Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

30 czerwca 2010

Opowiadanie konkursowe- "Pokonać strach." [Tee Saatus]

29 czerwca 2010
Odwaga to nie brak strachu. To umiejętność zachowania się w jego obliczu.
Był cichy czerwcowy poranek. Słońce ,które dopiero co wzeszło oświetlało skropioną rosą polane. Okolicę otaczała cisza. Jednak jakby wsłuchać się w tą ciszę można by usłyszeć wiatr szumiący wśród koron drzew.Ptaki skaczące po gałęziach  zanoszące się radosnym świergotem. Wodę rozbijającą się o kamienie leżące jej na drodze, w potoku który przyśpiesza wychlapując wodę z koryta by po chwili zwolnić i uspokoić nieobliczalne lustro wody. Szelest trawy falującej na wietrze niczym fale. Widzicie ile można usłyszeć słuchając ciszy? A tak niewielu na to stać. Pomimo to polana pozostawała uśpiona. Oprócz jednej nieważnej istoty. Srebrny wilk siedział na swojej jaskini i z przymkniętymi oczami słuchał. Wiatr targał jego wielokolorową sierść. Siedział tak z lekko uniesionym łbem ,nie ruszając się. Czy ,aby na pewno tylko słuchał? Nie sądzę. Tyle myśli krążyło mu w głowie. Czuł narastającą irytacje. Czemu wszystko musiało się na niego zwalić  akurat dzisiaj? Akurat w taki dzień, kiedy wie ,że wydarzy się coś złego? Zacisnął zęby. Tak istotnie było. Wilk czuł jakby w powietrzu coś nad nim wisiało. Jakby coś się miało stać. Tylko co? Nie pierwszy raz miał takie odczucia. I zawsze ,za każdym razem działo się coś strasznego. Nie wiedział czy to jakaś specjalna moc i zbyt wiele go to nie obchodziło. Teraz liczyło się tylko to coś. Zaczął gorączkowo myśleć. Cofnął się do ostatnich tego pokroju wydarzeń. Czekał do ostatniej chwili aż zaatakowali ich. Czy teraz powinien wyjść temu niebezpieczeństwu na przeciw? Otworzył oczy. Nie ma wyjścia. Musi znaleźć to coś i zniszczyć zanim odnajdzie stado. Wstał i zeskoczył z dachu jaskini. Już miał dać susa w dół ścieżki prowadzącej na polanę ,ale się zatrzymał. Odwrócił łeb w stronę wejścia do jaskini i wahał się przez chwilę po czym bezszelestnie stanął w wejściu. Jeszcze spała. Poczuł rozczarowanie, ale szybko stłumił w sobie to uczucie. To dobrze.Gdyby się dowiedziała co zamierza zrobić nie puściłaby go. On z kolei nie chciałby Jej opuścić. Może Ją obudzi? Nie! Skarcił samego siebie i szybko skierował się w dół zbocza. Niemalże przebiegł przez polanę i znalazł się w lesie. Panował tu przyjemny chłód mimo ,że promienie słońca przedzierały się przez korony drzew i przecinały powietrze nierównymi snobami światła. Odetchnął głęboko leśnym powietrzem i ruszył truchtem przed siebie. Czego właściwie szukał? I gdzie ma się udać? Westchnął i przyśpieszył kroku.
Biegł tak przez wiele godzin, tylko czasem zwalniając ,aby odpocząć. Często zmieniał kierunek gdy wydawało mu się ,że coś słyszy, czy czuje. Na kilka godzin przed zachodem słońca trafił na jakąś polanę. Zmęczony powlókł się pod stary dąb i położył się w cieniu jego liści. Przez polanę przepływał płytki strumyczek. Za to bardzo szeroki. Wilk przyglądał mu się przez chwilę po czym wrócił do swoich rozmyślań. Nic nie znalazł, a bazując na doświadczeniu coś złego wydarzy się o zachodzie słońca. Z kolei do tego nie zostało zbyt wiele czasu. Podniósł się i ze złością chodził wzdłuż strumyka. Skończyły mu się pomysły. Był wyczerpany. Co ma zrobić? Nie pozostaje mu nic tylko wrócić do stada i powiedzieć ,że nadciąga niebezpieczeństwo ,którego sam nie widział. Prychnął i kiedy miał opuścić polanę stało się coś czego nie był w stanie przewidzieć. Nagle niebo spowiły czarne chmury zupełnie zasłaniając słońce. Zrobiło się zimno, jakby całe szczęście gdzieś zniknęło.Powietrze stało się nieruchome i duszne ,a  polanę zalała cisza. Nie było słychać niczego. Nawet szumu strumyka. Wilk rozejrzał się zdezorientowany. Oto ma czego szukał. Poczuł ,że się boi. I wtem ciszę zagłuszyły kroki. Ciężkie i zdecydowane. Ktoś zaraz pojawi się na polanie. Czy tego chce?  Zatrząsł się. Nie wiedział czy z zimna czy ze strachu. Musi się zmierzyć z tym kto nadchodzi. Już nie ma odwrotu. I wtedy z lasu wyłonił się jego przeciwnik. Srebrny wilk zamarł nie mogąc oderwać oczu od potwora który z uśmiechem zmierzał w jego stronę. Był to potężny czarny wilk. Jego sierść była czarna jak smoła i nie odbijało się w niej żadne światło. Pazury były długie i ostre niczym sztylety. Jego łapy płonęły żywym ogniem ,ale zamiast się spalać zostawiały płonące ślady w ziemi.  Od karku do ogona wzdłuż kręgosłupa również ciągnął się ognisty pas. Koniec jego ogona też płonął. Lecz najstraszniejsze były ślepia. Wielkie i czarne niczym otchłań. Gdzieś w oddali migotały dwa płomienie, a dookoła nich można było  dosłyszeć krzyki , skowyty i błagania. Całego wilka otaczała aura śmierci. Wilk mimowolnie zaczął się cofać. Jego umysł pogrążał się w panice. Zaczął szybko oddychać. Instynkt samozachowawczy kazał mu uciekać, ale jedna mała cząstka szeptała ,że on i tak go dogoni. Mimo to już miał rzucić się do ucieczki, ale coś go powstrzymało. Zapomniałeś po co tu jesteś? Po to by chronić swoich bliskich. I to teraz zrobisz. Wilk zacisnął zęby i zmusił się do spojrzenia na demona. Stanął. Wilk drżąc zaczerpnął powietrza i nie zastanawiając się ruszył. Cały czas przywoływał obraz ukochanej ,aby nie zawrócić. W końcu stanął przed potworem i odezwał się zadziwiająco pewnym głosem:
-Czego chcesz? - Demon nie odpowiedział. Wpatrywał się w niego. Zdawał się przeszywać go wzrokiem. Wilk czuł jakby patrzył nie na niego ,lecz w jego duszę. Uniósł łeb na znak odwagi, której zaczynało mu brakować. 
-Jesteś zadziwiająco odważny.- Odezwał się przejmującym basem.- Jeśli zejdziesz mi z drogi oszczędzę cię. Tam czekam mnie uczta.
Wilk nie zrozumiał od razu. Zdał sobie sprawę ,że demon mówi o HOTN. Wie ,że za nim jest potężne stado. Zastanowiło go tylko czym dokładnie się żywi ,ale odepchnął od siebie tę myśl. Wyprostował się i wbił pazury w ziemię.
-Najpierw musisz mnie zabić. -Odrzekł.
Gdy zobaczył ,że na pysku demona pojawia się diabelski uśmiech skulił się w sobie. Potwór bez zastanowienia rzucił się na niego. Wilk jednak odskoczył w ostatniej chwili. I tak zaczęła się nierówna walka. Demon ponowił atak tym razem wilk nie zdążył odskoczyć. Złapał go za nogę i rzucił nim o dąb. Wilk uderzył bokiem o drzewo łamiąc sobie żebra. Potwór ruszył w jego kierunku. Wilk z wysiłkiem się podniósł. Musi zacząć atakować. Zacisnął zęby i w demona uderzyła błyskawica. Ten nie zareagował. Wilk otworzył pysk ze zdumienia. Jak to możliwe? Spróbował ponownie. Na daremnie.W tym momencie zrozumiał. Nie pokona go. Demon chwycił go za skórę na karku i uniósł. Wilk spróbował podrapać go ,ale nawet nie drasnął sierści przeciwnika. Ten jednym szarpnięciem rozerwał mu skórę na karku. Wilk zawył i upadł na ziemie. Zaraz umrze. Demon pochylił się i nagle wilka przeszył niewyobrażalny ból. Jakby każda część jego ciała płonęła. Po kilku sekundach ból ustał. Wilk ciężko oddychał. Mógł liczyć na to ,że czeka go bolesna śmierć.Tym razem jednak zamiast bólu jego umysł zalały najstraszniejsze wizje i wspomnienia. Było to chyba gorsze od bólu. Wszystko było takie realistyczne. Wilk zaczął się miotać na ziemi pragnąc ,aby wizje ustąpiły. Jednak nic takiego się nie działo. Ogarniał go paniczny strach. I kiedy na ułamek sekundy otworzył oczy zauważył wyraz triumfu na twarzy swego kata. On się żywił strachem i bólem. Z nich był stworzony. Wilk zawył. Zaraz on umrze ,a demon wyruszy do stada i zabije tych których srebrny wilk chciał ochronić. Zaczął osuwać się w nicość. Strach w pełni nim zawładnął. Zapragnął jednak  zobaczyć po raz ostatni Jej twarz...Przywołał ten obraz resztkami siły woli i odetchnął szczęśliwie. Może umrzeć.Lecz śmierć nie nadchodziła. Zastanowiło go to. Tragiczne obrazy przestały na chwile przesuwać się mu przed oczami ,więc skorzystał z tej okazji i otworzył oko. Demon stał nad nim wyraźnie wytrącony z równowagi. Wilk otworzył drugie oko. Czemu nie atakuje? Jeszcze raz pomyślał o Jennie i potwor cofnął się. Wilk wpatrywał się w niego zdziwiony. I nagle zrozumiał. To jego wspomnienia go osłabiały! Uśmiechnął się przebiegle i przypomniał sobie jedną z wielu gier w butelkę i drażnienie się z As. Demon zaskowyczał i jeszcze raz się cofnął. Wilk z wielkim trudem  podniósł się i chwiejnym krokiem ruszył ku demonowi przywołując swoje najszczęśliwsze wspomnienia. Potwór cofał się i wył z bólu.
-Co, boisz się odrobiny radości? -Zaśmiał się wilk. Demon właśnie upadł w strumyku pod wspomnieniem o dołączeniu do HOTN.
-Boisz się przyjaźni?-  Łeb potwora bezwładnie wpadł do wody a ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze, gdy zobaczył roześmianych przyjaciół wilka.
-A może miłości? -Szepnął wilk wspominając wszystkie chwilę z Jenną. Demon zawył i zaczął rzucać się jakby poddawana go elektrowstrząsom. Po chwili wydał ostatni jęk i rozpłynął się w powietrzu pozostawiając jedynie czarny proch  i gdzie nie gdzie palącą się trawę. Wilk zawył triumfalnie. Udało się. Nagle poczuł wieli ból. Połamane żebra i poszarpany kark przypomniały o sobie. Upadł bezsilnie świadomy ,że zaraz straci przytomność. Jeśli go nie znajdą wykrwawi się na śmierć. Wtem w oddali usłyszał wycie. To ktoś ze stada. Idą w jego kierunku. Ostatkiem sił sprawił aby błyskawica rozświetliła niebo tuż nad nim i mając nadzieje ,że ją zauważyli zamknął oczy. Po chwili ogarnęła go ciemność...
------
Taadaam. Wreszcie to skończyłem. Nie mam pojęcia co z tego wyszło ,ale mam nadzieje ,że przynajmniej tego nie wyśmiejecie. Przepraszam ,że trochę zwlekałem. Liczę na szczere opinie.    
 
Tee Saatus(15:41)

29 czerwca 2010

Opowiadanie na konkurs: "Spotkanie w lesie" [Luminara]

29 czerwca 2010  
"Spotkanie w lesie"
Szłam samotnieprzez las rozmyślając o mojej mamie, której tak naprawdę nie znałam, niepamiętałam nawet jak wygląda, nie potrafiłam sobie niczego przypomnieć. Zastanawiało mnie dlaczego odeszła. Może mnie nie chciała? Szybko odrzuciłam tęmyśl, na pewno był ważniejszy powód. Do niedawna nie wiedziałam jak ma na imię,teraz za wszelką cenę chciałam ją odnaleźć, ale to nie miało sensu. Przynajmniej mam ojca – pocieszałam się. – i to takiego, którego naprawdękocham.
   Zatopiona wmyślach, nie zważałam dokąd idę, nagle otrząsnęłam się. Nie wiedziałam gdziejestem, zdawałam sobie sprawę, że to nadal tereny stada, ale jak wrócić napolanę, tam gdzie była reszta? Stanęłam i próbowałam sobie przypomnieć jakądrogą szłam, ale za nic mi się to nie udawało. Wszystko wydawało się być takiesamo. Nagle kątem oka dostrzegłam jakiś ruch, spojrzałam w ów miejsce, ale nicwięcej nie zauważyłam. Wytężałam wzrok, patrząc się tępo w krzaki, z nadzieją,że jednak ktoś tam jest. Może ktoś ze stada? Jeżeli tak, to powinien pomóc miwrócić.
   - Luminara… -usłyszałam przesłodzony głos, ale nikogo nie zobaczyłam. – Ładnie to tak,zapuszczać się za daleko? – zaśmiał się.
   Nie wiedziałam ktoto. Pewnie ktoś chce mnie przestraszyć. – myślałam. Zapanowała cisza, śpiew ptakównagle ucichł, nie było słychać nawet wiatru. Liście drzew stały się nieruchome,a wszystko wokół wydawało się pozbawione życia. Jakby ktoś zatrzymał czas…
   - Kim jesteś? –zdobyłam się w końcu na zadanie tego pytania, łudząc się, że otrzymam prostą odpowiedź.
   - Kim jestem? –głos znów zaśmiał się słodko, to była na pewno samica. Mówiła do mnie jak dogłupiego szczeniaka, któremu trzeba wszystko powoli wytłumaczyć. – Jestemwilczycą. – kontynuowała powoli, przybierając bardzo spokojny, a zarazemwładczy ton.
   - Czego ode mniechcesz?! – krzyknęłam zdenerwowana, poziom adrenaliny w mojej krwi podniósłsię, a potem nagle wszystko zaczęło mi się zdawać obojętne. – Czemu się niepokarzesz? – zaczęłam, jakby to miało coś dać. – Boisz się mnie? – rzuciłamwyzwanie, lecz szybko tego pożałowałam, bo moja rozmówczyni wybuchła śmiechem.
   - Czego mam siębać? Małego, głupiego lisa, któremu wydaje się, że może mi coś zrobić? –szydziła ze mnie.
   Nie odpowiedziałam,stałam jak wryta, użalając się w myślach nad swoją bezsilnością. Nagle zarośla,z których wydobywał się głos poruszyły się, a spośród nich wyszła dość niska,czarna wilczyca o drobnej budowie. Jej ciemne oczy spoglądały jakby w pustkę, abiałe kły wyszczerzone były w ohydnym uśmiechu. W tym samym momencie poczułam,że ów wilczyce skądś znałam, ale miałam zaledwie sześć miesięcy i nie pamiętam,żebym dużo czasu spędzała po za wyznaczonym terenem, nie wiedziałam nawet skądją kojarzę, ani kim jest. Próbowałam sobie przypomnieć, jednakże bez skutku.
   - Nie wiesz kim jestem? – zaćwierkała słodkim głosem, jakby czytała mi w myślach, po czymprzybrała głupią minę.
   Miałam ochotę krzyknąć „Nic mnie to nie obchodzi, zostaw mnie w spokoju!”, ale jedyniepotrząsnęłam przecząco łbem. Nastała głucha cisza, a gdy wilczyca otworzyłausta, najwyraźniej gotowa do odpowiedzi, wszystko zniknęło. Nie było nic, tylkopustka, wokół siebie widziałam tylko ciemność, ale nie czułam strachu. Owaciemność nie była przerażająca, a wręcz przeciwnie, była kojąca, jak sen, podługiej podróży.
   - Jestem Emäntä Kuolema[1]. -usłyszałam cichy szept, a po chwili wszystko wróciło na swoje miejsce, wilczycynie było, leżałam na ziemi. Podniosłam się, teraz już wiedziałam, którędy iść,znałam drogę. Spojrzałam w niebo, na którym rozlane były wszelkie odcienieczerwieni, ostatnie promienie zachodzącego słońca wpadały przez korony drzewoświetlając ściółkę leśną.
   To był sen? –zastanawiałam się podczas drogi. - To było zbyt realistyczne… to musiało dziaćsię naprawdę, ale w takim razie o co chodziło? I dla czego wszystko nagle zniknęło? Na pewno nie o to chodziło wilczycy, widziałam, że chciała czegoś więcej. Ale czego?
   Rozmyślania przerwał mi widok zwierząt, rozproszonych po całej okolicy… byłam już przy stadzie.

[1] [fin.] Pani Śmierci
______________________________________
Zadatków na pisarkę to ja nie mam O3O' W ogóle to nie miałam pomysłu. to ma taki inteligentny tytuł i wgl. Dodałabym wcześniej, ale mi się skasowało i musialam pisać od nowa ><"
Luminara (10:04)

Dziwne powroty w przeszłość... cz. I [Fira]

28 czerwca 2010

Uf... jak się natańczyłam. Następnym razem muszę wrócić wcześniej... No ale nic. Lepiej szybko wrócę do domu bo nigdy nie wiadomo co się stanie. Ał! Co to było? Chyba gałąź.. bo co innego mogło mnie uderzyć w lesie? Nie ważne. Oho, jestem już na łące. Zaraz będę w domu. Co to?! Aaaa!!! Co się stało? Gdzie ja jestem?!  Ludzie? Wojna? Czy to Egipt? Chwilę, coś mi świta... To Kair! 1942 rok! Kiedyś się tu teleportowałam! I właśnie tutaj  straciłam skrzydła! Ale, co ja tu robię? Znaczy się ja bez skrzydeł? Co to?! Strzała?! Przebiła by mi szyję! Nie ma co, muszę się gdzieś ukryć... Chwileczkę... gdzie to ja się wtedy schowałam? No tak! W grobowcu! I to nie byle kogo! Ale samego Tutenhamona! A!! Co?! Kolejna strzała?! Nie ma co sterczeć jak słup! Szybciej! Galopem! Nie Cwałem! Schody! Łaaaa!!! Ał! Aaa!! Ooo... ała... moja noga... a o głowie już nie wspomnę.. Yh? Chyba ktoś idzie... Gdzie by się schować? Ał! W takim stanie nic nie zrobię. Ale chwilę. Jedyną osobą która tu była.... byłam ja. A nie mogę się bać siebie? No nic. Nie zaszkodzi spróbować - Fira!!! Fira!!! Choć i pomóż mi! Proszę! Ja to ty tyle że z przyszłości! - Oho, chyba się ośmiela... to znaczy ośmielam... zawsze byłam nie ufna i wątpię że tak szybko uwierzę że ja to ja. Hę? Sama nie zrozumiałam sensu tego zdania
- Kim jesteś i dlaczego mówisz, że jesteś mną?
Udało się... muszę podtrzymać rozmowę - Fira, wiem, trudno Ci w to uwierzyć ale ja to naprawdę ty. Musisz mi... ci... nam zaufać
-Mną? Spójrz na siebie a na mnie! Jedyne co nas łączy to odcienie!
O czym ona mówi? Barwami...  - Ale ja gniada jestem, a nie siwa
- Przecież nie jestem ślepa. Spójrz w lustro
Bije mi czy co? O tu jest lu aaaaaa!!! - Co to?! Co się ze mną stało?!
- Mnie się pytasz? - A kogo innego? Słuchaj udowodnię Ci to, naszą największą tajemnicą jest to, że kiedyś weszłyśmy w brudny handel - widziałam, że zaniemówiłam. To dobry znak... Może sobie uwierzę... Jak to dziwnie brzmi...no nic, utrzymać rozmowę - Firo, pomożesz mi się stąd wydostać? - błagam, zgódź się...
- Dobrze, ale może najpierw zróbmy coś abym nie straciła skrzydeł? One są zbyt cenne żeby je stracić! - Agh... teraz wiem jak trudno jest ze mną wytrzymać - Ale ja wolę być zwykłym koniem... Takim jakim będziesz a jaką jestem teraz - Tym się chyba nie przekonałam
- Czyli nie możesz być mną... - o nie! Co robić... gonić ją? Ale nie mogę bie... Ale ja jestem głupia! Przecież umiem czarować! Ale co wyczarować... Wodę! Tak, rękę która złapie Firę! - Ej!!! Zostaw mnie!! Rozumiesz co do ciebie mówię! Ał! - Tak! udało się. Teraz rączko wracaj - Co ty robisz?! Ty to robisz?! Jak?! - może tym ją przekonam? Przecież zawsze chciałam czarować - Widzisz? Jak stracisz skrzydła zyskasz moc... - tak! Poznaję ten wyraz twarzy. Przekonana! - Ale, jak je stracę? - no, mogę ją puścić. O biedna, pamiętam jak mi było trudno... - Będziesz musiała się ich wyrzec. Na rzecz istot magicznych. Będziesz złapana, jednak po pewnym czasie uciekniesz, spokojnie - nawet teraz mnie boli... mam tylko nadzieję, że nic się nie zmieni w przyszłości - Firo, teleportuj mnie do przyszłości. Dokładnie 68 lat do przodu - Uffff... Dobrze... - Do zobaczenia w przyszłości - udało się... na szczęście... jest portal - Żegnaj! - oho, jestem w domu. Ał... noga i tak trochę pobolewa... Pójdę się czegoś napić...Ał.... Klaczko, kiedy ty się nauczysz? Masz moc żywiołów i z niej nie korzystasz? Ale nie mogę polegać tylko na niej... ale z drugiej strony po coś ją mam. To skupienie...głęboki wdech i wydech. Koncentruj się, jezioro, jezioro...Ał!! Jeszcze kopłam w kamień! Jeszcze raz... jezioro, woda... Jest! Udało się! Oh...nie ma to jak łyk świeżej Aaaaaaa!!!!!! Co to?! Nadal jestem srokata?! Siwo-czarna?! Jakim cudem?! Dobrze, że nie zostałam tam dłużej... Później się nad wszystkim zastanowię, teraz lepiej pójdę do Szery C.D.N
-----------------------
Cóż, nie wyszło najlepiej ale pierwszy raz piszę opko pod takim kątem poglądu. Ale mam nadzieje, że się podobało... Trochę będzie tych części xD Więc tak opowiem wam co robiłam przed dotarciem do HOTN... I jak widać powyżej zmieniłam się. Narysowałam sobie fotkę podobną do mojej poprzedniej, czy raczej teraźniejszej? Oo Nie wiem... no nie ważne, oto ona i do usłyszenia Uf... jak się natańczyłam. Następnym razem muszę wrócić wcześniej... No ale nic. Lepiej szybko wrócę do domu bo nigdy nie wiadomo co się stanie. Ał! Co to było? Chyba gałąź.. bo co innego mogło mnie uderzyć w lesie? Nie ważne. Oho, jestem już na łące. Zaraz będę w domu. Co to?! Aaaa!!! Co się stało? Gdzie ja jestem?!  Ludzie? Wojna? Czy to Egipt? Chwilę, coś mi świta... To Kair! 1942 rok! Kiedyś się tu teleportowałam! I właśnie tutaj  straciłam skrzydła! Ale, co ja tu robię? Znaczy się ja bez skrzydeł? Co to?! Strzała?! Przebiła by mi szyję! Nie ma co, muszę się gdzieś ukryć... Chwileczkę... gdzie to ja się wtedy schowałam? No tak! W grobowcu! I to nie byle kogo! Ale samego Tutenhamona! A!! Co?! Kolejna strzała?! Nie ma co sterczeć jak słup! Szybciej! Galopem! Nie Cwałem! Schody! Łaaaa!!! Ał! Aaa!! Ooo... ała... moja noga... a o głowie już nie wspomnę.. Yh? Chyba ktoś idzie... Gdzie by się schować? Ał! W takim stanie nic nie zrobię. Ale chwilę. Jedyną osobą która tu była.... byłam ja. A nie mogę się bać siebie? No nic. Nie zaszkodzi spróbować - Fira!!! Fira!!! Choć i pomóż mi! Proszę! Ja to ty tyle że z przyszłości! - Oho, chyba się ośmiela... to znaczy ośmielam... zawsze byłam nie ufna i wątpię że tak szybko uwierzę że ja to ja. Hę? Sama nie zrozumiałam sensu tego zdania
- Kim jesteś i dlaczego mówisz, że jesteś mną?
Udało się... muszę podtrzymać rozmowę - Fira, wiem, trudno Ci w to uwierzyć ale ja to naprawdę ty. Musisz mi... ci... nam zaufać
-Mną? Spójrz na siebie a na mnie! Jedyne co nas łączy to odcienie!
O czym ona mówi? Barwami...  - Ale ja gniada jestem, a nie siwa
- Przecież nie jestem ślepa. Spójrz w lustro
Bije mi czy co? O tu jest lu aaaaaa!!! - Co to?! Co się ze mną stało?!
- Mnie się pytasz? - A kogo innego? Słuchaj udowodnię Ci to, naszą największą tajemnicą jest to, że kiedyś weszłyśmy w brudny handel - widziałam, że zaniemówiłam. To dobry znak... Może sobie uwierzę... Jak to dziwnie brzmi...no nic, utrzymać rozmowę - Firo, pomożesz mi się stąd wydostać? - błagam, zgódź się...
- Dobrze, ale może najpierw zróbmy coś abym nie straciła skrzydeł? One są zbyt cenne żeby je stracić! - Agh... teraz wiem jak trudno jest ze mną wytrzymać - Ale ja wolę być zwykłym koniem... Takim jakim będziesz a jaką jestem teraz - Tym się chyba nie przekonałam
- Czyli nie możesz być mną... - o nie! Co robić... gonić ją? Ale nie mogę bie... Ale ja jestem głupia! Przecież umiem czarować! Ale co wyczarować... Wodę! Tak, rękę która złapie Firę! - Ej!!! Zostaw mnie!! Rozumiesz co do ciebie mówię! Ał! - Tak! udało się. Teraz rączko wracaj - Co ty robisz?! Ty to robisz?! Jak?! - może tym ją przekonam? Przecież zawsze chciałam czarować - Widzisz? Jak stracisz skrzydła zyskasz moc... - tak! Poznaję ten wyraz twarzy. Przekonana! - Ale, jak je stracę? - no, mogę ją puścić. O biedna, pamiętam jak mi było trudno... - Będziesz musiała się ich wyrzec. Na rzecz istot magicznych. Będziesz złapana, jednak po pewnym czasie uciekniesz, spokojnie - nawet teraz mnie boli... mam tylko nadzieję, że nic się nie zmieni w przyszłości - Firo, teleportuj mnie do przyszłości. Dokładnie 68 lat do przodu - Uffff... Dobrze... - Do zobaczenia w przyszłości - udało się... na szczęście... jest portal - Żegnaj! - oho, jestem w domu. Ał... noga i tak trochę pobolewa... Pójdę się czegoś napić...Ał.... Klaczko, kiedy ty się nauczysz? Masz moc żywiołów i z niej nie korzystasz? Ale nie mogę polegać tylko na niej... ale z drugiej strony po coś ją mam. To skupienie...głęboki wdech i wydech. Koncentruj się, jezioro, jezioro...Ał!! Jeszcze kopłam w kamień! Jeszcze raz... jezioro, woda... Jest! Udało się! Oh...nie ma to jak łyk świeżej Aaaaaaa!!!!!! Co to?! Nadal jestem srokata?! Siwo-czarna?! Jakim cudem?! Dobrze, że nie zostałam tam dłużej... Później się nad wszystkim zastanowię, teraz lepiej pójdę do Szery C.D.N
-----------------------
Cóż, nie wyszło najlepiej ale pierwszy raz piszę opko pod takim kątem poglądu. Ale mam nadzieje, że się podobało... Trochę będzie tych części xD Więc tak opowiem wam co robiłam przed dotarciem do HOTN... I jak widać powyżej zmieniłam się. Narysowałam sobie fotkę podobną do mojej poprzedniej, czy raczej teraźniejszej? Oo Nie wiem... no nie ważne, oto ona i do usłyszenia http://www.otofotki.pl/img14/obrazki/nz6440_CCF20100701_00000.jpg
Fira (21:50)

28 czerwca 2010

Początek bez końca cz. II (+zadanie na gł. łowcę.) [Szera]

28 czerwca 2010
Powoli robiło się widno. Pierwsze promienie słoneczne zaczynały ogrzewać i otulać swym ciepłem zmarzniętą po chłodnej nocy ziemię. Kwiaty zaczęły rozwijać swe płatki kusząc do siebie owady. Wszystko powoli budziło się do życia w swoim stałym rytmie. Westchnęłam i zwolniłam. Do niedawna to był też mój rytm, ale coś się zmieniło. Nie do końca wiedziałam co. Nadstawiłam uszy nasłuchując. Znałam prawie każdy odgłos z wyjątkiem jednego. Stanęłam i podniosłam łeb wypatrując źródła dźwięku. Wciągnęłam głęboko powietrze chcąc zidentyfikować zapach. Był ostry i przenikał nozdrza zostawiając po sobie nieprzyjemny posmak. Wzdrygnęłam się. Mój wleczony poprzednio ogon uniósł się delikatnie nie dotykając już ziemi. Obróciłam się o 90* i ruszyłam lekkim biegiem przed siebie. Coś mi nie pasowało. Postać znajdowała się dalej niż poprzednio. Zniżyłam delikatnie łeb i napięłam mocniej mięśnie robiąc coraz większe fule. Nie mogę teraz jej zgubić. Po chwili zorientowałam się, że sytuacja radykalnie się zmieniła. Postać biegła tym razem w moim kierunku. Poruszała się z niesamowitą prędkością. Odbiłam się z całych sił wskakując na gałąź leżącą wysoko nad ziemią. Przykucnęłam ukrywając się w gęstwinie liści. Sylwetka wyłoniła się ze ściany drzew i stanęła. Uniosła łeb do góry. Musiała wyczuć moją obecność. Oznaczało to, że miała wyjątkowo dobrze rozwinięte zmysły. Przyjrzałam jej się. Z wyglądu przypominała ogromną gazelę. Jakieś myśli kotłowały się w moim umyśle próbując wydostać się na powierzchnię. W końcu im się udało. Przypomniała sobie pogłoski krążące po stadzie na temat dziwnego stworzenia chodzącego po lesie. Za pewne miałam je teraz przed oczami. Nie wiedziałam za bardzo co robić. Jakaś dziwna energia emanowała od stworzenia. Może ono stanowić duże zagrożenie. Wbiłam pazury w korę drzewa i pod wpływem tej myśli skoczyła wprost na ofiarę. Spadłam idealnie na grzbiet gazeli. Wbiłam pazury w jej szyję i grzbiet. Nagle zawirowało mi przed oczami i poczułam uderzenie z tyłu pleców. Leżałam pod drzewem. Poczułam jak zaczynam słabnąć. Nie mogę teraz odpłynąć. Bez namysłu odsłoniłam kły i zatopiłam je w mojej łapie. Była to płytka rana, ale wystarczająca, aby ból mnie ocucił. Podniosłam się szybko i spojrzałam na miejsce gdzie przed chwilą stał mój przeciwnik. Usztywniłam wszystkie mięśnie. Chyba zaczęłam powoli wariować. Wyczuwałam obecność istoty, ale nie widziałam jej. Spojrzałam na ziemię. Ciemne osocze powoli kapało na ziemię zostawiając ślady. Istota krwawiła. Kopyta delikatnie zapadały się zostawiając odciski. Parzystokopytne nie miało szans. Krew zostawiała smugi na ciele dając delikatny zarys klatki i brzucha ofiary. Przyszykowałam się do skoku obnażając śnieżne ostre jak brzytwa kły. Zwierzę ruszyło szaleńczym biegiem przed siebie. A więc zmiana planów. Wbiłam pazury w ziemię i ruszyłam w pogoń. Długo to trwało, a walka nie była wyrównana. Gazela w ogóle nie słabła mimo utraty krwi. Nagle coś w powietrzu się zmieniło. Lekko wilgoć wtargnęła do moich nozdrzy. Nie był to dobry znak. Jeżeli zwierzę dostanie się do wody nie będę miała szans go dopaść. Przyspieszyłam, ale kiedy wypadłam z lasu było już za późno. Gazela była już w wodzie. Widziałam jej delikatny zarys. Dotarło to do mnie i zdziwiłam się. Więc woda źle działa na jej maskująca sztuczkę. Będę musiała to zapamiętać. Spojrzałam na taflę przeźroczystej cieczy i zacisnęłam kły. Nie mogę teraz dać za wygraną. Odbiłam się i poczułam zimno otaczające mnie z każdej strony. Wytężyłam mięśnie mocno przebierając łapami, aby dostać się na drugi brzeg. Czas dłużył się niemiłosiernie. Czułam jakbym płynęła już dwie godziny. W końcu poczułam grunt pod nogami. Zaczęłam się mocno odbijać, aby jak najkrócej przebywać w wodzie. Wyszłam na brzeg zdyszana. Wolałam na siebie nie patrzeć. Wyglądałam jak jakiś szczur. Sierść nasiąknęła wodą tworząc kołtuny zwisające bezwiednie z mojego ciała. Warknęłam cicho i otrzepałam się. Zauważyłam mokre ślady na ziemi. Bez namysłu ruszyłam tropem uciekiniera. Jednak przed lasem ślad się urwał. Teraz mogłam jedynie spekulować, w którą stronę zwierzę pobiegło. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam węszyć. Nic nie poczułam. Zapach urwał się tak samo jak ślady. To było niemożliwe. Syknęłam i ruszyłam powoli przed siebie. Dzisiaj już chyba gorzej być nie może. A jednak. Kiedy mrok oplótł okolicę swoimi obcięciami ujrzałam ślepia obserwujące mnie z uwagą. Emanowały one jasnym światłem. Czymś jeszcze ta istota może mnie zaskoczyć? Przyjrzałam jej się uważnie. Nie podchodziła jednak bliżej. Stwór miał idealną okazję aby mnie zaatakować. Rozejrzałam się. Stałam na podłożu, którego wcześniej nie widziałam. Wbiłam pazury w ziemię podnosząc dziwne rośliny do góry. Wypuściły one dziwny sok plamiąc mi futro. Wyrzuciłam je i ruszyłam powoli w stronę istoty. Ta natychmiast się cofnęła. Skoczyłam w jej stronę, ale blask emanujący z jej oczu oślepił mnie. Nim się zdążyłam zorientować zwierzę uciekło w popłochu. Podeszłam w miejsce, w którym stała. Nagle zrozumiałam. Tu rośliny już nie rosły. A więc mam sposób, aby ją zabić. Uśmiechnęłam się delikatnie i wzięłam parę roślin w pysk ukrywając się. Teraz mam parę godzin aby obmyślić plan.
__________
Doszłam do paru wniosków.
Po pierwsze: Musze poczekać aż zrobi się jaśniej, aby móc zaatakować zwierzę.
Po drugie: Walka musi odbyć się nad wodą.
Po trzecie. Moje kły i pazury muszą być natarte sokiem z rośliny, której stwór się boi.
Do rana jeszcze zostało mi parę godzin. Przymknęłam oczy i zapadłam w płytki sen, aby odzyskać utracone siły.
_________
Gdy wyszłam z kryjówki było jeszcze ciemno. Muszę mieć czas, aby przygotować pułapkę. Tym razem zapach stworzenia był idealnie wyczuwalny. Rozpoznając zapach istoty mogłam określić, którymi ścieżkami najczęściej chodzi. Wybrałam tę prowadzącą nad wodę. Pobliskie drzewa natarłam resztką płynu roślinnego, który mi został tworząc korytarz bez wyjścia zakończony kręgiem kończącym się na brzegu. Gdy zakończyłam przygotowania ruszyłam na poszukiwania. Szybko znalazłam cel. Światło emanujące z oczu niosło się daleko. Poczekałam aż zrobi się widno, aby móc podejść bliżej. Istota wyczuła moją obecność. Powoli naprowadzałam ją w stronę ścieżki, którą wybrałam. Pora była idealna. Jednak zwierzę wyczuło zapach soku. Musiałam działać szybko. Skoczyłam wpychając zwierzę w tunel. Od razu zniknęło mi z oczu, ale lekki blask oczu zdradzał jej pozycje. Ruszyłam biegiem za nią. Wszystko szło zgodnie z planem. Zwierzę wypadło zdezorientowane na polanę. Miałam przewagę. Działałam z zaskoczenia. Skoczyła na grzbiet ofierze wbijając kły i zęby jak najgłębiej w jej ciało. Zwierzę padło na ziemię. Jak widać sok wytwarzany z roślin musiał być dla tego stworzenia silną trucizną. Patrzyłam jak męczy się, gdy jej ciałem rzucają drgawki. Trucizna zaczęła działać, gdy tylko dostała się do krwiobiegu szybko rozchodząc się po całym ciele. Ostatkami sił podczołgała się do wody i wsunęła pozwalając, aby nurt zabrał jej ciało daleko stąd. Może się z tego wyliże. Miałam taką nadzieję. Zbyt szybko przyszło mi "zabicie" istoty. Było to dość dziwne. Gazela w ogóle się nie broniła. Patrzyłam jak jej ledwo widoczne ciało odpływa. Westchnęłam i odwróciłam się. Położyłam parę roślin, które zabrałam i sierść gazeli pod drzewem. Wbiłam pazury głęboko w korę rysując na niej krzyżyk. Zagwizdałam cicho. Mały ptak usiadł na mojej łopatce i zaćwierkał cicho.
-Przekaż Alphie, że tajemnicze zwierzę już nie będzie biegało po naszych lasach. I... - zamilkłam. Nie wiedziałam czy chcę, aby trucizna dostała się w ręce innych. Poczułam jednak, że muszę to zrobić. - I przekaż, że w miejscu za wodą gdzie na drzewie wydrapany jest krzyżyk leży trucizna i sierść zwierzęcia jeżeli będzie Ją to ciekawiło. -  Ptak rozłożył skrzydełka i pofrunął w górę po chwili znikając mi z oczu. Teraz mogłam ruszyć dalej...
__________________
Przepraszam, że opowiadanie jest lekko denne, ale ostatnio nie mam pomysłów...
Szera(12:25)

27 czerwca 2010

Nie uciekniez przed sobą. - Opowiadanie konkursowe. [Venus]

27 czerwca 2010

   Wędrowała. W krajobrazie marzenia, bo noc która ją otaczała, była ciemna i nierealna. To wzgórze mogło być gdziekolwiek indziej na świecie, a łagodne światła księżyca były bezkształtnym migotaniem we mgle. Atłasowy wzrok. Cichy stanowczy szept przyprawiający o mdłości.Upiorny i zarazem anielski. Niczym uskrzydlony demon badający umysł. Kocica otworzyła szeroko oczy i łapała haustami powietrze próbując przebudzić się ze złego snu.Szorstkie masywne łapy w akcie ucieczki odbiły się zdecydowanym ruchem od wytrzymałej ziemi.Ziemi która pochłonęła już niezliczone ilości krwi. Powietrze przesiąknięte było strachem i nieprzyjemną dla nozdrzy nuty rozkładających się ciał.Spadła na cztery łapy. Typowo dla kota. Jej aksamitna sierść rozwiana przez wiatr ubrudzona była grudami gleby. Gdzieniegdzie można było dostrzec gęstą posokę. Mimo zręczności kot nie miał szans w starciu z większym przeciwnikiem. Obnażyła kły nerwowo rozglądając się za autorem szeptów. Głęboka cisza przerywana przez odgłos sparaliżowanego serca.Tylko tyle znajdowało się wokół ciemnej postaci skulonej pod wielkim krzakiem. Pojedynczy liść spadł na jej naprężone ciało wywołując dreszcz. Każdy oddech przyprawiał o coraz większe zmęczenie. Westchnęła bezgłośnie wmawiając sobie że to tylko jej chora wyobraźnia nadsyła przerażające wizje. Ruszyła truchtem. Większość mniejszych zwierząt torowała jej drogę uciekając na boki. Czym zasłużyła sobie na wywołanie takiego popłochu? Dla pewności odwróciła gwałtownie swój czarny pysk. Nikogo.Zielone oczy wyrażały emocje których prosty ludzki umysł nie był by wstanie pojąć. Przez oczodoły przebłagała pojedyncza blizna nie dająca zapomnieć o licznych wypadach do nieprzyjaciół. Dotarła do wysokiego dębu i wskoczyła na jedną z licznych gałęzi. Co było powodem jej obaw? Siedząc tam w sercu dzikiego lasu ujrzała neonowe, szmaragdowe oczy i usłyszała nieprzyjemny szept. Ten widok  ukazywał jej się tylko w głowie. Dziwne? Kocica posiadała sumienie które z czasem zaczęło nabierać własnych charakterystycznych cech usposobienia i wyglądu. Ale nigdy. Nigdy sumienie nie materializowało się.
   Była zakochana w nie częstych rozmowach „ ze sobą”. Głos w głowie oddawał jej przeciwieństwo. Przynajmniej w większym stopniu. Nie chwaliła się nikomu że rozmawia z jakąś podświadomą częścią kociego mózgu. Wierzyła że uznali by ją za wariatkę. Teraz zasunęła wpół powieki tak by obserwować ruchliwą ścieżkę. Nieraz przechadzał się tędy królik bądź dzik. Wystarczyło tylko zaczekać aż któreś znajdzie się pod stanowiskiem patrolującym.
-Ściemnia się. Powinnaś wracać. – Drażniący szept przeobraził się w rozkaz.
Te kilka słów spowodowały niemałe zaskoczenie. Kotka spadła z wysoko ułożonej gałęzi na pysk. Głośny trzask utwierdził ją w przekonaniu że coś złamała. Ciężki metalowy naszyjnik zerwał się z rzemyka i upadł kilka kroków dalej. Wisiorek był dla niej najważniejszym elementem estetycznym. Dostała go od Wandessy dawnej przywódczyni HOTN i z dumą nosiła oznakę przynależności do stada. Szarpnęła się do góry. Była zdolna do podniesienia się na trzy łapy więc znowu umocowała wisior na zawiązanym, alabastrowym rzemieniu. Była by wstanie zabić wszystkich dookoła by odzyskać sentymentalną przywieszkę. Z mgiełki wyłoniła się jakaś postać. Szła spokojnie w kierunku kocicy. Zobaczyła wtedy wielkie błyszczące źrenice jej oczu. Maleńkie czerwone żyłki. Błysk piękna, pulsujący i drżący.
- Żyjesz - Szepnęłam bardziej do siebie.
- Jak można się bać własnego tworu? -  Rudawa kocica odpowiedziała nie zważając na słowa Venus. Uśmiechnęła się kpiąco. Jej głos przeszyty był nienawiścią i zniecierpliwieniem.
Jakaś świadoma część ciemnej kocicy kazała jej zabijać. Serce krzyczało domagając się śmierci innej istoty. Nie mogła znieść, nie mogła pomieścić w głowie stwierdzenia że jej sumienie żyje w osobnym ciele. Złapała powietrze bojąc się że zaraz go dla nich dwóch nie wystarczy i rzuciła się na przeciwniczkę. Stłumiony krzyk i krwotok towarzyszyły bójce. Ruda postać nie broniła się. Stała tylko wpatrzona w Venus.
- Chcesz zabić swoje sumienie. To które dręczy cie za czyny złe?! – Cicho chodź dobitnie szepnęła do ucha czarnej.
Nie mogąc wytrzymać natłoku uczuć najpierw zatopiła śnieżno białe kły w brzuszysku. Zacisnęła szczękę wyszarpując kawał skóry i z niesmakiem oddając z powrotem. Widząc brak reakcji złość narastała w niej momentalnie.Rzuciła się do tętnicy. Głośny jęk wyprowadził ją z równowagi mimo tego nie zaprzestała. Czuła jak serce rudej i jej pulsuje w tym samym rytmie. Czuła że nie pozbawi życia jej silnie trzepoczącego serca.  Krew sama spływała do jej ust. Została odepchnięta przez osobę trzecią. Oszołomiona upadła na bok czując twardość podłoża. Otworzyła pysk by wydać z siebie krzyk ale zrezygnowana zamknęła oczy. Straciła przytomność na której tak jej zależało.
    Szmaragdowe ślepia po otworzeniu ujrzały bezpieczne i znane ściany jaskini Mi-Chan. Odetchnęła głęboko wypuszczając powietrze ze świstem. Usiadła, słaba ale ukojona zerkając nieprzytomnie. Jej ciało stało się tak rozkosznie ciepłe.
- Zwariowałaś. – Uśmiechnęła się półgębkiem Mi widząc moje przebudzenie. – Walczyłaś sama ze sobą. – Zawzięcie kontynuowała dialog. – Sama ze sobą! Jeszcze trochę i pozbawiła byś się życia. Jesteś niebezpieczna dla siebie. Odpocznij sobie. Naprawdę.
Mówiąc te kilka słów przysporzyła mi wiele tematów do myślenia. Sama siebie? Czy chciałam pozbawić się wyrzutów sama siebie unicestwiając? Teraz jednak powinnam nie wytężać swojego obolałego umysłu.
Venus. (12:23)

Opowiadanie konkursowe ! [Courtney]


27 czerwca 2010

Siedziałam sama. Była noc,chociaż zbierało się na wschód słońca. Dookoła było ciemno lecz mi to nie przeszkadzało. Siedziałam sama w nocy,w świetle księżyca jakby czekając na kogoś. W gruncie rzeczy to siedziałam tam tak poprostu.W głębi duszy starsznie mi się tu podobało. Niektórzy pytali-"A gdzie podziewała się Courtney w nocy?".A wtedy wszystkie spojrzenie padały na mnie. Nie lubiłam takiego stylu życia. Zawsze przeszkadzały mi dziwne spojrzenie innych istot. Przecież nie byłam jakimś dziwolongiem. Podniosłam łeb,a w raz z nim moje znużone spojrzenie. Zmróżyłam ślepia,które napotkały ostre i jasne światło księżyca.Chciałam zawyć jak to miałam w zwyczaju,lecz coś przykuło moją uwagę. Na pochmurnym niebie,na którym właśnie zawiesiłam spojrzenie zawidniał znak utworzony z gwiazd. Zaciekawiona zaczęła rozszyfrowywać znak."To pegaz"-omal nie krzyknęła w myślach. Pegaz... Magiczne stworzenie. Mieszanka zwykłego konia z bardzo magicznymi korzeniami przodków. Spróbowałam przypomnieć sobie,co oznaczał pegaz utworzony z gwiazd. Chwila. Już wiem. Pegaz oznaczał wspomnienia.Nie koniecznie tylko te dobre.Oznaczał powrót przeszłości i nieoczekiwany zwrot akcji.Potrząsnęłam łbem i wstałam nie spuszczając znaku z pola widzenia. Rozejrzałam się dookoła. Moje rozmyślenie trwały krótko jak dla mnie. Już prawie świta.Została jakaś drobna godzina aby wrócić na polanę HOTN. Jeszcze raz spojrzałam z uwagą na pegaza,ściągnęłam brwi po czym odeszłam leniwie. Po drodze krocząc ścieżką,którą przyszłam,rozmyślałam nad znaczeniem znaczenia pegaza w moim życiu. Wspomnienia...przeszłość...Co mogło to oznaczać. Idąc dalej usłyszałam za sobą dźwięk łamanej gałęzi.Odwróciłam gwałtwownie łeb i przystanęłam. Zamarłam na chwilę. Więc to miał znaczyć pegaz ?! Dziękuję za takie gówno ! Zastzrygłam uszmi i wbiłam wzrok w wilka stojącego za mną.Był to Devil. Mroczny demon w postaci wilka. Znałam go doskonale. Wkońcu to on zabił moich rodziców.Uśmiechnął się do mnie sakrastycznie.
-Kogóż to ja widzę-powiedział z satysfakcją w głosie-Dawno się nie widzieliśmy...
-Mnie na pewno nie zależało-syknęłam jadowicie.Zaśmiał się tylko jak to miał w zwyczaju-Jak zawsze zbyt pewny siebie-mruknęłam.
Ściągnął brwi.Zrozumiałam dlaczego tu jestem.Wtedy kilka lat temu pokonałam go...z trudem uszłam z życiem lecz pokonałam.Uciekł jak tchórz.Był wkońcu trzóchem więc nie dziwiłam mu się zbytnio.Lecz ta jego pewność siebie w tym momęcie trochę zbiła mnie z tropu.Przecież wiedział,że od tamtego czasu moja siła,mądrość,spryt w walce i zaciekwilość oraz nienawiść do niego wzrosły.No właśnie...Nie byłam jakimś bóstwem,boginią czy demo...Nie dokończyłam.On był demonem.Skoro ja jako zwykła wampirzyca w postaci wilka lub człowieka mogłam tak szybko zdobyć siłę,to co dopiero on.Demon z tymi wszystkimi zaklęciami i czarną magią.Teraz to ja ściągnęłam brwi.
-Coś nie tak?-zapytał i przybliżył się.Postunęłam się o krok w tył.On krok w przód,ja krok w tył.Jak tango albo coś w tym rodzaju.-Wróciłem po Ciebie.Skończysz jak twoi rodzice!-warknął i skoczył w moją stronę.
Zaczęłam uciekać.Wskoczyłam w jakieś zarośla i biegłam dalej.Nagle poszułam coś pod moją prawą łapą."Cholera"-warknęłam w myślach. Miałam cierń w łapie. Musiałam biec dalej inaczej Devil posiekałby mnie na kawłaki za to,że pokonałam go poprzednim razem. Dobiegłam do jakiegoś powalonego pnia.Spojrzałam w tył. Ciemność. Odetchnęłam cicho i przysiadłam patrząc przed siebie. Nagle przede mną staną jakiś wilk. Był mi znany to wiedziałam,ale nie widziałam skąd.Przyjrzał mi się z uwagą i uśmiechnął lekko machając uszmi. Usłyszałam cichy rechot za sobą.Spojrzała leniwie w stronę skąd pochodził dźwięk. Stał tam Devil. Odwróciłam łeb aby sprawdzić czy wilk także widzi demona. Lecz on nadal uśmiechał się do mnie głupawo jakby nie zdawał sobie sprawy w jakim znajduje się niebezpieczeństwie. Znowu zwróciłam łeb w stronę prześladowcy. Teraz to on miał na pysku minę pragnącej zemsty. Rzuciłam mu proszące spojrzenie i jęknęłam cicho.Coś we mnie pękło.Serce mnie bolało,a rana w środku piekła.Nie wiedziałam co się dzieje. Skuliłam się w kłębek aby zatamować ból.W niemal pół sekundy ból stał się do zniesienia.Podniosłam łeb i zobaczyłam tylko konającego na ziemi wilka.Podbiegłam do niego i chciałam krzyknąć do Devila-"Ty świnio". Lecz nie tym było moje powołanie.Z daleka usłyszałam znajomu głos. Byłam niemal pewna,że to głos Ac'a. Był coraz bliżej. Chciałam spojrzeć w stronę jego głosu lecz wszystko było zamazane przez moje łzy. Po chwili,tak samo jak wilk obok mnie,padłam na ziemię nie czekając na werdykt Devil ani pomoc Acebira.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Taka beznadzieja....Miałam tylko godzinę więc...Tak tylko napisałam,bo i tak wiem,że jestem beznadziejna jeśli chodzi o pisanie,ale to przecież tylko zabawa ! Mam nadzieję,że się spodoba(chociaż szansa jest jedna na milion) , ale chcę żebyście wiedzieli,że bardzo mi się podoba w HOTN !!!
Courtney, Spojrzenie Nocy (10:59)

Dlaczego? - konkurs. [Mi-chan]

27 czerwca 2010

Dlaczego?
 Biała wilczyca o jasno błękitnych oczach wędrowała leśną drogą już dłuższy czas, nieustannie poszukując wyjścia z niego.Jej śnieżna sierść przykryta była brudem i błotem, a łapy ledwo stąpały po ziemi. Rana powstała podczas walki z niedźwiedziem nie dawała o sobie zapomnieć i z dnia na dzień, minuty na minutę bolała coraz bardziej.
 Mi – bo takie nosiła imię, miała ochotę paść na ziemię i pogrążyć się w głębokim śnie, lecz wiedziała, że nie może tego  zrobić. Wiedziała, że nie może poddać się bez walki. Musi trwać i wygrywać, dla nich…
Przed oczyma stanął jej widok sprzed pięciu miesięcy, kiedy wszyscy witali ją, a ona była jak samotna sierota,nie potrafiąca się odnaleźć. Teraz jest inaczej, teraz pokochała ich i wierzy,że Oni odwzajemniają to uczucie.
Wiara… Wiara podobno czyni cuda. A cuda są elementem życia.
Idąc dalej nie przestawała myśleć o chwilach spędzonych razem, to dodawało jej sił. Mimo iż nie było zawsze tak do końca różowo, to nic nie zniszczyło więzi, która ich łączyła. Zdaniem błękitnookiej wilczycy, tej więzi NIC nie było w stanie przerwać.
 Nagle, nad lasem pojawiły się ciemne chmury,zwiastujące zapewne nieunikniony deszcz. Mi zmarszczyła brwi, dziwiąc się tak nagłą zmianą pogody.
 -Jeszcze tego mi brakowało – warknęła. W miarę możliwości gnała przez ciemny las, nie oglądając się za siebie. Miała teraz jedynie na celu znalezienie jakiejkolwiek jaskini, lecz jak na złość żadnej na horyzoncie widać nie było. Wiatr wzburzył wysokie drzewa, a liście zaczęły z nich masowo spadać i ukrywać piękno ziemi pod swoim delikatnym ciałkiem. Na grunt lunął ogrom chłodnych, dużych kropli deszczu. Teraz widoczność wadery ograniczona była do minimum. Była w stanie ujrzeć tylko mgłę, spadające krople i cień drzew otaczających ją wokół.
Pluuusk…
Symfonię szumu drzew i kropli upadających na glob przerwał plusk wody. Spod fal rwącej rzeki wyłoniła się biała postać, w której głowie była całkowita pustka. Kompletna nicość. Jak na zawołanie do jej głowy zaczęły wracać wspomnienia w porządku chronologicznym.

- Mamo, nie! – padły dwa strzały z broni palnej. Po nich nastąpił przeraźliwy pisk i rozpaczliwy płacz młodej wilczycy. Dlaczego?

Wadera wróciła do domu z polowania, na podłodze była spływająca,szkarłatna krew. Mi błękitnymi oczyma spojrzała w górę z przerażeniem
  - Tato... – padła na kolana przy ciele ojca kryjąc twarz w jego futrze – Tato, dlaczego?

Weszła na polanę pokrytą śnieżnym puchem. Widząc uśmiechnięte zwierzęta sama uniosła odruchowo uniosła kąciki ust ukazując końcówki kłów.
 -Witaj w HOTN – usłyszała od Alpy.Ta, skinęła tylko do niej głową, jakby dziękując za przywitanie i wyszczerzyła się w duchu. Czuła, że znalazła swój dom, dom, który na pewno pokocha.
          I tak się stało… Nareszcie znalazła własne cztery kąty. W głębi miała nadzieję, że nic już tego nie zepsuje.

Nagle jej całą widoczność ogarnęła pustka. Kolor rażącej bieli i nic więcej. Zatapiała się w białości krajobrazu,czując, że sama przepada, że czuje się bezwartościowa, wolna… Bała się tego.Nie chciała tego, bała się. Obiecała przecież, że nie odejdzie bez walki.Wstała. Poczuła powiew chłodu, który muskał jej twarz swoimi oziębłymi rączkami. Szła przez ogarniającą ją nicość. W pewnym momencie usłyszała grę na pianinie, do którego potem dołączyły się skrzypce. Muzyka pochłonęła ją i jej zmysły, dając jej ukojenie. Teraz widziała piękną polanę, którą oświetlały promienie słońca nadając jej blasku. Dostrzec się dało motyle i różne, inne zwierzęta nadające miejscu żywotności.
- Mika no Koshinu chan, dostajesz szansę. Szansę do życia, nie zmarnuj jej. –  koncert przerwał mocny, męski głos. Źrenice wilczycy zwęziły się ukazując większą część niebieskiej tęczówki.
 Nie zdążyła nic wymówić, gdy raptownie znalazła się na brzegu rwącego potoku. Syknęła z bólu i spojrzała na swoje poranione ciało. Mimo przeraźliwego bólu, który ogarniał ją całą uśmiechnęła się pod nosem.
-Dziękuję – powiedziała i spojrzała na niebo. Zza chmur wyglądało słońce oświetlając polanę, na której właśnie znajdowała się wadera. Najwidoczniej rzeka z lasu przyprowadziła ją aż tu.
-Mi? – usłyszała głos Birdlay,która właśnie była zapewne na polowaniu. Gdy podeszła bliżej, leżąca przy pływie wilczyca ujrzała za nią połowę HOTN.
-Mi! Jesteś szukaliśmy Cię! –rzuciła się na nią Venus. Ta, tylko wyszczerzyła się do wszystkich.
~*~
OMFG! :o Wieeeeeeeeeem, okropne 8D Wybaczcie.
Mi-chan (10:41)

Opowiadanie konkursowe. [Acebir]


26 czerwca 2010
Opowiadanie konkursowe


-Nie wiem co z tym zrobić.-spojrzałem na białą wilczycę-Gubię sę w tym.-wilczyca spojrzała na mnie swoimi biało-stalowymi oczami i zmarszczyła nos:
-Tym bardziej ja nie mam pojęcia co ci powiedzieć-zastrzygłem uszami.Ktoś nadchodził z lewej strony mojego boku.Po kilku minitach usłyszałem krzyk i tupot nóg:
-TATO!-zza drzewa wybieł Mikey w swojej postaci człowieka.Uśmiechnąłem się szeroko i zmieniłem się w człowieka.Mały wyciągnął w moje strone rece więc wziąłem go w ramiona i zawirowałem w koło.Spojrzałem na odchodząca wilczycę ,nastroszyła lekko pióra u skrzydeł i szła bardzo wolno.Usiadłem na pieńku drzewa i posadziłem Mikey'a na kolanach.
-Co porabiałeś maluchu?
-Cóż..Polowałem na sarnę..-mówił z takim podekscytowaniem ,że aż mi się ono udzieliło.-Tato to była pierwsza sarna , którą upolowałem-poczułem dumę która rozpierała mi pierś.Wtuliłem głowę w jego rude włoski , a on zarzucił mi ręce na szyję.Po dłuższej chwili usłyszeliśmy coś na miarę drapania pazurami o drzewo.Młody zacisnął palce na mojej szyji.Czułemjak jego małe ciałko ogarnia strach.
-Cichutko mój malutki to nic złego.-z każdą minuta drapanie przybierało na sile,w końcu ogarnęła nas woń drapiąca w nosy.Warknąłem i postawiłem małego na ziemi:
-Schowaj się za mną i wróć do swojej postaci-sam zmieniłem się w wilka.Cichy szept mojego synka zwalił mnie z nóg:
-Tatusiu kocham cię.-w moim oku zakręciła się łza.Chciałem mu odpowiedzieć ,lecz z lasu wybiegła potężna wadera.Patrząc na nią powoli napinałem wszystkie mięśnie ciała.
-Witaj-wysyczałem.
-Trochę kultury młody człowieku-warknęła i uśmiechnęła się sarkastycznie.Młody wilkołak wyszedł między łapami matki.
-Poznaj swojego wujka.-spojrzałem na małego i warknałem.
-Ibro nie jesteśmy rodziną.
-Dość gadania kim jesteśmy , a kim nie jesteśmy dla siebie.Nie odzywaj się ,wytłumaczę ci wszystko.Twoja matce zdołało się uciec czym zarazem pozbawiła mnie mocy.-zawarczała lekko- Stawiam ci warunki i musisz je spełnić.
-Wcale nie muszę!-ryknąłem.Za Ibrą pojawił się brązowy wilkołak w paszczy trzymał Bird.Jęknąłem ,ktoś podciął mi łapy i ujrzałem drugi przerażający widok Kalahi trzymał małego piszczącego liska.Przerażanie narastało we mnie.
-Mów dalej-szepnąłem.
-No więc albo oddasz mi swoją moc czyli swoje życie , albo ożenisz się z moją córką i dasz jej potomka z mocą.-zakrztusiłem się śliną i patrzyłem raz na synka ,a raz na Bird.Z dużą szybkością odwróciłem się do wilkołaka i wybiłem liska z jego paszcy złapałem go za kark.
-Mój syn musi być bezpieczny.-brązowy wilkołak zacisnął mocniej zęby na Birdlay i wyrwał jej piórko. Wydała cichy jęk z siebie.
-Twoja przyajciółka zostanie z nami już i tak za dużo sobie pozwoliłeś-kiwnęła łbem na małego.
-Gdybym powiedział ,że się zgadzam puścilibyście ją?
-Tak.-Ibra spojrzała na mnie spode łba.
-Więc zgadzam się-wadera zaśmiała się i machnęła łapą.Wilkołak puścił Bird .Podbiegłem do niej z małym w pysku i ułożyłem go przed nią.
-Opiekuj się nim.Jak się czujesz?-wilczyca spojrzała na mnie oszołomiona i wyjąkała:
-Acebirze co ty robisz ? Jak sobie poradzisz?
-Poradzę sobie lepiej niż z tobą w paszczy wilkołaka-uśmiechnąłem się blado i zacząłem odchodzić otoczony Kalahim i brązwoym wilkołakiem.Odwóciłem łeb i wyszpetałem:
-Do zobaczenia.
                                                              *******
Wiem ,że takie denne ,ale cóż jest .
Acebir (21:10)

26 czerwca 2010

Opowiadanie na konkurs + powrót Glo >8D [Glola]


25 czerwca 2010
Opowiadanie na konkurs + powrót Glo >8D
Czarne niebo zachęcało do utonięcia. Szła wolnym krokiem, patrząc przed siebie. Zostawiała w mokrym piasku głębokie ślady bosych stóp. Co jakiś czas fala delikatnie omywała jej nogi. Czarne włosy tańczyły na wietrze, wraz z płachtami jej białej szaty. Wiedziała, że nastąpi to już niedługo. Że zostało jej tak mało czasu. Gwiazdy zdawały się być na wyciągnięcie ręki. Chciała cieszyć się chwilą, być może jedną z ostatnich.
***
Monstrum warcząc biegło przed siebie, z niesamowitą prędkością. Wielkie łapy uderzały o ziemię, sprawiając, że piach rozsypywał się na boki. Targana furią,pędziła niemal na oślep. Miała jednak cel, odziany w białe szaty. Z pyska ciekła jej piana, ślepia zaś jarzyły się. Już coraz bliżej.Masywne stworzenie wytężało wszystkie mięśnie, byle by tylko biec szybciej.
Zapach mokrej ziemi zaczynał być nie do zniesienia. A jednak wciąż siedziała obok leżącego zwierzęcia, na granicy świadomości, gładząc białą dłonią jego futro.
Allelujah, wstań, proszę, wstań...
Wyciągnęła z kieszeni mały worek, pełen czerwonego proszku. Wzięła z niego garść i wysypała ją w okolicy karku psa. Dotknęła opuszkami palców zamkniętego ślepia Allelujah. Tam, gdzie jej skóra dotknęła ciała zwierzęcia,przybierało ono czerwony kolor. Sama zamknęła oczy.
***
Suka zastrzygła uchem. W niesamowitym tempie podniosła się i skoczyła do gardła kobiecie. Ta jednak w tym samym momencie znów sięgnęła do małego,brązowego worka i sypnęła jego zawartością w stronę stworzenia.Allelujah syknęła, a sierść na jej grzbiecie najeżyła się.Wolnym krokiem poczęła obchodzić dwunogą, która śledziła ją spokojnym wzrokiem.
- Nie na mnie dane Ci się mścić. - Szepnęła.
Samica warknęła głośno i znów skoczyła ku mówczyni, szczerząc białe kły.Czarnowłosa błyskawicznie sięgnęła po kolejną garść proszku i sypnęła nim w oczy atakującej. Głośne skomlenie rozniosło się po lesie. A kiedy tak rządna krwi bestia otworzyła ślepia, bladej wampirzycy już nie było.
***
Czuła pianę w pysku. Zagubiona, rozwścieczona obiła się od ziemi. Nie widziała jego pyska, jednak sylwetka wydawała się znajoma. Ciągle była w dziwnym stanie. Nie mogła zrozumieć tego, co działo się wokół niej. Drzewa bujały się na boki, a nic na co patrzyła nie chciało ustać w miejscu.  To ją frustrowało. Nie dawało istnieć w spokoju. Moment, w którym jej pazury przebiły skórę zwierzęcia i ten sam, kiedy zwierzę błyskawicznie odwróciło się i zaorało szponami jej bok, jakby od zawsze przygotowane na ten atak, jakby wiedzące, że samica czai się nieopodal.Odpowiadając na obronę, Jah zacisnęła bezlitosne szczęki w okolicy karku wilka. Masywniejszy i większy basior pochwycił wychudzoną za szyję i cisnął nią o drzewo. Kiedy ciało atakującej gruchnęło o drzewo, wzbijając w powietrze kłąb fioletowego proszku, którym w jej oczach pokryta była kora, ta na moment odzyskała świadomość. Na moment las stracił swe jaskrawe kolory, zatrzymał się.Wilk przed nią przestał być potworem, o stalowych kłach, a fioletowe pokrycie drzew zniknęło, podobnie jak latające między drzewami błękitne postacie. Kuląc uszy i warcząc, atakowany spojrzał w brązowo-błękitne ślepia. Krew pociekła z pyska ich właścicielki. Otrząsnęła się po szoku i znów stawał się sobą. Dlaczego wciąż tak słaba? Być może nie powinna walczyć krótko po przemianie. Wstała, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Oblizała pysk z czarnej posoki i najeżyła się, gotowa do ataku. Basior zaśmiał się ochryple i kręcąc z pogardą głową zmrużył ślepia,jednocześnie robiąc krok ku Jah.
- Quick, czekaj! - Drugi potwór nagle wyłonił się z cienia i stanął przed wilczycą patrząc jej w oczy.- Lairaia...? - Zapytał szeptem. Jego ślepia nagle zabłysły. - Co Ty tu robisz... W Naszej samotni... Skąd wiedziałaś gdzie? - Od kiedy pamiętała, zawsze był pewny siebie. Zawsze zamknięty. A teraz wydawał się niemal tak zagubiony jak Ona sama. Niemal szczęśliwy, że ją widzi.Zza krzaków wyłonił się trzeci osobnik, wchodzący w skład wielkiej trójcy i nieznana wilczyca. Tak, oni pomogą jej znaleźć to, czego szuka. Albo chociaż dowiedzieć się, czym to jest. Czego tak bardzo jej brakuje. Tymczasowe miejsce, w którym poszuka siebie.
Czy złapiesz? Nie jest to już śmierć. Śmierć już była. Wymyśl coś innego...
________

http://www.youtube.com/watch?v=KgiHw4X7kLc&feature=related
[I od tąd zaczyna się inna bajka. xP]
***
Czarne łapki muskała świeża, mokra jeszcze trawa. Kroczyłam po pochyłym zboczu, a celem mym był jego szczyt.Tak długa droga. Tyle czasu, by odnaleźć siebie. A teraz, zostało już jedynie kilka kroków. Czułam, że szczęście, które od jakiegoś czasu schowane było pod czarną płachtą lodu w mym wnętrzu, zmytą teraz przez promienie lśniącej tarczy,widniejącej na błękitnym niebie, zaczyna kiełkować na nowo. I wiedziałam, że jestem świadoma. Że mgła się rozmywa. Już tylko kilka kroków...
***
Biegła prosto przed siebie, roześmiana.Białowłose szczęście, jak zawsze w błękitnej sukni, o alabastrowej cerze. W dłoni trzymała jasną wstęgę, która wiła się tuż za nią.Emanowała, oświetlając zatopiony w ciemnościach nocy las. Zatoczyła piruet, a jasny ogon,zdawał się chętny do ucieczki, chętny odlecieć,lecz trzymany przez bladą dziewczynę, jedynie powiewał na wietrze.Wbiegła między drzewa.Cieniste postacie, zwykle dumnie kroczące, teraz zdawały się tańczyć razem z nią, delikatne i ciepłe. W samym lesie było ciemno. Zwolniła, widząc kilka metrów dalej bladą postać, siedzącą w śnieżnobiałej sukni, tuż obok ciała wielkiego psa. Mówiła coś.Dziewczyna, zwana szczęściem, zatrzymała się. Dojrzała u czarnowłosej wampirze kły.
- Allelujah jest pod opieką. Pod opieką Lairai. Wróci do życia. -
***
Czułam,że gdyby ten pagórek był o kilka metrów wyższy, nie dałabym rady go pokonać. Szłam bez przerwy od tylu dni... By tylko odnaleźć siebie.Odnaleźć, by móc wrócić i pokazać innym, że potrafię. Oddychając ciężko zrobiłam kolejny krok.
Szczyt. Podmuch zimnego wiatru sprawił, iż poczułam, że bez względu na wszystko, byłabym w stanie gnać, tylko po to, by stanąć w tym miejscu, by poczuć, że jestem w domu. Przymknęłam ślepia, zaciągnęłam się zimnym, rześkim powietrzem, niby najdroższym narkotykiem. Rude futro zatańczyło na wietrze.
W tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że od kiedy opuściłam te tereny, stąpałam na granicy świadomości. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy kolejne promienie słońca poczęły przygrzewać moje futro. Zbiegłam po zboczu, niemal na oślep. Szczęście zostało uwolnione, niemal nim promieniowałam. Stanęłam zdyszana między zwierzętami.
Mi Chan podbiegła i przytuliła mnie.Tak samo zareagowała Birdlay, Nikita oraz Tiara. Miałam ochotę wbić się w powietrze, nie byłam jednak w stanie. Tiffany, od zawsze moja młodsza siostra, wtuliła się w moje futro. Aspeney, od zawsze moja starsza siostra, zacisnęła jedynie kły i skuliła uszy. Jednak jej spojrzenie było ciepłe, przyjazne w stosunku do mnie. Aldieb, najwyższa królowa tego miejsca jedynie skinęła pyskiem w moją stronę.
Szara mgła, która zaślepiała mnie od tak dawna, nareszcie poczęła się rozmywać. Tego co czułam, nie da się okazać słowami. 
Spojrzałam tęskno w stronę skał, zza których przybyłam. Cztery wilcze sylwetki wciąż patrzyły na mnie. Nie chcieli, bym tu wracała. Troje przyjaciół i ukochany... Pozostawieni dla domu. Właściwie i ich domu. Nie wszystkich. Ale jednak. I dotarłam dzięki Nim.
Chociaż ja byłam tak szczęśliwa... Nareszcie w domu...
Glola (21:30)

Życie nie jest snem. [Jenna]

25 czerwca 2010
<SCRIPT language=JavaScript></SCRIPT>

              Nad lasem z wolna zapadła noc.Jasna, chłodna i bezgwiezdna. Srebrzysta tarcza księżyca w pełni oświetlała poszycie leśne białym blaskiem. Pojedyncze świetliki przelatywały pomiędzy drzewami, które z kolei uginały się delikatnie pod wpływem wiatru. Zawył wilk.Piękny, głęboki i potężny głos rozniósł się po lesie. Przemienił się w pełne smutku wołanie, a następnie zgasły. Szara wilczyca nastawiła uszu. Czułą w głębi duszy że to ją wołają. Wstała i wybiegła z groty. Lekkim truchtem pobiegła w stronę głosu. Jej łapy równo i dostojnie opadały na ziemię pozostawiając w niej niewielkie ślady. Jakaś tajemnicza siła ciągnęła ją w tamtą stronę.Przedzierając się przez przeróżne przeszkody wciąż biegła. Jej oczy skierowane w jedno miejsce. Straciła na moment świadomość. Robiła to co kazało jej serce. Nagle przyśpieszyła. Biegła z całych sił najszybciej jak tylko mogła, łapiąc desperacko powietrze. Mijała po drodze drzewa z ogromną prędkością. Robiło się coraz bardziej ciemno mimo że księżyc świecił jasno. Widziała przed sobą coś świecącego, coś do czego pragnęła dobiec jak najprędzej. Jej łapy już ledwo co stąpały po ziemi, cała trzęsła się z wysiłku. Padła na ziemię. Nie wytrzymała. Zamknęła na moment oczy. Wyobraziła sobie że śpi na miękkim posłaniu, a obok niej najbliżsi. Jednak te myśli szybko się rozwiały. Usłyszała kolejne wycie i to tak blisko że aż zabrzęczało jej w uszach. Wstała mimo woli i udała się wolnym krokiem w stronę światła. Nic innego nie widziała. Było tak ciemno. Zatrzymała się przed owym czymś.Wyciągnęła łapę przed siebie chcąc dotknąć, sprawdzić, lecz gdy tylko dotknęła tym szybciej ją odsunęła. Ciekawość. Poczuła poparzenie.
- Czekałam na ciebie.
Wilczyca odwróciła się lecz nikogo nie zauważyła. Nagle ktoś pchnął ją na ziemię a przed sobą ujrzała znajomą twarz. Własnym oczom uwierzyć nie mogła. Wielka, błękitna, uskrzydlona wilczyca stałą tuż przed nią.
Wyglądała tak prawdziwie że można było by sądzić że jest żywa.
- Nasze Królestwo upadło - oznajmiła skrzydlata i uśmiechnęła się do wilczycy.
- Mama? - wyjąkała w pełni zszokowana.
- Tak. To ja - odparła nie ukrywając szczęścia - Rada zmarłych pozwoliła mi raz ostatni się z tobą zobaczyć.
Wilczyca nastawiła uszu i wstała słuchając dokładnie tego co matka miała jej do powiedzenia.
- Nie wracaj nigdy do Szarych Gór. Teraz zapanował tam Dragon i jego nieznośna ekipa. Wszyscy mu się oddali pracz Mew, która uciekła i teraz jest poszukiwana.
- A co z Ojcem?
- Lagun?... Dragon go zabił.. zresztą już dawno miał to w planach.. Z nim się zobaczysz ale jeszcze nie teraz -  Samica zdjęła ze swej szyi uwiązaną do sznurka fiolkę i założyła jej.
- Co to jest? Nie mogę tego wziąć..
- Ja i tak już nie żyję więc mi się nie przyda. A po za tym tobie bardziej się przyda - uśmiechnęła się szeroko i zaczęła cofać się w cień.
- Do czego to służy?
- Sama odkryjesz tajemnice..
Dookoła nich zrobiło się jeszcze bardziej ciemno a kula która do tej pory świeciła tak mocno zaczęła powoli przygasać.
- Mamo? Nie odchodź! Nie teraz! -  zaczęła krzyczeć - Mamo...- jęknęła jakby z bólu.
Światło całkowicie zgasło. Zrobiło się cicho. Znowu tanie przyjemna cisza wokół niej. Zadygotała. Nie miała pojęcia gdzie się teraz znajduje, ani w którą stronę do HOTN. Była bardzo osłabiona. Padła ponownie na ziemię. Jej oddech stał się płytki, a z jej oczu wypłynęły łzy. Dlaczego jej matka tak szybko odeszła, dlaczego ojciec poległ, dlaczego nie może tam powrócić by wyrównać rachunki. Leżała tak długo, bardzo długo. Mijały godziny. Ona nie zasnęła, ani drgnęła, pogrążona w myślach. Jedynie myśl o stadzie poprawiała jej nieco nastrój. Nie wolno jej się poddać a bynajmniej nie w takiej chwili. Podniosła łeb a za nim wstała na równe nogi. Łapy drgnęły lekko z wycieńczenia. Postawiła pierwszy krok, za nim następny i następny.ruszyła wolnym krokiem w nieznanym kierunku. Nie wiedziała czy zmierza w stronę HOTN czy też przeciwną.Teraz nie interesowało ją to. Szła z pustką w głowie. Nie myślała o niczym. Być może chwila słabości. Jej ogon wlókł się za ruchami ciała. Była spragniona i głodna. Minęły kolejne godziny a ona szła bezmyślnie przed siebie. Zaczęło świtać. Słońce zaczęło wybijać się z gęstych chmur. Czuła że jest na nieznanych terenach. Nastawiła uszu w pewnym momencie, bowiem usłyszała szum wody. Poszła więc w tamtą stronę. Przed jej oczyma ukazał się mały strumyk, ale to zawsze coś. Podeszła do niego i pochwyciła kilka łyków wody. Od razu poczuła się lepiej. Wzięła głęboki oddech i wypuściła powietrze ze świstem po czym poszła dalej.
- Poprowadź mnie do HOTN - wymamrotała jakby sama do siebie,kiedy wychodziła z lasu na otwartą przestrzeń.
Nagle ujrzała przed sobą prawie zamazaną sylwetkę czarnego zwierzęcia biegnącego wprost na nią. Zatrzymała się i przy chwili oględzin zobaczyła postać małego lisowatego wilka. Poznała go. To przecież Mew. Pędziła jak oszalała. W pewnej chwili usłyszała.
- Jen! uciekaj - wrzasnęła i ominęła wilczycę.
To też samica pobiegła za nią. Biegły dosyć długo aż zatrzymały się i dalej poszły piechotą
- Kto cię gonił?
- Tajny sługa Dragona.. Mimo że zeszłam z terenów Szarych Gór, to i tak mnie ścigają. Już nigdzie nie będę czuła się bezpieczna. -westchnęła.
Mew była krzyżówką wilka z kojotem dlatego była dość niskiego wzrostu jak na wilka. Sierść posiadała czarną jak smoła.
-hmm choć zaprowadzę cię w bezpieczniejsze tereny.
Tak też ruszyły przed siebie. Razem polowały, razem maszerowały, wszystko robiły razem. Aż wreszcie po tak długim oczekiwaniu  Jenna  odnalazła znajome tereny.
- To tutaj teraz mieszkasz? -  zapytała z zaciekawieniem Mew
- Tak..
- ładnie tu..ale ja pójdę gdzieś dalej.. Nie chcę robić kłopotu.. gdy znajdą mnie.. znajdą i ciebie.. a ciebie też z chęcią zabiją..Zresztą znasz Dragona.. albo cie zabije albo zabierze i uwięzi..
- taa..- westchnęła- ale nie martw się.. mam tutaj rodzinę która naprawdę mnie wspiera.. zawsze.. i to samo czuję do nich.. obowiązek..czuję się tutaj potrzebna.. . czuje jakiś sens życia.
- Zazdroszczę.. ale sama też poszukam sobie jakiegoś stada..Dziękuję za pomoc. Jestem ci na prawdę wdzięczna.
- Nie ma za co.. Czego to się nie robi dla bliskich -  uśmiechnęła się.
Tak też rozstały się. Dwie wilczyce na skraju wyczerpania fizycznego i psychicznego powróciły do dawnej świetności. Jenn odzyskała siły,czuła dawny zapał do pracy, cały ten dziwny nastrój znikł. Często gdy siedziała w samotności brała w łapy Fiolkę i rozmawiała tak samo jak z matką gdy tamtej nocy ją spotkała. Wszystko było takie samo, tylko że odpowiadała jej cisza.  Czułą się szczęśliwa. Zresztą czy coś więcej trzeba jej do szczęścia niż wspaniałą rodzinę jaką jest HOTN i jego członkowie? Chyba nie.. no może ci prawdziwi rodzice.. ale ich już nie ma i należy radzić sobie bez nich.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Opowiadanie na Konkurs. Można z tego odczytać odrobinę przeszłości z życia Jenn.
Mam nadzieję że się podobało, ale nie liczę na zbytnie wychwalanie. W końcu wygrana nie jest najważniejsza :3 ( Bynajmniej „nie” dla mnie )
Piszcie opowiadania.. nie chciałam pierwsza publikować ale chyba zapomnieliście o tym.

Jenna (18:23)

21 czerwca 2010

Świr na scenie. [Suciune Dakota Texi]

20 czerwca 2010

 Dawno, dawno temu...
Po długiej, męczącej drodze, wreszcie dotarłam do celu mej wędrówki. Usiadłam na skalistym wybrzeżu, zaraz koło miasta. Zdjęłam okulary przeciwsłoneczne, chroniące innych ludzi, od unikania mojego wzroku, wyglądu moich oczu. Czekałam. Patrzyłam na słońce zachodzące za wodę. Wreszcie, gdy zeszło z mojego polu widzenia udałam się do miasta. Okulary znowu zarzuciłam na nos. Weszłam do bardzo starego, zrobionej z czerwonej cegły, budynku. Westchnęłam cicho i weszłam na górę. Wspomnienia sprzed kilkudziesięciu lat wróciły. Nawet nie przekroczyłam progu pokoju, a zostałam przywitana:
 - Witaj Dakoto... - bujany fotel zaskrzypiał, poczułam na sobie spojrzenie wszystkich rzeczy otaczających mnie w tej chwili. - Widzę, że nie śpieszyłaś się zbytnio. I nadal nosisz te okulary.
 - Mhm, witaj - powiedziałam prawie niesłyszalnym szeptem. Nie musiałam się drzeć, czy mówić głośno, wystarczy, to, jakim tonem mówiłam teraz. - Tak, posiedziałam sobie trochę na wybrzeżu. I tak, owszem, noszę je. Jak myślisz, co by zrobili ludzie, widząc człowieka z jednym okiem żółto pomarańczowym a drugim mocno fioletowym? - nadal mówiłam szeptem.
 - Na pewno, nie siedzieli by cicho. Ja osobiście uznałabym, że to soczewki - zaśmiała się gardłowo. Przez chwilę poczułam, że cały pokój również się śmieje.
 - Najpierw by powstało pytanie: " A czym takim są te soczewki? ".
 - Odpowiedź banalnie prosta: " Wynalazek XVIII wieku. "
 - I za kogo by cię ludzie uznali? Za Pannę z XVIII wieku, która przedostała się wehikułem? Chciała sprawdzić, jak było III wieki temu? Cóż... powodzenia.
 - Dziękuję, przyda się. Ale teraz, możesz je już zdjąć. Nikt cię tu nie zobaczy - akurat. W tych meblach chyba naprawdę tętniło ludzkie życie. No cóż, Ossie mogła by je napełnić. Jej moc, wyobraźnia, nie znała granic.
 Usiadłam na podłodze i błądziłam po niej palcem, potem zdjęłam okulary. Spojrzałam oczyma na dziewczynę siedzącą naprzeciwko mnie po czym zamknęłam oczy. To dzięki jej rodzinie stałam się jakimś... dziwolągookiem. No cóż, peszek.
 Niedawno...
 Ciekawe czy Ossie jeszcze żyje. No cóż, czas sprawdzić. Wybrałam się w dość daleką podróż. Szłam i szłam i szłam na przemian zmieniając się w wilka to w człowieka. I co chwila musiałam zakładać okulary. Nadal moje oczy były dziwne, chodź od tamtego czasu  wskrzeszono mnie dwa razy. Gdybym żyła od pierwszego razu to miała bym z 500 lat. Może i nawet więcej. Na pewno więcej. Ech, komu chciało się mnie tak przyzywać z krainy umarłych. Żadnej straty i tak nie było. Po kilku dniach spokojnego marszu dotarłam wreszcie na wybrzeże, na którym to wtedy oglądałam zachód słońca. I tamtym razem obejrzałam. Po zapadnięciu zmroku weszłam do miasta. Budynek stał w tym samym stanie co wtedy. Ile to lat... Weszłam do niego. Gdy przekroczyłam próg zawołałam krótkie:" Ossie?" W odpowiedzi usłyszałam śmiech. Jej śmiech. Poznałabym go wszędzie. Po chwili zbiegła po schodach z wytrzeszczonymi gałami.
 - Dakota? - zdziwiła się.
 - Owszem - pokręciłam głową.
 - O Matko! Ja myślałam... że... ty... - i tu urwała. Rzuciła się na mnie z histerycznym płaczem. Przytuliłam ją do siebie.
 - Już dobrze... Żyje... Jeszcze - wykrzywiłam twarz w bólu. Ta natomiast zdjęła moje okulary i wybuchnęła śmiechem. Westchnęłam.
 - A teraz opowiedz, co u ciebie - zaciekawiona Ossie wbiegła szybko po schodach ciągnąc mnie za sobą. Posadziła na jednym z krzesełek i sama usadowiła się na moich kolanach. Zwyczaj.
Ciąg dalszy nastąpi...
___________________________
Dobra, robaki. Jutro zrobię listę z osobami, których brak w ramce " Hierarchia." Reszty dowiecie się jutro, bądź po jutrze.
Suciune Dakota Texi (23:17)

16 czerwca 2010

''Smutna miłość'' [Tiffany]

16 czerwca 2010


Wiele bym zrobiła byś w końcu zrozumiał
Że ja cierpię gdy odczuwam brak.
Twój brak.
Jak nie ma cię obok.
To płacze.
Jedyne wyjście.
Jak nie kochasz mnie.
A ja cie tak.
To boli lecz małe znaczenie ma.
Bo nie obchodze cię aż tak.
By ból zniknął.
Stał się cud.
Bym poczuła się jak inni...
Abym żyła szczęśliwa...
Bez żadnej łzy.
To wy było piękne...
Lecz nie tak jak ty...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Takie wyładowanie z reala...mojego autorstwa...by Tiffany - wszystkie prawa zastrzeżone..

Tiffany |Samotna Fala| (15:28)

Miłość jedyna w swoim rodzaju cz3. [Tiffany]

16 czerwca 2010

-Widziałaś Teama?! - krzyknęła Lu
-eee...-próbowałam sobie przypomnieć kogo z HOTN ostatnio widziałam - tak..
-Gdzie?
-jakiś tydzień temu na polanie
Lu chciała coś powiedzieć ale się wycofała
Przytuliłam Mi
-Cześć - wyszczerzyłam się
-Tiff! - wrzasnął nadbiegający Mikey.
-Tak?
Puściłam Mi-chan.
-Gdzie tata?
Nie wiem byłam...poczułam silny ból z tyłu.
Obkręciłam się resztkami sił.
-Iriana i Enida...-syknęłam i padłam..
Mikey przeciągnął mnie za drzewo.
Wszystko widziałam i czułam jednak nie mogłam się ruszyć.
Wielkie wojska ruszyły na HOTN.
-Poszły za mną - wydukałam.
Aspeney Aldieb i Des ruszyły "na pierwszy ogień"
Po pewnym czasie pojawił się Acebir i ruszył z wojownikami na przeciwników.
Aia i Luminara podbiegły do mnie i Mikeya...
Po chwili dołączyła Szera i zajęła się moimi obrażeniami.
Kazałam maluchom się ukryć a sama poczołgałam się do Acebira.
-Iriana ten koń  nie widzi z tyłu a tej drugiej wystarczy pokazać Des! -podpowiedziałam bratu.
-Des zajmij się wilczycą! - krzyknęła Aldieb
Destroy uśmiechnęła się i rzuciła się na nią gdy ta próbowała uciekać.
Uśmiechnęłam się widząc jak HOTN pokonuje 70 osobową armie.
Teraz nie było mowy o przegranej. Lecz nie wiadomo z kąd pojawiło się ich więcej...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jupi i kolejna część Miłości - jedynej w swym rodzaju!
KOCHAM WAS!
Tiffany |Samotna Fala| (13:44)

13 czerwca 2010

You are our Feather Hope... [Anaid]

Leżała na swoim ulubionym miejscu - pod drzewem. Rozmyślania na temat jej dawnego domu krzątały jej się w głowie i przeszkadzały. Westchnęła głęboko i zamknęła oczy próbując wyzbyć się tych myśli. Przewróciła się na plecy leżąc do góry brzuchem. Podniosła się gwałtownie czując znajomy zapach. Zapach szczenięcych lat. Zaczęła węszyć. W oddali zobaczyła znajomą sylwetkę, postać, którą znała. Zbliżała się. Wilczyca nie odrywała swoich ślepi od przybysza. Wreszcie postać podeszła tak blisko, że Anaid mogła jej się dokładnie przyjrzeć. To było zbyt niemożliwe. Nierealne.
- Taskeia, to .. to ty? - wydukała biała przyglądając się siostrze. Wilczyca była wielkości Anaid. Jej sierść była brązowa z beżowymi przebłyskami. Na pysku miała rudo- zielone znaki oznaczające przynależność do żywiołu Ziemi. Taskeia pokiwała łbem. Dyszała.
- Wreszcie.. cię.. znalazłam. Musisz nam pomóc. Synek Nikande zachorował. Nikt nie może mu pomóc. You are our Feather Hope... - zanuciła Taskeia patrząc na białą wilczycę.
Zawahała się. Nie wiedziała co robić. Rodzeństwo zawsze jej dokuczało. Była kozłem ofiarnym. Miała teraz przystać na ich prośbę. Ale przecież musiała im pomóc. Pomóc plemieniu. To oni ją przygarnęli. Nie wiedziała czy jej się uda, jednakże jest szamanką. Westchnęła głęboko i podjęła decyzję. Kiwnąwszy łbem, stanęła przed drzewem. Delikatny wiatr obmył jej futro. Odwróciła się i zaczęła biec. Miękko stawiała łapy. Przyspieszała.
Mijały lasy, pola i strumienie. Zacięcie nie przestawały biec. Widząc znajomą okolicę Anaid spojrzała na niebo. Było bezchmurne. Ucieszyła się, spowolniła kroku. Rozglądnęła się. Zbliżały się do wioski. Anaid przypomniały się dawne lata. Ogniska, śpiewy, tańce. Opowieści najstarszych członków plemienia. Ta magiczna, ciepła atmosfera. Dom... Wkroczyła na granice Indian. Po cichu przeszła przez środek wioski kiwając łbem i witając plemię. Dzieci podbiegały do niej głaszcząc ją i przytulając. Wśród dorosłych słyszała szepty, widziała wymiany zdziwionych spojrzeń. Widziała ognisko położone w samym środku wioski. Tlił się tam mały dymek. Wilczyca uśmiechnęła się do siebie. To dobry znak. Widząc namiot wodza zatrzymała na nim wzrok, lecz stwierdziła, że nie teraz czas na to. Skierowała się do namiotu Nikande. Powoli weszła do środka.
- Witaj. -usłyszała głos Indianki. Nie odpowiedziała. Zobaczyła małego chłopca wijącego się po posłaniu. Był mokry od potu. Rozpalała go gorączka. Usiadła koło niego.
- No mały, bądź dzielny... - szepnęła mu do ucha. Nie zwracał na nią uwagi. Tracił siły. Wiedziała, że nie ma czasu do stracenia. Zamknęła oczy. Postawiła uszy. Do namiotu wleciał wiatr. Delikatny, uspokajający. Chłopiec przestał się wić. Wiatr zrobił się zimny. Gorączka spadła. Wreszcie wiatr nabrał takiej siły, że o mało nie wymiótł Nikande i jej synka z namiotu. Biała wilczyca stała spokojnie nie ruszając się. Po chwili rozluźniła się.
- Wymiotło wszystko. - mruknęła. Nikande uklękła przed nią.
- Jak mogę ci dziękować...? - Indianka popłakała się ze szczęścia. Wielkie łzy spływały po jej pucołowatych policzkach.
- Nie dziękuj i wstań. Po prostu daj swojemu synkowi to. - wilczyca wyrwała zza ucha jedno z piór, podała je Indiance i bez słowa wyszła. Nikande stała przed namiotem. Na jej twarzy malowało się zdziwienie, lecz potem wróciła do namiotu.
Anaid wiedziała , że wódz na nią patrzy uśmiechając się. Uniosła pysk ku niebu.
- An..- z rozmyślań wyrwała ją Taskeia. - Ja.. przepraszam.. Za wszystko. Teraz ja tu jestem sama, bo reszta się rozproszyła... Więc.. Odwiedzaj nas częściej.
Biała wilczyca kiwnęła łbem do brązowej i uśmiechnęła się mimowolnie.
- Wybaczam. - i to rzekłszy przytuliła siostrę i ruszyła w powrotną drogę.
Kiedy wróciła, znowu usadowiła się pod drzewem. Była spokojna. Teraz świadomość , że ma kogoś bliskiego dała jej nowe tematy do rozmyślań. Tyle, że pozytywnych. Położyła łeb na łapach i z pyskiem rozjaśnionym uśmiechem westchnęła głęboko ze szczęścia.