Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

22 lipca 2009

Wybrańcy, obrońcy stada, cz. XVIII [Aldieb]

Wywar

Autor: Aldieb

Właśnie wgryzałam się w nogę jednego z centaurów, gdy usłyszałam krzyk Nayshy "UCIEKAJMY! ZA MNĄ! JUUŻ". nie wiedziałam, gdzie jest reszta, ale nie było czasu sie za nimi rozglądać, puściłam stwora. Zręcznie uniknęłam ciosu centaura i czmychnęłam w bok, jednak wypatrując Nayshy nie zauważyłam celującej we mnie włócznią kreatury. Ledwo zdążyłam się uchylić, włócznia zahaczyła o mój grzbiet, a ja pod wpływem uderzenia poleciałam w bok i o dziwo wylądowałam na czymś miękkim. Nad sobą usłyszałam znajomy głos.
- Wstawaj! wiejemy stąd! - posłusznie zrobiłam to co kazała Szera, starając nie zwracać uwagi na wszechogarniający mnie ból pobiegłam za nią, po drodze odganiając się od centaurów, które postanowiły nas gonić. Wbiegłyśmy już na pagórek. Nay wodziła dookoła nerwowym wzrokiem i poganiając resztę, by już ruszała dalej. Przez deszcz była słaba widoczność, jednak w oddali dostrzegłam sylwetkę Eleuzis, ciągnącą jakieś wielkie cielsko. Nie było mi dane dojść cóż to może być, gdyż usłyszałam ponaglający głos Nayshy:
- Pośpieszcie sie! Lepiej nie ryzykować, mogą zacząć nas gonić!
Po minucie wszyscy już się czym prędzej oddalali. Po mojej prawej biegła Szera, przed sobą widziałam ogon Shesay. Nagle między nami pojawiła się Nay.
- Nigdzie nie widzę Goldi i Lady.. nie wiem, może.. może poszły inną drogą.. ale nie widziałam ich nigdzie.. wydaje mi sie że... to nie możliwe żeby zostały... w jaskini sprawdzałam.. nie ma nikogo... - poinformowała nas Nay, urywając co chwila, by zaczerpnąć potężne chaułsty powietrza, była zmęczona jak my wszyscy, jednak nie dawała tego po sobie znać.
- Zmienię sie w jakiegoś ptaka i polecę sprawdzić jeszcze raz.
- Nay! - krzyknęłam za nią, jednak już się przemieniła i poleciała w stronę miejsca walki. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Szerę, miała pełno szram na całym ciele, a za nią ciągnął się trop z krwi... zmarszczyłam brwi i spojrzałam za siebie.. hmm... za mną też.. skąd to sie mogło...? a dobra, sprawdzimy wszystko na miejscu...

***
Po jakiejś pół godzinie byliśmy już na terenach HOTD, wybrańcy zebrali się we wspólnej jaskini, tak było po prostu łatwiej. Każdy otrzymał jakąś ranę, ech.. choćby tylko jedną! Całe szczęście że Nay kazała Shesay być na uboczu w trakcie walki, bo inaczej nie miałby kto nas leczyć. Reszta stada pomagała jak mogła. Mimo naszego stanu nie przestawaliśmy dyskutować. Sytuacja była naprawdę poważna. Zdążyliśmy się już przeliczyć, brakowało Goldi i Lady Killer. Rose tuliła się u boku Szery... Nay zdążyła już wrócić, niestety po Gold Fire i Lady nie zostało ani śladu, zresztą po centaurach też... to wszystko było naprawdę dziwne, jak tej wielkości stworzenia zdążyły się wynieść w tak krótkim czasie? no, przynajmniej to wyjaśnia dlaczego nie było żadnych problemów przy powrotnej drodze...
Przesunęłam się odrobinę na drugi bok i mimowolnie jęknęłam. Łapa bolała mnie niemiłosiernie, całe szczęście że mamy Shesay, wraz ze swoimi zdolnościami, udało jej sie poskładać mi kość, która niestety trochę ucierpiała... zastanawiałam sie nawet przez chwile jak to możliwe, że nie czułam tego piekielnego bólu przez tak długi czas.. hmm.. pewnie mi cuś nerwy popsuło.
Dałam se spokój z tym tematem i wróciłam z powrotem do ciemnej jaskini i żywych rozmów, zbliżaliśmy się do najważniejszego tematu...
- Mamy ogon Derlisa, krew jednego z jego obrońców załatwić nie było problemu - mówiąc to Nay uśmiechnęła się kwaśno - pozostaje nam tylko zrobić wywar i przenieść się na miejsce walki. - spojrzała bo twarzach wybrańców - każdy dobrze wie, że dziewczyn nie ma co szukać, byłoby to tylko stratą czasu. Po centaurach nie ma nawet cienia śladu. Widziałam na własne oczy, zupełnie jakby wyparowali! - Nay opanowała się momentalnie, po ostatnich wydarzeniach łatwo się rozemocjonowywała, zresztą nie tylko ona miała problemy, wszyscy byliśmy nerwowi - proponuję żebyśmy odczekali kilka dni, musimy nabrać sił trochę się podkurować i dać odpocząć Shesay, ona też jest zmęczona ciągłym leczeniem nas wszystkich, a sama przecież też poniosła straty - spojrzałam na Shesay, Nay miała racje, klacz wyglądała na trochę wychudzoną[ekhm.. jak my wszyscy] miała zmęczony wzrok, całe ciało pokryte szramami, a z boku paskudne uderzenia po kopytach centaura; byłam wtedy niedaleko niej i to widziałam, głupi stwór dostał za swoje. uśmiechnęłam się złośliwie na tą myśl, jednak opanowałam się i z powrotem skupiłam sie na Nayshy - ...sie przeniesiemy w takim stanie nie będziemy mogli walczyć. -oj, chyba trochę straciłam. ostatnio byłam jakoś dziwnie rozkojarzona... 
Głos zawarła Szera
- Czyli postanowione, za dwa dni, zbieramy sie tu wszyscy razem, kuchcimy miksturkę, spożywamy i oby nas przeniosło w miejsce pobytu dziewczyn.
Wszyscy pokiwali głowami. No, prawie wszyscy. Rose, siedziała skulona w kącie, nie reagując na nic. Juz kilka godzin wcześniej odeszła na bok, jednak nie zasypiała, mimo że pewnie padała z nóg, jeszcze bardziej niż my. Ale z drugiej strony straciła właśnie dwie bliskie jej osoby, w dodatku ta walka.. przecież to tylko dziecko... nagle zrobiło mi sie jej żal.. Rose jak na swój wiek w niektórych rzeczach była niezwykle poważna, oczywiście psociła, wygłupiała sie jak każde dziecko ,ale coś w niej było takiego poważnego... podczas gdy wybrańcy rozchodzili się do Rose podeszła Naysha, kulejąc na jedną łapę. Coś do niej powiedziała i uśmiechnęła się. Mała spojrzała na nią niepewnie, ale wdrapała jej się na grzbiet i wczepiła w futro wilczycy. Uśmiechnęłam się, ta to zawsze potrafiła pocieszyć.
Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że zostałam sama w jaskini. Jednak nie zamierzałam sie nigdzie ruszać, łapa bolała mnie jak cholera, miałam lenia i chciałam wreszcie odpocząć od wszystkiego, a na przelecenie do drzewa za brakło mi już siły. Ziewnęłam potężnie i zasnęłam z myślą, że upolować se zdobyć już mogę jutro.. hmm.. raczej dzisiaj popołudniu.. - poprawiłam sie w myślach [popołudniu gdyż wiedziałam że prześpię cały ranek]

***
Obudziły mnie ciepłe promyki słońca i.. chwilaaa... co to mogło być...? aaa.. no tak to Szera! A! Zerwałam sie na równe nogi i od razu padłam na ziemie, pod bólem łapy. Szera stała nade mną uśmiechnięta od ucha do ucha. Ziewnęłam przeciągle, skąd ona ten cały entuzjazm bierze? Robi jakieś zapasy czy co?
- Wstawaj śpiochu! przespałaś cały ranek!
O! a nie mówiłam, że tak będzie? bueehhh.. Szera znowu zaczęła paplać, lepiej wstanę zanim sie naprawdę rozkręci bo będzie kicha.
- No już, już! dajże mi stare kości rozprostować
- Gdzież tam od razu stare co najwyżej trochę nadużyte - wyszczerzyła do mnie idealny komplet śnieżnych kiełków. I kto by pomyślał że jeszcze wczoraj rozrywała nimi centaury?
- Pff.. - obruszyłam się na nią posłusznie wstając i przyglądając sie swojej dręczycielce. Gepardzica miała całą serię szram na łapach, to głównie tam obrywała, jednak to długo linia ciągnąc się od łopatki to brzucha zwracała największą uwagę. no dobra, jeśli ona może z czymś takim spokojnie se łazić, to ja ze swoją łapą też. pomyślałam jednocześnie zdając sobie sprawę z tego że jestem okropnie głoooodnaaaaa...

***
[Dzień stworzenia wywaru; jaskinia]

Siedzieliśmy w kręgu, w środku stał wielki kocioł pełen wrzątku. Shesay jako uzdrowicielka, ona najlepiej znała sie na tego typu sprawach [w sensie że wywary, eliksiry, zioła etc.] Ostrożnie wlała krew centaura. Potem wraz z pomocą Eleuzis wrzuciła do kotła ogon tego.. jak mu tam.. a.. Delirsa[czy jakoś tak o3o]. Coś tam zaczęła bełkotać... nie słuchałam już nie miałam siły, zapadałam w coś w rodzaju pół snu. Zmysły miałam otumanione, jednak jednocześnie wiedziałam gdzie sie znajduje i co robie.. to było dziwne.. ale przynajmniej mogłam wypocząć, a patrzeć na tworzenie wywaru nie miało sensu, bo po kiego? ziewnęłam i wtedy poczułam intensywny zapach. Otworzyłam oczu i stwierdziłam ze wszyscy patrzą sie na mnie z wyrzutem. poczułam wstyd. Nie powinnam se drzemać w takiej chwili... a co tam, przecież nic mnie ważnego nie ominęło. przewróciłam oczami i naśladując Rose wypiłam łyk wywaru.... i poczułam, że tracę przytomność... gdzieś tam jeszcze mi mignął zacierający sie obraz Nayshy, chciałam za nią krzyknąć ale nie starczyło mi sił... poczułam sie jakbym była... no właśnie jakbym nie istniała... a potem wydarzenia potoczyły się tak szybko...

----------------------------
kuniec. sorry że działo sie tak mało ważnych rzeczy, ale ja tak mam, że opisuje szczegóły itp itd xD
i sorry za brak znaków interpunkcyjnych i błędy ortograficzne i w ogóle za wszystko, no ale darujcie jest 2 w nocy o3o nie powinnam tyle siedzieć, szczególnie że jutro wstaje wcześnie i znowu wracam pod namiot, ale czułam się zobowiązana żeby coś napisać.

18 lipca 2009

Wybrańcy, obrońcy stada, cz. XVII [Gold Fire]

Centaury II

Autor: Gold Fire

Pobiegliśmy przed centaury, tak jak prosiła Lady.
Te od razu zaczęły nas gonić, i nie trzeba było czytać im w myślach by odgadnąć czego pragnęły.
Nikt nie oglądał się za siebie, jedynie Naysha zamykająca pochód robiła uniki.
Około czternastu wielkich centaurów z czarnymi włóczniami biegło za nami krok w krok.
Skaza mocno trzymała się mojej szyi przyciskając głowę do mojego karku.
Nagle poczułam iż mała zeskoczyła ze mnie.
Odwróciłam się, Rose biegła do nie przytomnej Lady.
Zaraz za nimi, za wielkim kamieniem stał centaur, wyraźnie stary, nie mógł za nami biec, jednak chciał się na coś przydać, celował włócznią w Skazę.
Odwróciłam się, po czym zaczęłam biec w przeciwnym kierunku. Nie zrobiło to na nikim wrażenia, ponieważ też byłam przy końcu, i jedynie Naysha spojrzała na mnie wzrokiem "Nie rób tego!"
Ale to zrobiłam.
-Rose! uważaj!- krzyknęłam sprowadzając na siebie uwagę centaurów.
kilkoro z nich pogalopowało do mnie, i wpędziło mnie w ślepy zaułek
Gdy już miało być za późno mój demon zjawił się obok mnie i rozdarł bok wroga najbliższego nas.
Jego ciało było pokryte ogniem, a w oczach miał iskry i żądze śmierci.
Poszłam w jego ślady, ugryzłam jednego w udo, a ten kopnął mnie w oczy.
Przewróciłam się.
Krew poleciała mi z nosa i z buzi. Była gorzka. Nie byłam przyzwyczajona do takiego bólu. Leżałam na ziemi skulona, widziałam jak wybrańcy idąc w ślady moje i demona przystąpiła do walki. Lady, czy Natessa mówiły o bólu jako o czymś normalnym, jak o zwykłym członku życia, którym były już wręcz znudzone, jednak ja nie mogłam walczyć nawet z prawdopodobnie złamanym nosem. Wiedziałam że przedstawiam bardzo żałosny obraz kogoś kto nie umie się pozbierać.
Zauważyłam jak jeden z centaurów wbija ostrze głęboko w łapę Aldieb, jednak ta się nie poddaje,. walczy dalej, i prawie go zabija. Zaczynał padać deszcz, a raczej walić, tak jak to się zdarza gdy jest oberwanie chmury.
Widząc to zebrałam siły, i pobiegłam w stronę jaskini, gdzie leżał martwy stary centaur zabity przez Bakarę, Lady i Rose.
-Rose pomóż mi!- krzyknęłam wlokąc Lady do jaskini gdzie była bezpieczna od walki.
Czułam się winna, wiedziałam że nie mamy szans z taką przewagą centaurów.
-Mała, zawołaj jakoś Eleuzis, musimy uciekać, i wziąć ze sobą zwłoki Derlisa!- Prychnęłam plując krwią.
Wtedy uświadomiłam sobie co zrobiłam.
Wysłałam Skazę na pole walki?
Wybiegłam z jaskini i łapiąc Rose za kark wrzuciłam ją do środka, sama biegnąc do Eleuzis.
-Musisz wziąć jakoś tego trupa w jaskini, i uciec do stada, jak będziesz w bezpiecznej odległości daj nam znak! Naysha!- krzyknęłam do niej- Znasz się na chorobach, idź i zrób coś z Lady!-
Stanęłam z boku, ponieważ nie byłam zdolna do walki.
Słyszałam w głowie łomotanie, czas płynął tak szybko.
usłyszałam głos Nayshy -UCIEKAJMY! ZA MNĄ! JUUZ!-
Jednak nie byłam zdolna się ruszyć.
Zauważyłam Lady kulejącą do mnie
-Chodź Goldi, dasz radę!- podniosła mnie pyskiem., byłam cała mokra, po niej też ściekał deszcz strugami.
-Lady... Nie dam rady... idź, zaraz będzie za późno...- szepnęłam.
-Goldi! Masz tylko złamany nos! to przecież nic!- Mówiła.
Obydwie wiedziałyśmy że mnie nie zostawi...
Obydwie wiedziałyśmy też, że już jest za późno.
Lady ukryła się w trawie
-idą- szepnęła.
Siedziałyśmy niesłyszalne, jednak po chwili krzyknęłam, ponieważ jeden ze zwierząt nadepnął mi na nogę boleśnie ją łamiąc, a ja jak już mówiłam nie jestem odporna na ból.
-Tu jesteście- powiedział śmierdzącym oddechem.
Gdy wkładali mnie na kark jednego z nich nie opierałam się, widziałam że Lady walczyła z nimi, na co jeden kopnął ją w pysk, straciła przytomność.
Ja też zostałam kopnięta tylko że w tył głowy...

Obudziłam się, w jakiejś mokrej jaskini, zupełnie sama.
Nagle obok mnie pojawiła się Magika.
-Nie bój się, jeśli one mają wypełnić misję, musisz żyć. ich następna misja właśnie na tym polega.
Ty na pewno się nie uwolnisz, twoja czaszka jest pęknięta przez całą długość.
żyjesz tylko dzięki demonowi.
Nie martw się, wszyscy doszli żywi, jednak bardzo pokaleczeni.
acha, i jeśli chcesz wyzdrowieć, nie chodź.
Masz łapę pękniętą w dwóch miejscach.
Nie zabiją Was tu, jedynie... zobaczysz.
Ich następna misja, polega na odnalezieniu, i uwolnieniu Was.
Ty, i Lady, za dużo już zrobiłyście, reszta też ma się wykazać.-
-Magika!- krzyknęłam, lecz jej już nie było.
Byłam tylko ja
W ciemnym, pustym pomieszczeniu, z jednej strony obślizgła jaskinia, z innych kraty.
Czy ona jest po naszej stronie?
Czy po...
Właśnie, kto jest z kim, kto jest dobry a kto jest zły?
Kto nas tu uwięził?
Czemu nas tu trzymają?
I Co mam zobaczyć?
Czułam się jak małe dziecko.
ktoś wyraźnie opatrzył mi rany, czaszka tak bardzo nie bolała.
I czemu nie mogę się skontaktować z moim demonem?
Tylko my miałyśmy demony..
i tylko my już nie mamy z nimi kontaktu...
Czułam że to ma z tym coś wspólnego.

15 lipca 2009

Wybrańcy, obrońcy stada, cz. XVI [Lady Killer]

Centaury I

Autor: Lady Killer

-Coś w Tobie pękło. Widzę to.-- Zimne oczy Demona zatopiły się w moim ciele.
- Daj mi w końcu spokój. Nigdy nie możesz przestać? Nawet jeśli to co? Ja też mam uczucia, ja też czasami cierpię!-- To go zaskoczyło. Przystanął nawet, ale już się nie odezwał. Zniknął w moim ciele, podeszliśmy do Magiki. Dogoniła mnie już Aldieb i Szera. Pegaz Siedział w kręgu, a wokół niej była zgromadzona reszta wybrańców. ,,Czekaliśmy na Was...'' Magika spojrzała na mnie. Usiadłyśmy. Ciekawiło mnie, co będzie naszą misją... Na pysku Aldieb zobaczyłam cień uśmiechu.
- Pierwsze zadanie wykonaliście pomyślnie. Teraz czeka na Was Kanion Ciemności, w którym zastaniecie mistyczne stwory. Mieszka tam Centaur imieniem Derlis. Musicie go zabić, i odciąć jego ogon. Potem ugotować w krwi jednego z jego obrońców. Wywaru starczy dla każdego, przeniesie on Was w następne miejsce walki. Ruszajcie na północ, powodzenia!
Podnieśliśmy się. Moje spojrzenie automatycznie padło na Skazę. Także spojrzała na mnie, i uśmiechnęła się. Nic nie rozumiała z przemowy Magiki. Odwróciłam się do Shesay.
- Gotowa?
- Tak. Ruszajmy. --Pobiegliśmy przed siebie, na północ- tak jak wskazała nam Magika. Mimo woli obejrzałam się na Gold Fire. Skaza siedziała wygodnie na jej grzbiecie. Mówiły coś do siebie, cicho chichocąc. Myśli wszystkich uczestników wyprawy kłębił się w moim łbie... Musiałam jakoś to wytrzymać, choć czasami miałam ochotę krzyczeć...

***
- Co to było? -- Cała siódemka stała w bezruchu. Każdy oddech wydawał się być zbyt głośny... ,,Boje się....'' Teraz tylko myśli Skazy wywierały na mnie wrażenie. To było naprawdę imponujące, jak interpretowała to co sie działo. Tak, to był zły pomysł aby ją zabierać.... Bardzo zły...
Znów usłyszeliśmy głosy. Naysha zmieniła się w małego ptaszka, i poleciała w ich stronę. Jak wiele mogła zobaczyć nie zauważona. Gdy stała znów obok nas, rzuciła krótko: Ludzie.
,,Lady będzie w swoim żywiole.'' Gwałtownie odwróciłam łeb w stronę Goldi. Szera i Aldieb spojrzały na siebie znacząco. Wszyscy wyczuli że to jej myśl zwróciła moją uwagę. Wilczyca zmieszała się momentalnie.
-Kto się zajmie zwabieniem ich w jedno miejsce?-- Spytała cicho Shesay.
- Ja.-- Obnażyłam czubku kłów.-- I Bakara...
-Dobrze. Reszta należy do nas.-- Spojrzała na wszystkich.
Demon poszedł przede mną. Okrążyliśmy mały obóz. Bakara wziął w kły gałąź, i złamał ją starając się trzasnąć jak najgłośniej. Ujadanie psów, od razu kilku ludzi z nabitymi strzelbami znalazło się tuż przed nim... Oni go nie widzieli, a kundle nie wyczuwały. Był tylko cieniem... W końcu ludzi było tam około dziesięciu, wszyscy patrzyli z przerażeniem na pozostawione ślady na ziemi, których ilość nadal się powielała. Obeszłam szałasy, dałam znak że to już wszyscy. Po niedługim upływie czasu przeszkoda była zlikwidowana...

***
Mgła unosiła się tuż nad ziemią. Drzewa były martwe, a ich gałęzie chude i porośnięte kolcami. Jedyne co można było znaleźć to szkielety zwierząt łownych. Kiedyś widocznie był tu las.
Weszliśmy do Kanionu Śmierci- to widocznie był on. Na ziemi widniały ślady kopyt dużej ilości zwierząt.
-Jestem zmęczona... --Jęknęła Skaza.
-Jeszcze troszkę, już niedługo.-- Odpowiedziała jej Goldi. Taaa....
-Uwaga, Gryf!-- Ogłosiła Aldieb, jako pierwsza zauważając lecące wprost na nas zwierze. Nie, coś było nie tak...
- Odsunąć się, szybko!-- Krzyknęłam, rzucając się w tył. ,,Co ona robi?!''
Zwierze zaryło ciałem w ziemie, wznosząc chmurę pyłu... Za nim rozciągała się szeroka smuga krwi. Spokojnie spojrzałam na zaszokowaną Szerę, i blado się do niej uśmiechnęłam.
-Leciał za szybko. --Mruknęłam. Poszliśmy dalej, rozglądając się uważnie.
Niedługo potem staliśmy na polanie, obserwując Centaury stojące wokół jednej, dużej jaskini. Tam zapewnie był Derlis...
,,Chyba ktoś nas obserwuje. Czy oni nas nie widzą? Ale fajnie! Jacy oni są śliczni! Głodna, kurde jestem... Jest za cicho, za cicho! Coś tu nie gra...''
-Przestańcie myśleć tak głośno, próbuje się skupić!-- Mruknęłam.
- Nie umiem myśleć cicho.-- Zachichotała Skaza. Goldi uciszyła ją natychmiast, zmieszana moim spojrzeniem.
- Słuchajcie. Odwróćcie uwagę tych strażników, a ja i Bakara zajmiemy się tamtym w jaskini. Kiedy wyjdziemy z ogonem, wracamy jak najszybciej. A kiedy żadne z nas nie wyjdzie, nie zajmujcie się naszymi szczątkami.-- Powiedziałam cicho. Pokiwali głowami, i rozeszli się podchodząc do Centaurów.
- Graj muzyko... -- Spojrzałam na stojącego obok Bakare, rzuciliśmy się bokiem do jaskini omijając wrogie postacie. Skryci w cieniu, czołgaliśmy się w kierunku największego z dwójki tych, co byli w jaskini- Derlisa.-- Ja zajmę się ogonem...
Skok. Odwrócili do nas srogie twarze, zdumione tym co się dzieje. Widzieli tylko mnie, tym bardziej przerażony był ten drugi kiedy padł na grzbiet pod ciężarem Demona.
Ostrze rozcięło mój bok, kiedy rozrywałam szczękami ciało Centaura. Wierzgał kopytami na wszystkie strony, rycząc jakieś niezrozumiałe słowa. Bakara już poradził sobie, i teraz bawił się ze mną. Dla niego była to zabawa... A może jednak nie? Koniec, Derlis zamarł w ruchach agonii.
Demon zrobił coś z jego ogonem, i podpierając mnie wyprowadził z jaskini omijając grupę. Ktoś krzyknął że już jesteśmy... Przed ślepiami zrobiło mi się ciemno, upadłam...

12 lipca 2009

Wybrancy, obrońcy stada, cz. XV [Aldieb]

Pogrzeb.

Autor: Aldieb


Wracaliśmy do stada. Szłam obok Lady, trochę z tyłu. Reszta szła przed nami. Popatrzyłam na Lady, obserwowała Goldi i Rose. "Taa, Rose wreszcie znalazła swoją rodzinę, pewnie będzie szczęśliwa...". Poczułam na sobie wzrok Lady... spojrzałam na nią, a w jej oczach zobaczyłam jakby cień smutku... a może mi się wydawało. Zmarszczyłam czoło. Czy to możliwe że Lady przywiązała się do Rose, no w sumie.. opiekowała się nią dość długo, Lady wbrew pozorom wcale nie jest taka nieczuła, musiała polubić Rose, a teraz wygląda to tak jakby ją straciła... Znowu zerknęłam na wilczycę jednak ona wyglądała na nie poruszoną jak zwykle, zbliżyłam się do niej i szepnęłam tak żeby tylko ona mogła usłyszeć.
- Ważne że mała jest szczęśliwa, po za tym nadal się możesz nią zajmować.
Na te słowa tylko obdarzyła mnie tym jednym ze swoich zimnych spojrzeń i ruszyła dalej, trochę przyspieszając kroku. O mało nie powstrzymałam sie od chichotu. Jednak od razu spoważniałam. Nie ma sie z czego śmiać. Czeka nas dużo pracy.. najpierw pogrzeb Black Hollow, potem od razu musimy wyruszać na kolejną misję.. echh.. mam nadzieję że nam się uda...
Przekroczyliśmy już tereny stada. Nay poprosiła Eleuzis, żeby wykopała grób, Goldi miała wybrać odpowiednie miejsce. A ona razem ze mną i Szerą[bo ta sie uparła żeby z nami iść] poszłyśmy do jaskini gdzie zostało złożone ciało Black Hollow. Zastanawiałam się jak to będzie wyglądało. Nigdy nie byłam jeszcze na pogrzebie, jednak słyszałam kiedyś, że ludzie chowają swoich bliskich w drewnianych skrzyniach. Zastanowiłam się.. my nic takiego nie mieliśmy, jednak moglibyśmy chociaż wrzucić kilka desek na dno... w sumie nie wiem co by to dało, ale chociaż tak symbolicznie...
Stanęliśmy przed jaskinią, Nay już znikała w środku, a ja podeszłam do Szery i przedstawiłam jej swój pomysł, ona kiwnęła głową na zgodę i zaoferowała się, że ona może to załatwić. Posłała mi ciepły uśmiech i pobiegła w stronę lasu.
Weszłam do jaskini, Nay stała nad ciałem, przykrytym płachtą i zastanawiała się jak je przenieść. Stanęłam obok niej.
- Mogę je przenieść z pomocą powietrza, zaoszczędzimy sobie dźwigania.
Nay się zgodziła, ale zauważyła że gepardzica zniknęła...
- A gdzie Szera? - spytała zdziwiona.
- Poszła coś załatwić - mrugnęłam do niej - będzie na nas czekać, przy grobie.
Nay na to tylko skinęła głową, ale mogłabym się założyć że główkowała nad tym co takiego Szera miała zrobić. Uśmiechnęła się pod nosem, cała Nay...
Szłyśmy raźnym krokiem, do miejsca w którym nasza grupa się rozdzieliła i nagle zdałam sobie z czegoś sprawę.
- Nay! Powinnyśmy zawołać resztą stada!
- Spokojnie – uśmiechnęła się – Lady Killer już się tym zajęła.Odetchnęłam z ulgą. Sama nie wiem czemu się tym wszystkim tak przejmowałam….
- Za to ja jestem ciekawa jak znajdziemy miejsce pogrzebu… - odezwała się Nay, w momencie kiedy weszłyśmy na polanę.
Ale na szczęście czekała tam na nas Shesay; dziewczyny o wszystkim pomyślały. Prowadziła nas ścieżką w stronę Posągu Wandessy.. na początku się zdziwiłam, ale po namyśle stwierdziłam, że to rzeczywiście dobre miejsce. Na miejscu byli już wszyscy. Eleuzis świetnie się spisała, dół był idealnej wielkości. Ostrożnie włożyłam ciało do grobu. Zaległa okropna cisza. W końcu po kilku minutach zrobiłam parę kroków do przodu i wygłosiłam mowę pożegnalną w końcu Black była moją przyjaciółką.. Gdy skończyłam, znowu cofnęłam się w tłum, potem każdy po kolei występował i żegnał się z nią. Na koniec Eleuzis zasypała dół ziemią i starannie ułożyła na nim kamienie. A potem ktoś wyniósł z za krzaków nagrobek, na nim były wypisane imię, oraz dzień śmierci zmarłej. Daty narodzin nie znaliśmy… Spojrzałam na całość, uznałam że prezentowała się naprawdę godnie. Niektórzy zaczynali już się rozchodzić małymi grupkami. Kilka osób jeszcze zostało. Siedziałam jeszcze kilkanaście minut przy grobie i rozmyślałam nad wszystkimi sprawami, które się ostatnio wydarzyły. Gdy zaczęło się robić naprawdę ciemno, ruszyłam do swojego drzewa. Położyłam się na gałęzi i momentalnie zasnęłam.

Następnego ranka, nasza grupa wybrańców zebrała się na dużej polania, tam już czekała na nas Magika….

7 lipca 2009

Wybrańcy, obrońcy stada, cz. XIV [Gold Fire]

Gryfy

Autor: Gold Fire

Nie było jej przez kilka dni.
Czuła że nie chce opuszczać tego miejsca, ale było to jedynym sposobem.
Po kilku dniach biegu w samotności, miała tego już zupełnie dosyć, ale wiedziała że innego sposobu nie ma.
Wreszcie dobiegła do ciemnej jaskini, gdzie spoczywała wielka klacz, a cztery anioły ją przytulały.
Zadyszana dobiegła do klaczy, a anioły zamieniły się w wampiry.
Nieco przestraszona stanęła dęba i chciała uciekać, lecz Magika wstała, i wydała z siebie dźwięk , który Goldi usłyszała jako cichy pisk, anioły odpisknęły i zniknęły.
-Dlaczego uważasz że muszę dać jej szansę?- Zapytała Magika.
Nieco zdziwiona tym że pegaz odgadł jej prośbę, trochę ją zatkało, więc stała bez ruchu.
-Ja wiem wszystko- Odpowiedziała na jej zadane w głowie pytanie klacz
-E... To znaczy...- Otrząsnęła się trochę- Musisz dać Rose szansę, czuję że ona będzie grała ważną rolę w tej akcji, a przecież brakuje Nam jednej osoby.
-Co proponujesz? Nie jest wystarczająco dojrzała. Nie widzę w Twoich oczach, czy wiesz to...- wielka klacz przełknęła ślinę- Wiesz?- Zapytała.
-Wiem...- Goldi spuściła wzrok
-I chcesz ją narażać?-
-Tak... bez niej nie damy rady...-
-Ehh... Goldi, posłuchaj, jeśli ona weźmie udział w Tej misji, będziesz musiała zapłacić za to wielką cenę...-
-Jestem gotowa-
-Więc dobrze, zastąpi ona Rubina...- Skrzydlata klacz zagryzła wargę- A teraz już idź, bo się spóźnicie-
...
Gdy dobiegłam do stada zauważyła że COŚ się stało.
Dopiero po chwili zauważyłam, że atmosfera jest bardzo smutna, i zauważyłam też wielkiego trupa po środku stada.
Gdy podeszła bliżej zauważyła znamię na policzku klaczy.
-A... Aspeney?-
W oczach stanęły jej łzy.
Odbiegła.
Chciała być sama.
sama spędziła noc, i dzień. Czuła że As jest z nią, czuła że jest obok niej.
-Wiedziałaś że tak będzie... Prawda?-
Zapytała powietrza.
W odpowiedzi liście leżące przed nią zawirowały na wietrze.
Odwróciła głowę kryjąc łzy.
Była pewna że czas leci, że trzeba to zrobić jak najszybciej.

Wbiegła na teren stada, i zwołała wybrańców.
Powiedziała im że Rose idzie z nimi, i że muszą już ruszać.
Gdy chcieli biec, Aldieb stwierdziła że lepiej zrobią lecąc.
-Ale jak my ich znajdziemy?- zapytała nieco zdezorientowana Naysha patrząc jak Rose robi piruety ciesząc się lotem.
-Wyczuje ich myśli- Jak zwykle beznamiętnie rzekła Lady, jednak widać było że dopiero teraz na to wpadła. Zamknęła oczy
-A misja się uda czy nie? czy te gryfy są groźne? a ten tuńczyk był dobry. Kurde, pobrudziło mi się kopyto. Czy na pewno panuje nad tym powietrzem? Jaaaak tu wysooooko. spać mi się chcę.-
po czym otworzyła je wykrzywiając twarz.
-Kurde! Nie wytrzymam! Przestańcie wszyscy myśleć!- Lady złapała się za głowę, dobrze wiedziała że nikt tu oprócz niej nie umie nie myśleć. Postanowiła postarać się, i jednak dać radę wyłapać częstotliwość myśli gryfów. Udało się. Usłyszała myśli gryfów, jednak nie brzmiały one zbyt miło. Gryfy myślały tylko o mięsie. Były bardzo głodne.
Nagle Naysha dostała przekaz.
- Do gryfów podejdą cztery osoby.
Rose, Goldi, Lady i ... Shesay nie żyje, więc ja muszę dostać jej moc, więc ja pójdę.-
Nay dotknęła czoła Aldieb, po czym na oddzielnej chmurce poleciały prosto do gryfów.
-Musicie robić to, co Wam powiem. to jedyna szansa.- oczy Nay były białe, a jej ciało promieniowało na czerwono. dolecieli do pagórka, z którego widać było przełęcz śmierci.
-Zrobimy to tak. Goldi pójdzie jako przynęta. poślę ją. Lady usłyszy gdy gryfy będą myśleć tylko o zjedzeniu GF, wtedy poślemy tam Skazę, a ta będąc blisko gryfa wyrwie mu pióro na odległość.
Ja z Lady przelecimy w tedy na drugą stronę.
Przebiegnijcie w tę stronę,i skoczcie wtedy na naszą chmurę- powiedziała do Goldi i Skazy.
-Ale...- chciała protestować Gold, ale Nay spojrzała tylko w jej stronę białymi oczyma.
Gdy płynęły chmurą w stronę gryfów, obie wiedziały że może to być ich ostatnia chwila
w życiu.
-Heh, to wyrywaj szybko- uśmiechnęła się Gold.
Bez zastanowienia wbiegła na środek kółka gryfów.
Wszystkie zaczęły syczeć, i prychać.
Największy złapał Goldi i podniósł.
Zakrakał głośno i rozdarł klaczy nogę.
krew trysnęła z rany, na co wszystkie zaczęły głośno krakać.
-Ten trzymający Gold! Rose, ten trzymający Gold!- usłyszała Skaza w swojej głowie.
Nie mogła skupić myśli.
Bezmyślnie wbiegła i zaczęła gryźć alphe gryfów w nogę.
Wszystkie zaczęły się śmiać, po czym jeden z nich złapał małą za nogę.
Wtedy Goldi dostała Furii (CBO, chicken, backon, onion. e.. znaczy CBA xD kurde, głodna jestem [to jest BBA <<”] ) Zdawało jej się że jest wielka, ogromna...
Odgryzła trzymającą ją łapę, nagle stało się jej... więcej...
rozszarpała... rozszarpały gryfa trzymającego małą, po czym jeszcze dwa inne, a ostatni spadł w przepaść. Myślała tylko o zabijaniu... o smaku krwi...
gdy wszystkie były martwe jej skronie nadal drgały...
krew ciekła z pyska wraz ze śliną.
-Goldi!- krzyknęła mała- Goldi! ty... jak tylko twoje oczy zmieniły kolor zamieniłaś się... w wilka- nieco przerażony szczeniak przytulił się bez obawy do wilczycy we krwi.
-Przynajmniej nie potrzebujemy już piór. Wszystkie martwe.
Przed Goldi stał wielki wilk, podszedł do niej i włożył jejna szyję talizman.
-Od tej chwili, jestem częścią Ciebie o Pani.
Ja, Tarvain wielki, będę Twoim demonem. udało Ci się, wyzwoliłaś mnie. mogę też pomóc Ci w opiece, i zastąpić ojca Twojej córce.- wskazał na Skaze.
-Tak Rose... jestem twoją matką.-wilczyca przytuliła szczeniaka-No, to pierwsza misja wykonana. Dziękuje Ci Tarvainie.- A Tobie Skazo mogę powiedzieć... tylko że... kiedyś miałam faceta, ale ten zdradził mnie okrutnie... naprawdę go kochałam.... i urodziłam dziecko... byłaś wtedy taka malutka... - pogładziła wilczka po pysku- Niedawno uświadomiłam sobie, że gdy odkładałam Cie w krzakach, przy stadzie wilków, które miały się Tobą zaopiekować, zadrapałaś się o gałąź ostrokrzewu- wskazała na małą rankę pod pachą małej
Naysha z Lady przyleciały na obłoku, zdziwiły się tym co zobaczyły, Wilczyca, wilk i Skaza, na istnym cmentarzu gryfów.
Po wytłumaczeniu sprawy reszty wybrańców, powróciły do stada pogrzebać Aspeney, i poczekać na Magikę w celu dostania następnej misji.


(Autorka pomyliła się, ponieważ to nie Shesay zginęła, lecz Black Hollow)

2 lipca 2009

Wybrańcy, obrońcy stada, cz. XIII [Aldieb]

Czas ruszać…

Autor: Aldieb


Dobra.. trza ludzie sie wziąść w garść. |D"


Lista osób idących na misje wraz z ich mocami żeby wszystko było jasne:
Naysha - umiejętność przemiany w inne zwierzęta
Aldieb - powietrze
Lady Killer - umiejętność czytania w myślach
Gold Fire - ogień
Szera - woda
Shesay - dar uzdrawiania
Eleuzis - ziemia

Mam nadzieję, że wszystkie te osoby, się na to zgadzają..
Jest nas 7, ósmej osoby nie ma.. trudno, nie ma czasu żeby jej wybierać.
Persewetenikchoritositomorolawijanora powiedziała, że w najbliższą noc gryfy będą się zbierać w przełani(?) śmierci, mamy je odnaleźć i przynieść pióro jednego z nich. Po wyrwaniu mu pióra, i ugotowaniu go we krwi konia, wszystkie gryfy z tego stada mają umrzeć.

Najlepiej żebyśmy już wyruszyli w ciągu dwóch najbliższych dni. Chociaż powinniśmy tak naprawdę już dzisiaj ... tfu.. raczej kilka dni temu...


Według Miagiki to Naysha ma napisać pierwszą notkę, niech jej będzie. |D"
Ogólnie to ta cała sytuacja mi sie cholernie nie podoba, no ale trudno. W sumie to raczej nic nie stracimy.. chyba... no dobra, mniejsza z tym.

Do Magiki, sorry że Cie tak nazywałam, ale.. dobra, co ja sie tam będę tłumaczyć, sorry za to. Obiecuje, że nie będę już Cie tak nazywać. Przepraszam.