Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

27 lipca 2011

- 54 - `Ból siada mi na psychę` [Destroy]

27 lipca 2011
Stała w łazience opierając ręce na krawędziach umywalki i wpatrywała się w lustro bladymi ślepiami bez źrenic. Przekrzywiła głowę na bok, a czarne włosy spłynęły na jedno ramię. Uniosła kąciki ciemnych, szkarłatnych ust w górę. Przytknęła do lustra dłoń, dotykając tylko opuszkami palców. Przejechała czarnymi paznokciami w dół, ku ramie. Uśmiechnęła się cynicznie do odbicia i poruszając powoli głową szepnęła głosem pełnym szyderczości.
- Destroy, co z Ciebie za suka.
Wpatrywała się w Wampirzycę w czarnych rurkach, białej bluzce na której spoczywała krótka, skórzana kurtka. Na bluzce, przy szyi na ramiączkach i na dekolcie było widać plamy krwi. Drugą ręką ujęła różowy przedmiot zawieszony na jej szyi. Przedmiot był podobny do penisa, z pojedynczymi włoskami na jądrach - był przedstawiony w sposób rysunkowy. Dostała ten naszyjnik od Kitsune, zaśmiała się pod nosem, po czym znów spojrzała w lustro.
- Obyś i tego nie zniszczyła, tej przyjaźni. Ale kiedy jednak tak postąpisz, na pewno już nigdy nie znajdziesz u nikogo pomocy. - powiedziała przyciszonym głosem i wyszła z łazienki gasząc światło. Zerknęła na ogromnego, czarnego lisa z białą końcówką kity - był trochę mniejszy od owczarka niemieckiego - patrzał na nią żółtymi oczami - tkwiło w nich niewytłumaczalne szaleństwo, narastające z każdą sekundą, jakby miał zaraz wybuchnąć. Klepnęła się ręką w udo, a zwierzę natychmiastowo podeszło i usiadło przed swoją panią. Westchnęła cicho i wykrzywiając lekko usta uklękła przed podopiecznym, drapiąc go za uchem. Czworonóg unosił i opuszczał co chwilę głowę mrucząc, dając sygnał, że podoba mu się to. Wstała powoli, lis zaczął skamleć domagając się pieszczot. Poczuła przeszywający ból głowy, spojrzała spanikowana na lisa, który zamiast cicho szczekać, piszczał głośno. Przycisnęła dłonie do uszu zaciskając powieki, to już nie było popiskiwanie. Słyszała kłujący, męczący ultradźwięk niosący się po pokoju.
- Przestań! - krzyknęła. Szyby pękły rozbryzgując się na małe kawałeczki, wbijając się w ciało Wampirzycy. Rozejrzała się po pomieszczeniu, wszystko dookoła płonęło, a firanami targał wiatr. Z oczu dziewczyny poleciały łzy, jeszcze raz wrzasnęła na swojego puchatego przyjaciela i zadała mu kopniaka w żebra. Usłyszała chrzęst łamanych kości, opadła bezradnie na ziemię płacząc i drąc się jednocześnie. Czuła, jak ogień wędruje po jej ciele, tańcząc wesoło. Przeturlała się na plecy spinając wszystkie mięśnie, dała się pożreć gorącemu żywiołowi. Widziała tylko parzące płomienie wspinające się na jej twarz. Z gardła Destroy wydobył się krzyk...
Otworzyła oczy, oddychając szybko. Spojrzała w dół, widząc liska który ciągnie ją za kurtkę zębami. Wszystko dookoła było w normalnym stanie, łącznie z czarnym stworzeniem. Opadła na fotel podpierając dłonią spocone czoło. To była tylko jej chora wyobraźnia. Nic więcej.
- Widzisz, znowu zaczynasz mieć problemy z psychiką - sięgnęła po białe opakowanie, wysypała na dłoń 5 żółtych tabletek łykając je - czyli wszystko z Tobą dobrze, Desiu.
***
Nim skomentujecie, chcę powiedzieć Wam, że wiedziałam dokładnie, co chcę napisać, bo opisuję tu Moje uczucia, lecz nie potrafiłam się wczuć tak dokładnie, żebyście wiedzieli, o co chodzi w stu procentach. Za wszelkie błędy przepraszam, jestem rozdarta.

Ocena podlega Wam.

Lady Destroy
+ Lady Destroy + (00:38)

26 lipca 2011

Lay's prosto z pieca. [Acebir]


This is the end

Czarne oczy chłopaka nie wróżyły niczego dobrego. Jego wzrok był rozbiegany , patrzył to w jedną stronę to w druga ,nie mogąc się na niczym skupić. Zamknął przekrwione oczy i zaczesał ręką do tyłu przydługie włosy. Siedział na wzgórzu na którym Luna często przesiadywała , jednak tym razem nie zastał tu koleżanki.
-Cholera-mruknął pod nosem i spojrzał na polanę zasłanianą przez jego niebieskie trampki. Na dole roiło się od ludzi i zwierząt. Przechylił głowę przyglądając się im i szukając tej właściwej osoby. Dwa wilki biły się dla zabawy na środku polany , puszysta biała kotka patrzyła na to z rozbawieniem, nieopodal duch wilczycy przechadzał się między drzewami ,a na samym końcu , koło kamienia siedziała dziewczyna o kruczo-czarnych włosach.Była smutna , ale na jej bladoróżowych ustach widniał słaby uśmiech. Chłopak westchnął ciężko, wstał na uginających się nogach , odwrócił się plecami do widoku polany i zaczął zbiegać po wzgórzu nie patrząc na to o co zaczepia i co go rani. Gdy zbiegł ze wzgórza i wbiegł w las ,dalej nie zwracał na nic uwagi , pędził jak oszalały, cienkie gałązki chłostały jego skórę.Przebiegł koło polany na której trenował wojowników , przymknął oczy czując piekący ból w klatce piersiowej, gałąź musnęła jego twarz ,a z ust pociekła krew. W tym momencie do rak dziewczyny powinien zostać przekazany list , list z wiadomością która krajała mu serce , list o tym ,że odchodzi ,zostawia ją i jego ukochany dom. Myśląc o tym momencie ,gdy być może oczy jego ukochanej wypełniają się łzami zamknął oczy . Z rozpędu uderzył w  coś mocno i  zatoczył się do tyłu.
-Cholera .- zasyczał ,potarł swoją klatkę i czoło , spojrzał przed siebie , jego oczom ukazała się rzeka oddzielająca tereny Herd of the Night , od obcych terenów.Zaciągnął się powietrzem i zawrócił , po chwili stanał , i z krzykiem na ustach odwrócił się i skoczył wprost do rwącej rzeki. Płynął pod prąd ,podtapiając się co chwila , był zdenerwowany ,roztrzęsiony. Dopłynał do brzegu i zaczął kaszleć głośno.
-Cholerne papierosy.- znajdował się na innych terenach ,ale rozpoznawał je . Był tu gdy był mały. Stanął na nogach i krzyknął na cały głos.
-HOLIDAY! - nikt nie pojawił się w zasięgu jego wzroku , warknął cicho i spróbował znów :
-HOLIDAY! Holiday kurwa.- jęknął ,a ostatnie słowo zamarło mu na ustach. Zza drzewa wyszła postać dziewczyny ,miała przekrwione oczy ,podobnie jak on. Wyszczerzyła zęby do ataku, rzuciła się na chłopaka, i zaczęła ,paznokciami drapać jego koszulę rozrywając ją na kawałki , chłopak patrzył na to spokojnie. Złapał ją za nadgarstki ,a ona wgryzła się w jego brzuch i zaczęła pić krew.Acebir krzywił się z bólu i z chęci wgryzienia sie w ciało dziewczyny, po chwili jednak ogarnęły go mdłości i przestał myśleć o krwi . Zamknął oczy i ściągnął łopatki , ucisk na jego brzuchu nagle znikł.
-O mój Boże Ac.
-No tak , hej Holiday.
-Nie chciałam naprawdę.-na policzkach dziewczyny pojawiły się rumieńce. Wyciągnął rękę i wytarł krew z brzucha .
-Spokojnie rozumiem. -wstał i zgiął się w pół - Cholera.
-Swoją drogą wyglądasz tragicznie -rzekła i przyjrzała się twarzy chłopaka krytycznie. On westchnął tylko i zamknął czarne ślepia.
-Byłem na terenie stada , nie moglem polować . Rozumiesz tam są moi przyjaciele.- dziewczyna wyciągnęła nadgarstek w stronę ust chłopaka.
-Pij.- odtrącił jej rękę z oburzeniem.
-Hol nie może być tak ,że nawzajem będziemy się napajać.- warknął i przetarł palcami powieki
-Przez to gówno jesteś samotna , a ja niedługo zacznę taki sam żywot . Pewnie będziesz ze mną podróżowała . Przecież wiesz ,że gdy nawzajem się napajamy stajemy się jeszcze bardziej straszniejsi i ..głodni-te zdania ledwo przechodziły przez jego gardło.
-Ja nie piję tylko twojej krwi - powiedziała tak cicho ,że ledwo ją usłyszał , doskoczył do niej i przycisnął jej szyję do drzewa.
- Kogo krew jeszcze kurwa pijesz.?! No kogo!
-Wioski.-wyszeptała i zamknęła oczy przygotowana na kolejny atak. Chłopak puścił ją i ukrył twarz w dłoniach , rozpłakał się jak małe dziecko.
- Wiesz jak to jest być koło swoich przyjaciół i pragnąc tylko  ich krwi? Nie wiesz , bo zawsze byłaś samotna.-poczuł delikatne dłonie na swojej twarzy , Holiday z czerwonymi obtarciami na szyi wycierała jego łzy.
-Musisz się z tym pogodzić Ac.-chłopak zamyślił się na chwilę .
-Nie wcale nie muszę.-wstał i zaczął biec przed siebie.
-ACEBIRZE! Ac wracaj tu .Musisz jeść!-Acebir pędził przed siebie, w końcu wbiegł do miasta, biegł uliczkami ,potykając się o wystające płyty ulicy . Dobiegł do pewnej z ruder i otworzył jej drzwi kopniakiem . Wpadł tam i ujrzał mężczyznę, a własciwie chłopaka równym mu wiekiem. Był wychudzony , ubranie na nim wisiało, jego przetłuszczone włosy oplatały  pryszczatą twarz. Jego oczy były rozbiegane i zamglone. W pomieszczeniu cuchnęło.
-Mam coś dla ciebie jeśli zrobisz coś dla mnie. - Acebir spojrzał na chłopaka, a ten pokiwał tylko głową nie odzywając się w ogóle. Chłopak w niebieskich trampkach przyjął to za potwierdzenie, z kieszeni kurtki wyciągnął paczuszkę i rzucił chłopakowi pod nogi. z drugiej kieszeni wyciagnął nóż i w okolicy swojego serca wyciął małą szczelinę , przez nią sączyła się czarna maż , która kiedyś  była krwią.
-Sorry stary..i tak tego nie będziesz pamiętał po prochach.-przyciągnął twarz naćpanego mężczyzny i wyszeptał lekko "wypij to". Mężczyzna powoli pił czarną maź. Acebir skrzywił się i jęknął z bólu , jego oczy stawały się co raz bardziej zielone.chłopak zaczął jęczeć , Ac delikatnie odciągnął jego głowę.
-Dziękuje przyjacielu. - tamten wybulgotał coś niezrozumiałego i zwymiotował krwią.
-Cholera.- wybiegł z chatki i spojrzał na ludzi . Nie łaknął już tak bardzo ich krwi , chociaż nadal chciał dobiec do nich i pozbawić ich życia. Musiał prowadzić samotne życie ,po prostu musiał.
*******
Zielone drzewa okalały polanę dookoła ,po środku siedziała dziewczyna.Podchodziłem do niej powoli.Stanąłem za jej plecami, nachyliłem się i ucałowałem jej kark. Dziewczyna podskoczyła i  odwróciła sie zaskoczona.
-Muszę, ale nie chcę . Nie mogę , nie potrafię. I chcę żyć u Twojego boku ,chcę się z Tobą zestarzeć ,mieć dzieci , mieć wnuki. Głaskać Twój policzek gdy widnieje na nim uśmiech , i całować Twoje łzy. Tulić cię gdy jest Ci smutno i radować się z Tobą z błahego powodu. Uwielbiać Cię każdego ranka i nosić kawę do naszego łózka, tarzać się na łące i wciągać Cię do jeziora.-zaczerpnął powietrza i spojrzał na Jej twarz.
-Jeśli jednak boisz się mnie An ,mojej ..tej postaci..To zrozumiem jeśli nie będziesz chciała być ze mną. Nigdy w życiu nie mógłbym cię skrzywdzić ,ani nikogo z HOTN. Wolałbym już umrzeć z "głodu " niż zabić kogoś z nas. Kocham cię.
And beginning
*******
To tyle . Błędy , powtórzenia nie sprawdzane.

Acebir_ (21:19)

21 lipca 2011

Zadanie na skrytobójcę. [Tin]

21 lipca 2011

Musisz wyruszyć w nocy. Kierując się na południe miniesz bramę HOTN, około kilometr dalej będzie szeroka, rwąca rzeka. Musisz ją pokonać i dopłynąć na brzeg uważając na porywający prąd. Spójrz w niebo. Dostrzeżesz wielką, świecącą karmazynowym blaskiem gwiazdę. Podążaj w jej kierunku. Po męczącej wędrówce natrafisz na komnatę czarnoksiężnica Ludea. To on zabrał Aldieb amulet.Przed komnatą o dziwo stoi wielki tygrys syberyjski, zabij go szybko z zaskoczenia. Idź na górę, krętymi schodami do pomieszczenia w którym przebywa Lude. Amulet jest chroniony w pudełku na półce. Lecz jest chroniony czarną magią, którą dysponuje czarnoksiężnik. Musisz go najpierw zabic taki cicho, zeby nikt sie nie zorientował. Zabierz amulet i oddaj go Aldieb.

 Po męczącej węrdówce dotarłam wreszcie do korytarza przed komnatą. Tak jak mi mówiono stał tam ogromny tygrys syberyjski. Nie mogłam stac w zasięgu jego wzroku więc z pomocą moich niezawodnych sztyletów wspięłam się na wysoki filar wbijając weń to jeden, to drugi. Stojąc na górze mogłam spokojnie obmyślic cały plan. Najlepsze rozwiązanie to strzelenie do niego z łuku. Ale jedna strzała go nie zabije... Strzeliłam do filara obok strzałą z liną, a jej drugi koniec umocowałam do wzniesienia, na którym teraz stałam. Przed przejściem na drugą stronę unaoczniłam kuszę i ustawiłam ją tak, by była wycelowana w tygrysa. Przeszłam na drugą stronę i to samo zrobiłam na drugim filarze. Używając jeszcze raz techniki z liną i strzałą dostałam się na trzeci filar i wycelowałam łukiem w tygrysa. Moja przyjaciółka kiedyś nauczyła mnie władania strzałami na odległośc. Jeszcze raz upewniłam się, że wszystko jest jak należy i... Pozwoliłam strzałom z kuszy i mojej leciec. Jedna przebiła głowę tygrysa, druga jago klatkę piersiową, a trzecia trafiła w tętnicę. Wszystko poszło tak jak należy, bo ogromny zwierzak nie żył. Podeszłam więc schodami do drzwi od komnaty Ludea nasłuchując i jednocześnie wyglądając czy nikt nie idzie. Wolałam nie ryzykowac wejściem do komnaty przez drzwi, żeby nie zostac zauważoną. W sali, w której się znajdowałam było okno, którego mogłam dosięgnąc. Wyszłam przez nie na parapet i dostrzegłam okno z komnaty Ludea, które znajdowało się wyżej od tego, na którym teraz siedziałam. Przeszłam do niego po wnękach w starej, ceglanej ścianie.
Znalazłam się  w środku i zaczęłam szukac miejsca, w którym mogłabym przez chwilę przemyślec wszystko. Dostrzegłam małą półkę tuż nade mną, do której mogłam bez problemu doskoczyc. Zrobiłam to, a półka była tak schowana w cieniu, że Lude nie mógł mnie dostrzec. Czarnoksiężnik właśnie robił jakiś eliksir. Z tego co wiedziałam wywnioskowałam, że to eliksir śmierci, bo miał duszący zapach, a fiolki, do których napój zosta nalewany mieniły się to szkarłatem to czernią. Miałam już plan. Przemyślałam go dokładnie. Kocioł, w którym Lude gotował znajdował się pode mną, więc gdy tylko Lude podszedł do kotła i zajrzał do niego, ja zeskoczyłam z góry na czarnoksiężnika tak, że głową wpadł do kotła. Eliksiry nie działały jednak tak silnie na czarnoksiężników więc musiłam jeszce unaocznic sztylet i podczas, gdy przytrzymywałam jego głowę w eliksirze wbiłam mu go prosto w serce. Wszystko to trwało około 3 sekundy. Czarnoksiężnik, który zostanie potraktowany eliksirem śmierci, nie umiera, ale staje się śmiertelny i można go zabic taką zwykłą bronią. Zabrałam więc amulet i wyszłam oknem, którym weszłam. Z pomocą liny, którą przyczepiłam do parapetu zjechałam na ziemię. Następnego dnia byłam już w domu i oddałam amulet Aldieb. 
Tin (09:32)

19 lipca 2011

Because of you... [Szera]

19 lipca 2011
To prawdopodobnie jedno z ostatnich tego typu opowiadań... Nie czuję już tego samego pisząc je. Wydają mi się zbyt puste. Wybaczcie...
_________________________________


Zagubiona… Siedziałam w miejscu. Samotna postać. Powoli odgradzałam się od wszystkich. Powoli… Niby niepozornie wszystko było jak dawniej, czasami wydawało się, że jest lepiej, ale to uczucie szybko przechodziło. Tylko po to, aby rzeczywistość mogła uderzyć ze zdwojoną siłą. Jednak pieczenie na skórze nie pozwalało zapomnieć. Wczepiało się ono w umysł…
Właśnie dlatego to robiłam. By nie zapomnieć. By nieustannie pamiętać. Cóż za ironia… Uczucia i resztę życia zakopać w otchłani przeszłości, a zachować ból… Nie pozwolić, aby bezwzględnie przemijający czas zabrał go ze swym nurtem i zatopił głęboko na dnie.
Chociaż już to zrobił… Ale ja podążyłam za tym. Zanurzyłam się by już nigdy nie wypłynąć. Nie mogąc złapać oddechu zrozumiałam, że tak musi być. Poddałam się wypuszczając resztki powietrza. Moje oczy przygasły tak jak i moje całe życie. Dlaczego to musi trwać tak długo? Dlaczego nie mogę zniknąć od razu? Tkwię pomiędzy dwoma światami zwisając bezwładnie. Zawieszona między życiem, a śmiercią bezustannie czekam na ciąg dalszy.
Na życie?
Nie. Moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Mroczne myśli zasnuły umysł. Szkarłat cierpienia splamił białą nić losu. A ja na to pozwoliłam. Jedynie patrzyłam. Otępiona bólem czynów. A to wszystko tylko po to, by zrozumieć… Więc dlaczego czułam się w tym wszystkim zagubiona? Plątanina uczuć zawinęła się wokół mnie niczym szubienica. A ja ją wtedy zacisnęłam i przecięłam. A teraz? Znowu czekam. Prawda została odkryta… A ja nieustannie się sprzeciwiam… idę pod prąd, nie do końca mogąc się z nią pogodzić… Podążam własną ścieżką wychodząc jej naprzeciw. Wyzbywam się wszystkiego... Dlaczego? Bo posiadanie oznacza ból. A mam go już wystarczająco. To nim przyodziałam swoje ciało starając się uodpornić. Obronić przed tym co dalej. Wiem czego chcę, ale gdy moja ręka po to sięga zawisa w połowie drogi. Nie potrafię dotrzeć dalej. Jeszcze nie…
Jeszcze?
Tak - jeszcze, gdyż każdy kolejny dzień sprawia, że sięgam coraz dalej mimo, że wiele to kosztuje. A to wszystko po to by pozwolić sobie na zrobienie kolejnego kroku. Tego ostatniego…

*And now I cry
In the middle of the night
For the same damn thing…


*Kelly Clarkson – Because Of You
Szera (22:58)

Niemy krzyk, zapisany na skórze... [Szera]

19 lipca 2011

Co myślę o tym opowiadaniu? Sama nie wiem. Chciałam w nim wiele przekazać, ale nie sprostałam temu. Mam nadzieję, że chociaż trochę się spodoba. Jakoś dotknie...
_____________________________

* We are like ice flowers…


Kolejna cienka szrama na jasnej skórze. Bladej... ukrywanej w ciągłym strachu, że ktoś się dowie.
Kolejne rozcięcie,powoli barwiące się na szkarłat. Gdy jedno zdąży się zagoić powstaje następne. Są one nałogiem ciała. Wciągają w otchłań otępienia,kojąc nerwy. Oplatają w swych sidłach wciągając jeszcze głębiej… A ja? Sama zrobiłam pierwszy krok. Dałam się uwieść. Nie ucieknę przed tym.. Nie chcę...Pozwalam zaciągnąć się na dno, dając się dalej zwodzić.
                          
I po co to wszystko?

Aby cały ból wyrazić w czynach…
Przyozdobić nim ciało…
Każda rysa wyznaczona ostrzem jest niczym zapis tego co było. Ono wypisuje nieme słowa, zatapiając się, by wydobyć tusz, który to uwieczni. Każde kolejne pociągnięcie jest niczym opowiadanie nowej historii. Lecz bez szczęśliwego zakończenia…

Ale, gdy rana się zagoi ból i pamięć przeminą?

Nie... One pozostaną na zawsze,jedynie zastępowane nowym smutkiem. Jednak nie zobaczą światła dziennego skrywane pod cienką tkaniną tajemnicy. Ale to się zmieni. Nabierze ona czarnego odcieniu zasnuwając skórę, aby to co było ukryć na zawsze. Uwięzić w swej nieubłaganej otchłani czasu. Dlaczego tak się musi stać? Gdyż dusza zapragnie być przyozdobiona jak ciało - zazdroszcząc szkarłatnych smug oplatających skórę. Gdyż uwodzicielski ból zbyt szybko wsiąka w rany… A z każdym kolejnym dniem sens szkarłatnych słów zmienia się. Cierpienie powoli przestaje wystarczać na opisanie tego co się dzieje. Ale mimo to pojawiają się kolejne szramy na tej samej bladej skórze. Aby zachować. Aby wyryć to w sercu z większą mocą niż pamięć. Tylko pozostają pytania…
Co, gdy sens historii przestanie mieć znaczenie?
Co, gdy i to nie wystarczy?
Co dalej...?

We are like ice flowers
We blossom in the night
We are like ice flowers
Beauty faded in the light
We are like ice flowers
Darkness is on our side
Ice flowers blossom in the night…

_______________________________
Eisblume - Iceflowers
Szera (22:37)

18 lipca 2011

Podobni do nas, lecz bardziej okrutni. cz.III [ Tin ]

18 lipca 2011


-Powiedział, że oni mają szpiegów.- opowiadałam Aldieb co wydarzyło się w lesie. Byłam bardzo spokojna zważając na to, czego się dowiedziałam.
-To może miec związek ze zniknięciem Arashi, nie sądzisz?-zauważyłam.
Po dwudziesto-minutowej rozmowie Al postanowiła coś z tym zrobic. Oni wiedzieli o nas za dużo. Następnego dnia wybrałam się na węrówkę. Szłam tropem naukowca, którego dzień wcześniej Naphalowie musieli odstawic do domu. Doszłam do wioski i wyszłam poza tereny stada. Na szczęście ich stacja badawcza była umieszczona bardzo daleko od naszej siedziby. Zobaczyłam wysoki mur z drutem kolczastym i dużo ogromnych, przerażających maszyn z kołami, z których dochodziły piski i skomlenie. Nie zastanawiając się długo zmieniłam się w człowieka i jednym, sprytnym ruchem dostałam się na drzewo z rozgałęzioną koroną co zapewniało mi widok na prawie całą placówkę. Z jednej strony jakiś mężczyna zapisywał coś na tabliczce, z drugiej kobieta w białym płaszczu obserwowała jakieś dziwne zwierzę. Wszyscy ci ludzie wyglądali podobnie jak my, ale byli o wiele mniej zgrabni. Sprawiali wrażenie jakby jedno popchnięcie mogło ich przewrócic. Wodziłam wzrokiem, zdziwiona maszynami i zwierzętami jakich jeszcze nie widziałam. W oddali spostrzegłam klatkę. Na oko wyglądała jakby była zrobiona z żelaza, ale to co było w środku z pewnością potrzebowało więcej zabezpieczeń. Siedziała tam Arashi. W jej oczach było widac przerażenie, ale dzielnie nie dawała się, gdy ludzie próbowali ją zmusic do przemienienia się w człowieka. Jeden z nich wstrzykiwała jej co chwilę jakiś zielony płyn. Ar próbowała protestowac, ale była już słaba. Na jej nogach widac było ślady po pułapce. Jej widok spowodował u mnie płacz. Boże, co oni ci zrobili...Nie mogłam wytrzymac, gdy jeden z ludzi dotykał ją czymś co wyglądało jakby było podłączone do prądu i ją raziło. Odruchowo unaoczniłam łuk i strzeliłam celnie w ramię tego oprawcy. Wszyscy byli bardzo zdziwieni, nagle zaczęło połyskiwac czerwone światło na murze, słyszałam głośną syrenę, a wszyscy wyglądali źródła strzału. Przemyślałam plan i unaoczniłam pewne zioło, które dawno temu pokazała mi moja przyjaciółka. Zmieniłam się w wilka i przeskoczyłam z ziołem przez mur z drutem i przebiegłam się z nim po placu. Po kilku sekundach wszyscy przerażeni ludzie spali. Podbiegłam do klatki, w której siedziała Arashi. Nie miała siły nic powiedziec.
-Och, Ar. Dobrze cię znowu widziec. Nie mamy zbyt wielw czasu. Za 10 minut się obudzą.-powiedziałam.
Próbowałam otworzyc klatkę. Myślałam, że jest podłączona do prądu, zabezpieczona, ale wystarczyły dwa celne uderzenia w zamek by się rozpadł. Unaoczniłam wózek z kołami, na który położyłam Ar. Na szczęście brama była otwarta, bo na plac wieżdżała maszyna z kołami podczas mojego usypiania. Doczepiłam wóz do swojego ciała i zaczęłam biec w stronę bramy. Wybiegłam na ścieżkę prowadzącą do stada unaoczniając zioło, dzięki któremu nasz trop został zatarty. Biegłam ile sił. Dało się jeszcze usłyszec głośne wołanie.
-ROZPOCZYNAMY POŚCIG!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest to połączenie mojego opowiadania i opowiadania Arashi. Mam nadzieję, że nikt nie jest zły za nasz pomysł. Ar, czekam na kontunuację  ;)
Tin (12:47)

Idę po Ciebie, Yuuv. - cz.5 [Szera]

17 lipca 2011


<Podkład>

Od jakiegoś czasu zmieniłyśmy taktykę podróży. Dni były zbyt upalne, aby móc spokojnie podróżować więc chowałyśmy się w cieniu i przesypiałyśmy je, aby nocą móc ruszyć w dalszą podróż. Co jakiś czas jedynie zmieniałyśmy się na warcie. Już dawno opuściłyśmy tereny HOTN i z coraz to nowymi postojami robiło się coraz nieprzyjemniej i niebezpieczniej. Otoczenie zmieniało się diametralnie, a nasze szeregi były bardziej zwarte niż poprzednio. Kitsune prowadziła grupę, a tuż za Nią podążały Destroy z Kogą. Trochę dalej trzymały się Rozalia i Tiffany, a ja z Anaid zamykałyśmy grupę. Mimo ostatniego niepowodzenia za znalezieniem wodopoju dostałam za zadanie zaopatrzyć nas w coś do picia. Znak boleśnie piekł na łopatce, gdy resztkami siły wyciągałam ostatki wody z przesuszonej gleby. Nie tylko ja jednak miałam coś do roboty. Destroy i Kitsune zdobywały dla nas pożywienie, Tiffany i Rozalia szukały miejsca, gdzie będzie można się położyć ukrywając przed promieniami słońca - co nie było łatwe. Tutaj ziemia robiła się coraz bardziej wyschnięta i popękana, a roślinności ubywało tak samo jak zwierząt i wody. Zerknęłam na boki. Koga i Anaid szły po bokach grupy. One odpowiedzialne były za sprawdzanie okolicy, czy jest wystarczająco bezpieczna. Każdy powoli odczuwał wyczerpanie, ale nikt nie mówił tego na głos. Zgłosiliśmy się na ochotników więc musieliśmy to przetrwać. Położyłam łeb na łapach czując znużenie. Kolejny upalny dzień dawał się we znaki, ale mimo to mieliśmy większy problem. Ktoś deptał nam po piętach. Warty zaczęły sprawować dwie osoby. Kto nas śledził? Nikt do końca nie wiedział. Nasz przeciwnik okazał się wyjątkowo sprytny. Zwodził nas więc po jakimś czasie nasz zapał do dorwania go zmalał. Nasłuchiwałam. Do końca dnia nie zmrużyłam oka starając się uspokoić natrętne myśli. Coś wisiało w powietrzu. Nie tyko ja to czuła. Wszyscy chodzili spięci i podminowani. W grupie trwała prawie nieustanna cisza. Cisza, która przytłaczała niemal każdego. Westchnęłam cicho. Nawet nie zauważyłam momentu, gdy słońce zaczęło się chylić ku zachodowi. Kitsune powoli podniosła się, a za Nią reszta. Powoli uniosłam się na łapach wychodząc z kryjówki. Nadeszła kolejna noc, a razem z nią kolejne godziny wędrówki. Jednak nie była to zwykła noc. Spojrzałam po reszcie. Nerwowe kroki odbijały się w mojej głowie. Coś miało się niedługo wydarzyć. Rozejrzałam się ostrożnie. Ktoś się zbliżał. Był coraz bliżej. Nagle wszystkie zareagowałyśmy jednocześnie niczym na niemy rozkaz. Ustawiłyśmy się do siebie grzbietami tworząc okrąg. Bok przy boku. Byłyśmy otoczone. W gęstwinie dało się słyszeć ciche kroki. Wiedzieli, że się zorientowałyśmy. Dzikie ślepia zabłysły w mroku... Wyszli nam na spotkanie...
Szera (18:05)

12 lipca 2011

Podobni do nas, lecz bardziej okrutni cz.II [ Tin ]

12 lipca 2011


-Gdzie te poziomki?!-powiedziałam sama do siebie podczas wędrówki po lesie. Całe ręce i nogi miałam już pokłute przez komary, ale wiedziałam, że poziomki są najlepsze w tym okresie. Jednak za nic nie mogłam ich znaleźc. Poszłam więc nową ścieżką, której nigdy wcześniej nie widziałam. Była ładnie oświetlona przez promienie słońca przedostające się przez szpary między liścmi w koronie ogromnego drzewa. Szła i szła aż nagle usłyszała:
-Prze... Przepraszam.-średniego wzrostu chłopak z brązowymi włosami i zielonymi oczami odchrząkną i mówił dalej-Czy ja... Czy ja jestem na terenach Stada Nocy?
-Zależy kto i po co pyta?
-Jestem Vec. Naukowiec drugiego stopnia w OPB. Ochronnym Programie Badawczym. Muszę to wiedziec, gdyż zamierzamy przeprowadzic badania na hybrydach z tego stada i je usunąc.
-Hybrydach? O czym pan mówi? Przecież takie rzeczy nie istnieją!- udawałam, że nic nie wiem.
-Wilki potrafiające się zmieniac w ludzi. Często mające różne moce nadprzyrodzone.
-My w sumie po części jesteśmy ludźmi-pomyślałam.
-Jest tam na przykład wilczyca, która potrafi unaocznic sobie wszystko co chce.
Uśmiechnęłam się. Na szczęście nic nie zauważył.
-A z kąd to wiecie?-spytałam.
-Otóż mamy szpiegów.
-Będę musiała powiedziec Aldieb.-pomyślałam.
-Ale w czym oni szkodzą, że chcecie ich zniszczyc?
-Mają moce, o których nawet nie wiemy! Mogą byc bardzo niebezpieczni! Okazało się, że coraz bardziej interesują się ludźmi! Niedługo dojdzie do tego, że zaczną się podszywac pod nas.-mówił moim zdaniem z paranoją.
Szłam i szłam myśląc o poziomkach i o tym, że przecież ludzie nas nie obchodzą, a on dreptał za mną. Niechcący wdepnęłam w mrowisko.
-Widzi pan? Te mrówki są uważane przez wa... nas ludzi za złe. Bo gryzą. Ale czy nie pomyślał pan, że może one po prostu się bronią? Zniszczyłam właśnie ich dom. Mają prawo się mścic i bronic. Nie mogę jednak ich teraz pozabijac.
-Dlaczego? Pogryzły panią.
-Mogłabym zabic nie tę co trzeba. A nie wszystkie mrówki są złe jak sądzimy. Z resztą, po co szukac zemsty?
-Czy to ma byc jakaś aluzja? Do tych wilków.
-Możliwe.-odpowiedziałam.
-Nie powiedziałaś jak masz na imię.
-Jeśli musisz wiedziec to Tin.
-To śmieszne. Jedna wilczyca ma na imię Tiinkerbell. To byłby dobry skrót.
Śmieję się z nigo w duszy, że się nie domyślił. Skręcam tak, by iśc prosto na wioskę Naphalów, którzy ludzi raczj nie lubią.
-Hej! To odpowiesz mi na pytanie? Czy jesteśmy na terenach tego stada?-krzyczy za mną bo idę coraz szybciej, tak by nie mógł za mną nadążyc. Zgubiłam go więc pobiegłam nadzwyczajnie szybko ścieżką koło niego za drzewami i się zaśmiałam.
-Tak... Teraz chyba się domyślił.-pomyślałam śmiejąc się z tego, jacy ludzie potrafią byc naiwni. Jutro znajdą go Naphalowie i odstawią do jego stacji badawczej, by miec go z głowy. Już więcej tu nie wróci. Po drodze do domu naprawiłam mrowisko i unaoczniłam sporo mrówczych zapasów w przeprosiny. Znalazłam poziomki. Były bardzo słodkie.
-Kolejny zwykły spacer po lesie.-zamruczałam pod nosem widząc znajomą polanę, na której leżała Aldieb i Fene.

Tin (12:34)

11 lipca 2011

Przemiania. [Kitsune]

Przemiana.

[Podkład muzyczny]
Zapadła noc. Księżyc królował na bezchmurnym niebie i oświecał polną drogę, którą kroczyła ciemnoszara postać. Snuła się bez celu. Kształtem i posturą przypominała wilka, lecz była większa. Miała gdzieś tak około dwa metry. Łuna księżyca delikatnie oświetliła ów postać, ukazując oblicze tegoż stworzenia. To była wilczyca. Z posoką na pysku, po której można było wywnioskować, iż wracała z polowania. Wkroczyła do lasu, by usiąść wśród gęstych i wysokich liści paproci, by odsapnąć na chwilę. Jej srebrne ślepia, okalane pionową źrenicą skierowały spojrzenie na nocne sklepienie, usiane miliardami gwiazd. Lekki podmuch wiatru rozwiał grzywkę,która nachodziła jej na oczy, a naszyjnik z Gwiazdą Dawidowską zatańczył na szyi. Dźwignęła nagle ciężar swego ciała z głębokim westchnięciem. Stanęła na równe łapy i ruszyła dalej. Czuła, że już jest blisko. Wyczuwała woń wody, więc wystrzeliła pędęm do produ. Czas ją gonił. Minęła granicę, dzielącą las i łąkę. Zatrzymała się dopiero gdzieś na samym środku pustkowia. Znała to miejsce. Była już tutaj kiedyś. Nie było tam żadnej żywej duszy. Doskonale. Mogła wreszcie wykonać swoje zadanie. Dlategoż wyciągnęła z niewielkiej sakwy maleńki flakonik z lazurową, opalizującą miksturą. Odkorkowała go i poczęła powoli pić zawartość naczynia. Smak był okropny, lecz nie zwarzała na to. Po krótkim odstępie czasowym zaczynała odczuwać jego działanie. Ciało ulegało zmianom. Głuchy trzask kości rozległ się po polanie. Kitsune czuła jak przeraźliwy ból ją pochłaniał od środka. Warknęła głucho i upadła na ziemię, dysząc. Masywne łapy Reav'zhotki przeistoczyły się w delikatne dłonie, a tylne kończyny w smukłe nogi. Długi pysk ustąpił miejsca kobiecej twarzy o łagodnych rysach, a zamiast ciemnoszarego, długiego i miękkiego futra była delikatna i blada skóra. Całkiem naga Succuba stanęła na nogi, co jednoznacznie zwieńczyło transformacje. Zbliżała się powoli do brzegu potoku. Każdy krok stawiała z trudnością. Każdy mięsięń, każda kość. Czuła je. Trudno było ich nie czuć.
- Kurwa! - krzyknęła na całe gardło. Jej oczy zaszkliły się łzami. Dała upust swoim emocjom. Jednak zacisnęła pięść i szła dalej. Weszła do wody, zanurzając się w niej aż po obojczyki. Zamknęła oczy, oblewając kruczoczarne włosy wodą. Krople zimnej wody spływały po jej bladej, mlecznej skórze. Uśmiechneła się kocio. Powoli przyzwyczajała się do tej formy. O tak. Czuła się znacznie lepiej...

***
Po pierwsze: Tak, wiem, że krótkie i pozbawione jakiegokolwiek sensu. Musiałam to napisać. Tak na rozruszanie się, bo już dawno nic nie pisałam sensownego. Potem zaś zabiorę się za zadania i może jakieś inne randomowe opowiadania : D
Po drugie: Proszę o wstawienie do albumu przemian : Stan Furii i postać humanoidalna- Ostatni raz, noo .o.' Ta chyba jest najbardziej adekwatna do mej postaci.
Po trzecie: Nie będzie mnie od poniedziałku do czwartku.
Po czwarte (Do Andzi): Teraz Ty piszesz swoją część mojej wyprawy. Tak więc opisz zniknięcie Leiko (Smoczycy) oraz to, że Rozalia została zaatakowana i nie może iść dalej z nami.
Sayo ~
Kitsune Kagerou De'Ayamari (18:11)

Tak, właśnie tak. [Tequila Isha]

11 lipca 2011
Nie każdemu może ona pasować do tego opa.

Happiness hit her like a train on a track
Coming towards her stuck still no turning back

Biegła jej futro smagał wiatr, serce tłukło się jak oszalałe , już dawno się tak nie czuła.Łapy miarowo uderzały o leśne podłoże, jej pysk delikatnie marszczył się odsłaniając kły ,można było uznać to za uśmiech. Wbiegała do znajomego jej lasu , z gracją mijała drzewa . W jej życiu nic nie układało się tak jak powinno ,a jednak nie miała ochoty się smucić. Wbiegła na polanę której drzewa otaczały ją dookoła i chroniły przed wzrokiem innych. Przeciągnęła się leniwie , słychać było gruchot rozprostowanych kości.Spojrzała na swoje łapy i wyciągnęła pazury , położyła uszy po sobie i przylgnęła do ziemi. Słyszała kogoś , uniosła łeb i wyłapywała nosem zapachy niosące przez wiatr. Na jej pysk wypłynął szeroki uśmiech , dobrze znała ten zapach. Podbiegła do drzewa i schowała się za nim, wychyliła się tak żeby jednym okiem obserwować sytuacje. Na polanę wbiegł lis , jego wąsy poruszały się w zabawny sposób. Wilczyca zaśmiała się cicho ,ale lis skierował pysk w jej stronę. Wyszła zza drzewa, rozbiegła się i skoczyła na lisa powalając go na ziemie. Lis odwrócił łeb w jej stronę i sapnął niezadowolony :
- Teq no. Przed chwilą się myłem . - wilczyca uśmiechnęła się i przyłożyła łapę do jego boku ,pozostawiając błotny ślad łapy wilka.
- No i trudno trzeba się było za mną nie skradać.- odpowiedziała i zeszła z niego. Po chwili skakała zadowolona po polanie, lis siedział i próbował wyczyścić futerko z błota. Spojrzał na nią i znowu poruszył wąsami.
-Jesteś..Niemożliwa. -wilczyca podbiegła do Asha. Zatrzymała się kawałek przed nim.
- Maruda - wystawiła język , odwróciła się i wybiegła z polany. Za sobą usłyszała nawołujący głos Asha.
- TeQ! Poczekaj.. 
Uśmiechnęła się pod nosem ,ale nie zatrzymała się , nad sobą usłyszała łopotanie skrzydeł , uniosła wzrok i machnęła zadowolona ogonem. Biegła przed siebie ,przedzierając się przez gęstwinę krzaków.W oddali słyszała szum wodospadu , tam właśnie zmierzała. Zatrzymała się gwałtownie , przed nią leżała kupa liści i różnorakie gałązki. Z tej mieszaniny wydobywał się zapach drażniący jej nos i wywołujący łzy w oczach. Podeszła bliżej i przesunęła pazurami po liściach , przyczepiły się one do szponów wilczycy ,a jej oczom ukazał się przerażający widok. Jej oczy rozszerzyły się delikatnie , pod jej łapami leżał martwy wilk. Zaczęła odrzucać liście z całej kupki. Wilk miał puste oczodoły z których wydobywały się larwy , jego nos był popękany i rozwarty, pysk nie posiadał owłosienia, był otwarty wydobywała się z niego woń gnijącego mięsa. Reszta ciała nie wyglądała najlepiej. Futro posiadły tylko grzbiet i łapy, na grzbiecie widoczne były szkarłatne plamy. Krew. Ogon, był wyrwany ,a na środku ciała zionęła wielka dziura , która niegdyś była brzuchem. Wadera miała ochotę zwymiotować. 
-Ash! - krzyknęła ,jej głos był ochrypły , zachwiała się na łapach. Na ziemię zleciał lis ,wiatrem zwiał resztę liści odsłaniając szkielet wilka do końca. Oczy lisa powiększyły się nieco .
- Matko, Teq chodź tu , chodź tu szybko..- wilczyca jednak nie potrafiła odejść od ciała , lis podbiegł do niej i pociągnął za ogon. Odwróciła się do niego i wybuchnęła płaczem , otulił ją delikatnie skrzydłami.
-Cicho , już wszystko w porządku - wilczyca czuła jak lis wzdryga się patrząc na martwe ciało. Odsunęła się od niego , na jej pysku widać było wysychające ślady łez.
- Kto to zrobił ? - mruknęła pod nosem.
- Myślę ,że ..że nikt z Nas.-odpowiedział Ash- Jakaś bestia, może niedźwiedź. 
-Nie to nie mógł być niedźwiedź , one nie często się pojawiają się na naszych terenach.
-Myślę ,że trzeba zgłosić to Al. - wilczyca pokiwała głową , spojrzała na martwe ciało. Zawrócili , całą drogę biegli ramię w ramię nie odzywając się do siebie. Gdy wbiegli na polanę ,Ash pobiegł prosto do groty Alphy , wilczyca zanurzyła łapę w jeziorze . Było przyjemnie chłodne. Zamknęła oczy ,a w jej głowie pojawił się oraz martwego ciała,otworzyła je natychmiast.
-Mój ..-nie dokończyła zdania , przecież nie miała swojego Boga. Nie wierzyła w nic ,więc jakim prawem miała się do kogoś zwracać. Poczuła delikatnie klepnięcie, odwróciła łeb i zobaczyła swojego brata. 
-Myślę TeQ,że powinnaś iść odpocząć - na pysku lisa widniała troska . Wilczyca pokiwał głową i zmierzała w stronę jaskini, Ash nie odstępował jej na krok. Gdy kładła się wnętrzu jaskini zauważyła ,że lis siada przed nią.
-Ash co ty robisz? -spojrzała na niego zdziwiona.
-Będę tu siedział , a jeśli przyśni ci się..to coś..To postaram się to odegnać. - wilczyca kiwnęła łbem i ułożyła go na łapach , po chwili uniosła delikatnie pysk .
-Dziękuję - powiedziała cicho w stronę brata ,a jej myśli zaczęły pędzić w nieznanym kierunku.
Tak była szczęśliwa , tylko czasami nie mogła powstrzymać się od wrażenia , że ktoś nie chce aby taka była.

Happiness hit her like a bullet in the head
Struck from a great height by someone who should know better than that

*****
Takie sobie opowiadanko. Bezsensu prawda? No, ale jakąś taką potrzebę poczułam.
Mam brata ;3
I wyjeżdżam jutro na wieś, gdzie nie będę miała neta. Także nie ma mnie dwa tygodnie.
Tequila_Isha (15:51)

Podobni do nas, lecz bardziej okrutni cz.I [Arashi]

10 lipca 2011


Proszę Was, nie spieszcie się z czytaniem. Wsłuchajcie się w piosenkę, wczujcie się w akcję. Podkład jest trochę za krótki, więc będziecie odtwarzać 2 razy w trakcie czytania, ale nie sądzę, żeby to by jakis większy problem :))
_________________________________________________
[muzyka]
_________________________________________________
Przedzierała się przez gęsty las, kierując się na wschód. Łapy rytmicznie uderzały o ziemię, nie tracąc nadanego im tempa. Jej ciało idealnie zgrało się z otoczeniem. Zwinnie przeskakiwała przez przeszkody, omijała grube pnie drzew.Mknęła wraz z wiatrem, muskana smugami światła przedostającymi się przez korony wysokich drzew. Długimi susami pokonywała coraz to większe odległości. Leśne zwierzęta patrzyły na nią z zainteresowaniem, choć i tak w ułamku sekundy znikała im z pola widzenia. Biegła przed siebie. Nigdzie indziej...
Dalej...
Jej wzrok wbity był w nikomu nieznany punkt. Nawet ona sama nie wiedziała, gdzie patrzy. Gdzieś daleko.... za horyzontem znajdował się jej cel.
Nie oglądaj się...
Do jej nozdrzy dotarły nieznane jej zapachy, różniące się od tych, które wyczuwała do tej pory.Zdała sobie sprawę, że nie jest już na terenie stada.
Szybciej... nie wiesz, co może cię tu spotkać...
Wbiła pazury w ziemię, by mocniej odbijać się od podłoża. Jej ciało gwałtownie przyspieszyło. Poruszała się tak szybko, że nie dawała rady omijać wszystkich przeszkód. Gałęzie drapały jej pysk, tworząc małe, ale bolesne skaleczenia wokół oczu i nosa.

Ból nie jest w stanie cię zatrzymać... biegnij.

Wilczyca nabrała powietrza w płuca i, choć zmęczona, biegła dalej.
Nagle ujrzała dużego jelenia. Był w odległości około 20 metrów od niej. Wadera gwałtownie się zatrzymała i już po chwili, zanim ktoś zdążył ją zauważyć, była ukryta w krzakach. Podkradła się bliżej, ukryta w szalonej plątaninie gałązek i liści. Mogłoby się wydawać, że jej marne 70 cm nie zdoła pokonać 2-metrowego zwierzęcia, które na dodatek dysponowało wielkim rozbudowanym porożem. Nie można się bardziej pomylić.
Teraz...
W błyskawicznym tempie wyskoczyła z gęstwiny. Próbowała złapać kłami za gardło jelenia, jednak ten się uchylił i wadera upadła na ośnieżoną ziemię. Prędko się podniosła i w ostatniej chwili złapała zrywającą się do biegu ofiarę za tylną nogę. Zwierze bardzo się szarpało, szamotając się we wszystkie strony. Wilczyca czuła się jak szmaciana lalka. W końcu ugryzła nogę z całej siły, aż usłyszała trzask łamanych kości. Zwierzę zaryczało z bólu, na chwilę przestało się szamotać. Wadera wykorzystała tą chwilę słabości i z całej siły pociągnęła za trzymaną w zębach kończynę. Ogromny jeleń wylądował z hukiem na ziemi.
- Trafiłeś na mnie o złej porze- syknęła do sparaliżowanej strachem ofiary, przydeptując łapą jej pysk- Mam zły dzień- warknęła.
Złamała mu jeszcze dwie nogi, by upewnić się, że ofiara jej nie ucieknie.
Zacisnęła szczęki na pysku jelenia, by ten po chwili zaczął krztusić się własną krwią.
Będę patrzeć, jak cierpisz. Jak twój dawny majestat zamienia się w nędzę... Twa śmierć będzie bolesna i długa. Pełna cierpienia...
Powoli rozpruwała brzuch zwierzęcia, słuchając jego pełnych bólu jęków z uśmiechem na pysku. Krew tryskała z poranionego brzucha ofiary. Wilczyca powoli przesunęła pysk w stronę klatki piersiowej i zanurzyła długie kły głęboko pod skórę ciężko dyszącego i dławiącego się jelenia.
Mocniej...
Znów usłyszała trzask łamanych kości. Żebra zwierzęcia połamały się i wbiły w płuco. Wadera usiadła obok cierpiącego zwierzęcia i powoli wbijała pazury w jego ciało, po czym wolnymi ruchami rozpruwała skórę ofiary, dodając jej tylko bólu. Słyszała, jak krztusząc się, zwierzę prosiło ją o szybką śmierć. Nie posłuchała...
Masz cierpieć... Nie błagaj mnie o litość, nieszczęśniku.
Gdy jeleń zmarł w strasznych katuszach, a niezwykle czuły słuch Arashi nie rejestrował już słabego pulsu zwierzęcia, szybko wbiła w jego ciało ostre kły i zaczęła sie pożywiać. Wokół, na gałęziach drzew zobaczyła gromadzące się, duże ptaki. Najadła się szybko, zostawiając ponad połowę jelenia, po czym zmierzyła ptactwo wzrokiem.
- Darmozjady- mruknęła pod nosem i odeszła, by padlinożercy mogli się pożywić.
Szła powoli, mijając polany i źródła. Miała pełny brzuch, nie miała zamiaru biegać jak szalona po lesie. Obserwowała małe zwierzęta, które chowały się na jej widok lub uciekały. Wyciszyła wszystkie zmysły, odrywając się od świata. Nic nie słyszała, nie czuła zapachów. Tylko patrzyła. I to był jej błąd...
Wadera zawyła z bólu, gdy poczuła zaciskający się na jej tylnej łapie zimny metal zakończony ostrymi krawędziami, które wbijały się w jej ciało. Spojrzała w dół i pierwsze, co ujrzała to krew. Dużo krwi. Jej metaliczny zapach uderzył w jej nozdrza. Wilczyca skomlała głośno. Dopiero potem ujrzała zaciśniętą na jej łapie pułapkę. Do jej uszu dobiegł dźwięk czyichś kroków, a do nosa dotarły zapachy, których jeszcze nie znała.
Z gęstwiny lasu wyłoniły się smukłe sylwetki dwunożnych istot. Arashi jeszcze nigdy ich nie widziała.
Ludzie...
Słyszała o nich wiele i ich widok z pewnością nie napawał jej radością. Wręcz przeciwnie. Stanęła, sparaliżowana strachem, który jeszcze się powiększył, kiedy ujrzała trzymane przez nich na uwięzi psy, większe niż ona sama. Jeden z dwunożnych podszedł do wilczycy i złapał ją  za pysk.
- Ładna sztuka. Możemy ją zawieźć do badań- gdy tylko to powiedział, waderze od razu zrobiło się niedobrze. I nie wiedziała, czy to uczucie wywołane było smrodem wydobywającym się z ust stworzenia, czy raczej od słów, które przed chwilą wypowiedział.
Spojrzała pytająco na jednego z psów, ten jednak uśmiechnął się do niej pogardliwie, po czym zawarczał, pakazując białe kły.
Potem poczuła bolesne ukłucie w prawej przedniej łapie i jej świat spowity został przez wszechogarniającą ciemność...
______________________________________________
To oczywiście nie jest realizacja mojego pomysłu, na który nie otrzymałam zgody od alphy, więc nie martwcie się. To jest moje osobiste opowiadanie, nie realizowałabym stadnego opka bez zgody od Al.
Arashi (23:59)

9 lipca 2011

- 53 - Szczenię. [Destroy]

08 lipca 2011


Leżąc pod starą sosną wodziła wzrokiem za wiewiórką skaczącą po drzewach. Oblizała kły fioletowym jęzorem bacznie obserwując gryzonia. Po chwili znudziła ją ta czynność, mlasnęła głośno kładąc łeb między łapami. Słońce ogrzewało ciało wadery, a delikatny, ciepły wiatr muskał jej sierść. Uniosła się na łapach, przeciągając. Odwróciła się i zniknęła w gęstwinie lasu.
Truchtała jednostajnie ocierając się o korę drzew. Przeskoczyła przez zawalone drzewo. W chwili kiedy jej łapy dotknęły ziemi, przyspieszyła. Kierowała się na północ, drogą którą szła Arashi. Lecz kiedy weszła do płytkiej rzeki, biegła z prądem, nie wychodząc na ląd. W pewnym momencie poziom wody się podniósł, a Vernidka płynęła z determinacją. Do jej uszu dobiegł hałas wodospadu, wyskoczyła z rzeki, rozglądając się na boki. Szybko przylgnęła do ziemi orientując się, że jest na terenie ludzi. Jakieś trzydzieści kroków przed nią pomiędzy drzewami jaśniała polana. Poczuła duszący zapach dymu. Zobaczyła mnóstwo obszernych szałasów, które były kryte skórą jeleni. Przeraziła ją liczba ludzi pochłoniętych pracą, jeszcze nieświadomych, że Destroy jest w pobliżu. Obserwowała dwóch mężczyzn, którzy zawiesili na drzewie ciało łosia i zdzierali z zwierzęcia skórę. Krew spływała z niego kapiąc na ziemię, a wilki, które były oswojone z tymi ludźmi wylizywały trawę do sucha z posoki. Nieopodal piątka dzieci bawiła się w berka, śmiejąc dziko i raźnie podskakując. Kobiety siedziały przy ognisku i rozmawiały, co chwila chichocząc. Uwagę wadery przykuły szczenięta, śpiące pod drzewem. Przejechała językiem po dziąśle. Podczołgała się do krzaków zamykających polanę, starając się zachować cicho i dyskretnie. Przy szczeniakach leżała drobna, szara wilczyca. Obeszła polanę dookoła stając za młodymi w ukryciu. Położyła się przyczajona. Nie myślała, jak działać, instynkt wziął górę. Czekała nieruchomo bardzo długo i cierpliwie.
- Moca! - kobieta zawołała matkę szczeniąt która wstała i podbiegła do blondynki, idąc z nią w kierunku ogniska. To była chwila, kiedy Destroy mogła działać. Wychyliła koniuszek pyska zza krzaków łapiąc tłustego młodzika za kark, błyskawicznie zniknęła z nim za ukryciem. Bury szczeniak pisnął głośno, wiercąc się. Moca wyrwała się z objęć kobiety i przytruchtała do miotu. Zauważyła zniknięcie jednego z swoich dzieci i natychmiastowo wyczuła zapach Des. Zbliżała się powoli do czeluści, za którymi siedziała Limone z młodym. Destroy zjeżyła się natychmiastowo, puszczając ofiarę i złapała szarą waderę za pysk, zaciskając szczęki. Moca zawyła przeraźliwie z bólu, a wszystkie wilki zaszczekały niespokojnie, biegnąc na złodziejkę. Vernidka chwyciła szczeniaka rzucając się do ucieczki. Słyszała za sobą krzyk ludzi. Przeskoczyła szeroką rzekę, przyspieszając.
Plemię stanęło przed wodą, a wilki z żądzą mordu weszły do wody, z trudem pokonując rwący prąd. Wypełzły na brzeg i pobiegły za tropem uciekinierki ujadając głośno. Ludzie postanowili zawrócić do Medyka ratującego Mocę, która dławiła się własną krwią.
Destroy spostrzegła, że szczenię ma na szyi kawałek materiału, więc trzymała go za bandankę. Grupa wilków była blisko, ale zbyt daleko, żeby ją wyraźnie widzieć. Zatrzymała się gwałtownie przed dębem, wdrapała się na drzewo wbijając pazury w korę. Schowała się w koronie przyciskając łapą kufę młodego do gałęzi. Usłyszała warkot trzech rosłych basiorów. Węszyły w poliżu drzewa, na którym siedziała Vernidka. Miała pomysł. Zawiesiła szczeniaka za ten kawałek szmaty na mniejszej gałęzi tak, że nie mógł się poruszyć. Sama zeskoczyła z dębu, podkulając ogon i zniżając łeb ku ziemi, odwracając wzrok od wilków - okazywała niesamowitą uległość. Jeden z nich podszedł do niej, obwąchując. Uniósł ogon najwyżej, jak potrafił pokazując, że jest najwyższy rangą. Nagle rzuciła się na niego, powalając na ziemię, przydusiła go i przejeżdżając pazurami po jego pysku, szyi i klatce piersiowej zrobiła głębokie rany łamiąc kości. Dwa samce widząc to skoczyły na nią, podszczypując. Złapała większego za skórę na gardle szarpiąc na wszystkie strony, wgryzła się mocniej smakując jego krwi. Opadł po chwili, ale mniejszy nadal ją atakował. Po paru nieudanych próbach wzięła jego przednią łapę w paszczę i gryząc niemiłosiernie wyrwała. Krew trysnęła brudząc pysk i grzywkę Destroy. Wbiła kły w czaszkę przeciwnika, zaciskając. Usłyszała pęknięcie kości. Puściła go, przyglądając się obrazowi konających wilków. Wskoczyła na drzewo łapiąc szczenię i zeszła głową w dół po korze. Pobiegła na południe, do swojego stada. Przekraczając bramę położyła się, kładąc szczeniaka między łapami. Przygniotła łapą ogon młodzika, łamiąc w nim kręgi. Akurat tędy przechadzała się Aldieb, widząc zakrwawioną Limone i "małe bure coś" podeszła.
- Deeestroy, mówiłam Ci już coś. Żadnych kradzionych szczeniąt! - fuknęła. - Gdzie byłaś?
- Taam - wskazała pyskiem na północ. - U ludzi.
- Po co byłaś u ludzi? - zapytała lekko zirytowana.
- Bo miałam chęć na szczenięcą krew. - mruknęła.
- Destr...nie ważne. - pokręciła łbem i odeszła. Przyzwyczaiła się już do wyskoków wilczycy.
- Dobranoc, Al. - wychrypiała, chichocząc.
Brązowa wadera zatrzymała się, patrząc na Nią.
- Jest początek dnia, imbecylu. - uśmiechnęła się złośliwie odwracając i idąc przed siebie.
 
***
Hm, jedno z moich nienajlepszych opowiadań. Cóż, nabrałam weny podczas wymyślania zadania na Zabójcę. Szczeniak nie zamieszka w HOTN, będzie częścią Moich dalszych opowiadań. Dziękuję za uwagę.
Lady Destroy

+ Lady Destroy + (22:28)

7 lipca 2011

Zadanie - "Pierścień Czarnego Feniksa" cz. III [Aldieb]

06 lipca 2011


[Proszę czytajcie powoli, nie spiesznie, starając się wczuć w słowa i muzykę. Podkład jest bardzo długi, więc najprawdopodobniej jak skończycie czytać jeszcze trochę zostanie. ]

            Nie odrywałam ślepi od okrągłych basenów, przepełnionych po brzegi rdzawą cieczą. Ostra woń krwi wypełniała całe pomieszczenie, wciskając się w każdy, nawet najbardziej zakurzony kąt, przyprawiając mnie o mdłości. Ogień trzaskał cicho, rzucając na ściany migoczące cienie, wijące się w dzikim tańcu, niczym splecione ze sobą węże. Postąpiłam krok w przód. Za pierwszą łapą podążyła następna. Ciało było jakby wyrwane spod mojej kontroli. Szkarłat rozciągający się przede mną wywoływał u mnie fascynację, a zarazem odrazę. Chciałam cofnąć się, zawrócić, jednak napięte do granic wytrzymałości kończyny nadal poruszały się własnym życiem.
            Niespodziewanie poczułam, jak łapy uderzyły o kamienny murek. Zatrzymałam się gwałtownie, zaskoczona kiedy znalazłam się aż tak blisko. Metaliczny, gryzący w nozdrza zapach uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. W odbiciu rysującym się na mrocznej tafli, trudno było dostrzec rysy żywego stworzenia. Zdeformowane kształty, przypominały raczej potwora, rodem z najgłębszych czeluści piekieł, niż niepozorną wilczycę. Oblizałam nerwowo pysk, nie odrywając oczu od falującej czerwieni. Sumienie, czające się na granicy świadomości krzyczało do mnie, że powinnam jak najprędzej uciekać. Czarne macki oblepiające mój umysł, stłumiły jego ciche wołanie.Poddałam się im. Nieświadomie zbliżyłam łeb, do delikatnie drżącej powierzchni.W momencie, w którym mój nos dotknął lodowatej cieczy, odskoczyłam jak oparzona. Nie. Nie tego chciałam. W polu mojego widzenia mignął szary cień, pozostawiając za sobą falę mroźnej aury. Zamrugałam powiekami, gwałtownie się rozglądając, jednak nie dostrzegłam niczego. Najprawdopodobniej atmosfera tego pomieszczenia zbyt mocno wpłynęła na moją wyobraźnię, co za skutkowało dziwnymi omamami.
Ogarnęłam spojrzeniem jeszcze raz wielką salę. Czas było się stąd wynosić. Odwróciłam się raptownie i skierowałam pośpieszne kroki,w kierunku wrót znajdujących się na końcu komnaty. Kiedy zbliżyłam się do nich na odległość kilku metrów, te niespodziewanie uchyliły się, wydając przy tym przeraźliwy zgrzyt. Zamarłam, przerażona, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Jednak, wbrew moim oczekiwaniom, wyglądało na to, że nikt nie miał zamiaru wkroczyć do pomieszczenia. Bynajmniej wcale mnie to nie uspokoiło, lecz nie mogłam pozostać tutaj na wieczność. Z duszą na ramieniu przeszłam przez ciężkie odrzwia.
Rozszerzyłam, zdumiona, oczy. Zdecydowanie nie tego spodziewałam się ujrzeć. Przede mną rozpościerał się prosty korytarz, wykuty z najczystszego marmuru. Ściany były idealnie gładkie ozdobione przez ornamentowe wzory, wykute na wzór egzotycznych roślin, w które wplątane były dzikie zwierzęta oraz przeróżne geometryczne kształty. Co jakiś czas przejście zostało udekorowane rzymską kolumną, bądź niszą, w której znajdował się posąg, najprawdopodobniej pomniejszego bóstwa. Te misterne zdobienia, spokojnie można było porównać do największych dzieł krasnoludzkich, jednak wątpiłam, żeby naprawdę były przez nie wykonane. Od każdego milimetra tej budowli czuć było mroczną dzikość, w każdym rysie czy kształcie czaiła się czerń, dopełniana przez szydzące z obserwatora, wijące się żyłki minerału. 
A jednak, to nie to tak mnie zszokowało. Chociaż przyznaję, że pogłębiało ogólne wrażenie. Korytarz rozświetlony był jasnym, białym światłem, wydobywającym się bez pośrednio… ze ścian. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nie umiałam tego inaczej wytłumaczyć. Nigdzie nie mogłam dostrzec, żadnego źródła tego nietypowego oświetlenia.
W momencie, w którym chciałam postąpić krok na przód, odkryłam, że nie jestem wstanie. Łapy kurczowo trzymały się podłoża, nie mając ani krzty ochoty, zmienić swego położenia. Jakbym wrosła w ziemię. Zamiast w końcu się uspokoić, byłam jeszcze bardziej zestresowana. To nie było dobre światło. Mamiło, oszukiwało, skrywając prawdziwe oblicze tego miejsca. Rozumiałam to całym swoim jestestwem. Jednak nie miałam wyjścia. Musiałam podążać dalej. Wydostać się z tego piekła. A jedyna droga prowadząca ku wyjścia widniała właśnie przede mną.

------------------
Znowu bardzo krótko. Niezwykle krótko. @_@ W dodatku taka część, tak na prawdę nic nie wnosząca. Przerywnik. Ale mam potrzebę wstawienia czegoś. A ciąg dalszy idzie mi bardzo, bardzo opornie...
*W ciągu godziny napisała zaledwie trzy zdania...*
Aldieb (19:06)

6 lipca 2011

Każdy lot kiedyś się kończy. [Tin]

05 lipca 2011

Od czasu kiedy jestem tutaj zmieniło się wiele rzeczy. Nie chodzę już samotna po bezkresnych puszczach. Nie płaczę codziennie i nie chodzę nad klif by zwierzyc się falom. Mam dom. Zaczynam wszystko od początku. Nie ważne co było kiedyś, przeszłośc nie jest teraz ważna. Nieakceptowana, zagubiona. To już nie ja! Biegnę. Bięgnę wzdłuż ścieżki by dac upust wszelkim emocjom. Biegnę, łapy zaczynają mnie bolec, nie zważam na to. Jestem wolna... Już nie biegnę, ja lecę! Wyżej. Wciąż wyżej by zobaczyc słońce ponad chmurami! Jestem już tuż tuż... I nagle spadam. Spadam w dół jak krople deszczu, który nie wiadomo kiedy zaczął padac. Tak. Bo wspomnienia nie znikną. Chocbym nie wiem jak chciała, to to, że mam nowy dom nie zatuszuje tego co było. Mogę zapomniec na chwilę, ale kiedyś sobie przypomnę. Więc spadam. Spadam, bo wspomnienia bolą. Nie ważne jak się staram.

Tin (16:40)

3 lipca 2011

[Przemyślenia] I'm a slow dying flower... Frost killing hour... [Szera]

03 lipca 2011
Co do opowiadania - jedno z gorszych chyba. Pogubiłam się przy pisaniu. Mimo to proszę, abyście przy czytaniu postarali się w to wczuć. Zgrać z muzyką. Podkład jest długi więc nie trzeba czytać jak najszybciej. Tak o. W tedy to chyba w ogóle nie ma sensu...
____________________________________
**Stray
No regrets ‘cause I've got nothing to lose
Ever stray
So I'm gonna live my life as I choose
Until I fall…

Otwieram oczy, ale w głębi duszy mam nadzieję, że kolejny dzień nie nadejdzie… Dlaczego ja tu jeszcze jestem? Dlaczego by tego nie zakończyć? Przecież… to nie ma sensu… Po co tańczyć nad przepaścią igrając z czeluściami ciemności? Kuszące ramiona wyciągane w moją stronę… Mój umysł oddał się im, pochłonięty w tym tańcu zgubienia. Serce poszło za nim…
Więc? Jak to jest nic nie czuć?
Nic? Nieprawda.. Ono odeszło pozostawiając jednak część siebie… Część, która chłonęła ból… A co ze mną? Czy ja też odeszłam idąc śladami serca?
Nie… Nie odeszłam… Ja znikałam kawałek po kawałku. Moje uczucia były niczym morze bólu. I tak też się zachowywały. Gdy następuje odpływ uczucie smutku odchodzi zostawiając po sobie pustkę, która wypala swój ślad z każdym kolejnym dniem. A potem… nadchodzi przypływ wraz z bólem. On jest niczym sól spadająca na rany wyżarte przez pustkę. I tak trwa nieustanny cykl, którego nie da się przerwać. A ja dodatkowo wypełniam ocean żalem z każdą kolejną łzą. Następny cykl staje się bardziej uciążliwy. Każdy kolejny dzień sprawia, że coraz trudniej to znieść. A ja kluczę na oślep stąpając po cienkiej ścianie. Krok zakrokiem… Nie umiem się odwrócić. To co było zostawiam lecz bez przebaczenia… Z dnia na dzień upewniam się tylko, że ta ściana w pewnym momencie się skończy…
Czy to będzie koniec cierpienia?
Chyba tak…
Koniec smutku i pustki?
Chyba tak…
Początek nowego życia?
W pewnym sensie. Bo, gdy dotrę do końca ścieżki skończy się ból, cierpienie i żal. Chociaż… Nie wiem tak naprawdę co tam znajdę. Nie powrócę już do tego co było. Dlaczego? Gdyż nie będzie to moment mojego wybicia. Będzie to moment mojego upadku. Moment, w którym po raz pierwszy znajdę w sobie siłę, a zarazem ją stracę. Moment, w którym sama wyzbędę się skrzydeł bez niczyjej pomocy, a białe pióra życia ogarnie czerń śmierci pochłaniając i mnie. Moment kiedy pociągnę za sznurek kierujący moim bytem, aby po chwili go przeciąć. Będzie to niczym pozbycie się zużytej nitki z plecionki życia.Jedno nieważne istnienie… Nieważny byt… I niezmienna pustka…

Is there a place there left forme?
Somewhere that I belong
Or will I always live this way…?
_________________________________________________
* Natalie Merchant - My Skin
** "Wolf's Rain" - Stray
Szera (22:45)

Zadanie na zabójcę. [Arashi]

02 lipca 2011

Kieruj się na północ, po drodze możesz spotkać niebezpieczne zwierzęta, takie jak dzikie Heardy, Heardy są zwierzętami w typie pum. Są bardzo agresywne. Kiedy je pokonasz, pojawi się mój biały kruk - Amour. On cię zaprowadzi na Górę Reavill. Ale musisz tam również się wykazać, gdyż musisz zdobyć naszyjnik, na którym wisi Szara Gwiazda, jest dla mnie niezwykle ważna. A naszyjnik wisi na szyi potężnego basiora o imieniu Tan. Nie umie mówić, gdyż odcięli mu jezyk. Zabij go, przynieś mi Szarą Gwiazdę
___________________________________________________________

Słońce powoli wynurzało się zza horyzontu, a stado leniwie budziło się do życia. Jak na razie wstały chyba tylko dwie osoby. W tym Arashi. Ta nowa, ta, której na razie nikt nie zna. Ta, która dzisiaj być może zakończy swoje nędzne życie. Albo nie. Ona wcale nie ma takiego zamiaru. Dopiero tu dotarła. Dopiero zaczęła nowe życie. Nie ma zamiaru go marnować. To jej szansa.
Wyszła z jaskini i nie zastanawiając się ruszyła szybkim krokiem na północ. Po krótkim czasie zniknęła w gęstwinie drzew. Biegła przez las truchtem, nie zmieniając tempa. Uważnie rozglądała się wokoło , aby niczego nie przegapić. Nie mogła pozwolić na to, żeby któraś z tych pum, o których mówiła Destroy, ją zaskoczyła. Wędrowała przez około dwie godziny, aż w końcu dopadł ją głód i pragnienie. Na dodatek nie była już na terenie HOTN, co znaczyło, ze w każdej chwili może ją ktoś zaatakować.Ukryła się w krzakach, wypatrując jakiejś zdobyczy. Jej nadzwyczajnie czułe uszy wyłapały jakieś szmery. Napięła wszystkie mięśnie, aby w każdej chwili móc wyskoczyć z krzaków i zacząć pogoń. Instynkt jej nie zwiódł, już po trzech minutach z zarośli 10 metrów dalej wyskoczył duży zając. Wilczyca z prędkością błyskawicy skoczyła w stronę ofiary. Zając rzucił się do ucieczki, odbijając się od ziemi i robiąc wielkie susy. Wadera przyspieszyła i po chwili trzymała małe zwierzę, zaciskając lśniące i ostre jak brzytwa zęby na jego gardle. Prędko skonsumowała posiłek. Nawet jej nie smakował, chodziło jej o to, żeby się najeść. Pragnienie jednak niemiłosiernie o sobie przypominało. Arashi wytężyła słuch, próbując wyłapać z otoczenia jakieś odgłosy świadczące o tym, że gdzie w tych okolicach znajduje się woda. Jest. Około 10 kilometrów na północny zachód. Wadera postanowiła zboczyć nieco z trasy i truchtem pobiegła w stronę źródła odgłosów.
Stanęła na brzegu rzeki i szybko chłeptała wodę. Odetchnęła z ulgą, gdy pragnienie zaczęło ustępować. Postanowiła zrobić sobie pięć minut przerwy i odpocząć. Położyła się i zamknęła powieki. Wciągnęła powietrze, jej nozdrza wypełniły zapachy lasu. Nagle usłyszała jakiś dźwięk. Gwałtownie wstała i odwróciła się. Zaczęła węszyć, wciąż nasłuchując. Dźwięk się nasilał, a do jej nosa dotarł jakiś obcy zapach, a właściwie smród. Wykrzywiła pysk, gdy tylko go poczuła. Szybko jednak się skoncentrowała i wysilała wszystkie zmysły. Jej błękitno- fioletowe oczy wyłapały na drzewie jakiś ruch. Potem dostrzegła wśród liści trzy delikatnie zarysowane sylwetki zwierząt, których nigdy wcześniej nie widziała. Domyślała się jednak, co to za zwierzęta i wiedziała, ze na pewno nie są one jej sprzymierzeńcami. Heardy. Z gardła wadery wydobyło się ciche warknięcie, na które olbrzymie pumy od razu odpowiedziały przerażającym rykiem, sprawiającym, ze sierść na karku Arashi zjeżyła się pod kątem niemal 90 stopni. Trzy ogromne koty zeskoczyły z gałęzi dużego drzewa na ziemię i wylądowały mniej więcej 2 metry od wilczycy. Były bardzo podobne do pum, z wyjątkiem wielkości i umaszczenia. Ich sierść była koloru miedzi, z białym pyskiem, brzuchem i końcówką ogona, który był niemal tak długi jak ciało zwierzęcia. "Nie ma na co czekać, Arashi"- pomyślała wilczyca i z obnażonymi kłami rzuciła się na jednego z kotów. Wystarczył jeden skok, by złapać zębami za szyję zwierzęcia. Wilczyca idealnie wycelowała. Wystarczyło mocniej wgryźć się w ciało kota, by przeciąć mu tętnicę. Przeciwnik zaryczał z bólu i padł na ziemię. Widząc to, pozostałe dwa koty rzuciły się na drobną wilczycę, która była od nich niższa niemal 3 razy. Heard o najciemniejszych oczach chwycił waderę za kark i podniósł w górę. Zapiszczała z bólu. Drugi kot podszedł do niej i zamachnął się wielką łapą tak, aby uderzyć ją w pysk. Ta się jednak uchyliła i puma zamiast ją, ostrym pazurem udrapnęła w oko swojego towarzysza. Poczuła, że szczęki kota puszczają jej kark, a łapy bezpiecznie lądują na ziemi. Szybko odbiegła, w sam czas, żeby umknąć przed ciosem wymierzonym przez kota, który przed chwilą ją trzymał. Jak się zaraz okazało, był on wymierzony nie do niej, ale do drugiego kota, tego, który przedtem drapnął go w oko. Wilczyca z uśmiechem na pysku usiadła obok, by patrzeć, jak jej wrogowie wykańczają się nawzajem. Gdy jeden kot padł bez życia na trawę, drugi skierował swe pełne furii spojrzenie na nią. Był jednak już tak słaby, ze zabicie go nie było żadnym problemem. Wystarczyło zaciągnąć go do wody. Nurt rzeki sam się zajął jej przeciwnikiem. Wadera usiadła na trawie i patrzyła się na ciała nieżyjących kotów. Oczekiwała na tego białego kruka, o którym wspominała Destroy. Nie zawiodła się. Po paru minutach na błękitnym niebie ujrzała biały kształt. Ptak wylądował tuż przed nią.
- Witaj, jestem Amour- przedstawił się.
- Arashi- odparła krótko wilczyca i od razu przeszła do rzeczy- Zaprowadzisz mnie na Górę Reavill?
- Tak. Będę leciał tuż pod koronami drzew, ty biegnij za mną. Czeka cię jednak długa i męcząca droga.
Wilczyca skinęła głową i wstała, podczas, gdy kruk wzbijał się w powietrze. Gdy tylko ruszył w stronę lasu, Arashi odbiła się łapami od ziemi i szybko pobiegła za nim. Nie wiedziała nawet ile sił będzie kosztować ją ta podróż.
Zdyszana wadera padła na ziemię w jaskini pod zboczem Góry Reavill, do której zaprowadził ją biały kruk. Ciemne niebo usiane było migoczącymi gwiazdami, a wśród nich Księżyc dumnie rozświetlał noc swym blaskiem.
- Na szczycie góry znajdziesz czarnego wilka z Szarą Gwiazdą. Zanieś ją Destroy.
- Dziękuję, Amour- powiedziała już w połowie śpiąca Arashi.
- Żegnaj- rzekł ptak i odleciał.
Wilczyca nawet tego nie słyszała. Była pogrążona w głębokim śnie.
Pojedynczy promień słońca wleciał przez wejście do jaskini i połaskotał wilczycę w nos. Leniwie uchyliła swe powieki, jednak, gdy zobaczyła, że na dworze jest już świt, zerwała się na równe nogi. "Nie ma czasu do stracenia"- pomyślała i wyszła ze swojej kryjówki.
Upolowała kolejnego małego zająca, żeby się pożywić, po czym zaczęła wspinać się po skałach, na samą górę. Wspinaczka nie była taka trudna, jak mogłoby się wydawać. Arashi zgrabnie i szybko wchodziła na kolejne kamienie położone coraz wyżej. Nie wiedziała nawet, kiedy minęły te dwie godziny i kiedy znalazła się na szczycie. Pierwszą rzeczą, która zwróciła jej uwagę, była ogromna jaskinia. Domyślała się już, kto w niej mieszka.
Ruszyła wolnym krokiem do wejścia i po chwili zobaczyła przed sobą naprawdę długi korytarz. Szła nim, aż w końcu zobaczyła jakieś światło. To było ognisko. W jego blasku ujrzała czarną sylwetkę czarnego basiora. Wydobył z siebie gardłowe warczenie i już po chwili biegł z obnażonymi zębami na wilczycę. Ta również odsłoniła kły i po chwili rozpoczęła się mordercza walka. Wilk o długiej, czarnej sierści był masywny i bardzo silny, jednak Arashi nadrabiała brak siły zwinnością i szybkością. Basior o imieniu Tan wciąż atakował waderę, ta jednak szybko mu odskakiwała i kąsała go w boki i szyję. Ona sama została ugryziona tylko raz, za to tak mocno, że po jej boku spływało kilka strużek krwi. W końcu czarny rzucił się na wilczycę i przygniótł ją swoim cielskiem do podłoża. Nie zdążył jednak nawet jej ugryźć, gdyż drobna wilczyca odepchnęła go tylnymi łapami. Szybko na niego skoczyła, po czym zębami rozszarpała mu gardło. Po chwili nieżyjący już basior leżał w kałuży własnej krwi. Wilczyca dopiero teraz zdążyła zauważyć wisior na jego szyi. Zdjęła go, założyła, po czym ominęła zwłoki i skierowała się do wyjścia z jaskini.
- Żegnaj- szepnęła, po czym zawyła głośno i długo, oddając szacunek pokonanemu przeciwnikowi.
Droga powrotna zajęła jej dwa dni. Tym razem nie biegła na łeb, na szyję za krukiem. Truchtem pokonywała kilometr po kilometrze, aż w końcu usłyszała znajome głosy i znajome kroki w oddali. Wtedy zorientowała się, że jest juz na terenach HOTN. Docierające do jej nozdrzy zapachy tylko utwierdziły ją w tym przekonaniu. Z lekkim uśmiechem na pysku pobiegła do stada, a gdy tylko odnalazła Destroy, oddała jej Gwiazdę. Nawet nie wiedziała, z czego Des tak bardzo się ucieszyła. Zwykły wisior i tyle. A może nie? Nie ważne. Wadera, ciągnąc ogon za sobą, skierowała się do swojego domu. Swojej jaskini, w której zamierzała spędzić kolejne dwie doby na odpoczynku.______________________________________
Grrr.... miałam prawie że całą notkę, usunęła mi się połowa i od połowy znowu musiałam pisać -.-   Ale jest, zadanie wykonane. :))
Arashi (20:32)

2 lipca 2011

Pustka, a może czegoś brak? [Arjuna]

02 lipca 2011
Pustka, a może czegoś brak ?

Biała wilczyca o czarnych skrzydłach leciała właśnie nad stadem, tam czuła się wolna. Ostatnio coś się zmieniło w jej życiu, dopiero teraz zauważyła jak była ślepa. Dopiero teraz zdała sobie sprawę ile zaznała dobra w HOTN dobrych przyjaciół, co zawsze ja wspierają, zrozumienie. Nadal jednak jej coś brakowało czuła pustkę, nie wiedziała, co to dokładanie oznacza, ale wiedziała, że czegoś w życiu jej brakuje. Usiadła na skalnej półce i oglądała śpiących już hotnowiczów, czemu ona nie spała? Nie mogła, nie była śpiąca. Zleciała na ziemie i podeszła bliżej śpiących już zwierząt. Myślała jak może zapełnić ta pustkę, gdy nigdy niczego podobnego nie czuła. Poszła się przejść do lasu. Zaczęła biec ile sił w łapach i biegła tak długo, aż łapy nie zaczęły jej boleć. Olała ból, on sprawiał, ze chwilowo zapomniała o tej pustce nagle runęła jak długa na ziemie, czuła ból w łapach resztkami sił uderzyła w głaz zadając sobie jeszcze większy ból. Opadła z sił, zemdlała. Obudziła się, nie wiedziała gdzie jest, ale na pewno wiedziała, że się zgubiła * Zgubiłam się, ekstra -.- * Ruszyła w drogę powrotną, nie wiedziała gdzie idzie, kierowała się instynktem. Rozpoznała po chwili las należący do terenów HOTN. Boląca łapa dawała jej swe znaki, nie uleczyła jej, czemu?Hmmm... Bo nie chciała ból dawał jej chwile zapomnienia, a jej biała łapa stała się brudna od szkarłatnej cieczy wydobywającą się z rany * Nadal za mało* pomyślała. Zaczęła na początku truchtać potem coraz bardziej się rozpędzała biegła już ile sił, choć nie miała ich za dużo. Dobiegła do polany zawyła głośno z bólu jej łapa zaczęła puchnąc, nadal nie chciała się uleczyć. Niewytrzymała już uleczyła się i padła z wycieńczenia. Gdy się obudziła było już było świtać próbowała wstać, ale wszystko ja bolało. Poczuła głód bez zastanowienia wstała, lecz upadła znowu wstała tym razem już nie upadła. Poszła poszukać coś do jedzenia znalazła na pół zjedzoną padlinę zjadła ją następnie poszła się napić do jeziora. Mimo tego zadanego sobie bólu nadal to czuła, nadal czuła, że czegoś jej brakuje. Dostrzegła sarnę, wiec zaczęła ją gonić. Gdy ją dogoniła wskoczyła na jej bok powalając ja na ziemie. Najpierw połamała jej nogi by nie mogła wstać potem zadawała jej liczne, głębokie rany, a na końcu przegryzła tętnicę i czekała patrząc jak umrze w mękach. Opamiętała się szybko i dobiła ją * Jak mogę być tak okrutna, to nie jej wina, ze czuję pustkę * udrapnęła się za karę. Wróciła na polane, a tam już byli wszyscy członkowie stada. Dziwnie spojrzeli się na poraniona wilczyce, a ta ich ominęła obojętnie, uleczyła się i wskoczyła do jeziora. Te zimno dodało jej ulgi na obolałe ciało i zmyło jej krew z łapy. Wyszła z wody, a jej się sierść mieniła się różnymi kolorami dzięki kropelką znajdujących się w jej sierści . Usiała koło reszty nic nie mówiąc, a stado chwile jeszcze się na nią patrzało z ciekawością,co ją dręczy, ale zrozumieli, ze najlepiej dać jej spokój i wrócili do swych zajęć. Ona nadal myślała, jak się pozbyć tej cholernej pustki, która czuje teraz jeszcze mocniej niż wczoraj *To nic nie dało, a może to miłości mi brak hmmm... Nie nawet nie zaznałam tego uczucia, więc co ja mogę o tym wiedzieć.Może to tylko mi się zdaje, wybrzydzam, choć mam wszystko dom, przyjaciół,zrozumienie, opanowałam moc, czego chcieć więcej? * Zaśmiała się pod nosem *jestem szczęśliwa tutaj, ale nadal czuje ta nieogarniętą pustkę i nigdy ze stadnie odejdę to mój dom, a HOTN to rodzina * Pomyślała różnych parach w stadzie potem o tamtej sarnie, która co tak przez nią cierpiała. Znów wróciła na temat miłości * co ja tak w ciągle o niej myśl dobrze mi bez niej, mam już wszystko, co dusza zapragnie i nie potrzebna mi ona* pomyślała i pokiwała znacząco głową. Ale czy na pewno?...

* sorki za błędy, wytykać proszę je śmiało*
Arjuna (21:14)