Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

30 kwietnia 2011

Freedom. [Esthriv Vreme]

30 kwietnia 2011

Przy słuchaniu ,,Melodyii",  jakoś mnie tak natchnęło i jeb - coś nabazgrałam.
Randomowa postać.
_________________________________
      Wilczyca szla przed siebie, by uciec od wszystkiego. Była w środku lasu. Usłyszała szum wody, ruszyła w tym kierunku.  Przedzierając się przed gąszcze i błoto,odgarnęła smukłą łapą krzak. Przeszła kawałek dalej, a jej oczom ukazał się niezwykły widok…
Wielka łąka, z żywo–zieloną trawą. Zadbane drzewa,przepiękny wodospad, z którego powstaje spokojna rzeka.  Przelatujący orzeł przysiadł na czubku drzewa.  Ciepły podmuch wiatru otulił futro wilczycy, a ta zamknęła oczy i uśmiechnęła się. Promienie słońca zaświeciły Jaśniej i cieplej.
Łapy jasnoszarej zaczęły się poruszać. Poruszać w tańcu.Tańcu wolności. Tańcu szczęścia.  Młoda kręciła się, skakała, obracała… Wszystko zatrzymało się w miejscu. Cały świat.Tylko ona i łąka.  Spokój. 
Szczęście…
                   ... Wolność....
                                             ...Spokój....

      Reszta zwierząt poszła w ślady wilczycy.  Ptaki łatały wesoło po jasnym niebie.  Gryzonie plątały się pod łapami wilczycy,podskakiwały.  Sarny zaczęły wysoko i szczęśliwie skakać po polanie. Indianie, siedzący gdzieś z uboczu, klaskali w rytm tańca.
Był to taniec wolności, szczęścia, radości, harmonii,spokoju…  Słowa nie dały rady tego opisać.

Esthriv Vreme (09:06)

26 kwietnia 2011

Back. [Aldieb]

Chciałabym tylko zaznaczyć, że wszystko dzieje się w lutym, kiedy padał śnieg, Nikita żyła[czy coś tam takiego] itd. @_@
Ostatnie część mojego opowiadania, w sumie mało wnosząca, ale dobra.
I proszę, zacznijcie czytać w momencie, kiedy w podkładzie zaczną się słowa. Noo.. to tyle.

Cold. Part I
Silence. Part II
Memories. Part III

-------------------------------

Back.




Lost in the darkness, hoping for a sign.
Instead there is only silence,
Can't you hear my screams?

Cisza. Coraz bardziej się zacieśniająca. Dławiąca, nie pozwalająca oddychać. Ciężka, gęstniejąca, wręcz namacalna. I mrok, wspierający ją wszystkimi swoimi mocami. Nieprzenikniona, wszechogarniająca ciemność. A ja, mała istota, wśród tej głuszy. Nic nieznacząca i obca w tym świecie. W nicości.
Spanikowana rozglądałam się w około, pragnąć wypatrzeć błysk światła, odrobinę nadziei, wyjście. Jednak czerń była nieprzerwana, jednolicie głęboka. Wyjście... wyjść, uciekać, biec... Biegnij!
Poderwałam się do biegu. Moje łapy uderzały o niewidzialną powierzchnię, ścigając się z rytmem rozszalałego serca. Oddech rzęził mi w krtani, łzy gęstymi strumieniami płynęły po policzkach. Uciec, uciec z tego miejsca...
Z każdym krokiem traciłam siły. Niewidzialne macki owijały się wokół moich nóg coraz bardziej utrudniając mi poruszanie się. A otoczenie pozostawało wciąż to same. Czerń. Wszędzie.
Krzyknęłam, zatrzymując się gwałtownie. Gdybym biegła dalej umarłabym z wyczerpania. To miejsce nie miało końca. Kto wie, może nawet to że się przemieszczałam było iluzją. Schyliłam głowę ciężko dysząc. Myśl, myśl... Jak stąd uciec? No jak?

***

Płatki śniegu, niczym anielskie pióra zawirowały w powietrzu, tańcząc z wiatrem, do tylko im znanej melodii. Miękki puch z każdą minutą coraz dokładniej pokrywał ziemię puszystym kocem. Drobne ciało, ciemnobrązowej wilczycy leżało samotnie w lesie, a śnieg otulał ją niczym kołdrą. Jej futro usiane było niepowtarzalnymi, sześcioramiennymi płatkami, iskrzącymi się w promieniach słońca.

***

Szara wilczyca szła przez las, mijając ogołocone z liści drzewa. Mimo, że była niewidoma, bez trudu wybierała drogę, klucząc pomiędzy roślinami. Nagle jej uwagę przykuł znajomy zapach. Zawróciła podążając, za coraz bardziej nasilającą się wonią. W końcu doszła do nieruchomego ciała, przykrytego warstwą białego puchu. Zniżyła pysk do postaci wilczycy i położyła jedną łapkę na jej boku. Jej serce biło, oddychała. Jednak szamanka czuła, że coś jest nie tak. Przymknęła oczy, myśląc gorączkowo. Aldieb żyła, jej ciało było całe i nienaruszone, wyglądało na to, że narządy wewnętrzne również są nieuszkodzone. Z całą pewnością stan w jakim się znajdowała to nie był sen. W takim razie, może... Nikita wciągnęła ze świstem powietrze, gwałtownie otwierając oczy. Jej ciało pozostawało w śpiące, ale było puste. Jej dusza znajdowała się gdzie indziej i możliwe było, że nie wiedziała jak powrócić. Nie mogła tego tak zostawić...

***

Uciec, uciec. Wrócić do domu, do przyjaciół... Jak stąd wyjść? Słyszy mnie ktoś?! Jest tu kto? Halo!
Krzyczałam, wołałam, ale wypełniająca to miejsce gęsta cisza, wypierała wszystkie dźwięki. Z każdą chwilą traciłam nadzieję, na powrót do mojego świata. Gdybym tylko wiedziała co powinnam zrobić...
Tępy ból. Pustka. Szara mgła zalała mój umysł tłumiąc wszelkie odczucia. Stałam nieruchomo, sztywna, nie mając odwagi drgnąć. Czekałam na swój koniec. Już nic nie mogło mi pomóc.
Umrę. Wśród ciszy i czerni. Sama.

***

Nikita była większa od innych lisów, jednak mimo drobnych rozmiarów Aldieb i tak miała problemy, żeby przenieść ją do swojej jaskini. Gdy w końcu jej się to udało, położyła jej nieprzytomne ciało po środku jaskini. Dopadła do skrzyni pełnej zwojów, słoików, woreczków oraz innych dziwnych przedmiotów. Wygrzebała z niego czarne pudełeczko. Wróciła do ciała przyjaciółki, po czym zanurzyła łapę w pojemniku. Następnie zaczęła wodzić nią po zimnym kamieniu, rysując znaki charakterystyczne dla sztuki szamańskiej. W następnej kolejności zapaliła pięć świec, stawiając je w równych odstępach, wokół nieruchomego ciała. Skończywszy przygotowania, wzięła głęboki, uspokajający oddech. Usiadła przy ciemnobrązowej wilczycy, po czym przymknęła oczy, nucąc melodię złożoną z pradawnych słów o niesamowitej mocy. Kołysała się w jej rytm, coraz to bardziej zagłębiając się w granicę światów. Pozwoliła by zimna toń ogarnęła jej duszę, porwała ją.

***
Aldieb...
           Gdzie jesteś?

Niewyraźny szept dobiegł do mej świadomości. Zamrugałam powiekami, zaskoczona. Utracona nadzieja, na nowo, nieśmiało zagościła w mym sercu. Chciałam  krzyknąć, zawołać, jednak brakowało mi sił. Oddech pogłębił się, wraz z moim staraniami. Musiałam dać jakiś znak...
Tutaj! Pomóż mi...
Zachwiałam się, kiedy poczułam jak nogi się pode mną uginają. Nagle ogarnęło mnie nieznośne zmęczenie. Z trudem utrzymywałam się na łapach.
Nagle poczułam czyjś ciepły dotyk, na moim futrze. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak było mi zimno. Coś mnie chwyciło, pociągnęło ku górze. Krzyknęłam zaskoczona. Czułam przyjazne ciepło, pochodzące od trzymającej mnie istoty, ale ból rozrywający moje członki, nie pozwalała mi jej zaufać. Szarpnęłam się gwałtownie, mimo to istota trzymała mnie mocno. Nie mogłam oddychać, ruszać się. Świat zawirował. Parzące słońce ciągnęło ku góry, a zimne macki trzymały od dołu. Tortury zdawały się nie mieć końca, gdy nagle rozbłysło oślepiające białe światło. A potem nastała ciemność.

***


Zamrugałam oczyma, wybudzając się powoli. Głowa pulsowała mi tępym bólem, miałam wrażenie, jakbym spała bardzo, bardzo długo...
W pewnym momencie dostrzegłam postać Nikity, a zaraz potem rozpoznałam jej jaskinię. Lisica podeszła do mnie uśmiechając się ciepło. Wyglądała na bardzo zmęczoną, jakby nie spała od wielu dni.
- Już się obudziłaś. Pamiętasz może co się stało? - spojrzałam na nią, trochę nieprzytomnie. Nic nie pamiętałam, nie rozumiałam co się dzieje. - Mhm.. No tak. Znalazłam Twoje ciało w lesie, jednak Twoja dusza znajdowała się gdzie indziej. Musiałam odprawić rytuał, żeby pomóc Ci wrócić.  Być może wspomnienia wrócą po jakimś czasie, ale jest też możliwość, że nigdy sobie nie przypomnisz co tam się stało.Skinęłam głową, przyjmując informację do wiadomości i pod dźwignęłam się do pozycji siedzącej. W następnej chwili krzyknęłam, zwijając się w kłębek i łapiąc się za głowę. Pamięć wróciła nadspodziewanie szybko i gwałtownie. Ostatnie wydarzenia w błyskawicznym tempie przewijały się przez mój umysł, ciągnąc za sobą falę emocji. Gdy wszystko minęła oddychałam ciężko jak po maratonie. Spojrzałam ponuro w oczy Nikity. Wiedziała, co się właśnie stało. Nie pytała o nic więcej. Rozumiała...


Aldieb (12:51)

Zbyt słaba by żyć, zbyt słaba by umrzeć... - Początek bez końca cz. X [Szera]

26 kwietnia 2011

Znowu o tym samym... Nie zmuszam do czytania...
Przepraszam za zmianę koloru, ale pisałam gdzie indziej i wkleiłam.
__________________________________


Leżałam w norze przewracając się z boku na bok. Czoło ociekało od potu. Usta odcinały się fioletem na tle bladej skóry. Mokre włosy przylgnęły do czoła. Zadrżałam z zimna, a gdy tylko poruszyłam się fala gorąca zalała moje ciało. Przewróciłam się podnosząc na rękach. Wygrzebałam się z nory. Chłodne powietrze dotarło do mych płuc wywołując kolejny dreszcz. Noc była mroźna. Odgarnęłam grzywkę zakrywającą podkrążone oczy. Zrobiłam pierwszy krok. Potem następny. Wlekłam się bezsilnie wiedząc, że jeżeli upadnę już nie wstanę. Ta myśl wywołała na mej twarzy ironiczny uśmiech. Czy to nie tak jak w życiu? Nie potrafiłam się podnieść. Przystanęłam jedną ręką opierając się o drzewo. Czyżbym znowu postawiła sobie wyzwanie, któremu nie będę potrafiła sprostać?
Słabeusz...
Kim ty jesteś?
-Przestań! - Wydarłam się zakrywając uszy lodowatymi dłońmi.To nie był ten sam głos co zawsze. Ten głos mroził moje serce, a wraz z nim duszę.
Hah, kim jesteś? Odpowiedz sobie na to pytanie!
-Błagam... przestań... - Załkałam cicho zaciskając powieki.
Odpowiedz!
Zacisnęłam zęby powstrzymując jęk. Nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Podniosłam głowę i słysząc trzask łamanej gałęzi odwróciłam się gwałtownie. Obraz nie nadążył. Zobaczyłam czerń. Tę słodko czerń, która zawsze obejmuje mnie czule swymi ramionami, gdy tylko jest mi źle. Ale ona również nie jest trwała. Jest jak złudna przyjaźń. Gdy coś się zmieni nie w tę stronę co jej pasuje znika, aby potem znowu wrócić, gdy będzie źle. Zobaczyłam obraz. Mała wesoła dziewczynka. Zrobiłam krok w jej stronę. Jej wesoły śmiech rozbrzmiewał w lesie niczym piosenka pieszcząca uszy i niosąca ukojenie. Był tak melodyjny i szczery... Wręcz przyciągał niczym magnes do swej właścicielki. Chciałam zrobić kolejny krok, ale coś się zaczęło zmieniać. Zmarszczyłam powieki. Dziewczynka już się nie śmiała. Jej śmiech stał się echem drżącym w posadach popiołu przeszłości. Na twarzy pojawiły się łzy. Łzy, które łukami spływały po policzkach, aby kres swojej drogi znaleźć w sercu zatruwając je swoim żalem. Poczułam to... poczułam to całą sobą... Przyłożyłam dłoń do ust. Te tak znajome oczy... ten tak znajomy bezduszny wyraz twarzy, gdy tylko jakaś nieznana mi zamglona postać przeszła obok niej wyciągając ręce lub odwracając się do niej plecami. Iluzja tego, że wszystko gra... Nie chciała być znowu zraniona, odrzucona... I te łzy... Łzy, które mi ciekły po policzkach jak w odbiciu lustrzanym. Wspomnienia przelały się falą po mym umyśle. Uklęknęłam wyciągając rękę w kierunku małej. Powtórzyła mój gest niczym dusza starająca się dopasować do ciała. Zawyłam z bólu kuląc się i chowając głowę za kurtyną włosów. Zakołysałam się w cichej melodii żałości jaką grała moja dusza. Do melodii przyłączyło się bicie serca. Serca tak słabego, że wystarczyło jedno słowo... jeden gest, aby potrzebowało więcej łez do swego istnienia. Kamienna maska codzienności znowu pękła. Znowu poczułam bezsilność, która oplotła mnie łańcuchem zamykając w klatce, do której nie miałam klucza. Chciałam się uwolnić, ale przybywało tylko ran. Stawały się one bliznami, które przypominały o bólu jakie w przeszłości zadawały. A ja chciałam sobie tylko coś udowodnić. Bez szyderczych śmiechów i ironicznych tekstów ze strony innych. Potrzebowałam zrozumienia, które dla potrzeby upodobania się innym zostawało odsunięte na bok. Tak jak ja... Ale mimo to chciałam być silna. Chciałam... ale piękne słowa do tego nie wystarczą. Znowu i znowu nie sprostałam wyzwaniu. Wyzwaniu jakim było dla mnie teraz życie... Wstałam i rzuciłam się biegiem przed siebie. Dusza dziewczynki przeniknęła me ciało pozwalając, aby popiół i ból, który w nim był odrodził się niczym feniks. Nie chciałam żyć. Zbyt słaba by żyć, zbyt słaba by umrzeć... Zwolniłam tracąc siły. Coś zamajaczyło przede mną. Usłyszałam szept, który cichł w mej podświadomości. Upadłam... Ale me ciało nie dotknęło ziemi. Czyjeś ramiona przytrzymały mnie. Niosły ukojenie memu ciału trawionemu gorączką. Ale coś było nie tak... Moja dusza spadała dalej chociaż myślałam, że głębsze zakamarki nie istnieją, a opaść głębiej się nie da... Ale zostawiłam ją. Zostawiłam siebie w tym. Nie miałam siły teraz walczyć... Uczucia poległy wraz ze mną. Stałam się bezduszna, a twarz znowu przykryłam maską codzienności.
-Słyszysz mnie? Kim jesteś? - Czyjś rozgorączkowany głos próbował do mnie dotrzeć. Uśmiechnęłam się delikatnie. Ten smutny uśmiech zastygł na mej twarzy, gdy z ust padły te prawdziwe, bolesne słowa.
-Ja? Nikim...
Szera (02:00)

25 kwietnia 2011

Flight with the wind. [Tiffany]

25 kwietnia 2011

Takt obijanego pociągu o tory, wlatywał przez okna. Wtulona w siedzenia, obserwowała. Puch dmuchawców wlatywał jej do oczu. Delikatny wiatr muskał jej skórę i przeczesywał włosy. Jej cichy oddech łączył się z odgłosami, panującymi dookoła. Razem tworzyli muzykę.Była częścią pięknej pieśni. Promienie słońca otuliły ją, niczym swe dziecię.Porwały.
Poddała się. Ta delikatność, ta cudowna chwila, była niczym sen. Stąpała po brudnym pociągu swą bosą stopą. Biała suknia falowała przy jej tańcu. Ciepły deszcz wtapiał się w jej skórę, błyszczał z nią. Wyglądała niczym Calineczka w rosie. Partnerem jej był wiatr. Uniósł ją. Leciała, swymi palcami muskając chmury. „Jeżeli to śmierć– chcę umierać wiecznie” – myślała. Niewidzialne kajdany rozpięła. Była niczym ptak. Tak się nazwała. Była ptakiem. Leciała, z pomocą w górę. Co jakiś czas zniżała swój lot, by przyjrzeć się. Kochała tą wolność. Mogła iść gdzie chciała, nie czuła głodu. Była szczęśliwa. Ptak bez skrzydeł zleciał na tyle nisko, by zasiąść przy ludziach. Pojawiły się czarny skrzydlak, a za nim reszta kluczu. Patrzyli w jej oczy. Partner ją opuścił. Stała z nimi. Wrony śmiały się z jej inności. Czyżby tym że była inna,zrobiła coś źle? Upadła. Nie pamiętała jak się chodzi. Czołgała się. Ucieczka była zbędna. Promyki słońca powoli przeistoczyły się w żar. Piekące ją ciało,rozrywały one. Jej płacz, małe kropelki lecące po twarzy i kapiące z brody. Nie ruszały nikogo. Cierpiała, gdyż zabrakło skrzydeł i dla niej. Była białą plamą wśród czerni. Z jej ran wydobywała się ciecz, na którą z radością patrzyły.Chciały cierpienia innych, by móc się nacieszyć. Niczym gladiatorzy wielbili,strach w oczach. Jej jasna skóra pokryta czerwienią. Spojrzała na kapitana. Na byłą przyjaciółkę, cóż zrobiła, by ją stracić. Teraz ona ja zabijała. Patrzyła z uśmiechem na płacz. Z anioła w wronę zmieniła się. Z nieba zleciał grad, dobijający jej ciało.
Tiffany Tara III (19:09)

22 kwietnia 2011

Opowiadanie stadne cz. XVI [Szera]

22 kwietnia 2011

<PODKŁAD>
[ten podkład niekoniecznie jest dobry, jeżeli chce się go słuchać trzeba to czytać razem z rytmem muzyki, jeżeli nie to nie radzę go puszczać]

Siedziałam przyczajona z zaciśniętymi ślepiami. Powietrze stało w miejscu. W ułamku sekundy do moich oczu dotarło jasne, oślepiające światło. Otworzyłam ślepia unosząc gwałtownie łeb. Nadstawiłam uszy z uwagą przyglądając się otoczeniu. Wnętrze kapsuły wyglądało naprawdę intrygująco i tak spokojnie... Ze wszystkich stron otaczała mnie oślepiająca biel. Nigdzie nie widać było wlotu, którym się tutaj dostałam. Powoli i ostrożnie uniosłam się. Spojrzałam pod swoje łapy. Podłoże wydawało się być płynne niczym woda, ale w ogóle jej nie przypominało. Było białego koloru z iskrzącymi się srebrnymi połyskami. Delikatnie uniosłam przednią łapę i uderzyłam nią. Podłoże nawet nie drgnęło. Przekrzywiłam delikatnie łeb. Lekko przejechałam pazurami po tafli, ale nie powstał żaden zarys.
-Na co patrzysz? - Spłoszona przyjęłam pozycję do ataku. Rozejrzałam się zaskoczona. Nikogo nie widziałam. - Tutaj. - Usłyszałam wesoły śmiech. Przede mną zmaterializowała się mała postać. Szare skrzydełka zatrzepotały cichutko. Cztery łapy poruszały się niespokojnie z czego dwie przednie zakończone były szponami natomiast pozostałe kopytami. Ogon niczym u konia zafalował delikatnie. W końcu dostrzegłam pysk niczym u sokoła lecz z malutkimi uszkami niczym przedłużonymi piórkami i bystrą parą miodowych oczu wpatrujących się we mnie z ciekawością. Szara postać podeszła bliżej kłapiąc cicho dziobkiem. - Żyjesz?
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie spodziewałam się kogokolwiek tutaj spotkać. Wyprostowałam się unosząc łeb i nadstawiając uszy.
-Witaj. Zwą mnie Szera. - Skinęłam delikatnie łbem. Ona z rozbawieniem w oczkach ustawiła się tak jak ja i kiwnęła łebkiem.
-Witaj. Mnie zwą Luxia. - Cichy chichot wydarł się z jej gardziołka, ale opanowała się robiąc poważną minę. Wyglądała teraz dumnie niczym orzeł szybujący po niebiosach, które są jego królestwem. Na moim pysku mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. - Jestem gryfem. Ty za pewne gepardem. Ale jest coś w Tobie jakby z domieszki innego stworzenia... - Zamilkła na chwilkę przeszywając mnie swoim bystrym spojrzeniem. - Jak się tu dostałaś? Już ta...

Przestałam słyszeć jej głos. Pojawił się we mnie niepokój. To ciche miejsce kryło coś w sobie... Z uwagą rozglądałam się starając się dostrzec cokolwiek, ale ta siła była ukryta przed mym wzrokiem. W tym miejscu z pozoru łagodnym czaiło się coś mrocznego obserwując swoje ofiary, czekając na ich najmniejszy błąd. Poczułam ukłucie na przedniej łapie. - Słuchasz Ty mnie?
-Wybacz. Zagapiłam się. - Spojrzałam w górę. - Da się stąd wyjść?
-A myślisz, że gdyby się dało siedziałabym tutaj? - Spojrzała na mnie z ironią.
-Masz rację... Wybacz... - Wstałam i ruszyłam spokojnie przed siebie.
Luxia została z tyłu obserwując mnie.
-Stąd nie znajdziesz wyjścia. - Nie zatrzymałam się idąc uparcie dalej przed siebie. Musiałam sama sprawdzić. - Wszyscy już próbowali... To tylko pogorszy Twój stan. A nie możesz się załamać. Już i tak masz ciemny kolor. - Zatrzymałam się gwałtownie. - Spójrz na siebie!
Nie chciałam tego robić. Wiedziałam, że jej z pozoru bezsensowne słowa kryją w sobie złowrogie przesłanie. Z oporem spojrzałam w dół. Moje łapy miały odcień ciemnej szarości, która powoli zdawała się przechodzić w czerń.
-Co jest grane? - Mruknęłam cicho kładąc uszy.
-Jesteś kolejną duszą oddaną na pożarcie temu miejscu. - Wyszeptała. Odwróciłam się, aby na nią spojrzeć. Stała skulona patrząc w ziemię. Jej odcienie stały się jakby płynne mieszając się i wydobywając głęboką czerń. - Pomóż mi... - Spojrzała na mnie, gdy jej pióra zafalowały jakby posyłając falę czerni przez jej ciało. Szept coś zagłuszyło. Podłoże przy niej stało się płynne. Jakby zaczęło żyć własnym życiem i pochłaniać ją do swego wnętrza.
-Rozłóż skrzydła i leć! - Wrzasnęłam odbijając się i ruszając w jej stronę.
-Nie potrafię... - Zaczęła chaotycznie machać skrzydłami, które po zetknięciu z podłożem jakby przylepiły się do niego. Znalazłam się przy niej. Moje ciało mimowolnie przybrało postać wilka. Rozwarłam szczęki zaciskając je na karku Luxi.
-Dasz radę! - Wycharczałam przez zaciśnięte kły.
-Z tego nie ma powrotu...
Szera... Szera... Gdzie jesteś?
Tutaj... - Odparłam płaczliwie w myślach.
Daj jakiś znak!
Ale nie miałam jak. Nie mogłam puścić karku gryfa z uścisku szczęk.
Nie mogę...
-Szera! - Ten znany głos. Nie gryfa, ani głosu w głowie. Lady...
I nagle dwie smugi spłynęły znikąd. Sunęły po ziemi, która jakby starała się przed nimi uciec. Przyspieszyły docierając do mnie. Oplotły mi łapy i wniknęły poprzez znak na łopatce. Poczułam jak się zmieniam, a na łopatkach wyrastają długie kości, które porastają piórami. Sierść na karku wydłużyła się razem z całym mym ciałem. Dzikie oczy zabłysły, ostre pazury wbiły się w płynne podłoże. Nie wiedziałam jak do końca teraz wygląda moja wilcza postać. Nie miałam czasu się sobie przyjrzeć. Musiałam działać. Dwie siły niczym dwie smugi zostawiały zarys na moim ciele. Serce zakołatało szybciej kiedy poczułam obecność dwóch znajomych postaci. Uśmiechnęłam się dziko.

-Idę... - Warknęłam i nie puszczając Luxi odbiłam się z całych sił w górę uderzając potężnymi smolistymi skrzydłami. Poczułam jak powietrze naokoło mnie stało się gorące. Jeszcze raz uderzyłam skrzydłami i zderzyłam się z czymś. Napotkałam lekki opór, który po chwili ustąpił. Światło rozlało się kiedy wylądowałam przed klatkami. Po prawej stronie znajdowała się kapsuła z rozbitą szklaną powłoką. Słyszałam za sobą ciche szmery. Koło mnie usłyszałam ciche mlaśnięcie i chichot, który tak uwielbiałam. Położyłam delikatnie na boku omdlałą Luxię, której oczy były zamknięte, a sierść przybrała rudy odcień. Słyszałam ciche bicie jej serca. Żyła. Uśmiechnęłam się sama do siebie, a słysząc przed sobą ruch odwróciłam się gwałtownie kładąc uszy. Najeżona sierść zafalowała lekko kiedy kłapnęłam ostrymi zębami w stronę zgromadzonych ludzi-mutantów.
-Ani drgnij... - Syknęłam w stronę pół robotów.
-Nie popisuj się. - Usłyszałam rozbawiony głos. Lady stanęła obok mnie. Jej pysk przybrał rozbawiony wyraz, gdy wystawiła pazury patrząc na ludzi. Nie było czasu na zadawanie pytań jak się tutaj dostała i jak mi pomogli. Uniosłam łeb i zawyłam głośno. Poczułam jak jedna siła mnie opuszcza. Lekka fala rozeszła się, a pióra oderwały się wirując wokół nas, aby powoli opaść na ziemię przesłaniając widok każdemu. Kości jakby zaczęły pękać się i kruszyć aż opadły na ziemię jako lekki pył. Płonąca postać pojawiła się u boku Lady warcząc głucho. Mój wygląd zbyt wiele się nie zmienił. Nadal czułam w sobie przeważającą moc. Ponownie uniosłam łeb, aby z mojego gardła wydobyło się wycie mając nadzieję, że dotrze ono do reszty stada, która z nami wyruszyła...
_________________________________
Do mnie osobiście to opowiadanie, ani te podkłady do końca nie przemawiają, ale cóż. Obiecałam, że w końcu opublikuję więc jest.
Szera (22:06)

20 kwietnia 2011

- [45] - PO ZLOCIE!

20 kwietnia 2011

A WIĘC!
Pierwsza przyszła Andzia, bo oczywiście jest zajebista i była pierwsza. Spóźniłam się 10 minut, a byłyśmy wszystkie umówione na 14:30. Około 14:50 Kodzia prawie zgwałciła mnie od tylca OwO' a później przyszła Kisiaaaa <3 troche sie jej przestraszyłam, bo groźnie powiedziała "co?" a ja O_O *strach* i ją tulnęłam :3 i poszłyśmy na KRZYK 4
KTÓRY BYŁ TAK CHUJOWYM GÓWNEM!
Razem z nami było łącznie...8 osób XD
i rzucaliśmy w chłopaków przed nami popcornem, i w ogóle wysypałam cały popcorn na Andzię i Kisiela, a Andzia wsadziła mi do stringów popcorn o_O' i Kodziak najebała pudełko z popcornem na głowe Kisielka xDD
A potem nam sucze (Kisia i Andzia) spierdoliły x_X
I ch...omik wie gdzie poszły, i jadłyśmy z Kodziaczkiem lody-kutasy :3
Kodzia, Desu, Andzia
http://img812.imageshack.us/i/1005481.jpg/

Kodzia z Desu <3 (jeju, jaką ja morde zrobiłam o.o)
http://img580.imageshack.us/i/1005543e.jpg/

brechtająca się Kodzia

Z naszymi koffanymi małymi kopiami BY KITSUNE!! <3

Nasz kochany Kisiulec który dał mi z buta w policzek kiedy chciałam ją pomacać w kinie >_>

Kisia narysowała Desie <3

Mini Desu i Mini Kodzia :3

Deidaruszek <33333

WIELKI KRĘGIEL! OwO'' i jakaś narwana cipka obok grająca w bilarda o_O mutancka jakaś bo ma 3 metry x_X

Pozwólcie że więcej fot zachowam dla siebie xD
Następnym razem gdzieś indziej idziemy o3O'
Kocham Was, Kisiel, jesteś najzajebistsza, zaraz po tobie Kodzia i Andzia <3333
(jutro dodam arty na dA bo dziś mi sie nie chce xD)

Desu <3

19 kwietnia 2011

- [44] - łapą Destroy nabazgrane | Idę po Ciebie, Yuuv. cz. IV| [Destroy]

19 kwietnia 2011

- No i jak, kurwa mamy znaleźć tą całą Yuuv? - Tiffany warknęła poirytowana. Destroy spojrzała na Nią uśmiechając się. Nareszcie zrozumiała, że życie nie jest kolorowe - pomyślała. Grupka samic odpoczywała na niewielkiej, opuszczonej polanie. Na niektórych drzewach pojawiły się kotki.
Wierzbowe kotki:
Mała Destroy bawiła się na łące tarzając z bratem wśród traw. Podszczypywała i podgryzała go wesoło. Przyturlali się pod kwitnącą wierzbę, na której były małe, brudnoszare puszyste kuleczki. Szczeniaki obwąchały jedną łodygę przyglądając się kwitnącym owocom, które łaskotały ich w wilgotne nosy. W tym małym puchu było coś przyciągającego, magicznego. Des nie wiedziała co to, może to, że są włochate? Nie. To było coś innego. Od tej pory każdej wiosny przychodziła pod tą samą wierzbę i godzinami wpatrywała się w puszyste kotki. To stało się jej nałogiem. Śmieszną miłością.
- Destroy! - Kitsune krzyknęła ponownie jej do ucha, wyrywając wilczycę z wspomnienia. Spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na Siostrę, która uśmiechała się do Niej serdecznie, zastrzygła niesamowicie długimi uszami, których nigdy nie umiała unieść, mogła, ale nie umiała. - Szera znalazła dostęp do wody.
Puma stała przy drzewie machając spokojnie ogonem na boki. Des podniosła się, wykończona. Machnęła zamaszyście lwią kitą nad głową Leiko.
Szera prowadziła przez wzgórze. Koga pchnęła Kits barkiem wesoło. Samica odwdzięczyła się tym samym.
- Po co idziemy nad tą wodę? - Rozalia wlokła się z tyłu zmęczona.
- Bo wszystkie jesteśmy głodne i wykończone tak samo jak ty - odparła Anaid, zmarszczyła brwi dodając - To znaczy nie wszystkie jesteśmy głodne... - rzuciła limonkowo-grzywej waderze zazdrosne spojrzenie.
- No co chcesz? To było przy okazji, a z resztą nie potrzebuję jedzenia, i tak te dwa ptaki nie odbudowałyby mojej tkanki tłuszczowej.
- Pobawimy się w coś? - Roza zarechotała głupkowato. Póki szły nad wodę mogły się rozerwać i na chwilę zapomnieć o powadze misji.
- Mi się nie chce bawić - narzekała Destroy burcząc pod nosem.
- Taa, ja wiem czym byś się chciała pobawić. Dwiema piłkami i pałką - odpowiedziała zgryźliwie Koga. Wszystkie wybuchnęły śmiechem.
Po godzinie dotarły zmęczone i spragnione nad wodę. Był to niewielki strumyczek z brudną wodą. Nie zwracały już na to uwagi i piły wodę łapczywie. Woda smakowała padliną. Wyszły z strumyka z kwaśnymi minami.
- Coś tu zdechło...- rzekła Tiff rozbawiona minami koleżanek, gdyż nawet nie poczuła smaku padliny, bo piła 20 metrów dalej.
- Tak Tiff, Twój mózg - Leiko zatrzepotała skrzydłami.
- Szer, ale żeś wodopój znalazła - mruknęła pod nosem Des.
- Ty byś nie znalazła nawet własnego ogona - zachichotała uśmiechając się wrednie.
Pięć minut później wszystkie spały jak zabite, lecz nie Kitsune. Leżała wpatrzona w przestrzeń.
- Dziewczyny wstawać! Wyprawa się jeszcze nie zaczęła, a wy śpicie. Wiem, że jest upał, że nie ma pożywienia, że nie ma wody, tylko błoto z gównem, ale weźcie się w garść i wstańcie.
Obudzone wstały posłusznie patrząc na Kitsune.
- A więc prowadź dalej. - Leiko wpatrywała się w Reav'zhotkę.
----
Wybaczcie, nie miałam weny. Do dupy to to to coś to włochate, beżowe z dziurkami o_O'
to opowiadanie xD *wysłowiła się*
Desu <3
Destroy Limone (15:43)

18 kwietnia 2011

Idę po Ciebie,Yuuv cz.3 [Tiffany]

18 kwietnia 2011

Zgodnie z instrukcjami ochotnicy zebrali się nad ranem na polanie. Kits wyszła na środek, przedstawiając nam "regulamin".
- Tym razem, wszyscy mamy wrócić żywi. Nie rozdzielamy się. Będzie ciężko, nie jest to krótka droga i w każdej chwili możemy nie mieć co jeść. Mam nadzieje, że jesteście na to przygotowane.
Parę osób kiwnęło głową.
 ***
Szły bez ustawienia, obok siebie. Słychać było świst wiatru, przeczesujący sierść. Żadna z nich nic nie jadła od paru godzin. Zbliżała się ósma, gdy słońce oślepiło je po długim marszu w cieniu.
Milczały. Było to pierwsze grupowe opuszczenie terenów HOTN w tym roku. Destroy zatrzymała się. Spojrzała kontem oka, na pobliskie ptaki zajadające się robakami. Szybkim ruchem udusiła je, zostawiając plamy krwi na trawie. Zjadła je i dołączyła do grupy. Było gorąco - jak na tę porę roku, postanowiły znaleźć wodę i cień. Nim dalej szły, tym mniej było roślinności, pożywienia.
___
Nie było to nic wielkiego ale coś się w końcu stało x.x
Wena mnie opuściła i wrócić nie chce..

Tiffany Tara III (18:07)

10 kwietnia 2011

Memories. [Aldieb]

10 kwietnia 2011

pfyfyfyfyfffyyyy. Najważniejsza część mojego opowiadania. Podkład za długi i nie pasuje, ale mniejsza.
Tylko mnie nie zjedzcie. <D'



Memories.


Dark wings they are descending
See shadows gathering around
One by one they are falling
Every time they try to strike us down

Cienie uniosły się w powietrze. Zawirowały, okrążając mnie w czarnym korowodzie. Cichy, szyderczy śmiech przebiegł przez powietrze zimnym podmuchem, trafiając we mnie niczym bicz. Bicie serca przyspieszyło. Wpatrywałam się szeroko otwartymi oczami jak czarne postacie wirują, otaczając mnie w nieprzerwanym kręgu.
Ledwo zdążyłam zarejestrować rozmazaną plamę lecącą w moim kierunku. Zaraz potem coś szarpnęło moim ciałem, a we wszystkich członkach poczułam paraliżujący ból, mrożące krew w żyłach zimno. Nim się pozbierałam następny cień odłączył się od kręgu, pikując w górę, by zaraz potem zaatakować. Niematerialne szpony szarpały moje futro, rwały moją skórę na strzępy. W uszach rozbrzmiewał mi krzyk przepełniony bólem i cierpieniem. Dopiero kiedy ucichł, zdałam sobie sprawę, z tego, że wydobywa się z mojego gardła. Demony przerwały na chwilę tę zabawę, by napawać się widokiem mojego cierpienia. Otworzyłam zaciśnięte wcześniej oczy. Byłam przekonana, że nie poznam siebie, jednak moja skóra pozostawała nienaruszona. Jednak to wcale mnie nie uspokoiło. Ból mógł być tylko iluzją. Ale czułam jak te potwory raniły moje serce, duszę, moje jestestwo. Ich lodowaty dotyk pozostawił na mnie piekące ślady, które nie miały się nigdy zagoić.
Starając się ignorować to wszystko, z trudem poddźwignęłam się na  telepoczących się łapach.
- Czego ode mnie chcecie? - odezwałam się zachrypniętym szeptem, nie mogąc wydusić z siebie nic więcej - Co takiego Wam zrobiłam?
Nigdy nie rwałam się do kłótni, czy bójek, nigdy nie chciałam nikomu nic zrobić. Czym mogłam im zawinić?
Po kręgu śmierci potoczył się okrutny śmiech. Jednak jeden z cieni, raczył mi odpowiedzieć na pytanie, widocznie czerpiąc radość z moich lęków.
- Maskę przyodziać zmarłego już aktora. Tak śmiało, bezczelnie i nie spodziewać się konsekwencji...
Pokręciłam głową nie rozumiejąc. O czym on mówi? Co to wszystko ma znaczyć? Jakie maski...? Maski... maski...
Pochłonęła mnie ciemność. W mojej głowie rozbrzmiał cichy szept.

Smutki i radości. Cienie lat minionych,
Magiczny krąg stworzą, będą tańczyć ochoczo.
I ciemność, cisza, mrok. Cienie zataczają krąg...
Budzisz się. Widzisz to. Cienie zataczają krąg...
Cichutko podchodzą, gdy zapada zmrok.
Cisza. Tylko Cienie przeszłości kroczą w mrok...
Gdy tylko Duchy Nocy swe gwiezdne oczy otworzą,
Cienie lat minionych magiczny krąg stworzą...

Łzy napłynęły mi oczu, pod napływem wspomnień. Obrazy zawirowały mi przed oczami. Słowa. Słowa, które ranią...

Memories...
                 Memories...

Znałam ten tekst, wiedziałam o czym mówi, a raczej o kim... Kara, majestatyczna klacz, z oczami wiecznie przesłoniętymi, długą czarną grzywą. 
A ja zajęłam jej miejsce. Bez jej woli, bez jej wiedzy. 

Oszustka... 
                 Złodziejka...

Nie! Nie chciałam tego. Nigdy, nie chciałam znaleźć się w takiej sytuacji. Ale wybrali mnie. Musiałam.. nie miałam wyboru...
Czy na pewno...?
Pani Śmierci miała władzę nad Demonami. A ja? Nędzne stworzenie... przywłaszczyłam sobie jej pozycję i moc. Nie wiedziałam, nie chciałam....
Zachwiałam się, ledwo utrzymując równowagę. Za dużo naraz.. nie mogłam.. 
Czarne skrzydła rozpostarły si na de mną gotowe do ostatecznego ciosu. Potrząsnęłam głową. Nie chciałam umierać. Nie tak. Nie tu.
- Czekaj!
Cień się zawachał, zainteresowany moim protestem. Okrążył mnie, uśmiechając się szyderczo. Nie zważając na to, rozpaczliwie ciągnęłam dalej.
- Dajcie mi szansę. Udowodnię... Udowodnię, że jestem godna. - wypowiadając te słowa, wolałam nawet nie myśleć w co się pakuję...
Cień zarechotał wrednie, słysząc moją propozycję.
- Dobrze. Będziemy czekać. - doszedł mnie szept, już oddalających się czarnych postaci.
A ja pozostałam sama w nicości.

We try not to forget,
they live through us.
Slowly they die away at every candle's end


Aldieb (20:15)

7 kwietnia 2011

Silence. [Aldieb]

07 kwietnia 2011

Przypominam o konkursie! Zgłosiło się zaledwie 5 osób(chyba o-o), a pracę oddała tylko jedna.
Z powodu egzaminów, termin przedłużam do 20 kwietnia. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze się zgłosi. c:
A teraz c.d. mojego opowiadania <D
-----------------------------
Silence.
.Muzyka.

We're part of a story, part of a tale
We're all on this journey
No one is to stay
Where ever it's going
What is the way?


Mrok.
Czułam, że istnieję, jednak moje zmysły nie działały. Były jakby spowite nieprzeniknioną ciemnością, tłumiącą wszelkie odczucia. Nie widziałam, nie czułam, nie słyszałam. Nic. Tylko cisza zacieśniająca się coraz ciaśniej wokół mnie. Chciałam się skulić, schować, uciec, byle jak najdalej od tego miejsca, jednak kiedy pomyślałam o tym, żeby się poruszać, nagle zdałam sobie sprawę z tego, że mojego ciała nie ma. Po prostu nie ma. A przynajmniej go nie czułam. Tylko głęboka czerń, wypełniająca przestrzeń. Przy jej ogromie czułam się zaledwie jak pyłek, mały i niezauważalny.

Silence...
             Silence...

Ciche szepty, dobiegające jednocześnie ze wszystkich stron przemknęły ku mnie, przedzierając się przez warstwy ciszy, opadły na mnie i przykryły, przyprawiając o drżenie, pod nagłym podmuchem chłodu.

- Kto tu jest...? - zapytałam przerażona, ale żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust. Słowa przetoczyły się wyłącznie w moim umyśle, nie wydostając się na zewnątrz, zagłuszone przez ciszę.

It’s the fear
Fear of the dark


Tysiące oczu zwróconych w moją stronę. Niewidzialnych, ukrywających się za weneckim lustrem. Obserwatorzy czekali, szeptając między sobą, naśmiewając się z mojej bezradności, byłam zdana na ich łaskę. W momencie kiedy zdałam sobie z tego sprawę, poczułam, że wpadam w panikę. Chrapliwy, przyspieszony oddech, wypełnił moje wnętrze, choć nie byłam wstanie odbierać tego jako dźwięk. Strach sparaliżował całą moją świadomość. Mogłam tylko trwać i mieć nadzieję, że przeżyję.

Take away
These hands of darkness
Reaching for my soul
Now, the cold wind
blows out my candles
Feeling
only fear
without any hope


Mrok zaczął się przerzedzać, stopniowo szarzał, odpływał, aż w końcu nastąpiła całkowita biel. Stałam w kręgu stworzonym przez upiorne cienie, zwrócone ku mnie, obserwujące z szyderczymi uśmiechami. Jakim cudem znalazłam się w tym koszmarze?! Gdzie jestem, co ja tu robię? To tak nie powinno wyglądać...

- Czego ode mnie chcecie?! - krzyknęłam, w ostatnim rozpaczliwym wysiłku. Jednak nawet nie łudziłam się, że czarne postacie raczą mi odpowiedzieć. Więc czekałam...

Dark wings they are descending
See shadows gathering around
One by one they are falling
Every time they try to strike us down


Aldieb (13:00)

4 kwietnia 2011

. . . [Michelle]

Wilczyca poczuła ból przeszywający jej tylne łapy. Zacisnęła powieki i delikatnie nabrała powietrza, chociaż to sprawiało jej jeszcze większy ból niż złamane żebra. Długo oczekiwany koniec właśnie nadchodził.

Więc tak umrę...

Z oczu Michelle popłynęły dwie srebrne łzy. Z pyska dobiegł stłumiony szczek pełny rozgoryczenia i bólu. Jak na razie wilczyca nie była w stanie nawet poruszyć pyskiem. Leżała na plamie jej własnej krwi. Jej uszy i znaczna część futra także była nią pokryta.

Czy to koniec? Czy koniec mojego życia będzie wyglądał właśnie tak?

Zamknęła oczy. Schowała pysk w futrze. Odpłynęła. Umarła. Odeszła do wieczności. Tylko, czy ktoś będzie za nią tęsknił? Czekał na nią?

Na pewno nie...

Istnienie będące jednym wielkim grzechem jest najgorsze. Dlaczego niektóre rzeczy spadają na nas, a my nie możemy tego zatrzymać?

Dlaczego?


Czemu to właśnie jej zwłoki leżą teraz na tej ziemi? Na ziemi HOTN. Jej już tu nie ma. Odeszła nic nikomu nie mówiąc.

2 kwietnia 2011

Ja się tego wyrzekam [Luna]

02 kwietnia 2011

Nie chcę Cię częstować śmiecią. Życie piękniejsze jest niż śmierć. Każdą swoją żywą częścią wybieram życie.

Ogarnęła mnie dziwna niechęć do wszystkiego. Marazm i otępienie. Chciałabym znów zacząć żyć. Cieszyć się i być wolna. Jakoś mi do nie wychodzi ostatnio. Wszystko dzieje się według utartego schematu. Budzę się. Jestem na polanie. Leżę. Upominam się o czyjekolwiek zainteresowanie. Nudzę się. Tak właściwie to nie robię nic. Przez jakiś czas było lepiej. Czułam się niejako zadowolona. Jakoś wszystkie moje zmartwienia zeszły na dalszy plan. Nie przejmowałam się nimi. Byłam sama i nie męczyło mnie to. Byłam panią własnego życia i nie musiałam się nikomu podporządkowywać. Ale znów zaczęłam tęsknić za tym byciem dla kogoś. 

Nigdy nie każ mi wybierać. Bo jeszcze wybiorę źle.

A noce nieprzespane, siedząc w oknie zastanawiam się jakby to było gdyby... Roztrząsam wspomnienia. Nie umiem żyć teraźniejszością. Żywię się tym co było. Nie umiem zapomnieć. Przez to zaczyna mnie boleć przeszłość. Ból który czułam wtedy, czuję teraz. Albo radość, którą straciłam. Ona też boli. Bo nie chce wrócić. I z jednej strony czuję się dobrze ze swoją samotnością, bo uczę się polegać na sobie i nie uzależniać od innych, a z drugiej panicznie boję się tego, że tak będzie już zawsze. Że noce będę spędzać sama, siedząc w oknie i rozmyślając.

Ja do Ciebie bez nóg znajdę drogię. Ja Cię pochwycę sercem jak ramieniem.

Boję się, że Cię tracę i już nie będzie szansy na odzyskanie. Ale to chyba nieuniknione. Wszystko się kiedyś kończy, wygasa. Nawet najgorętsze uczucia mogą z czasem stracić swoje kolory. Wszystko polega na tym, żeby wiedzieć kiedy i co ratować

Myślałam, że wraz z wiosną wróci mi entuzjazm. Nie wrócił. Myślałam, że wiosna wymaluje uśmiech na mojej twarzy i wraz z błękitnym niebem wróci ciepło do mojego serca. Stawiając malutkie łapki na trawie, lawirując między kałużami, spacerując wpatruję się w niebo. I znów myślę. I wspominam. I znów czuję ból.

`Jak spojrzysz w niebo i zobaczysz gwiazdę, która świeci najmocniej i najjaśniej to pomyśl wtedy o mnie, bo ja na pewno będę myślała wtedy o Tobie.` Pamiętasz? Ja pamiętam. Zatracenie w uczuciu. W bliskości i dotyku. Teraz to wszystko jest takie odległe. 

Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości... Jak Ty.

__________
Nieogarnięte wylewanie emocji. Wiem, że to jest bez zupełnego ładu i składu, ale musiałam.
Teksty pochodzą z piosenek: 
Pidżama porno - pryszcze
Happysad - damy radę
Akurat - zgaś moje oczy
Pidżama porno - nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości

Przepraszam, nikt nie musi tego czytać.
Luna, Córka Księżyca (23:57)