozśmieszaj ją. Nie zapominaj o zabawie. Dziękuję Ci, że jesteś synku. Kocham Cię."

<_Baru_> Pokiwał głową, zaraz jednak zmarszczył czoło. - Seiye? Co Ty robisz? Miałeś mnie przenieść do mojej podświadomości, a nie się go pozbywać...
<Seiye> wiem Baru, to na wszelki wypadek wszystko się może zdarzyć pamiętaj o tym... i ja tam niestety będę z tobą ktoś musi cię z tam tąd zabrać - zamknął oczy skupiając się i przypominając wszystko - gotowy?
<_Baru_> - Nie, robimy tak jak ustaliliśmy wcześniej - przejechał palcami po przywieszonej przy boku pochwie od noża. - Mówiłem Ci przecież, On Cię nie wpuści tak daleko jak ja muszę iść, a ja mam swój sposób na wydostanie się. Gotowy - powiedział i spojrzał w oczy wilka.
<Seiye> nie zapominaj ze ja także mam swoje sposoby... patrz teraz dokładnie w moje oczy i pamiętaj nie wolno ci nawet mrugnąć! - kiedy już otworzył oczy miał przerażająco rozszerzone źrenice, dokładnie skupił się na oczach Baru a następnie zaś przerywając ciszę zaczął wypowiadać dziwaczne słowa niezrozumiałe dla Baru. Zdanie było bardzo długie mniej więcej w połowie Baru zapewne już odczuwał łaskotanie a następnie ból a ich oczy stopniowo stawały się czarne, kiedy już dotarł do ostatniego wyrazu obaj mieli
<Seiye> całkowicie czarne oczy i przenieśli się w podświadomosci Baru. Ich ciała zostały na miejscu żyły ale tak jakby były nieobecne duchow.
"Syriusz, Ser, Pleśniaku! Hah Ty kawalerze! Mam nadzieję, że kiedy zniknę to znajdzie się kto inny do grzania Ci mentalnie legowiska. Jednak kiedy wrócę, a ktoś taki będzie… Oj, wtedy się strzeż! Pamiętaj o Klusku, pilnuj go i skop dupę każdemu, kto nazwie go robotem. Dziękuję za dowartościowywanie, za wyznania, za nadzieję. Przepraszam, że nam nie wyszło, no cóż. A tak poważnie, Serku dziękuję za podnoszenie na duchu, za Twój wesoły pysk, twarz też. Trzymaj to Stado razem, tak jak do tej pory i nie odpuszczaj! Oczywiście nie zapominaj o swoim kochanku, a jak wrócę to pamiętaj o odpowiednim „poczęstunku” i powitaniu."

<_Baru_> Spojrzał w oczy i zacisnął lekko zeby kiedy poczół ból. Nic jednak nie odwróciło jego wzroku od oczu wilka i juz po jakimś czasie znaleźli się w czarnym pomieszczeniu. Baru rozejrzał się, było pusto, zero wspomnień. Spojrzał na siebie. - Seiye? Moje ciało, muszę tu mieć ciało inaczej mi się nie uda... - spojrzał na wilka, który stał obok.
<Seiye> było to dla niego męczące to co właśnie zrobił ale mimo to jakoś się trzymał - tym się nie martw Baru jeszcze chwila i będziesz miał ciało z krwi i te prawdziwe musiało zostać inaczej się nie dało - wyglądali tak jak w momencie gdy się przenosili lecz będąc w podświadomości Baru byli w tej chwili niczym duchy, byli przejrzyści... do czasu gdy zaczęli nabierać kolorów, a po kilku minutach byli już sobą mieli ciała tak jak przedtem - niestety nie wszystko działa tak szybko jakbyśmy chcieli, pamiętaj Baru też
<Seiye> o tym że mamy niewiele czasu... masz zaledwie 2 godziny potem opadnę z sił i oboje stąd znikniemy
<_Baru_> Ciało, które dostał było jego, jego prawdziwe. To z jaskini zniknęło, jeżeli nie zrobił tego Seiye, to zrobił to Pasożyt. Baru spojrzał na Seiye. - Tutaj nie istnieją Twoje prawa, tutaj on decyduje, uwierz, byłem w swojej podświadomości i znam Go lepiej niż Ty. - W tym miejscu negatywna enegia Membu odziaływała dużo mocniej na Baru, dlatego mógł wydawać się nie przyjmeny. Chłopak rozejrzał się. - Teraz wiem dlaczego tyle milczał, przygotował to miejsce... Normalnie pełnoby tu było wspomnień... - powiedział
<_Baru_> i ruszył przed siebie. Zerknał na Seiye. - Ty możesz już znikać, teraz mam swoje ciało i tu nie ma znaczenia kto mnie sprowadził.
"Asmdeusz i Ves, Ves i Asmo… Wy spadliście z jednego księżyca. Oboje wkręcaliście mi różne różności na temat ludzkich przedmiotów, oboje powodowaliście szeroki uśmiech na moim pysku. I Tobie Ves, i Tobie Asmo dziękuję za to. Jedyne za co mogę przeprosić, to, że nie na wszystko się nabierałem heh. Mam nadzieję, że kiedy wrócę, przywitacie mnie tabunem dziwnych „cosiów” i nawciskacie najróżniejszych kitów na temat ich działania czy pochodzenia. Dziękuję Wam, że jesteście."
<Seiye> czuł się się tam nieswojo, rozglądał się tak jakby wypatrywał zagrożenia ale mimo to coś jednak wyczuwał coś co go bardzo przytłaczało coś co nie mogło się uwolnić - wspomnienia gdzieś tu są... czuje je... a zniknąć nie mogę, jeżeli ja to zrobię znikniesz i ty - nie było to prawdą... powiedział tak ponieważ miał też swoje plany
<_Baru_> - Pewnie, że są ... za drzwiami - pomieszczenie w którym się znajdowali to długi czarny korytarz. Pełno było w nim drzwi. Baru chwycił jedną z klamek i pociągnął. - Zamknięte... - nie zdziwiło go to ani trochę. Pasożyt się przygotował. Chłopak spojrzał na Seiye. - Miałeś przekazać kopert, idź - powiedział, narazie spokojnie. - Dobrze wiem, że nie zniknę. Nie wypuści mnie.
<Seiye> westchnął słysząc jego słowa - wybacz ale nie mogę... a kopertami się nie martw, trafią do swoich adresatów - wiedział co mówi ponieważ grota w której zostały koperty była zaczarowana i jeśli coś do kogoś było zaadresowane, to w niewyjaśniony sposób w ciągu kilku godzin trafiało w odpowiednie ręce. Seiye rozglądał się wszędzie rozmyślając nad tym co on sam planował już dawno, nie zamierzał o tym mówić Baru gdyż ten by się nie zgodził, w pewnej chwili poprostu się zatrzymał i już nie szedł dalej
"Raksha, Raku, siostro Ty moja… Mendo… Hah. Tęsknię za Tobą pisząc to wszystko. Wiem, masz swoje sprawy, każdy ma. Nie umiem się na Ciebie gniewać i właśnie za to chce podziękować. Nie zrobiłaś nic nadzwyczajnego, nic wielkiego. Po prostu byłaś, słuchałaś, rozmawiałaś, ostrzegałaś. Dziękuję, za to, że traktujesz mnie jak brata. Za to, że mimo tej mrocznej otoczki z łatwością przychodzi Ci pomaganie. Za to jaka jesteś. Przepraszam, że mało kiedy mogłem Ci pomóc. Przepraszam za roztrzepanie i moje głupie pomysły. Proszę, pamiętaj o Stadzie, pamiętaj o Dzieciach Nocy. Proszę pomóż Al. Jeżeli nie wrócę pomóż Dalii i Liamowi, jeżeli nie wrócę, pomóż znaleźć zastępcę na moje miejsce. Tylko nie smuć się za długo, jesteś przecież silna. Kocham Cię siostrzyczko."

<_Baru_> Nic nie powiedział, bowiem na korytarzu rozległy się kroki. Spojrzał gwałtownie w ich stronę. - Kłamca, kłamca... - coś nagle wyszeptało do ucha Seiye i zaśmiało się złośliwie. Już zaraz przed jego pyskiem stał białowłosy chłopak. Jedno jego oko było żółte, drugie błękitne. Uśmiechnął się szeroko do wilka i spojrzał prosto w oczy. - Jesteś Seiye taak? - zapytał głosem niczym nie z tego świata.
<Seiye> Seiye zaś słysząc a po chwili widząc Membu zamknął oczy i cicho się zaśmiał - tak jestem Seiye a ty zapewne jesteś Membu i właściwie miałem nadzieję że zobaczę kogoś bardziej przerażającego... - otworzył oczy i tym samym w typowy dla niego sposób się uśmiechnął. Od samego początku będąc tam wiedział czego może się spodziewać tym samym ciężko będzie go zaskoczy.
 
"Aldieb, Alu, Al. Chyba więcej tych licznych pseudo nie używałem. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja wspólnie planować różne atrakcje. Nawet jeżeli nie, to chciałbym podziękować. Zawsze dbałaś o rozwój Stada Nocy, dziękuję, że i mi pozwoliłaś stać się częścią jego głowy. Dziękuję za wyrozumiałość w sprawach libacji alkoholowych, których, no cóż, często bywałem organizatorem, oczywiście i za to przepraszam.  Dziękuję za docenianie, ale pamiętaj, że incydentu z rasizmem nie zapomnę. Ten plus za mało będzie Cię prześladował! Dziękuję Ci za wszystko i przepraszam, jeżeli kiedykolwiek nawaliłem."

<_Baru_> Osobnik przyjrzał się dokładnie usmieszkowi wilka i znowu spojrzał w jego oczy. Zacmokał i pogroził mu palcem. - Mama Cię nie uczyła, że nie ocenia się książki po okładce? - uśmiechnął się cynicznie. - Daj mu spokój - odezwał się Baru i zmarszył czoło. Nie uzyskał jednak reakcji.
<Seiye> słowa Membu wywołały w nim tylko kolejny śmiech - matka mnie niestety porzuciła więc daruj sobie lepiej słowa o których sam zapewne nie masz pojęcia - przymrużył tylko oczy które zabłyszczały, nie bał się patrzeć mu w oczy nie był on niczym przerażającym.
 ...
W tym momecie Baru już wiedział. Seiye wpadł w zasadzkę. Jego wilcze ciało osunęło się na ziemię, a białowłosy chłopak nadal uśmiechał się cynicznie.
- Śpij, słodko śpij... - zaśpiewał mu i zaśmiał się znowu. Użył swoich zdolności. Seiye właśnie wrócił duchem do jaskini, do swojego ciała. Membu przez spojrzenie mu w oczy przenósł Go do równoległego świata, a wilk nie był już z nimi. Jedynie myślał, że nadal jest i dalej toczył swój bój. Ocknie się w swojej jaskini, myśląc, że wraca razem z Baru z udanej "misji". Baru jednak nie będzie, ani duchem, ani ciałem. Na ziemi zostanie jedynie koperta zaadresowana do Seiye.
"Seiye, Sei. Dziękuję. Dziękuję za to co zrobiłeś i przepraszam. Przepraszam za zachowanie w podświadomości. Pod wpływem Pasożyta  bywam bardzo wredny. Dlatego musiałem iść sam. Nie byłbyś tam bezpieczny. Przepraszam, jeżeli będziesz się obwiniać. To nie Twoja wina, nie powiedziałem Ci wszystkiego. Membu ma pewną zdolność. Służą mu do tego oczy, kiedy w nie spojrzysz… no cóż. Przepadasz. Pasożyt tworzy wtedy aluzję w Twojej głowie, bardzo realną. W rzeczywistości Twoje ciało leży nieruchomo z szeroko otwartymi oczyma, a Ty nawet nie wiesz, że siedzisz w swoim umyśle. Kiedy to czytasz jesteś już wolny od tej techniki. Przepraszam, ale wiedziałem, że nie będziesz mnie chciał zostawić samego. Proszę, zajmij się szkoleniem Liam’a, tak jak robiłeś to dotychczas. Dziękuję za wszystko."

Czarnowłosy chłopak spojrzał na znikającego Pasożyta swoimi fiołkowymi oczyma. Spojrzał na długi, czarny korytarz i westchnął.
- Witaj moja podświadomości... - teatralnie rozłożył ręce. Zaraz je opuścił i ruszył czarnym tunelem...
"Tin… Przepraszam, musiałem."

CDN. 
[Taka moja drama. Baru nie ma, mnie nie ma. Mam pełno roboty i spraw do nadrobienia. Jeżeli pojawię się na Evencie to pod postacią innego stworzontka.]

 

4 komentarze:

Tin pisze...
[Boże, Baru, Ty to jednak. Serce mi waliło podczas czytania i dłonie się trzęsły, naprawdę! Tak pięknie tworzysz nastrój. Wracaj szybko i pisz dalej.]
[Nie powiem, połowa listu do Sera to jakaś kurde gejoza, co mnie rozbawiło. Choć nie na tyle, by się śmiać. Dla mnie to w sumie szok... Jak nie wrócisz, to ja Cię jakoś dopadnę, serio. Nie możesz mnie tak zostawiać, Mendo. /Syriusz.]
Aldieb pisze...
Przeczytała wstęp i przeznaczony dla niej list. Szare tęczówki śledziły linijki drobnego tekstu, kiedy szybko pochłaniała wzrokiem kolejne słowa. Jej twarz nie zmieniła wyrazu, jedynie spojrzenie stało się jakby nieco chłodniejsze. Kiedy skończyła, uniosła oczy, jednak nie było nikogo, komu mogłaby odpowiedzieć. Za to w głowie pojawiła się plątanina nieprzyjemnych myśli. Jedna za drugą, każda pociągała kolejną, tworząc chaos, jakby zbierały się chmury burzowe.
Dziewczyna nadal skryta pod fasadą zimnego spokoju zmięła w rękach kartkę papieru. Nic nie powiedziała. Zacisnęła jedynie wargi i bez słowa odeszła.
Rakshasha pisze...
Pantera nie była dziś sobą, bo jak mogła, przeczytawszy coś takiego? Długą chwilę gapiła się na zapisaną kartę z pustką w sercu i niedowierzaniem w ślepiach, póki emocje nie zaczęły przedzierać się przez beznadzieję i atakować zszokowany umysły.
Róg listu zajął się ogniem, ale przygasiła go łapą, ledwie odczuwszy swąd spalenizny, ukłucie poparzenia czy ból w piersi. Odwróciła się od słów, które wciąż brzmiały w myślach, od białej karty, która zdawała się podążać wciąż za nią. Wybiegła z jaskini, pędziła przed siebie, jakby goniło ją stado diabłów, a burzowe chmury lunęły deszczem, przemaczając panterę do ostatniej warty miękkiego futra. Biegła dalej. Biegła, póki ból w łapach nie zmusił do zatrzymania na krawędzi nieznanego jej klifu - czyżby tak daleko pobiegła? Spoglądała w dół, na płynącą rzekę i nawet nie próbowała odróżnić, czy ból rozpierający jej pierś pochodził od magii, czy od burzy uczuć, których nie chciała rozumieć. Woda spływała po czarnej sierści, słone krople co rusz dostawały się do rozwartego pyska, z którego dobiegał nierówny oddech.
Przymknęła zaszklone ślepia, zacisnęła szczęki. Burza rozszalała się na dobre, jej skrzydła leżały bezwładnie przy bokach, a ona sama wyglądała jak posąg, nieruchoma, twarda, nawet dawne wrażenie mroku wokół jej osoby powróciło.
"Wrócisz, Mendo" - zabrzmiały w czaszce silne słowa. - "Zaopiekuję się nimi do Twojego powrotu, bracie." - I miała już tylko nadzieję, że jakimś cudem do niego dotarły, że starczyło jej magii, która zaniosłaby te słowa, choćby same ich echo...
Zawróciła, miała obowiązki do wypełnienia, obietnice do dotrzymania. Musiała być silna.

[Mini drama w odpowiedzi.
Przeczytałam już wczoraj, ale dopiero dziś coś wydusiłam. Się, kurdę, wzruszyłam...]