Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

22 stycznia 2015

Ostatnie spotkanie II [Baru Saya]

      Szedł czarnym korytarzem. Złapał za kolejną klamkę i szarpnął.
- Kurwa! – krzyknął szarpiąc się z kolejną. Oparł czoło o drzwi i zaczął uspakajać oddech. – W co Ty pogrywasz? – wyszeptał sam do siebie. Zamknął na chwilę oczy i cofnął się na środek korytarza. Spojrzał w prawo – pełno drzwi, w lewo – to samo. Zacisnął zęby i pięści. Nie wie ile tak chodził, ale powoli tracił zmysły. Zaczął chodzić od ściany do ściany, nawet nie łapał już wszystkich klamek. Trochę jakby się zataczał. Naglę usłyszał echo swoich kroków. Zatrzymał się. Ustały. Ruszył, znowu je usłyszał. Przyspieszył nieco, a echo wraz z nim. Zaczął łapać wszystkie klamki, one nadal nie puszczały. Klepnął jedna futrynę, potem drugą, w następną przywalił.
- Membu! – wrzasnął i potargał swoje włosy. Zaśmiał się, zaczął się śmiać i schował twarz w dłoniach. Przykucnął nadal z tym dziwnym śmiechem wydobywającym się z gardła. Krzyknął i odsłonił oczy zakryte wcześniej dłońmi. Śmiech ustał. Baru spojrzał na jedne z drzwi. Spod nich wydobywało się światło. Wstał i lekko przekręcając głowę ruszył do nich, powoli. Zbliżył się i przejechał po framudze dłonią. Chwycił delikatnie klamkę i równie delikatnie ją przekręcił. Drzwi zaczęły się otwierać…
      Na początku ujrzał światło, bardzo silne światło poraziło jego oczy. Dopiero po chwili dało się widzieć jakiekolwiek kontury. Pokój do którego trafił był cały biały. Podłoga zlewała się ze ścianami. Rozejrzał się mając wrażenie zwolnionego czasu. Pełno sztalug. Stało tu pełno sztalug. Wszystkie miały na sobie płótna, jednak stały tak, że nie dało się zobaczyć co na nich widnieje. Chłopak wszedł powoli do środka, jego wzrok nadal przyzwyczajał się do tych jasności. Dopiero teraz przypomniał sobie o oddychaniu, które wstrzymał przy chwytaniu za klamkę. Rozglądał się cały czas. Ruszył do najbliższej sztalugi dopiero, kiedy całkowicie odzyskał wzrok. Zafascynowany tą zmianą, tą jasnością spojrzał na obraz widniejący na płótnie. Odskoczył lądując prawie, że na kolejnej sztaludze. Na nią również spojrzał odruchowo i znowu się wystraszył. Chciał odwrócić wzrok od tych szpetnych i przepełnionych agresją obrazów, jednak teraz gdziekolwiek spojrzał one go otaczały. Jedynie droga przed nim gdzieś prowadziła. Bez zastanowienia ruszył tam, co chwilę zerkając na płótna. Dobrze wiedział kto jest autorem tych „arcydzieł”. Skrzywił się i przestał całkowicie na nie zerkać. Do czasu. Coś naglę przykuło jego uwagę. Kolor… Na obrazie pojawił się kolor, do tego nie kolor krwi. Baru zatrzymał się i spojrzał na płótno. Całość była jakaś taka smutna, dwie sylwetki, chyba męska i kobieca. Niewyraźne, przedstawione z za długimi nogami i bez twarzy. Mężczyzna trzymał coś w dłoniach, jakieś zawiniątko. Właśnie ono było jedynym kolorem w całym tym obrazie. Chłopak przysunął twarz bliżej, aby dojrzeć cóż to takiego. Nagle usłyszał jak coś przecina powietrze i nad jego głową, prosto w sztalugę trafił nóż. Czarnowłosy odwrócił się gwałtownie i spotkał wzrokiem znajomą twarz. Sztaluga wywaliła się, a obraz spadł na podłogę.
- Co Ty tu robisz? – warknął Białowłosy i ruszył agresywnie w stronę swojego gościa. Baru przytkało. Widok Membu i samo pytanie. Jak to co on tu robi do cholery? Pasożyt wbrew pozorom nie szedł na chłopaka. Pchnął go jedynie gdzieś na bok i postawił sztalugę. Szybko podniósł obraz i ułożył tak jak stał. Przejechał jeszcze palcem po kolorowym zawiniątku i spiorunował Baru wzrokiem.
- To jakaś sztuczka? – wysyczał przez zaciśnięte zęby i wyjmując nóż z sztalugi przyłożył go do gardła chłopaka. Baru zmarszczył brwi i odepchnął jego dłoń.
- Mógłbym zapytać o to samo! – bez zastanowienia wyciągnął nóż tak długo szukany, tan dobrze znany. Membu spojrzał na broń i uśmiechnął się pod nosem. Zrobił kilka kroków w tył i zaśmiał się głośno, tym swoim psychicznym śmiechem. Spojrzał jeszcze na chłopaka i ruszył tam, skąd przybył. W tym zlewającym się pokoju trudno było stwierdzić nawet gdzie są jakiekolwiek kierunki. Zatrzymał się przy sztaludze i pokręcił głową. Zaczął coś malować.
- W moim własnym świcie mi odbija – znowu się zaśmiał, a Baru całkowicie zgłupiał. Przyglądając się uważnie Białowłosemu ruszył w jego stronę. Nóż nadal miał wyciągnięty. Pasożyt jednak przestał zwracać na niego uwagę. Baru zaczął go okrążać, powoli i w dość dużej odległości, ale jednak. Nagle coś przykuło jego uwagę. Zatrzymał się i znowu rozejrzał. Tutaj obrazy były rozwieszone na ścianach. Tutaj ściany były w obrazów. Czarnowłosy otworzył lekko usta i spojrzał po nich wszystkich. Najwięcej przedstawiało chłopca, chłopca w różnych etapach wieku. Inne przypominały wilka, głównie szczenię. Te obrazy miały jakiś kolor, chociaż odrobinkę. Te obrazy jako jedyne nie zawierały ran, okaleczeń, krwi. Chłopak znowu zmarszczył brwi i znowu ruszył okrężną drogą w stronę Membu. Tym razem jego umysł atakowało pełno myśli. Kiedy doszedł już do strony pleców Białowłosego i zaczął się zbliżać, coś spowodowało, że spojrzał na malowany przez chłopaka obraz. Zastygł.
- Matko… - jego oczy rozszerzyły się, a on spoglądał to na świeży obraz, to na te powieszone. Membu również zastygł. Po chwili jednak wrócił do malowania.
- Tu nigdy lęk nie ściga mnie, Ty nie jesteś stąd dlatego od tych stron, proszę Cię z daleka trzymaj się… - wyszeptał nagle Pasożyt. – Widzę Twój świat przez oczy twe, nie przynoś go do mnie, nie zbliżaj tu się. Wiem dobrze co ból i znam setki kłamstw…
- Więc odejść mi daj póki czas – dokończył Baru i ich spojrzenia znowu się skrzyżowały. – To Tristan – wskazał brodą na malowany obraz i na całą resztę wyróżniających się dzieł. Membu zagryzł zęby, a zza jego rękawa zaczął wydobywać się czerwony bat.
- CO Ty tu robisz!?! – krzyknął Białowłosy i bez chwili zwątpienia ruszył na Baru. Bat zatrzymał się na nożu. Zaczęli walczyć.
- Nie udawaj! Jeszcze niedawno odesłałeś mojego przyjaciela! – krzyknął Baru.
- Ty skurwysynie… - chwycił Baru za gardło i przybił do ściany. Ten kaszlnął i drasnął go nożem. Membu automatycznie puścił uścisk i odskoczył kawałek. – Skąd go masz?! – spiorunował chłopaka wzrokiem.
- Od kiedy to jesteś taki ciekawski? – zapytał Baru z kpiącym uśmiechem. Membu na te słowa zaraz się opanował i wyprostował.
- To tylko wyobraźnia… - odparł.
- Nie mój drogi, zrobię tak jak prosiłeś… Dam Ci odejść, odejść póki czas – teraz to Baru skoczył do Membu. Zaczął się pojedynek co chwilę przerywany tym chorym śmiechem. Ostatecznie czerwony bat złapał nogę Baru i po wystawieniu drobnych kolców, cisnął gdzieś, w pustą biel.
- Spójrz na siebie! Jesteś żałosny! Myślisz, że ten nożyk wystarczy?! – Pasożyt znowu się zaśmiał. – Opuściłeś rodzinę, opuściłeś przyjaciół… Opuściłeś syna! – warknął do Baru. – Po co? Tak bardzo chcesz zginąć? – zaśmiał się.
- No popatrz… - wysapał Czarnowłosy. – Czyli jednak Ci się udało… - obolały podniósł się na łokciu. Membu zmrużył oczy i spojrzał na niego. – No co? Zabijałem niewinnych ludzi, tak ja Ty, ojciec mnie nienawidzi, tak jak Ciebie – Baru zaczął wstawać powoli. – Zostawiłem rodzinę, tak jak Ty… - wstał i spojrzał na Membu spod byka. – Opuściłem syna, jak Ty! – krzyknął i już zaraz znowu wisiał w powietrzu trzymany przez Pasożyta.
- Nigdy Go nie opuściłem! To przez Ciebie mnie przy nim nie było! – wrzasnął patrząc mu w oczy. Baru jednak szybko zamknął je, tak, aby Membu nie miał na niego wpływu.
- Wiesz co nas różni – ledwo wydyszał Baru. – Ja mam przyjaciół… - chwycił dłonie Pasożyta wypuszczając przy tym nóż. Membu zacisnął zęby i znowu cisnął nim gdzieś w pustkę. Baru znowu zakaszlał, zostawił nieco karmazynu na idealnie białej podłodze i spojrzał na idącego tu Pasożyta.
- Wiem co planowałeś, chciałeś, abym stał się taki jak Ty, chciałeś usprawiedliwienia, chciałeś dowodu, że taki potwór jak Ty może być w każdym! – wydarł się i ruszył na Membu, mimo pustych dłoni. Zaraz znowu leżał przygniatany kolanem napastnika.
- Brawo, zgadłeś, a teraz Cię zabiję i będę wracać do sił… - wyszeptał Białowłosy do ucha chłopaka i uśmiechnął się pod nosem. Sięgnął po nóż, który wypadł Baru i wymierzył w niego. Już miał zadać ostatni cios, ale Czarnowłosy zablokował cios i szybkim ruchem pozbawił go noża, który wzleciał gdzieś w powietrze, i wyrwał się z uścisku. Membu zaśmiał się.
- Dorwę Cię – prawie, że zaśpiewał. Baru kaszląc ruszył gdzieś przed siebie. Obejrzał się za Pasożytem i… wpadł nagle na jakieś biurko. Wylądował na podłodze, a na niego spadło jakieś płótno. Uwalony farbą wstał i szybko odstawił obraz, tak, że opierał się o biurko. Znowu zastygł. W tym momencie na widoku pojawił się Membu i zatrzymał się gwałtownie widząc co ogląda chłopak.
- Mój Boże… - wyszeptał Czarnowłosy i spojrzał na Membu prawie, że zaszklonymi oczami.
- Zamknij się – powiedział Białowłosy przez zaciśnięte zęby. Baru pokręcił głową.
- To nie tak, to wcale nie tak jak myślałem… - powiedział już głośniej i zrobił krok w stronę Membu.
- Powiedziałem, że masz być cicho! – wrzasnął Pasożyt, jednak ani drgnął.
- Ty chciałeś bym Cię zrozumiał… - wszystko nagle stało się jasne. Wszystkie te złe sny, szeptanie w głowie. Chwalenie złych uczynków, zachęcanie i zmuszanie do nich. Baru chwycił się za głowę. Membu miał na celu odtworzyć to wszystko co On przeżywał. Pewnie nawet sam nie zdawał sobie z tego sprawy. – Nie chodziło o mnie, chodziło o kogokolwiek… - Baru zadrżał i spojrzał w oczy Pasożyta.
- Na pewno czułeś kiedyś wielki strach, że oto mija Twój najlepszy czas, bezradność zniosła Cię na drugi plan, czekanie sprawia że gorzknieje cała słodycz w nas. Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept, tak trudno znaleźć drogę w ciepły sen, słowa zlewają się w fałszywy ton, gdy nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd… - Membu zacytował i zacisnął zęby. Patrzył na Baru, przyglądał mu się. Zacisnął nawet dłoń na czerwonym bacie i ruszył w jego stronę.
- Przepraszam – Baru wypalił nagle i znowu spojrzał Mu prosto w oczy. Membu zatrzymał się centralnie przed jego twarzą. Jego oczy powiększyły się i zrobił dwa kroki w tył.
- Że co? – pierwszy raz, od wielu lat, na twarzy tego chłopaka pojawił się szok. Baru przełknął ślinę.
- Czułeś wielki strach, minął Twój najlepszy czas, bezradność zniosła Cię na drugi plan, czekałeś, ale nie doczekałeś się, została w Tobie sama gorycz… - Baru mówił, a Membu cofał się coraz bardziej w tył. – Żyjąc w nienawiści, w zgrzycie znieczuliłeś się na drobne, miłe gesty. Nie mogłeś spać, wszystko co dobre było dla Ciebie kłamstwem, bo bałeś się wrażliwości, boisz się jej, boisz, bo była biletem w jedną stronę dla Twojej matki – Baru szedł cały ten czas, powoli, w stronę Białowłosego. Na słowo „matki” Mambu podniósł głowę i przywalił Czarnowłosemu bardzo mocno. On zatoczył się i złapał za nos. Podciągnął nim.
- Okłamali mnie z nadzieją że, uwierzyłem i przestanę chcieć, muszę leczyć się na ból i strach.
Gdzie jest człowiek który z siebie sam pokaże mi jak? – Membu znowu się zaśmiał i spojrzał pogardliwie na Baru. On wyprostował się i odsłonił zakrwawioną twarz. Z nosa ściekał strumyczek karmazynu. Chłopak otarł usta rozmazując krew jeszcze bardziej.
- Chodź… - wyciągnął dłoń do Białowłosego. – Pokaże Ci jak… - wyszeptał i podciągnął nosem. 
          Membu zaczął szukać po omacku ściany, szukał czegoś za sobą. Trafił, trafił i z niedowierzaniem patrząc na Baru zjechał po niej. Jego uśmieszek zniknął, w oczach pojawiło się zagubienie.
- Nie Twój ojciec, nie matka, nie Tin i nie Tristan… Ja – dodał Czarnowłosy i znowu, powoli, ruszył w stronę chłopaka.
CDN.

1 komentarz:

Tin pisze...
Złapała się za głowę, zasłaniając uszy dłońmi. - Jak możesz to ożywiać. - Wymruczała boleśnie, przeciągle. - Podły. - Dodała nie tyle z pogardą, co z irytacją. - Ja powiem Ci sekret, a Ty mi go zwrócisz. - Zaczęła mówić szybko, niewyraźnie, niecierpliwie.

9 stycznia 2015

Klęska wiary, fale strachu. [Tin]

9 stycznia 2015

Klęska wiary, fale strachu.

Dziki ryk niósł się po niewinnym śniegu, karcąc go za istnienie. Uderzał o drzewa, ganiąc je za brak rozpaczy. Dotykał nieba, próbując je zawalić. Otulał szukające jedzenia lisy, napawając je strachem.
Dziki ryk wydobywał się z jej gardła, raniąc każdą komórkę, wdzierając się do uszu, plącząc włosy, rozsadzając czaszkę. Przemieniając w zwierzę.

I niby wszystko jest
Tak jak powinno być
Za chwilę zbudzi mnie
Szary świt
Tylko dlaczego ja
Z takim nieludzkim strachem
Nie potrafię

Pogoda była okropna, tak samo zresztą jak nastrój Tin. Musiała ona przybrać ludzką postać, by przeczytać dostarczony jej liścik, przez co marzła niesamowicie, niechroniona puszystym futrem. Dziewczyna skuliła się przy skale by osłonić się przed wiatrem. Potarła dłonie o siebie, by móc ruszać palcami i wyjęła z kieszeni zmiętą karteczkę. Rozłożyła ją i czytała. Bum, rozległo się głośne dudnienie w jej głowie. Wodziła wzrokiem po słowach, udając przed samą sobą, że nie wie o czym do niej napisano, rzuciła papier w śnieg, zadeptała ją butem najdokładniej jak mogła i wpatrywała się w miejsce, w którym ów papier zniknął dzikim, groźnym spojrzeniem. Chcąc, czy nie, widziała. Znała odpowiedzi na pytania stawiane sobie dla pozoru bezpieczeństwa. I rozpadła się na kawałki.

Trudno to zrozumieć
Lecz nic nie daje siły by żyć
Jakaś misterna część
W konstrukcji zdarzeń
Pękła
 
Zaczęła krzyczeć. Nie, to nie był krzyk. To był ryk dzikiego zwierzęcia, które nie ma już niczego do stracenia. Okrutny, przeszywający dźwięk. Wydzierała się na wszystko dookoła. Nie czuła się słaba, wręcz przeciwnie, rzuciła się do biegu, po drodze zmieniając postać na wilczą i po chwili dopadła błądzącego po śniegu jelenia. Chwyciła w zęby jego szyję i zagryzła bezlitośnie, jeszcze przez chwilę pastwiąc się nad jego ciałem, jak nigdy wcześniej. Ryczała, gryzła i szarpała pazurami nieruchomą masę, odrzucając wszystkie myśli. Dopiero gdy opadła z sił ponownie przemieniła się w człowieka i, leżąc na ciele jelenia, wdychając jego ciepły zapach i brudząc dłonie, włosy i twarz ciepłą krwią krzyczała na cały głos, choć gardło miała zupełnie zdarte. - Nigdy Ci tego nie wybaczę! Nigdy, rozumiesz, Baru? Jeśli coś mu się stanie... - Na zmianę wypowiadała te słowa zanosząc się niekontrolowanym szlochem, choć płakać wcale nie chciała. Miała ochotę gryźć, szarpać, walczyć. Tak bardzo chciała zrozumieć Baru, ale nie mogła. Po prostu nie mogła uwierzyć w to, że ktoś może tak bardzo ją skrzywdzić z premedytacją, a przy tym narażać własne życie. Podniosła się, na chwiejnych nogach podeszła do najbliższego drzewa i zaczęła uderzać w nie zaciśniętymi pięściami z całej siły. Po chwili krew zabitego jelenia zmieszała się z jej własną, skóra na dłoniach popękała, kości kruszyły się jak szkło.

Chciałem zreperować świat
A oto widzę, że sam
Jestem jednym z tych cholernych drani i świń

I zobaczyła postać. Białowłosego, jej Wilka, którego tak skrzywdziła, i za którego mogłaby w tamtej chwili umrzeć. Odchodził, nie widziała jego twarzy, znikał pomiędzy drzewami. Ramiona Tin opadły wzdłuż jej tułowia jak kłody, krew z dłoni kapała na śnieg, zmieniając jego kolor na truskawkowy, a dziewczyna biegła w stronę zjawy potykając się, przewracając, co chwila tracąc równowagę. Błagała, krzyczała, próbowała się tłumaczyć. Boże, przecież jedyne czego chciała, to rozmowy. Chociażby ostatniej. Nic z tego. Jej noga zaczepiła się o korzeń, twarz wylądowała w śniegu, wyczerpane ciało znieruchomiało.

Dopiero teraz wiem jak nisko upada
Kto nie wypełnił swego czasu w pokorze
Oto dlaczego tak się obawiam
Że za minutę trzeba będzie wstawać i żyć

Otworzyła oczy, gdy było już ciemno. Czuła przyjemne kołysanie, co więcej, wcale nie było jej zimno, choć przez kilka godzin leżała w śniegu. Miała wrażenie, że ktoś usypia ją do snu jak dziecko, nikogo jednak nie widziała.

Szeroka droga
Nie była moja
Jasna siła
Utracona

To las, las ją tulił. Las kołysał, uspokajał skołatane nerwy, opiekował się tymi, którzy zbłądzili. Dobrze, Tin. Ciepłe szepty muskały jej ucho. To jego kolej by wybaczyć.




Na pewno czułeś kiedyś wielki strach
Że oto mija twój najlepszy czas
Bezradność zniosła cię na drugi plan
Czekanie sprawia że gorzknieje cała słodycz w nas
Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept
Tak trudno znaleźć drogę w ciepły sen
Słowa zlewają się w fałszywy ton
Gdy nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd
Okłamali mnie z nadzieją że
Uwierzyłem i przestanę chcieć
Muszę leczyć się na ból i strach
Gdzie jest człowiek który z siebie sam pokaże mi jak
Kto pokaże mi jak?



[To nie miało być ładne ani fascynujące. Tylko mi smutno. I tak wyszło.]

7 stycznia 2015

Ostatnie spotkanie [Baru Saya]

"Moi drodzy, nie chcę owijać w bawełnę. Na początku chciałbym przeprosić, przeprosić za to, że nie miałem odwagi powiedzieć Wam tego w oczy..."
<_Baru_> Basior był dziś bardzo niespokojny, chodził po polanie od jednego drzewa do drugiego, dziś pełnia. Rozejrzał się i usiadł wydychając głośno powietrze. Miał nadzieję, że Seiye się jednak pojawi.
<Seiye> Siedział w swojej grocie rozmyślając nad przebiegiem wszystkiego, nie wiedział czego ma się spodziewać ale mimo to był gotowy na wszystko. Kiedy już wyszedł z groty od razu wzbił się w powietrze kierując się na polanę gdzie zwinnie omijając gałęzie wylądował na granicy polany - witaj Baru i mam nadzieję że jesteś gotowy
<_Baru_> Spojrzał od razu w jego stronę i wstał. Kiwnął łbem. - Też mam taką nadzieję. Możemy... możemy nie tutaj? Nie chciałbym świadków - dodał i zagryzł kły.
<Seiye> skinął łbem na znak że rozumie - wiec chodźmy... - najlepszym miejscem wydała sie grota Seiye do której właśnie zaczął zmierzać, tam bynajmniej miał nadzieję że nikt im nie przeszkodzi
<Aldieb> - Salve. - Przywitała, się wychodząc zza wysokich pni drzew. Jej szare oczy powędrowały od Baru do skrzydlatego wilka. Kącik ust uniósł się w subtelnym uśmiechu, a dziewczyna podeszła bliżej, wychodząc z mroków lasu.
"...Przeprosić  za to, że możecie uznać to za puste słowa, przecież są tylko napisane. Za to, że bałem się waszej reakcji, że brałem pod uwagę kogokolwiek sprzeciwy. Właśnie z tych powodów możecie jedynie przeczytać to, co chcę Wam przekazać. Wyruszyłem na ostatnie spotkanie z Membu. Czemu ostatnie? Bo tylko jeden z nas może wrócić.

Chcę podziękować, tym obecnym i już nieobecnym. Podziękować za cierpliwość i wyrozumiałość. Podziękować za ciepło, za pomoc. Za głośny śmiech, za wibratory, za wygłupy, za narkotyki, za przygody, za sylwestra, nawet tego nie udanego, za Wigilię, za prezent marchewkę, za, za, za… Wszystkiego nie da się wymienić. Za to, że mam swój prawdziwy dom. Dzięki Wam wiem kim jestem i wiem dla kogo żyję. Żyję, no właśnie. Nie wiem, czy kiedy to czytacie jeszcze żyję. Mimo wszystko, dziękuję i przepraszam Was wszystkich i każdego z osobna. Dziękuję, że jesteście i przepraszam, że czasem mnie nie było."

<_Baru_> - Witaj Al, wybacz, ale musimy Cię opuścić... - powiedział z uśmiechem. - Zaraz będziemy - dodał i kiwnął jej łbem. Ruszył za wilkiem i po drodze przybrał postać jakszy. Na miejscu wyciągnął z skórzanej sakwy, powieszonej przy boku kilka kopert. Pokazał je Seiye. - Po wszystkim dasz to innym? Podpisane... - spojrzał na niego proszaco, nie chciał słyszeć teraz żadnych komentarzy.
<Seiye> spojrzał w kierunku dziewczyny przepraszająco - wybacz Aldieb... - normalnie by poleciał lecz niestety tym razem nie mógł, docierając do rzeki ruszył w górę docierając w końcu do wodospadu gdzie poprostu wskoczył na skałę a następnie przeszedł przez ścianę wody. W grocie było dość ciepło  i przytulnie za sprawą tego że cała była porośnięta mchem a we wnęce jednej ze ścian paliło się ognisko. Tam zaś spojrzał na Baru i na koperty które trzymał - przekażę... choć one nie będzie to konieczne wiesz?

"Dalio, Dalii, Biała… Tobie najwięcej zawdzięczam i Ciebie najbardziej przepraszam. Wiem, wiem i nawet nie mam zamiaru się tłumaczyć. Jesteś zła i będziesz. Mam jednak nadzieję, że wiesz dlaczego to robię. Chce Ci podziękować za to, że zawsze byłaś, że zawsze jesteś. Za to, że rozumiałaś mnie bez słów i za to, że nie zaczęłaś na mnie inaczej patrzeć pomimo tego co zrobiłem, co robiłem tym wszystkim ludziom. Dziękuję za Twój uśmiech, Twoje oczy. Dziękuję, że mogłem zwariować na Twoim punkcie. Dziękuję za zaczepki, drobne złośliwości i zadziorne uśmiechy. Jednak przede wszystkim dziękuję za naszego syna. Bardzo Ciebie przypomina, dziękuję i przepraszam. Przepraszam jeżeli przeze mnie zostaniesz z nim sama. Przepraszam, jeżeli przestanie mieć ojca. Przepraszam, jeżeli zostanę tylko wspomnieniem. Proszę… nie zapominaj o mnie, nawet jeżeli już nie wrócę. Proszę, nie zapominaj, że Cię kocham."

<_Baru_> Poklepał Seiye po łbie i nie skomentował. Po prostu usiadł. - Ładnie mieszkasz - uśmiechnął się do niego. - Możemy zaczynać? Mam coś zrobić?
<Seiye> westchnął tylko po czym usiadł dokładnie na wprost niego - od razu mówię że nie będzie to na początku dla ciebie przyjemne, będziesz czół łaskotanie w głowie, a może nawet ból... ale mimo tego pod żadnym pozorem nie wolno ci przestać patrzeć w moje oczy rozumiesz? - w czasie kiedy to mówił uniósł łapę do góry a kiedy jego oczy zabłyszczały pojawiło się przy nich martwe ludzkie ciało - jeżeli uda się go pozbyć z twojego ciała będzie musiał się gdzieś podziać, to ważne by mógł przeżyć...
 
"Liam, synu. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o dzielnych wilkach? Teraz musisz być naprawdę dzielny! Najdzielniey ze wszystkich! Ucz się kontrolować zdolności, nie zapominaj o zadaniu, które dostałeś. Jeżeli uda Ci się stworzyć ogień i oddychać w jednym rytmie to będzie wielki postęp. Tata musi na trochę zniknąć, mam ważne sprawy do załatwienia. Pamiętasz? Dorośli mają czasem ważne sprawy i znikają. Pilnuj mamy, psoć się jej dużo i rozśmieszaj ją. Nie zapominaj o zabawie. Dziękuję Ci, że jesteś synku. Kocham Cię."

<_Baru_> Pokiwał głową, zaraz jednak zmarszczył czoło. - Seiye? Co Ty robisz? Miałeś mnie przenieść do mojej podświadomości, a nie się go pozbywać...
<Seiye> wiem Baru, to na wszelki wypadek wszystko się może zdarzyć pamiętaj o tym... i ja tam niestety będę z tobą ktoś musi cię z tam tąd zabrać - zamknął oczy skupiając się i przypominając wszystko - gotowy?
<_Baru_> - Nie, robimy tak jak ustaliliśmy wcześniej - przejechał palcami po przywieszonej przy boku pochwie od noża. - Mówiłem Ci przecież, On Cię nie wpuści tak daleko jak ja muszę iść, a ja mam swój sposób na wydostanie się. Gotowy - powiedział i spojrzał w oczy wilka.
<Seiye> nie zapominaj ze ja także mam swoje sposoby... patrz teraz dokładnie w moje oczy i pamiętaj nie wolno ci nawet mrugnąć! - kiedy już otworzył oczy miał przerażająco rozszerzone źrenice, dokładnie skupił się na oczach Baru a następnie zaś przerywając ciszę zaczął wypowiadać dziwaczne słowa niezrozumiałe dla Baru. Zdanie było bardzo długie mniej więcej w połowie Baru zapewne już odczuwał łaskotanie a następnie ból a ich oczy stopniowo stawały się czarne, kiedy już dotarł do ostatniego wyrazu obaj mieli
<Seiye> całkowicie czarne oczy i przenieśli się w podświadomosci Baru. Ich ciała zostały na miejscu żyły ale tak jakby były nieobecne duchow.
"Syriusz, Ser, Pleśniaku! Hah Ty kawalerze! Mam nadzieję, że kiedy zniknę to znajdzie się kto inny do grzania Ci mentalnie legowiska. Jednak kiedy wrócę, a ktoś taki będzie… Oj, wtedy się strzeż! Pamiętaj o Klusku, pilnuj go i skop dupę każdemu, kto nazwie go robotem. Dziękuję za dowartościowywanie, za wyznania, za nadzieję. Przepraszam, że nam nie wyszło, no cóż. A tak poważnie, Serku dziękuję za podnoszenie na duchu, za Twój wesoły pysk, twarz też. Trzymaj to Stado razem, tak jak do tej pory i nie odpuszczaj! Oczywiście nie zapominaj o swoim kochanku, a jak wrócę to pamiętaj o odpowiednim „poczęstunku” i powitaniu."

<_Baru_> Spojrzał w oczy i zacisnął lekko zeby kiedy poczół ból. Nic jednak nie odwróciło jego wzroku od oczu wilka i juz po jakimś czasie znaleźli się w czarnym pomieszczeniu. Baru rozejrzał się, było pusto, zero wspomnień. Spojrzał na siebie. - Seiye? Moje ciało, muszę tu mieć ciało inaczej mi się nie uda... - spojrzał na wilka, który stał obok.
<Seiye> było to dla niego męczące to co właśnie zrobił ale mimo to jakoś się trzymał - tym się nie martw Baru jeszcze chwila i będziesz miał ciało z krwi i te prawdziwe musiało zostać inaczej się nie dało - wyglądali tak jak w momencie gdy się przenosili lecz będąc w podświadomości Baru byli w tej chwili niczym duchy, byli przejrzyści... do czasu gdy zaczęli nabierać kolorów, a po kilku minutach byli już sobą mieli ciała tak jak przedtem - niestety nie wszystko działa tak szybko jakbyśmy chcieli, pamiętaj Baru też
<Seiye> o tym że mamy niewiele czasu... masz zaledwie 2 godziny potem opadnę z sił i oboje stąd znikniemy
<_Baru_> Ciało, które dostał było jego, jego prawdziwe. To z jaskini zniknęło, jeżeli nie zrobił tego Seiye, to zrobił to Pasożyt. Baru spojrzał na Seiye. - Tutaj nie istnieją Twoje prawa, tutaj on decyduje, uwierz, byłem w swojej podświadomości i znam Go lepiej niż Ty. - W tym miejscu negatywna enegia Membu odziaływała dużo mocniej na Baru, dlatego mógł wydawać się nie przyjmeny. Chłopak rozejrzał się. - Teraz wiem dlaczego tyle milczał, przygotował to miejsce... Normalnie pełnoby tu było wspomnień... - powiedział
<_Baru_> i ruszył przed siebie. Zerknał na Seiye. - Ty możesz już znikać, teraz mam swoje ciało i tu nie ma znaczenia kto mnie sprowadził.
"Asmdeusz i Ves, Ves i Asmo… Wy spadliście z jednego księżyca. Oboje wkręcaliście mi różne różności na temat ludzkich przedmiotów, oboje powodowaliście szeroki uśmiech na moim pysku. I Tobie Ves, i Tobie Asmo dziękuję za to. Jedyne za co mogę przeprosić, to, że nie na wszystko się nabierałem heh. Mam nadzieję, że kiedy wrócę, przywitacie mnie tabunem dziwnych „cosiów” i nawciskacie najróżniejszych kitów na temat ich działania czy pochodzenia. Dziękuję Wam, że jesteście."
<Seiye> czuł się się tam nieswojo, rozglądał się tak jakby wypatrywał zagrożenia ale mimo to coś jednak wyczuwał coś co go bardzo przytłaczało coś co nie mogło się uwolnić - wspomnienia gdzieś tu są... czuje je... a zniknąć nie mogę, jeżeli ja to zrobię znikniesz i ty - nie było to prawdą... powiedział tak ponieważ miał też swoje plany
<_Baru_> - Pewnie, że są ... za drzwiami - pomieszczenie w którym się znajdowali to długi czarny korytarz. Pełno było w nim drzwi. Baru chwycił jedną z klamek i pociągnął. - Zamknięte... - nie zdziwiło go to ani trochę. Pasożyt się przygotował. Chłopak spojrzał na Seiye. - Miałeś przekazać kopert, idź - powiedział, narazie spokojnie. - Dobrze wiem, że nie zniknę. Nie wypuści mnie.
<Seiye> westchnął słysząc jego słowa - wybacz ale nie mogę... a kopertami się nie martw, trafią do swoich adresatów - wiedział co mówi ponieważ grota w której zostały koperty była zaczarowana i jeśli coś do kogoś było zaadresowane, to w niewyjaśniony sposób w ciągu kilku godzin trafiało w odpowiednie ręce. Seiye rozglądał się wszędzie rozmyślając nad tym co on sam planował już dawno, nie zamierzał o tym mówić Baru gdyż ten by się nie zgodził, w pewnej chwili poprostu się zatrzymał i już nie szedł dalej
"Raksha, Raku, siostro Ty moja… Mendo… Hah. Tęsknię za Tobą pisząc to wszystko. Wiem, masz swoje sprawy, każdy ma. Nie umiem się na Ciebie gniewać i właśnie za to chce podziękować. Nie zrobiłaś nic nadzwyczajnego, nic wielkiego. Po prostu byłaś, słuchałaś, rozmawiałaś, ostrzegałaś. Dziękuję, za to, że traktujesz mnie jak brata. Za to, że mimo tej mrocznej otoczki z łatwością przychodzi Ci pomaganie. Za to jaka jesteś. Przepraszam, że mało kiedy mogłem Ci pomóc. Przepraszam za roztrzepanie i moje głupie pomysły. Proszę, pamiętaj o Stadzie, pamiętaj o Dzieciach Nocy. Proszę pomóż Al. Jeżeli nie wrócę pomóż Dalii i Liamowi, jeżeli nie wrócę, pomóż znaleźć zastępcę na moje miejsce. Tylko nie smuć się za długo, jesteś przecież silna. Kocham Cię siostrzyczko."

<_Baru_> Nic nie powiedział, bowiem na korytarzu rozległy się kroki. Spojrzał gwałtownie w ich stronę. - Kłamca, kłamca... - coś nagle wyszeptało do ucha Seiye i zaśmiało się złośliwie. Już zaraz przed jego pyskiem stał białowłosy chłopak. Jedno jego oko było żółte, drugie błękitne. Uśmiechnął się szeroko do wilka i spojrzał prosto w oczy. - Jesteś Seiye taak? - zapytał głosem niczym nie z tego świata.
<Seiye> Seiye zaś słysząc a po chwili widząc Membu zamknął oczy i cicho się zaśmiał - tak jestem Seiye a ty zapewne jesteś Membu i właściwie miałem nadzieję że zobaczę kogoś bardziej przerażającego... - otworzył oczy i tym samym w typowy dla niego sposób się uśmiechnął. Od samego początku będąc tam wiedział czego może się spodziewać tym samym ciężko będzie go zaskoczy.
 
"Aldieb, Alu, Al. Chyba więcej tych licznych pseudo nie używałem. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja wspólnie planować różne atrakcje. Nawet jeżeli nie, to chciałbym podziękować. Zawsze dbałaś o rozwój Stada Nocy, dziękuję, że i mi pozwoliłaś stać się częścią jego głowy. Dziękuję za wyrozumiałość w sprawach libacji alkoholowych, których, no cóż, często bywałem organizatorem, oczywiście i za to przepraszam.  Dziękuję za docenianie, ale pamiętaj, że incydentu z rasizmem nie zapomnę. Ten plus za mało będzie Cię prześladował! Dziękuję Ci za wszystko i przepraszam, jeżeli kiedykolwiek nawaliłem."

<_Baru_> Osobnik przyjrzał się dokładnie usmieszkowi wilka i znowu spojrzał w jego oczy. Zacmokał i pogroził mu palcem. - Mama Cię nie uczyła, że nie ocenia się książki po okładce? - uśmiechnął się cynicznie. - Daj mu spokój - odezwał się Baru i zmarszył czoło. Nie uzyskał jednak reakcji.
<Seiye> słowa Membu wywołały w nim tylko kolejny śmiech - matka mnie niestety porzuciła więc daruj sobie lepiej słowa o których sam zapewne nie masz pojęcia - przymrużył tylko oczy które zabłyszczały, nie bał się patrzeć mu w oczy nie był on niczym przerażającym.
 ...
W tym momecie Baru już wiedział. Seiye wpadł w zasadzkę. Jego wilcze ciało osunęło się na ziemię, a białowłosy chłopak nadal uśmiechał się cynicznie.
- Śpij, słodko śpij... - zaśpiewał mu i zaśmiał się znowu. Użył swoich zdolności. Seiye właśnie wrócił duchem do jaskini, do swojego ciała. Membu przez spojrzenie mu w oczy przenósł Go do równoległego świata, a wilk nie był już z nimi. Jedynie myślał, że nadal jest i dalej toczył swój bój. Ocknie się w swojej jaskini, myśląc, że wraca razem z Baru z udanej "misji". Baru jednak nie będzie, ani duchem, ani ciałem. Na ziemi zostanie jedynie koperta zaadresowana do Seiye.
"Seiye, Sei. Dziękuję. Dziękuję za to co zrobiłeś i przepraszam. Przepraszam za zachowanie w podświadomości. Pod wpływem Pasożyta  bywam bardzo wredny. Dlatego musiałem iść sam. Nie byłbyś tam bezpieczny. Przepraszam, jeżeli będziesz się obwiniać. To nie Twoja wina, nie powiedziałem Ci wszystkiego. Membu ma pewną zdolność. Służą mu do tego oczy, kiedy w nie spojrzysz… no cóż. Przepadasz. Pasożyt tworzy wtedy aluzję w Twojej głowie, bardzo realną. W rzeczywistości Twoje ciało leży nieruchomo z szeroko otwartymi oczyma, a Ty nawet nie wiesz, że siedzisz w swoim umyśle. Kiedy to czytasz jesteś już wolny od tej techniki. Przepraszam, ale wiedziałem, że nie będziesz mnie chciał zostawić samego. Proszę, zajmij się szkoleniem Liam’a, tak jak robiłeś to dotychczas. Dziękuję za wszystko."

Czarnowłosy chłopak spojrzał na znikającego Pasożyta swoimi fiołkowymi oczyma. Spojrzał na długi, czarny korytarz i westchnął.
- Witaj moja podświadomości... - teatralnie rozłożył ręce. Zaraz je opuścił i ruszył czarnym tunelem...
"Tin… Przepraszam, musiałem."

CDN. 
[Taka moja drama. Baru nie ma, mnie nie ma. Mam pełno roboty i spraw do nadrobienia. Jeżeli pojawię się na Evencie to pod postacią innego stworzontka.]

 

4 komentarze:

Tin pisze...
[Boże, Baru, Ty to jednak. Serce mi waliło podczas czytania i dłonie się trzęsły, naprawdę! Tak pięknie tworzysz nastrój. Wracaj szybko i pisz dalej.]
[Nie powiem, połowa listu do Sera to jakaś kurde gejoza, co mnie rozbawiło. Choć nie na tyle, by się śmiać. Dla mnie to w sumie szok... Jak nie wrócisz, to ja Cię jakoś dopadnę, serio. Nie możesz mnie tak zostawiać, Mendo. /Syriusz.]
Aldieb pisze...
Przeczytała wstęp i przeznaczony dla niej list. Szare tęczówki śledziły linijki drobnego tekstu, kiedy szybko pochłaniała wzrokiem kolejne słowa. Jej twarz nie zmieniła wyrazu, jedynie spojrzenie stało się jakby nieco chłodniejsze. Kiedy skończyła, uniosła oczy, jednak nie było nikogo, komu mogłaby odpowiedzieć. Za to w głowie pojawiła się plątanina nieprzyjemnych myśli. Jedna za drugą, każda pociągała kolejną, tworząc chaos, jakby zbierały się chmury burzowe.
Dziewczyna nadal skryta pod fasadą zimnego spokoju zmięła w rękach kartkę papieru. Nic nie powiedziała. Zacisnęła jedynie wargi i bez słowa odeszła.
Rakshasha pisze...
Pantera nie była dziś sobą, bo jak mogła, przeczytawszy coś takiego? Długą chwilę gapiła się na zapisaną kartę z pustką w sercu i niedowierzaniem w ślepiach, póki emocje nie zaczęły przedzierać się przez beznadzieję i atakować zszokowany umysły.
Róg listu zajął się ogniem, ale przygasiła go łapą, ledwie odczuwszy swąd spalenizny, ukłucie poparzenia czy ból w piersi. Odwróciła się od słów, które wciąż brzmiały w myślach, od białej karty, która zdawała się podążać wciąż za nią. Wybiegła z jaskini, pędziła przed siebie, jakby goniło ją stado diabłów, a burzowe chmury lunęły deszczem, przemaczając panterę do ostatniej warty miękkiego futra. Biegła dalej. Biegła, póki ból w łapach nie zmusił do zatrzymania na krawędzi nieznanego jej klifu - czyżby tak daleko pobiegła? Spoglądała w dół, na płynącą rzekę i nawet nie próbowała odróżnić, czy ból rozpierający jej pierś pochodził od magii, czy od burzy uczuć, których nie chciała rozumieć. Woda spływała po czarnej sierści, słone krople co rusz dostawały się do rozwartego pyska, z którego dobiegał nierówny oddech.
Przymknęła zaszklone ślepia, zacisnęła szczęki. Burza rozszalała się na dobre, jej skrzydła leżały bezwładnie przy bokach, a ona sama wyglądała jak posąg, nieruchoma, twarda, nawet dawne wrażenie mroku wokół jej osoby powróciło.
"Wrócisz, Mendo" - zabrzmiały w czaszce silne słowa. - "Zaopiekuję się nimi do Twojego powrotu, bracie." - I miała już tylko nadzieję, że jakimś cudem do niego dotarły, że starczyło jej magii, która zaniosłaby te słowa, choćby same ich echo...
Zawróciła, miała obowiązki do wypełnienia, obietnice do dotrzymania. Musiała być silna.

[Mini drama w odpowiedzi.
Przeczytałam już wczoraj, ale dopiero dziś coś wydusiłam. Się, kurdę, wzruszyłam...]

6 stycznia 2015

Event: "Poszukiwania zaginionego Orzecha" - Wprowadzenie.

6 stycznia 2015

Event: "Poszukiwania zaginionego Orzecha" - Wprowadzenie.


[21:43:55] <Tin> Tym razem już nie spadła, lecz zeskoczyła z drzewa. Chyba coś ją niesamowicie nurtowało w tych gałęziach. W każdym razie zabawnie wyglądała, dość niezgrabnie lądując w śniegu pomieszanym z błotem. Otrzepała się i podeszła do obecnych na polanie. - Przepraszam, że zniknęłam. Al, można Ci jakoś pomóc?
 [21:46:22] <Aldieb> Nic się nie stało, Tin. - Uśmiechnęła się, widząc wilczycę. Wyciągnęła łapki, by zanurzyć palce w jej gęstym, grubym futrze. - Już nie trzeba. Arjuna i Serek mi pomogli. Jak im powiedziałam o ranie, to zanim zdążyłam policzyć do trzech, Serek natychmiast pobiegł po bandaże i inne środki do odkażania, a Ar od razu zabrała się do leczenia. - Uśmiechnęła się na to wspomnienie, przyjaciele niesamowicie poprawili jej humor.
[21:54:24] <Tin> - To dobrze. Dobre wilki. - Uśmiechnęła się i położyła się z łbem na kolanach Al. Westchnęła głęboko, z przesadą, teatralnie. - Nie mogę ich znaleźć, ahh. Ehh. - Powiedziała tajemniczo, czekając, aż zostanie spytana o co chodzi. Taka z niej bestia.
[21:57:52] <Tin> Zamachała ogonem radośnie na to pytanie, jednak bardzo się starała wyglądać na nieco zasmuconą. Średnio jej wychodziło. - Orzechów. Podobno kryją się w drzewach, a leśna babcia dała mi wspaniały przepis na pieczone orzechy. Ehh. Ahh. Tak wspaniale pachną.
 [21:59:24] <Arjuna> - Już jestem. - Wróciła do zgromadzonych. - Przepraszam, że tak sobie poszłam bez słowa, ale musiałam iść się przejść. - Dostrzegła Tin i Baru. - Ohayo Baru, Tin. - Uśmiech.
 [22:00:04] <Aldieb> Zachichotała pod nosem, nadal przeczesując palcami sierść wadery. - Wiewiórki je tam ukryły. Chcesz ograbić je z zimowych zapasów?
 [22:01:26] <_Baru_> Basior wszedł na polanę, miał lekko rozcięty pysk, jednak nie groźnie. Ogólnie cały był upaćkany krwią, nie swoją. Oblizał pysk i ruszył do zebranych z lekkim uśmiechem. - Witam - skinął im łbem i usiadł. Spojrzał na palenisko.
[22:01:45] <Tin> - Cześć, Arjuno. - Uśmiechnęła się w stronę samicy. - No, ale Al. Ty nie rozumiesz. One nie potrafią ich tak przyrządzić. Ja się chętnie z nimi podzielę. Tylko trzeba znaleźć te skarby. Miały być gdzieś pomiędzy gałęziami, tak mi powiedziała. Widziałaś je tam? - Spytała szeptem, jakby zdradzała jakąś tajemnicę.
 [22:03:45] <Aldieb> Uniosła spojrzenie na czarnego wilka. - Salve, Baru. - Przywitała się z uśmiechem na ustach. Wróciła spojrzeniem do Tinki, pochyliła się lekko i także zniżyła głos do szeptu. - No nie wiem, ja ich nie szukałam. A nie dała Ci może jakiejś mapy? Wiesz takiej, jak te mapy piratów do zaginionych skarbów?
[22:06:06] <_Baru_> Spojrzał po wszystkich, był trochę jakby zamyślony. Uśmiechnął się szerzej nagle. - Co tam u was? Ładny tłok dziś mamy... - kiwnął łbem zadowolony.
[22:07:42] <Tin> Spojrzała na Baru. Na początku trochę się zdziwiła i stwierdziła, że spyta o co chodzi kiedy skończy opowiadać o orzechach. One były teraz najważniejsze. Ale Baru dziwnie się zachowywał. - A, racja! - Zakręciła ogonem, zastrzygła uchem i przed nimi pojawiła się wspaniała, stara mapa wyryta w kamieniu, na której zamiast znaku X widniał pięknie uwieczniony, monumentalny orzech. - Spójrz, to na pewno tu!
 [22:09:13] <Aldieb> O! - Stwierdziła bardzo mądrze, zaskoczona nagłym pojawieniem się mapy. - O, o! - Dodała, wskazując palcem na orzechowy znak. - To na pewno to. Ale wiemy gdzie to jest?
 [22:10:13] <_Baru_> Zastrzygł uchem słysząc o jakiś mapach i spojrzał w stronę Tin i Al. Milczał, jednak nadal starał się utrzymać uśmiech na psyku, no cóż, wyglądał przekonująco.
 [22:11:11] <Asmodeusz_> - Nie kłamcz. - Mruknął, siadając obok Baru i przeciągając się. Wyglądał przy nim dość.. Okropnie. Przyglądał się chwilę Tin i Al z lekko przekrzywionym łbem. - Siema.
[22:11:55] <Arjuna> Siema As. - Usmiechnęła się w jego stronę
[22:12:16] <_Baru_> - Asmo - teraz nie musiał się starać o szeroki uśmiech, sam się pojawił. - Ale Ty wyglądasz, gorzej niż zwykle - zaśmiał się do niego i wyszczerzył na koniec.
[22:13:12] <Tin> Przyjrzała się mapie, przekręcając kamień na różne strony. - Tak, sądzę, że to nawet na pewno jest to. Jest nawet opisane. Siódma gałąź od lewej na drzewie numer 2, góra przy Dużej Górze, Ale Nie Największej. Orzechowo Małe. Słyszałaś o takiej miejscowości? - Rozejrzała się dookoła. Widocznie uznała, że obecni są godni zaufania i odezwała się nieco głośniej. - Spójrzcie, jeśli chcecie.
 [22:13:49] <Aldieb> Salve, Smosia. - Przywitała się przekręcając głowę, by spojrzeć na wilka. Pomachała mu ręką, na moment wyjmując dłoń z gęstego futra Tin.
 [22:15:01] <Asmodeusz_> Naprawdę, słuchanie innych czasami było.. Dziwne. Potrząsnął łbem i uśmiechnął się lekko do Baru. A potem wysoko unosząc łapy jak jakaś pseudomodelkakoń na konkursie podreptał do Al i usiadł obok niej. Położył łeb na jej ramieniu. - Głaskaj. Prooszę. I co Wy wyprawiacie? Szukacie orzechów?
 [22:16:05] <Aldieb> Pierwsze słyszę. Może to nazwa drzewa? Wiemy w ogóle czy to jest na terenie Stada? - Przerwał jej kosmaty łeb Smosi. Zaśmiała się lekko i wyciągnęła do niego jedną dłoń, zaczęła drapać go za uchem.
 [22:16:57] <_Baru_> Basior zaciekawiony nagłym poruszeniem spowodowanym jakimiś orzechami podszedł do zebranych przy mapie i sam na nią spojrzał. Przekrzywił łeb. - Co to właściwie jest? - zastrzygł uchem.
[22:17:10] <Aldieb> I tak. Szukamy orzechów. Tin dostała mapę od Leśnej Babki. I przepis.
[22:17:58] <Asmodeusz_> Zabrał łeb z jej ramienia i położył się obok Al żeby miała łatwiej. Gapił się wciąż na mapę. - A może to w Wygwizdowie Małym? Też niedaleko.
[22:18:05] <Aldieb> Mapa. - Zirytowała się nieco, że każdemu z kolei trzeba wszystko tłumaczyć. Wydęła policzki. Nadal jednak nie przestawała głaskać dwóch włochaczy.
[22:18:11] <Arjuna> Samica podeszła do zgromadzonych bliżej.- Czego tak uważnie szukacie? - przekręciła łeb.
[22:18:27] <Tin> - Nie wiem, Al. A leśna baba zniknęła, gdy mi to dała. Chyba nie uda nam się jej znaleźć i spytać. - Przysunęła mapę bliżej Asmo, by ten mógł lepiej widzieć. - Nie takich zwykłych. I ciszej, wiewiórki usłyszą. - Spojrzała na Baru. - To mapa do orzecha. - Przeniosła spojrzenie na Asmo. - Nie, nie, to na pewno Orzechowo Małe.
[22:20:21] <_Baru_> Zmieszany spojrzał jeszcze raz na mapę i zrobił zdziwioną minę. - Mapa do orzecha od leśnej babki... - powtórzył i zaśmiał się pod nosem. - Ciekawe co to za orzech skoro prowadzi do niego mapa i to od leśnej babki
22:21:13 <Asmodeusz_>- Tin, powiedz, miałaś jakieś badanie ostatnio? - Zaśmiał się cicho, przyglądając się uważnie mapce. - A to, to to ja widziałem. - Pokazał nosem na bliżej nieokreślony element na mapie.
22:22:06 <Aldieb> Które, to? - Zapytała, nagle bardziej ożywiona.
22:24:26 <Tin>- Miałam mieć, ale po co... - Mruknęła, nie odwracając wzroku od mapy. - Co?! Któro widziałeś?
22:26:18 <Asmodeusz_>- No to. - Podniósł się trochę i nosem wycelował w nabazgrany w kamieniu obrazeczek. Przedstawiało to jakiś kamień i drzewko obok i trochę na nim. - Znajdziecie to swoje wygwizdowie z moją pomocą czy nie chcecie? - Wyszczerzył się trochę, znów kładąc jak wcześniej.
22:27:01 <Tin>[Jakiś kamień i drzewko obok i trochę na nim? XD]
22:27:14 <Tin>[W sensie drzewko trochę na kamieniu?]
22:27:26 <Arjuna>- O chętnie pomogę szukać. - Uśmiech
22:27:29 <Tin>[Trochę obok a trochę na?]
22:28:55 <Tin>- Oh, to cudownie. Naprawdę wspaniale. - Co prawda wizja dzielenia się orzechem z taką ilością osób wydawała się średnio kusząca, ale przecież trzeba go było najpierw znaleźć. - Pewnie. Każda pomoc się przyda. - Posłała uśmiech Arjunie i Asmo. - Baru, piszesz się? O, rety. Taką ekspedycję trzeba zaplanować, przecież to będzie historyczne.
22:28:58 <_Baru_>- No jak są tam drzewka to i ja mogę pomóc szukać - wzruszył barkami i tak nie miał lepszej roboty
22:29:17 <Asmodeusz_>[ no, drzewko obok kamienia i trochę na ;_; ]
22:29:27 <Tin>[A, no i wszystko jasne.]
22:29:34 <Aldieb>Tinka, nie znasz się. - Pacnęła ją w ucho. - Najlepsze są akcje spontaniczne.
22:30:01 <Asmodeusz_>- A te orzechy to dobre chociaż?
22:30:08 <Asmodeusz_>[ no widzisz jak Ci umysł rozjaśniłam <3 ]
22:31:14 <Tin>- Tak myślisz? Hmm, no dobrze, dobrze. - Pomruczała chwilę pod nosem, uzgadniając sama ze sobą szczegóły. - Żartujesz? Najlepsze! Nie mówcie, że nigdy nie czuliście tego apetycznego zapachu pieczonego orzecha z lasu. Taki orzech to tylko raz na pół roku się zdarza!
22:32:51 <_Baru_>Spojrzał na Tin nieco zdziwiony jej nadmiarem energii, mimo wszystko uśmiechnął się. - No ja nigdy orzecha nie jadłem więc chyba najwyższa pora, kto wie kiedy mnie za tamten świat ześlą i nie będzie już okazji... - zaśmiał się i wstał żwawo. - Ale, że już idziemy? - spojrzał po wszystkich.
22:33:56 <_Baru_>na tamten*
22:34:07 <Tin>- Podsumowując. Siódma gałąź od lewej na drzewie numer 2, góra przy Dużej Górze, Ale Nie Największej. Orzechowo Małe. Kamień i drzewko obok i trochę na nim. Zapowiada się wspaniale. - Uśmiechnęła się szeroko. - Chyba nieee, dajmy orzechowi dojrzeć...



Z okazji Dnia Dziwaka w piątek, 9 stycznia odbędzie się event. Spotykamy się o godzinie 19:00, na Polanie w Lesie Śmierci.
Wszystkich serdecznie zapraszamy do udziału! c:
 

5 stycznia 2015

5 stycznia [Aldieb]

5 stycznia 2015


     Dziewczyna siedziała na kłodzie, grzejąc się przy rozpalonym ognisku. Płomyki ognia, tańczyły żwawo, posyłając w ciemniejące niebo iskry. Rzucając migotliwe cienie na jasną skórę i hebanowe włosy.
     W drzewie coś zaszumiało, zaburczało, zaskrzypiało, spadło kilka liści i po chwili na polanie pojawiła się Tinka. - Spadłam. - Oznajmiła, widząc Al i pozdrawiając ją uśmiechem otrzepała futro z ziemi. Podeszła do dziewczyny i usiadła obok. - Nieczęsto widuję Cię w ludzkiej postaci.
     Czarnowłosa podniosła rękę i zamachała wilczycy na powitanie. - Witaj, Tinka. - Uśmiechnęła się kącikiem ust. - Tak, to prawda, jakoś tak wyszło. Po za tym po przemianie gorzej by się goiły. - Odparła nieco niejasno, mając na myśli ranę, którą niedawno odniosła.
     Samica przechyliła łeb na bok, marszcząc swoje wilcze brwi. - Co by się goiło? W jakie krzaki wpadłaś? - Spytała zmartwiona.
     - W zabójcze. - Odparła Al, krzywiąc się nieznacznie. - Z dużymi, ostrymi kolcami. - Podniosła warstwy ubrań, żeby pokazać wilczycy opatrunki na brzuchu, na których widniały blade plamy zaschniętej krwi. Po skórze powiał chłodniejszy wiatr, więc szybko się zakryła. - Coś mnie zaatakowało. Ale nie wiem dokładnie co to było. - Zmarszczyła brwi. Zastanawiała się nad tym już od kilku dni i nadal nie potrafiła nic konkretnego wymyślić. - Nie wiem, coś pomiędzy duchem, a demonem. Tylko, że jedno i drugie zazwyczaj potrafię wyczuć, a od tego stworzenia nic nie wyczułam. I właściwie nawet nie wiem czego chciało i czemu jeszcze żyję. - Przyłożyła dłoń do czoła, czując nagły ból głowy. Syknęła cicho. - Straciłam pamięć, nie mam pojęcia co się działo, po tym jak ta istota mnie raniła i nie wiem jakim cudem trafiłam do swojej jaskini.
     - O, Al. - Mruknęła, trącając ramię dziewczyny nosem. - Dowiesz się tego. Jeśli będzie trzeba, pomożemy Ci. - Usiadła w taki sposób, by osłaniać Aldieb przed wiatrem.

***
     Skrzydlata wilczyca szła w kierunku polany po śnieżnym puchu, który skrzypiał pod jej łapami. Mrucząc coś pod nosem doszła do kresu swej wędrówki. Weszła na polanę i rozglądając się nikogo nie zauważyła. Udała się dalej i dostrzegła blask ognia, a jego blade światło padała na... człowieka? Tak, na te istoty, których tak nie znosiła. Na jej pysku pojawił się grymas obrzydzenia. Po chwili przypomniało jej się, że sporo członków posiada przemianę. Zaczęła węszyć. - Al. - Westchnęła i mimo wszystko pojawił się na jej pysku uśmiech. Cóż, ona mogła nie znosić ludzi, ale jeżeli to była przemiana kogoś z członków nie miała nic do gadania, bowiem to nie była jej sprawa i również owa przemiana nie była zakazana. - Ohayo Al. - Usiadła koło niej.
     - Salve, Ar. - Dziewczyna przywitała się, podnosząc głowę, wyrwana z zamyślenia. Uniosła kącik ust w delikatnym uśmiechu. Wyciągnęła ręce przed siebie, opierając podstawy dłoni o kolana, żeby ogrzać zmarznięte palce.
     - Ludzie. - Spojrzała w głąb ognia. -Jacy oni są słabi. - Owinęła jej dłonie w ogony by było jej cieplej. Miała nadzieję, że samica się na nią nie obrazi. Raczej każdy wiedział, że nieznosi tych istot. Jednak przemiany jej przyjaciół jej nie przeszkadzały, a opinie na temat innych członków trzymała do siebie. Ujawnienie ich było by złośliwe, a to nie wypadało. - Mam nadzieje, że nie masz mi za złe to co powiedziałam. - Spojrzała na przyciaciółke w ludzkiej postaci.
     - Nie, wręcz przeciwnie, zgadzam się z Tobą całkowicie. - Uśmiechnęła się lekko, wyjąła jednak dłonie i zamiast tego położyła je na miękkim, gładkim futrze. Nie było jej bardzo zimno, po prostu lubiła czuć przyjemne ciepło ognia na skórze.

***

     Tym razem nie przyszedł jako człowiek. Dlaczego? Bo po prostu nie. Miał wyjątkowo ochotę na rude futerko. I nie ma kurde gadania, że jak rudy, to przyjaciół nie ma. Machając leniwie puszystą kitą, wyszedł spomiędzy drzew i rozejrzał się. Uśmiechnął się, widząc Alutkę i zaraz do niej podszedł, ocierając się lekko o jej bok. -No cześć. - powiedział, siadając niedaleko niej, by móc się grzać i przy okazji w miarę wygodnie rozmawiać, bez potrzeby unoszenia niewygodnie łba.
     - Hej, Serek. - Uśmiechnęła się i pogłaskała lisa po łbie, zanurzając opuszki palców w gęste, miękkie futro. - Ale Wy się wymieniacie. Najpierw Tin, potem Ar, a teraz Ty. - Odchyliła się nieco, opierając się na rękach. - Nie dałoby się tak wszyscy naraz? Mam ochotę, żeby zagrać w HOTN. - Poskarżyła się, ubolewając nad swoim ciężkim losem.
     - Ale moje futerko jest bardziej aksamitne. - Zaśmiała się Ar, nagle wychodząc z cienia i patrząc na Serka. - Ohayo Serek. - Spojrzała na Al. - A wiesz? Też bym se zagrała, wieki w to nie grałam.
     - O, tak, tak. Byłoby świetnie. - Oczy dziewczyny wyraźnie się ożywiły. - Tylko trzeba wykombinować jakiś patyk albo butelkę.
     -Cześć, Ar. - przywitał się lis, przeciągając zaraz. -No bo my tak lubimy się wymieniać, sama rozumiesz... - nieważne, że to nie miało żadnego sensu. Słysząc Arjunę, zaśmiał się. -Ej, ej. Chciała byś moje futerko prawie nie śmigane. - pokazał jej koniec języka.
     Też wytknęła mu język. - Ale ja jestem samicą, my mamy lepsze futerko. - Zaśmiała się wesoło. - Patrz Alu. - Wskazała na dorodną gałązkę koło ogniska, która była idealna do HOTN. - Ta byłaby idealna.
     Przypatrzyła się gałązce. Z jednej strony koniec był grubszy, z drugiej cieńszy i rozgałęziony. - Rzeczywiście. - Uśmiechnęła się do wilczycy. Wyciągnęła rękę, by ją podnieść, pochyliła się przy tym lekko, jednak nagle się zatrzymała, czując silne ukłucie bólu. Syknęła i skrzywiła się nieco. - Za daleeeko. - Wyjęczała jakby była rozkapryszonym dzieciakiem.
     -W sumie nie przepadam za tą grą, bo jestem leniem. - mruknął Serek, znając życie i tak będzie grał, bo dziewczyny i w ogóle. Spojrzał na Al trochę zdziwiony, gdy się tak skrzywiła. - Ej... Coś nie tak? Coś Ci się stało? - spytał zaraz.
      Arjuna przybliżyła kijek w ich stronę ogonem. - Alu co się stało? - Przyjrzała się Al i bez jej zgody dotkneła jej pleców. - O cholera, jakie napięte. - zmarszczyła na chwile brwi. - Co ostatnio robiłaś w ludzkiej postaci?
     - Ja? Nic. Trochę umierałam. Potem spałam. Potem było lepiej, mogłam zacząć się ruszać. Yyy, no więc nie biegałam, starałam się tylko ostrożnie chodzić i siedzieć bądź leżeć. - Odparła trochę bezsensownie na pytanie, choć z jej punktu widzenia wszystko było logiczne.
     - Co...? - spytał Ser, nie bardzo rozumiejąc, co ona w ogóle chce im przekazać. -Czyli co konkretnie Ci się stało, bo jakoś nie zrozumiałem.
     Ar też nic nie zrozumiała z tej paplaniny. - Nie wiem o co ci chodzi, na ludziach się nie znam, oni mają swoich medyków. - Spojrzała na Al. - Jednak o jednej słyszałam zwała się grypa, o ile się nie mylę. - Zrobiła zamyśloną minę.
     Czarnowłosa ostrożnie sięgnęła po patyk i zaczęła obracać go między dłońmi. Skrzywiła się nieznacznie, nie lubiła się powtarzać, a dzisiejszego dnia zdążyła już opowiedzieć tę historię Tince. - Coś mnie zaatakowało. - Zaczęła po chwili ciszy - Nie wiem dokładnie co to było. I nie wiem też dlaczego jeszcze żyję, bo straciłam pamięć. Od momentu kiedy mnie zraniło. - Podniosła na moment ubrania, żeby pokazać partacko zrobione opatrunki na brzuchu. Rany były głębokie i w ciągu kilka dni nie miały prawa zdążyć się zagoić. Al powinna leżeć i się nie ruszać, mimo to nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Dlatego bandaże, mimo że niedawno zmieniane, znów zabarwiły się rdzawymi plamami.
     Lis skrzywił się, czując krew. Nie lubił tego zapachu, jakoś tak samo... -Poczekaj tu... Te bandaże trzeba zmienić, Mała. - powiedział i zaraz się podniósł, biegnąc w stronę jaskini. Tam powinien mieć jakieś bandaże, może jakaś apteczka też się znajdzie. Skoro czasem sam był łamagą, to miał z miasta.
     Al nie zdążyła nic powiedzieć, a ruda kita już zniknęła pomiędzy zaroślami. Zagryzła wargę. Sama znała podstawy pierwszej pomocy, uczyła się też kiedyś podstaw zielarstwa, no i była szamanką, także potrafiła zająć się drobnymi ranami, czy też przygotować wywar z ziół, który przyspieszyłby gojenie. Jednak rzadko kiedy miała do czynienia z poważnymi ranami, po za tym co innego było leczyć innych, a co innego siebie, szczególnie jeżeli było się pół przytomnym i miało się gorączkę.
     Arjuna wysłuchała uważnie jej opowieści. - Trzeba tym czymś się potem zająć. - Skrzywiła się, patrząc na jej rany. - Mogę się tym zająć i mam jakieś bandaże, ale skoro Serek już po nie pobiegł to trudno, poczekamy na jego bandaże. I owszem powinnaś leżeć, może nie znam się na ludziach, ale na pewno jak i wilk z takimi ranami powinnaś biegać, każdy głupi to wie. - Podeszła do niej bliżej.
     - Ar, co chesz zrobić...? - Spytała, niepewnie spoglądając na wilczycę. Wiedziała, że samica znała się na leczeniu, wiedziała też, że jej metody różnią się od tradycyjnych. Nie potrafiłą rozpoznać istoty, która ją zaatakowała, także miała pewne obawy, czy rana w zetknięciu z magią leczniczą Arjuny odpowiednio zareaguje.
     Serek wrócił po kilku minutach, już pod postacią ludzką. I tyle chociaż dobrego, że znalazł tę apteczkę. Przyklęknął przy Aldieb, rozkładając się ze sprzętem. W sumie kilka gaz, bandaży, rękawiczki... Kilka plastrów i woda utleniona. Takie serio najpotrzebniejsze rzeczy tylko miał, ale zawsze. -Ar, mam nadzieję, że się na tym znasz, bo ja to tak niezbyt... Nie mówiąc już o tym, że jak pod tą postacią siedzę i czuję jej krew, to robię się głodny. - zaśmiał się pod nosem, może trochę zażenowany.
     Spojrzała to na Serka, to na Ar, nieco zbita z tropu zamieszaniem, które stworzyło się wokół jej osoby. W gruncie rzeczy nie była przyzwyczajona, do skupiania na sobie całej uwagi, dlatego poczuła się dosyć nieswojo, chociaż jednocześnie cieszyła się, że przyjaciele się o nią martwią. Miała tylko nadzieję, że nie robi im kłopotu.
     Ar po chwili odpowiedziała na zadane jej pytanie. - Moje metody leczenia nie działają na ludzi tak jak powinny. Musze zużyć znacznie więcej siły, jakbym smoka próbowała leczyć. Więc albo codziennie po trochu, albo od razu z kiepskim skutkiem dla mnie. - Zaśmiała się. - To ostanie powiedziała dla żartu. - A teraz na poważnie. Szczerze? Tylko trochę. Ale wiem do czego służą bandaże i to coś białe miękkie. Jednak to coś w butelce nie, wole swoje medykamenty do odkażania. - Skrzywiła się patrząc na buteleczkę, gdzie było napisane "woda utleniona" w nieznanym jej języku.
     -Obudziłam się w formie ludzkiej i od tamtej pory się nie zmieniałam. Mam wrażenie, że mogłoby to źle wpłynąć na gojenie się. - Wyjaśniła dziewczyna, choć w sumie nikt o to nie pytał, jednak poczuła jakąś potrzebę usprawiedliwienia się przed Ar. - A to, to, nie gryzie. - Uśmiechnęła się lekko, widząc minę wilczycy. - No i wolałabym, żebyś się nie przemęczała. Wystarczy, żebyś spojrzała na ranę i powiedziała co o tym myślisz, no i pomogła mi w jej oczyszczeniu i założeniu opatrunku.
     Ar bez słowa podeszła od tyłu do Al i zdjęła z niej przebite jej krwią bandaże. Użyła swojej magii by lekko podleczyć jej rany, niestety jej sił starczyło tylko na tyle by przestały tak mocno krwawić. Więcej na dziś nie da rady - zdecydowała po tym jak poczuła się osłabiona. Następnie wyciągnęła z worka, którego dostała na gwiazdkę, pewien liść. Przejechała nim po ranach, w celu odkażenia ich i założyła opatrunek jakby zakładała go wilkowi. O dziwo udało się.Wyglądało na to, że i ludziom i wilkowi zakłada się tak samo opatrunek. - Gotowe. - Zamknęła na chwile oczy i wzięła głęboki wdech i wydech.
      - Wygojenie tych ran Al groziło by mi serio śmiercią. - Spojrzała na nią. - Nie wiem co z nimi jest nie tak, ale tyle ze mnie wysysają energii jak pijawy. - Skrzywiła się
     - Dziękuję. Od razu mi lepiej. - Powiedziała szarooka, choć chwilę temu, krzywiła się, zagryzając zęby, kiedy po jej ciele rozbiegło się nieprzyjemne mrowienie, a rana zaczęła piec. Teraz jednak poczuła łagodzący chłód leczniczych ziół, które użyła Arjuna. - Też tak mi się wydawało, że to nie są zwykłe rany. Naprawdę, nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. - Przeczesała włosy ręką w nerwowym geście.
     -Noo.. Alutka, na jutro przyniosę Ci zapas bandaży. - Odezwał się Serek - Może uda się znaleźć coś na gojenie ran, co by Ar się też tak nie męczyła... O jakieś zioła czy coś też powinienem pytać? - zwrócił się na koniec do Arjuny, zmieniając się znów w lisa, bo zapach krwi serio trochę drażnił i nęcił. Ciężkie życie krwiopijcy, choć jego pragnienie zazwyczaj nie było za wielkie, nie dało się go całkowicie ugasić, niestety.
     - Dzięki, Serek. - Al posłała mu lekki uśmiech. - To jak? Gramy w końcu w tą butelkę, czy nie?
     Ar ponownie wzięła duży wdech i wydech. - Jeżeli codziennie po trochę będziemy cię leczyć, to nie ma się co bać. - Podrapała się za uchem. - Wszystkie ludzkie rany tak na mnie działają, a ludzkich chorób nie potrafię wyleczyć, cóż wyraźnie moja magia na ludzi nie działa. - Westchnęła, poczuła się dziwnie nie mogąc jej pomóc.
     - To jak ci już lepiej, to możemy zagrać. - Dodała, uśmiechając się.
     - Tak, zdecydowanie lepiej, dzięki Tobie. Jeszcze raz dziękuję, Ar. W takim razie kto zaczyna?
     -Hę... Mogę nie ja zaczynać? Nie lubię... Nigdy nie mam pomysłu. - uśmiechnął się Serek, podkładając do ogniska, co by im nie wygasło.
     - No niech będzie. To je zacznę. - Al trąciła patyk dłonią, żeby zawirował. Charakterystyczna końcówka zatrzymała się na wilczycy. - Ar, HOTN? - Spytała z lekkim uśmiechem.
     Gdy Arjuna usłyszała swe imię spojrzała na Al. - Hmmm będzie zabawnie, bo nigdy tego nie wybierałam niech będzie H. - Zaśmiała się głośno, miała dziś bardzo dobry humor.
     - Hm. - Tego się nie spodziewała. Zmarszczyła brwi, w zamyśleniu. - No dobrze, w takim razie pocałuj się w ucho. - W jej oku błysnęła złośliwa iskierka.
     - Nie dam rady, ale spróbuję. - Śmiejąc się próbowała pocałować się w ucho, co wyglądało nadmiar komicznie.
     Aldieb zaśmiała się, widząc wysiłki Arjuny. Lekkie kłucie przypomniało jej, że nie powinna się nadwyrężać, więc postarała się nieco stłumić śmiech, choć nie do końca jej to wyszło.
     - Może być? - Wilczyca sama się śmiała.
     - Myślę, że może być. No i to chyba na tyle jeśli chodzi o granie. - Stwierdziła, widząc, że Serek się zbiera.
     - Menda sobie poszła. - Spoglądała tam, gdzie Serek zniknął.
     - Ano. Bał się, że też mu każemy kogoś całować. - Zaśmiała się lekko.
     - Oj tam nie mam wścieklizny. - Udała, że się ślini.

***
     Tym razem już nie spadła, lecz zeskoczyła z drzewa. Chyba coś ją niesamowicie nurtowało w tych gałęziach. W każdym razie zabawnie wyglądała, dość niezgrabnie lądując w śniegu pomieszanym z błotem. Otrzepała się i podeszła do obecnych na polanie. - Przepraszam, że zniknęłam. Al, można Ci jakoś pomóc?
      Nic się nie stało, Tin. - Uśmiechnęła się, widząc wilczycę. Wyciągnęła łapki, by zanurzyć palce w jej gęstym, grubym futrze. - Już nie trzeba. Arjuna i Serek mi pomogli. Jak im powiedziałam o ranie, to zanim zdążyłam policzyć do trzech, Serek natychmiast pobiegł po bandaże i inne środki do odkażania, a Ar od razu zabrała się do leczenia. - Uśmiechnęła się na to wspomnienie, przyjaciele niesamowicie poprawili jej humor.
     - To dobrze. Dobre wilki. - Uśmiechnęła się i położyła się z łbem na kolanach Al. Westchnęła głęboko, z przesadą, teatralnie. - Nie mogę ich znaleźć, ahh. Ehh. - Powiedziała tajemniczo, czekając, aż zostanie spytana o co chodzi. Taka z niej bestia.
(...)


Autorzy: Aldieb, Tin, Arjuna, Syriusz

Pozwoliłam sobie opublikować część dzisiejszych wydarzeń z Polany. Bo tak. Bo się miło grało. I było przyjemnie. Nic niesamowitego, ale jest.
Resztę opublikuję jutro, jako wstęp do nadchodzącego Eventu.