Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

31 marca 2012

Alice, cz. 1 [Padma]


31 marca 2012

[Muza: http://www.youtube.com/watch?v=3dM2qCCg6GE&feature=related ]
 - Alice nie wróciła. Wiesz może co się stało? Jej rodzice dzwonili do mnie… – Leżałam w łóżku z telefonem przy uchu i słuchałam słów roztrzęsionej dziewczyny. Zadzwoniła do mnie z rana, w połowie rozmowy zaczęła płakać. – Miała spotkać się z tym Tomem… – Jej słowa docierały do mnie bardzo powoli. Przez chwilę zabrakło mi tchu w piersiach.
- Jak to nie wróciła?! – Zapytałam zdenerwowana i do głowy zaczęły wpadać najgorsze myśli. Nie słuchałam już za bardzo co mówi.
- Daj znać jak się czegoś dowiesz ok? – Dziewczyna wyraźnie podciągnęła nosem.
- Tak.. – Odpowiedziałam jakbym była nie obecna. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę komórki i odłożyłam ją na łóżko. Nagle zerwałam się i pobiegłam do kuchni. Oparta o blat stołu spojrzałam w kafelki i pozwoliłam strumykom łez spłynąć w dół. W takich chwilach, nie wiem czemu, zawsze dopuszczam same czarne myśli. Na szczęście nigdy się one nie spełniają, dlatego tym bardziej je dopuszczam. Daje mi to takie małe światełko nadziei, że znowu się mylę i nic złego się nie stało.
Znałam Alice od dwóch lat, była moją przyjaciółką, nadal ją jest, przecież nic jej nie grozi.. Prawda? O Tomie za to wiedziałam bardzo mało… Ma 27 lat, jest tajemnicą dla rodziców, a raczej był…
 Pobiegłam szybko do laptopa leżącego przy moim łóżku i otworzyłam go szybko. Odwiedziłam wszystkie portale jakie miała Alice.
 Jako moja przyjaciółka nie wiedziała kim jestem. Ona jest normalna i chce, aby tak zostało. Te wszystkie fotki, nasze klasy, facebooki.. Tam miała swoje profile. Sprawdziłam wszystko, czy nie ma jakiejś podejrzanej wiadomości. Czy ktoś jej czegoś nie pisał. Czy nie zaplanowała jakiejś głupoty z Tomem.
Byli razem od niedawna, nawet nie miesiąc. Jeździła do niego albo on do niej. Wczoraj to on miał przyjechać, spotkali się i już nie wróciła do domu.
Moja wyobraźnia działała coraz bardziej. Cała roztrzęsiona nałożyłam na siebie obcisłe dresy, bezrękawnik i bluzę.
Ona nigdy tak nie robiła

Wybiegłam z domu.
Zawsze gdy do niego jechała miała plan… Plan u jakiej kumpeli niby śpi, co zrobi i co powie jak matka zadzwoni… Wszystko było zapięta na ostatni guzik.. A teraz?
Zdążyłam chwycić jeszcze telefon, szybko wykręciłam numer. ,,Abonament jest czasowo niedostępny,, … Usłyszałam. Alice miała dwa numery, więc zadzwoniłam na drugi… ,,Abonament… ,, Zatrzymałam się i zacisnęłam powieki. Wciągnęłam głęboko powietrze i zatrzymałam łzy. Ruszyłam szybko w stronę miasta.
Stałam przed drzwiami domu. Zapukałam, otworzył mi chłopak.
- Bill… – spojrzałam na niego i nie wytrzymałam. Łzy ponownie spłynęły po moich polikach.
- Co się stało?! – chłopak chwycił moja twarz. – Wejdź do środka. – Objął mnie ramieniem i wprowadził do domu. Usiadłam na kanapie i wszystko mu opowiedziałam.
- Moja przyjaciółka zaginęła… – zaczęłam kiedy podawał mi kubek ciepłego kakao. Siedziałam zwieszona i spoglądałam w podłogę. On gładził mnie po plecach i pocieszał.
- Pewnie gdzieś zabalowała. Jakieś erotyczne igraszki, no wiesz..
Alice? Nawet gdyby… To było dla mnie zupełnie nie realne. Ona nie robiła takich głupot. Za bardzo bałaby się powrotu do domu po takiej akcji..  
… wiesz gdyby ona zrobiła już kiedyś taki numer to byłoby prawdopodobne, że to się powtórzyło, a jak to jest jej pierwszy raz to wszyscy się denerwują… A co do wyłączonych numerów to może tak bardzo się boi powrotu, że wyłączyła telefony, aby mieć spokój..
Ja rozumiem, że każdemu zdarzają się jakieś głupie pomysły, ale mam przeczucie, że to przez tego całego Toma, on ją do czegoś namówił.
… Ten cały Tom ma 27 lat i zupełnie co innego w głowie. Nie martw się.. Przecież mówiłaś, że wydaje się w porządku. Zresztą Alice zna jego matkę..
Racja.. Myśl, że jej coś zrobił była coraz mniej prawdopodobna, ale co jak i jemu i jej coś się stało?
… mogli gdzieś pojechać samochodem, mógł się popsuć czy coś..
To czemu nie zadzwonili?!
… może nie mieli jak się skontaktować i teraz coś kombinują. – W tym momencie coś do mnie dotarło. Nic nie mówię, a chłopak siedzący obok odpowiada na moje myśli.
- Ty tak dobrze mnie rozumiesz czy po prostu coś ukrywasz? – spojrzałam nagle na niego i wypaliłam. W takim stanie bardzo łatwo się denerwowałam. Milczał i spoglądał na mnie.
- Jesteś zdenerwowana.. – przeczesał moje włosy. – Będzie dobrze.
- Idę.. Zadzwonię do kilku osób, może coś wiedzą. – Podniosłam się i ruszyłam do drzwi.
- Informuj mnie o wszystkim. – Usłyszałam jeszcze i ruszyłam do domu.
Usiadłam ponownie na laptopa i spojrzałam czy ktoś mi odpowiedział na pytanie. Zero, nikt, chyba było za wcześnie. Zadzwoniłam do kilku osób.. Nikt nic nie wie. W końcu Jesmin poinformowała mnie, że wczoraj rano dzwoniła do Alice, a ta powiedziała jej, że spaceruje z Tomem… Na tym ślad się urywa. Nikt nic więcej nie wie…
- Alice… Co ty odwalasz?
CDN.
________
Jest to oparte na faktach z małymi przeróbkami.
Padma (12:03)

28 marca 2012

Zew przeszłości, cz. II [Kuo]

27 marca 2012

   Noc, ma towarzyszka, wiernie spełniała swą rolę, kryjąc mnie przed wścibskimi spojrzeniami nieprzyjaznych istot. Las Śmierci ciągnął się przez wiele kilometrów, aż w końcu dotarłam do jego granicy.
   Podczas podróży nie myślałam. Wszelka świadomość otaczającego mnie świata, świadomość siebie i innych uleciały. Było tylko światło; nikłe, wciąż uciekające światełko, które kryło w sobie pewną tajemnicę. Tajemnicę związaną z moją przeszłością – tak czułam. W mojej głowie wciąż pobrzmiewały słowa, bym nie starała się poznać losów poprzedniego żywota. Jednak bliżej nieokreślona siła mąciła mój rozum, wpajała mi, iż muszę zostawić Stado Nocy za sobą, zerwać kontakty, poświecić siebie, by odkryć nieznane.
   Wyhamowałam gwałtownie. Mroczny las, który od niedawna pełnił mi rolę domu, urwał się nagle. Dosłownie. Przede mną nie było nic. Jedynie czerń – głęboka, nieprzenikniona. Bardziej intensywna, aniżeli bezgwiezdna noc. Zatapiała świat, rozlewała się wgłąb lasu, pochłaniała wszystko. Teraz łakomie łechtała moje łapy. Prosiła, przemawiała do mnie – zupełnie, jak żywa istota. A może to nie jest czerń? Może to tylko pozory?
   Zrobiłam niepewny krok naprzód. Lecz, postawiwszy łapę na ciemnej plamie, nie poczułam gruntu. Nie czułam też siły ciążenia, nie spadłam. Wtem mój wzrok padł na jasny punkt pośród mroku. Światło. Mały, niepozorny punkcik. Magiczna siła powróciła, nakazywała mi podążać za jasnością. Wpadłam w trans, z którego nie sposób się wydostać, a zarazem resztkami świadomości chwytałam się rzeczywistości za sobą. Nie wiem czy to ja, czy ktoś inny postanowił… Skoczyłam.
   Nie napotykając niematerialnej powierzchni, która jeszcze przed chwilą podtrzymywała moje kończyny, runęłam w dół. W mrok. Przeraźliwy świst wiatru wypełnił moje uszy, żywioł targał mną, bawił się, traktował jak zabawkę. Ze strachem w oczach patrzyłam, jak powierzchnia świata oddala się, krawędź niknie, niebo z błękitu przechodzi w czerń. Nie mogłam krzyknąć, wzywać pomocy.
   Powoli szum ustał, ja przestałam czuć, iż spadam. Unosiłam się. Tak po prostu. Zawieszona pośród niemej nicości, przebierałam łapami, bojąc się upadku. Uświadomiwszy sobie swoje położenie, przekręciłam się tak, by sięgnąć podłoża. Czułam się jak marionetka, laleczka, która poruszy się jak zechcesz, gdy umiejętnie pociągniesz za sznurek.
   Będąc już w pozycji „pozornie stojącej”, spróbowałam przemieścić się przed siebie. Zderzyłam się jednak z czymś pionowym i gładkim. No to w drugą stronę… Znowu to samo. Czarne „ściany”, czarne podłoże, czarny „sufit”. Mroczny sześcian, bez wyjścia. Czyżby śmierć nadeszła…?
   Wtem do moich uszu dotarło ciche szemranie. Jakby szum. Rozpoznałam chlupot wody. A po chwili znikąd pojawił się wysoki, jakby dziewczęcy głos.
   – Ktoś Ty? Kim jesteś i po co przybywasz?
   Nieco piskliwy ton sprawił, że wyobraziłam sobie właściciela głosu jako małą, barwną wróżkę. Po prostu – pierwsze skojarzenie.
   – A może to ja pierwsza powinnam zadać pytanie…? Gdzie jestem? – rzuciłam, nie czekając na pozwolenie.
   Odpowiedział mi jedynie ciche chlupotanie.
   – Gdzie jestem?!
   Odgłos wzmógł się, stał głośniejszy i jakby głębszy. Nie wiem czy wodę można określić jaką poirytowaną czy oburzoną, ale na taką właśnie brzmiała.
   – Nie Ty tu ustalasz reguły, Kuolemantähti. Nie Ty zadajesz pytania.
    Stuliłam uszy. Poczułam się jak karcone szczenię, które nie wie, za co jest besztane.
   – Ja chciałam tylko…
   – Milcz! – przerwał mi huk. Wyimaginowana wróżka zniknęła sprzed oczu wyobraźni. – Za wtargnięcie do Mroku i bezczeszczenie Ciszy powinnaś zostać skazana na śmierć.
   Tym razem wyraźnie dosłyszałam, jak woda zbliża się, cały czas przybierając na sile. Nagle gdzieś nade mną błysnęło nikłe światło. To samo, za którym podążałam. Ujrzałam, jak blade refleksy wody wyłaniają się z czerni, by, spadłszy niżej, znów przepaść pośród ciemności.
   Chciałam wszystko wytłumaczyć… Wtem poczułam potężne uderzenie z góry, które popchnęło mnie ku dołowi. Fala, wydusiwszy z moich płuc resztki powietrza, porwała mnie ze sobą. Nie mogąc złapać tchu ani odzyskać władzy na własnym ciałem, miotana przez żywioł wśród bezgranicznego, czarnego nurtu, byłam niemal pewna śmierci. Wszystko wewnątrz mnie krzyczało, pragnęło tlenu. Nie mogąc dłużej powstrzymywać swego ciała, wzięłam głęboki wdech. Ciecz natychmiast wypełniła płuca.    Otworzyłam oczy. Dookoła było jasno, ciepło. Niczym w niebie. Gęsta, ciężka mgła złocistej barwy wiła się bezszelestnie wokół moich łap. Było tak spokojnie… tak błogo. Nic, tylko wszechobecna światłość, promienie słońca. Panowała atmosfera bliżej nieokreślonego… szczęścia.
   Poczułam coś dziwnego. Trudne do opisania uczucie towarzyszyło całej mnie. Coś jakby zaburzenia pola elektromagnetycznego, które można odczuć, trzymając w dłoni magnes. Dopiero po chwili zorientowałam się, że momentami zmieniała się wysokość punktu widzenia. Spojrzałam w dół. W odstępie około minuty moje ciało zmieniało formę – z wilczej przeobrażało się w ludzką i na odwrót.
   Gdy wszystko ustabilizowało się, pozostałam ostatecznie pod postacią kobiecą, poczułam dłoń na swoim ramieniu. Głos w głębi duszy mówił, by nie odwracać się za siebie.
   – Co tu robisz, Zbłąkana? – rzekł miękki, kojący głos. Zdecydowanie męski, mimo swej łagodności.
   – Zbłąkana…? – wydusiłam i natychmiast urwałam. Ujrzałam przed sobą coś ciemnego, owalnego, na kształt dziury bądź tunelu. Widziałam w nim jedynie mrok… czułam wilgoć.
   – Wracaj. – nieznajomy, choć szepnął, brzmiał stanowczo.
   Pchnął mnie.
   Prosto w czarną otchłań.
   ______________________________
   Po napisaniu nie czytałam, nie sprawdzałam błędów. Nie chciało mi się, za co Was przepraszam.
Naphill Naomi (19:42)

23 marca 2012

Event: "Uchronić Stado przed Klątwą" III (10.03.2012)

23 marca 2012
[...]
[~Szera] W Lesie Śmierci. *Spojrzała na Lunę.*
[_Luna_] W głębokiej części jeziora, jaskinie mieszkalne, Las Śmierci…
[~Szera] Tam, gdzie drzewa śmierci są pośrednikami. *Zacytowała.*
[_Luna_] Czyli raczej w Lesie Śmierci.
[~Szera] *Wstała i podeszła do Luny.*
[~Akai_] *Podeszła do jednego z drzew oparła się o nie i nadal przysłuchiwała rozmowie.*
[~Seru_] *Przeniósł zmęczony wzrok na nieznajomą.*
[~Szera] *Usiadła obok Niej, zastanawiając się, czy dałaby radę wykryć płynącą tam wodę.*
[_Luna_] *Zerknęła na wilczycę.* Jakieś pomysły?
[~Szera] Najpierw powinniśmy się tam udać. Później mogę spróbować w jakiś sposób odkryć jaskinie, które mają połączenie z wodą.
[~Akai_] *Uniosła nieco głowę i spojrzała fioletowymi oczami na Niego , kiwnęła delikatnie głową.*
[~Seru_] *Uniósł kąciki ust, w nieznacznym uśmiechu i również kiwnął głową na powitanie.*
[~Szera] *Wstała i spojrzała na resztę.* Kto idzie z nami do Lasu Śmierci po ostatni klucz?
>*** ~Sheyn wszedł do pokoju.
[~Sheyn] Witam
[~Szera] Witaj.
[Tin] Ja pójdę. *Podniosła się z ziemi.*
[~Akai_] Czy jeśli ktoś nie jest stąd może iść? *Spytała niepewnie.*
[~Szera] *Uśmiechnęła się lekko i skinęła łbem. Spojrzała na resztę zebranych.* Może.
[_Luna_] Mhm. *Mruknęła patrząc na nieznajomą postać.* Mówią mi Lu.
[~Akai_] *Spojrzała na dziewczynę i odpowiedziała.* Ja jestem Akai Yuki ,ale mówią mi Akai.
[Tin] Tin. *Uniosła kąciki pyska w ciepłym uśmiechu.*
[~Szera] Szera. *Wilczyca skinęła lekko łbem.*
[~Sheyn] Jestem Sheyn. *Wilczyca z zaciekawieniem przyjrzała się grupie istot.*
[~Szera] Szera. *Skinęła lekko łbem.* Wybierasz się z nami do Lasu Śmierci po klucz?
[~Sheyn] Mogę pójść.
[~Szera] A reszta? Asharad? Neban? Syriusz? *Spojrzała na Akai.* Idziesz z nami?
[~Akai_] *Zaśmiała się cicho* Tak, tak, idę .
[~Seru_] Mogę iść.. *Poniósł się leniwie, wkładając ręce do kieszeni.*
[~Akai_] Jeśli mogę. To chciałabym pójść.
[~Szera] Czyli rozumiem, że idzie Luu, Tin, Akai, Syriusz, Sheyn, ja. Asharad zostaje. *Spojrzała na Nebana.* A Ty?
[~Neban] *Wstał spod drzewa i podszedł do Tin* Idę.
[Tin] *Uśmiechnęła się do Nebana.*
[~Akai_] *Spojrzała na resztę i przewiązała kręcone włosy chustą.*
[~Szera] Zatem mamy zespół. *Spojrzała na Lunę.* Prowadzisz?
[_Luna_] Mogę. Ale pozwólcie, że ułatwię sobie podróż… Po wczorajszych rytuałach nie jestem jeszcze do końca na siłach. *Wydała z siebie cichy dźwięk przypominający gwizd, albo ćwierkanie i czekała wpatrzona w ścianę lasu.*
[~Akai_] *Podeszła do grupy i stanęła obok chłopaka do którego kiwnęła głową.*
[Tin] *Wilczyca zmieniła postać na ludzką w zaskakująco szybkim tempie i stanęła obok Lusi, zachęcając Nebana ruchem dłoni by poszedł za nią.*
[~Szera] *Stała z drugiej strony Luny, obserwując Ją spokojnie.*
[~Akai_] *Przechyliła delikatnie głowę przyglądając się z zaciekawieniem Lunie.*
[_Luna_] *Po chwili z lasu wyłoniła się czarna jak noc klacz, o długich, smukłych nogach, wdzięcznie przykłusowała do dziewczyny o równie kruczych włosach, co grzywa klaczy.*
[~Neban] *Poszedł za Tin i stanął za nią patrząc na klacz.*
[~Seru_] *Splótł dłonie na karku, przyglądając się reszcie.*
[_Luna_] Mogę zabrać jedną osobę. *Powiedziała wskakując na grzbiet karej.*
[Tin] *Dała Nebanowi lekkiego kuksańca w bok z uśmiechem na ustach i spojrzała na klacz.*
[~Szera] Nie kopnie, jeżeli wpadnę na pomysł biec za Wami? *Mruknęła cicho, spoglądając na klacz.*
[_Luna_] Nie kopnie. Kto jedzie ze mną?
[Tin] Ja mogę? *Podniosła rękę w górę.*
[~Akai_] *Spojrzała na połyskującą sierść klaczy i z jej ust wyrwało się delikatne westchnięcie.*
[_Luna_] *Zaśmiała się cicho spoglądając na Tin.* Wskakuj.
[Tin] *Uśmiechnęła się szeroko i z wprawą wskoczyła na konia objęła Lu w pasie jedną ręką, a drugą przyłożyła do czoła, pokazując Nebanowi znak ‚luzer’ i śmiejąc się.* Na piechotkę, bracie!
[~Arashii] Witajcie.
[~Akai_] Witaj.
[~Neban] *Zaśmiał się i zmienił w wilka stając koło klaczy.*
[Tin] Yokoso, Ar.
[~Neban] Witaj
[~Szera] Witaj. Idziesz z nami po klucz? *Spojrzała na Nią.*
[_Luna_] *Ponownie zaśmiała się i zerknęła na Szerę.* Wszyscy gotowi?
[~Arashii] *Popatrzyła na Szerę i skinęła głową.*
[~Szera] *Wstała i przeciągnęła się, do momentu, aż kości przeskoczyły. Stanęła kawałek za klaczą.*
[~Akai_] Chyba tak.
[Tin] Yep. *Pokiwała głową, mocniej obejmując Lu.*
[~Szera] *Spojrzała na Lunę.* Zamknę grupę. *Mruknęła cicho.*
[_Luna_] No to ruszamy. *Energicznie dodała łydek, zmuszając klacz, aby lekko przysiadła na zadzie i ruszyła mocno wybijając się z ziemi, tak dla szpanu.*
[Tin] *Zaśmiała się cicho i przyległa nogami do boków klaczy wczuwając się w jej rytm.*
 [~Seru_] *Pokręcił głową z uśmiechem, patrząc na Lusię.*
[~Neban] *Ruszył z miejsca, dorównał kroku klaczy i biegł jej tempem.*
[~Szera] *Czekała, aż wszyscy ruszą, obserwując klacz.*
[~Akai_] *Spojrzała na swoje trampki i zaczęła biec za resztą grupy.*
[~Szera] Arashi, idziesz? *Zerknęła na Nią.*
[~Szera] *Gdy wszyscy ruszyli, pobiegła za Nimi.*
[~Akai_] *Chustka podczas biegu zaczęła rozwiązywać się , powoli zsunęła się z włosów dziewczyny.*
[_Luna_] *Krzykiem popędziła klacz, obejrzała się przez ramię na resztę i rzuciła Tin wesoły uśmiech.*
[~Seru_] *Dobra, dobra. Też biegnie. *Przy okazji złapał chustkę.*
[Tin] *Objęła Lu tak, by sięgać dłońmi do grzywy klaczy. Obejrzała się za siebie sprawdzając, czy wszyscy są i zaśmiała się sama do siebie.*
[~Neban] *Zerknął przez swoje ramię żeby zobaczyć na resztę.*
[_Luna_] *Pochyliła się mocno, wręcz przytulając do czarnej szyi.*
[~Szera] *Obserwowała grupę, biegnąc ostatnia.*
[~Akai_] *Spojrzała na chłopaka i pomiędzy urywanym oddechem zdążyła wydyszeć.* Dziękuję.
[~Seru_] Nie ma sprawy.. *Uśmiechnął się do niej.*
 [~Szera] *Zastrzygła lekko uszami. Zastanawiała się, czy Demonica nadal ich obserwuje.*
[~Arashii] *Dorównywała im kroku, nic nie mówiąc*
[~Akai_] *Jej zielone trampki pokrywały się błotem.* No pięknie. *Mruknęła.*
[_Luna_] Wymyjesz. *Rzuciła niedbale, zwalniając nieco, aby dać wytchnąć reszcie „drużyny”.*
[~Akai_] Oby. *Uśmiechnęła się i zwolniła tempo , oddychała dosyć szybko.*
[~Szera] *Uśmiechnęła się pod nosem, obserwując klacz.*
[~Neban] *Zwolnił nieco i biegł teraz nieco bardziej z tyłu.*
[Tin] *Odchyliła się do tyłu gdy Lu zwalniała i z cichym westchnieniem zmierzwiła jej włosy dłonią.*
[~Szera] *Przyspieszyła trochę, zmniejszając dystans do ostatnich.*
[_Luna_] Już niedaleko…
[~Szera] W takim tempie. *Znów zwolniła, zerkając na Lunę z lekkim rozbawieniem w ślepiach.*
[_Luna_] Wybaczcie. Udzielił mi się jakiś dobry humor. *Poklepała klacz po szyi, na co ta odpowiedziała wesołym rżeniem.*
[_Luna_] Heej, heeej. *Zatrzymała gwałtownie klacz widząc przed sobą jaskinie.*
[~Szera] *Dogoniła Ich i zatrzymała się na równi z klaczą.* No to jesteśmy.
[Tin] *Uśmiechnęła się pod nosem widząc cel.*
[_Luna_] Od razu mówię, że ja się nie będę moczyć. Po poprzednim zadaniu z jeziorem do tej pory nie wyleczyłam się całkowicie.
[~Szera] *Uśmiechnęła się pod nosem.* Ja mogę. Przydadzą się jednak dawne umiejętności.
[~Akai_] Jak długo już zbieracie te klucze ? *Spojrzała na Lunę.*
[~Neban] *Zatrzymał się kawałek za nimi i popatrzył na jaskinie przed nimi.*
[_Luna_] *Klacz zatańczyła niespokojnie drobiąc kilka kroków w tył.* Ehh, Chandrze nie podoba się to miejsce. A klucze zbieramy… Niedługo w sumie.
[~Akai_] Chandra – oryginalne imię. *Spojrzała na ciemne jaskinie.* Wchodzimy tam do środka?
[_Luna_] Nie ja je nadałam. To mój demon. *Wzruszyła ramionami, jednocześnie posyłając Akai lekki uśmiech.* Wchodzimy.
[~Szera] Trochę dużo ich do sprawdzenia. *Spojrzała na Lunę.*
[_Luna_] Fakt.
[~Szera] *Przesunęła łapą po ziemi, jakby skupiając się nad czymś. Jedno z oklapniętych uszu podniosło się lekko.*
[~Akai_] *Przyglądała się poczynaniom wilczycy, wsunęła ręce do kieszeni bluzy, robiło się co raz chłodniej.*
[_Luna_] Złaź Tinka. *Klacz wciąż nerwowo stąpała w miejscu, kładła uszy po sobie i prychała.*
[MiladyWoe] *Obudziła się po środku pustej polany. Nawet nie zauważyła, kiedy wszyscy odeszli, tak była zamyślona.*
[_Luna_] Coś jest w wodzie. I nie jest to przyjaźnie nastawione. Ale wciąż nie wiemy która jaskinia…
[Tin] Uh. *Mruknęła i zeszła z klaczy uginając kolana przy lądowaniu.*
[~Szera] *Drgnęła lekko.* Tamta. *Wskazała na jedną z większych.*
[Aconitum] *Cicho stąpając wkroczył na teren polany. Obrzucił ziemię szkarłatnym spojrzeniem, napełnił nozdrza zielonym powietrzem i usiadł pod drzewem.*
[_Luna_] *Dodała łydek, ale kara nie ruszyła się z miejsca.* Hej, nie stawiaj się. *Mruczała pod nosem, złożyła palce w znak, a ogłupione nim zwierzę ruszyło przed siebie już nie stawiając oporu*.
[Tin] *Ruszyła za karą klaczą rozglądając się dookoła niepewnie.*
[_Luna_] Chodźcie do jaskini wszyscy… A potem uzgodnimy kto zajmie się znalezieniem klucza.
[MiladyWoe] *Przypomniała sobie, że mówili coś o jeziorze.* No, to lecimy.
[~Neban] *Skinął głową i podszedł do Tin, kierując się w stronę jaskini.*
[~Szera] *Ruszyła spokojnie za grupą.*
[MiladyWoe] *Zmieniła się w konia, rozpostarła skrzydła i szybko poleciała nad jezioro.*
[Tin] *Zwolniła, by zrównać się z bratem.*
[MiladyWoe] *Odkrywa, że nad jeziorem innych istot brak.*
[_Luna_] *Wykłusowała przed wszystkich, chcąc się upewnić, czy nic groźnego się tam nie czai, zniknęła w ciemności jaskini.*
[MiladyWoe] *Zatrzymuje jakieś przechodzące stworzenie i słodkim głosem pyta o jaskinie zalane wodą, skrzydła zdecydowanie nie pasują do sytuacji.*
[~Szera] *Zmrużyła lekko ślepia, chcąc nie stracić Luu z oczu.*
[MiladyWoe] *Poleciała bez podziękowania we wskazanym kierunku.*
[_Luna_] *Złożyła palce w inny znak, na jej dłoni pojawił się płomyk oświetlający ściany jaskini.*
[~Szera] *Ruszyła za Luną.* Luu? *Spojrzała na Nią, idąc w Jej ślady.*
[MiladyWoe] *Dostrzega grupę z góry i ląduje wśród nich w błysku ognia, i dymu.*
[_Luna_] Tu jest ok. Ale w wodzie coś na pewno się czai.
[~Szera] *Przytaknęła lekko.* Jeżeli do niej nie dotrzemy, to się nie dowiemy.
[_Luna_] *Spojrzała na ostro kończącą się linie stałego, kamiennego lądu, dalej rozciągało się czarne lustro wody.* Kto ma ochotę na zimną kąpiel ?
[~Szera] *Ruszyła spokojnie w stronę wody.*
[MiladyWoe] *Podchodzi do niej* Witaj
[MiladyWoe] Przepraszam, że Cię zostawiłam *Skrucha.* Luna?
[_Luna_] *Dziewczyna cisnęła ognistą kulką światła w wodę, ta zniknęła pod powierzchnią na moment oświetlając ją i ukazując uciekające w popłochu stworzenia* Nie szkodzi Jane. Jesteśmy już wszyscy. Zajmijmy się szukaniem klucza.
[MiladyWoe] *Delikatne płomienie jęły muskać zewsząd skórę Milady, tu i ówdzie ukazując błyszczące jakby łuski.*
[~Szera] *W krótkiej chwili dostrzegła drobne, niebieskie, łuskowate ciałka. Tafla zafalowała, gdy rozbłysły oczy i ostre, małe ząbki.* Są tam… *Mruknęła.*
[MiladyWoe] *Zmarszczyła brwi, dało się wyczytać emanujący od niej niepokój.*
[_Luna_] Są. I coś przez moment błysnęło w skale. To może klucz, którego szukamy.
[MiladyWoe] Ja, może… tego… zostanę na czatach *Spojrzała nieufnie w stronę jeziora.*
[~Szera] Ja mogę iść. *Spojrzała na Lunę.*
[~Seru_] *Kucnął przy brzegu, spoglądając w wodę.*
[MiladyWoe] *Przestępuje z nogi na nogę nerwowo.* Ja, nie… ja… woda zawsze zwiastowała śmierć mojej rodzinie…
[_Luna_] Jasu, bo Ci zjedzą oczka. Uważaj. *Ponownie w jej dłoni wystrzeliła świecąca, ognista kulka.*
[~Seru_] Mhm, postaram się. *Uśmiechnął się do niej nieznacznie.*
[MiladyWoe] Synu… *Wymamrotała patrząc nieufnie w wodę.*
[_Luna_] Cóż. To też wejdę… *Westchnęła, zeskakując z grzbietu klaczy, która znów niespokojnie prychnęła.*
[~Szera] *Spojrzała na Lunę.* Luu zostań. Nadal jesteś chora po ostatnim. *Mruknęła.*
[~Seru_] *Przeniósł wzrok na Jane, wzdychając cicho.*
[MiladyWoe] *Otrząsnęła się.* Nie, nic…
[~Seru_] *Potrząsnął głową, uśmiechając się znowu i kiwnął głową.*
[_Luna_] Ktoś musi osłaniać Cię przed Tymi dziwnymi stworzonkami.
[MiladyWoe] Widzisz *Westchnęła ciężko.* woda zabrała mi wszystko co miałam…
[~Szera] A Syriusz? *Spojrzała na Niego spokojnie.* Idziesz?
[~Seru_] Cóż.. Mogę iść. Nie wiem czy się przydam, ale mogę.
[_Luna_] To ja spróbuję pomóc z brzegu. Jane, spróbuj jakoś przytrzymać i uspokoić Chandrę…
[MiladyWoe] *Podeszła do niej w formie konia, bez skrzydeł, i położyła łeb na karku.*
[~Seru_] Mam nadzieję, że nie będzie tak zimno. *Ściągnął bluzę, koszulkę i buty. Spojrzał na wodę i wzdrygnął się lekko.* Tylko mi ubrań nie chować.
[MiladyWoe] *Zaczęła szeptać coś do Chandry w dziwnej, tajemniczej mowie.*
[_Luna_] *Zachichotała głupkowato, gdyż Jas powiedział właśnie to, o czym myślała.* Dobra, dobra.
[~Seru_] Właściwiee.. z czym mamy do czynienia?
[_Luna_] Nie mam pojęcia. *stanęła obok niego i spojrzała w wodę*
[~Szera] *Przybrała ludzką postać i ściągnęła bluzę.* Chyba jakieś chochliki. *Mruknęła.*
[~Seru_] Pilnować, żeby nie zbliżyły się do Szery, czy od razu atakować? *Ha, ha. On i walka. Cóóóż.. Postara się chociaż.*
[MiladyWoe] *Choć na początku jej słowa, gesty itp. były uspokajające, to obecność jeziora, nie tego co się w nim znajdowało, ale samej wody ją stresowało.*
[~Szera] Może nie zaatakują. *Zastanawiała się kogo próbuje przekonać. Ich czy siebie.*
[_Luna_] Raczej spróbuj eskortować Szer do skały, a ja może coś wymyślę jeśli chodzi o to coś.
[MiladyWoe] *Jej mowa stawała się coraz bardziej nerwowa.*
[~Seru_] *Kiwnął głową.*
[MiladyWoe] *Zauważyła to, jednak nie dawała rady wyrównać tonu.*
 [~Szera] Idziemy? *Spojrzała na Niego, upinając włosy i podciągając nogawki spodni.*
[MiladyWoe] *Przestała mówić w ogóle, tylko tuliła.*
[~Seru_] Idziemy, idziemy.
[_Luna_] Czekajcie.
[~Szera] *Skinęła lekko głową i zebrała się do skoku.* Luu? *Zerknęła na Nią.*
[_Luna_] *Przeciągnęła się i cisnęła kulkę światła w wodę, a po chwili wykonała energiczny gest. Woda ‚zadrżała’ a kłębiące się pod powierzchnią chochliki zatrzymały się w miejscu.* Macie kilka chwil. Wskakujcie, szybko.
[~Szera] *Skinęła lekko głową i skoczyła.*
[~Seru_] *Skoczył za nią.*
[_Luna_] *niektóre z wodnych stworzeń drgało, zaraz mogły się wybudzić, zerknęła przez ramię na swoją klacz.*
[~Szera] *Manewrowała między małymi ciałami stworzonek. Dopłynęła do klucza. Wystawała jedynie jego mała część. Był jakby wtopiony w ścianę.*
[~Seth_] Luno, pomóc Ci? Nie uczynię nic z wodą, bo zabiję Szerę, ale…
[~Seth_] Jak mogę służyć?
[~Seru_] *Niepewnie przyglądał się chochlikom, płynął za Szerą. Zatrzymał się mniej więcej w połowie.* I jak tam?
[_Luna_] *Złożyła palce w odpowiedni znak, próbując go ponowić i wzmocnić* Trzymaj Chandrę, żeby mi nie uciekła. *Kiwnęła głową w stronę karej klaczy.*
[MiladyWoe] *Przytuliła mocniej.* Dobrze.
[_Luna_] Nie wiem Seth, nie wiem co możesz zrobić.
[~Seth_] Czy klucz da się wyjąć? *Spojrzał w pobudzoną wodę.* Nie dowidzę tam.
[~Szera] *Wskazała powierzchnię wody i popłynęła ku niej. Po chwili się wynurzyła.* Klucz jest wtopiony w skałę. Macie jakiś sztylet?
[~Seth_] Szero, strzały.
[Seru_] *Wyciągnął z kieszeni swój scyzoryk, patrząc to na niego, to na kluczyk i stwierdzając, że nie wie czy by się przydał.*
[~Szera] Nie wiem czy dadzą radę. *Jedną dłonią zaczesała przyklejające się do twarzy kosmyki włosów.* Nie ma wyjścia. Mogę jedną?
[~Szera] Dajcie cokolwiek.
[~Seth_] *Podrzucił Szerze zwitkę strzał po gładkiej tafli.*
[~Seth_] Luno…
[_Luna_] Weź strzały i kryształ, spróbuj czymkolwiek. *Rzuciła jej i ‚podarek’ Jane.*
[~Seth_] Zapomniałem znaki…
[MiladyWoe] *Zaczęła szeptać do siebie, zaczęła tracić rozum.* Mordaunt, mój synu… Woda zabija… Woda to zło… Mordaunt… Synu…
[_Luna_] Czego zapomniałeś? *Przysiadła na swoich nogach, zerknęła przelotnie na Seta.*
[~Seth_] Luno, nie wiem co robić, wybacz…
[~Szera] *Złapała obie rzeczy i szybko się zanurzyła. Spojrzała na Syriusza. Musieli to wydobyć. Wyciągnęła w Jego stronę strzały i kryształ.* Co wolisz? *Poruszyła ustami, zastanawiając się, czy Jego scyzoryk nie będzie lepszy.*
[~Seth_] *Chwycił się za głowę* Wybacz…
[MiladyWoe] A ja? *Zapytała się, jakby się nagle ocknęła.*
[_Luna_] Przestańcie mnie ciągle przepraszać. *Mruknęła rozeźlona.*
[~Seru_] *Wzruszył ramionami, podając jej scyzoryk i wskazując głową, żeby zaczęła próbować go wydobywać.*
[MiladyWoe] *Rozejrzała się po jaskini, jakby była tu obca. Spojrzała na Chandrę.*
[~Seth_] *Rozgryzł skórę na nadgarstku.* Pij Luno, krew, pij…
[MiladyWoe] Kim ty…? Kim ja…? *Złapała się za głowę, jakby walcząc ze sobą.*
[~Szera] *Chwyciła go, podając Mu resztę. Podpłynęła do skały i oparła się o nią jedną dłonią. Drugą, w której trzymała scyzoryk zaczęła uderzać w szczelinę obok klucza.*
[_Luna_] Weź to. Albo obiecuję Ci, że wpakuję Ci jedną z podobnych do Twoich strzał w tyłek.
[MiladyWoe] *Opuściła Chandrę i zaczęła pełzać w stronę wyjścia.*
[_Luna_] I łap mojego konika. *Spojrzała na Jane, która zmierzała ku wyjściu z jaskini i na Chandrę, również szykującą się do odwrotu.*
[~Seth_] *Przyłożył dłoń do ust Luny.* Więc mnie zabij, tylko nie daj zginąć im pod wodą…
[MiladyWoe] *Już, już prawie pierwsze promienie światła padały na jej pysk.*
[_Luna_] *Drugą dłonią odsunęła jego rękę.* Łap mojego konika. *Pisnęła rozzłoszczona.* Dam radę, utrzymam znak, ale łap Chandrę!
[~Seru_] *Uważnie wpatrywał się w stworzenia, wysuwając przy okazji kły. Spojrzał za siebie.* Weźcie ją!
[~Szera] *Scyzoryk pękł. Spojrzała na Niego przepraszająco i chwyciła kolejny przedmiot, wbijając go w powoli odłamującą się skałę.*
[~Seru_] *Skrzywił się lekko, słysząc dźwięk pękającego metalu.* Mój scyzoryyk.. A był taki fajny.
[~Seth_] *Wskoczył do wody i zwinnie jak wąż podpłynął do Szery i wydał cichy pomruk.*
[MiladyWoe] *Wyszła na zewnątrz, po czym spowiła ją chmura dymu, ognia, iskier, można było poczuć zapach siarki, przeraźliwy głos niosący się zarówno po jaskini jak i wszystkim co poza nią oznajmił tylko jedno słowo.* MORDAUNT *Po czym wzleciała w niebo, szybko znikając z pola widzenia.*
[~Seth_] *’Nie zniszcz klucza’ – pomyślał szukając czegoś do łupania kamienia.*
[~Szera] *Nie odwróciła się, dalej próbując wydobyć klucz. Coś błysnęło, gdy po raz kolejny wbiła przedmiot.*
[_Luna_] *Westchnęła, klęczała na zimnej skalnej podłodze, powiodła spojrzeniem za Sethem, a następnie za swoim demonem wychodzącym z jaskini.* A miała być mi wierna, psia mać. *Zaćwierkała słabo, a kara klacz odwróciła niepewnie łeb w jej stronę.*
[MiladyWoe] *Leciała długo pionowo w górę.*
[~Seth_] *Wypłynął na powierzchnię.* Mogę ich odgrodzić! *Zakrzyknął do padającej Luny.*
[~Szera] *Złapała za łańcuszek, do którego przymocowany był błyszczący lekko kamień. Kilka razy uderzyła w skały, które kruszyły się mozolnie.*
[_Luna_] *Jej ręka drżała, drugą opierała się o ziemię.* Rób co uważasz. *Odpowiedziała ochryple, wlepiając w niego spojrzenie.*
[MiladyWoe] *Powietrze stało się zbyt rzadkie, by stawiać odpowiedni opór, lecz ona uderzyła o jeden raz za dużo. Poczuła jak nadrywają się jej ścięgna. Zaczęła opadać. Nie mogła machać skrzydłami. Nic nie widziała zaślepiona przez łzy.*
[~Seth_] *Okrążył kilkakrotnie Szerę, zostawiając za sobą cienką warstwę grubiejącego kryształu, zostawiając dojście powietrza.*
[~Akai_] *Patrzyła na wszystkich, nie do końca wiedząc co się dzieje.*
[~Szera] *Oparła się stopami o skały. Oplotła łańcuszek wokół dłoni, drugą opierając o ścianę. ‚Wytrzymaj.’ – Warknęła w myślach i zaczęła ciągnąć.*
[~Seth_] *Lód zaczął pękać* Ta woda, ona nie reaguje, nie…
[MiladyWoe] *W formie płonącej kuli ognia, z głuchym gruchotem uderzyła o ziemię.* […]yca w pozycji embrionalnej* Byłam tam… nie ocaliłam go .*Mamrotała pod nosem.*
[~Akai_] *Wbiegła do krateru i zeszła do wilczycy ,próbowała dotknąć  jej ciała.*
[MiladyWoe] *Widocznie energia ognia pod nią wystarczyła, by zamortyzować upadek.*
[~Akai_] Na pewno nic ci się nie stało?
[MiladyWoe] *Było strasznie gorące. Ona sama skuliła się jeszcze bardziej.*
[_Luna_] *Wodne stworzenia ledwo widocznie zaczęły poruszać kończynami, znak słabł.*
[~Szera] *Skała powoli zaczynała pękać. Uderzyła w nią ostrzem. W wodzie rozległ się cichy zgrzyt, raniący uszy.* Jeszcze chwilę… *Krzyknęła, jednak nie wiedziała czy słyszą.* Znów zaczęła ciągnąć.*
[~Akai_] *Cofnęła dłoń czując ciepło bijące od jej ciała.*
[MiladyWoe] Mogłam go uratować *Szeptała wciąż.*
[~Seth_] *Odsunął Szerę, aby ta zawzięła wdechu, zaczął uderzać szponami w kamień, krusząc go. Po chwili woda zabarwiła się krwią spod złamanych pazurów.*
[~Akai_] *Wychyliła się z krateru, ale ponownie uklęknęła.* Milady.
[MiladyWoe] *Jakby obudziła się, przez łzy spojrzała na postać nad sobą.*Kim jesteś?
[~Szera] *Szarpnęła. Szczeliny rozszerzyły się, wypuszczając oślepiający, jasny blask. Syknęła cicho, wyrywając mocnym szarpnięciem klucz. Jaskinia zalała się oślepiającym blaskiem, a powietrze przeszyły piski i zgrzyty.*
[JustFollowMe] <Kompletnie nieogarniająca otoczenia niebiesko-fioletowo-różowa samica rasy bliżej niezidentyfikowanej szła drobnymi, acz często stawianymi kroczkami w stronę grupy zwierząt. >
[~Seth_] *Przymknął oczy, pochwycił Szerę i wyciągnął ją z wody.*
[~Szera] *Zdążyła złapać Syriusza za rękę i pociągnąć za sobą.*
[~Seth_] Żyjesz? *Sapał*
[_Luna_] *Opadła bezwładnie na zimną, kamienną posadzkę, liczyła na to, że zdążą wyjść z wody, zanim wszystkie wodne stwory obudzą się z ogłupienia.*
[~Seru_] *Potrząsnął głową, płynąc za Szerą.*
[JustFollowMe] <Jeżeli pytanie skierowane było do niej, nie zakapowała po prostu i szła dalej, nucąc. Usiadła w końcu i owinęła łapy ogonem, gapiąc się na nich i nucąc dalej.>
[~Akai_] *Wyszeptała delikatnie słowa zaklęcia i chuchnęła na ciało wilczycy aby je ochłodzić.* Akai. Jestem Akai .
[MiladyWoe] *Skuliła się czując chłód.* Dziękuję.
[~Szera] *Pociągnęła Syriusza za sobą, starając się go wyciągnąć z wody.* Dzięki Luu. Dzięki Seth. *Spojrzała na Niego. Na nadgarstku miała związany łańcuszek, który zdążył przeciąć skórę. Westchnęła cicho i spojrzała na szczeliny.* Chodźmy stąd.

Rada HOTN (23:52)

21 marca 2012

Now [Acodine]

20 marca 2012
Było pusto.
Siedziała na rozległej polanie, jej biała suknia okrywała poszycie. Było tak pusto.
Unosiła dłoń na której widniała garstka białych pigułek. Wpatrywała się w nie, nie, zdające się wtapiać w biel jej skóry, w nie. Nie.
Chciała to powiedzieć? Cokolwiek chciała, jej usta pragnące narkotykowego kochanka milczały.
W końcu opuściła powieki podsuwając do ust dłoń. Milcząc wytańczyła wojnę,  w której nie mogła tej miłości, tak bardzo jej pragnąc.
Pozostawiły po sobie gorzki posmak przegranej. Rozeszły się cierpkim płomieniem po drobnym ciele. Gdy struga jaśniejącego powietrza wydarła się z jej ust, a krzyk rozdarł ciemność, gdzieś za nią spłoszone tabuny ptaków poderwały się do lotu.
Otworzyła oczy.
Zadarła brodę by ujrzeć jak ciemni skrzydlaci przecinają głęboki granat nieba. Każdym uderzeniem skrzydeł wzniecali kolejne burze wiatru. Wpatrując się w spłoszone anioły powstała.
Suknia musnęła poszycie. Woń nocy była tak mocna. tak słodka.Gdy okrzyki ptaków ustały, oni  zniknęli w dali. Było tak spokojnie. Chciała tylko ich dogonić. Rozłożyć własne ramiona i złapać ten ciepły wiatr. Księżyc pokręcił bladą głową. Nie masz skrzydeł. Nie masz ich ani odrobinę. Mam! Przecież mam. Zamknęła oczy i odchyliła głowę w tył. Wiatr sunął subtelnymi palcami po jej bladym ciele. Jej suknia furgotała. Masz rację. Nie mam skrzydeł. Mnie też nie ma. Nie tu.
***
Kafelki były zimne. Lustro brudne, a kran naznaczony pędzlem rdzy. W tafli odbijało się jej puste spojrzenie. Na jej obliczu malował się uśmiech, zbłąkany gość który na swoje przedstawienie przybył zbyt późno. Oparta o ścianę. Jej dłonie wypełnił szkarłat. Ten sam ciężki płyn wypełniał wyrwy pomiędzy kafelkami. Ten sam kapał z jej bladych nadgarstków, spod jej bladej krtani.Odliczanie dobiegało końca. Kap, kap, kap. Jak zawsze wcześniej.
***
Dziękuję. Zaczerpnęła głęboki oddech i uniosła głowę. Wygięła kręgosłup w łuk, jej delikatne rysy rozświetliły się poczuciem spełnienia. Uniosła się w górę, jakby powabny anioł ujął ją w talii i zamachał skrzydłami. Srebrzące się łzy zrosiły jego pierze. Z każdym uderzeniem ogromnych ramion anioła czuła smród palonych ciał. Smród dochodzący z dołu. Ogień, który zniknął daleko w dole. Dym płonącego lasu ciał spowijał świat, do którego już nie należała.
___
Krytyka mile widziana
Acodine (23:27)

20 marca 2012

"Opowiadanie na listę" [Anaid]

20 marca 2012
Otworzyła leniwie ślepia, przeciągając się i rozdzierając paszczę w potężnym ziewnięciu. Dźwignęła się na równe łapy, wynurzając nos z jaskini. Było zdecydowanie za cicho. To było wręcz niespotykane o tej porze w Stadzie Nocy. Zwykle już od rana dochodziły do uszu ledwie przebudzonych zwierząt odgłosy śmiechów, rozrywania upolowanych ofiar na strzępki, zabaw i rozmów. Dźwięki wykazujące, że HOTN wykazuje jakieś czynności życiowe.
Tym razem nie było nic. Jakby wszystko zanikło, ucichło, stało się podejrzane, a może powinnam powiedzieć, że tajemnicze….
_________________________________

Wybaczcie. Nie umiem tak pisać. To jest zbyt denne i nie ma w tym żadnych emocji. Po prostu nie potrafię. Przepraszam. Możecie mnie wyrzucić ze stada, etc, bo nie napisałam, bo nie mam weny, bo oczywiście ”mam to gdzieś”. Nie chcę być po prostu kimś, kto pisze, byleby było, bo to z całą pewnością nie mówi o oddaniu stadu.  
Ale wiem przynajmniej, że mi zależy i takie jest moje zdanie, dziękuję, że mogłam się wypowiedzieć.
Napiszę cokolwiek innego, jeśli jest taka możliwość. A jeśli nie.. Cóż, przepraszam za moją indywidualność raz jeszcze. 

PS. Nie chcę, by w jakikolwiek sposób zostało to źle odebrane. 

`An
Anaid (23:07)

18 marca 2012

Opowiadanie związane ze stadem [ Tin]

18 marca 2012
Opowiadanie związane ze stadem

Obudziły mnie ciepłe promienie słońca przebijające się przez zimne szkło jakby z wielkim wysiłkiem. Wiosnę poczuł już chyba każdy, było coraz cieplej i nawet niektóre rośliny zaczynały zakwitać. Otworzyłam oczy i pomarańczowy, ciepły obraz został zastąpiony widokiem pustego miejsca w łóżku. Nie miałam wątpliwości co do tego gdzie poszedł. Przeciągnęłam się tylko leniwie i powlokłam swoje ciało do kuchni nucąc pod nosem. Piosenka cały czas siedziała mi w głowie. Ale lubię Twoje włosy…
Moje długie, wilcze nogi zwinnie omijały każdą przeszkodę w postaci zwalonego drzewa lub krzewów dążąc do celu, za który ustawiłam sobie polanę. Jak zwykle zresztą. Ostatnio coraz częściej przebywałam pod postacią psowatego, ale przyzwyczajenie się do niej nie było takie łatwe. Na początku potykałam się co kilka kroków (co swego czasu bardzo bawiło Nitro), ale później było już dobrze.
Moim oczom ukazała się całkiem spora luka wśród drzew. Wydeptane na niej miejsca nie pokrywał już biały jak mleko śnieg, ale nieco pożółkła trawa i piach. Kilka osób siedziało obok miejsca, w którym co piątek zapalane jest ognisko. Lekko skinęłam im łbem na powitanie i ruszyłam dalej rozglądając się w poszukiwaniu towarzysza rozmowy. Nie było tam jednak nikogo takiego. Zajętym nie chciałam przeszkadzać.
Ostatnio na polanie było już żywiej, takie odnosiłam wrażenie. Eventy naprawdę działały, były ciekawe i zajmujące. Żałowałam, że nie mogło mnie być na jednym z nich, ale cóż. Bywa. Cieszyło mnie to, że polana nie świeci już pustkami.
Ułożyłam się przy brzegu mojego ulubionego jeziora oddalonego od polany o kilkaset metrów. Można tam było rozmawiać tak, by nikt nie słyszał i spędzać czas bez tłocznego towarzystwa. Położyłam łeb na łapach i przymknęłam oczy wsłuchując się w cichy szum wody. Cichy, a jednak coraz bardziej słyszalny. Lekko zastrzygłam uszami, gdy szmer wydawał się już zbyt głośny jak na zwykłe tarmoszenie wody przez wiatr i powoli podniosłam powieki. Moim oczom ukazała się niebieska twarz zakryta włosami o tym samym kolorze. Syrena? Pomyślałam przyglądając się stworzeniu.
Zaśmiałam się cicho słuchając słów Lusi, Fenki i brata. Neban może i nie był w żaden sposób związany ze mną krwią, ale i tak był dla mnie najprawdziwszym i najlepszym na świecie bratem. Wszyscy troje mówili coś do siebie i do mnie.
-Hej, a wtedy nad jeziorem nie przeszkodziliśmy Ci? – zapytało jedno z nich dość niepewnie. Nie byłam raczej osobą potrzebującą samotności, więc po prostu podeszli do mnie widząc samą. A ja nie miałam im za złe, że dziwna, niebieska postać się speszyła i uciekła. W końcu nie wiedzieli.
-Nie, jest okej. – odparłam z namalowanym uśmiechem na pysku.

—————————————————————————
Taaak, jako że nie zaliczono mi tego poprzedniego (kiepskiego co prawda) to napisałam kolejne!

Tin (15:21)

Ulotne chwile [Luna]

18 marca 2012
Ulotne chwile (opowiadanie na listę)

Grzywa Chandry powiewała na wietrze, drobne kamyczki uciekały spod jej kopyt, stukot niósł się głośno po okolicy. Klacz zatańczyła spłoszona przez nisko przelatującego ptaka, ściągnęłam wodze, a czarna stanęła dęba.
- Spokojnie… Jesteś dziś jakaś nerwowa. – musnęłam jej boki łydkami, a ta na nowo ruszyła dzikim galopem przed siebie. Od jakiegoś czasu zaczęłam ją siodłać, bo jeżdżenie na oklep stało się problematyczne. W moje krucze włosy wetknęłam jasne, połyskujące na słońcu, pióro, jednak kiedy mój Demon wbiegł pomiędzy drzewa, jakaś gałązka porwała mi je. Szkoda, podobało mi się. W końcu zatrzymałyśmy się, a ja gwałtownie zeskoczyłam z grzbietu Chandry. Niespokojna klacz przestąpiła z nogi na nogę, zadrobiła kilka kroków w tył, jednak szybko chwyciłam wodze. Poluźniłam jej popręg i puściłam, aby mogła poskubać trawy. Poprawiłam założony przez ramię łuk i przewieszony przez plecy kołczan, w którym tkwiło kilka lodowych strzał. Tym razem już na piechotę ruszyłam wgłąb lasu. Idąc przyłożyłam lewą dłoń do skroni, a drugą przygotowałam to utworzenia odpowiedniego znaku. Wymruczałam niewyraźnie kilka słów i nagle świat dookoła mnie nabrał szarych barw. Jedynie niektóre z korzeni drzew jarzyły się delikatnie, każde na inny kolor. W końcu natrafiłam na silne źródło. Podstawa starego dębu skrzyła się na błękitno, przyklęknęłam na ziemi i przyłożyłam prawą rękę do kory. Poczułam krążącą w drzewie energię, ale także jak cała złość, która do tej pory we mnie siedziała, ustępowała miejsca uczuciu spokoju, którym emanował ten las. Słysząc krótki szelest za plecami gwałtownie rozerwałam połączenie i obejrzałam się za siebie. Gdzieś między konary umknęła nieduża sarna.
- Czemu nie… Może ktoś będzie głodny. – mruknęłam i ruszyłam śladami łani, najciszej jak umiałam.Gdy w końcu znów na nią trafiłam, ta pasła się spokojnie na malutkiej polanie oświetlonej przez jasne promienie wiosennego słońca. Zdjęłam łuk z ramienia i wysunęłam strzałę z kołczanu. Założyłam ją na cięciwę i naciągnęłam ją, trzymając blisko przy policzku, ręce nie drżały mi tak jak zawsze. Trwałam w idealnym bezruchu, czekając na odpowiedni moment. Jeśli strzelę w brzuch, będzie mogła mi daleko uciec. Celując w głowę mogę spudłować. Najlepiej byłoby w klatkę piersiową… Jak na zawołanie sarna stanęła do mnie przodem pod lekkim kątem. Idealnie. Puściłam. Strzała świsnęła w powietrzu i pomknęła wprost ku zwierzynie. Lodowy grot zatopił się w skórze łani, zanim ta zdążyła podnieść do końca łeb. Wierzgnęła krótko i padła na ziemię, wydając z siebie agonalny okrzyk. Szybko wyskoczyłam zza zarośli i dopadłam do niej, zwinnym ruchem podcinając jej tętnicę na szyi, aby skrócić jej ból. Wyjęłam strzałę z jej ciała i wytarłam o swoje spodnie z krwi. Schowałam ją do kołczanu. Nie lubiłam ich tracić. To była na prawdę drobna, acz dorosła, sarenka. Założyłam ją sobie na plecy, jej chude nóżki zwisały z moich ramion, a głowa bezwładnie kołysała się na boki koło moich łopatek. Zagwizdałam cicho, co bardziej przypominało ćwierkanie, a po chwili zza drzew wyłoniła się Chandra.
- Jednak przychodzisz, kiedy Cię wzywam. – uśmiechnęłam się i wolną dłonią poklepałam ją po szyi. Klacz prychnęła cicho widząc niesione przeze mnie zwierze i czując zapach krwi, jednak zrzuciłam łanię na łęk siodła i sama zgrabnie wskoczyłam na grzbiet czarnej. Razem, ruszyłyśmy nigdzie się nie spiesząc, w stronę polany. 
____
Nudne, baaaaaaaaaardzo nuuuuuuuuuuudne opowiadanie, pisane trochę na siłę, żeby zaliczyć sprawdzian obecności.

Dzień jak co dzień [Membu]

18 marca 2012
Stado… Tak. Stoję oparty o mury domu i patrzę w głąb lasu. Zaczyna się kolejny dzień. Niedługo wyruszam na dłuższą wędrówkę, dlatego poświęcam więcej czasu na treningi. Spoglądam przez okno do wnętrza sypialni. Tin nadal śpi, znowu zrzuciła z siebie kołdrę. Uśmiecham się pod nosem. Dziś już jej pewnie nie zobaczę. Poprawiam koszulkę przylegającą do mojego torsu i ruszam wgłąb lasu. Wciągam głęboko powietrze, będzie dziś ciepło. W sumie.. Przecież i tak mi to nie robi. Zmiany temperatury nie należą do normalnych w moim życiu. Zakładam ręce za głowę i udaję się w stronę mojego toru przeszkód. Po drodze zatrzymuje się przy jeziorze, przykucam i zamaczam dłoń w wodzie. Na ustach pojawia się uśmiech, uśmiech który mówi sam za siebie.. Wejdź tam…  Głośny chlupot roznosi się po lesie, do lotu zrywa się chmara ptaków. Wynurzam głowę spod wody i zerkam na ciuchy pozostawione na brzegu. Czasami żałuję, że nie mogę poczuć kojącej temperatury wody, ale samo uczucie przebywania w niej, wynagradza mi to. To właśnie w takich miejscach przychodzi najwięcej pomysłów. Jak to się mówi? Są inspiracją? Nie wiem, chyba jakoś tak to leciało. Przed każdym treningiem urządzam sobie taką piętnasto minutową kąpiel. Czasem mam wrażenie, że jestem obserwowany, ale szczerze.. Lata mi to. Kolejnym krokiem jest wyjście z wody. Tak.. To zajmuje mi nieco dłużej niż wskoczenie do niej. Jest jednak jedynym momentem, w którym natura daje mi o sobie znać. Powiew wiatru. Nie wiem czemu, ale czuję go na swojej skórze, przechodzą mnie ciarki. Całkiem przyjemne uczucie. Przemoczony wychodzę z jeziora i ubieram koszulkę, spodnie chwytam w rękę i ruszam do lasu. Nie wiem czemu, ale odzież na mokrych nogach jakoś mi nie pasuje. Każdy ma swoje udziwnienia co nie?
Kiedy docieram do wyznaczonego celu, jestem już suchy. Nawet bielizna i koszulka zawsze zdąży wyschnąć. Tu następuje zmiana. Dolną część ciuchów ubieram, a górną zdejmuję. Nigdy się nie rozgrzewam, od razu zaczynam od konkretów. Cały trening dziele na kilka etapów.
1. Bieg z przeszkodami – jest dosyć normalny, biegnę i omijam wszystko co pod nogami.
2. Po drzewie – nazwa mówi sama za siebie, poruszam się wyłącznie po drzewach.
3. Siłowe – znajduję jakiś ciężki przedmiot tj. duży głaz czy coś w tym stylu i przechadzam się jakieś pięć kilometrów po lesie.
4. Bieg – ten etap polega na szybkim biegu w jakimś gęstym obszarze lasu i doznaniu jak najmniejszych ran, obtarć czy skaleczeń.
5. Zadanie – tak, na sam koniec wymyślam sobie zadanie. Zależy gdzie dojdę, np. jeżeli nad urwisko to zadaniem jest przeskoczenie na drugą stronę, albo zejście na sam dół i powrót. To już zależy od otoczenia i moich pomysłów.
Wszystko to zajmuje mi dosyć sporo czasu i nie powiem, jest męczące. Dlatego kolejnym krokiem jest zdobycie pokarmu. Następnie udaję się do domu na godzinną drzemkę po czym ruszam załatwiać ,,swoje sprawy,, albo pojawiam się na polanie. Dzień jak co dzień. Od czasu do czasu zdarzą się jakieś newsy. Na nudę na pewno nie narzekam. Pewnie kilka rzeczy bym pozmieniał, ale w sumie… Po co? Hah…
_______________________________________
Wiem, że mało ciekawe, ale postanowiłem tą obecność dziś zaliczyć. Powiem szczerze, że tego typu opowiadanka nie są moją dobrą stroną. Może trocę tajemnicze, ale chyba nie sądzicie, że naglę się otworzę i wszystko opiszę … *uśmiecha się pod nosem*

17 marca 2012

Zew przeszłości [Kuolemantähti]

17 marca 2012
   Ubrana w gruby, przytulny szlafrok, stałam, wspierając łokcie na parapecie. Na dłoniach złożyłam twarz, której bystre, żółte oczęta lustrowały krajobraz za oknem. Dzień chylił się ku końcowi. Pojedyncze drzewa rzucały długie, smukłe cienie, tworząc własną kompozycję na połaci zielonej trawy. Było niezmiernie cicho… Jedynie świerszcze przygrywały zachodzącemu słońcu, w oddali dziki ptak wydał z siebie krzyk pożegnania.
   Ostatnie promienie ciepła padały na moje oblicze, sprawiając, iż włosy lśniły niczym chłodne złoto, a oczy skrzyły się niebezpiecznie. Zastanawiałam się nad sensem przyszłości nie wspartej przez przeszłość. Czy można wieść beztroski, pełen radości i wybryków żywot, cieszyć się każdym nadchodzącym dniem i śmiać się z każdej błahostki, nie znając swego dotychczasowego dorobku? Ktoś mógłby rzecz, że tak, jak najbardziej. Jednak mnie to męczyło, byłam cholernie ciekawa, co wydarzyło się przed moim przybyciem do Stada Nocy. Pragnęłam poznać swoje losy, nie zważając na słowa ostrzeżenia, które dosłyszałam, gdy dotknęłam niezwykłej kuli.
   Moje palce odruchowo powędrowały ku wisiorowi. Był dziwnie ciepły. Zauważyłam to kilka dni temu, kiedy zostawiłam go na komodzie. Biorąc go potem do ręki poczułam jego ciepłotę, choć nie miał styczności z ciałem, ani jakimkolwiek innym źródłem ciepła, przez dłuższy czas.
   Czy Seth jest szalony? – przyszło mi na myśl, tak po prostu. To, co ostatnio wyprawiał na polanie było na tyle dziwne i… niespotykane,  że dało mi do myślenia. Choć pieprzył od rzeczy, wyrzucał z siebie słowa bez ładu i składu, to jednak to wszystko miało jakiś sens. Zrozumiałam to, gdy miałam okazję z nim porozmawiać. Sam na sam.
   Niewiele z tego pamiętam. Odleciałam w trakcie rozmowy. Może po prostu oszalałam… Może udzieliło mi się jego szaleństwo. Możliwe, że wszyscy dookoła są szaleńcami.
   Byłam torturowana – to zdanie pojawiło się wtedy w mojej tak nagle… Teraz rozmyślałam nad nim na spokojnie. Miałam niemalże pewność, że ktoś kiedyś pragnął wyciągnąć ze mnie pewne informacje, użył argumentu siły: przypalał moje ciało papierosami, wielokrotnie bił mnie i gwałcił, poniżał. Działo się to dawno temu… w poprzednim wcieleniu. Gdy mój duch gościł w innym organizmie.
   W moim umyśle zamajaczyło inne wspomnienie. Pocałunek. Niewyobrażalnie czuły i delikatny. Złożył go ktoś, kogo nie pamiętałam, a kogo spotkałam niegdyś w parku. Jakim parku..? Nigdy tam nie byłam.
   Wyczułam czyjąś dłoń na sercu.
   Co czujesz…?
   Czuję…
   Co?
   Ciebie…
   Nagle gdzieś pomiędzy leśnymi drzewami dostrzegłam dyskretny błysk. Wyprostowałam się, uważnie obserwując poszycie. Nic podobnego nie wydarzyło się ponownie. Mimo wszystko, postanowiłam to sprawdzić. Pod presją nieznanej mi mocy wyszłam na werandę. Nie miałam zamiaru brać żadnego okrycia, chociaż wieczór był dosyć chłodny.
   Stałam tak przez chwilę, gapiąc się tępym wzrokiem na ścianę lasu kryjącą w sobie niewyobrażalną głębię. Ruszyłam powoli przed siebie, pokonując kilka schodków. Wzdrygnęłam się, czując jak moje bose stopy zanurzają się w zroszonej trawie. Pozwoliłam szlafrokowi zsunąć się z ramion. Fałdy ciężkiego materiału opadły na ziemię. Tuż obok nich pojawiły cztery wilcze łapy, które natychmiast odbiły się od nawierzchni, jakby parzyła, i poniosły zwierzę w las.
   Czuję…
   Targający futro wiatr. Chłód. Uciekające pod łapami kilometry.
   Przeszłość, która zbliża się z każdym krokiem.
   ______________________________
   Przepraszam za wszelkie błędy.
   Przepraszam też za ostatnie opowiadanie.
   Przepraszam.

14 marca 2012

Dobranoc, Ćmy. [Aldieb]

14 marca 2012

.Muzyka.
[Podkład może niektórym nie pasować, ale osobiście uważam, że jest potrzebny, żeby uchwycić klimat tego opowiadania. Należy zacząć czytać dopiero wtedy kiedy zacznie się muzyka, a drugi akapit powinien zacząć się wraz ze zmianą melodii.]
          Wyrwana z zamyśleń, przez nagły wybuch śmiechu, zamrugałam parokrotnie powiekami, po czym powiodłam wzrokiem po polanie. Na moim pysku mimowolnie pojawił się uśmiech. Ciepłe refleksy bijące od rozpalonego na środku ogniska, błyskały po smukłych pniach drzew, nadając im tajemniczego, ale zarazem swojskiego wyglądu. Pod ich szerokimi koronami znajdowało się parę osób, które właśnie grały w stadną butelkę, nazywaną przez Nas, od nazwy stada, „HOTN”.
          Teraz była kolej Tin. Wprawnym ruchem zakręciła butelką, a ta wykonawszy kilkanaście obrotów zwolniła, ostatecznie zatrzymując się na Fene. Wszystkie pary oczu powędrowały ku miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała. Kątem ślepia dostrzegłam, jak dziewczynie pytanie zamarło na ustach. Potrząsnęła głową i rozejrzała się po zebranych, pytając czy ktoś widział, gdzie poszła Fenka. Wszyscy, włącznie ze mną zaprzeczyli.
          Arashi, jako ochotniczka, przetrząsnęła okoliczne krzaki, jednak wśród wydeptanych ścieżek tak wielu stworzeń trop podrostka gubił się niemalże natychmiast, a jej samej nigdzie nie było widać.
          Po krótkiej chwili zastanowienia postanowiliśmy jej szukać. Luna, której zdolności pomagały nam niezwykle często, wykryła niespotykany wzrost energii magicznej, który układał się w dość chaotyczny ślad. Nie mając żadnej innej poszlaki, ruszyliśmy za nim.
          Lu prowadziła Nas przez sam środek Lasu Śmierci, klucząc pomiędzy drzewami i pagórkami. Czasami miałam wrażenie, że zataczamy kręgi, a potem okazywało się, że jesteśmy w zupełnie innej części lasu. Mimo, że mieszkałam tu już tak długo, miejsce to nadal było dla mnie tajemnicą. Wiedziałam, że nie zrobi Fene krzywdy, chyba, że sama by się o to prosiła, a i stworzenia w nim mieszkające nie będą jej się naprzykrzać. Jednakże bywały takie noce… noce, podczas których wszystkiego można się było spodziewać, ponieważ Las żył swoim własnym życiem.
          W pewnym momencie nasza przewodniczka się zatrzymała. Uniosła palec wskazujący do ust, nakazując nam ciszę. Przesunęła gęste zarośla na bok, tak żebyśmy wszyscy mogli zobaczyć, co się za nimi kryje.
          Naszym oczom ukazało się niewielkie oczko wodne, otoczone girlandami nocnych kwiatów. Ich jedwabiście białe płatki zdawały się połyskiwać w świetle księżyca. Wśród nich, po drugiej stronie zbiornika siedziała Fene, jak gdyby nigdy nic wesoło merdając ogonem i ze  szczenięcym uśmiechem na pysku rozglądając się dokoła. A było co podziwiać, wszędzie gdzie tylko spojrzeć, można było dostrzec wdzięcznie fruwające ćmy. Świeciły one własnym srebrzystym blaskiem, nadając otoczeniu magicznego klimatu.
          – Ćmy mnie zaprowadziły. – Powiedziała, spoglądając na Nas, jakby to było rzeczą najoczywistszą na świecie, po czym jej błękitne ślepka powędrowały ku dzielącemu nas odbiciu tarczy księżyca.
  
          I wtedy to się wydarzyło. Nagle coś przecięło skrzącą się powierzchnię wody, wypryskując z niej prosto w powietrze. Ćma rozpostarła ogromne, a zarazem lekkie jak pajęczyna skrzydła  i pofrunęła w górę. W noc…

~~***~~
Sam pomysł mi się bardzo podoba, ale opowiadanie średnio mi wyszło. Na sprawdzian obecności.
Tytuł i niektóre elementy opowiadania inspirowane powiedzeniem Lusi.

Wiem, że nie wrócisz... [Imloth]

14 marca 2012
Odsłona II
 Muzyka

     Świeciło słońce, a jednak z nieba… padał deszcz. Drobne, szare chmury płynęły leniwie po niebie. Patrzyłam na wielobarwną tęczę z zachwytem, a krople wody spływały po moich policzkach. Większość by pomyślała, że to tylko wina pogody, jednak to nie była prawda. To były moje słone łzy.
     To nie wina deszczu, to nie wina szarości na niebie, czy wiatru szarpiącego moje jasne włosy, ani tego, że tata odszedł. To nie była nawet twoja wina, mamusiu. Niczyja… Tak po prostu się stało i pomimo tego, że nie do końca rozumiem… wiem, że tak właśnie jest. Nikt tu nie jest winny, nawet kierowca tego błękitnego autobusu, który zawsze mi się podobał. Wiesz, mamusiu, na taki sam kolor pomalowałam dzbanuszek dla ciebie. Miałam ci go dać na Dzień Mamy, ale… już raczej ci go nie dam. Chociaż chcę. Postawię go na stoliku i przyozdobię kwiatkami. Tymi, co rosną w naszym ogrodzie. Będzie mi przypominał ciebie, bo ty jesteś jak kwiatek. Nie przejmuj się, każdy kwiatek kiedyś więdnie, za to ty jesteś tym najpiękniejszym ze wszystkich. Jesteś moim kwiatkiem.
     Teraz siedzę na huśtawce w parku i patrzę na biegające dzieci, cieszące się. Dlaczego ja nie mogę się chociaż uśmiechnąć..? Przecież jest tak pięknie, słońce świeci, a na niebie tkwi tęcza. Co się ze mną stało, mamusiu? Podeszła do mnie jakaś pani, zapytała, czy jestem sama. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Wyciągnęła do mnie dłoń i zaprowadziła do swoich dzieci, kupiła mi też bilet na Diabelski Młyn. Nigdy nie jechałam Diabelskim Młynem. Pamiętasz, obiecałaś mi kiedyś, że jak jeszcze trochę podrosnę, pójdziemy na niego razem. Że weźmiesz mnie na kolana i będziemy patrzeć na wszystko z góry, na całe wesołe miasteczko, a potem kupisz mi wielką watę cukrową.
     Usiadłam w zielonym wagoniku z tą panią i jej córką. Widziałam, jak chichoczą, ale nie słyszałam ich śmiechu. Patrzyłam jedynie na swoje dłonie, na zawieszoną na nich bransoletkę z koralików, którą mi zrobiłaś. Szybowałam w górę wraz z wagonikiem karuzeli. Ludzie z dołu widzieli małą dziewczynkę, siedzącą na kolanach matki, przytulającą się do jej piersi. Ale to nie ja byłam tą dziewczynką…
     A tatuś?… Tatuś odszedł, zostawił nas. Nigdy nie kochał mnie tak, jak ty. Chociaż będę za nim tęsknić, nawet jeśli nie chcę, to nigdy nie zagrzeje tak ważnego miejsca w moim sercu. Ofiarowałam je tobie. Właściwie… ty zawsze tam byłaś. Kochałam cię jeszcze za nim nauczyłam się kochać. Dlatego byłaś, jesteś i będziesz dla mnie najważniejsza, zawsze. Nikt mi ciebie nie odbierze.
     Czasem tak sobie myślę, że mnie odwiedzasz w postaci małego motylka, albo ptaka, który usiadł na parapecie okna i spoglądał na mnie. A może jesteś tym małym, polnym kwiatkiem, którego włożyłam do wazonika? Na pewno chciałabyś być przy mnie, dać mi znak… Zapewne mi dajesz, ale ja go nie dostrzegam. Muszę uważniej patrzeć. Obiecuję ci, mamo, że od tej pory będę lepiej patrzyła.
     Mamusiu, tak bardzo za tobą tęsknię… Tak bardzo… Boli mnie serduszko, pęka powoli, a ja myślę tylko o tym, że już nigdy nie weźmiesz mnie za rękę. I co z tego, że inni mówią, żeby nie płakać, bo to nie była niczyja wina. Ja będę, bo wiem, że to jest symbolem mojej miłości do ciebie, tęsknoty. Mamusiu, ja już nie chcę czuć tego bólu w sercu. Straszliwie mi przeszkadza. Proszę, niech zostanie tylko uczucie do ciebie, niczego więcej nie potrzebuję. Wiem, że już do mnie nie wrócisz, ale proszę cię, obiecaj mi, że jeszcze się zobaczymy. Proszę.
     Kocham Cię. I zawsze będę kochała…
______________________________________________
No Jezu, prawie poryczałam się przy pisaniu własnego opowiadania. To jakaś amba! Dosłownie, łzy stanęły mi w oczach parokrotnie. Nigdy więcej się nie wczuwam, ot co!

12 marca 2012

Bill [Padma]


Bill [ Padma ]


12 marca 2012
[Muza: http://www.youtube.com/watch?v=ZEVIeErWcnU
Pewnie będzie za długie ] - Masz.. – zdusiłam w dłoniach ciemne okulary i rzuciłam mu pod nogi. – Twoja zabawa dobiegła końca. – Spojrzałam na niego wściekła. – Usłyszę o tobie jeszcze raz, a ten wzrok przetestuje na twoim prywatnym tyłku. – Mówiłam to lekko uniesiona. On stał zdziwiony, jego plan nie wypalił, bynajmniej nie do końca, a mnie to strasznie satysfakcjonowało. Odwróciłam się i powoli ruszyłam długim korytarzem. Przymknęłam oczy i wciągnęłam ostatni raz powietrze pachnące starymi murami tej budowli. Uśmiechnęłam się i otworzyłam szeroko oczy. Tak, w końcu widzę wszystkie kolory, nic nikomu nie zrobiłam przez czas mojej próby. Byłam z siebie strasznie dumna. Kiedy tylko wyszłam na zewnątrz zaczęłam się śmiać. Sama nie wiem z czego, po prostu wszystko dookoła mnie bawiło. Rozłożyłam szeroko ręce i pozwoliłam by wyobraźnia zabrała mnie gdzie tylko chciała. Obracałam się dookoła własnej osi, przesuwałam powoli po chodniku. W pewnym momencie zatrzymałam się i w podskokach ruszyłam w stronę miasta. Delikatny wiatr rozwiewał moje kruczo czarne włosy na różne strony, uwielbiałam to uczucie. Zwolniłam trochę tępa, teraz szłam normalnie i dotykałam dłońmi każdej rośliny napotkanej na ich drodze. Im bliżej byłam miasta, tym mniej miałam do dotykania. Kiedy dotarłam do jego granic sięgnęłam jeszcze po jednego z moich cukierków, włożyłam do buzi i z uśmiechem na ustach ruszyłam ulicą. Kilka osób przyglądało mi się dziwnie, inni jakby trochę kojarzyli. Ostatnimi czasy nawet często tędy przechodziłam i sama poznawałam kilka twarzy. Miasto nie było za duże i jak każde miało swoich dobrych i tych mniej wychowanych obywateli. Kilka metrów przede mną zobaczyłam grupkę młodych chłopaków.. uf.. przepraszam.. mężczyzn.. Bynajmniej za owych tacy się uważają.. Westchnęłam cicho, szósty zmysł podpowiadał mi, że nie przejdę tam spokojnie. Z czystej ciekawości, której nie powiem czasem żałuję, nie zmieniłam trasy, ruszyłam prosto na nich.
- Patrzcie, patrzcie, idzie jakaś młoda cipka… – usłyszałam ich szepty i śmiechy. Nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać. Dojrzewanie… Kto to wymyślił? Udając normalnego człowieka, przemilczałam ich ciche wypowiedzi i coraz bardziej się zbliżałam.
- No Fredek, teraz twoja kolej. – Jeden z nich powiedział do dosyć sporego osiłka i poklepał go po ramieniu.Zastanawiałam się czy chcą mnie pobić, ale kiedy usłyszałam głupawy śmiech mięśniaka, dotarło do mnie, że chyba nie jest w pełni zdrowy umysłowo. Byłam już bardzo blisko, zaczęły się ciche gwizdy i udawane wzdychania, które zlałam całkowicie. Przeszłabym tam spokojnie, gdyby nie ręka Fredzia, wędrująca prosto w stronę mojego pośladka. Szybkim ruchem chciałam zatrzymać jego dłoń ale… Naglę jakby z nikąd pojawił się za mną wysoki brunet. Chwycił mięśniaka za rękę i wykręcił mu ją w tył. Usłyszałam tylko strasznie babski pisk, a za raz po tym wiązankę pt. ,,co ty robisz skur…elu?!,,
- Rączki cię już nie świerzbią? Zamiast opychać się sterydami lepiej przysiądź przy książkach gówniarzu… – towarzyszy pakusia już dawno nie było, brunet puścił jego rękę i sprzedał mu lekkiego kopa. – Spadaj. – Pokazał chłopakowi ulicę, w której ten błyskawicznie zniknął. Wtedy spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko, jak na obcego był bardzo przystojny.
- Dzięki. – Zerknęłam na chłopaka i chcąc się szybko wycofać, ruszyłam dalej ulicą.
- Jesteś tu nowa? – Dogonił mnie i zapytał.
- Powiedzmy.. – Założyłam włosy za ucho i ponownie na niego zerknęłam. W odpowiedzi zobaczyłam śliczny uśmiech.
- A mogę wybrać jakąś nagrodę? – Zatrzymałam się i spojrzałam na niego pytająco.
- Nagrodę?
- No wiesz w końcu uratowałem ci życie.. – Ponowne się uśmiechnął. Zaśmiałam się.
- Moje życie nie kończy się na pośladkach.. – Ruszyłam dalej nadal roześmiana. Pobiegł za mną.
- Ale pomogłem.. – Uśmiechnął się zawadiacko.
- Jak pomagasz przejść babci na pasach to też wybierasz nagrodę? – Uśmiechnęłam się do niego pod nosem. Widocznie go to rozbawiło ale i przytkało. Szedł jakiś czas za mną, co chwilę na niego zerkałam i widziałam uśmiech, sama też się uśmiechałam i za każdym razem kręciłam lekko głową. W pewnym momencie chłopak przyspieszył tępa i stanął przede mną.
- Jestem Bill… – wyciągnął rękę. Trochę zdziwiona spojrzałam na niego i chwyciłam za dłoń.
- Miło mi Bill, jestem Padma. – uśmiechnęłam się.
- Hmm.. A więc Padmo.. Spotkasz się ze mną? – Znowu ten uśmiech. Spojrzałam za niego, zaraz będę wchodzić do lasu.. Ulokowałam z powrotem oczy w chłopaku.
- Dobrze.. – odpowiedziałam i kiwnęłam lekko głową, puszczając przy tym jego dłoń.
- To wtedy.. – chciał coś powiedzieć.
- Bądź jutro w południe pod cukiernią…- rzuciłam szybko i pobiegłam truchtem w stronę lasu.
- Hej ! Poczekaj… O 12?
- Tak. – krzyknęłam.
- Gdzie tak biegniesz? – usłyszałam jeszcze. Zatrzymałam się  i odwróciłam w jego stronę.
- Na… Na grzyby.. – zaśmiałam się i pobiegłam dalej. W odpowiedzi usłyszałam też śmiech, przyspieszyłam i pobiegłam do domu.
_________________
Jeżeli może być to chciałabym na zaliczenie obecności to opowiadanko dać.
Padma (16:28)

11 marca 2012

Zadanie - "Pierścień Czarnego Feniksa" Cz. VII [Aldieb]

11 marca 2012
Fff. Staram się skończyć to opowiadanie. :I I nie chciało mi się szukać podkładu.
————————-
          Teraz.
          Uda mi się…
          Biegłam tak szybko, że moje łapy ledwie dotykały podłoża. Mknęłam, muskając kamienną posadzkę jedynie opuszkami łap. Wszystko się wokół mnie zamazywało. Tworzyło nieokreśloną plamę, skupiającą się bezpośrednio przede mną. Wiatr, spowodowany pędem, czesał palcami moje futro. Gładził policzki i wyciskał łzy z oczu. A ja biegłam, ze wszystkich sił, jakie jeszcze drzemały w moim ciele. I jeszcze szybciej. Niczym uskrzydlona, niepokonana…
          A wszystko za sprawą nagłego podmuchu świeżego powietrza. To mogło oznaczać wolność. W końcu mogłam wydostać się z tego labiryntu. Każdy krok przybliżał mnie do wyjścia. Wystarczyło jeszcze tylko chwilę wytrzymać. Jeszcze tylko moment…
          Przy kolejnym długim susie moim ciałem nagle coś szarpnęło. Z niesamowitą siłą zostałam posłana na przeciwległą ścianę. Z głuchym odgłosem uderzyłam o twardy kamień i osunęłam się na ziemię z cichym jękiem. Potrząsnęłam głową, pozbywając się sprzed oczu czarnych plamek. Jeszcze przez chwilę cały świat wirował wokół mnie, aż w końcu podłoga przestała uciekać mi spod łap i mogłam podnieść się na równe łapy.
          Drżąc na całym ciele, rozejrzałam się dokoła, szukając wzrokiem jakiegokolwiek zagrożenia. Przeczesałam wzrokiem wszystkie ściany oraz obydwie strony długiego korytarza, jednakże nic nie dostrzegłam. A przecież napastnik nie miał gdzie się ukryć. Z uczuciem narastając paniki, chciałam już ruszać dalej, kiedy nagle coś przyszpiliło mnie do ziemi. Drwiący, sykliwy szept.
          – Na górze, psinko.
          Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, smoliście czarna smuga mgły spłynęła z sufitu, formując się na moich oczach. Sekundę później znów leżałam na ziemi, przygnieciona potężnym ciosem, a po korytarzu poniósł się złośliwy rechot napastnika.
          Z trudem podźwignęłam się do pozycji stojącej i łypnęłam spode łba na wrogą istotę. Tym razem nie uciekła po ataku. Wręcz przeciwnie. Moim oczom ukazała się sylwetka wilkopodobnego stworzenia. Miało około dwóch metrów w kłębie. Jego sierść była czarna jak smoła, z wyjątkiem białego iksa znajdującego się centralnie na pysku i przechodzącego przez dwoje płomiennych oczu. Płynnymi, kocimi ruchami przeszedł kilka kroków po niewidzialnym zarysie okręgu, wlepiając we mnie płonące ślepia. Jego czarny ogon snuł się za nim, pozostawiając po sobie ciemne opary dymu. Warknął przeciągle, ukazując przy tym rząd białych ostrych kłów. Przy każdym kroku stukał cicho wielkimi szponami o kamienną posadzkę.
          Sapnęłam, nagle dostrzegając na jego szyi rzemyk zakończony czarnym, połyskującym piórkiem, na którym wyraźnie rysował się pierścień w jaskrawo-rudym odcieniu. To było to czego szukałam, to po co tu przyszłam.
          I znów rozległ się ten rechotliwy śmiech. Zesztywniałam, odruchowo napinając mięśnie i jeżąc sierść na karku. Czy miałam jakiekolwiek szanse z tym stworzeniem? A jeśli nie czy dam radę uciec? Szanse były zapewne marne zarówno na jedno jak i na drugie. Ale nie mogłam się w tej chwili poddać. Cała moja wyprawa mogła zależeć od tej właśnie chwili.
          Zaczęliśmy krążyć po niewielkim okręgu jaki wyznaczała średnica tunelu. W oczach bestii wyraźnie widać było politowanie, podczas gdy ja starałam się złapać na czasie. Gorączkowo obmyślałam strategię, szukając wszystkich swoich atutów, które mogłabym wykorzystać w walce, lecz w porównaniu z takim przeciwnikiem nie znalazło się ich zbyt wiele. Ale nieważne.
          Zamiotłam po ziemi długim, puszystym ogonem, wzniecając w powietrze tumany zaległego kurzu, podsycając jeszcze dodatkowo obłok powietrzem, tak by choć na ułamek sekundy zaskoczył przeciwnika. Niemal w tym samym momencie, skrywana przez chmurę pyłu, zanurkowałam pomiędzy potężnymi łapami demona. Zawirowałam pomiędzy kończynami, wypryskując spod klatki piersiowej i kłapiąc zębami tuż przy jej szyi.
          W jednym momencie znalazł się kilka metrów dalej, mrużąc ślepia, najwyraźniej zaintrygowany tym nagłym atakiem. Jednakże moim celem wcale nie było, tak jak się spodziewał, zranienie go, a zerwanie talizmanu. Chybiłam.
          Zerwałam się, z miejsca, ponownie skacząc w jego stronę, jednakże, monstrum nawet nie drgnęło. W ostatniej sekundzie orientując się co się co się stanie, z przerażeniem próbowałam jeszcze wyhamować, jednakże na próżno. Wbiegłam na niego z całym swoim impetem i próbując jakoś uratować sytuację, zaplątałam się o długie kończyny bestii i wyrżnęłam się na kamienną posadzkę, wydobywając z siebie cichy pisk.
          Ciężko dysząc, oderwałam się od podłogi i zrozpaczona skierowałam spojrzenie ku czarnej jak smoła istocie. Rozwarła pysk, w dzikim, zadowolonym uśmiechu. Jej oczy błyszczały najprawdziwszym podnieceniem. Skoczyła.
          Nie byłam pewna co najpierw poczułam, trzask łamanych żeber, czy  może raczej rozlewającą się po całym ciele falę bólu? Może jednak naszły jednocześnie – a zaraz po nich korytarz wypełnił bolesny skowyt.
          Biorąc płytki urywane oddechy z trudem podźwignęłam się z powrotem, patrząc jak demon cierpliwie obserwuje moje zmagania, przechylając nieznacznie łeb, niczym zaciekawiony szczeniak. Zacisnęłam z całej siły kły, starając się zapomnieć o bólu. Ale nie dało się, kłucie rozchodziło się po całym ciele, przez cały czas, bez przerwy.
          Nadeszła. Zacisnęła olbrzymie kły na mojej lewej łapie, bez najmniejszego trudu łamiąc kość w kilku miejscach. W pierwszym moim odruchu szarpnęłam się, jednakże to tylko spotęgowało paraliżujący ból. Ale nie, nie mogłam tak po prostu zostać pokonana. Musiałam się bronić. Jakkolwiek.
          Zebrawszy w sobie wszystkie pozostałe mi siły, ostatnim wysiłkiem doskoczyłam do pyska monstrum, zaciskając na nim swoje małe, lecz niezwykle ostre kiełki. Zaskoczony demon pisnął jak jakiś niedoświadczony młodziak i wyszarpnął się z mojego uścisku, tryskając mi w oczy atramentową posoką.
          Podniosłam łapę do oka, chcąc wytrzeć piekącą ciecz z twarzy, jednakże moje zabiegi jedynie pogorszyły całą sprawę, gdyż jedynie wtarłam głębiej lepką substancję. Obraz zaczął mi się zamazywać, czułam, że tracę zmysły. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, nie  byłam już dłużej wstanie walczyć. Upadłam.
***
          Każdy oddech oznaczał ból przeszywający mnie na wskroś, jakby miliony igiełek wbijało się w moje ciało. Wyglądało na to, że miałam połamane żebra. Nie mogłam oddychać, z każdą chwilą mój oddech stawał się krótszy, coraz bardziej urywany. Zaczynało brakować mi tlenu.
          Rozmazana plama, którą miałam przed oczyma, zaczęła pokrywać się rozbieganymi, czarnymi mrówkami.
          Zaraz? Mrówki? Ale skąd…?
          Ostatnim co zarejestrowałam, nim mój umysł zalazła wzburzona fala ciemności, był odległy, świszczący chichot…

Opowiadanie związane z domem. [Rozalia]

11 marca 2012
 
(za wszelkie błędy i trudności w czytaniu przepraszam, zaczynam od nowa.) 
 Opowiadanie na obecność, miałam wenę na coś innego, ale skoro musi być związane ze stadem…:
  [...] Niebiesko-włosa zaczęła biec w stronę lasu widząc jak Lilium zaczęła wirować w powietrzu spadając w dół. Bała się, cholernie się bała. Jeżeli jej się coś stanie.. Zaczęła biec szybciej mimo to, że nie miała już prawie sił. Brakowało jej powietrza w płucach, wzięła szybki głęboki oddech dobiegając do lasu. Pełno wielkich, starych drzew – to bardziej pogorszyło sprawę. Zatrzymała się, usłyszała hałas, pobiegła w tamtą stronę. Widząc, że nic poważnego jej nie jest odetchnęła z ulgą. Wylądowała na młodym lasku. Dziewczyna podeszła do potężnego smoka i sprawdziła czy aby na pewno wszystko w porządku. Wyszła z tego bez szwanku, tylko kilka ran, siniaków, zadrapań. Bez złamań. To dobrze. – Musimy bardziej uważać na Dor’ra. – Szepnęła do szarego zwierzęcia z widocznymi czarnymi i pomarańczowymi znamionami…. Potrząsnęła głową wyrywając się z zamyśleń. – Stop! Przecież nie przeczytam tego w szkole.. – Powiedziała sama do siebie zgniatając kartkę i wrzucając do kosza. Westchnęła cicho myśląc jeszcze nad czymś.. Wzięła długopis do ręki i zaczęła pisać na nowo. Zwykłe, bezsensowne opowiadanie na polski. Mogła nie chodzić do szkoły, lecz to byłoby zbyt niebezpieczne jeśli chodziła do miasta.. Psiaki przyczepiają się wręcz wszystkiego. – To już ostatnie miesiące..- Szepnęła. Później wkręci kit, że się wyprowadza. Pomysł ze szkołą nie był jednym z najlepszych.
 Napisała cokolwiek i miała już wszystko z głowy na cały weekend. Ubrała się, wyszła z małego domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Szła przez miasto w stronę lasu. Uśmiechnęła się znacznie wchodząc w głąb ciemnych gęstwin. Przeszła długi kawałek w postaci człowieka, zmieniła to jednak. Na tereny Herd Of The Night weszła jako klacz o niespotykanej maści i odmianami. Z dala już było widać większość członków stada. Przywitała się z nimi i przeszła dalej, dawno tu była. Cóż, szkoła. Usiadła pod drzewem jak zazwyczaj to robi, odetchnęła cicho. Z ulgą. Z ulgą, że jest już tam gdzie jej miejsce na ziemi..

Event: „Uchronić Stado Przed Klątwą” II (9.03.2012)

11 marca 2012
Ciąg dalszy eventu, wciąż wyłącznie z piątku… 
—————————
[_Luna_] *Przywołała do siebie słabnącą kulkę, która rozsypała się migoczącym pyłkiem na talizman, teraz szamanka normalnie uchwyciła do w dłoń.*
[_Luna_] Co dalej? *zmarszczyła brwi lekko przypominając sobie słowa Demona* W zielonych ostępach czasu, koronie wieczystej drzewa. U stóp olbrzymów jałowych, przez milczącego strażnika strzeżony.
[MiladyWoe] Mogę Ci jakoś pomoc *Jej głos był zatroskany.* Nie możemy ryzykować straty medium.
[MiladyWoe] Jałowe olbrzymy… Góry?
 [_Luna_] Już wcześniej mi pomogłaś. *uśmiechnęła się ciepło* A właśnie. *Wyciągnęła jej bransoletę.* Dziękuję. Znajdę sobie potem jakieś źródło i nadrobię stratę energii. Podoba mi się Twój tok myślenia.
[_Luna_] Mamy na terenie HOTN góry. Chyba musimy się tam udać.
[MiladyWoe] Rubin daje energię, ametyst zapobiega upiciu – w tym wypadku upiciu mocą.
 [_Luna_] Czyli musimy poszukać kolejnego klucza u stóp olbrzymów jałowych. Ciekawe jaki strażnik stanie nam na drodze…
[MiladyWoe] Więc… w góry? *Zmieniła się z powrotem w klacz* Może cię poniosę?
 [_Luna_] Mhm. Tylko co z tym zrobić… *Zerknęła na wisior.* Boję się go zakładać na siebie. Po pierwsze, może kolidować z moim pentagramem, a po drugie, może nie być kompatybilny ze mną.
 [MiladyWoe] *Wywołała szkielet z ziemi.* On go poniesie.
[MiladyWoe] Jakie jest najbardziej mistyczne miejsce w górach?
[Kuo] Wąwóz Dusz… *Wypaliła, zanim pomyślała. Stuliła uszy, patrząc to na Lusię, to na nieznajomą.*
[_Luna_] *zagwizdała cicho, niemalże zaćwierkała, a po chwili zza drzew wyłoniła się czarna jak noc klacz* Chandra. *uśmiechnęła się na widok swojego demona, po czym zerknęła na Kuo* Trafne. *wyciągnęła dłoń z wisiorem w stronę szkielet.*
[Kuo] A bo ja wiem czy trafne… po prostu pierwsze, co przyszło mi do głowy…
 [MiladyWoe] *Szkielet przyjął wisior i schował wewnątrz swojej klatki piersiowej.*
[MiladyWoe] Więc dokąd?
[_Luna_] Wąwóz Dusz.
 [MiladyWoe] Ruszajmy…
[MiladyWoe] Teoretycznie możemy polecieć, ale… mogę wziąć jedną osobę, która musiałaby mi coś przysiąc.
[_Luna_] Stąd nie jest daleko. Ja mam Chandrę. Kuo, wskoczysz jakoś na Jane?
[Kuo] Spokojnie, Lu. Dam radę biec. *Uśmiechnęła się nikle*
[_Luna_] Ars, Cicaro. *Przejechała dłonią po szyi czarnej jak smoła klaczy, po czym uśmiechnęła się do wadery.* Więc ruszajmy.
[MiladyWoe] Dobrze, więc ruszamy *Wzleciała, jednak cały czas krążyła nad pozostałymi dwiema i rozglądała się w poszukiwaniu ewentualnych zagrożeń.  Spod szkieletu ukazał się jeszcze szkielet rosłego konia, na którym ten pogalopował.*
 [_Luna_] *wskoczyła na grzbiet swojego wierzchowca, poczuła delikatnie zawroty głowy, jednak zignorowała je, chwyciła się grzywy i dodała łydek, a czarna ruszyła prędko w stronę gór na terenie Stada*
[Kuo] *Otrząsnęła się z resztek senności, która niespodziewanie ją dopadła i pędem puściła się w kierunku gór, trzymając się blisko Chandry.*
[~Devourer] *Szarooki chłopak pojawił się na polanie Stada Nocy. Wychynął spośród drzew z okrzykiem powitania na ustach… Jednak nikogo na polanie nie zastał. Jedynie ślady prowadzące w głąb lasu. Bez zastanowienia ruszył śladami. Zajmował się w życiu różnymi rzeczami, tropienie nie należało z nich do najtrudniejszych. Jeden wilk i człowiek. Szedł szybko. Niemal biegł. Potrafił poruszać się naprawdę szybko, nadludzko. Kiedy chciał. Ciekawość gnała go do przodu. W końcu znalazł. Usłyszał dźwięki rozmowy i zauważył jakąś odlatującą istotę, usłyszał galopującego konia. Trochę nie nadążał, ale trop był wyraźny. Miał nadzieję złapać ich przy najbliższym postoju.*
[Kuo] *Wybiegła przed Lunę, zmuszając jej klacz, by się zatrzymała.*
 [_Luna_] *Klacz przysiadła delikatnie, zatrzymując się gwałtownie, prychnęła niespokojnie i zarzuciła łbem.* Quiete, quiete. *Dziewczyna szeptała cicho, kojąc nerwy zwierzęcia, złożyła dłoń w układ znaku, koń momentalnie się uspokoił.* Co jest Kuo?
[MiladyWoe] *Zaczęła krążyć nad nimi.*
[Kuo] *Przystanęła przed jeźdźcem.* Widzisz skały za nami, Luno? Widzisz ich strome, wręcz pionowe, nagie zbocza? Jesteśmy prawie na miejscu. Jakieś… 20 metrów w głąb leży granica pomiędzy światem naszym a światem duchów… *Ruszyła wolno ku przejściu.* Zachowaj ostrożność…
 [_Luna_] Chodźmy więc zobaczyć kim jest owy strażnik. U stóp olbrzymów jałowych, przez milczącego strażnika strzeżony…
[Kuo] *Obejrzała się, czekając na Lu*
[_Luna_] Poczekaj chwilę. *Zerknęła w górę, na kołującą nad nimi Jane* Ktoś idzie. *jej klacz zastrzygła uszami i skierowała je do tyłu, przestąpiła z nogi na nogę.*
[~Devourer] *Nie spodziewał się, że trop doprowadzi go aż do gór. Był niemożliwie styrany. Ale dogonił. Człowiek na klaczy, wilczyca.* Witajcie – wydyszał. Nieźle pędzicie.
 [Kuo] *Zastrzygła uszyma. Nie słyszała, ani nie widziała niebezpieczeństwa. Lecz postanowiła zaufać Lunie. Przeniosła wzrok na samca. Skinęła mu łbem.*
 [~Devourer] Jestem Devourer – przedstawił się szarooki brunet.
[_Luna_] Devourer. Miło Cię widzieć. *Uśmiechnęła się na jego widok, jednak szczerze zdziwiona.* Wskakuj za mnie, dojedziemy do gór, a potem pożegnamy się z Chandrą. Wyjaśnię Ci wszystko na miejscu.
[~Devourer] Się robi. *Gibkim ruchem wskoczył na wierzchowca sadowiąc się za Luną.*
 [_Luna_] *Klacz ponownie zadrobiła kilka kroczków i zarżała cicho, wyrażając dezaprobatę dla kolejnego ciężaru na jej grzbiecie, jednak trącona łydkami posłusznie ruszyła.*
[MiladyWoe] *Skinęła łbem Devourerowi na powitanie i podążyła za nimi.*
[MiladyWoe] *Szkielet na swoim wierzchowcu również.*
 [Kuo] *Wznowiła wędrówkę. Zachowując czujność, stąpała niezwykle ostrożnie. Nie wiedziała czemu, lecz bała się tego miejsca. W jej sercu zagościł niepokój, zmysły wyostrzyły się nienaturalnie.*
 [MiladyWoe] *Widząc, że są już na miejscu wylądowała obok nich, skrzydła zniknęły.*
[~Devourer] *Obserwował wszystko czujnie. Napięty i gotowy do działania, siedział na grzbiecie Chandry. Majestat gór miał w sobie coś ze sfery sacrum. Nie pojmował tego do końca.*
[Kuo] *Otoczenie zmieniło się nie do poznania. Tereny leśne odeszły w zapomnienie, na ich miejscu pojawiły się szare, jałowe ściany zimnego kamienia, który subtelnie emanowały niespotykaną nigdzie indziej mocą. Wokół panowała niezmierna cisza… nawet echo nie niosło stukotu kopyt klaczy.*
 [MiladyWoe] *Zwolniła kroku* To pułapka…
[_Luna_] *Klacz powolnym krokiem zbliżała się do stromej, kamiennej ściany, zwiesiwszy łeb strzygła uszami, jednak zamroczona znakiem nie zdawała sobie do końca sprawy z miejsca, w którym się znajdują. Dziewczyna zeskoczyła z konia i spojrzała na zimny, marmurowy pomnik.*
[MiladyWoe] *Syknęła z przerażenia na widok pomnika, gdyż wcześniej go nie zauważyła.*
[_Luna_] Abolescere, Chandra. *Dziewczyna przytuliła się do szyi Demona i zdjęła zeń działanie znaku, klacz nerwowo zarzuciła łbem i uciekła w stronę lasu.*
 [MiladyWoe] Gdzie i czego szukać? *Spytała niepewnie Lunę*
[~Devourer] *Chłopak zeskoczył z wierzchowca, przyjrzał się bliżej pomnikowi. Przekrzywił przy tym głowę przypominając nieco głupawego szczeniaka. Tylko ostro zmarszczone strapieniami czoło psuło wrażenie.*
[~Devourer] A szukamy…? – odezwał się niepewnie nadal przypatrując się pomnikowi.
 [_Luna_] *Utkwiła wzrok w kamiennej postaci. Majestatyczny posąg, wykonany z bazaltu przedstawiał stworzenie podobne do monstrualnego psa z długim, jaszczurzym ogonem i łbem przystrojonym zakręconymi, masywnymi rogami, niczym u diabła. Siedział tak, strzegąc panujących wokół ciszy i spokoju. Pilnował zmarłych, by żadna żywa istota nie przerwała im spoczynku. Dopiero po chwili można było dostrzec, iż między szponami poczwary skryty był niewielki, niezidentyfikowany przedmiot, który połyskiwał dyskretnie, dawał oznaki życia, rozpoznawane tylko przez szamankę.*
 [_Luna_] Szukamy klucza.
[_Luna_] Klucz jest tam. *Wskazała na łapy monstrum.*
[MiladyWoe] *Podchodzi niepewnie i próbuje wyciągnąć amulet, jednak jakaś siła odpycha ją, nie pozwala dotknąć, jest tym silniejsza im bliżej jest sam przedmiot.*
[_Luna_] Nie podchodź tak blisko, Jane.
[Kuo] *Stanęła u boku Luny, przyglądając się łapom kamiennego bydlaka.*
[MiladyWoe] *Odskoczyła rzucona jeszcze silną mocą i wylądowała kawałek dalej.*
[_Luna_] Wszystko w porządku?
[MiladyWoe] Tak. Po prostu siła…
 [~Devourer] Jak można przekonać strażnika, że nam to się bardziej przyda? Tym bardziej, jeśli nie wygląda, jakby mógł chcieć czegoś w zamian. – zapytał zamyślonym głosem Devourer.
 [MiladyWoe] Zapytajmy go?
[Kuo] Zapytajmy! *Powtórzyła. Parsknęła przy tym śmiechem.* Przepraszam… ale pytać posąg… albo jestem wilczycą małej wiary, albo ten stwór naprawdę nie ma chęci z nami rozmawiać.
[_Luna_] Scire narro? *Wysyczała cicho, w szamańskim dialekcie, oczekując odzewu na pytanie czy potrafi mówić.*
[_Luna_] *Poklepała Kuo po głowie, ta znów mogła poczuć mrowienie, dziewczyna o kruczoczarnych włosach wlepiła spojrzenie w posąg.*
[MiladyWoe] Musimy odciąć źródło siły posągu tylko… czy możemy? *zamyśliła się*
[MiladyWoe] Może by tak… Antymagię?
 [_Luna_] Responsum. *ponownie syknęła rozzłoszczona podchodząc bliżej kamiennej postaci*
 [MiladyWoe] Kryształ górski w najczystszej postaci potrafi pochłaniać wielkie ilości energii w tym magicznej…
[Kuo] *Chwyciła Lunę za ubranie, zatrzymując ją tym samym.* Stój…
[_Luna_] Kiedy to mnie wkurza. Nie chce mówić! *jęknęła niezadowolona*
[MiladyWoe] Mam pewien pomysł.
[_Luna_] *Spojrzała na Jane.* Mów.
[MiladyWoe] *Rzekła i oddaliła się od reszty, zaczęła kopać w ziemi.*
[Kuo] *Chciała coś powiedzieć, ale postanowiła wysłuchać Jane.*
[MiladyWoe] *Wyciągnęła sporej wielkości przeźroczysty kamień i po prostu go zjadła. Potężny chrupot i pisk mógł wzdrygnąć niektóre postaci.*
[~Devourer] *Przyglądał się całej sytuacji z uniesionymi brwiami. On cały czas zastanawiał się, jak przekonać posąg, gdy już z nim porozmawiają…*
[_Luna_] *Uniosła brew spoglądając na poczynania Jane.*
 [MiladyWoe] *Zaczęła podchodzić do posągu, nie czując już odpychającej energii, jednak czuła jak kryształ i całe jej ciało się nagrzewają.*
[MiladyWoe] *Nagle skoczyła chwyciła za przedmiot szarpnęła, wyemitowała potężną falę ciepła, rzuciła amulet pod nogi Luny, padła na ziemie zemdlona, a siła posągu miotnęła nią o skałę.*
 [_Luna_] *Posąg nagle zaczął pękać, ziemia drżała, a ze ściany i kamiennej postaci sypał się żwir*
 [~Devourer] Potężna fala gorąca na chwilę go otumaniła – słabo znosił wysokie temperatury. Podbiegł do leżącego bezwładnie ciała i od razu sprawdził oddech. Żyje. Oddycha. Tylko straciła przytomność.