Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

18 kwietnia 2013

"Who will tell the sotry of your life?" Cz.4 [Raksha Morte]

  Tego samego dnia, w którym do ich obozu przybył czarny jeździec, zaczęły dziać się rzeczy niesamowite. Jednak tylko białowłosa mogła o tym wiedzieć, bo tylko jej zaczęły się przytrafiać. Do czasu. Wróćmy zatem do tamtego dnia, kiedy ich spojrzenia się spotkały, a drogi przeznaczenia zaczęły kształtować się przed nimi.
   Wieczorem tegoż samego dnia, kiedy cienie poczęły zalegać na dolinie, a magowie powoli udawali się na spoczynek do swych chatek, jedna osoba nie mogła zasnąć. Targały nią nieznane niepokoje i uczucia, a napięcie nie opuszczało ciała. Dziwna ekscytacja, niewiadomo czym wywołana, kazała wyjść z bezpiecznego domku i zapuścić się w las, który o tej porze wydawał się być mroczniejszy i bardziej magiczny niż za dnia. W cieniach między krzewami można było dostrzec ciekawskie oczy, gdzieniegdzie zabłysnął kieł jakiegoś dzikiego zwierzęcia, a pohukiwanie sowy zdawało się być złowieszcze i pocieszające zarazem. Nic nie zakłócało spokoju, nawet pewna osóbka, delikatnie stąpająca po grubym poszyciu. Jej blada skóra i białe włosy wydawały się lśnić srebrzyście w blasku księżyca, a czerwone pasmo przybrało barwę brunatnej krwi, odcinając się na nieskalanej bieli jej postaci. Nawet duże, fiołkowe oczy jakby pełniejsze życia, spoglądały na wszystko z fascynacją. Dziewczyna czuła się wolna pośród mroków nocy, wydawało jej się, że nikt nie zauważy jej pośród cieni, kiedy świeciła niczym sam księżyc.
   Wiedziona cichym śpiewem strumyka, a potem głębszym szumem, doszła do niewielkiej polanki. Przed nią wznosiła się ściana z oszlifowanych przez wodę kamieni, a pod dużym wodospadem widniało jezioro, które głębokością mogło przerazić. Oczywiście białowłosa nie zdawała sobie z tego sprawy i podeszła do krawędzi wody, mocząc bosą stopę w zimnej wodzie. Nie przeszkadzał jej chłód, a wręcz był dla niej przyjemny podczas tej gorącej, letniej nocy. Uklękła i zanurzyła dłonie w jeziorze, które wydawało się niesamowicie przejrzyste, a równocześnie odbijało granatowe niebo usiane gwiazdami i niezwykłą postać białowłosej. Zdziwiła się, kiedy ujrzała jak blask księżyca odbija się od jej białych jak śnieg włosów, jednak bardziej przejęła się miłym dreszczykiem, który przebiegł po jej ciele, zaczynając się przy zanurzonych w wodzie placach. Czuła jak moc pulsuje w tym dość dużym zbiorniku wodnym i opływa jej dłonie, przekazując część tej siły, która teraz stała się jej własną.
  Uśmiechnęła się lekko, jednak kiedy usłyszała nieznany głos za plecami, podskoczyła i szybko obróciła się do źródła dźwięku.
  - Wybacz, że ci przeszkadzam, jednak świecisz niczym gwiazda pośród nocy, pani – odezwał się niski, zachrypnięty głos, który zdawał się dobiegać znikąd. – Czemu więc zeszłaś do nas? – Po jej ciele przeszedł dreszcz i wtedy go dostrzegła.
  Wyłonił się z mroku, nagle materializując się tuż przed nią, na wyciągnięcie dłoni. Wiatr zamarł, jakby nie chcąc zakłócić tej chwili, a ona spoglądała na niego z fascynacją. Powoli cienie opuściły jego osobę, aż znów ujrzała przed sobą tajemniczego jeźdźca, który spoglądał na nią zza kurtyny swych czarnych włosów okiem tak intensywnie błękitnym jak niebo w samo południe.
  - Czasem warto oderwać wzrok od nieba i spojrzeć na rzeczy przyziemne – odpowiedziała, nie spuszczając z niego wzroku swych fiołkowych oczu.
  Jeździec uśmiechnął się lekko, jednak był to gest tak nikły, iż białowłosej wydawało się, że się przewidziała.
  - Chciałabyś wzlecieć do nieba? – zapytał cicho, swoim zachrypniętym głosem, podchodząc bliżej do dziewczyny.
  Zauważyła, że sięga mu zaledwie podbródka, chociaż sama była wysoka. Tym razem jednak nie odpowiedziała, spuszczając wzrok i przygryzając lekko wargę. Jego obecność tylko wzmogła dziwne napięcie, które przez cały czas jej towarzyszyło, a które teraz stało się naprawdę dokuczliwe. Nagle zawstydziła się i już nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy, a właściwe to jedno, które pozostało niezasłonięte.
  - Spójrz na mnie – szepnął, delikatnie ujmując jej podbródek długimi palcami i unosząc głowę, by ich spojrzenia znów się skrzyżowały. Przesunął kciukiem pod jej dolną wargą i pociągnął za nią lekko, tak by wysunęła się spod zębów. Przez jej ciało ponownie przeszedł ten dziwny dreszcz. – Akallabeth.
  - Skąd znasz moje imię? – zapytała niemal bez tchu, przytłoczona jego bliskością, a on tylko uśmiechnął się do niej, unosząc jeden kącik swoich pełnych ust.
  - Jestem Kasydion – przedstawił się tylko, ale ciągle nie zabrał dłoni, a jego kciuk zatoczył niespieszne kółko na policzku białowłosej.
  Akallabeth, kierowana nieznanym jej przeczuciem czy też może uczuciem, podniosła swoją dłoń i odgarnęła burzę czarnych włosów z twarzy mężczyzny. On niemal natychmiast przymknął powieki, a dziewczyna wyczuła, że nagle cały się spiął, jakby gotowy do ucieczki. Wiedziała już, czemu chował prawą stronę twarzy. Jego łuk brwiowy i powiekę zdobiła długa blizna, kończąca się dopiero na kości policzkowej, wyglądała na nabytą kilka lat wcześniej. Białowłosa przesunęła po niej delikatnie palcem, a kiedy dotarła do jej końca, brunet w końcu otworzył oczy. Drugie, to które zawsze zakrywał, było całkowicie czarne.
  - Niesamowite – szepnęła, spoglądając na niego z fascynacją i zaciekawieniem.
  Nie przywykł do takiego zachowania, wszyscy zawsze uciekali, widząc jego dwukolorowe tęczówki i długa bliznę, zupełnie jakby był czymś naznaczony. Nie mieli nawet pojęcia jak blisko byli prawdy, jednak ta dziewczyna okazała się zupełnie inna. Powinien był się tego spodziewać.
  - Pozwolisz pani, bym coś ci pokazał?
  Zadrżała na dźwięk jego zachrypniętego głosu i uśmiechnęła się lekko, czując jak we śnie.
  - Jeśli tylko tego zapragniesz – zgodziła się.
  Brunet odwzajemnił uśmiech, po czym wolną ręką objął dziewczynę w pasie, przyciągając blisko swego ciała. Teraz prawie nie było między nimi żadnej przestrzeni, a ich oddechy mieszały się ze sobą. Przez chwilę myślała, że złączy ich usta w pocałunku, jednak po chwili poczuła dziwne mrowienie w miejscach, gdzie ich ciała się stykały. Ten sam przepływ mocy, którego doznała przy kontakcie z wodą. Spojrzała na mężczyznę zaskoczona, ale on tylko uśmiechnął się tajemniczo i nakrył jej wargi swoimi, a ona poczuła jak po jej wnętrzu rozlewa się przyjemne gorąco.
  Kiedy wplotła palce w jego gęste włosy, czuła się jakby spadała i tylko on ją podtrzymywał. Rozpływała się, czując przyjemne dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Miała wrażenie, jakby poczuła go wszędzie, w każdej komórce swego ciała, wzmagając nieznane napięcie. Wszystko zblakło w momencie, kiedy oderwał się od niej, a tylko ich urywane oddechy i szybkie bicie serca świadczyły o intensywności tego w czym właśnie uczestniczyli.
  - Czy to chciałeś mi pokazać? – zapytała cichym szeptem, próbując wyrównać oddech.
  Brunet uśmiechnął się tylko i odwróciła głowę w prawą stronę.
  - Nie do końca, chociaż nie przeczę, że było warto.
  Powędrowała spojrzeniem za jego wzrokiem i niema krzyknęła ze zdziwienia. Właśnie stali na szczycie kamienne ściany, z której spływał wodospad szumiący zaraz za jej plecami.
  - Wszystkich potrafisz tak przenosić? – W jej głosie pobrzmiała ciekawość, ale równocześnie także jakaś nieznana nutka. Poczuła dziwne ukłucie na myśl, że kiedyś już w taki sposób kogoś przenosił.
  - Nie, to był pierwszy raz – powiedział, a ona spojrzała na niego z zaskoczeniem.
  Uśmiechnął się do niej lekko, tajemniczo.
  - Spójrz w dół.
  Skierowała wzrok na wodę w jeziorze, która pieniła się niemal zaraz pod nimi. Stali na samej krawędzi, wystarczyłby tylko krok, by znaleźć się na dole w dość nieprzyjemny sposób. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że było tu tak wysoko, a wizja kąpieli nie wydawała jej się zbyt przyjemna.
  - Skocz – polecił jej, stając tuż za nią i zabierając dłonie, co powitała z lekką niechęcią.
  - Po co miałabym? Nie umiem pływać – odrzekła, spoglądając na niego ze zmarszczonymi brwiami.
  - Zaufaj mi, będę tuż za tobą.
  - Czy to jest właśnie to, co chcesz mi pokazać?
  Nie odpowiedział, ponownie obdarzając ją tym półuśmiechem, od którego krew w jej żyłach zawrzała. Znów spojrzała na wodę i wzięła głęboki wdech. Najwyżej wyparuje całą wodę z jeziora, żeby się wydostać, a to przecież wcale nie tak dużo. Zrobiła krok w przód i od razu poczuła, jak spada, ale tym razem naprawdę. Bardzo różniło się od tego co przeżyła przed chwilą, zwłaszcza że po sekundzie uderzyła w wodę, zagłębiając się w niej na kilka metrów.
  Oddech wyrywał jej się z piersi, a do ust zaczęła napływać woda. Białowłosa w panice poczęła machać dłońmi i nogami, chcąc jak najszybciej zaczerpnąć powietrza, jednak ktoś złapał ją za ręce, unieruchamiając w miejscu. Przez chwilę dusiła się, woda wypełniała jej płuca, wywołując niemiłosierny ból zdolny rozsadzić jej klatkę piersiową. Szarpała się, próbując wyrwać z żelaznego uchwytu, ale nic to nie dało. W końcu poddała się, czując, że już nie da rady dłużej walczyć, a ból stał się zbyt duży. Właśnie w tej chwili, kiedy woda wokół nich się uspokoiła, białowłosa poczuła, że już nic jej nie boli. Zamrugała, zdając sobie sprawę z tego, że wcale nie potrzebuje powietrza.
  Ktoś kto do tej pory trzymał ją w żelaznym uścisku, teraz poluzował nieco uchwyt i powoli wyciągnął ją na powierzchnię. Kiedy tylko jej głowa znalazła się nad wodą, dziewczyna niemal zachłysnęła się powietrzem. Chwilę zajęło jej przyzwyczajenie się do ponownego oddychania i uspokojenie swojego szybko bijącego serca. Dopiero, kiedy jej stopy bezpiecznie dotknęły piaszczystego podłoża, powoli odgarnęła ociekające wodą włosy z oczu i odwróciła się twarzą do bruneta, który ciągle ja obejmował.
   - Jesteś też magiem wody? – zapytała, jakby niedowierzając i zapominając o tym, czego przed chwilą sama doświadczyła.
  Do tej pory spotkała tylko jedną osobę, która posługiwała się dwoma żywiołami i była to Aldamir. Pewnie dlatego tak bardzo ją to zaskoczyło, a własne przeżycia zeszły na dalszy plan. Zwłaszcza, że tajemniczy jeździec niezwykle ją fascynował.
  - Teraz ty też nim jesteś – powiedział, nagle uświadamiając jej, że właśnie dostąpiła połączenia z kolejnym żywiołem i tym samym również posiadła zdolność panowania nad dwoma żywiołami.
   Podniosła dłoń nad wodę i skupiła się, marszcząc przy tym brwi. Nad bladą skórą zaświecił biały płomyk, całkowicie niezmieniony od czasu poranka, który jednak zdawał się świecić żywszym blaskiem i dawał więcej ciepła, które równocześnie wydawało się być chłodne. Z dziecinną ciekawością Akallabeth ostrożnie włożyła dłoń z płomykiem pod wodę. Ciecz nie wyparowała, a ogień nie zgasł, nadal płonąc żywym blaskiem pod powierzchnią jeziora.
  Białowłosa wstrzymała oddech, równocześnie dostrzegając swoje odbicie. Nic się nie zmieniło, dalej wyglądała jak przedtem, a może tylko w świetle księżyca nie mogła dostrzec niczego nowego. Zgasiła płomyk, ciągle nie potrafiąc uwierzyć w to co się wydarzyło.
  - Jak to możliwe? – szepnęła, spoglądając w dwukolorowe tęczówki bruneta.
  - Jesteś wyjątkowa, Akallabeth – odpowiedział, głosem bardziej zachrypniętym niż wcześniej, wysyłając dreszcze przez całe ciało dziewczyny. – Jak ja – dodał już o wiele ciszej, pochylając się nad nią i odgarniając mokre kosmyki bladej twarzy białowłosej.
  Poczuła się, jakby ogień znów zawrzał w jej żyłach, a jednak wcale nie płonęła.
  - Co masz na myśli? – zapytała cicho, nie śmiejąc mówić głośniej niż szeptem.
  Nie odpowiedział. Przesunął kciukiem wzdłuż linii jej dolnej wargi i uśmiechnął się lekko, by po chwili ponownie złączyć ich usta w długim pocałunku. Znów poczuła, jakby spadała, rozpływając się w jego silnych ramionach, jednak tym razem nigdzie się nie ruszyli, nie przejmując się tym, że stoją po pas w zimnej wodzie.
***
Uhuhu, dawno już miałam to napisać, ale dopiero dzisiaj dostałam napływ weny, a i tak troszku krótkie to, eh. Wybaczcie mi moją chwilową nieobecności, a raczej brak aktywności. Miałam zwariowany tydzień i niestety najbliższe nie będą lepsze. Postaram się jutro odpisać na komentarze i częściej wchodzić, ale to zależy od ilości mojego wolnego czasu i chęci. W każdym bądź razie mam nadzieję, że się podobało. Będzie jeszcze jeden albo dwa odcinki z tej serii, a potem nowa.

14 kwietnia 2013

Skrótowa relacja zlotowa. (13.04.2013)


Zlot odbył się w sobotę (13.04.2013), uczestniczyło siedem osób. Fotorelacja znajduje się na facebooku, na czele z filmem na którym usiłuję zejść z drzewa.

zdjęcia I
zdjęcia II
zdjęcia III

Spotkaliśmy się o godzinie 15, kilka osób doszło o 16 i ruszyliśmy podbijać dżunglę na wilanowskiej. Tam w ogromnym skrócie, zbudowaliśmy dom, drzwi były dosyć umowne, posobnie jak cała konstrukcja, składająca się z drzewa, ławki zbudowanej z kłód, kartonowego okna, kartonu z narysowanymi drzwiami, tabliczki "to jest dom" oraz zlota.


 Zlot, swoją drogą, nie wiem, czy poznaliście, przed sobotnim spotkaniem wyglądał tak;

Po nim;

A powodem tego jest deszcz, który postanowił umilić nam popołudnie i spaść. Na szczęście zapobiegawczo stworzyliśmy dom, więc wystarczyło wzbogacić go o dach;
I deszcz przestał stwarzać problem. Przed domem był garaż, symbolizowany przez oponę. 
Rozeszliśmy się po tym, kiedy niebo zasnuło się nocą, a w nasze mordki zapłonął księżyc.
Było naprawdę bardzo miło, wciąż wpadaliśmy na nowe pomysły, jedne nieraz głupsze od drugich, ale to chyba jest normalne na zlotach. 
Mam nadzieję, że na następnym zobaczę więcej z Was.

(By Error)






8 kwietnia 2013

Hilarem, cz. 6 [Baru Saya]

Wściekły zbliżałem się do jaskini, przeklinałem pod nosem, pierwszy raz byłem w takim stanie. Nie wiedziałem co zrobić z emocjami, nie przywykłem do takiej burzy wewnątrz mnie. Czułem się, jakby ta mroczna część duszy rozprzestrzeniała się coraz bardziej po moim ciele. Słyszałem śmiech, cholerny śmiech, wytwór mojej wyobraźni, niezwykle irytujący. Moje głębokie przemyślenia przerwała mi matka.
- Hilarem? - spojrzała na mnie bacznym wzrokiem, byłem już pod jaskinią.
- Dajcie spokój z tym cholernym "Hilarem", Baru, jestem Baru - mruknąłem w jej stronę. Spojrzała tylko dziwnie, a zaraz obok jej pojawił się ojciec.
- Szczerość nie jest zbyt ważną cechą w tej watasze - spojrzał nie tyle w moje oczy, co raczej wgłąb mnie samego, zupełnie jakby był na miejscu zdarzenia - Baru Saya, synu mój, pewnie dlatego tak się od tutejszych różnisz, "Dusza Twa nie sama, niczym dziecięca, lecz mrokiem skraplana" - pierwsze uczucie? Zapomniałem na chwilę o złości, nazwał mnie synem, poczułem się wtedy... Nie umiem nawet tego opisać, ale było to bardzo pozytywne uczucie. Kiedy zacytował kawałek usłyszanego przeze mnie wiersza, zgłupiałem.
- Skąd ty? - to jedyne co udało mi się wydusić.
- Domyślam się, że już nieco dowiedziałeś się co do twoich relacji z rówieśnikami hm? - spojrzał na mnie pytająco, miałem ochotę się zaśmiać, gdyby dać mu czerwone ślepia, wyglądałby jak moje odbicie. Potrzepałem łbem i skupiłem się na pytaniu.
- Powiedźmy... - uśmiechnąłem się lekko.
- Widzę, że nadal w trudnych sytuacjach uśmiech cię nie opuszcza, dobrze wiedzieć, że mimo zmian, charakter został prawie nie naruszony - skinął do mnie łbem i ruszył przed siebie. Zrozumiałem, że mam iść za nim. Matka odprowadziła nas wzrokiem z szerszym uśmiechem, z daleka jednak dało się słyszeć oburzony tłum.
- Nie przejmuj się nimi, przy mnie nic ci nie grozi - nie patrzył na mnie, raczej gdzieś, w swoją własną pustkę.
- Prawie nie naruszony? Co masz na myśli? - spojrzałem zaciekawiony na niego.
- Wiadomo mi tyle, że interesuje cie twoja przeszłość, obawiam się, że przyszłość może być o wiele trudniejszym etapem twojego życia - nie wiem czy to była odpowiedź na moje pytanie.
- Chcesz powiedzieć, że bardziej powinienem interesować się tym co będzie?
- Ja mogę pomóc ci zrozumieć co, a raczej kto i w jakim celu w tobie siedzi, niewiele powiem ci o przeszłości, raczej nie wspominam - zrozumiałem, że mam nie zadawać pytań, tylko iść i słuchać.

- Nie należałem nigdy do przykładowych ojców czy partnerów, nie dlatego, że nie chciałem, raczej z powodu obowiązków. Nie wiele więc mogę powiedzieć co wiem o "tym cholernym "Hilarem"". Wiem tyle, że od małego byłeś samotnikiem i urwisem, wiem jak wiele pomysłów rodziło się w twojej głowie. Zawsze wiedziałem co chciałeś i co zrobisz. Nie z powodu dobrego kontaktu czy rozmowy, nie, tylko z powodu zdolności. Nawet kiedy wymyślałeś naprawdę głupie rzeczy, nie powstrzymywałem Cię, chciałem w ten sposób nauczyć Cię życia. Najwyraźniej mi się udało, ładnie sklepałeś naszego Księcia. Jednak postać w Twojej duszy lekko mnie nie pokoi. Musisz wiedzieć, że jest to postać, a nie część postaci. Jego dusza była wybrakowana, całkowicie zaszczepił ją w Tobie. Jednak w jakim celu? Tego dowiedzieć będziesz musiał się samodzielnie, ale aby się dowiedzieć, musisz przejść pewien trening. Zaczniemy go za jakiś czas, kiedy Twój umysł będzie zaspokojony. Kiedy dowiesz się na tyle dużo o dawnym Ty, że poczujesz pewnego rodzaju ulgę. Wtedy właśnie zgłoszę się do Ciebie, nie martw się, odnajdę Cię. Musisz jednak wiedzieć, że będzie ciężko.

Nie chciałem pytać skąd to wszystko wie, uważnie słuchałem i kiwałem łbem na znak, że rozumiem. Nie powiem, zdziwił mnie fakt, że koleś całkowicie zaszczepił się we mnie. Myślałem, że tylko jakąś częścią jest ze mną połączony.
- Wracając do Twoich pytań... Zapewne masz, gdzieś głęboko w sobie, jakieś jego cechy, nie wszystkie, może jedną, a może kilka, odkryjesz to w swoim czasie. Na tą chwile, na pewno obdarzył Cię jedną ze swoich zdolności. Przypomnij sobie, jak załatwiłeś jednego z Białych Tygrysów? - byłem w szoku, skąd on o tym wiedział, zacząłem szukać w głowie, jak to było z tym moim zadaniem.
- Noo... sparaliżowałem ich? - bardziej pytałem niż odpowiadałem, przecież paraliżująca substancja to moja naturalna broń. Pokręcił łbem.
- Jednego z nich pozbawiłeś życia - spojrzał na mnie i wtedy sobie przypomniałem.
- Spojrzałem... spojrzałem na niego, a on zaczął krwawić.
- Właśnie, to umiejętność, którą masz prawdopodobnie po nim, w obliczu większego zagrożenia musiała się aktywować, najwyraźniej zależy mu na tym, abyś przeżył - pokiwałem łbem, na znak, że rozumiem. Koleś mnie broni? Nieźle to popaprane.
- Czyli...? - chciałem o coś zapytać, ale sam nie wiem o co.
- Czyli spadaj teraz do siebie, wataha raczej nie będzie zadowolona z Twojego ataku, ale zostaw to już mnie - posłał mi zaczepny uśmieszek i ruszył w ich stronę.
- A mama? Chciała mi chyba dokończyć historię mojego życia.
- To chyba nie najlepszy moment, nie mielibyście zbyt dogodnych warunków - zaśmiał się lekko, na co odpowiedziałem tym samym. Racja, oburzone wilki raczej nie pozwoliłyby mi pogościć dłużej na tych terenach.
- Nie ciesz michy tylko zmykaj, jeszcze się zobaczymy! - ojciec krzyknął w moją stronę i zniknął mi z oczu, usłyszałem jakieś hałasy, odwróciłem się więc i pobiegłem w stronę naszego stada. Kiedy przebiegłem granicę dawnego domu, z lasu wyleciało kilka wilków powarkujących za mną.
- Asta la vista baby ! - krzyknąłem im z uśmiechem i przyspieszyłem nieco, oni nie wyszli poza granicę. Naglę drogę zablokowała mi Angel.
- Hilarem... - powiedziała delikatnym głosem, skrzywiłem się i podszedłem bliżej.
- Spadaj - klapnąłem jej kłami przed nosem i wyminąłem.
- Baru! - krzyknęła, zatrzymałem się i spojrzałem za nią.
- Brawo, zapamiętałaś, a więc teraz zapomnij - mruknąłem i pobiegłem dalej, już nie zawołała.


Wizyta u rodziców dobiegła końca. Jednak zapewniam o kontynuacji przygody. Jednak pewnie pod innym tytułem.