Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

13 kwietnia 2012

Bitwa o Stado Nocy [Kuo]

– Wstawać! Już, natychmiast!
Całe stado pogrążone było w letargu, gdy nagle przez sam środek zwiniętych w kłębki członków stada przebiegła Kuo, wszczynając przeraźliwy jazgot. Kilka zdezorientowanych wilków uniosło łby; jakiś lis, najwyraźniej poirytowany zachowaniem hałaśliwej wilczycy, postanowił wynieść się wgłąb lasu; leniwe spojrzenie pantery prześlizgnęło się po wariatce – ogółem całe Stado Nocy zwróciło uwagę na mknącą z prędkością światła Gwiazdę Śmierci. Niespodziewanie zwierzęta spostrzegły tuż za nią białą kotkę, która za wszelką cenę starała się dogonić towarzyszkę. W przeciwieństwie do właścicielki dwukolorowego ogona ta milczała.
Wilczyca, przebiegłszy znaczny dystans, upadła, ryjąc ziemię pyskiem. Uniosła oczy i, widząc Aldieb, patrzącą nań z dezaprobatą, natychmiast zerwała się na równe nogi, wyzbywając się trawy spomiędzy zębów.
– Co Ty sobie myślisz? – zapytała Alpha, mierząc samicę krytycznym wzrokiem. – Jeszcze nie wzeszło słońce, wszyscy śpią, a Ty hałasujesz, jakby się paliło.
-Aldieb, posłuchaj! – pobudzona Kuo ledwo mogła ustać w miejscu. Była wyraźnie zaniepokojona. – Stało się coś strasznego.
Najwyraźniej Alpha nie przejęła się zbytnio. Nie drgnąwszy nawet powieką, wciąż wpatrywała się w rozemocjonowaną wilczycę. W międzyczasie dobiegła Luna. Zmęczona, padła u boku przyjaciółki, dysząc ciężko.
Nie wytrzymując napięcia, Kuo wyrzuciła z siebie przekaz:
– Zostaliśmy zaatakowani!

Rozżarzona kula powoli wznosiła się ponad linię horyzontu, muskając ciepłymi promieniami budzące się do życia tereny HOTN. Wiewiórki hasały wesoło pośród gałęzi, ptaki świergoliły radośnie, zapowiadając nowy dzień.
Wtem powietrze przeszył donośny świt, któremu towarzyszył silny powiew. Powietrze przeciął smok o wężowym ciele, łamiąc wątłe gałązki drzew. Zaraz za nim, na ziemi, kroczyła dostojnie bura wadera o długich, smukłych łapach. Szła pewnie, nieugięcie, prowadząc za sobą blisko trzydzieści osobników przeróżnych gatunków i ras – począwszy od psowatych, kotowatych, a na nieparzystokopytnych wierzchowcach i smoku-zwiadowcy kończąc. Grupa, na kształt rzymskiego legionu, przemierzała kolejne kilometry, nie znając zmęczenia. Wszyscy wyruszyli. Bez wyjątku. Nikt nie zawahał się stanąć do walki w obronie domu.
– Daleko jeszcze? – przewodniczka skierowała pytanie do idącej tuż za nią Kuo.
– Już blisko. Teraz tylko wyjdziemy z lasu i dotrzemy do celu. – wadera powoli pokręciła łbem – Aldieb, mówię Ci, jest ich tak dużo…
– Damy radę.
Nie mówiąc już ani słowa, samice wypatrywały przeciwnika. Z czasem obdarzona dwubarwnym ogonem wilczyca cofnęła się nieco, dołączając do korowodu; pozwalając prowadzić Alphie.
Całe Stado Nocy w milczeniu maszerowało naprzód, utrzymując od blisko pół godziny jednostajne, rytmiczne tempo. Wszyscy trzymali się razem, zgodnie. Drobne zatargi pomiędzy poszczególnymi członkami stada odeszły w niepamięć, zwieszono sąsiedzkie bójki, wszelkie nieporozumienia stały się nieważne. Teraz bardziej, niż kiedykolwiek stanowili jedność. W obliczu niebezpieczeństwa zjednoczyli się, by stawić czoło wspólnemu wrogowi.
W końcu dotarli do niewielkiego wzgórza. Wszedłszy na jego łagodne zbocze, członkowie Stada Nocy mieli okazję ujrzeć niezwykłe a zarazem przerażające zjawisko. Dolina roiła się od paskudnych, niewielkich bestii, które tylko czekały na swą kolejną ofiarę. Czerwone pancerzyki lśniły w złocistych promieniach słońca, pokrywały znaczną powierzchnię połaci trawy.
Kilkoro z przybyłych zwierząt wstrzymało oddech, widząc owe monstra. Inni zaniemówili, cofnęli się o krok lub wyszczerzyli kły i pazury. Tylko Alpha zachowała spokój. Obmyślała plan działania. Trudno jednak było cokolwiek zaplanować przy tak dużej liczebności wroga.
Z tyłów zgromadzenia wyłoniła się błękitna klacz. Dzielnie przedzierała się przez tłum, by ujrzeć sprawców zamieszania. Z chwilą, gdy poznała ogrom niebezpieczeństwa, wyszeptała ze zgrozą:
– To biedronki…
Masy biedronek przewalały się od drzewa do drzewa, od krzewu do krzewu, powodując niewyobrażalne zniszczenia. Jeden z osobników, wyraźnie większy i okazalszy od reszty, wystąpił na czele, przypatrując się zaintrygowanym wielkoludom. Wyczuł, że nie są oni pokojowo nastawieni. Pewność zyskał, kiedy usłyszał fragment ich rozmowy.
– Musimy je zlikwidować.
– Ale jak? Jest ich okropnie dużo…
– Damy radę – odparła ich przewodniczka. – Jesteśmy więksi, silniejsi, potrafimy się organizować. Te owady na pewno nie zdołają utworzyć zwartego szyku.
– Więc co robimy? – czarny basior zmrużył ślepia, oczekując odpowiedzi.
– Macie je złapać, rozgryźć, zgnieść, rozszarpać, zjeść… cokolwiek. Liczę na Was. Atakujemy.
Przywódca hordy biedronek zrozumiał tę komendę. Teraz miał pewność. To intruzi. Wytwarzając odpowiednie substancje chemiczne o charakterze informatorów, zwerbował pobratymców i nakazał im przybrać określone pozycje. Wielki, czerwony dywan drgał niespokojnie, gotów do walki.
– Co one robią…? – zapytał jeden z tygrysów stojących na pagórku.
Masywna biedronka nagle zaczęła świecić jasnym, zielonkawym światłem. Inne podążyły w jej ślady.
– To nie są zwykłe biedronki… – wymruczał ktoś.
Chmara ustawiła się w nowy sposób. Powstały dzięki temu symbol radioaktywności ruszył w kierunku stowarzyszenia Stada Nocy.
– One są radioaktywne!
W ciągu zaledwie kilku sekund rozpętało się istne piekło. Pazury przecinały powietrze, zęby szczękały głucho. Jękom i urywanym krzykom nie było końca, podobnie jak natrętnemu brzęczeniu owadów.
Podczas walki świetnie zorganizowana grupa biedronek ninja postanowiła napaść na małego, rudego liska. Karmazynowe punkty osiadły na szczenięciu, które kwiliło żałośnie. Wtem mały zamilkł. Przestał się ruszać. Zamachowcy zajęli każdy wolny centymetr kwadratowy jego ciała. Niespodziewanie szczenię kichnęło, wysadzając okupantów w powietrze.
Jedna z owych uzdolnionych biedronek wpadła w dziwne, dość przytulne miejsce. Dopiero po chwili zorientowała się, iż jest to wilcze ucho. Żądna krwi i walki, poczęła przeraźliwie bzyczeć i obijać. Psowaty zaczął wierzgać, chcąc pozbyć się insekta. Podbiegła doń biała kotka, która tak mocno dmuchnęła w ucho przyjaciela, że biedronka wyleciała z drugiej strony. Basior padł na ziemie jak długi, mamrocząc coś pod nosem.
Skrzydełka były rwane, pancerzyki rozgryzane, nóżki wyrywane. Jaśniejąca chmura powoli zaczęła tracić na mocy.
– Wygrywamy! – dało się słyszeć entuzjastyczny okrzyk, któremu odpowiedział cały chór.
Chwilę potem zbyt głośny żołnierz pod postacią uskrzydlonego wilczura został powalony przez chordę przeciwników.
Powietrze wypełnił ryk. Tuż nad hołotą przeleciał smukły, wężowy smok. Będąc pewnym, że nie zrani nikogo ze swoich, począł zionąć ogniem na intruzów, którzy pod wpływem znacznej temperatury strzelali niczym świeżo robiony popcorn. Miejsce bitwy wypełnił swoisty swąd spalenizny.
Słońce wzeszło, a jatka trwała w najlepsze. Okazało się, że biedronek jest więcej, niż przewidywano.
– Musimy znaleźć jakiś skuteczny sposób! – orzekła Alpha, odciągając na bok swoją pomagierkę Lunę.
– Ale jaki? – prychnęła kotka. – Jest ich cholernie dużo! Więcej ich chyba matka nie miała… A nasi powoli padają, tracą siły.
Nagle kotowatą olśniło. Posunęła się do ostateczności – zmieniła się w ludzką postać i przywołała swego demona, karą klacz imieniem Chandra. Dosiadła chabety i pogalopowała wgłąb lasu. Po chwili wróciła, dzierżąc w dłoni ogromną siatkę na owady, wykonaną nie z niewielkich oczek, lecz cienkiej gazy. Przeczesując co chwilę opływającą krwią dolinę, zgarniała chmary niebezpiecznych owadów. Reszta członków Herd of the Night wyłapywała pozostałe przy życiu osobniki.
– To chyba wszystkie… – podsumowała Aldieb, rozglądając się dookoła. Wielki, brzęczący wór z gazy stał pośrodku zgromadzenia. Trawa była niemalże czarno-czerwona od maleńkich truchełek.
Zwierzęta zaczęły sobie nawzajem dziękować i gratulować. Rannych odeskortowano na główną polanę, a co silniejsi starali się uprzątnąć powstały bajzel.
Kiedy zdawało się, że zwycięzcy mogą spokojnie odejść, prymitywny kokon pękł. Niebo stało się ciemne. Zatrwożeni mieszkańcy przygotowali się do odparcia kolejnego ataku.
I nagle biedronki zaczęły… pękać. Tak po prostu. Z głuchym hukiem eksplodowały i spadały na ziemię pod postacią nieco dziwnych, białych obiektów. Biała oskrzydlona wilczyca chwyciła w pysk jeden z nich. Zaskoczona, krzyknęła:
– Popcorn!
Gromada zgodnie wybuchnęła śmiechem. Najwyraźniej zrobiło się na tyle ciepło, że radioaktywne biedronki zaczęły się gotować w pancerzyku.
Cały wieczór, do samego rana, członkowie Stada Nocy świętowali zwycięstwo, wychwalając najdzielniejszych wojowników. Wiwaty nie ominęły oczywiście dzielnej Aldieb, dzięki której zwierzęta się nie rozproszyły, a także pomysłowej Luny. Jakaś czarna puma została okrzyknięta najbitniejszą kocicą w okolicy.
A wszystko to, cała ta zabawa, śmiechy i rozmowy, odbywały się przy radioaktywnym popcornie z biedronek, który, niestety, miał niezbyt dobry wpływ na układy trawienne ucztujących…

______________________________
Głupie to, wiem.
Zainspirowała mnie Aldieb, która pod jedną z notek udzielała Anaid rady, o czym napisać opowiadanie: „… powiedzmy ktoś obcy zjawił się w stadzie, nie wiem, zostały urządzone wyścigi, opis polowania, albo w stado mogła zaatakować banda wściekłych radioaktywnych biedronek, cokolwiek. :I”
Tradycyjnie nie zdążyłam sprawdzić błędów – także przepraszam za takowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz