Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

29 lutego 2012

Opowieść zza żelaznych ścian, cz. III [Acodine]

29 lutego 2012
Część trzecia.

http://www.youtube.com/watch?v=4k2Kn6nmWBk&feature=related

Jestem Bestią.
Zaciskam zęby kryjąc bladą facjatę przed tłumami okrążających mnie wrogów. Łypię pobieżnie przed siebie, szukając drogi ucieczki, gdyby którykolwiek zaatakował. Mój czarny płaszcz, sięgający niemal do ziemi robi ze mnie poszarpany światłem cień, przemykam między kolejnymi postaciami, starając się przemknąć niezauważony.
Nagle powietrze zaczyna drżeć, ogłusza mnie syk maszyny. Oto przyjechał blaszany potwór, po to by z jego paszczy wytoczył się tabun ludzi, a na jego miejsce wtoczył inny, ze mną na czele. Wiodę wzrokiem za zamykającymi się drzwiami metra. Unoszę głowę, powarkując cicho, gdy niematerialny informator informuje mnie „Następna stacja; ” Jakaś staruszka o pokrytym bruzdami obliczu pojękując cicho przepycha się tuż obok mnie. Zaciskam zęby, łypiąc na nią spod kaptura. Przeciska się nalej, unosząc w górę siatki naznaczone logiem ich twórcy. Gdyby wiedziała, jak często po moich dłoniach cieknie krew. Gdyby całe to bydło wiedziało, ile żywotów uwieńczyłem krótkim strzałem czy pociągnięciem noża. Gdyby wiedzieli jak bardzo powinni się bać! Nerwowo przekrzywiam głowę, zamykam oczy czując jak moje kręgi szyjne przecierają się o siebie z efektywnym strzyknięciem. Biorę głęboki wdech, rozluźniam mięśnie twarzy. Już niedługo.

Moja ukochana klitka przybrudzona krwią, nasączona strachem po brzegi. Krótkim okrzykiem informuję stojącego przy wejściu do boksu, że jestem gotowy. I to jak. Opieram się nonszalancko o ścianę, moja pierwsza dzisiejsza ofiara zatrzymuję się przed samym wejściem. „Nie krępuj się, jestem dobrym tancerzem.” zapraszam ją w myślach, spoglądając w przerażone, brązowe patrzałki. Mój znajomy zachęca ów partnera wymierzając mu mocnego kopniaka. Jej oddech cuchnie paniką i bezsilnością. Rozgląda się, starając wycofać. „Już? Poznałeś naszą scenę?” uśmiecham się i jakby od niechcenia przykładam lufę potężnej, metalowej broni dzierżonej przeze mnie do czoła jego, czy jej, to nie istotne. Ten pod ostrzałem zamyka oczy, trzęsąc się. Kiedy oddalony od nas jakby mgłą strzał wreszcie pada, rozrywający kwik unosi się wysoko w górę. Mam wrażenie, że jeszcze nawet po strzale błaga mnie o litość, jego różowy ryjek podryguje. Uginają się pod nim nogi. Spoglądam z góry jak próbuje się podnieść, macha bezradnie raciczkami. Odzewem jest kwik reszty spanikowanych zwierzątek, których los skończy się kiedy przejdą przez blaszany korytarz. Kwik, jakby błaganie jeńców lubieżnie gładzi moje zszarpane ambicje. Muzyka dla mych uszu.

Kiedy rozprawiam się z wieprzowiną w nieodpowiedniej postaci, mój kompan trąca mnie łokciem. Wybudzam się z transu, uświadamiam sobie jak bardzo oskarżycielska jest cisza wokół. Nie mam czasu się nad tym zastanawiać, kompan wskazuje odzianego w garnitur mężczyznę jakby wyczekującego na coś za kratami. Ocieram białym kitlem dłonie z krwi i (pozostawiając kolejną ofiarę w słodkiej niepewności) już chcę wszcząć awanturę, cóż niemądry robi w rzeźni, (w głowie układają mi się już kąśliwe komentarze na temat jego nieskazitelnie czystego ubioru) kiedy drugi rzeźnik zatrzymuje mnie i uświadamia z kim mamy do czynienia.
Dziwne, byłem przekonany że legendy o krążącym po rzeźniach i ubojniach kolekcjonerze wypchanych zwierząt mają tyle wspólnego z prawdą, co świadomość prosiaków. Ów legendy głosiły, że ten oto człowiek, niezdrów na umyśle, o niespełnionych ambicjach zostania myśliwym za truchło zwierzaka jest w stanie zapłacić ogromne pieniądze. Odkładam pistolet, siarczyście spluwam na ziemię i podchodzę do krat. Oby legendy były prawdziwe, w innym przypadku pyszałek po tym spotkaniu już zawsze będzie omijał rzeźnie szerokim łukiem.
__
Czyytelniku, jeżeli ogarniasz analogię, punkt dla Ciebie.

Nierzeczywistość?.. [Imloth]

29 lutego 2012
Jesteście pewni?
Tego, co słyszycie. Tego, co odbija się zaledwie dźwiękami w Waszych umysłach…
Nierzeczywistość, w której chcecie żyć.
To tak, jakbyście sami chcieli uwięzić się w klatce. W zimnych prętach zaślepienia…

Jesteście pewni?
Kiwacie głowami, myśląc, że to wszystko jest prawdziwe.
Ten śmiech i łzy. Patrzycie na mnie niewidzącymi oczami. Jakbyście…
… byli martwi.

   Zrobisz krok, a może być już za późno. Na ucieczkę nie masz czasu ani szans. To tak, jakbyś został zamrożony, uwięziony w zimnej bryle nietopniejącego lodu… Tak, boję się. Ja nie mam pewności, wciąż się waham. Drzewa wyglądają tak rzeczywiście… Poruszają swymi rozległymi gałęziami, tańczącymi na wietrze. Szeleszczą cicho, żeby nie zbudzić Strażników. Cii, o nich nie można mówić…
   Śpij, to tylko chwila. Zaraz się zbudzisz i nic ci nie będzie. To tylko… błogi sen. Uwierz. Patrzycie na mnie nierozumiejącymi oczami, ale widzę w nich radość. Jesteście szczęśliwi, bo tu się znaleźliście. Wierzycie, że to ten lepszy świat, który wam obiecali.
   Jesteście pewni..? Ja nie.
   Dotykam palcami szklanej wody. Jest jak prawdziwa. Delikatna, chłodna. Lecz nienaturalnie czysta. Kręgi powoli rozchodzą się po jej powierzchni, tworzą tak cudowny obraz… Zabieram dłoń wiedząc, że nie jest prawdziwy. Oni tylko chcieli, żebyśmy tak myśleli. Żebyśmy im wierzyli… Kłamcy.
   Nie potrafię czuć gniewu, właśnie zdałam sobie z tego sprawę. Czy to możliwe… Kołysanka gra, nie pozwala się wybudzić. Tylko…
   Jeśli sen spłynie mi z powiek, gdzie będę?.. Może właśnie dlatego kazali nam spać. Może to miało być naszą małą rzeczywistością, którą mamy odkryć. Wszystko wygląda tak prawdziwie. Nawet skały, chropowata powierzchnia klifu, wydaje się być realna. I woda, która rozbija się w dole o skały. Nie patrzę na nią, wzrok kieruję w niebo.
   Zabarwione od zachodu słońca, piękne. Wciąż nie jestem pewna. Czy to rzeczywistość? Jeśli tak, to…
   Czy śmierć jest prawdziwa?..
   Wciąż na was patrzę, niewidzącymi oczami. Nie wiem, co mam myśleć. Tylko w umyśle rozbrzmiewa wciąż to jedno pytanie.

   Jesteście pewni?

Stan, w którym czuję się jak potwór [Imloth]

29 lutego 2012


Jesteś wrażliwy? NIE CZYTAJ więc. Z góry przepraszam za kolejną psychodelę.
_________________
.Musik.
    Znów dopadł mnie ten stan, graniczący z istną furią. Czuję, jakby coś chciało wyrwać mi się z piersi, pragnę krzyczeć, głośniej niż kiedykolwiek wcześniej. Co mam zrobić? To mój wewnętrzny potwór i nie będę z nim walczyć.
     Przed oczami widzę czerwoną mgłę, przesłania mi wszystko, oprócz tej jednej osoby, którą pragnę rozszarpać. Tak, to jest mój dzisiejszy wróg, cel, który wkrótce zostanie zniszczony. Gdybym nie była człowiekiem, byłabym bestią.
     Pięść zaciska się mocno, a paznokcie wbijają boleśnie w skórę. Tak, tego właśnie potrzebuję. Zadawać ból, nieważne, że to moja ręka krwawi. Czuję, jak wszystko wewnątrz mnie zatraca swe kształty i kontury, teraz staje się jedynie kłębiącą chmurą wściekłości. Są ludzie, których gniew przekracza najśmielsze wyobrażenia. Jest czystą furią. Ludzie, którzy nie są ludźmi, są potworami.
     Tak, to znów ten stan, w którym czuję się jak potwór.
~~*~~
     Nie potrafię myśleć o niczym innym, widzę tylko ten jeden cel, nic mi nie przeszkodzi. Jeszcze tylko kilka kroków, nie zdobędę się na spokój, nie powstrzymam się. Wkrótce zrobię to, czego pragnę, co uspokoi gniew w sercu, sprawi, że krew przestanie wrzeć. Czuję, jakby moje ciało było za małe, jakby coś chciało rozerwać je od środka, jakby moje serce miało zaraz wybuchnąć, niczym bomba zegarowa. Nigdy nie wiem, kiedy nastąpi eksplozja, ale nie obchodzi mnie czas.
     Nie widzę już nic, oprócz tej przesłaniającej oczy szkarłatnej mgły, słyszę szaleńcze uderzenia swego serca. Czuję, jak wciąż rośnie we mnie coś, co zaraz wyrwie mi się z piersi. To nie jest gniew, to ista furia. Nie jestem człowiekiem, jestem potworem, bestią.
     A teraz widzę ją, swoją ofiarę, stoi tylko kilka kroków ode mnie. Jest tak blisko, że czuję jej zapach, smród jej zatrutej krwi. Tak słodko by było móc ją rozlać, chociaż te kilka kropel. Potrzebuję tego, żeby uciszyć mój gniew.
     Widzę już tylko bezkształtne plamy, jedynie barwy o nieskończonych odcieniach czerwieni i czerni. Chcę krzyczeć, głośniej niż kiedykolwiek wcześniej, zaraz moje serce eksploduje!
     Nie mogę dłużej się powstrzymywać, szkarłat mgły zupełnie przesłonił widok. Niemalże poczułam, jak oczy przepełnia czerwień, a źrenice zwężają się tak mocno, że prawie znikają. Czuję mrowienie w dłoniach, ucisk w sercu, jeszcze tylko te kilka kroków…
     Rzucam się do przodu, jestem teraz zwierzęciem, nie człowiekiem. Jedynym, co teraz chcę osiągnąć, jest morderstwo mojego dzisiejszego wroga. Chęć zniszczenia, żądza śmierci, to do mnie niepodobne, ale teraz to nie jestem już ja, to mój wewnętrzny potwór, który ukrywał się wgłębi mojego serca zbyt długi czas. Teraz, nareszcie, wyrwał się na wolność i pędzi ku swojej ofierze, by dokończyć jej żywota.
     Wystarczy jedynie mocny kopniak w plecy, aby padła na ziemię, a z jej ust wydarł się przeciągły jęk. Powoli się podnosi, ale ja nie zamierzam czekać. Rzucam się na jej plecy i jednym ruchem wyrywam włosy, wrzeszczy i szamocze się pode mną. Pazury, które nagle pojawiły się na mych dłoniach, wbijają się boleśnie w jej oczy i rozdrapują je. Teraz już nie zobaczy mojej twarzy, czego tak bardzo pragnęłam, ale nie dbam o to. Nie obchodzi mnie, że wszyscy na mnie patrzą, nie potrafię ich zobaczyć. Teraz jestem bestią i skupiam się tylko na mojej ofierze. Podniosłam się, a ona zaczęła uciekać, powoli pełznąc po podłodze. Mój rechot poniósł się w powietrzu, wyglądała tak żałośnie, jak robak wyciągnięty z głębi ziemi. Niedługo do niej wróci, otoczona twardym hebanem czarnej trumny.
     Wstała, zaczęła biec, a ja popędziłam za nią. Uśmiech z mych ust zniknął, zastąpiony znów chęcią okrutnego mordu. Nie zabiję jej od razu, najpierw będę się nią bawić, jak kot myszą. Oto mój następny cel. Ona nie jest już moim wrogiem, jest tylko żałosną ofiarą. Nikt nie jest w stanie mnie powstrzymać, wszyscy schodzą na bok. Nikt nie chce spotkać się z potworem. Tak, to znów ten stan, w którym czuję się jak potwór.
     Biegnie nieudolnie, co chwila się potykając i chwiejąc. Nic nie widzi, zaraz w coś uderzy i padnie na ziemię, a wtedy ją dopadnę. Tak się wkrótce stało, przewróciła się o kamień, a ja przestałam biec. Podeszłam do niej, siłą woli się powstrzymując. Jeszcze nie teraz…
     Z jej kieszeni wyjęłam zapalniczkę, a ogień zapłonął i dotknął suchych liści wokół nas. Wkrótce wszystko wypełnił swąd spalenizny i dymu, powietrze stało się zatrute, a ona zaczęła się dusić. Do moich nozdrzy doszedł smród ognia, który dla mnie był najpiękniejszym z zapachów. Jedno szarpnięcie za kark, a ofiara podniosła się do klęczek, jęcząc cicho. Jej serce biło tak szybko, a tętnica… to tylko kilka centymetrów… Na moje usta wypłynął obrzydliwy uśmiech, przewróciłam ją na plecy, z całej siły wbijając wszystkie pazury w jej pierś. Krzyk uwiązł w gardle dziewczyny, gdy jeden z nich przebił płuco. Szarpnęłam, tworząc głębokie bruzdy i cięcia, z których popłynęły fale krwi. Gdy jej zapach dotarł do mnie, moje oczy znów przesłoniła szkarłatna mgła. Warknęłam, zupełnie jak zwierzę, jak potwór, chociaż wciąż byłam w ciele człowieka. Ma nieludzka natura wydarła się ze mnie i wreszcie dała upust swojej furii.
     Zaczęła krzyczeć, wciąż nie straciwszy przytomności. W mojej ręce pojawił się nóż, który już po chwili oberżnął jej język. Zaczęła krztusić się i dławić własną krwią, a mnie napełniło tylko jeszcze większe pragnienie. Kilka szybkich ruchów dłoni, a twarz została posiekana głębokimi ranami, ramiona doznały tego samego. Dobrze wiedziałam, że posługuję się czystym okrucieństwem i to napełniało mnie największą przyjemnością. Raz za razem zadawałam jej ból, używając wszystkiego, co posiadałam. Jej oczy zaszły mgłą i przestała się ruszać, ale wciąż żyła. Nie była zdolna do nawet najmniejszego ruchu. Ciało lekko drżało, a gdyby miało siłę, z pewnością wiłoby się w konwulsjach bólu.
     Przyszedł czas na wielki finał, koniec morderczej sceny. Pochyliłam się tak nisko, że moje usta niemalże stykały się z jej wargami. Powoli, patrząc nienawistnie w jej niewidzące oczy, szeptałam cicho słowa.
     – To za to, że weszłaś mi w drogę. Jesteś tylko małą, bezbronną istotką, dlatego umierasz.
     Zadaję ostateczny cios, podrzynając gardło tak głęboko, że ostrze noża niemalże całe zniknęło w jej szyi. Kilka sekund  i było po wszystkim. Mgła zniknęła, a gniew ucichł. Wysunęłam język i zlizałam tętniczą krew z jej ust, śmiejąc się przy tym szyderczo. Poczułam swąd palonego ciała, odór, który był normalnością. Płomienie ciasno nas otaczały, ale ja nie czułam strachu. Ich strzelanie wywoływało we mnie jedynie wewnętrzny spokój. Podniosłam się, a zakrwawiony nóż przyłożyłam do ust, by przesunąć językiem po jego ostrzu. Schowałam go w wewnętrznej kieszeni czarnego płaszcza i odeszłam w mrok.
~~*~~
     Siedzę i patrzę tępo w ścianę. Nikt nie wie, co zrobiłam, nikt nie wie, kim byłam. Kim się stałam. Uśmiecham się niemalże niezauważalnie do samej siebie, a do ust wędruje kubek gorącej herbaty. Upijam łyk, w mojej duszy panuje spokój. Znów czuję się tak, jak zawsze, zachowuję się naturalnie. Nikt nigdy się nie dowie, nie będzie miał o niczym pojęcia. Wciąż będą następne ofiary i kolejne morderstwa. Już teraz słyszę głos radiowego reportera, dźwięk dobiega do mnie, jak zza szkła.
     – Wczorajszej nocy, z czternastego na piętnastego sierpnia, ktoś podpalił zachodni kraniec Białobrzeskiego lasu. Mieszkańcy twierdzą, że często palono tam ogniska, co wskazuje na czysty przypadek. Byli jednak świadkowie, jak mówią – dziwnego wydarzenia, które miało miejsce w GreepsParadis, miejscowym klubie nocnym. Twierdzą, że widzieli uciekającą dziewczynę i goniącego ją… – Na chwilę zapadła cisza, gdy reporter upewniał się, że dobrze widzi czytany przez siebie tekst. – …potwora. Szesnastoletnia Miranda Borawska zaginęła bez śladu.
     Uśmiechnęłam się szerzej, upijając kolejny łyk herbaty. Nie słuchałam już dalszej części audycji radiowej, nie było potrzeby. Wstałam i skierowałam się po swój czarny płaszcz. Trzeba zbierać się do szkoły. Wejdę tam i będę zachowywać się, jak zwykle, normalnie.
     Nie dowiedzą się, że ja tylko wyglądam jak człowiek.
_____________________________________
Dobra, jak gdzieś przesadziłam – coś było niesmacznego, obrzydliwego, drastycznego, niefajnego itp. to piszcie. Przyjmę każdą skargę. Ale w sumie, ostrzeżenie było.
Aha, podpisałam się pod listą obecności, ale chyba z deczka za późno. Przepraszam, miałam lekkie problemy z internetem (a może z rodzicami?). W każdym razie – jestem, żyję i paczę.
To tyle z ogłoszeń parafialnych.

28 lutego 2012

Na swoim miejscu [Tiffany]

28 lutego 2012
Muzyka: 
Z pochyloną głową, stąpałam po świeżo opadłym śniegu. Biały puch spadał mi na twarz, po czym zamieniał się w wodę i powoli spływał po policzkach. Podążając własnym rytmem, szłam przed siebie, omijając śpieszących się ludzi. Grupka wróbli zainteresowała się mną na chwilę, po czym swoje malutkie łebki skierowały na starszą panią, sypiącą im okruchy chleba. Przypatrzyłam się jej. Nie obchodziło ją co się działo dookoła. Była tylko ona, wróble i…
Zza drzewa wybiegła mała dziewczynka ubrana na różowo. Niosła siatkę z chlebem, który miał zaraz trafić na ziemie, by najmniejsi, również zjedli. Czerwone od zimna policzki, wcale nie przeszkadzały małej, przystanęła przy ptakach i zaczęła mówić. Zwyczajnie, powoli rozmawiała z nimi, udawała, że one odpowiadają. Westchnęłam. Nie wiedzieć czemu, nie mogłam oprzeć się pokusie. Ruszyłam powolnym krokiem do babci i dziewczynki. Mała spojrzała na mnie, po czym jej oczy stały się smutne. Poznała mnie? Co prawda wiele razy, pojawiałam się tu pod inną postacią, ale nikt nie wiedział, że kotka to ja. 
-Dzień dobry – uśmiechnęłam się do staruszki.
-Dzień dobry, kochanie – odwzajemniła uśmiech. – Tiffany podaj dziewczynce troszkę chleba. – zwróciła się do wnuczki.
-Już babciu. 
Niechętnie podała mi kromkę. Sama urwała kawałek i rzuciła na śnieg, podczas gdy uradowane wróble jadły mokry kawałek. 
Spojrzałam raz jeszcze na Tiffany.
-Tiffany, tak? 
-Tak. – zerknęła na mnie z ukosa. – Coś się stało?
-Znamy się? – odpowiedziałam serdecznie. 
-Wątpię, jedyną dobrze znaną mi osobą jest moja babcia.- najwyraźniej nie była zachwycona z pytania. 
-Mogę ci mówić Tiff? – zaśmiałam się, przypominając sobie, że nie tak dawno zasłużona HOTN Tiffany umarła.
-Nie – syknęła, jakbym zadała jej cios.
Zamyśliłam się. Małe ptaszki przeskakiwały po śniegu i podlatywały na swoich skrzydłach do rzucanych im kawałków, następnie łapały je w dzioby i uciekały. Całkiem jak złodzieje, mający swój łup. 
-Babciu, idę się przejść, dobrze? – Tiffany uśmiechnęła się uroczo do swojej babci. 
-Oczywiście, kochanie. 
Robiło mi się niedobrze na te ich czułości. Zebrałam się i ruszyłam w dalszą drogę.
Oddalona kilometr od dziwnej rodzinki, usiadłam na pobliskiej ławce. Rozejrzałam się dookoła. Coś mi nie pasowało. Odetchnęłam głęboko, kątem oka przyglądając się drodze. Różowa plama mignęła mi przed oczami. Spojrzałam na śnieg. Podążając za śladami, wyczuliłam wszystkie zmysły. Słysząc trzask gałęzi, szybko odwróciłam się w tamtą stronę. Mała Tiffany stała na naprawdę dużym drzewie, patrząc na mnie, swoimi małymi, czarnymi ślepkami. Za jej plecami delikatnie opadały i unosiły się masywne skrzydła.
-To jak znamy się? – zmrużyłam oczy.
-Może – wylądowała obok mnie. 
-Na pewno nie jesteś taka młoda, na jaką wyglądasz. 
-Może.
-Znasz może HOTN?
-Może.
Wnerwiała mnie. Skąd ona się tu wzięła? 
-Słuchaj – podniosłam ją za kurtkę, za co oberwałam kopniakiem w klatkę piersiową. 
-Nie dotykaj mnie, zdrajco. 
Zamurowało mnie. Nie dość, że taki „szkrab” potrafił nieźle przykopać, to jeszcze nazywał mnie zdrajcą.
-Skoro się nie znamy jak mogłam cię zdradzić? – uśmiechnęłam się najsłodziej jak umiałam.
-Już samej siebie nie poznajesz, Ai? A może raczej, Tiff? – odpowiedziała kpiącym uśmiechem. -Z twoją pamięcią, chyba nie najlepiej..? No nie mów, że nie pamiętasz swojego życia jako Tiffany? 
-Jesteś pewna, że wcześniej nie spadłaś z tego drzewa? – wskazałam pień, na którym przed chwilą stała. 
-Spadłam, lecz nie pod tą postacią.
-To może pokaż mi swoją prawdziwą postać..? – miałam dość tej gry. 
Dziewczynka zdjęła swoją różową kurtkę, po chwili przede mną stała wilczyca o beżowych skrzydłach. Poruszyła delikatnie ogonem, na którym znajdował się czarny pasek i spojrzała na mnie.
-No a teraz, poznajesz? 
Wadera wydawała mi się znajoma, choć nie wiedziałam dlaczego. Przenikała mnie czarnymi oczami, które były mi tak bliskie, choć jej nie znałam.
Pokiwałam przecząco głową. 
-Zapytałaś mnie o HOTN? A wiesz czemu trafiłaś tam zaraz po śmierci Tiffany?
Po raz kolejny zaprzeczyłam.
-Bo ty jesteś Tiff, idiotko – przewróciła oczami. – Jednak nie wiadomo czemu, ja dostałam twoje ciało po śmierci, a ty moje. – warknęła. – Przepraszam, ale muszę to zrobić.
Obudziłam się z bólem głowy. Otworzyłam powoli oczy, po czym przypomniałam sobie co się stało. Ogłuszyła mnie mała dziewczynka..Nie chwila, był to ktoś inny. Uderzono mnie od tyłu, podczas gdy próbowałam zrozumieć…
-Moje ciało! – zerwałam się z wrzaskiem. 
Przez moje kończyny przeszedł ból, moje zdrętwiałe nogi wskazywały, że leżałam już od dłuższego czasu. W ciemnym pomieszczeniu panował chłód. Widząc promień światła, podniosłam się całkowicie i ruszyłam ku „jasności”. 
Nim bardziej się zbliżałam, tym światło bardziej mnie oślepiało. Wyszłam przez dziurę w ścianie. Byłam przed jaskinią, najwyraźniej na terenach domu. Czyżbym była bezpieczna? 
Rozejrzałam się. Tereny jakby zmniejszyły się. Powolnym krokiem ruszyłam do najbliższego źródła wody by się napić. Wiatr delikatnie przewiewał moje futro, podczas gdy ja próbowałam odgadnąć co jest nie tak. Widząc wodopój podbiegłam, upijając łyk chłodnej wody, zerknęłam na odbijającą się w wodzie postać. W stadnym lustrze zobaczyłam Tiffany. Odruchowo cofnęłam się do tyłu. Próbując poukładać sobie wszystko w głowie, zobaczyłam wspomnienia, których jeszcze wczoraj nie było w mojej głowie. Przybycie Tiffany do stada, jej szacunek wobec Wandessy, Gloli i wiele nie będących już w HOTN osób. 
-Tiff wróciła – szepnęłam sama do siebie, niepewnie, po czym upiłam kolejny łyk.
___

Śmierć, cz. 4 [Membu]

28 lutego 2012
[Muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=fOec3fFx294 ]
 - Hej.. Obudź się.. ! – słyszałem ciche głosy. Wyrywały mnie z zamyśleń.. Nie bardzo wiedziałem o co chodzi. Chodziłem po mojej nowej czarnej krainie i co jakiś czas kogoś słyszałem, ale nikogo nie było. Chodziłem po niej już tak długo, że zdążyłem znaleźć granicę. Tak bynajmniej to nazwałem. Po drugiej stronie chodziły zagubione dusze, niektóre zauważały mnie, inne zlewały totalnie. Za każdym razem gdy chciałem wejść w ich świat, nie mogłem. Przejście blokowała mi jakaś bariera, niewidoczna nawet dla mojego oka. Tylko czasem, przy dotykaniu, widziałem jakby fale rozchodzące się od dłoni czy nogi. Po pewnym czasie obszedłem już cały czarny teren, nie był za duży. Nie znajdowało się tu nic oprócz czarnej przestrzeni, suchych drzew i popękanej ziemi. Usiadłem pod jednym z konarów i zamknąłem oczy.
- Trochę to jeszcze potrwa.. – usłyszałem i otworzyłem oczy. Co jakiś czas do uszu dochodziły głosy. Postanowiłem wsłuchać się, dowiedzieć o co chodzi. 
- Tak, tak.. – śmiech.
- Co ty gadasz? – jeszcze inny śmiech.
- Poczekaj chwilkę.. – Uhh.. Jak w jakimś serialu, odechciało mi się wsłuchiwania w .. sam nie wiem co. Znudzony podchodziłem często do granicy i przysiadałem przy niej. Obserwowałem dusze chodzące za barierą. Miały własne życie, a ja? Hm.. Ja miałem wrażenie, że tylko część może mnie dostrzec.
- Padma i… – nagle dotarł do mojego ucha znajomy głos i znajome imię. Podniosłem głowę wysoko. Wtedy właśnie dotarło do mnie, że jestem zamknięty między światem żywych i umarłych. W jakiejś czarnej kulce mieszczącej się pomiędzy. Głosy moim znajomych, to ich słyszałem za każdym razem. Widok dusz, udowadniał, że się nie mylę. Wstałem naglę i zerwałem się do biegu. Wskoczyłem na pierwsze lepsze drzewo i wspiąłem się na jego czubek.
- Hai! – krzyknąłem. – Co ja robię? – zapytałem sam siebie. Odpowiedziałem już sobie w myślach. ,,Stoisz na czubku drzewa i drzesz się w stronę .. niczego, w stronę pustki, która cię otacza,,. Nie wiem czemu, ale napadła mnie nie jaka chęć krzyczenia w niebo głosy. Mimo wszystko przeszła dosyć szybko i zacząłem gadać sam do siebie. – Weźmie mnie ktoś z tond? Halo? .. – zeskoczyłem z drzewa i uderzyłem w jego pień, syknąłem… Pierwszy raz od pobytu tutaj poczułem ból.
- Membu? – usłyszałem znowu znajomy głos. Nagły szelest odwrócił moją uwagę i zwróciłem głowę w stronę hałasu. Zobaczyłem łóżko… Podszedłem bliżej i nie wiem czemu, ale położyłem się do środka. Przestałem słyszeć wyraźnie, do uszu dochodziły tylko niewyraźne szepty. Starałem się je zrozumieć, ale dosyć szybko zmęczyło mnie to i po prostu zasnąłem…
- Ruszył palcem ! Szybko wody ! … – usłyszałem nagły łomot i powoli otworzyłem oczy. Było tu zdecydowanie głośniej niż przed chwilą. Powieki odklejały się od siebie powoli i obraz był bardzo nie wyraźny… Naglę usłyszałem szybkie kroki, a do ust wpłynął płyn, który przyniósł niesamowitą ulgę wysuszonym wargą. Obraz nadal był mało widoczny.
- Co jest? – ledwo wybełkotałem.
- Membu cholero! Byłeś 9 dni w śpiączce! – usłyszałem głos…
- Padma? – zapytałem niepewnie i odetchnąłem głośno, jej słowa jeszcze nie bardzo do mnie dotarły.

The End.

Mechaniczne życie [Kuolemantähti]

27 lutego 2012
   Cisza.
   Wszędzie niczym nieskalana biel śniegu.
   Wśród ciszy wadera. Poddając się rytmowi bicia własnego serca, biegła przed siebie. Miękko stawiała łapy, odbijała się sprężyście od podłoża, pozostawiając za sobą masę śladów. Smukłe ciało prężyło się w biegu, niczym doskonale skonstruowana machina brnęło wciąż naprzód, nie znając zmęczenia.
   Wszystko odbywało się w dźwięczącej w uszach ciszy. Jakby ktoś rzucił czar.
   Scena była wręcz magiczna. Nierealna. Sunąca wzorem widma wilczyca, wzlatujący ku górze śnieg, który wydobywał się spod łap zwierzęcia. I ta cisza… zaprzeczenie życia.
   Wtem akcja jakby zwolniła. Wadera poruszała się jak przedtem, tylko wolniej. Teraz wyraźnie można było dostrzec falujące na jej grzbiecie futro, ciągnący się zań długi czerwono-zielony ogon. Niebo wypełniły płatki śniegu. Lecz nie spadały one z ciężkich, warstwowych chmur. Odrywały się wprost od pokrywającej ziemię pierzyny i powoli wędrowały ku górze, skutecznie zmniejszając widoczność.
   Świat coraz to bardziej spowalniał. Zbliżał się ku końcowi. Ku śmierci. Nieznanemu. Potężny zegar wszechświata właśnie dokonywał swych ostatnich tyknięć. Niezniszczalne trybiki, wykonane z lśniącego metalu, podobnego do światła, kończyły serie ruchów, domykały cykl. Sprężyny oraz koła zębate, będąc na granicy wytrzymałości, nie mogły już dalej napędzać mechanizmu. Były zbyt stare. Zbyt zmęczone.
   Ostatecznie wszystko stanęło. Wilczyca zastygła w środkowej fazie biegu, śnieg stanowił jedynie miriady białych punktów na tle stalowego nieba.
   Koniec świata ma miejsce właśnie teraz…
   Scena trwała dłuższy czas. Kiedy wydawało się, że to już finał, niespodziewanie wilczyca drgnęła, białe szaleństwo nieco opadło. Z nadnaturalnie pięknym dźwiękiem, podobnym do tchnienia, płatki śniegu runęły na ziemię z impetem. Basiora wystrzeliła do przodu, jak za zwolnieniem sprężyny. Potknęła się. Upadła. Zaryła w pierzynę, wzbijając w powietrze dopiero co opadły śnieg.
   W ostatnim swym tchnieniu zegar wybił północ. To, co pozornie niezniszczalne, pękło, przetarło się. Maszyneria zgasła bez możliwości naprawy. Jeszcze nikomu nie udało się przywrócić owego skomplikowanego układu do dawnej świetności bądź chociażby stanu w miarę sprawnego działania.
   Oczy samicy zaszły mgłą, zmatowiały. Błysk świadomości dyskretnie przemknął przez ślepia, które tuż po tym zamknęły się.
   Znów nastąpiła cisza.
   Nieprzenikniona.
   Której nie przerywało już nawet bicie serca.

26 lutego 2012

Opowieść zza żelaznych ścian, cz. II [Acodine]

26 lutego 2012
Część druga.
http://www.youtube.com/watch?v=vAM6dRZo2Wc&feature=BFa&list=PLB69395BD9D0BE7EC&lf=BFp
  Nawet prosiak, taki jak ja, ma chwile w swoim życiu o których woli nie wspominać. Należy do nich ta, w której to położyli mnie na wznak na zimnym, blaszanym stole i bez cienia litości pozbawili wnętrzności. Szczegóły i to, jak wepchnęli na ich miejsce dziwny, zapychający materiał pozostawię tylko dla siebie. Od kiedy usnąłem w klitce, (Jak się później dowiedziałem – nazywaną umieralnią) stało się tyle niewytłumaczalnych dla mnie rzeczy, że nie byłem w stanie wszystkiego objąć moim wypatroszonym łepkiem. Gdy wyciągnięto mnie z pudła, a ciemność zastąpiło światło, nie mogłem wykonać nawet najmniejszego ruchu. Długo, sparaliżowany, stałem tak, próbując zakwiczeć, trwoniąc  niematerialne łzy nad brakiem kogokolwiek bliskiego, nad brakiem odpowiedzi na tak wiele pytać. Tak wiele dałbym wtedy by znów znaleźć się z moimi braćmi. Nie odczuwałem głodu, ale miałem ochotę zjeść coś z brudnego zawsze korytka tylko po to, żeby poczuć w pyszczku znajomy smak papki.
 Pewnego dnia odważyłem się otworzyć na otoczenie. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, był ogromny stół z ciemnego drewna, tuż przedemną. Uniosłem wzrok i ku mojemu przerażeniu, ujrzałem siedzące przy tym stole zwierzęta. Kilka kaczek, lis, dwa psy, inne stworzenia które ginęły poza moim wąskim polem widzenia. Wpadłem w panikę i jedynym, co powstrzymało mnie przed ucieczką był fakt, że nie mogłem się ruszać. Ale one też zastygły w bezruchu. Spoglądały na mnie wytrzeszczonymi paciorkowatymi, błyszczącymi ślepiami.Zupełnie bez wyrazu.Nigdy wcześniej nie widziałem takich oczu. Zapłakałem znów w duchu nad swoim ciężkim losem, kiedy po kilku minutach wszyscy zebrani wciąż nie spuścili ze mnie wzroku.
 Przez małe okno, do przytulnego pokoju, w którego kącie stało kilka foteli, poza tym na obitych pluszem ścianach wisiały obrazy w obskurnych ramach, wpadły smugi zachodzącego słońca. Drobinki kurzu leniwie zatańczyły w powietrzu. Od mojego ‚przebudzenia’ minęło kilka godzin, przywykłem już do zwierząt śledzących mój nieruchomy żywot. Nagle ciszę zakłóciło skrzypnięcie drzwi. Do pokoju wpadł odziany w garnitur, wyraźnie rozradowany mężczyzna. Na mój widok rozpromienił się jeszcze bardziej. Podchodząc do mnie po drodze pogładził głowę lisa i ucałował w pysk psa. Te pozostały bez ruchu. Zerknąłem w stronę lisa i ujrzałem na jego pysku jakby obrzydzenie? Ledwie dostrzegalne błyśnięcie ślepia, czy uniesiona delikatnie warga, albo mi się wydawało, albo rudzielec wreszcie się obudził. Nie poruszył się jednak nigdy więcej. Tym czasem mężczyzna zupełnie bez skrupułów pogłaskał mnie po różowym grzbiecie i wyszczerzył zęby, nachylając się tak, że jego blada twarz zasłoniła mi cały widok na pokój.
- No cześć mój piękny! – Jego głos nie przypominał męskiego ryku, jaki był mi dobrze znany. Raczej ton córki właściciela farmy, która czasem przychodziła do nas, by pochwalić się nowo nauczoną piosenką. – Zaraz zrobię wam wszystkim herbatkę i zapoznam z nowym, pozwólcie tylko, że się przebiorę.
 Zniknął na dłuższą chwilę, a kiedy się pojawił, niósł w dłoniach tacę wypełnioną filiżankami i biały, porcelanowy imbir. Garnitur zastąpiła biała sukienka, sięgająca zaledwie do połowy ud, pokryta małymi falbankami. Jego owłosione uda i umięśnione łydki, wraz z masywnymi ramionami tworzyły z kreacją wyjątkowo komiczną całość. Nie zdziwiło mnie to ani trochę, cóż może zdziwić świnię, która była świadkiem utraty swojej wątroby, swoich kości, języka… miałem o tym nie wspominać. Rozdał wszystkim zwierzętom filiżanki i prostując się majestatycznie (sukienka podciągnęła się jeszcze wyżej.) wręczył ostatnią mnie. Niezdarny ogłosił, że nazywam się Amadeusz (szkoda, że nie usłyszał mojego prychnięcia. Wcale się tak nie nazywam!) i nalał mi herbaty.
 Para unosząca się z napoju szarawymi wstęgami tworzyła przed moim ryjkiem cudowne kształty. On zajął ostatnie miejsce przy stole i mówił, paplał językiem, a jego słodki, kobiecy głosik roznosił się po pokoju. Mówił, a słowa w perlistych szatach tańczyły wokół mnie i chociaż nie rozumiałem ich treści, miałem wrażenie, że ten człowiek hipnotyzuje mnie, że wpadam w jakiś trans. Mocna, słodka woń herbaty wypełniała obite pluszem pomieszczenie. Zwierzęta zgromadzone w okręgu naokoło stołu zdawały się wpatrywać w niego nieruchomymi oczyma. Nagle jeden z psów skinął pyskiem i odpowiedział ludzkim głosem. Nie słuchałem słów, wszystko było zamglone, a za razem piękne, cukierkowe. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki lis wybudził się z bezruchu i położył, połacie jego rdzawego futra błyszczały w świetle lampki. Wszystkie, wszystkie zwierzęta zachowywały się wreszcie jak żywe istoty. Poza dwoma drobnymi elementami, wciąż miały przeszklone oczy i rozmawiały z mężczyzną. Przeniosłem wzrok na ów mężczyznę i oniemiałem jeszcze bardziej. Na wprost odemie, popijając herbatę siedziała odziana w białą, pięknie podkreślającą jej figurę suknie, dziewczyna. Jej blond loki kołysały się delikatnie, kiedy ta zaśmiewała się na słowa lisa. Wodziła smukłym palcem po brzegu filiżanki. Zerknęła w moją stronę. – Amadeusz chyba się obudził. – Pyski, dzioby, oblicza, wszystkie zwróciły się ku mnie. Oblicze dziewczyny rozświetlił krótki, ciepły uśmiech. – Nie wstydź się, opowiedz nam o sobie.
_____
CDN.
Sorkie za natłok, ale mam wenę.
Wszelkie dissy mile widziane.

25 lutego 2012

Pardą [Acodine]

25 lutego 2012
http://www.youtube.com/watch?v=1qNW8siks9c&feature=BFp&list=PLB69395BD9D0BE7EC
Tak. Jestem.
No jestem, nie da się ukryć.
Siedziałam na skraju terenów HOTN. Tak, jak lubiłam najbardziej. Tak, by nie musieć stawać twarzą w twarz z przeszłością. Zostawiłam Dreamy i Razora w tyle, moim zadaniem było raczej brnąć przed siebie, niż zastanawiać się gdzie dążę. Obróciłam tylko łeb, by po raz ostatni ujrzeć ich roześmiane mordy. Wysoko unosząc kopyta przedzierałam się dalej przez pnącza w lesie, który zwykli nazywać Lasem Śmierci.” Tak, tym lesie, ciągnącym się połaciami drzew przede mną. Pięknie, pięknie. Ja i moje cudowne, nowe ciało, po wskrzeszeniu. Ogromne, błoniaste skrzydła, o które się potykam i… coś, co muszę zrobić. ” – pomyślałam zdruzgotana i dla wzmocnienia słów z cichym jękiem upadłam jak długa, potykając się o jedno ze skrzydeł. Podniosłam się, w nadziei, że nikt tego nie zauważył, ruszyłam dalej. I kiedy pogrążona w myślach sunęłam coraz dalej i dalej, święcie przekonana, że droga stoi dla mnie otworem, nagle ujrzałam jasną poświatę. Zatrzymałam się, zmrużyłam oczy i dotarło do mnie, że to klacz. Klacz, której rude grzywa i ogon zdawały się płonąć… a nawet płonęły. Nie pamiętam dlaczego, nie mam pojęcia o co chodziło, ale pomyślałam wtedy, że jeszcze nie jestem gotowa. To samo wykrzyknęłam w jej stronę i nie mam pojęcia dlaczego, w moim głosie zamigotała ogromna doza strachu i frustracji. Obraz się oddalił. Nie wiem dlaczego. Dlaczego wspomnienia tak łatwo nikną. Nie pamiętam, co było dalej. Wiem, że gdybym miała świadomość, że widzę Dreamy i Razora po raz ostatni, że to tylko sen, nie odeszłabym od nich ot tak.
Pamiętam!
Pamiętam, że tego dnia uratował mnie Rubin. Po walce z ów klaczą, zaprowadził do jaskini medyka.
Czuję się jak wspominający lata świetności emeryt.
Pamiętam te słowa, płynące z moich ust. Takie naiwne i proste.
„To gorsze niż śmierć. Oślepnąć na wieki.”
Co ja wiedziałam o śmierci?
Zaśmiałam się w duchu, wciąż patrząc w niebo, nie chcąc zboczyć wzrokiem na drogę, która sprowadziłaby go wprost na tereny stada nocy.
Pamiętam ten swąd bandaży. Kiedy unosiłam łeb wychodząc z jaskini i rozdziawiałam chrapy, by wyczuć stworzenie, które słyszałam, czułam tylko swąd bandaży, ropy, niegojących się ran. Nie bolało mnie, nie wiem dlaczego, nie pamiętam bólu. Tak, pamiętam za to, że gdy w nowej odsłonie stawiałam pierwsze kroki po terenach Stada Śmierci, byłam przekonana że nogi zaraz się podemną załamią. I najgorsze, najgorsze z tych wspomnień, jest moment, w którym pierwszy raz nie zdałam sobie sprawę, że nie ma różnicy, czy mam otwarte, czy opuszczone powieki. Bynajmniej, nie stałam się rybą, ani muchą. Byłam niewidoma.
Westchnęłam głęboko, pogrążona w zamyśleniu.Nie mogłam sobie za nic przypomnieć co było dalej. Jak ze ślepiej klaczy, uczącej się podstaw panowania nad płomieniami, stałam się lisicą czującą ogień w sobie. Prychnęłam, strofując siebie samą. Wiedziałam, że kiedy tylko zatrzymam się nieopodal terenów HOTN, nawet na nie nie wkraczając, zaatakują mnie wspomnienia. Podniosłam się i czym prędzej czmychnęłam w stronę swojej jaskini.
__
Fragmenty opowiadań bazowane na najstarszym opowiadaniu które udało mi się wydostać z czeluści starych blogów. Tamta wersja jest jeszcze bardziej opłakana.
Nie przeczytałam tego nawet raz, muszę iść.
Pardą.

Opowieść zza żelaznych ścian, cz. I. [Acodine]

24 lutego 2012


 Część pierwsza.
https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=vjncyiuwwXQ


Pachniało jakoś dziwnie. Wokół unosił się niepokój, raz po raz przechodziły mnie dreszcze. Mój nos drapał odór strachu i czegoś, czego nie znałem. Szedłem jakby w kolejce do koryta z jedzenie. Nie musiałem się oglądać, nie pozwalała mi na to z resztą moja anatomia, czułem, że mój brat delikatnie trąca mnie ryjkiem po zadzie. Po bokach stały dwie, dumnie wyprostowane blaszane ściany. Korytarz – tak, to jest to słowo. Starałem się wyjrzeć zza innego brata przede mną, lecz jedyne co dostrzegałem, to kolejna różowych zadków. Postąpiłem kolejny krok, pchnięty przez tych za mną. Miałem szczerą nadzieję, że jeżeli to kolejka do jakiejś paszy, to do wyjątkowo dobrej. I kiedy wzdychając, brnąłem naprzód, czując się w tym wszystkim okrutnie bezradny, nagle powietrze przeszył krótki, paniczny kwik. Stanąłem, uniosłem wzrok. Moim oczom ukazał się półokrągły boks, od wejścia do niego dzieliła mnie dwójka braci. Kiedy ów dwójka znalazła się już w pomieszczeniu, dojrzałem tam też parę ludzi. W białych fartuchach. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Rozejrzałem się nerwowo po boksie i bynajmniej, jego wnętrze nie wyglądało przyjaźnie. Oględziny przerwał mi kolejny przeraźliwy kwik, uciekający z paszczy wieprza, który teraz leżał bokiem na posadzce przedemną i wymachiwał rozpaczliwie nóżkami, jakby tańczył, z tym mankamentem, że nie na tej płaszczyźnie co trzeba. „Co ci jest?” zachrumkałem, a włosy na moim grzbiecie stanęły dęba. To wszystko wcale mi się nie podobało. Nie odpowiedział. Spojrzałem z wyrzutem w stronę ludzi, ci zawsze przecież reagowali na widok świni z boleściami. Kiedy jeden z nich pchnął nogą już nieruchomiejące truchło zacisnąłem zęby głęboko urażony. Jak można kogoś tak traktować? Poczułem w żebrach tępy ból. Mój oprawca kopnął po raz drugi, wykrzykując coś. Rozumiejąc ten niezbyt delikatny przekaz, mając ochotę już tylko stamtąd wyjść, najlepiej na pastwisko, czując się dogłębnie poniżony, posłusznie podszedłem na środek boksu. Obróciłem się, by spojrzeć na brata, stojącego jeszcze w kolejce odrobinę dalej. Pochrumkiwał, poruszając różowym ryjkiem, by nadać mi otuchy. Powtarzał, że zaraz się stamtąd wydostaniemy. W jego oczach migotały łzy strachu. Gdy chciałem mu odpowiedzieć, nagle oślepiła mnie ciemna fala. Zaraz za nią, jak strzała mój ryjek przeszyła fala ostrego bólu. Miałem wrażenie że wszystkie ściany tego smutnego budynku runą w jednej chwili na moją biedną głowę. Dopiero teraz poczułem zimno metalowego spustu przestawionego do mojego czoła. Zamrugałem nerwowo i przez mgłę dostrzegłem, że już nie stoję, a leżę. Moje serce biło z zawrotną prędkością, chciałem wstać, chciałem tylko się podnieść i uciec ile sił w raciczkach. Nie mogłem się podnieść. Zachrumkałem raz, drugi, później kwiczałem już tylko ile mogłem, każdy kwik nasączając swoją frustracją i bezsilnością. Kiedy umilkłem, dotarło do mnie, że poprzednik nie tańczył. Jeżeli tańczył, był to taniec agonii. Dobranoc bracia. Spotkamy się, tylko odpocznę. Odpocznę, a później wstanę. Zobaczycie. __
Intryguje mnie kiedy zauważyliście o czym to opowiada. I czy w ogóle.
To jest pierwsza część ciągu na który mam wenę i pomysł.
Hope you like it.

24 lutego 2012

Nie spuść wzroku. [Acodine]

23 lutego 2012


Nie spuść wzroku.
Spopielona ziemia wyciągała poszarpane ramiona ciemnych konarów w stronę szarego nieba. Cierpki zapach samotności przeplatał się z odorem niewypowiedzianych słów. Bose stopy dziewczyny odcinały się kontrastem od czarnego, powyginanego w agonii poszycia. Stąpała po nim niespiesznie, brodząc w unoszącym się nisko się ciężkim, szarym dymie. Ale to nie jest przecież to, co miało być powiedziane. To tylko krajobraz.
Nie wiedzieć czemu, jej oblicze pokrywały smugi po łzach, łzach które pozostawiły za sobą jasną ścieżkę spływając wraz z szarością, którą umorusane były policzki dziewczyny. Kołysała się lekko na boki, z jeden strony każdy z jej krokiem zdawał się być tym ostatnim przed upadkiem, z drugiej wyglądała na całkiem zdecydowaną ruchów. Pałała rezygnacją? Ale to też nie to, co miało być powiedziane. To tylko dziewczyna.
Liczyło się to, że musiała kurczowo zaciskać zęby. Liczyło się to, że nawet kiedy widziała inne postaci przechodzące tuż obok niej, nie mogła się zatrzymać i okazać słabości. Nikt nie wypowiedziałby tego na głos, ale każdy najchętniej poderżną by jej gardło, byleby wzbić się chociaż odrobinę po drabinie tej przemilczanej hierarchii. Kroczyła wciąż przed siebie, klucząc między czarnymi od smoły pniami drzew. Pochylona, nie chcąc skomleć by ktoś przez przypadek nie uznał tego za oznakę słabości. To już to, co miało być powiedziane. Zbyt ogólnikowo.
Kiedy po raz kolejny uniosła stopę, by po raz kolejny zatopić ją w popiele, na horyzoncie ukazała się postać. Jak każdy szła, naprzeciw. Zdecydowała spojrzeć w jej stronę. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, ta znad przeciwka zdawała się już być tak bardzo bliską. Zbliżały się ku sobie, wymieniły niemrawymi uśmiechami. Zwolniły kroku najbardziej jak mogły, obierając strategie, starając się przypasować. Pytania „czy ta druga nie spieszy się gdzieś? czy zwolnienie aż tak bardzo jest na miejscu?” rozlegały się raz po raz w obydwu głowach.
I kiedy były już najbliżej, kiedy mogły już niemal dotknąć się wyciągniętą dłonią, wiedząc, że tak jest dobrze, że tak mogłoby zostać, zaczęły się od siebie oddalać. Dziewczyna do ostatniej chwili utrzymywała kontakt wzrokowy, a kiedy nie była już w stanie zamknęła oczy, godząc się z tym, że ten przyjaciel, jak każdy inny to zrobi, zniknął już za jej plecami krocząc dalej w stronę przyszłości.Przyjaciel.
Uniosła wzrok, by wbić go w milczące niebo. Miękkie, okrutnie płaskie obłoki zdawały się tworzyć kopułę. Kopułę, która naprawdę przykrywała ich puste drogi ku agonii. Dym snuł się między spopielonymi drzewami przywodząc o rzężenie oddechu.
I zdaje się to jest właśnie to, co miało być powiedziane.
***
Pluszowa kanapa nie była tak miękka, na jaką wyglądała, ale nie siedziało się na niej źle. Dziewczyna zerknęła w stronę grających, czy może usiłujących grać w bilarda innych. Złapała za dłoń obejmującego ją jasnowłosego i uniosła wzrok, słysząc słowa produkującego się przyjaciela. Ów zakończył wywód i podrapał się po karku, uwieńczył całość głupim chichotem. Chłopak siedzący tuż obok westchnął znacząco. Razem była ich szóstka. Wtedy jedna z grających w bilarda wyciągnęła telefon. Zaśmiała się z szyderczym podźwiękiem i wyczytała na głos „Wszystkiego Najlepszego”. Wyczytała adresata.
Dlaczego nie okazała przygnębienia? Nie pokazała, jak bardzo się zawiodła? Dlaczego jedynie zaśmiała się szyderczo?
Jak mogłaby okazać słabość.

Tak, wszyscy pamiętali moment gdy to on wypowiedział „będę z wami już na zawsze.”
I jedyne, co pozostało niewypowiedziane, to czy ten z przyjaciół zwyczajnie odwrócił wzrok, czy ginie już za plecami. Jak zginie każdy z tej szóstki.

Show me Your Sign
Water and Wine
I need You to be
More than a Voice in me
Show me Your Face
Or at least some Proof of Your Grace
I need You to be
More than a Light in me
At least today…

19 lutego 2012

Śmierć, cz. 3 [Membu]

19 lutego 2012
[ Muzyka: http://www.youtube.com/watch?v=G-U4UBuvWms
Może być za długie]

Czwarty dzień…
I’m running out of time
I need a doctor, call me a doctor
I need a doctor, doctor
to bring me back to life.
Już nie tylko ból nogi.. Rozrywa mi całe ciało, nie mogę i nawet nie chcę się ruszyć. Zamykam oczy, wszystko się przypomina. Pomiatanie w stadzie, widzę to jak w filmie. Ucieczka… Chęć zemsty. Wszyscy dawni znajomi, których już nie ma. Których sam zabiłem. Oni nauczyli mnie tej obojętności, tego zimnego wzroku i egoizmu. Nie żałuję… Jestem jaki jestem i nawet nie chcę się zmieniać. Kolejna scena to to stado. Stado Nocy.. Zmiany, małe ale jednak. Chamski, wredny.. Tak to ja.. Brak uczuć.. Już nie. Mam wybrane osoby. Tin, kocham ją, za to jaka jest, nie odwróciła się ode mnie nigdy. Wspiera mnie i wierzy we mnie, nawet kiedy jestem tym chamem, który.. ,,do niej nie pasuje,,. A ja co? Leże, powieki opadają mi coraz bardziej i nic z tym nie mogę zrobić. Padma, czasem wkurzająca ale sympatyczna i pomocna. Luna, może nie bardzo z nią gadam, ale jestem wdzięczny za dawne udzielenie pomocy. Lista nie jest długa, ale jest.
I’m running out of time.
Ktoś wchodzi do pokoju i mówi coś do mnie, nie rozumiem i widzę zamazany obraz. Już nie raz byłem bliski śmierci, ale nigdy nie czułem się aż tak. Taki chyba był cel.. Umierać w męczarni. Najwięcej siły wkładam w to, aby nie zamknąć oczu, żeby chociaż trochę orientować. Nie dam się tak łatwo.. Nie ja. To nie w moim stylu. Czuję coś chłodnego na czole i przechodzą mnie dreszcze, jakaś ulga ale i ból. Trzymam się. Próbuję wstać, albo chociaż się ruszyć, nie jest to łatwe, jestem jak sparaliżowany. Udaje mi się zacisnąć pieść i mocniej otworzyć oczy, ale opadam z sił i już nie daje rady… Odpływam coraz bardziej, słyszę jakieś hałasy i głosy, ale nie odróżniam jednego od drugiego. Zaciskam zęby.. Dochodzi nowy wysiłek. Muszę regenerować swoją ranę, nie zostało mi tak dużo. Skupić się na tym, chociaż na tym. Powieki opadają całkowicie, a ja już nic nie słyszę. Leże bez ruchu, jak warzywo, kawałek ścierki, który każdy może wziąć i rzucić gdzie mu się podoba.
I need a doctor, call me a doctor.
Stoję w ciemnym miejscu. Wysuszony las, zaschła, popękana ziemia i tylko ja. Ruszyłem przed siebie i widzę pustkę, robi się coraz ciemniej. Taki słaby… Nie. Wcale nie jestem słaby, nikt nigdy mi tego nie wmówi. Mam w dupie innych zdanie, jestem silny i dam radę. Przyspieszam kroku i zaciskam pięści.
- Nie dam się! Nie wykończysz mnie jasne! – krzyczę nagle nie wiadomo do kogo. Nikogo tu nie ma. Łapię kamyki leżące pod moimi stopami i ciskam nimi w pustą przestrzeń. Zaczynam biec i trwa to długi czas. Nagle widzę jakiś błysk, dosłownie iskierka. Gwałtownie się zatrzymuje i przyglądam się jej ruchom. Powolnym krokiem idę w jej stronę, jest daleko, ale nie mogę już biec, coś mi nie pozwala. Zbliżam się coraz bardziej, w końcu dochodzę do maleńkiego światełka, wiszącego w powietrzy niczym świetlik. Wyciągam powoli dłoń w jego stronę i dotykam.
I need a doctor, doctor.
Otwieram oczy.
- Membu! … – słyszę swoje imię i jakiś bełkot. Nic więcej nie rozumiem. Poruszam lekko palcami. Zaczyna się ta sama walka. Nie zamykaj oczu. Wsłuchuj się w to co mówią, w to co słychać. Powieki ponownie opadają, ale zmuszam się i szybko je podnoszę. Wzdycham ciężko, jakby z wysiłku. Kolejny trening? Nie to raczej coś więcej. Chęć życia… Następna próba, stary no rusz się, chociaż trochę. Nie wychodzi. Nadal kieruję palcami, ale to jedyne co mogę zrobić. Oczy coraz bardziej odmawiają posłuszeństwa, tak jak i słuch. Trudno mi już się skupić. Czuję naglę lekkie ukłucie w miejscu zadanej rany, która zaczyna strasznie piec i szczypać. Już nawet nie mogę syknąć z bólu, nie zastanawiam się co to było, ani kto to zrobił, w głowie mam tylko uczucie, które zostało po ukłuciu. Czy ja już odchodzę? Przecież nawet się nie pożegnałem… Mieszane uczucia, złość, słabość, smutek, chęć walki. Co chwile myślę co innego, raz chcę się poddać, po chwili mam ochotę walnąć się w głowę i zapytać samego siebie czy mnie nie pojebało. Zaraz potem zasypuję się pytaniami typu ,,dlaczego?,, a jeszcze później mam w to wyjebane i wypełnia mnie przekonanie, że dam radę, bo w końcu to ja. Przypominam sobie słowa Tin ,,Wiem, że się nie dasz. Nigdy się nie dajesz,, i jej uśmiech, przekonywujący mnie, że naprawdę tak myśli. I Padma ,,Poradzisz sobie, jesteś silny, jeszcze tylko trochę,,. Nie mogę przecież tak po prostu sobie odejść. Wytrzymam to ,,jeszcze trochę,, i wszystko wróci do normy. Znowu będę wrednym, zimnym chamem. Już za tym tęsknie i gdybym tylko mógł obdarzył bym ten pokoik, w którym leżę, swoim cwanym uśmiechem. Ostatnia próba, znowu chcę się ruszyć i po raz który mi nie wychodzi.. Opadam z sił i to dużo szybciej niż wcześniej. Przez ten cały czas starałem się regenerować ranę, ale nawet nie wiem jak mi to poszło. Chcę walczyć, ale nie mogę, nie mam już skąd brać sił… Powieki znowu opadają, a ja odpływam i nie wiem co się dzieje…
I need a doctor, doctor
to bring me back to life.
CDN.

`Tyle zmieniłeś w moim życiu`. [Asku, przeczytaj po "***", proszę] [Lady Destroy]

19 lutego 2012


Ścisnęła go za rękę patrząc w jego oczy w kolorze świeżego, zielonego mchu. Uśmiechnął się do niej zadziornie oblizując koniuszkiem języka górną wargę. Zaśmiała się cicho zbliżając się i składając na jego ustach pocałunek przy okazji przygryzając mu dolną wargę. Do jej uszu dobiegł cichy, zadowolony pomruk chłopaka. Wtuliła się w niego nie puszczając nadal dłoni. Dzięki niemu czuła się bezpieczna, czuła że wreszcie znalazła kogoś, kto ją pokochał bez względu na jej spaczony charakter. Mogła w końcu otworzyć się na ludzi, pokazać prawdziwy charakter, odetchnąć czystym powietrzem, cieszyć się z tego, co na prawdę sprawiało jej radość, być sobą nie patrząc na innych. Nie wszystkim się to podobało, najbardziej jej dwóm przyjaciółkom które od dłuższego czasu dawały jej wyraźne znaki że coś jest nie tak. Lecz nie miała siły powiedzieć im w twarz tego, że zmieniło się wiele i już nie będzie tak jak dawniej. Nie chciała Ich stracić, lecz nie wiedziała jak Je przy sobie zatrzymać. Z zamyślenia wyrwało ją mrowienie na szyi, gdzie przed chwilą ugryzł On. Odchyliła głowę oddając się pieszczotom przymykając oczy. Rozchyliła usta szepcząc:

- Tyle zmieniłeś w Moim życiu..

***

Opowiadanie całkowicie prawdziwe, przedstawiający ogólną sytuację czemu mnie nie ma wśród was. Kurwa, głupio mi. Na serio mi głupio bo .. bo nie ma mnie z powodu chłopaka. O kim teraz sobie myślisz, jak to czytasz? Bo ja bym pomyślała o Aspeney, jak na nią skakałam że niby taka święta byłam. Aspeney, Kotku..

Przepraszam Ciebie, że tak wyskoczyłam, ale wtedy miałam też gorszy dzień. Nie wiem, czy to przeczytasz, ale zależy mi na tym, żeby Cię przeprosić. Mam nadzieję że wybaczysz mi ten wyskok, w końcu nikt nie jest idealny, RPG nie jest całym naszym życiem i zawsze stawiamy sprawy realne nad wirtualne.





                                                          Przepraszam.

18 lutego 2012

Śmierć, cz. 2 [Membu]

18 lutego 2012
Leżałem w niewielkim pokoiku, należącym do Padmy. Leci trzeci dzień mojej ,,choroby,, … Rano próbowałem wstać, jednak jedna z nóg była wyjątkowo napuchnięta i zbuntowana. Już w nocy miałem z nią problemy. Próba podniesienia się miała swoją metę z powrotem na łóżku, gratisowo doszedł syk z mojej buzi, oznaczający cholerny ból. Dla niezorientowanych … W moim ciele znajduje się jakaś niezwykła trucizna, która z dnia na dzień zbliża mnie ku drugiej stronie. Zajebiście… W sumie nie mam zamiaru się tym przejmować, w końcu trzeba działać. Nie powiem, Padma działa i wie coraz więcej.
Leżałem i kombinowałem jak tu wstać i wyjść tak by ona nie zauważyła kiedy nagle Padma wlazła do pokoju z jakimiś pudełeczkami i pierdołkami.
- Hejka mistrzu.. – zaśmiała się. Zawsze mnie tak wita.
- Hai… – spojrzałem na nią ponuro.
- Jak się czujesz? – postawiła wszystko na łóżku i spojrzała na moją zażenowaną twarz.
- A jak do cholery mam się czuć… Skoro tu jestem to chyba znak, że jest źle.
- No w sumie nigdzie nie nawiałeś.. – podrapała się po głowie – więc chyba serio źle, coś poradzimy. – uśmiechnęła się do mnie.
- Zadziwia mnie twoje podejście, szkoda tylko, że to nie ty masz dziurę w boku i nie tobie odpada noga… – powiedziałem sarkastycznie.
- Ah te twoje żarciki… – podeszła i poklepała mnie po głowie. – Ale do rzeczy, nie przyszłam sobie pogawędzić.. Pamiętasz o czym gadaliśmy wczoraj? – spojrzała na mnie.
- O tym, żeee… Jakieś próbki potrzebujesz. – mruknąłem.
- Wow jak na pół godzinny wykład dużo zapamiętałeś. – uśmiechnęła się pod nosem.
- No więc skoro chcesz te próbki to je załatw… – patrzyłem na nią pytająco.
- Właśnie załatwiam… – postawiła na łóżku kilka pojemniczków. – To mają być twoje próbki… Mocz itp. – złapała w rękę jakieś przedmioty i walnęła przede mną – a tu masz wspomagacze – wyszczerzyła się. Zacząłem przeglądać owe rzeczy.
- Świerszczyk ?! Ouu.. Nawet tego potrzebujesz? – skrzywiłem się lekko i spojrzałem na gazetkę. Dziewczyna próbowała zachować powagę na twarzy, ale po chwili wybuchła śmiechem.
- Przepraszam Membu, ale twoja mina haha… Genialna.. Hahaha… Dobra ja idę, a ty działaj.. – wyszła uhahana zostawiając mnie samego.. w końcu ! Też se pielęgniarkę znalazłem.. Uhh. No ale dobra skoro to ma pomóc. Cała sprawa wygląda tak, że trucizna jest jakby przygotowana specjalnie dla mnie. Tylko na mnie działa i to dosyć brutalnie. Np. Rana którą tajemniczy ktoś mi zadał nie może być zaszyta, bo trutka zadziała szybciej, muszę sam się zregenerować. Kolejną sprawą jest to, że Padma potrzebuje mojej krwi, ale ta została zarażona, a taka być nie może, więc próbuje innych sposobów typu ślina, mocz… yyy… No i takie tam. Ma przy tym ubaw po pachy, nie powiem, zdarzają się śmieszne sytuacje, nawet dla mnie. Szkoda tylko, że zaraz potem coś zaczyna bardziej boleć.
 Ja pierdziele… Zobaczymy, tak szybko mnie do grobu nie wepchną.
Skończyłem napełnianie pojemników i czekałem.. A że trwało to jakieś 5min. złapałem jeden z twardszych przedmiotów i rzuciłem w drzwi. Automatycznie pojawiła się w nich Padma.
- Zamontuj mi tu jakiś dzwoneczek madam bo nie bd wiecznie czekał aż się namalujesz. – Padma uśmiechnęła się lekko, podniosła przedmiot leżący na ziemi i cisnęła we mnie.
- Tej dzwoneczku, ja tu pracuje a nie opierdalam się w łóżku. – nadal się uśmiechała, a ja ledwo unikając ciosu wystawiłem nos z pod kołdry.
- A ja umieram z tego co pamiętam. – mruknąłem.
- Jak na umierającego wyjątkowo marudny i ruchliwy jesteś. – zrobiła kilka kroków w pokoju i postawiła jakieś dwie tyczki przed łóżkiem. – Załatwiłam ci kule, na te twoje wędrówki, jak już masz chodzić to bynajmniej bezpiecznie. – Spojrzała na mnie przymrużonym wzrokiem. Moje oczy wyglądały jakby wyszły z orbity.
- Jaja se robisz co nie? – zapytałem.
- Haha .. Wiem, że prędzej słonie zaczną latać niż wyjdziesz z czymś takim, ale wydaje mi się, że nie masz wyboru. – uśmiechnęła się ponownie.
- Niech te słonie zaczną już naukę… – złapałem się za głowę nadal ,,podziwiając,, owe kule.
- Zostawiam cię z twoimi nowymi przyjaciółkami i zabieram twoje ,,wyroby,, – zabrała pudełeczka i wyszła z pokoju, po chwili jednak wróciła – A i to… Bo jeszcze Tin mnie zbeszta, że ci to zostawiłam. – Zabrała pornosa leżącego na pierzynie, a ja odprowadziłem ją do drzwi ponurym spojrzeniem, który utkwiłem ponownie w kulach.
- Ja pierdziele… Co tu się dzieje.. ?
CDN.

Event: "Wyprawa do Tinolandii"

Event:
"Wyprawa do Tinolandii"
alternatywny tytuł
"Na ratunek jednorożcowi!"

Wzięli udział:
Aldieb, Arashi, Fene, Haeme, Koga Savira, Luna, Tin, Syrena 1, 2 i 3, Syriusz, Szera
______________________________________________________________

19:29:33 <Aldieb>Salve Tin.
19:45:13 <Tin>Chyba z tej wyprawy za dużo nie wyjdzie.
19:48:31 JOIN Anaid
19:48:48 <Aldieb>Salve Anko.
19:49:02 <Aldieb>Mówiłam, że na ostatnią chwilę trudno będzie. o:
19:49:07 <Anaid>Witam. *Skinęła głową, kierując się w stronę ulubionego miejsca, pod drzewem.*
19:50:45 JOIN Fene
19:50:47 <Tin>An. Fene.
19:50:50 <Fene>Salvesia.
19:51:26 JOIN Arashii
19:51:40 <Arashii>Witam
19:52:48 <Aldieb>Fenka, Ar.
19:53:09 <Fene>Arak, Tinka, Alu. c:
19:54:13 <Tin>Ar.
19:56:06 <Anaid>Feeenka!
19:56:14 <Anaid>Ar.
19:56:20 <Aldieb>Tiiiin.
19:56:29 <Aldieb>Skąd Ty chcesz wytrzasnąć syrenę? O:
19:58:49 <Tin>Znajdę.
19:59:01 <Aldieb>Uhum.
19:59:07 <Tin>Poszukamy, tak?
19:59:14 <Aldieb>Dobrze. Tylko nigdy nie widziałam syreny na oczy i tak się po prostu zastanawiam, skąd my mamy taką jedną nagle wziąć. I jeszcze poprosić ją o łzę.
20:00:02 <Fene>*Przysłuchiwała się im.*
20:00:24 <Anaid>A co się dzieje? *Zapytała, zaciekawiona, kierując spojrzenie dwukolorowych oczu na Aldieb i Tin.*
20:00:26 <Aldieb>Już sobie wyobrażam jej minę... Podchodzi taka grupa zwierząt i do niej "Hej, nie masz może przypadkiem kilku łez na zbyciu?". Będzie śmiesznie.
20:00:35 <Aldieb>Idziemy pomóc jednorożcowi. Który został ugryziony przez jadowitego węża.
20:01:13 <Tin>Nom.
20:01:13 LEFT Anaid (Pong timeout)
20:05:12 JOIN Koga_Savira
20:05:16 <Koga_Savira>Ave.
20:05:23 <Aldieb>Kogaa.
20:05:28 <Fene>Niedoszły Morderca.
20:05:30 <Aldieb>tfu.
20:05:36 <Tin>Kodzia.
20:05:37 JOIN Lunaa
20:05:42 <Aldieb>Lusia.
20:05:42 <Koga_Savira>Al, Fenciak. - Uśmiechnęła się. - Tintinka, Luuuś!
20:05:45 <Tin>Lusiaa.
20:05:46 <Lunaa>Jaaa.
20:06:14 <Aldieb>Luu, Koga? Idziecie razem z nami pomóc jednorożcowi?
20:06:28 <Lunaa>Pewnie.
20:06:38 <Koga_Savira>- Jednorożcowi? - Zastrzygła uchem, spojrzała z zaciekawieniem na Al.
20:06:53 JOIN Heame
20:07:02 <Aldieb>Tak, jednorożcowi.
20:07:11 <Aldieb>Salve Heame. *Skinęłą lekko głową na powitanie.*
20:07:11 <Tin>Yokoso.
20:07:17 <Koga_Savira>Ave.
20:07:32 <Tin>Heame, idziesz z nami pomóc jednorożcowi?
20:07:36 <Aldieb>Został ugryziony przez jadowitego węża i chcemy mu pomóc. Trzeba zdobyć odpowiednie składniki na lekarstwo.
20:07:47 <Fene>Salve.
20:07:52 <Heame>Tak, idę.
20:09:38 <Aldieb>Tin? *Spojrzała w kierunku dziewczyny.* Czekamy jeszcze czy już idziemy?
20:10:01 <Tin>Hm... Chodźmy raczej. Już ci co mieli być są jak myślę.
20:10:38 <Tin>No dobra. To kto i gdzie ostatnio widział syrenę? *mina o_o*
20:11:01 <Fene>Co to syrena?
20:11:17 <Arashii>*Westchnęła cicho, kręcąc głową* Nie jestem pewna, czy istnieją.
20:11:29 <Tin>Istnieją.
20:11:41 <Koga_Savira>Stanęła obok Tin, przysłuchując się im.
20:11:44 <Tin>Fene. Syrena to jest taka rybo-kobieta i ma płetwę.
20:11:48 <Aldieb>Nigdy nie zdarzyło mi się spotkać żadnej syreny.
20:11:52 <Aldieb>Tak? Według niektórych mitów jest to kobietą-ptakiem.
20:12:06 <Tin>Tak, istnieją, bo ja tak mówię.
20:12:16 <Tin>No według greckich.
20:12:48 <Tin>Ale ogólnie to jest rybka i idziemy nad... Jezioro Płaczu *mina :3* I ją tam znajdziemy.
20:13:09 <Arashii>*Zmieniła postać na ludzką i już otworzyła buzię, aby coś powiedzieć, jednak umilkła. Bajki*
20:13:11 <Aldieb>Jakie jezioro płaczu? *Mina ala wtf.*
20:13:26 <Aldieb>A syreny nie powinny być nad morzem?
20:13:30 <Koga_Savira>*8D'*
20:13:45 <Fene>wtf
20:13:53 <Tin>Nie, będą nad jeziorem.
20:13:56 <Fene>Teleportujmy się najpierw do Tinolandii, okej? Tam są syreny.
20:14:01 <Tin>Okej.
20:14:20 <Koga_Savira>OKEJ.
20:14:23 <Tin>*Robi aushduiabdaqbdeiwqaxsn i się otwiera portal. Tam jest wszystko co Tin wymyśli.*
20:14:23 <Arashii>*Westchnęła cicho* Wątpię, aby to była prawda, ale czytałam, ze niektóre żyją w potokach górskich. Choć według mnie jest to mało prawdopodobne i prawdopodobnie autor książki to zmyślił
20:14:35 JOIN Syriusz_
20:14:40 <Syriusz_>Cześć.
20:14:41 <Koga_Savira>JAS.
20:14:45 <Aldieb>Serek.
20:14:45 <Arashii>Serek
20:14:47 <Koga_Savira>Idziesz z nami pomóc jednorożcowi ?!
20:14:49 <Tin>W Tinolandii są i koniec kropka. Wchodzimy do portalu, gęsiego, gęsiego.
20:14:49 <Koga_Savira>8D'
20:14:57 <Aldieb>Portaluu...?
20:15:15 <Syriusz_>Mogę iść o-o
20:15:18 <Tin>Tak. Portal do krainy, w której są rzeczy, które ja wymyślam.
20:15:18 <Aldieb>Nie ufam portalom.
20:15:32 <Tin>To zaufaj ten jeden jedyny raz, bo jednorożec umrze.
20:15:33 <Fene>*Idzie do Tinolandii*
20:15:39 <Syriusz_>Cóż.. Dobrze, że ja nie mam takiego miejsca o-o
20:15:41 <Lunaa>Ja też nie ufam portalom, ale ufam Tin.
20:15:45 <Tin>Grzeczna Fenka.
20:15:53 <Lunaa>*Trąciła dziewczynę barkiem z uśmiechem i stanęła obok portalu.*
20:16:04 <Tin>*Idzie do portalu razem z Fenką i czeka na wszystkich przed nim.*
20:16:25 <Koga_Savira>Spojrzała na Jas'a z dołu, bo zapewne był pod ludzką postacią.
20:16:32 <Lunaa>No Aluś, śmiało, śmiało. *Zaśmiała się melodyjnie i wesoło weszła w portal.*
20:17:09 <Tin>*Weszła do portalu powoli i patrzy na wszystkich z drugiej strony.*
20:17:09 <Syriusz_>*Drepta do portalu.*
20:17:12 <Heame>Chyba nie ma innego wyjścia *Mruknął pod nosem i podszedł nieufnie do portalu, zawahał się chwilę, ale ostatecznie wszed.ł*
20:17:36 <Koga_Savira>Zmieniła postać na ludzką. Przeczesała włosy i bez wahania weszła do portalu.
20:17:46 <Aldieb>Yhy. Tak, jasne. I się okaże, że wpadnę do jakieś dziury. *Jak zwykle zaczęła marudzić, ale również przeszłą przez portal.*
20:18:16 <Lunaa>*Przeciągnęła się, a kilka kręgów przeskoczyło z nieprzyjemnym trzaskiem, skrzywiła się delikatnie i wystrzelała jeszcze palce, po czym oparła dłonie na biodrach przyglądając się wszystkim.*
20:18:17 <Arashii>*Westchnęła, niepewnie podchodząc do portalu*
20:18:34 <Tin>*Patrzy na Heame, Al, Lu, Sera i Fisia z uśmiechem na ustach.*
20:20:51 <Tin>No dalej. Ar...
20:21:19 <Aldieb>Więc... Gdzie dalej? *Uniosła złote ślepia na Tinke, po czym zaczęła rozglądać się po Tinolandii.*
20:21:37 <Aldieb>Ach. Jeszcze Ar. *Zerknęła w stronę portalu.*
20:21:43 <Tin>Czekamy na Arashi. *Wzruszyła ramionami.*
20:21:48 <Koga_Savira>Znalazła się po drugiej stronie, spojrzała na nich.
20:22:24 <Syriusz_>*W sumie to chyba przelazł zaraz za Kogą o-o*
20:23:15 <Arashii>*Przyjrzała się niepewnie portalowi, po czym przeszła przez niego.*
20:23:20 JOIN _Szera
20:23:26 <_Szera>Witam.
20:24:04 <Tin>No dobra. Więc jak mówiłam Jezioro Płaczu jest... Niech będzie, ze tam o. A Syrena da nam zadanie zanim nam da łzę, więc ruszajmy. *Ruszyła w stronę wyimaginowanego jeziora.*
20:24:16 <Aldieb>Salve Szero.
20:24:23 <Aldieb>Ej, ona mnie słyszy?
20:24:35 <Tin>No niech będzie, że tak.
20:24:35 <Aldieb>Jak jest tam, po drugiej stronie?
20:24:41 <_Szera>*Stanęła na skraju polany i obserwuje zgromadzonych.*
20:24:47 <Lunaa>Hm, raczej nie?
20:24:53 <Koga_Savira>*Ruszyła za nimi*
20:25:08 <Lunaa>*Stanęła obok Tin i pociągnęła ją za kosmyk włosów.*
20:25:25 <Tin>Ej, no dobra, bo ja idę jakby. Co Lu? *Zmarszczyła brwi.*
20:25:42 <Lunaa>*wzruszyła ramionami i wsunęła dłonie do kieszeni bluzy*
20:25:43 <_Szera>*Podeszła bliżej portalu i wyciągnęła lekko pysk.*
20:26:13 <Aldieb>Tin. A moglibyśmy chwilę poczekać na Szerę...?
20:26:40 <Tin>No tak. *Wzruszyła ramionami.* Dajcie znać jak będziecie gotowi. *Usiadła.*
20:27:23 <_Szera>*Nadstawiła oklapnięte dotąd uszy, obserwując Ich spokojnie.*
20:28:10 <Aldieb>*Zacisnęła kły i nie powiedziała już nic więcej. Odwróciła się do portalu, kierując pytające spojrzenie w stronę Szery, które miało mówić "Idziesz?"*
20:28:34 <_Szera>*Aby nie przeciągać przeszła jakoś przez portal i rozejrzała się. Po chwili podeszła do Al i stanęła obok Niej.*
20:28:59 <Tin>Dobra. Wszyscy gotowi? Niech się każdy odezwie. *Spojrzała na zebranych.*
20:29:13 <Aldieb>Yep. Gotowa.
20:29:23 <Koga_Savira>Omnomnomnomnom. - Zajada jakiś kwiatek ;3
20:29:35 <Lunaa>Bu. *Odezwała się cicho.*
20:29:40 <Tin>*A kwiatki w Tinolandii są dobre.*
20:29:40 <Heame>W takim tempie to nie pomożemy temu jednorożcowi *Stwierdził, nieukrywając niezadowolenia.*
20:29:45 <Aldieb>Kogaaaa. A jeśli Tin wymyśliła jakieś trujące kwiatki? Uważaj, bo się pochorujesz. I co wtedy będzie? o:
20:30:17 <Tin>Ser, Ar?
20:30:30 <_Szera>Gotowa. *Mruknęła, chociaż nie bardzo wiedziała co się dzieje.*
20:30:46 <Koga_Savira>*Wypluła je* :I
20:31:05 <Tin>Arashi. Serek. Żyjcie...
20:31:55 <Tin>No i co ja mam z nimi zrobić? *Westchnęła zła i smutna.*
20:32:23 <Tin>Dobra, idziemy. Bo się nigdy nie uda. *Ruszyła powoli czekając na resztę.*
20:32:25 <_Szera>*Spojrzała pytająco na Al, a jej uszy ponownie oklapły w stronę karku.*
20:32:32 <Arashii>Jestem *Zerknęła na nich*
20:32:52 <Heame>*Tym razem już bez komentarzy ruszył za Tin*
20:32:53 <Arashii>*Westchnęła cicho i ruszyła za Tin*
20:33:04 <Koga_Savira>*Ruszyła z wolna za Tintinką.*
20:33:18 <Aldieb>Hmm? *Zerknęła na Szerę, po czym ruszyła za resztą grupy.* Tin, a Ty wiesz gdzie iść?
20:33:38 <Tin>*Zwolniła by wszyscy mogli się z nią zrównać i uniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu* Wiem, wiem.
20:34:04 <Lunaa>*Dreptała po cichu obok Tin, rozglądając się dookoła i co chwilę poprawiając spadającą na oczy grzywkę*
20:34:08 <_Szera>*Pokręciła lekko łbem i ruszyła za Nią.*
20:34:45 <Syriusz_>*Drepta za nimi.*
20:35:05 <Aldieb>To dobrze. Bo ja się tutaj zgubię.
20:35:39 <Koga_Savira>Spojrzała za siebie, na Jasa. - Chooodź. - Wyciągnęła w jego stronę dłoń.
20:36:01 <Tin>*Po kilku minutach wędrówki doszli do doliny. Dookoła rósł barwny las iglasty w dość ciemnych kolorach, a w środku znajdowało się lazurowe jezioro w kształcie ameby. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i spojrzała na wszystkich.* Syreny lubią jak się śpiewa, zaśpiewajmy coś. I nie ma nie umiem.
20:36:09 <_Szera>*Szła spokojnie na końcu grupy.*
20:36:13 <Syriusz_>Idę, idę.*Dogonił ich, biorąc Kogę pod rękę.*
20:36:42 <Koga_Savira>*Uśmiechnęła się delikatnie.*
20:36:44 <Aldieb>*Przystanęła.* Yy. Ale ja nie umiem śpiewać.
20:36:51 <_Szera>Ja mogę zawyć. *Mruknęła cicho.*
20:37:11 <Koga_Savira>Ja tym bardziej. * Jęknęła. *
20:37:20 <Aldieb>Ano. Chociaż mnie wycie też średnio wychodzi. Tak to jest być tylko w jednej drugiej wilkiem.
20:37:22 <Heame>Na trzeźwo nie śpiewam. Te syreny prędzej uciekną przerażone, niżeli zgodzą się na współpracę...
20:37:33 <Tin>Nie. Nie ma tak, albo wszyscy zanucimy albo wracamy.
20:37:40 <Aldieb>Nie możemy wrócić.
20:37:41 <Lunaa>Jakieś propozycje co do piosenki? *Mruknęła cicho*
20:37:47 <Aldieb>Ale Tin, co ja poradzę, że ja nie umieem?
20:37:48 <Tin>Stokrotka?
20:37:54 <Syriusz_>Może być~
20:38:00 <Aldieb>Heh.
20:38:00 <Tin>To nic, wystarczy, ze zanucisz Al. I nie narzekaj.
20:38:02 <Lunaa>Stokrotka? No chyba nie.
20:38:04 <Arashii>Everybody knows, everybody knows thet you cradle the sun *Zanuciła cicho*
20:38:04 <Heame>Jak to szło?
20:38:17 <Tin>Ar, co to?
20:38:39 <Aldieb>Nucić też nie umiem... *Usiadła i się już nie odzywa. Zerknęła w stronę Ar.*
20:38:56 <Tin>No... Gdzie strumyk płynie z wolna, rozsiewa zioła maj... *zaczęła*
20:39:15 <Syriusz_>Stokrotka rosła polna, a nad nią szumiał gaj~
20:39:21 <Lunaa>Dango, dango, dango, dango, dango daikazoku. *Tak jak zawsze poruszając głową na boki zanuciła wesoło, patrząc na Tin, która weszła jej w słowa*
20:39:26 <_Szera>Mogę jednak zawyć? *Zerknęła na Tin.*
20:39:37 <Tin>*Zaśmiała się cicho i spojrzała na Szer* Jasne.
20:40:38 <Tin>W tym gaju tak ponuro, że aż przeraża mnie... *Spojrzała błagalnie na Al, Kodzię, Heame i dziękując na Sera, Lu i Ar*
20:40:52 <Aldieb>Ptaszęta za wysoko, a mnie samotnej źle.
20:40:56 <Aldieb>Blah. Blah.
20:41:09 <Tin>*Uśmiechnęła się szeroko do Al*
20:41:11 <_Szera>*Stwierdziła, że nie zaszkodzi. Uniosła łeb i zawyła cicho, aby nie zagłuszyć reszty. Po chwili urwała.*
20:41:28 <Syriusz_>Ptaszęta za wysokoo, a mnie samotnej źle, samotnej źle. Ha, jaki fail.
20:41:28 <Heame>Wtem harcerz idzie z wolna "stokrotko, witam cię"...
20:41:33 <Arashii>*Nie pamięta tekstu i nie wie co dalej.*
20:41:46 <Syriusz_>Twój urok mnie zachwyca czy chcesz być mą czy nie.
20:41:57 <_Szera>*Spojrzała na Aldieb, a na jej pysku pojawił się uśmiech rozbawienia.*
20:42:02 <Koga_Savira>Do chmuuuur każde drzewo się pniee.. - Zaśpiewała cicho, speszona.
20:42:23 <Aldieb>*Fff. No i się z niej śmieją.* Koga, a ty z czym wyskoczyłaś? o:
20:42:33 <Syriusz_>Al, to jest z Pocahontas.
20:42:37 <Aldieb>Uhum.
20:42:44 <Syriusz_>Skąd to wiedzieć masz, skoro ścinasz jee~~
20:43:04 <Tin>*Lazurowa woda jeziora poruszyła się prawie niewidocznie i po chwili na brzeg wypłynęła syrena. Była bardzo blada, włosy miała szare, tak samo łuski. Spojrzała na wszystkich wyraźnie rozbawiona i zanuciła z nimi. Zwróciła się do Al i pokazała zaostrzone zęby w uśmiechu.* Ładnie.
20:43:39 <Aldieb>No tak, rzeczywiście pięknie śpiewa. Też bym tak chciała. *Zwróciła złote ślepia ku syrenie, lustrując ją ciekawym spojrzeniem.* Salve.
20:44:02 <Koga_Savira>Czy wiesz czemu wilk tak wyje w księżycową noc..? - Zanuciła dalej.
20:44:17 JOIN ~Syrenaa
20:44:30 <Aldieb>Bo jest głodny. *Mruknęła pod nosem i cicho się zaśmiała.*
20:44:34 <Arashii>Lecz ludziom wszelkich ras i wszelkich wiar *Zawtórowała*
20:44:45 <Tin>*Usiadła na brzegu patrząc na stworzenie*
20:44:47 <_Szera>*Skinęła lekko łbem do syreny.*
20:44:51 <Heame>*Przyjrzał się z uwagą syrenie*
20:44:56 <Aldieb>Już, już. Możecie skończyć. Pojawiła się.
20:45:05 <Koga_Savira>Nie ta zwrotka. - Dała kuksańca Ar w bok.
20:45:15 <_Szera>*Podeszła bliżej, obserwując stworzenie jasnymi ślepiami.*
20:45:41 <~Syrenaa>*Spojrzała na wszystkich jakby bardzo smutnym wzrokiem i zamrugała kilka razy.* Czego chcecie? *Powiedziała melodyjnie, dało się słyszeć kapanie wody.*
20:45:42 <_Szera>*Zerknęła na Kogę.* Tam z rysiem było?
20:46:05 <Lunaa>*Również zbliżyła się do syreny, przyglądając się jej, jednak nie nazbyt nachalnie*
20:46:07 <_Szera>*Słysząc głos ponownie spojrzała na syrenę.*
20:46:18 <Koga_Savira>Mhm.
20:46:27 <Syriusz_>*Spojrzał na syrenę, kłaniając jej się teatralnie. A co. Jako jedyny facet może.*
20:46:31 <Aldieb>*Zerknęła na Tin, po czym z pewnym wahaniem wstała i zbliżyła się kilka kroków do syreny, jednakże nadal pozostawała w dużej odległości od wody.* Przyszliśmy prosić Cię pomoc.
20:47:04 <~Syrenaa>Słuchaaam was. *Zaśmiała się bardzo cicho, nie odrywając wzroku od zebranych.*
20:47:06 <Arashii>Cichaj *zaśmiała się*
20:47:24 <~Syrenaa>Ale za pomoc zawsze trzeba zapłacić. *Westchnęła teatralnie.*
20:47:43 <Heame>Można w naturze?
20:48:02 <Tin>*Przyglądała się syrenie czekając, aż Al wyjaśni.*
20:48:08 <Arashii>*Popatrzyła na Heame i uniosła lekko brwi.*
20:48:15 <Aldieb>Heame. *Zerknęła na niego niemalże z niedowierzaniem. Pokręciła łbem i wróciła błyszczącym spojrzeniem ku syrenie.*
20:48:20 <Lunaa>Odrobinę altruizmu. Jednak, czego oczekujesz od nas w zamian, za pomoc? *Dziewczyna uśmiechnęła się.*
20:48:43 <Aldieb>Chodzi o jednorożca. Jest umierający.
20:49:18 <~Syrenaa>To zależy od... *Wbiła spojrzenie w Heame.* Wielkości oczekiwanej pomocy. *Zanurzyła się w wodzie na chwilę, po czym spojrzała na Lunę. Wzięła jej dłoń do ręki i trzymała przez moment.* Jednorożec. Co za parszywe zwierzęta...
20:49:30 <Heame>No co? Żartuje przecież *Wymaganie od niego powagi w sytuacjach kryzysowych było nierealne*
20:49:58 <Lunaa>*Drgnęła ledwo zauważalnie, czując zimny, delikatny dotyk syreny, jednak jej uśmiech nie znikał.*
20:50:03 <Aldieb>Parszywe? No cóż, nie będę się z Tobą spierać, jednakże w dalszym ciągu jest to żywe stworzenie. A Ty mozesz pomóć je uratować.
20:50:37 <_Szera>Dlaczego parszywe? *Mruknęła cicho, jednak nie liczyła, że uzyska odpowiedź.*
20:50:54 <Aldieb>Czego żądasz w zamian? *Spytała podchodząc nieco bliżej.*
20:51:02 <~Syrenaa>*Zimne spojrzenie syreny było wręcz przeszywające, nadal wgapiona w Lu zaczęła mówić.* Znajdź klucz na dnie, a dostaniesz czego chcesz. Ty. Ty to potrafisz. Ty znajdziesz. *Pokiwała głową, puszczając rękę dziewczyny i spojrzała na Szerę.* Złe, chciwe. Nie dzielą się.
20:51:43 <Lunaa>*Kiwnęła głową, uśmiechając się wesoło, nie przeszkadzało jej spojrzenie syreny.* Rozumiem, że zadanie zostało powierzone mnie.
20:52:01 <Aldieb>Lu... Ale uważaj, dobrze?
20:52:12 <Lunaa>Jasne.
20:52:29 <Aldieb>Hm.. No tak.
20:53:10 <_Szera>*Przekręciła lekko łeb, wpatrując się w syrenę.* Ale i pomocne. *Przypomniała sobie jednego z nich. Zerknęła kątem ślepia na Lunę.*
20:53:12 <Lunaa>*Ponownie przeciągnęła się, a kręgi znów nieprzyjemnie przeskoczyły* Za stara już jestem. *Zdjęła z siebie bluzę odrzucając ją na bok, bez najmniejszego zawahania zdjęła również swoje spodnie i koszulkę, zaśmiała się krótko i szybko wskoczyła do zimnej wody.*
20:53:41 <~Syrenaa>Tak, kochana... *Syrena odpłynęła kawałek i wskazała na Lunę.* Córko Księżyca, chodź ze mną.
20:53:52 <Aldieb>*Odsunęła się znacznie od brzegu, czując się nieswojo blisko wody wypełnionej syrenami. Bo jak sądziła, było ich tam więcej. Przysiadła obok Szery, wlepiając spojrzenie w wodę.*
20:54:28 <Lunaa>*Zdjęła gumkę z nadgarstka i związała nimi swoje ciemne włosy, niezwłocznie ruszyła za syreną*
20:55:17 <_Szera>*Zerknęła na Al, jednak po chwili wbiła spojrzenie w taflę wody.*
20:55:44 <~Syrenaa>*Spojrzała na pozostałych.* Trzymajcie za nią kciuki... *Zaśmiała się cicho i podpłynęła do jednego z kamieni zanurzonych w wodzie. W jego zagłębieniu było sporo czerwonej cieczy. Stworzenie wskazało na kamień.* Zgubiłam.
20:57:21 <~Syrenaa>*So brzegu podpłynęło jeszcze kilka syren. jedna z nich, czarnowłosa, wbiła spojrzenie w Heame z lekkim uśmiechem na ustach, druga spojrzała na Al machając ogonem i wyciągnęła dłoń w jej stronę, a trzecia patrzyła na Szerę niespokojnie.*
20:57:29 <Lunaa>Zgubiłaś? *mruknęła cicho, starała się utrzymać tempo i nie odstawać zbytnio od syreny, podpłynęła wraz z nią do kamienia* Gdzieś tu będzie klucz?
20:58:40 <_Szera>*Czuła na sobie spojrzenie syreny, jednak jej spojrzenie utkwione było w tafli wody.* Czy tylko mi się to nie podoba? *Mruknęła cicho do Al.*
20:58:43 <~Syrenaa>Czerwona woda... *Wpatrzyła się w kałużę.* Często zabiera. Ale nie martw się, to sok żurawinowy. *Wśmiechnęła się chłodno* Wmawiając sobie... No cóż. Znajdziesz klucz, dostaniecie czego chcecie.
20:58:45 <Aldieb>*Machnęła niespokojnie ogonem, zamiatając nim po bujnej, zielonej trawie. Ignorując syreny, spojrzała poza nimi, próbując wypatrzyć Lu.* Nie tylko. *Odpowiedziała Szer zniżonym głosem.*
20:59:32 <Arashii>*Popatrzyła na syrenę, która wynurzyła się po chwili. Jej jasne włosy przypominały nieco taflę jeziora*
21:00:11 <Lunaa>Uhm. Sok żurawinowy. *W jednej chwili zniknęła pod wodą z cichym pluskiem, w wodzie było ciemno, jednak jej kocie oczy pozwoliły jej widzieć choć odrobinę*
21:00:15 <~Syrenaa>*Trzy syreny syknęły cicho i wpełzły na brzeg siadając na trawie, ale ogony nadal były zanurzone. Jedna z nich spojrzała na Ar uśmiechając się niewinnie*
21:00:24 <Heame>*Nie ufał syrenom ani trochę, sporo się o nich nasłuchał. Kto wie co jest prawdą a co nie? A w szczególności, że do tej pory nie wierzył w ich istnienie. Trzymał się na pewną odległość od wody, a także starał się ignorować to, że jest obserwowany.*
21:00:53 <~Syrenaa>Tak, wmawiając sobie. *nie mogła zdradzić w końcu czym naprawdę była ciecz.*
21:00:53 <_Szera>*Podniosła się spokojnie, obserwując miejsce, gdzie zniknęła Luna.*
21:01:21 <Arashii>*Była ciekawa jak zwykle. Toteż podeszła niepewnie do syreny, która na nią patrzyła i usiadł obok niej, wkładając gołe stopy do wody*
21:01:57 <~Syrenaa>*Zanurkowała za Lu i płynąc za nią złapała jej stopę zimną ręką. Po chwili jednak cofnęła dłoń*
21:02:40 <Aldieb>Ar... Może lepiej nie?
21:02:54 <Lunaa>*Obejrzała się na płynącą za nią, jednak zignorowała jej gest, brnęła coraz głębiej, opanowała uczucie strachu, nie była pewna co może kryć ciemna toń i co mogą zrobić syreny*
21:03:02 <Aldieb>Wiesz, kto ją tam wie. Weźmie i Cie porwie. A potem pożre. Albo coś.
21:03:34 <~Syrenaa>*Z głośnym westchnieniem syrena przesunęła dłonią po stopach Arashi* Taka smutna jestem, samotna... *Spojrzała hipnotyzującym wzrokiem w oczy dziewczyny*
21:04:00 <_Szera>*Zerknęła kątem ślepia na Al.*
21:04:03 <Arashii>*Popatrzyła na Al* Hmm... ciekawość jest silniejsza *stwierdziła. Zachowywała się jak dziecko. Wszędzie wtykała nos i zawsze chciała wszystko wiedzieć*
21:04:20 <~Syrenaa>A Ty, Pani Wiatru. *Druga z syren wbiła wzrok w Al* Ty też uważaj. *Przechyliła głowę* Możesz się łatwo utopić.
21:04:34 <Aldieb>No, mówię. *Wstała, z pewnym ociąganiem i skierowała się ku Arashi, jednakże słysząc słowa dziewczyny przystanęła w połowie drogi.* Skoro wolisz zostać pożarta.
21:04:38 <_Szera>*Kłapnęła zębami w powietrzu.*
21:04:41 <Arashii>Oh, a to dlaczego? *Spytała niepewnie, zerkając w oczy syreny.*
21:05:03 <Aldieb>*Parsknęła krótkim śmiechem.* Pani Wiatru? Akurat. *Usiadła tam gdzie stała, obserwując syreny zebrane przy brzegu, jednakże jej wzrok co chwila powracał ku Arashi.*
21:06:02 <~Syrenaa>*Złapała Ar za dłoń i bardzo powoli zaczęła ją ciągnąć w stronę głębi jeziora* Zostawił mnie, bezczelnie. Powiedział, że ma inną. *Spojrzała smutno jakby czytając w myślach dziewczyny. Tak, działała na psychikę*
21:06:16 <_Szera>*Zrobiła kilka kroków, podchodząc do Al i stając obok Niej.*
21:06:33 <~Syrenaa>Tak, Pani Wiatru. Czego się boisz, no powiedz? *Nie potrafiła odczytać jej myśli, nie patrzyła jej w oczy* Pomogę Ci...
21:07:05 <Aldieb>*Widząc co czyni syrena, natychmiast poderwała się z miejsca, wydobywając z siebie cichy warkot.* Zostaw ją.
21:07:31 <Lunaa>*Chciała jak najszybciej znaleźć klucz, nie wiedziała co dzieje się na zewnątrz, nie wiedziała co dzieje się dookoła niej, dyskretnie sprawdziła czy malutki nożyk wciąż tkwi w specjalnym pasku przy jej bieliźnie, już dopływała do dna jeziora.*
21:07:38 <Aldieb>Och, zamknij się. *Wywróciła ślepiami, niezadowolona, że ta zawraca jej głowę.* Nie potrzebuję Twojej pomocy, chyba że chcesz oddać mi jedną swoją łzę.*
21:07:45 <~Syrenaa>*Wypłynęła na brzeg zostawiając Lu samą sobie w nadzieji, że dziewczyna utopi się podczas próby.* Znajdź kluczyk...
21:08:16 <~Syrenaa>*Syknęła na Al nie puszczając Arashi. Druga syrena nadal była wpatrzona w Aldieb* Powiedz.
21:08:39 <Arashii>*W jej gardle pojawiła się wielka gula. Popatrzyła na nią szerzej otwartymi oczami*
21:08:46 <Aldieb>*Podbiegła do Arashi i złapała ją zębami za rękaw.* Zostaw.
21:09:11 <_Szera>*Najeżyła się lekko, stając obok Al, zwrócona przodem do reszty syren.*
21:09:16 <Lunaa>*Czuła, że niedługo nie będzie w stanie wytrzymać pod wodą, brakowało jej tlenu, panicznie przeszukiwała dłońmi muliste podłoże*
21:09:18 <Aldieb>*Na drugą syrenę nie zwracała już uwagi. Teraz jej uwaga była skupiona na tej która wciągała Arashi do wody.*
21:09:20 <~Syrenaa>Pomóż mi, proszę. On mnie zostawił. *Ignorując Al nadal ciągnęła dziewczynę w głąb*
21:09:41 <~Syrenaa>*Mały kluczyk leżał tuż obok dłoni Lu*
21:09:50 <Aldieb>*Puściła rękaw Ar i doskoczyła do syreny. Zacisnęła ostre kły na dłoni trzymającej dziewczynę.*
21:09:52 <Syriusz_>Syreno.. Wiele osób zostało opuszczonych przez swych Kochanków.
21:10:22 <Arashii>*Czuła się jak lalka. Po jej ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz.*
21:10:40 <_Szera>*Odsłoniła lekko kły i złapała Arashi za koszulkę, wyciągając powoli z wody.*
21:10:47 <~Syrenaa>*Zaczęła przeraźliwie krzyczeć, piszczeć i się miotać. Puściła Ar i wbiła spojrzenie w Sera* Ale nie ja idioto!
21:11:15 <Lunaa>*Zaklęła bezgłośnie, kiedy poczuła metaliczny chłód klucza, gwałtownym ruchem zgarnęła garść mułu wraz z kluczem i odbiła się mocno od dna*
21:11:26 <Syriusz_>Strasznie egoistyczna jesteś, wiesz?
21:11:50 <Aldieb>*Puściła syrenę z niesmakiem wypluwając posokę stworzenia. Podbiegła do Ar i zaczęła pomagać Szerze, by odciągnąć ją jak najdalej od brzegu.*
21:11:51 <_Szera>*Kątem ślepia obserwowała resztę syren. Wyciągnęła Arashi na brzeg i wypuściła materiał z pyska.* Wszystko ok? *Zerknęła na Nią.*
21:12:16 <~Syrenaa>*Syreny zniknęły pod wodą*
21:12:42 <_Szera>*Spojrzała w kierunku tafli i zmrużyła lekko ślepia.*
21:12:45 <Lunaa>*Płynąc jak najszybciej ku powierzchni obserwowała jak dookoła niej migają syrenie ogony, starała się nie zwracać na nie uwagi, nie tracąc czujności*
21:12:54 <Aldieb>A mówiłam. Nie podchodź do syreny bo Cię zje. *Usiadła obok Ar i nachyliła się nad jej twarzą.* Żyjeeesz?
21:13:25 <Arashii>Przepraszam *Mruknęła cicho*
21:13:49 <_Szera>*Spojrzała na Al, widząc, że zajmie się Arashi. Podbiegła do brzegu i przystanęła, obserwując Lunę.*
21:13:49 <~Syrenaa>*Główna syrena podpłynęła do Lu i wbiła w nią spojrzenie czekając aż ta się wynurzy* Sama, jesteś sama. Zostawili Cię, oboje. Nie pamiętasz? *Lu mogła słyszeć jej słowa*
21:14:40 <Lunaa>*Wlepiła spojrzenie w syrenę, nie przestając płynąc ku górze, słyszała jej słowa, przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, zacisnęła dłoń na kluczu*
21:14:54 <Aldieb>Żyjesz. To dobrze. *Zerknęła za Szerą, po czym ponownie zwróciła swoją uwagę na Arashi. Trąciła ją mokrym nosem.* Zrobiła Ci krzywdę?
21:14:57 <_Szera>*Uniosła łeb i zawyła cicho.*
21:15:23 <~Syrenaa>Nie rozumiesz? Oni już nie wrócą, nie tym razem! Zostań z nami, będzie ci tu dobrze. Już cię nikt nie skrzywdzi.
21:16:25 <Lunaa>*Dławiła się wodą, która dostała się do jej ust, brakowało powietrza, słowa syreny odbijały się echem w jej głowie, zamknęła oczy, mocno zaciskając powieki. `Pod wodą nie widać łez....`*
21:16:37 <~Syrenaa>*Jasnowłosa syrena wypłynęła z wody i spojrzała na Heame* Witaj. *Powiedziała słodko*
21:17:07 <_Szera>*Spojrzała na Lunę i znów zawyła cicho. Po chwili wbiła spojrzenie w Syrenę płynącą obok Niej.*
21:18:07 <Lunaa>*W końcu wypłynęła na powierzchnię, wzięła łapczywy oddech i szukała wzrokiem syreny*
21:18:20 <~Syrenaa>*Wypłynęła tuż przed Lu* Zostań.
21:18:29 <Aldieb>Lu. *Natychmiast się poderwała, wlepiając spojrzenie w taflę jeziora.*
21:19:12 <Syriusz_>*Wpatruje się w taflę wody z odległości kilkunastu metrów.*
21:19:25 <Lunaa>*Ponownie zakrztusiła się wodą, podniosła spojrzenie na twarz syreny, delikatnie musnęła dłonią jej policzek* Nie zostanę z Tobą. Oni wrócą. On. I tym razem. *Wyszukała spojrzeniem Al*
21:19:44 <Arashii>*Zerknęła na Lu. W głowie czuła dziwną, nieprzyjemną pustkę, jakby ktoś wypalał tam coraz większą ranę*
21:20:01 <~Syrenaa>*Z cichym piskiem zanurzyła się i wypłynęła przy brzegu* Zaliczyła. Czego chcecie?
21:20:19 <Aldieb>Twojej łzy.
21:20:22 <Heame>*Przyłapał się na tym, że przez moment zupełnie zapomniał o otaczającym go świecie, zapatrzony w wodę. Dopiero kolejna syrena, która wypłynęła na brzeg wyrwała go z zamyślenia. Spojrzał na nią jedynie, nie odzywając się*
21:20:56 <~Syrenaa>Heame, tak? Pomożesz mi? *Patrzyła na niego prosząco i wyciągnęła dłoń w jego stronę*
21:21:15 <Lunaa>*Odetchnęła głęboko i ruszyła powoli w stronę brzegu, wyczołgała się na ziemię i leżąc na plecach brała urywane, szybkie oddechy, zacisnęła dłoń na kluczu jeszcze mocniej*
21:21:25 <Heame>Za darmo umarło *Stwierdził, nie dając się omamić, choć to było trudne*
21:21:32 <~Syrenaa>Łzy... Ładnie to zrobiliście, dam wam w pakiecie włos centaura i liść chodzącego drzewa, dobrze?
21:21:36 <_Szera>*Podeszła do Niej i trąciła Ją delikatnie nosem w bok.*
21:22:02 <Aldieb>Za darmo? *Spytała, dość zaskoczona.*
21:22:04 <Tin>*Podbiegła do Lu i usiadła przy niej* Dzielna jesteś, kochana...
21:22:15 <Lunaa>Zaraz się porzygam. *Mruknęła zamykając oczy*
21:22:19 <Syriusz_>*Przeniósł wzrok na Lusię i uśmiechnął się.* Nie martw się. Nigdy nie będziesz sama.
21:22:33 <~Syrenaa>Heaaameeee... *uśmiechnęła się słodko*
21:23:03 <Lunaa>*Oparła się na łokciach i posłała im wszystkim głupkowaty uśmiech, który przysłonił grymas na jej twarzy*
21:23:16 <~Syrenaa>Za klucz oczywiście, potrzebny nam jest. *Z wody wyłoniło się kilkadziesiąt głów, przerażający widok. wszystkie wpatrzone w zebranych*
21:23:58 <Syriusz_>Zjadłbym sushi~ *Parsknął śmiechem*
21:24:01 <Lunaa>*Podniosła się niepewnie, ociekając wodą, stojąc chwiejnie w samej bieliźnie spojrzała na syrenę, a następnie na klucz*
21:24:11 <Aldieb>I co, nie ma tu żadnego haczyka?
21:24:32 <_Szera>Do czego jest ten klucz? *Zerknęła na mały przedmiot w dłoni dziewczyny.*
21:24:41 <~Syrenaa>*Roześmiała się* My i haczyk...? No może... Nie. Nie ma.
21:25:20 <Syriusz_>*Usiadł na piasku, przyglądając się twarzom syren.*
21:25:28 <Arashii>*Zmarszczyła brwi patrząc na syreny * Nie lubię kłamców
21:25:28 <Heame>*Przełknął ślinę i natychmiast odwrócił wzrok od syreny. Spojrzał na dziewczynę, która została wybrana, do wypełnienia zadania. Miał nadzieję, że tak długie przebywanie pod wodą nie przyniesie jakiś konsekwencji zdrowotnych*
21:25:29 <Lunaa>*Stanęła naprzeciw syreny, uprzednio wyciągając fiolkę ze swojej sakiewki, schowała klucz za plecami, a dłoń z fiolką wyciągnęła przed twarz syreny*
21:25:36 <_Szera>Wierzysz w to? *Zerknęła na Al.*
21:26:13 <Aldieb>Nie. Ale tak właściwie, nie mamy nic do stracenia.
21:26:55 <_Szera>Chyba, że okaże się trucizną. *Mruknęła cicho.*
21:27:13 <Aldieb>Bez tego i tak by umarł. *Odparła równie cicho.*
21:27:22 <Lunaa>Wykonałam zadanie. Nie może nas oszukać. Ja nie oszukiwałam.
21:27:37 <Syriusz_>A przynajmniej nie powinna.
21:27:59 <Heame>Problem w tym, że nie każdy dotrzymuje umów...
21:28:46 <_Szera>Chyba jednak trzeba będzie to sprawdzić. To misja ratunkowa. *Patrzyła na syreny.*
21:29:47 <Lunaa>Okażcie trochę zaufania. I tak godne podziwu jest to, że wypłynęłam żywa.
21:29:53 <Aldieb>Ano.
21:34:36 <~Syrenaa>Jaaa? Oszukać? *spojrzała niewinnie na wszystkich i wbiła wzrok w Lu* Klucz.
21:34:53 <Lunaa>Najpierw łza i pakiet.
21:35:25 <Arashii>*Zerknęła na syreny i skrzywiła się*
21:35:26 <~Syrenaa>Pakiet. *Zaśmiała się* Hm... Pomyślmy. *Zamyśliła się na chwilę*
21:36:27 <Lunaa>*Wlepiła spojrzenie w jej hipnotyzujące oczy i poruszyła pustą fiolką*
21:36:44 <~Syrenaa>Włos centaura. *Westchnęła* Bardzo łatwo go pomylić z włosem fauna, nawet ja nie jestem pewna który jest który. *Zasmuciła się sztucznie i pokazała im obraz na tafli wody. Przedstawiał on jednorożca - umierającego* Ale może zaryzykujecie?
21:37:12 <Lunaa>Oh, damy radę. *Zniecierpliwiła się*
21:37:52 <~Syrenaa>Czyli chcecie ten fał... włos? *Powiedziała cicho*
21:38:28 <Lunaa>Tak, chcemy. *usłyszała jej zacięcie się, sądziła iż blefuje, zawsze można sprawdzić...*
21:38:54 <~Syrenaa>Dobrze. *Uśmiechnęła się szeroko i położyła na brzegu mały woreczek*
21:39:10 <_Szera>*Zmarszczyła lekko nos.*
21:39:23 <Lunaa>I jeszcze łezka, słonko. *Uśmiechnęła się sztucznie, w przesłodzony sposób*
21:40:11 <~Syrenaa>Bez liścia, jeszcze ludzie pomyślą, że jesteśmy dobroduszne. *Wzięła głęboki oddech, a po jej policzkach popłynęły czerwone krople w dużej ilości*
21:41:03 JOIN ~Syrena_
21:41:09 <Lunaa>*Nadstawiła fiolkę zbierając do niej szkarłatne krople* Dziękuję, w imieniu nas wszystkich. *Ukłoniła się głęboko zatykając fiolkę, chwyciła woreczek i wyciągnęła dłoń z kluczem przed siebie*
21:41:11 <~Syrenaa>*Jedna z syren nadal była zainteresowana postacią Heame. Wbiła w niego spojrzenie nie odpuszczając* Podejdź marynarzu.
21:41:37 <Arashii>Heame... *Podeszła do niego Nie słuchaj jej*
21:41:38 <~Syrena_>*Nagle wyłoniła się za syreną, która właśnie uroniła łzy.* Kogo my tu mamy. *Zachichotała cicho.*
21:41:48 <Arashii>* Podesżła do niego* Nie słuchaj jej
21:41:51 <~Syrenaa>*Spojrzała na klucz uśmiechając się pod nosem i wzięła go razem z dłonią Lu*
21:42:24 <Lunaa>*Westchnęła czując delikatny dotyk syreny, rozluźniła uścisk przekazując jej klucz*
21:42:29 <~Syrena_>*Oparła się na ramionach siostry i odsłoniła małe kiełki, przyglądając się dziewczynie o ciemnych włosach. Zmarszczyła lekko nosek.*
21:42:59 LEFT Heame
21:43:02 <~Syrena_>Nie mów, że znowu z kluczem. *Zachichotała cicho, uderzając ogonem o taflę wody.*
21:43:03 <~Syrenaa>*Spojrzała na siostrę i syknęła cicho. Wyjęła klucz z dłoni Lu, jednak nie puszczała jej*
21:43:40 <Lunaa>Takie słodkie, a takie nieczułe... *Westchnęła i również delikatnie uchwyciła dłoń syreny*
21:44:06 <~Syrenaa>*Pociągnęła ją lekko i spojrzała na siostrę* Siedź cicho.
21:44:39 <~Syrena_>*Wyprostowała ręce, zbliżając twarz do twarzy dziewczyny. Jej czarne włosy opadły na twarz.* Witaj.
21:44:44 <Lunaa>Tin. *Mruknęła i rzuciła dziewczynie fiolkę i woreczek od syren, na wszelki wypadek*
21:45:10 <Tin>*Złapała przedmioty i schowała do kieszeni zapinanej na zamek.*
21:45:15 <Lunaa>*Przywitała kolejną syrenę uśmiechem, wolną dłonią poprawiła swoje włosy*
21:45:17 <_Szera>*Poruszyła niespokojnie ogonem, obserwując sytuację. Ostrożnie zbliżyła się do Lu.*
21:45:43 <~Syrenaa>*Pociągnęła dłoń Lu jeszcze mocniej uderzając ogonem o wodę*
21:45:48 <~Syrena_>*Wyciągnęła rękę i chwyciła kosmyk w drobną dłoń.* Jak się zwiesz?
21:45:52 LEFT Koga_Savira (Pong timeout)
21:46:25 <Lunaa>*Stawiła widoczny opór i cofnęła się delikatnie* Córka Księżyca. Inni mówią na mnie Lu. Czego jeszcze ode mnie oczekujecie?
21:47:01 <~Syrena_>Włosek fauna, kluczyk mały i już plan jest doskonały. *Zachichotała, nucąc pod nosem.*
21:47:37 <Lunaa>*Drżała delikatnie, wciąż stała w samej bieliźnie, woda wciąż spływała z kosmyków jej przemoczonych włosów* Włos miał być centaura, nie fauna. Ten plan nie jest tak doskonały.
21:48:39 <~Syrenaa>*Spojrzała na siostrę gniewnie i znów posłała łagodne spojrzenie w stronę Lu* Nie słuchaj jej. Za młoda jest.
21:48:42 <~Syrena_>Wybacz. Pomyłka w wierszu. *Uśmiechnęła się.* Włos centaura, kluczyk mały czyż już nie jest doskonały? *Przekrzywiła delikatnie główkę, odbijając się od ramion siostry.*
21:49:20 <Lunaa>Wygląda już na doskonały, jednak czy prawdziwy jest cały? *Zanuciła w rytm syreny, uśmiechając się słodko*
21:50:47 <~Syrena_>*Wynurzyła się, słysząc melodyjkę. Podpłynęła ponownie do brzegu.* Czy prawdziwy, czy też łgany, dla jednorożca chwilowo fatalny.
21:50:51 <~Syrenaa>Zawsze cofnąć się możemy, jednorożca pogrzebiemy? *Uniosła brwi*
21:51:02 <~Syrena_>*Odsłoniła lekko kiełki, zaczesując włosy za ucho.*
21:51:40 <~Syrenaa>Bierzcie co macie. Lub pozwólcie mu umrzeć. *Zanurzyła się by po chwili wypłynąć z uśmiechem na twarzy*
21:51:47 <Lunaa>Takie słodkie, a takie nieczułe... *Powtórzyła delikatnie wysuwając dłoń z uchwytu syreny*
21:52:08 <~Syrena_>Siostrzyczko jakie piękne rymy składasz. *Złożyła ręce na brzegu i spojrzała na resztę.* A cóż to za gromadka? *Ponownie zachichotała, wyciągając dłoń w stronę wilczycy o bujnej grzywce(Al).*
21:52:43 <Lunaa>Dziękuję. Do zobaczenia, Moje Drogie. *Wycofała się rzucając chłodne spojrzenie tej młodszej, chwyciła swoje ubrania i odsunęła się od tafli, ubierając się pośpiesznie*
21:53:25 <_Szera>*Wycofała się ostrożnie, zerkając na Al.*
21:53:26 <~Syrenaa>Już idziecie? Tak pospiesznie? *Powiedziała smutno*
21:53:32 <Lunaa>Hej, hej, kompanio. Ruszajmy dalej. *Warknęła cicho zapinając bluzę*
21:53:39 <Tin>*Podniosła się patrząc na wszystkich*
21:53:57 <Aldieb>*Odruchowo się odsunęła, widząc gest syreny. Zerknęła na Lu i skinęła głową.*
21:54:00 <~Syrena_>Czekajcie. A listek? Nie chcecie go? *Zachichotała cicho.*
21:54:28 <~Syrenaa>*Zniknęła pod taflą wody wyraźnie zła, ale wróciła słysząc siostrę* Zamilcz.
21:54:38 <Lunaa>Rzygam już tą słodyczą i tymi ślicznymi buźkami. Listek znajdziemy, nie mamy czasu. Trzeba jeszcze sprawdzić, czy włos jest centaura.
21:54:51 <Arashii>*Odruchowo warknęła na syreny niczym wilk, chociaż była w ludzkiej postaci*
21:55:09 <~Syrena_>Oh nie chcesz pomóc tym biedakom? *Przekrzywiła głowę, zerkając na siostrę.*
21:55:33 <Aldieb>*Wywróciła ślepiami. Nagle jej się zebrało na litość.*
21:55:58 <Syrena>Już pomogłam, starczy altruizmu. *Warknęła i zanurzyła się ciągnąc za sobą siostrę*
21:56:34 <Lunaa>No chodźcie... *jęknęła i chwyciła Tin za rękę*
21:56:48 <~Syrena_>*Zniknęła pod wodą, chcąc się wyszarpać. Jeszcze nie zdążyła poznać ich, a już ja zabierali.*
21:57:40 <Aldieb>*Posłała ostatnie spojrzenie ku syrenom, po czym podbiegła kawałek by dogonić Lunę i Tin.*
21:57:42 <_Szera>*Patrzyła jeszcze chwilę na taflę wody.*
21:57:44 <Tin>*Pokiwała głową* Nic tu po nas, więcej nie dostaniemy. Wracajmy szukać liścia no i trzeba sprawdzić... *Westchnęła cicho i spojrzała na wszystkich* Męczące to było dla niektórych.
21:58:18 <Lunaa>Zmarzłam. *westchnęła i związała mokre włosy w wysoką kitkę, aby nie dotykały do jej karku*
21:58:46 <_Szera>Włos można poznać po zapachu. Fauny pachną zupełnie inaczej niż centaury. *Mruknęła, ruszając za Nimi.*
21:59:04 <Lunaa>Szer, zrobisz to?
21:59:35 <Tin>*Zdjęła bluzę i zarzuciła ją na ramiona Lu*
21:59:51 <_Szera>*Zatrzymała się.* Jedyny zapach jaki mi się zapisał w pamięci to centaurów, które spotkaliśmy kiedyś. Mogę spróbować, ale to duże ryzyko. *Mruknęła z wahaniem.*
21:59:58 <Tin>Tobie się dziś bardziej przyda. Dzielna byłaś. *uśmiechnęła się*
22:00:12 <Lunaa>Nie będzie zimno Tobie? *Spojrzała na nią zatroskana*
22:00:27 <Tin>Dawaj, Szer. Gorzej nie będzie. *Wzruszyła ramionami* Poradzę sobie, Lu.
22:01:11 <_Szera>Jak chcesz Tin mogę oddać moją bluzę. *Zerknęła na dziewczynę jasnymi ślepiami.*
22:01:26 <Tin>Nie ma takiej potrzeby. *uśmiechnęła się lekko*
22:01:33 <_Szera>Może być gorzej. Jeżeli go uśmiercę będzie to moja wina.
22:01:45 <Lunaa>Mhm. *przytaknęła Tin* Obawiam się, że dopóki moje włosy nie wyschną, to nawet 5 bluz mi nie pomoże... Tin, pokaż Szer te włosy.
22:01:47 <Tin>Jeśli nic nie zrobimy on i tak umrze. *Wyjęła z kieszeni woreczek i podała go Szer*
22:02:33 <Aldieb>*Zerknęła na Lu. Zastanawiała się czy mogłaby podgrzać temperaturę wokół niej, jednakże miała z tym zbyt mało doświadczenia i obawiała się, że mogłaby nieco przesadzić...*
22:04:01 <Syriusz_>*Ściągnął swoją bluzę, później koszulkę i założył z powrotem bluzę. Swoją koszulką niczym ręcznikiem zaczął wycierać włosy Lusi.*
22:04:41 <Lunaa>Waaaa. Jasuuuu. *Zaskoczona tym ruchem aż się zatrzymała*
22:05:00 <Tin>*Roześmiała się widząc Serka*
22:05:15 <_Szera>*Przystanęła, Jedną łapą chwyciła bok woreczka, a drugą łapą otworzyła go. Powoli zaczęła węszyć.*
22:05:28 <Aldieb>*Uśmiechnęła się lekko, patrząc na Lu i Serka.*
22:07:48 <_Szera>*Po chwili oderwała noc od woreczka i prychnęła cicho, próbując pozbyć się zapachu.* Wymieszane, ale... *Wyciągnęła parę włosów i porównała ich długość, kolor i zapach, Po chwili ostrożnie i trochę nieudolnie odgarnęła kilka na bok.* Te są centaura. *Wskazała na te po prawej stronie jej łapy.*
22:08:28 <Lunaa>Dziękuję Jasu. *odchyliła jego koszulkę i spojrzała na Szer* Idealnie.
22:08:49 <Tin>*Uśmiechnęła się do Szery i schowała włosy centaura do woreczka, który włożyła do kieszeni* Zostaje liść.
22:09:08 <_Szera>*Przytaknęła delikatnie łbem i ruszyła dalej.*
22:09:14 <Syriusz_>Nie ma sprawy. Choć raz się przydam na tej wyprawie.
22:09:36 <Tin>Dobra. Chodzące drzewa są prawie wszędzie, trzeba je tylko przekonać.
22:09:39 <Lunaa>*Przytuliła się do chłopaka a koszulka zjechała z włosów na jej twarz, zaśmiała się krótko*
22:10:20 <Arashii>Jak wygląda konkretnie to chodzące drzewo? *Spytała* Chyba ze to po prostu chodzące drzewo...
22:10:34 <Tin>Jak drzewo. Tylko się rusza. *Wzruszyła ramionami*
22:10:53 <Aldieb>Tin. Ale masz na myśli konkretnie chodzące drzewo czy Ducha Drzewa?
22:11:09 <Lunaa>Mamy podchodzić do drzew i prosić żeby chodziły? Cześć drzewo, zrobisz kilka kroków, a potem dasz listek?
22:11:20 <Arashii>Mhm... *Zmieniła postać na wilczą i nastawiła uszu, próbując wyłapać jakiś szelest*
22:11:35 <_Szera>I cicho nuci kołysankę. A przynajmniej takie słyszałam legendy. *Mruknęła cicho.*
22:11:41 <Tin>Drzewo. Potrzebujemy liścia, więc chodzące drzewo, takie jak to. *Wskazała na roślinę, która widząc, że jest wskazywana natychmiast przestała chodzić*
22:12:00 <Syriusz_>Zaatakuje?
22:12:03 <Tin>Ale to już nam nie pomoże.
22:12:06 <Lunaa>Zje w całości?
22:12:34 <Aldieb>Cóż. Na chodzących drzewach się nie znam.
22:12:35 <Tin>Nie. One są nieśmiałe. *Zaśmiała się* Trzeba je jakoś przekonać. I chyba śpiewają, trzeba się wsłuchiwać. Jak mówi Szer.
22:13:11 <Arashii>*Zastrzygła uchem * Zdaje mi się, że coś słyszę
22:13:15 <Syriusz_>Aww. Ale cóż..Dendrofilem nie będę.
22:13:20 <Lunaa>*Puściła Jasa i podeszła do drzewa które przed chwilą chodziło* Proooooooooszęęęęę, zacznij chodzić. Pomóóóóóóóóż nam. Proszę.
22:13:23 <Arashii>Ale jest albo bardzo cicho, albo po prostu daleko.
22:13:53 <Lunaa>Mogę Cię przytulić, chcesz? Tin, czy to drzewo już nie działa, skoro się zawstydziło?
22:14:01 <Syriusz_>*Podszedł do pierwszego lepszego drzewa i tyknął je lekko.* Cześć, jestem Syriusz.
22:14:08 <Tin>Tak, nie działa.
22:14:28 <Lunaa>No ale jak to nie działa... A jak poproszę żeby działało?
22:14:36 <Tin>Nie. Szukajcie nowego.
22:14:38 LEFT Tin
22:15:12 <Lunaa>No żal. Wstydliwe drzewo. Super. A jak następne też się zawstydzi? *Zmrużyła oczy i rzuciła wredne spojrzenie gdzieś w koronę drzewa*
22:15:15 <Arashii>*Westchnęła cicho, mając wrażenie ze jest olewana*
22:15:35 <Syriusz_>Ej noo.. Nie mogę kręcić z drzewem nie? *Pacnął się lekko w czoło.*
22:15:49 <Arashii>Coś cicho śpiewa. Ledwie słyszalnie, nie wiem, gdzie konkretnie jest *powtórzyła* Ale zresztą, nieważne
22:15:55 <_Szera>Trzeba wsłuchać się w ich kołysankę i wyłapać coś, aby wiedzieć jakie komplementy lubi.
22:16:05 <Lunaa>Przestań się fochać. Tylko słuchaj uważniej.
22:16:08 <_Szera>*Widać, że nie była pewna tego co mówi.* Chociaż to mogą być tylko bajki...
22:16:52 <Syriusz_>*Westchnął cicho, zamykając w końcu buzię i nasłuchując.*
22:17:19 <Arashii>*Wypuściła powietrze nosem i westchnęła cicho, nastawiając duże uszy*
22:18:36 <Aldieb>*Strzygnęła uchem, również nasłuchując.*
22:19:15 <_Szera>*Pierwszy raz od dawna całkowicie nadstawiła uszy.*
22:19:48 <Arashii>Śpiewa... *mruknęła cicho, przekrzywiając nieco łeb*
22:20:56 <Lunaa>Tylko gdzie i co...?
22:23:49 <Aldieb>*Potrząsnęła łbem, po czym wbiła wzrok gdzieś w bok. Widziała ruch? A może to był tylko wiatr...? Nastawiła uszy, mając wrażenie, że słyszy ciche szepty. Czy też może śpiew?*
22:25:04 LEFT Syriusz_
22:27:36 <Arashii>*Zastrzygła uchem i uśmiechnęła się lekko* Wiecznozielono wokół Wiecznozielony kraj Wiecznozielone życie *Zanuciła cicho, zmieniając postać z powrotem na ludzką*
22:28:16 <Lunaa>Ciekawe. Ale jakie komplementy może lubić?
22:28:19 <Aldieb>*Mimowolnie postąpiła kilka niepewnych kroków. Szelest liści zdawał zmieniać się w szept. Jednakże nie potrafiła wyłapać żadnych słów. Jakby jej umykały. Przystanęła, odwracając się i zerkając na Lu.* Może... że jest piękne? Chociaż nie. Może raczej to, że daje innym stworzeniom życie? Przecież rośliny produkują tlen, bez nich z pewnością byśmy umarli.
22:30:05 <Lunaa>Mhm. Masz rację Al. Ale to chyba muszą być też jakieś takie komplementy, tylko dla niego...
22:30:49 <Arashii>Nie wiem... chyba nie podejdziemy do niego i nie powiemy "Dzięki za tlen, dzięki niemu oddychamy. W procesie fotosyntezy wywarzasz dla nas blablablabla" *Bredzi coś pod nosem*
22:36:51 <Aldieb>*Drgnęła nagle, orientując, że szepty zaczęły się nasilać. Słowa w nieznanym języku nakładały się na siebie tworząc chaotyczną melodię. Nagle dookoła zerwał się silny wiatr. Rośliny wokół samic zafalowały, otaczając ich szerokim kręgiem. *
22:38:30 <Lunaa>*Rozejrzała się zdezorientowana, powiodła wzrokiem w stronę miejsca skąd również słyszała cichą melodię*
22:39:20 <Aldieb>*Wilczyca otworzyła szerzej ślepia, dostrzegając drobny, lśniący liść wirujący w powietrzu, tuż nad głową Luny.* Lu, nad Tobą. *Szepnęła, bojąc odezwać się głośniej i zmącić melodię roślin. Listek opadał coraz szybciej, wirując w powietrzu.
22:40:29 <Lunaa>*Chwyciła delikatnie listek* Jak to zrobiłaś?
22:42:03 <Aldieb>N-nie wiem... To nie ja. *Rozejrzała się szybko po otaczającym ich kręgu. Rośliny oddalały się, pozostawiając za sobą melodię. Nim zniknęła całkowicie dało się słyszeć wyraźny szept: "Ratujcie... Ratujcie szlachetne stworzenie..."*
22:43:10 <Arashii>*Popatrzyła wokół siebie, wyraźnie słysząc wołanie*
22:44:27 <Lunaa>N o to mamy wszystko. Jak teraz pomieszać? I jeszcze lepsze pytanie. Jak wrócić?
22:45:25 <Aldieb>Yyy... Pomyśleć życzenie? Pstryknąć palcami? A co do mieszania, Lu, Ty jesteś szamanką. Ja się na tym zbytnio nie znam.
22:45:58 <Lunaa>Mhm. Portal teoretycznie też mogę otworzyć, ale... Hm, nie robię tego zbyt często.
22:46:51 <Aldieb>Ja nigdy tego nie robiłam.
22:47:15 <Lunaa>*Uklęknęła i wyciągnęła z sakiewki maleńką miseczkę, nieco większą od kieliszka. Wlała łzy syreny do naczynia, liść starła w dłoni i zacisnęła aby puścił soki*
22:50:19 <Aldieb>*Uważnie przygląda się poczynaniom Luny.* Nie powinnyśmy najpierw dostać się do jednorożca?
22:50:49 <Lunaa>Nie mam pewności czy wszystkie trzy przedostaniemy się na drugą stronę, więc wolę dać to pierwszej, która będzie przechodzić.
22:51:00 <Aldieb>Rozumiem.
22:51:18 <Arashii>*Sięgnęła do kieszeni spodni i wyjęła srebrny medalion z niebieskim kamieniem* Dostałam go... coś robi, ale nie pamiętam jaką ma moc. Może da się go jakoś wykorzystać do portalu? *wzruszyła ramionami, obracając przedmiot w palcach*
22:52:33 <Lunaa>*Zerknęła przelotnie na medalion* Zaraz go obejrzę. *dorzuciła do mieszaniny łez i soków z liścia połamany włos centaura, wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę i odpaliwszy ją podstawiła pod spód naczynia. Podniosła się i wlała całą miksturę do czystej fiolki, podała ją Al i stanęła obok Ar* Pokaż.
22:54:05 <Arashii>*Podała Lu medalion, patrząc na niego niepewnie*
22:54:45 <Aldieb>*Złapała fiolkę w zęby, starając się jej nie uszkodzić.*
22:55:39 <Lunaa>*Zamknęła oczy i przejechała dłonią po wierzchu kamienia* Znajdź mi nim Miejsce Mocy. On mi znajdzie Miejsce Mocy. A z tym Miejscem ja zrobię portal. *widocznie rozentuzjazmowana patrzyła na Ar* Umiesz wysłać do niego impuls? Żeby pokazał Ci gdzie jest Miejsce? Ze mną nie zadziała, bo jest Twój...
22:57:37 <Arashii>*Podrapała się po głowie, patrząc na Lu* Em... a co to Miejsce mocy?
22:58:12 <Lunaa>Miejsce Mocy, to takie źródło energii w którym wiedźmin, czarownica, lub taki dziwny ktoś jak ja może odprawić Rytuał Magii.
22:59:17 <Arashii>Jak ja mam wysłać ten cały impuls? *kompletnie się na tym nie znała. Czuła się jak nienauczone dziecko na teście*
22:59:22 <Lunaa>Twój medalion wysyła wyczuwalne impulsy. Jeśli odeślesz mu jeden to powinien wskazać Ci to Miejsce. Hm. Skup się i po prostu zadaj pytanie, trzymaj go w ręku, czy coś...
23:02:17 <Aldieb>*Usiadła, spoglądając na obydwie dziewczyny, uważnie przysłuchując się słowom Luny.*
23:03:10 <Arashii>*Westchnęła, biorąc medalion do ręki. Zmarszczyła brwi, przymykając powieki*
23:05:30 <Lunaa>*Zacisnęła dłonie w pięści, aby po chwili rozprostować palce, przyglądała się jej w skupieniu*
23:06:06 <Arashii>*Się skupiła tak, że wysłała impuls*
23:06:56 <Lunaa>Teraz pokaż mi gdzie to jest.
23:07:25 LEFT Aldieb
23:12:07 <Lunaa>...Ar?
23:12:22 <Arashii>*Wskazała palcem miejsce znajdujące się jakieś 10 metrów od Lu* Tam
23:12:46 <Lunaa>Ok... *Podeszła we wskazane miejsce* Tutaj?
23:14:22 <Lunaa>Tutaj. *Westchnęła czując przeszywającą ją energię, wykonała kilka dziwnych gestów, wymruczała coś niezrozumiałego i zrobiła ruch dłońmi, przypominający pchnięcie, pomiędzy drzewami pojawiła się jakby tafla lustra*
23:17:22 <Arashii>*Uważnie przyglądała się Lu, przekręcając lekko głowę*
23:18:39 <Lunaa>*Podała jej fiolkę z miksturą i wskazała na portal* Nie wiem na ile jest trwały... Nie wiem czy się nie zamknie w połowie drugiego przejścia, więc idź pierwsza.
23:23:36 <Arashii>*Zerknęła na nią zdziwiona* A co z tobą?
23:24:23 <Lunaa>Hm. Albo wrócę bez ramienia, albo nie wrócę w ogóle. Znaczy nie wrócę dopóki Tin mi nie otworzy wyjścia... No idźże.
23:27:37 <Arashii>*Skrzywiła się lekko, ruszając niepewnie w stronę portalu*
23:28:26 <Lunaa>Podaj mu to jak najszybciej. Musi wypić wszystko.
23:29:22 <Arashii>*Kiwnęła głową, przechodząc przez portal i odnajdując jednorożca, który już ledwo oddychał. Przykucnęła przy nim. Dziewczyna delikatnie wlała do pyska miksturę przyżądzoną przez Lu, obserwując zwierzę.*
23:46:52 <Lunaa>*Nagle ciemnowłosa wypała z portalu, a ten zamknął się za nią, syknęła i chwyciła się za ramię* Jak z nim?
23:52:32 LEFT Arashii
23:52:54 LEFT Lunaa
(...)

Następnego dnia:
13:33:36 <Aldieb>*Usiadła pod swoim drzewem i spojrzałą w stronę Lu.* I jak, udało się pomóc jednorożcowi?
13:34:05 <_Szera>Witaj Al.
13:34:12 <Lunaa>Mhm. *Kiwnęła głową i uśmiechnęła się, jednak po chwili na jej twarz wpłynął grymas niezadowolenia i atak kaszlu.*
13:34:22 <Aldieb>Luu?
13:34:55 <Tin>Biedna. Pewnie się rozchorowałaś po wczorajszym.
13:35:12 <Tin>*Podeszła do Lusi i usaidła obok niej kładąc jej dłoń na ramieniu*
13:35:14 <Aldieb>Wszystko w porządku? *Spytała, przyglądając się jej z niepokojem.*
13:35:19 <Lunaa>Moim płucom nie spodobała się wczorajsza kąpiel.
13:35:32 <Aldieb>Mhmm.
13:36:04 <Tin>Nic dziwnego.
13:37:45 <Lunaa>*Wzięła głęboki oddech i poprawiła swoją bluzę, okrywając się nią szczelniej*
Koniec.