Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

30 grudnia 2014

Porcelanowa lalka. [Aldieb]

`Come little children, I'll take thee away
Into a land of enchantment
Come little children
The time's come to play
Here in my garden of shadows



Drobne łapy stąpały po zmrożonym śniegu z cichym skrzypieniem. Kryształowe drobiny skrzyły się w jasnym słońcu, przyozdabiały drzewa i krzewy, pokrywając je białym płaszczem. W lesie panował spokój. Jedynie jakiś ptak przelatywał od czasu do czasu z jednej gałęzi na drugą. Gdzieś z oddali dobiegło krakanie wron, które przyleciały wraz z nadejściem zimy.

Samica wędrowała niespiesznie leśną ścieżką, choć teraz przykrytą przez mleczny dywan. Rozglądała się dokoła, chłonąc wszystkie najdrobniejsze szczegóły. Jej czułe uszy łowiły z otoczenia wszelkie szmery i szelesty. Wciągnęła przez nozdrza rześkie powietrze, wyławiając kolejne kombinacje zapachów. Znajome wonie członków przeplatały się z tropami innych zwierząt, ale także z zapachem drzew i ziemi.

Przystanęła na moment, unosząc złote ślepia na czerwone owoce, pokryte szklistymi drobinami. Wyglądały jak rubiny, otoczone srebrzystymi diamentami. Przyglądała im się przez dłuższą chwilę z fascynacją. Natura zawsze zachwycała ją w swym pięknie.

Zamachała ogonem w powietrzu. Jej lewe ucho drgnęło, wychwytując jakiś szelest. Nagle wyczuła czyjąś nikłą obecność. Odwróciła się w tamtym kierunku, jednakże nic nie dostrzegła. Zachowując ostrożność, bezszelestnym krokiem skierowała się w stronę, skąd usłyszała szmery.

Po chwili spomiędzy drzew ukazała się drobna postać dziewczynki. Ciemnobrązowa zatrzymała się gwałtownie, spoglądając na ludzkie dziecko ze zdziwieniem. Skąd się tutaj wzięło? Zmrużyła ślepia, zdając sobie sprawę z tego, że nie wyczuwa jej zapachu. Sierść na jej grzbiecie mimowolnie się zjeżyła. Ignorując nagłe uczucie niepokoju, zbliżyła się jeszcze parę kroków, bacznie obserwując postać, która obserwowała ją parą jasnych ślipków.

Zmarszczyła nos, dostrzegając ciemne pnie drzew, poprzez ciało dziewczynki. Duch. No tak. Więc stąd brało się mrowienie w całym jej ciele. Zatrzymała się parę metrów od zjawy, nadal jej się przyglądając. Dziewczynka była naprawdę drobnej budowy. Ubrana była w jasnoróżową sukienkę z falbankami. Jasne, blond loki okalały okrągłą twarzyczkę, usianą delikatnymi piegami, tylko podkreślającymi mlecznobiałą cerę. Wyglądała jak porcelanowa lalka.

Złotooka przechyliła głowę, nie wiedząc co dalej począć. Wciąż nieufnie spoglądała na półprzezroczystą istotkę, która niezmiennie wpatrywała się w nią zaciekawioną parą dużych, błękitnych ocząt. Na twarzyczce dziewczynki malował się radosny uśmiech. Zdawała się być zadowolona z faktu, że spotkała kogoś, kto był w stanie ją dostrzec.

Mimo to samica wciąż nie mogła się przełamać. Duchy budziły w niej irracjonalny lęk, jeszcze zanim mogła je postrzegać. I choć minęły już prawie dwa lata, nadal nie potrafiła przyzwyczaić się do ich ciągłej obecności. Zazwyczaj starała się je ignorować, jednak nie zawsze było to takie łatwe. Po za tym, nie wszystkie wyglądały tak pięknie i niewinnie jak lustrująca się przed nią zjawa.

Potrząsnęła lekko głową. Wyzbywając się resztki wątpliwości postąpiła krok na przód. Źrenice dziewczynki rozszerzyły się gwałtownie, zalewając błękitne niebo tęczówek smolistą czernią. Jej usta rozwarły się w szerokim, dzikim uśmiechu. Po brodzie skapnęły strużki śliny. Malinowe wargi zaczęły pękać.

Zszokowana samica mrugnęła, ale nic się nie zmieniło.Jej umysł nie nadążał z przetwarzaniem rozgrywających się przed nią zdarzeń. Wszystko działo się zbyt szybko, w ciągu zaledwie ułamków sekund. Poczuła jak słabną jej nogi, a bicie serca mimowolnie przyspiesza, pompując krew do tętnic.

Usłyszała trzask rozrywanej skóry. Z opuszków dziecięcych palców wyrosły ostre jak brzytwa szpony. Po porcelanowej skórze lalki spłynęły rdzawe strużki krwi. Do uszy samicy dotarł cichy śmiech, wydobywający się spomiędzy popękanych warg i zaostrzonych, pokrytych smolistą cieczą kłów.

Jedyne co zdążyła to zaczerpnąć łyk powietrza. W następnej sekundzie twarde jak ołów szpikulce wbiły się w ciało, bez trudu rozrywając warstwy futra, skóry i mięśni. Polała się krew. Karmazynowa ciecz obryzgała ziemię, tworząc na białym śniegu barwną mozaikę. Świat zawirował, a samicy zdawało się, że leci. Zaczęła odpływać. Ból dławiący jej ciało, był niczym w porównaniu ze świdrującym jej czaszkę dzwonieniem. Wszystko spowiła biel.


***

Obudziła się z niemym okrzykiem na ustach, natychmiast podrywając się do pionu. Oderwała skostniałe z zimna dłonie od skalnego podłoża jaskini. Serce łomotało jej w piersi jak szalone, oddech był szybki i urywany.

Do zamglonego mgłą umysłu z opóźnieniem dotarły naglące impulsy, sygnalizujące ostry ból. Zacisnęła zęby, z trudem powstrzymując się od jęku. Zgięła się w pół, łapiąc się za brzuch. Szare oczy powędrował w dół. Oderwała na moment dłonie, by spojrzeć na rozkwitające plamy karmazynowej czerwieni. Na ułamek sekundy straciła ostrość widzenia. Zrobiło jej się słabo.

Napięła mięśnie, próbując wstać. Musiała opatrzyć rany. Albo dotrzeć do medyka. Dać komuś znać. Jednak przy próbie wysiłku zakręciło jej się w głowie. Bicie serca ponownie zadudniło jej w głowie, jakby ktoś walił w dzwon. Przed oczami zamajaczyły jej mroczki, które wkrótce przerodziły się w ciemną otchłań. Straciła przytomność.



--------------------------------
Al ma wiele powodów, by bać się duchów. Chociaż ona zazwyczaj bywają niegroźne. Gorzej jak okazują się być czymś innym.

Więcej dramy. Taktak. Pomysł na opowiadanie zrodził się jakieś dwa, może trzy tygodnie temu. Nie wiem jak się znalazła w jaskini. Nie chce mi się myśleć.

27 grudnia 2014

"And turn the white snow red" [Aldieb]

`I was following the pack,
All swallowed in their coats
With scarves of red tied 'round their throats
To keep their little heads
From fallin' in the snow
And I turned 'round and there you go.
And, Michael, you would fall,
And turn the white snow
Red as strawberries in the summertime.

 
Muzyka.

Bose stopy na zmarzniętej ziemi. Igliwie i szyszki wbijały się w podeszwy. Jednak nie miało to znaczenia. Gałęzie zahaczyły o koszulkę, skórę, pozostawiając drobne szramy. Nie szkodzi.

Zatrzymała się na skraju polany. Wzięła głębi oddech, potem wydech. Powietrze uformowało się w kłęby pary. Zamrugała powiekami, spoglądając na zimne palenisko. Zawiał lekki wiatr. Ozdoby zawirowały pod wpływem podmuchu. Dzwonki zaśmiały się perliście. Ornamenty rozbłysły diamentami, rozświetlając polanę plejadą barw. Zawiał wiatr.

Poczuła chłód na bladym policzku. Podniosła smukłą dłoń. Dotknęła opuszkami palców skóry, uniosła palce do oczu. Ze zdziwieniem spojrzała na śnieżynkę. Była piękna. Błyszczała przez moment na jasnym tle, by za moment się rozpłynąć, przepaść. Dziewczyna podniosła twarz ku nocnemu niebu. Frunęły ku niej siostrzane płatki. Jednak każda inna, niepowtarzalna. Każda wyjątkowa. Takie piękne. Wirowały w powietrzu, tak lekko, delikatnie. Niczym aniele pióra płynące ku ziemi z odległych chmur.

Uśmiechnęła się. Postąpiła parę kroków. Zawirowała na palcach, tańcząc razem ze srebrzystymi płatkami. Wokół niej świat pokrywał się białym puchem. Małe drobiny lśniły w blasku barwnych świetlików. Było pięknie. Magicznie.

Here I go again
Slipping further away
Letting go again
Of what keeps me in place


Zatrzymała się. Ze zdumieniem odkryła łzę zawieszoną na jej rzęsach. Objęła się rękoma, jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę z zimna. Kucnęła i skuliła się, mocno przyciągając do siebie kolana. Zawiesiła wzrok na przestrzeni przed sobą. Jej spojrzenie zastygło.

I like it here
But it scares me to death
There is nothing here


Minęła minuta. Druga. Potem następna i kolejne. Dziewczyna się nie ruszała, najwyraźniej pogrążona w myślach. Jej palce zdrętwiały z zimna, całe czerwone. Jej rysy były spokojne, nieporuszone. Jednak pod maską coś drgnęło, przez twarz przebiegł cień.

I can see myself
I look peaceful and pale
But underneath
I can barely inhale


Zerwała się na równe nogi. Odwróciła, zerwała do biegu. Po kilku krokach zatrzymała. Jakby z rezygnacją. Gdzie miała biec? Zmrużyła oczy, spoglądając przez moment na rozciągający się przed nią mrok lasu. Westchnęła. Cicho, ledwo słyszalnie.

And I have searched
for the reason to go on
I've tried and I've tried
but it's taking me so long


Opadła na plecy, kładąc się na śnieżnym dywanie. Filigranowe płatki płynęły na nią z góry, opadając miękko na twarz. Wokół panowała uspakajająca cisza. W głowie płynęła nikła melodia. Nawet nie wiedziała kiedy, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Poczuła jak do oczu napływają następne. Podniosła dłonie do twarzy, by je zatrzymać. Otarła powieki. Spojrzała na drobne palce ze zdziwieniem przypatrując się karmazynowym kroplom. Jedna z nich spłynęła po papierowej skórze, pozostawiając rdzawą smugę.

I might be better off closing my eyes
And God will come looking for me in time


Opuściła skostniałe dłonie. Je oddech był płytki, równomierny. Ból w sercu zdawał się zanikać, kiedy jej szare oczy śledziły powolną wędrówkę śnieżynek. Czas zwolnił swój bieg, przestał płynąć. Opuściła powieki, zamknęła oczy.

Śnieg przestał padać.



-------------------------
Chciałam napisać opowiadanie w świątecznym klimacie. Nie wyszło.

25 grudnia 2014

"Time is over." I [Aldieb]

Deep in the ocean, dead and cast away
Where innocence is burned in flames
A million mile from home, I'm walking ahead
I'm frozen to the bonse, I am

Deszcz. Małe krople wody nieustannie od dwóch dni płynęły z zachmurzonego nieboskłonu. Zimne drobiny w niezmiennym tempie rozbijały się o przemokniętą glebę. Strużki cieczy spływały po wilgotnej korze, skapywały z ogołoconych z liści gałęzi. Ciemnoszare chmury zlały się w jednolitą masę, zza której do świata nie docierały dobrotliwe promienie słońca. Z trudem można była odróżnić dzień od nocy.
Smukłe łapy poruszały się w szybkim truchcie, kiedy samica wędrowała przez las, lawirując pomiędzy wiekowymi drzewami. Poduszki zanurzały się w poszyciu leśnym z lepkim mlaskaniem. Z każdym ruchem pokrywając się kolejną warstwą błota i mułu. Ślizgały się na przegniłych liściach, mokrej trawie i rozmiękczonej glebie. Łapy, brzuch i ogon samicy pokrywały plamy błota, zlepiając jej ciemnobrązowe futro.
Ciężkie krople spływały po jej grzbiecie, kolejne zaraz miały do nich dołączyć. Zniżyła łeb, wciągając przez nozdrza intensywny zapach mokrej gleby. Wśród tysiąca krzyżujących się ze sobą woni, samicę zainteresował jeden. Bez zbędnych myśli podążyła za tropem zwierzyny.
Przyspieszyła nieco, chcąc dogonić ofiarę. Przed oczami stanęła jej kłoda. Odruchowo wskoczyła na przewalony pień, za późno zdając sobie sprawę ze swojego błędu. Wyślizgane drewno. Plączące się łapy. Dwa uderzenia serca. I skarpa przed jej oczami.
Nie miała czasu by zareagować. Pazury nie zdołały utrzymać się na zdradliwej powierzchni. Próbowała jeszcze łapać się trawy i kamieni na zboczu, jednak na próżno. Towarzyszyło jej już tylko ołowiane niebo, cieniste chmury zdawały się szydzić z jej losu. Siostrzane krople mknęły w jej kierunku, ścigając się ze sobą, próbując ją przegonić, by jako pierwsze rozbić się na twardych skałach.
Runęła w dół.
Ciemne tonie rzeki przyjęły ją w swe objęcia. Woda wlała się gardła, nosa, uszu. Niewidzialne dłonie pociągnęły w dół. W mgnieniu oka zabrakło jej tchu. Z trudem młóciła łapami niewyobrażalnie gęstą ciecz. Czuła jak jej serce oblepia panika. Z determinacją jednak dążyła ku powierzchni.
Miała wrażenie, jakby musiała przebić się przez skorupę lodu. Wynurzyła głowę ponad wzburzoną taflę, czerpiąc potężny haust powietrza. Jej płuca paliły żywym ogniem. Mrugając powiekami, by pozbyć się wszechobecnej wody, płynęła ku brzegowi. Ten jednak wzniósł się nad nią niczym pionowa ściana. Z jej pyska wyrwał się pisk rozpaczy.
Wyciągnęła łapy do przodu, rozbryzgując na wszystkie strony strugi wody. Stromy brzeg był jednak nieubłagany. Nie miała żadnej możliwości by wyślizgnąć się na ląd. A z każdą sekunda traciła siły. Prąd rzeki wzmagał się. Wiatr zawył pomiędzy drzewami. Wzburzył ciemną toń.
Znów brakło jej tchu. Rozwarte palce kurczowo trzymały się wystających z gleby korzeni. Mimo jej wysiłków nie mogła długo tak wytrzymać. Osiągnęła swój limit, puściła.
Uniosła się nad nią fala. W jej przerażonym umyśle wyglądała jak olbrzym morski, kraken pożerający statki. Spieniona woda przykryła łeb, posyłając drobne ciało w odmęty. Szargana bezlitosnym żywiołem słabła z każda chwilą. Kończyny stawały się coraz cięższe, brak powietrza rozrywał jej płuca. Walczyła z całych sił, jednak przegrywała. Woda przemocą wdarła jej się do pyska. Spadała w dół, ciągle w dół, ciągnięta przez lepkie palce demonów ku bezdennej czeluści. Jej oczy zasnuła mgła. Zaczęła ogarniać ją ciemność. W oddali usłyszała czyjś szyderczy, szeleszczący chichot. W następnej chwili wszystko pochłonęła czerń.
***
Mocne szpony zacisnęły się na jej skórze. Poczuła opór odmętów rzeki, jakby jej spragnione, chciwe ręce nie chciały jej puścić. Wzleciała powietrze, ostry wiatr smagał jej przemęczone ciało. Krople deszczu zdawały się być jak rozżarzone iskry.
Usłyszała głośny łopot skrzydeł, a nad nią zamajaczył cień. W następnej chwili runęła na ziemie, jej ciało boleśnie zderzyło się z twardą glebą. Miała wrażenie jakby pękły jej wszystkie żebra. Wciąż półprzytomna zaniosła się kaszlem, wyrzucając z płonących płuc zdradliwą truciznę.
Zamrugała powiekami, z trudem przywracając ostrość widzenia. W czaszce jej łupało, kości trzeszczały. Przez moment zapatrzyła się na ziemie pod sobą, na mozaikę karmazynowych kropel. Ze zdziwieniem odkryła, że należały do niej.
Z trudem wdychając powietrze, właściwie rzężąc, odwróciła się, słysząc za sobą szelest składanych skrzydeł i czyjeś kroki. Zagłuszane jedynie przez szum deszczu. Szum i rozbijające się krople. Jakby ktoś walił młotem. Łup. Łup. Łup.
Z wysiłkiem zebrała myśli, wpatrując się dziwnym wzrokiem w postać, która ją uratowała. Wysoki, umięśniony osobnik, tylne łapy wilcze, przednie zaopatrzone w orle szpony. Pysk ptasi, ostry dziób przystosowany do rozrywania mięsa. Pstrokate, brązowo szare ubarwienie. Potężne skrzydła.
Co tu robił?
Powtórzyła swoje pytanie na głos, choć dźwięk, który się z niej wydobył przypominał starczy charkot.
Demon przechylił łeb. Jego różnobarwne źrenice skupiły się na samicy. Jedna czarna, druga płonąca krwistą czerwienią. Obydwie na tle mroźnych lodowców.
Minął moment zanim odpowiedział, wypuszczając na świat zgrzytliwe skrzekot.
- Sanetille mnie przysłała.
Złote ślepia samicy rozwarły się w zdumieniu. Warknęła z niechęcią patrząc na Threiyana. Stała już pewniej na nogach, jednak wciąż była osłabiona. Mimo to, nie zlękła się demona.
- Czemu tu jesteś? - powtórzyła. - Czego chcesz? Dlaczego miałaby Cię przysyłać? - wyrzuciła z siebie pytania, mrużąc ze złością oczy.
Odpowiedziało jej nieczułe, lodowate spojrzenie. Gryf zdawał się być zirytowany. Najwyraźniej  jemu też nie podobało się to, że stał się czyimś narzędziem.
- Kazała Ci stawić się jutro za granicami Stada. Pragnie Ci coś pokazać. - odparł, wciąż mierząc brązową mroźnym spojrzeniem. Nie czekając na odpowiedź, rozpostarł majestatyczne skrzydła i wzbił się w powietrze, pozostawiając ją w samotności.
***
Musiała zmuszać się by kontynuować dalszy marsz. Każdy kolejny krok wydawał się być ostatnim. Łapy ciążyły w dół, potykając się co chwila o wystające korzenie, ślizgając się na zgniłych liściach i mokrym mchu. Szła jednak dalej. Nie było to daleko, nie więcej niż kilometr. Jednak miała wrażenie, jakby była to wyprawa na koniec świata.
W końcu dotarła. Popchnęła nosem drewnianą powierzchnię. Drzwi zajęczały w zawiasach. Pazury zastukały na podłodze. Poszła w głąb sieni. Znalazła odpowiedni kąt i położyła się, zwijając ciało w kłębek. Nie patrzyła już na błoto czy wodę. Była zbyt wycieńczona.
W mgnieniu oka zasnęła.
---------------------------------------------------
Taka drama.

20 grudnia 2014

Relacja ze Stadnej Wigilii. (20.12.2014r.)

20 grudnia 2014

Relacja ze Stadnej Wigilii:

 Wigilia nie była zbyt długa, jednak zdecydowanie można powiedzieć, że była udana. Panowała przyjemna, ciepła atmosfera. I nie wiem czy wszyscy, ale przynajmniej większość dobrze się bawiła. Odwiedził Nas, wedle tradycji, niezapowiedziany gość, a później także Mikołaj z worem pełnym prezentów! Każdy z obecnych otrzymał po przynajmniej jednym upominku. 

Dziękuję wszystkim, którzy się pojawili, za przybycie, pomoc w przyozdabianiu Polany oraz za uczestnictwo. Dziękuję również Baru za wcielenie się w rolę Mikołaja. Oraz sobie i Baru za wysłanie prezentów. ;)

Chętnym, życzę miłego czytania. c:


`Aldieb

18:39:29 JOIN Rakshasha
19:07:33 JOIN Aldieb
19:11:38 JOIN _Baru_
19:20:40 JOIN Tin
19:37:15 JOIN Syriusz_

19:37:59 <Tin>Ogromnie drażnił ją brak śniegu, nic jednak nie mogło zupełnie unicestwić jej świątecznego humoru. Po krótkiej wędrówce jej oczom ukazały się świąteczne lampki porozwieszane na polanie, a na jej pysku zawitał uśmiech na widok znajomych. - Cześć!
19:38:58 <Syriusz_>[Baru. dobry tekst o dyskryminacji xD ]
19:39:29 <_Baru_>[Hue hue dzięki :D]
19:39:32 <Aldieb>*Odwróciła głowę, w kierunku przybyłej osoby. Gdy jej oczom ukazała się Tinka, na jej pysku zagościł uśmiech.* Salve, Tin. *Przywitała się. W jej oczach odbijały się światła kolorowych lampek. (I kij z tym, że w lesie nie ma prądu. XD) ]
19:40:00 <Aldieb>[ Omnom. Bo mi sie nie chce myśleć ile Baru powinien dostać plusów za aktywność. @_@ ]
19:40:31 <_Baru_>[Przeciągnęła przedłużacz z miasta xD A co do plusów to spoko, na razie mi ich wystarczy]
19:42:04 <_Baru_>Tym razem na polanie był w ludzkiej postaci, w kciukami o wiele łatwiej wszystko się dekorowało. Zawieszał właśnie ozdóbki na choince kiedy Tin weszła na polanę. Spojrzał w Jej stronę. - Witam witam - uśmiechnął się lekko
19:42:59 <Aldieb>[ Heheh. Długi musi być ten przedłużacz. ]
19:47:26 <_Baru_>[Oj tam oj tam, połączyła kilka przedłużaczy :D]
19:50:46 <Tin>- Jak się mają świąteczne nastroje? - Spytała, przyglądając się nielicznym obecnym i usiadła niedaleko Al.
19:56:00 <Aldieb>Nie najgorzej. *Odparła z lekkim uśmiechem zerkając na wilczycę.* Mam tylko nadzieję, że zjawi się trochę więcej osób.
19:57:31 <_Baru_>- Dobrze - powiedział szybko i podskoczył, aby zawieśić ozdoby wyżej. Zerknął na Al, później na Tin - Widzę, że i Ty masz świąteczny nastrój.
19:58:31 JOIN Prodotis
20:05:10 <Syriusz_>Trochę spóźniony, ale ważne, że się pojawił. W sumie niby Mikołajem miał nie być, ale mikołajową czapkę sobie sprawił. Miał też pochowane trochę słodyczy po kieszeniach. -Cześć wszystkim. - przywitał się i uśmiechnął szeroko. Uwielbiał święta, bo zawsze mógł spotkać masę znajomych.
20:06:32 <_Baru_>-Seru - posłał mu uśmiech - Witaj - zakładał właśnie przy pomocy pnącz gwiazdę na choinkę.
20:07:37 <Aldieb>Sereeek. *Uśmiechnęła się, widząc lisa. Wróć. Kieszenie. Chłopaka.*
20:08:57 <_Baru_>[Prosze prosze, Liam i Seiye dostali plusiki i prosze co się stało. Nie ma ich...]
20:09:03 <Syriusz_>-Ooo... Widzę, że choinka ustrojona. W sumie tego nie lubię, bo zawsze mam ręce pokłute. - podszedł jednak bliżej, oceniając ich pracę. -Zacne drzewko, przyznaję.
20:09:16 <Syriusz_>[Baru tak mówi przez dyskryminację :D ]
20:09:47 <_Baru_>[Bo ja jestem :D a ich nie ma, ne zasłużyli! xD]
20:10:02 <Rakshasha>[Baru, widzisz, jak dobrze, że Ci nie dali, też już by Cię nie było ;)]
20:10:34 <_Baru_>[Racja, to pewnie jakaś klątwa ^^]
20:11:05 <Aldieb>*Podniosła tyłek i podreptała by pomóc Baru przy przyozdabianiu. Po fakcie stwierdziła, że w zwierzęcej formie nie na wiele mu się przyda. Zdeterminowana by jednak pomóc wygrzebała jakieś ładne ozdóbki z pudła, chwyciła delikatnie w pysk i szturchnęła zimnym nosem dłoń Baru by wziął od niej błyskotkę. Wcale nie oślinioną.*
20:11:17 <Aldieb>[ ...czyli, że to moja wina, że ich nie ma? XD ]
20:12:03 <_Baru_>[ tak Al Twoja wina!]
20:12:48 JOIN Asmodeusz_
20:13:39 <_Baru_>Chłopak spojrzał na Al, kiedy tykła go nosem i o mało nie zbił ozdóbki nieco wystraszony. - O, dzięki Alu - uśmiechnął się i powiesił ozdóbkę.
20:17:28 <Aldieb>Proszę bardzo. *Uśmiechnęła się, błyskając białymi kłami. Wróciła do pudła, by do niego zajrzeć i poszukać jeszcze jakichś ładnych ozdób. Pudło było na tyle duże, a ozdób na tyle mało, że musiała prawie w nim zanurkować. Pomagając sobie nosem, przerzuciła kilka rzeczy. W końcu trafiła na coś, co zwróciło jej uwagę. Chwyciła w zęby gwiazdę, która miała znaleźć się na czubku choinki i powędrowała do Baru, wlepiając w niego złote ślepia.*
20:19:35 <Prodotis>Smoliste chrapy ogiera zadrżały nieznacznie kiedy to wyłapały dochodzący z oddali zapach, który niezaprzeczalnie przywodził na myśl święta. Igliwie, ogień i jakaś inna, bliżej nieokreślona woń przywodząca na myśl ciepło. Zatrzymał się na chwilę niezbyt pewny czy powinien zakłócać komuś celebracje, jednak tęsknota za towarzystwem wzięła w końcu górę. Po niedługim czasie granatowy, masywny ogier stanął na polanie i skłonił się nisko. Gdzie nie gdzie jego ciało przebłyskiwało białymi plamkami, które zdawały się odzwierciedlać nocne niebo. -Kalispera. Dobry wieczór.- Chrząknął ciepłym barytonem i zerkając po zgromadzonych pozwolił sobie podejść nieco bliżej.
20:21:47 <_Baru_>Spojrzał na założoną juz gwiazdę, no tak, ta przyniesiona przez Al była zdecydowanie łądniejsza i lepiej pasowała, zdjął więc czubek i założył nowy - zawsze uważałem, że kobitki są lepsze w przystrajaniu, a przynajmniej w dobieraniu ozdób - pokiwał głową i zadowolony spojrzał na choinkę. Zaraz zerknął na nieznajomego ogiera i uśmiechnął się lekko - Witam! To w tym roku będziemy mieli nawet gościa.
20:22:22 <Syriusz_>Czując nieznanego mu osobnika, spojrzał w tamtą stronę z zaciekawieniem. -Dobry wieczór. - odpowiedział po dłuższym po prostu wgapianiu się w nieznajomego, by w końcu potrząsnąć głową i zwrócić spojrzenie znów na drzewko. -Prosimy, prosimy... Zaraz na pewno się z tym uporają. - No bo on jest leń, choć i tak powoli i niezbyt chętnie zaczął pomagać przy ozdobach.
20:23:30 <Aldieb>*Odwróciła głowę, wędrując spojrzeniem w stronę niespodziewanego przybysza. Przez kilka chwil obserwowała go złotymi ślepiami.* Salve. *Przywitała się w końcu, lekko skinąwszy łbem w geście powitania. Zerknęła w górę, na stojącego obok niej Baru.* Oczywiście, że tak. Jesteśmy zajebiste. *Stwierdziła z lekkim rozbawieniem.*
20:24:22 <Asmodeusz_>Samiec nie miał ochoty pojawiać się wśród ludzi. Zwłaszcza teraz, gdy jakiekolwiek znajomości były mu obojętne. Fakt, może i tęsknił do niektórych postaci ale nie chciał tego po sobie okazywać. Usiadł Na brzegu polanu opuszczając łeb ale przyglądając się osobnikom obecnym na polanie.
20:26:58 <_Baru_>- Zajebiste powiadasz? - zaśmiał się. - No dobra, niech Ci będzie, w tym jesteście zajebiste. Choinka gotowa - uśmiechnął się szeroko i rozejrzał po polanie. Myślę, że ogólnie wszystko już jest gotowe, tylko więcej nas by się przydało... - westchnął i przybrał postać wilka.
20:27:09 <Prodotis>Uśmiechnął się nieznacznie słysząc takie powitanie. -Prawdę mówiąc jestem w drodze od tak dawna, że nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że nadeszły już święta. Musicie wybaczyć, ale wasz gość przybywa bez "wkupnego". -Oznajmił po czym zatrzymał na chwilę spojrzenie na pięknie przystrojonej choince. Na chwilę prawie zapomniał, że jest w zupełnie obcym miejscu i poczuł się jak małe źrebie, dawno kiedy jeszcze należał do stada. Szybko jednak otrząsnął się z zamyślenia czując na sobie spojrzenie chłopaka. . -Zwą mnie Prodotis.- Wyjawił po czym wskazał łbem w stronę świątecznego drzewka. -Mój grzbiet może posłużyć jako drabina. Będzie trochę łatwiej wieszać na górze.
20:30:31 <Rakshasha>Pantera w końcu zjawiła się na wigilijce, spóźniona i po bardzo długiej nieobecności, ale nie mogła się powstrzymaąć przed zajrzeniem w krąg znajomych pysków i twarzy. Uśmiechnęła się, lądując miekko na nieośnieżonej ziemii, szeleszcząc błonami skrzydeł podczas składani ich po bokach. - Jak świątecznie, świetna robota - pochwaliła z rozbawieniem w niskim głosie. Fiołkowe ślepia natrafiły na nieznanego ogiera, skłoniła w jego stronę pysk. - Witaj, miło widzieć tu również kogoś nieznajomeg. Jestem Raksha - przedstawiła się, a czarny ogon strzelił przy jej łapach.
20:30:41 <Aldieb>Smoosia. Salve. *Mruknęła cicho w kierunku wilka, którego ciche przybycie nie umknęło jej uwadze. Widząc jednak, że samiec nie jest w najlepszym humorze, postanowia nie nagabywać go do rozmowy. Zamiast tego skupiła swoją uwagę na nieznajomym, który właśnie się przedstawił.* Miło mi poznać. Jestem Aldieb. *Uśmiechnęła się lekko.* I dziękujemy, ale wygląda na to, że choiunka jest już gotowa. *Zastrzygła uszami. Zerknęła na ich wspólne dzieło. Iglaste drzewo świeciło się przeróżnymi barwami. W srebrzystych bombkach odbijały się różnokolorowe światła.*
20:32:49 <Aldieb>Salve Raksha. *Rzuciła lekko w stronę czarnej pantery, posyłając jej przy tym delikatny uśmiech.* Dawno isę nie widziałyśmy.
20:34:13 <_Baru_>- Raku? - oderwał wzrok od polany i spojrzał na siostrzyczkę z szerokim uśmiechem, ruszył w jej stronę. - Gdzieś Ty była?! - zmarszczył czerwone ślepia zatrzymując się przed nią.
20:35:56 <Rakshasha>Oblizała pysk, spoglądając na Baru z lekkim smutkiem w fiołkowych ślepiach, jak i uśmiechu. - Wiele się działo, w wielu miejscach byłam, a nie tam, gdzie powinnam - odpowiedziała dość lakonicznie, po czym uśmiechnęła się nieco szczerzej i nieco złośliwe, zarówno. - Wybaczysz, braciszku?
20:37:36 <Syriusz_>-Syriusz. Albo Ser, jak wolisz. - przedstawił się ogierowi i pomachał do Rakshy, w geście powitania. -Tak właściwie... Co będziemy dzisiaj robić? - spytał, bo oczywiście jak zawsze nie ogarniał sytuacji. Tak to jest, jak się wiecznie przysypia.
20:38:15 <Prodotis>Dość widowiskowe pojawienie się pumy jak i przybycie kolejnych drapieżników sprawiło, że mimo wszystko ogier poczuł się nieco nieswojo. Uprzejmy śmiech nie zniknął jednak z jego pyska i po kolei kiwnął łbem każdej, przedstawiającej się istocie powtarzając pod nosem imiona. Nigdy nie miał problem z ich zapamiętywaniem, ale lepiej zapobiegać niż zrobić faux pas. -Przynajmniej nie możecie mi zarzucić, że nie chciałem pomóc!- Zaśmiał się pod nosem na słowa Aldieb po czym ulokował swoje rosłe cielsko nieco z boku, nie chcąc przeszkodzić emocjonalnym powrotom, które najwyraźniej miały miejsce.
20:38:30 <_Baru_>Za dawno jej nie widział, aby teraz się gniewać - Cwaniara, przyszła w święta i nawet nie mogę nie wybaczyć - zaśmiał się i ruszył do reszty z Czarną przy boku. - Wybaczam - uśmiechnął się znowu szeroko - Przy okazji, jesteś ciocią.
20:39:13 <Asmodeusz_>- Asmodeusz. - Mruknął, przeciągając się i wstając. Podszedł bliżej towarzystwa, siadając pod choinką. Pyskiem trącił jedną z bombek jakby z zamiarem strącenia jej.
20:39:45 <Aldieb>*Zastanowiła się przez moment nad pytaniem Serka. Tak właściwie to nie miała żadnego konkretnego planu.* Hm.. No... Możemy pośpiewać kolędy? A potem życzyć sobie życzenia. A potem przyjdzie Mikołaja i będą PREZENTY. *Zakończyła z szerokim uśmiechem.*
20:40:05 <Prodotis>[zw]
20:40:46 <Rakshasha>Zaśmiała się cicho na wspomnienie o synie Baru. - Tak, wiem, już go widziałam, uroczy jak matka - powiedziała z wyszczerze, puszczając Baru perskie oko. - Niestety nie miałam okazji go poznać, szkoda, że dziś się nie zjawił.
20:49:42 <_Baru_>Pokręcił głową - O ho ho, widzę, że mimo długiej nieobecności wiele się nie zmieniłaś. Racja, jest uroczy po mamie, ale resztę ma po mnie, no poza skrzydłami - zaśmiał się i spojrzał na zebranych. - Ostatnio sporo nas tu znowu - kiwnął łbem zadowolony.
20:49:52 <Aldieb>*Omnom. Zrobiło się jakoś cicho. Rozmowy nie wiedzieć dlaczego ucichły. Powędrowała pod choinkę i posadziła swoje cztery litery. Powiodła spojrzeniem po zebranych, zastanawiając się co właściwie powinni zrobić. Wyglądało na to, że nie zjawi się już nikt więcej, więc może to była dobra pora na wejście mikołaja?*20:52:38 <Rakshasha>- Dokładnie, nadal powalam szczerością - przyznała. - Oczy jeszcze ma Dalii, prawda? Tylko sierść po Tobie, taka prawda - zaśmiała się i szturchnęła go skrzydłem. Takiego droczenia się jej zdecydowanie brakowało. Po słowach Baru znów rozejrzała się po polanie. - Dawno mnie tu nie było, ale zdecydowanie masz rację, znacznie więcej, niż gdy ostatnim razem zajrzałam.
20:55:14 <_Baru_>- Mówię o charakterze babo! - pokręcił łbem i znowu się zaśmiał. - Jest dzielny, bystry, samodzielny - wyszczerzył się. - Ważne, że po ciotce nie odziedziczył niczego - on również tęsknił za tym droczeniem się.
20:55:52 <Syriusz_>-Mikołaj mówisz... A co, jeśli część z nas nie była jakoś specjalnie grzeczna? - spytał się, jakby bojąc się, że jeszcze zostanie pominięty. -No, ale jestem ciekaw, co kto dostanie. - przysiadł przy Asmo i trącił go lekko w bok. -Cześć, Mendo? - słysząc Baru, zaśmiał się. -Te jakże cnotliwe cechy, to niby po Tobie?
20:56:26 <Prodotis>Nie chcąc zbytnio skupiać się na rozmowie rodzeństwa, które najwyraźniej dawno się nie widziało postanowił sobie znaleźć lepsze zajęcie. Kiwnął krótko łbem do Asmodeusza po czym pociągając "ocieplanymi" gęstymi szczotkami kończynami podszedł bliżej choinki. Zdawało się, że towarzystwo najbardziej chętne do działania właśnie tam się zebrało. -Miło widzieć tak dobrze prosperujące stado. Tyle ciepła...- Stwierdził jak najbardziej szczerze i parsknął cicho wypuszczając z nozdrzy chmurkę ogrzanego powietrza.
20:57:59 <_Baru_>Dumnie wypiął swoją czarną, wilczą pierś do przodu - No pewnie Serku! Przecież nie po mojej zakręconej Dalii - zaśmiał się.
20:58:58 <Aldieb>To dostaniesz rózgę, Serek. *Odparła. Zamiotła ogonem po ziemi i przekrzywiając nieznacznie łeb, zerknęła na ogiera.* A mnie miło słyszeć Twoje słowa. *Powiedziała łagodnym głosem, chociaż już bez uśmiechu. Sama miała na ten temat swoje zdanie, którym jednak raczej nie chciała się dzielić z zebranymi. Jeszcze by zepsuła atmosferę. Głupia. Potrząsnęła lekko łbem, na jej pysk wrócił delikatny uśmiech.*
20:59:28 <Asmodeusz_>- Ciepła.. Te ognisko rozpala się rzadko, okazjonalnie. - Mruknął cicho, jakby nie chciał by usłyszeli go inni. Ot, Taka jego własna opinia, wtrącenie. - Nie masz prawa tak do mnie mówić, jesteś za młody. - Parsknął w stronę Sera.
20:59:53 <Rakshasha>- Racja, jeszcze by was przegadał i głupio by wam było. Tak, zdecydowanie miałby się za dobrze wtedy, wymyślałby zbyt dobre argumenty. - Skinęła poważnie głową i uśmiechnęła się, znów tak wesoło. - Tylko tak mówisz, jakby tu Dalia była, to byś od razu przyznał, jak cudowne ma po niej cechy - zaśmiała się.
21:02:36 <Rakshasha>Spojrzała na ogiera. - Dobrze, że trafiłeś do nas dziś, kiedy tego ciepła tyle się zebrało. Kto wie, może rzeczywiście wyjątkowy czas - powiedziała, nieco zamyślonym tonem, wpatrując się w ognisko. Ocknęła się, znów spoglądając na przybysza z uśmiechem. - Co takiego Cię sprowadziło na polanę, ów ciepło, może ciekawość?
21:02:40 <_Baru_>Spojrzał na Raku marszcząc nieco ślepia - Co Ty gadasz za głupoty, wystarczy, że ma po niej śliczne oczy i skrzydła - wyszczerzył się - No dobra, ma też trochę cech po mamie, co by nie było - zrobił i do Sera i do Raku głupią minę.
21:03:55 <Aldieb>*Zmarszczyła nos. Atmosfera była miła, jednak okres świąteczny zawsze wiązał się dla niej ze śniegiem, a tego wyraźnie było brak. Postawiła uszy na sztorc, wyłapując urywki rozmowy Rakshy i Baru i uśmiechnęła się na ich przekomarzanie. *
21:05:15 <Rakshasha>[Baru, ślepi się raczej nie da marszczyć xD] - Rany, taka mieszanka, aż się obawiam go spotkać. Jeszcze to pomieszanie uroczej Dalii i... - zmierzyła wzrokiem Baru - tego szaleństwa całego twojego, dzieciak musi być zabójczy. - Pokręciła pyskiem jakby z rezygnacją. - Za stara jestem na bycie ciocią...
21:05:32 <_Baru_>[zmróżył*xD]
21:05:35 <Aldieb>[ Skąd wiesz, może on umie. Taki jego ukryty talent. XD ]
21:06:13 <_Baru_>[No właśnie! Może umiem! Dziękuje Alu xD]
21:06:35 <_Baru_>[zmrużył*]
21:06:48 <Aldieb>*Słysząc słowa Rakshy, pomyślała ile razy ona sama była już ciocią. Właściwie to nie była pewna, ale mogła też być babcią. Taka stara Alu. @_@ *
21:09:02 <_Baru_>- Wiem właśnie, myślałem o kremie na zmarszczki dla Ciebie pod choinkę, no ale stwierdziłem, że zapewnienie kąpieli błotnej przy najbliższej okazji może być ciekawsze - znowu posłał jej uśmiech - A Liam, no cóż, mieszanka wybuchowa i to dosłownie, po mamie odziedziczył też władanie ogniem... Kurde - potrzepał łbem - On serio nie ma prawie nic po mnie, muszę porozmawiać z Dalią - rozbawiony pokręcił łbem.
21:10:37 LEFT Prodotis (Pong timeout)
21:12:15 <Rakshasha>Pomiziała się wielgachną łapą po równie wielkim łbie, jakby chcąc wygładzić niewidoczne zmarszczki. - Oj tam, w tej postaci nie widać, a po za tym, to jestem stara tylko duchem - powiedziała poważnie, ale potem również się uśmiechnął. - Byś się tylko spróbował, wciągnęłabym cię do tego błota razem ze mną. - Zamyśliła się na chwilę na następnymi jego słowami i parsknęła śmiechem. - Sądząc po tym głupkowatym uśmiechu, z jakim udało mi się go zobaczyć, to raczej na pewno coś po tobie ma. - Po tych słowach zamyśliła się na chwilę. Ogień był dość niebezpiecznym żywiołem, zwłaszcza dla malca. - Jak sobie radzi z magią?
21:15:10 <_Baru_>- Dzięki, potrafisz podnieść na duchu - uśmiechnął się szeroko. - Powoli, dlatego też mam dla niego specjalny prezent - uśmiechnął się - Seiye mu pomaga i Etta, nowi członkowie, władają ogniem. Ja uczyłem go jak ma się skupic i kontrolować zdolności. W sumie już kilka dni go nie widziałem - skrzywił się lekko.
21:16:53 <_Baru_>Zerwał się naglę na równe łapy - Jeju, zaraz przyjdę, zapomniałem ... wyłączyć czajnik... - palnął spontanicznie i po prostu wbiegł w las [xD]
21:17:42 <Aldieb>*Nadal przysłuchiwała się rozmowie pantery i basiora. Wiadomość, że Liam potrafi posługiwać się żywiołem ognia była dla niej nowością. Sama z tym żywiołem nie miała wiele wspólnego, nigdy nie potrafiła się z nim dogadać.*
21:17:46 <Syriusz_>[Baru, wtf xD]
21:18:01 <Asmodeusz_>[ Baru chyba nie jest zdrowy ]
21:18:10 <Rakshasha> - Hm, ogień chyba powoli staje się najpopularniejszy wśród członków sta... - przerwała, spoglądając za Baru z chwilową konsternacją, po czym parsknęła śmiechem i pokręciła łbem.
21:18:12 <_Baru_>[Nigdy nie był xD]
21:19:12 <Syriusz_>-Ja jestem za młody?- uniósł brew, dżgając nadal Asmo. Tak z nudów, po prostu. Żeby go pozaczepiać i lekko zdenerwować. W tym czasie przysłuchiwał się innym. -Rozmowy o dzieciach, taa... Chyba serio muszę sobie sprawić. - zaśmiał się pod nosem.
21:19:16 <Aldieb>*Drgnęła nagle, kiedy Baru niespodziewanie wybiegł z polany, zostawiając ich z tą dziwną informacją.* Ale że co? *Mruknęła, szeroko otwierając oczy i spoglądając w zarośla, gdzie zniknął ogon samca.*
21:20:27 <Asmodeusz_>- Pewnie. - Warknął cicho, gwałtownym ruchem naciskając łapą na ciało lisa. Prychną, pochylając nad nim pysk i gryząc go lekko w ucho. - Spraw se dzieci, sprawy. tylko kto by z Tobą chciał? - Wyszczerzył się i zabrał łapę, rozglądając się.
21:20:57 <Rakshasha> - Nie warto, Al, nie warto, to jest Baru, nie zrozumiemy - powiedziała ze śmiechem, oczywiście żartując. - Swoją drogą, co tam u ciebie słychać?
21:23:13 <Syriusz_>[Ale Ser jest ludziem xD]
21:23:16 <_Baru_>Po chwili na terenie stada pojawił się czarny brodaty basior. Na oczach miał okulary przeciwsłoneczne, cały zawinięty czerwoną firanką i z czarwoną czapą Mikołaja na łbie. Ciągnął za sobą spory wór. Drobiazgi schowane w środku wyglądały na dość małe, poza jednym. - How how how! - krzyknął zmieniając głos na grubszy. - Czy są tu... - zamilkł na chwilę i rozejrzał się - Cholipcia... czy tu wogóle są dzieci? - dodał swoim już głosem, zaraz jednak potrzepał łbem. - How how how! Czy ktoś pomoże Mikołajowi z worem?! - spojrzał na nich, czego nie było widać, przez okulary.
21:23:28 <Asmodeusz_>[..a. Kurde, to go po prostu ugryzł w nogę ;_; ]
21:23:33 <Syriusz_>[xD]
21:24:36 LEFT Asmodeusz_
21:24:55 <Aldieb>*Zaśmiała się lekko, spoglądając w stronę kocicy.* Nic nowego, nic wartego wspomnienia. *Chciała jeszcze coś powiedzieć, jednak w tym momencie na polanę wparował.... Mikołaj?*
21:26:02 <Syriusz_>O mało co nie padł, widząc Baru w takiej wersji. -Uwaga, trzeba to zapamiętać, by mieć się z czego nabijać... - zaczął się śmiać pod nosem i podniósł spod choinki. -Mikołaju, myślę, że mogę pomóc... - mruknął, podchodząc bliżej wyraźnie rozbawiony.
21:27:03 <Rakshasha>Spojrzała na Mikołaja, usilnie starając się powstrzymać uśmiech. Zdecydowanie ciekawą okazał się... postacią. - Mikołaju, jakże miło Cię widzieć pośród nas! Niestety dzieciaków tu brak, ale wszyscy byliśmy bardzo grzeczni. Najbardziej oczywiście mój braciszek, ale... - rozejrzała się - no niestety gdzieś wyparował. - Wzruszyła barkami, ale dalej uśmiechała się do Mikołaja.
21:29:42 <_Baru_>- Och grzeczny chłopczyku, trzymaj - podał serowi wór i uśmiechnął się głupkowato. Spojrzał na Raku - Noo nie wiem nie wiem, słyszałem że tu niezłe melanże odstawialiście, jakieś poza małżeńskie seksy i hulanki w głowie - pogroził łapą - zaśpiewajcie mi ładnie kolędę to puszczę wszystko w niepamięć, a z Twoim braciszkiem to sobie porozmawiam, chuligan czapkę chciał mi gwizdnąć po drodze!
21:29:49 <_Baru_>Serowi*
21:33:22 <Rakshasha>- Ach, naprawdę? - zadziwiła się. - Któż takich herezji niemiłych o nas opowiada? Zapewniam, Mikołaju, u nas tylko grzeczne dzieci i zwierzęta, każdy potwierdzi - pokiwała poważnie pyskiem, po czym podeszła do Mikołaja i jakby chciała mu na ucho powiedzieć, szepnęła. - A jakby kiedyś Mikołaj chciał wpaść, to zapraszamy. - Odsunęła się, puszczając mu perskie oko, po czym odeszła i zaśmiała się pod nosem. Jednak potem musiałam odpowiedzieć na ostatnie słowa. - Takiż to nicpoń z niego? Oj nie, będę mu musiała sprawić kazanie, żeby samego Mikołaja napadać. - Pokręciła głową z dezaprobatą.
21:35:35 <Syriusz_>-Chłopczyku...?- spytał, trochę zbity z tropu, ale zaraz się rozpogodził, starając się nie zaglądać do worka z prezentami. -Jakie tam melanże... Posiedzenie wysoko alkoholowe kilku zwierząt, to jeszcze nie takie niezłe melanże. - powiedział pod nosem, zaraz starając się przypomnieć jakąś kolędę. -Myślę, że piękniejsza część naszego stada świetnie sobie poradzi ze śpiewaniem.
21:36:52 <_Baru_>- Dobra, dobra - zaśmiał się po wyszeptanych na ucho słowach - Wpadne, w sumie lepiej nie śpiewajcie bo mi uszy zwiędną, w poprzednim stadzie jak byłem to same beztalencia, a darli się jak na rocowym koncercie, przejdzmy do rzeczy bo ja stary jestem, a jeszcze sporo roboty przede mną - wlazł do wora i zaczął szukać paczuszek.
21:45:04 <Tin>Przebudziła się z drzemki, nie miała więc pojęcia o tym, co się działo. Rozejrzała się i uśmiechnęła zauważywszy, że na polanie jest więcej osób, niż kiedy ostatnio miała okazję ją oglądać.
21:45:13 <_Baru_>Basior wyciąga pierwszą paczuszkę i odczytuje imię - Raksha - skrzywił się - co za imiona... - pokręcił łbem i poczekał aż pantera podejdzie. Podał prezent: http://pl.tinypic.com/view.php?pic=so38d3&s=8#.VJXUUc5E
21:47:58 <Aldieb>*Zapatrzyła się na Rakshę, Mikołaja i podawany prezent.*
21:47:58 <Rakshasha>- Demoniczne wręcz - wyszczerzyła się i podeszła. Zauważyszwy prezent, pokręciła pyskiem ze śmiechem. - Ach braciszku, ty i te Twoje pomysły... Dziękuję, Mikołaju, takie piękne, zdecydowanie będę nosić na specjalne okazje. - Pokiwała pyskiem i odeszła, sadowiąc się przy innych.
21:49:30 <_Baru_>Zaśmiał się - coś czuję, że to nie od braciszka - wyszczerzył się i wskoczył znowu do wora. Wyskoczył - Tin! - wykrzyczał i czekał na wilczycę. http://pl.tinypic.com/view.php?pic=11ca88g&s=8#.VJXVsc5E
21:51:13 <Rakshasha>Przekrzywiła pysk i uśmiechnęła się. - W każdym razie ma dobre poczucie humoru ten ktoś - zaśmiała się i zawinęła sobie dzwoneczek wokół łapy, bawiąc się nim przez chwilę. Szybko jednak się zreflektowała i powróciła do przyglądania innym.
21:51:15 <Tin>Zaszczekała niczym szczęśliwy piesek i podniosła się momentalnie, mimo zaspania. - Dla mnie? - Ucieszyła się zdziwiona i ubrała strój renifera, dalej szczekając.
21:52:15 <Aldieb>*Zamachała ogonem, szurając nim po ziemi. Popatrzyła to na Rakshę, to na Tinkę.*
21:52:51 <_Baru_>- Serek! Znaczy... Syriusz - uśmiechnął się głupio - Naszła mnie ochota na ser - wytłumaczył poprzedni okrzyk [Prezent: dostał małego a'la zabawkowego liska. Coś w stylu robota, którym trzeba się zajmować. Wygląda bardzo realnie, jednak można go wyłączyć.]
21:53:42 <Aldieb>Serek, patrz dostałeś dzieciaka. *Zaśmiała się, widząc prezent Syriusza.*
21:54:04 <Syriusz_>-Ooo... Lisek. To prawie jak dziecko. Nazwę go... Na razie nazwę go Klusek, nie wiem czemu. - uśmiechnął się pod nosem i przyjął prezent. - Dziękuję bardzo.
21:55:07 <_Baru_>Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął kolejną paczkę. - Aldieb! - dostała mały szmaragdowy kamień. Odsiewnia myśli. Kiedy spojrzysz na niego i zechcesz przestać o czymś myśleć, zabierze tą myśl, a na nim pojawi się niewielki obłoczek,który wędrować będzie po wnętrzu kamienia. Zawsze możesz wrócić do danej myśli, wystarczy tylko chcieć.
21:56:07 <Tin>[Ale supi Hari Pota!]
21:56:18 <Tin>[Chcę taki naprawdę :<]
21:56:35 <_Baru_>[Chyba nie tylko Ty ;o]
21:56:42 <Syriusz_>[Też cem :c Ale Klusek też jest super. ]
21:57:31 <Aldieb>*Postawiła uszy na sztorc i prawie podskoczyła, kiedy usłyszała swoje imię. Przekrzywiła łepetynę, po czym odebrała od Mikołaja prezent. Kamień był naprawdę piękny. Zachwycona, wróciła na swoje miejsce.*
21:57:38 <Rakshasha>[So magic ^^]
21:57:53 <Aldieb>[ Magic, magic everywhere. ]
21:58:25 <_Baru_>- Znowu Serek? - pokręcił łbem - byłeś chyba grzeczny - http://pl.tinypic.com/view.php?pic=120rpyh&s=8#.VJXVLc5E
21:58:53 <Syriusz_>[ <3 ]
22:00:01 <_Baru_>- Raksha! - znowu zawołał panterę i usmiechnął się pod nosem. Dostała czarny rzemyk z zawieszonym szkiełkiem. W szkiełku tym zobaczysz osobę jaką tylko będziesz miała ochotę w danej chwili zobaczyć.
22:01:23 <Aldieb>O, jakie fajne. *Mruknęła, spoglądając na prezent Rakshy.* More magic.
22:03:05 <_Baru_>- Baru! - krzyknął - Ach, to ten huligan... - zaśmiał się i spojrzał na swój prezent. [ http://pl.tinypic.com/view.php?pic=2mdfms3&s=8#.VJXUAc5E ] Przeczytał na głos dopiskę i zaśmiał się - Dzię... - znaczy, proszę mu to przekazać - znowu się zaśmiał.
22:03:15 <Rakshasha>Nieco zaskoczona znów podeszła i odebrała prezent z uśmiechem. - Zdecydowanie bardzo zacne, dziękuję. - Usiadła, bawiąc się szkiełkiem przez chwilę, po czym również go ubrała. - Wyglądam już niemal jak choinka, rzeczywiście magic everywhere.
22:05:12 <_Baru_>Westchnął i spojrzał na ostatnią paczkę po czym na Tin - Tin... to dla Ciebie - podał jej paczkę. Była tam chusta, rękawiczki i słuchawki należące do Membu. Słuchawki kiedy włożysz do ucha możesz usłyszeć Jego słowa wypowiadane kiedykolwiek do Twojej osoby. Miłe słowa.
22:06:13 <Aldieb>Więcej magii. *Mruknęła, z zaintrygowaniem przyglądając się prezentowi Tin, a potem przseniosła wzrok na wilczycę, ciekawa jej reakcji.*
22:06:56 <_Baru_>Również patrzył na reakcję. Trochę obawiał się tego prezentu.
22:08:39 <Rakshasha>Nie rozumiała całej sytuacji, jedynie z paru mglistych, kiedyś wypowiedzianych słów, więc siedziała cicho i obserwowała z niejakim zaciekawieniem.
22:13:09 <Tin>Podeszła, już nie tak wesoła. Opaska renifera zsunęła jej się z łba, zmieniła postać na ludzką i wzięła paczkę, posyłając smutny uśmiech do Baru. Przez chwilę miała ochotę wyrzucić ją w śnieg. Wzięła głębszy wdech, odeszła kawałek od towarzystwa, włożyła słuchawki do uszu i nałożyła rękawiczki, wtulając w nie policzek.
22:15:15 <_Baru_>Mimo wszystko ulżyło mu, obstawiał jakąś łzawą scenę. Wypuścił powietrze głośniej i spojrzał po reszcie - How how how! No cóż, zostawiam resztę prezentów dla nieobecnych i uciekam do kolejnego stada! Wesołych Świąt! - krzyknął i znowu zniknął za drzewami.
22:16:27 <Aldieb>*Zmarkotniała nieco, widząc smutek na twarzy Tinki i nie wiedząc co dziewczyna myśli. Zaraz jednak krótką ciszę przerwał głos Mikołaja.* Wesołych. *Mruknęła w odpowiedzi, jednak po świętym już nawet śladu nie było.*
22:21:09 <_Baru_>Pojawił się bez przebrania na polanie i posłał wszystkim uśmiechy. - Oho, czyli jednak to był prawdziwy Mikołaj a nie przebieraniec? A ja mu chciałem czapkę zawinąć - zaśmiał się lekko i spojrzał w stronę siedzacej Tin. Kiwnał do wszystkich łbem i ruszył do dziewczyny. Usiadł przy jej boku.
22:21:52 <Tin>Zerknęła w miejsce, gdzie przed chwilą siedział rzekomy Mikołaj, po czym przyciągnęła kolana pod brodę, oplotła je jedną ręką, a drugą przysunęła sobie chustkę do nosa, wciągając ledwo wyczuwalny zapach. Z zamyślenia wyrwał ją Baru. Wyciągnęła słuchawki z uszu i spojrzała na niego. - Skąd to? - Spytała cicho.
22:21:56 <Aldieb>Na to wygląda. *Odparła z lekkim uśmiechem.*
22:24:49 <_Baru_>Łbem wskazał chustę i rękawiczki - To mam od czasu połączenia z nim. Zostało po nim kiedy... kiedy się złączyliśmy. A słuchawki? - uśmiechnął się lekko - Od Niego, powiedział mi gdzie je znajde i kto je zaczaruje.
22:27:30 <Tin>Uśmiechnęła się ledwie zauważalnie, powstrzymując płacz. To by było strasznie żałosne, gdyby zaczęła płakać. Schowała wszystko do pudełka ledwie dotykając rzeczy, jakby były święte. - O, Baru. - Westchnęła głęboko. - Chyba bardzo potrzebuję teraz przyjaciela. Niczego nie rozumiem.
22:31:39 <_Baru_>Podszedł do niej bliżej i szturchnął ją pyskiem. - Nie jesteś sama... - uśmiechnął się do niej. - A przyjaciół masz, siedzą tam, na polanie - wskazał na resztę. - Chodź, Wigilia jest tylko raz, czas na myślenie i próbę zrozumienia jest o wiele dłuższy - kiwnął łbem i popchnął ją lekko w stronę zgromadzenia.
22:34:42 <Rakshasha>Ziewnęła przeciągle, jak zwykle wydająć przy tym bliżej niokreślony, rykopodobny, ale cichy dźwięk, po czym oblizała pysk i oparła go o skrzyżowane łapy.
22:36:41 <Tin>Pokiwała już nie głową, a łbem i ruszyła we wskazaną stronę. - Dzięki. - Baru mógł wyczytać z jej pyska to jedno, niewypowiedziane słowo. Usiadła obok Al. - Jak się masz?
22:39:55 <Aldieb>*Zerknęła na Tintinkę.* Dobrze. *Odparła lekko. Tak, w tej chwili było dobrze.* Cieszę się, że Wigilia wypaliła. Było bardzo przyjemnie. No i te prezenty, niesamowite. *Trąciła łapą przepiękny, półprzezroczysty szmaragdowy kamień, nadal zachwycając się zarówno jego wyglądem jak i właściwościami.* I cieszę, się że tu jesteś. *Dodała, muskając nosm dłoń dziewczyny.*
22:41:22 <Syriusz_>A on też był bardzo zadowolony z prezentów. Truskawki na pewno wciągnie niedługo, a małego liska-Kluska trzymał na kolanach i drapał go za uszkiem. -Kurcze... Mogłem się spytać, jak on dokładnie działa..
22:51:46 <Rakshasha>Pozbierała się mozolnie, rozruszała skrzydła. - Wybaczcie, moi mili, ale muszę już zniknąć. Dziękuję, za zacną wigilię. Wesołych Świąt. - Uśmiechnęła się i odleciała z delikatną melodią dzwoneczków, która zanikła już po chwili.
22:52:45 <Aldieb>Wesołych, Raku. *Posłała kocicy ciepły uśmiech.*
22:52:56 <_Baru_>Uśmiechnął się, widząc, że Tin nie protestuje i również dołączył do reszty. - No to gdzie moja mercheweczka się pytam?! Ona tak właściwie gnije, czy ma magiczne zdolności przetrwania? - zapytał z szerokim usmiechem. - A co do Kluska Serku, to Mikołaj zdradził mi jego działanie.
22:53:27 <_Baru_>- Wesołych! - krzyknął za panterą - małpico...
22:54:59 <Rakshasha>Wiatr smagnął Baru po uszach zaraz po jego słowach, z naganą, ale wesoło. Tak na pożegnanie.
22:55:04 LEFT Rakshasha
22:55:29 <Tin>Odpowiedziała Ali uśmiechem. - A ja się cieszę, że Was widzę. - Spojrzała na każdego z osobna i po chwili dodała. - Naprawdę.
22:57:03 <_Baru_>Zaśmiał się czując wiatr i spojrzał na Tin - a ja się cieszę, że tu trafiłem. Może dziś nie było nas wielu, ale takie spotkania potrafią nałądować pozytywną energią na kolejny rok - wyraźnie szczęśliwy spojrzał na choinkę.
22:59:35 <Aldieb>*Zamruczała na swój wilczy sposób, wydobywając z gardła cichy pomruk. Położyła się i oparła smukły pysk o nogę Tin.*
[23:01:56] <Tin> Położyła dłoń na karku wilczycy, delikatnie przeczesując palcami jej sierść. - Szkoda, że nie ma już ognisk.
[23:02:07] <Syriusz_> -O, serio...? To ja bym chętnie w sumie posłuchał. - podszedł bliżej, gotów na wywód z zakresu zajmowania się liskiem.
[23:05:19] <_Baru_> Wytłumaczył Serkowi gdzie lisek ma włącznik, kiedy wiadomo, że jest głodny, że prawie zawsze chce się bawić, że je nawet prawdziwe jedzenie i umie prawdziwie je wydalać [xD]
[23:07:34] <Aldieb> *Przymknęła powieki, poddając się przyjemnej pieszczocie.* Zawsze można je przywrócić, Tin. *Mruknęła cicho, wiedząc, że dziewczyna i tak ją usłyszy.*
[23:08:26] Żegnamy: _Baru_
[23:19:33] <Tin> - Chyba tak. Masz rację. - Kiwnęła głową sama do siebie. - Czasami tęskno mi do fioletowego trampka, pierwszego lata tutaj, wiesz.
[23:23:51] <Aldieb> Tak, wiem. *Odparła. Chociaż sama nie miała żadnych wspomnień z fioletowym trampkiem. Nie było jej wtedy. Słyszała jednak o nim wiele od Naomi.* Też mi tęskno. *Powiedziała cicho, chociaż jej tęsknota sięgała znacznie, znacznie dalej. Tęskniła za tyloma osobami, które poznała w przeciągu siedmiu lat.*
[23:26:46] <Syriusz_> -Ej, dziewczyny. Ale nie jest przecież tak źle. W końcu i tak ostatnio widujemy się częściej, nie? - uśmiechnął się do nich. -Teraz będą nowi... Są dzieciaki... Głowy do góry.
[23:28:03] <Aldieb> *Podniosła powieki, łypiąc ślepiem w kierunku Syriusza.* Ale ja wcale nie narzekam. Jestem zadowolona z obecnego stanu rzeczy. Jednak czasami zjawia się nostalgia.
[23:32:53] <Tin> Uśmiechnęła się całkiem wesoło, biorąc pod uwagę poprzednią melancholię. - Jest super. Dzieje się, to dobrze. Seru, a może opowiesz mi, nieobecnej, co się dzieje? Jakieś bierzące ploteczki?

[...] Dalszych pogaduszek nie ma sensu kopiować.

Koniec.



Prezenty dla osób nieobecnych na Wigilii:
Arjuna - średniej wielkości drewniana skrzynka wypełniona ziołami leczniczymi od elfów. Na dnie szkatułki znajdują się papirusy ułatwiające określenie do czego i w jaki sposób użyć danego zioła/substancji.
Dalia - papirusowa księga, z drewnianą, pięknie zdobioną okładką. Kiedy ją otworzysz możesz oglądać swoje wspomnienia związane z wybraną przez ciebie osobą. Wszystkie wspomnienia.
Etta - wisiorek na rzemyku, który zawsze pasuje do koloru oczu.
Fene - http://i62.tinypic.com/wk0bwn.jpg
Kendal - koperta, w kopercie kartka z napisem "Dziękuję, że dla Niej jesteś. Nie przestawaj, szczególnie kiedy mnie zbraknie."
Liam - wisiorek z zawieszką w kształcie płomienia. Pomaga w kontrolowaniu zdolności ognistych.
Nike - cukierki wszystkich smaków. Smakują tak, jak w danej chwili chcesz.
Seiye - niewielki woreczek wypełniony ziarnami. Ziarna te wchłaniają nadmiary magii. Pomagają w kontrolowaniu jej.



Wesołych Świąt!

9 grudnia 2014

L'esprit de l'escalier [Tin]

9 grudnia 2014


L'esprit de l'escalier

L’esprit de l’escalier – doświadczenie, kiedy niezwykle błyskotliwa riposta przychodzi danej osobie do głowy zbyt późno.

Światła wdzierające się bezkarnie w idealną czerń nieba, zakłóconą jedynie nielicznymi srebrnymi punktami, tworzące pomarańczową, sztuczną zorzę, tak nieprzyjemną podczas zimnych, wilgotnych nocy. Było lodowato, ale miało zrobić się jeszcze chłodniej, wilki były na to gotowe. Są one gotowe na wszystko, jeśli tylko trzymają się razem. Samotny wilk nie ma prawa bytu.
A jednak ona istniała, wbrew regułom. Polowała sama, sama sypiała i dawała sobie radę, jeszcze jakoś ciągnąc to niezdarne, ogłupiałe, niepotrzebne ciało po ziemi. Co jakiś czas natrafiała w lesie na ślady swoich pobratymców, po co jednak wracać, jeśli nie wiadomo, czy jest do czego?
Zwłaszcza, jeśli słyszy się głosy. Jeśli słyszy się głos zarzucający wszelakie winy za życie tego, który miał ich na sumieniu najwięcej. I wtedy robi się ciężko, robi się zimniej niż jest w te najzimniejsze noce, chłód dociera aż do kości, do płuc i serca, zatruwa je nieubłaganym poczuciem winy.
Które ostatnio zanika. To nie ona.
To nie tak, że jest wszystkiemu winna i zaczynała zdawać sobie z tego sprawę. "Nie ma go, znowu go nie ma." I przypomina sobie wszystko. "Głupie pytanie, nie pamiętam już ile."
"Ale dobrze, że Ty jesteś." Ha, niektórzy zawsze byli! I nie ma co się dziwić, że niektórym poświęcało się więcej uwagi i czasu. A co się dzieje, kiedy taki samotny wilk tęskni za ciepłem? Zaczyna działać instynkt, zaczynają się poszukiwania, dążenie do znalezienia źródła radości, a szuka się gdzie tylko się da najbliżej. Za długo go nie było i nie potrafił rozmawiać. Wie, jak straszny potrafił być dla innych. A dla niej samej jeszcze gorszy.
I nie podoba jej się ani trochę to, co jest jej zarzucane. Nie podobają jej się historie opowiadane przez niektórych z subiektywnego punktu widzenia, nie podoba jej się bycie czarnym charakterem we wszystkich tych opowieściach i chce, by to ustało. Ma prawa i pragnienia, nie jest narzędziem, kolejną postacią między starymi, pożółkłymi stronnicami ksiąg. I może nie być jej często, ale ilekroć zobaczy odcisk wilczej łapy na białym śniegu czy lepkim błocie będzie wracać, bo ma jeszcze nadzieję na spotkanie kogoś innego. Ciało z jej ciała, już nikt jej nie przeszkodzi.
Znikaj, stary duchu. Znikaj już! Nie żałuję niczego.

Tin

1 grudnia 2014

"Wiem jak straszny potrafił być dla innych. Nie dla mnie. Dla mnie nigdy nie był" III [Baru Saya]

30 listopada 2014


"Wiem jak straszny potrafił być dla innych. Nie dla mnie. Dla mnie nigdy nie był" III

     Muzyka
     Chłopak stał przed jednym z większych kamieni. Patrzył na niego i zaciskał zęby. Białe włosy powiewały na chłodnym wietrze. Pięści miał mocno zaciśnięte.
- No i gdzie jesteś? - wysyczał. - Jak mam z tobą rozmawiać? - wyszeptał. - JAK!? - krzyknął do kamienia. Odpowiedziała mu głucha cisza. Zakrył oczy dłonią i upadł na kolana. Podciągnął nosem. Zaraz jednak szybko się uspokoił i otarł polik. Pojedyncza łza przecież nie była w jego stylu. Wstał na równe nogi i spojrzał w stronę rodzinnego stada. - Wybije was, co do jednego, nie tak jak dziś... - odruchowo warknął w tamtą stronę. Przybrał wilczą postać i ruszył przed siebie.

     Chłopak wiele lat przesiedział w zamknięciu. Teraz stał na środku swojej klatki i śmiał się. Śmiał się sam do siebie. Nie był to wesoły śmiech, raczej mroczny, psychiczny, nieprzyjemny. Powodował ciarki na skórze. Platynowy zaczął naglę targać swoje włosy, a śmiech zamienił w krzyk. Spojrzał do góry i krzyczał. Odbiło mu. Zerwał się do krat i zaczął je szarpać. 
- Dajcie mi go! - krzyknął. - Rozerwę na strzępy! - zaśmiał się i puścił kraty. Obrócił się do nich plecami i bezwładnie zjechał ciałem do ziemi. Wszyscy się bali. Przestał już rzucać w nich czymkolwiek, teraz na nich poluje. Wszyscy się bali, wielu już zginęło. Podeszli za blisko, dosięgnął ich swoimi zwinnymi dłońmi. Wszyscy się bali, bali spojrzeć w jego oczy. Wchodził wtedy do ich umysłu i nikt nie wychodził z tego normalny. Z początku brał się tylko za mężczyzn, ostatnimi czasy ani płeć, ani wiek nie gra roli. Łapie kogo popadnie. - Dajcie mi go! - znowu krzyknął i przechylił głowę w specyficzny sposób. Powoli odwrócił się w stronę członków stada twarzą, znowu krzyknął. Przerażeni przyspieszali tępa i starali się nawet na niego nie patrzeć. Zaśmiał się. - Gdzie wasze obelgi? Gdzie się pytam? - znowu śmiech. Rozłożył ręce na boki i śmiał się coraz głośniej. Nagle przerwał i spojrzał po wszystkich rozszerzając do maksimum oczy. Odbiło mu. Uwiesił się na kratach i zaczął krzyczeć. Wydzierał się i rzucał po klatce. Kobiety płakały, dzieci też. Mężczyźni chodzili przerażeni. - Dajciee go! - wykrzyczał i wylądował na ziemi patrząc na wszystkich zimnym wzrokiem.

Chłopak wiele lat przesiedział w zamknięciu. Teraz siedział na środku klatki i gryzł swoje dłonie do krwi. Bawiło go to. Spojrzał na krew spływającą powoli i uśmiechnął się pod nosem. Już nie krzyczał, nie śmiał się głośno. Milczał i wszystkich obserwował. To jeszcze bardziej przerażało stado. Co chwilę przechylał głowę z jednego boku na drugi i patrzył na nich tym obojętnym wzrokiem. Przestał łapać ludzi, przestał mieszać im w głowie. Siedział tak dniami, bez zmiany pozycji, nawet gdy padało. Przekładał tylko głowę z jednego boku na drugi. Odbiło mu... Kiedy ktoś spojrzał wkładał sobie place do buzi, gryzł je do krwi, regularnie przekładał głowę. Kompletnie nic nie mogło go wyrwać z tego stanu. Do czasu.

Chłopak wiele lat przesiedział w zamknięciu. Teraz znowu siedział na środku klatki. Nie gryzł dłoni, nie wkładał paców do buzi, nie przekrzywiał głowy. Patrzył na wszystkich zimnym wzrokiem, obojętnym. Milczał. Naglę do jego uszu doszły podniesione głosy członków stada. Krzyczeli do kogoś. Przewrócił oczyma i spojrzał gdzieś w bok. Znowu jakaś kłótnia. W pewnym momencie zmrużył oczy i ponownie spojrzał przed siebie. Niemożliwe... Zacisnął pięści i powoli wstał. Krok za krokiem zbliżał się do krat i kiedy doszedł do nich, zastygł. To ON. Tłum zebrany wokół jednej osoby rozproszył się na boki i nastała cisza. Wzrok syna i ojca skrzyżowały się. W oczach chłopaka zaczęły tańczyć jakby ogniste płomienie. Jego białe włosy unosiły się delikatnie niczym naelektryzowane. Zacisnął zęby i patrzył na oddaloną twarz tego, który niestety jest jego ojcem. Gdyby nie oczy, po chłopaku nie było by widać żadnych emocji. Mężczyzna z cwanym uśmiechem na twarzy ruszył ścieżką obstawioną ludźmi z jego stada. Szedł powoli w stronę więzionego syna. Nadal trwała cisza. Ludzie wyglądali, jakby bali się oddychać. Ciszę tą przerwał nagły krzyk chłopaka i ogromna eksplozja...

Chłopak wiele lat przesiedział w zamknięciu. Teraz omijał ciała płonące czarnym ogniem, niektóre nadal jeszcze wiły się w bólach. Ojciec stał na kamiennym wzniesieniu i obserwował jak były więzień odchodzi. Stracił wielu ludzi, jednak większość udało się uratować. Nie uśmiechał się już. W jego oczach można było zauważyć strach, jednak dopiero po głębokim wpatrzeniu się w nie.

Białowłosy znowu stał przed kamieniem, scena z początku snu została powtórzona, kropka w kropkę, te same krzyki, te same zachowania. Wydłużono ją jednak o scenę dotarcia wilka na tereny pewnego stada. Baru zauważył kilka znajomych pysków, zdecydowanie więcej tych było obcych. Zauważył Tin i to z jaką obojętnością trzy-kolorowy mieszaniec przeszedł przed jej pyskiem.

Chłopak stał przed kamieniem, wyglądał jednak nieco inaczej. 
- Wiesz oni są jacyś dziwni. Mówią do mnie... Ja, ja siedzę sam... Zagadują... Pytają... - Baru słyszał tylko urywki tej rozmowy. - Muszą przestać... Przecież kiedyś obejdą... Odejdą tak jak Ty... - na twarz białowłosego wróciła ponura mina. Zrobił trzy kroki w tył i przybierając wilczą postać powoli wrócił na tereny stada.

Chłopak stał przed kamieniem, wyglądał na zakłopotanego. 
- Jestem coraz bliżej, niedługo otworzę trzecią bramę i będę mógł cię pomścić, wrócę i powybijam wszystkich... - zaciął się. Zmarszczył oczy i spojrzał jakby na kogoś, jednak nikogo nie było widać. - Wiem... ale muszę znikać... oni są rodziną, a ja rodziny nie mam... wiesz, że mnie tolerują? Nawet jak tak siedzę w milczeniu... - wilk odszedł od kamienia nadal z zakłopotaną miną.

Chłopak stał przed kamieniem i zaciskał zęby. 
- Mamo, ona jest... jest inna - w jego oczach zbierały się łzy. - To jak na mnie patrzy... Dobrze wiesz, że nie mogę jej tego dać... NIE!... Ja ją tylko zranię... Kocham i to jest najgorsze... Kocham i dlatego muszę być zły, muszę ją odepchnąć... - Membu otarł łzę z polika, a jego twarz znowu przybrała ten chłodny wyraz. Wrócił do stada dopiero po kilku dniach.

Chłopak stał przed kamieniem, cieszył się, ale próbował to powstrzymać. 
- Co ja odwalam, mamo! ... Będę tatom... Nie mogę się cieszyć! Nie rozumiesz... Ja ojcem?... To chore... Co ja dam temu dziecku?... Wiem, będę przy niej... Ona cały czas jest przy mnie... Nigdy mnie nie opuści... Ale ja nie umiem nie być zimny... - wrócił, sam nie wie po jak długiej nieobecności.

Chłopak zataczał się, trzymał w ręku szklaną butelkę, zanim doszedł do kamienia podparł się o wiele drzew. - No i co kur*a? Gdzie jesteś!? Gdzie jesteś?! Gdzie jak ciebie potrzebuję!... Pieprzy*a się! Z nim!... Zabije ją... Następnym razem dam radę!... Zabije!... Nie pierd*l!... Zabije i zabiorę syna... - psychiczny śmiech rozniósł się po okolicy, chłopak padł na kolana i zaczął płakać. Jego okaleczone ciało było brudne, od krwi, od ziemi, lepkie od alkoholu. - Gdzie jesteś kur*a! Pytam się! - wrzasnął i rozbił butelkę o kamień.

     Baru obudził się ledwo łapiąc oddech. Miał wrażenie, że to on obrywa butelką. Serce waliło jak szalone, oddech był niespokojny. Kolejna nieprzespana noc. Nagle zerwał się na cztery łapy i wybiegł z kryjówki, przybrał ludzką formę i cisnął kilkoma kamieniami w las.
- Czego Ty chcesz?! Czego do cholery chcesz!? - wrzasnął i złapał się za głowę. - Miałeś źle wiem! Wiem! WIEM! - kopnął jedno z drzew i przywalił w nie pięścią, rozwalając przy tym skórę na kostkach. Syknął z bólu i padł na kolana. Schował twarz w dłoniach. - Miałeś źle, wiem - wyszeptał. 
- Wiem... - spojrzał w stronę domu Dalii i Lijama. Bał się tam spać, bał się tych scen, nie chciał by go takiego widzieli. Przekrwione oczy od zmęczenia dawały się we znaki. Odwrócił głowę w stronę swojej kryjówki i westchnął. Zamknął oczy i oparł plecy o drzewo. - Czego Ty chcesz? - wyszeptał jeszcze i spojrzał w niebo. Przecież i tak nie zaśnie.

[Ostatnia część]

2 komentarze:

Raiva Shein pisze...
Obudziła się, słysząc krzyki. - Baru? - Zdziwiła się. Zerknęła na pogrążonego w głębokim śnie synka. Ucałowała go i wyszła na zewnątrz, opatulając się ciaśniej płaszczem. Zbliżyła się do ciemnej, zrezygnowanej postaci. Objęła go od tyłu całując w skroń. Przymknęła oczy, wdychając jego zapach. - Chodź do nas. - Poprosiła cicho, łapiąc go za rękę i zmuszając by poszedł za nią.

Dalia
Baru Saya pisze...
Trochę się wystraszył kiedy ktoś przytulił go od tyłu. - Dalia? - spojrzał na Nią - zmarzniesz szalona... - pokręcił głową i wstał, przytulił ją i cmoknął w czoło. Kiedy chwyciła go za rękę poczuł się o wiele lepiej, bez problemu poszedł za dziewczyną patrząc na Nią maślanym wzrokiem. - Dziękuję - powiedział nie za głośno po zamknięciu drzwi i uśmiechnął się delikatnie.