Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

31 sierpnia 2010

Coś od siebie. [Dragon Soul]



1. Aldieb, prosze nie mów,że się nie nadajesz na Alphę, kiedy Ty się nadajesz i nie jesteś sama! Jest tu dużo wspaniałych osób,którym zależy na Herd of The Night,jak sama widzisz.Od razu odpowiedzieliśmy na Twój post? Nie wymagajcie,żeby stare HOTN wróciło,bo napewno nie wróci takie same.Ludzie dojrzewają.Każdy z nas poznawał stada,przechodził przez cykl: ADHD-owca jak to określiła As,lub ktoś inny.Nie jestem na HOTN od samego początku,ale naprawde je polubiłam i zależy mi na nim.Tak jak innym.To stado jest świetne.Jedyne w swoim rodzaju,a nie jak niektóre: Wszystkie takie same.Na jednym są same mroki,a na drugim cała wataha plastików i pokemonów.A tutaj: Można być sobą! Prawdziwym sobą.

2. Co do tej całej Netitity: Nawet nie znam,choć też sądze,że ma prawo przebywać na tym stadzie,jak każdy inny,a to co zrobiła to można załatwić inaczej,a nie od razu ją zabijać zbiorowo w jakiś okrutny sposób.Nie,nie bronie jej.Poprostu byłam w podobnej sytuacji i wiem co może czuć.Czasami mnie denerwują mnie niektóre mroczniejsze osoby,które myślą,że górują nad innymi,a na słabszych patrzą z góry.Tak jak to pisała CrystalGlace: ''Łatwo napisać '*przegryza jej tętnicę*'. Ja też tak potrafię. Ale gdyby WAM ktoś tak napisał, byłaby awantura - 'Oho, dużo mi możesz zrobić, szczeniaku, ja mam skórę tak twardą jak stal!' i tego typu pierdolenie.'', jednak takich osób nie można odtrącać za ich odmienność. Tak samo tych weselszych.

3. Jeśli chodzi o chat: Nie rozpiszę się zbytnio ,bo nic mi nie wiadomo na ten temat, bo rzadko wchodzę na chata, ale można by było zrobić oddzielny chat na 'gwałty' i po sprawie.

                                                                                          Pozdrawiam c:
Dragon Soul (16:33)

Nic dodać, nic ująć. [Aspeney]

30 sierpnia 2010


Dzisiaj się o tym przekonałam. O tym, że HOTN jest cudowne. Killer, Aldieb i Glola, pewne zapytają "Dlaczego? Przecież to nie jest to samo HOTN!"
I nigdy nie będzie. Rozumiecie? Nigdy. Przekonałam się o tym, że członkom HOTN jest tutaj dobrze. Sami stwierdzili to na chacie, starając się mnie uspokoić, gdy wpadłam w płacz. Myślałam, że całe cholerstwo jakie obwinia się Stado, to ja. Tak, że to JA.
Przyjaciół poznaje się w biedzie. Dziękuję Wam za to, że jesteście. Dziękuję Wam za to, że kochacie HOTN takim, jakie jest.
A czy tego właśnie nie chciałyśmy uzyskać, Al? Szczęśliwej rodziny? Bo tylko taką tutaj widzę.
Nie ma elity. Nie ma rządzących się. Traktuję wszystkich i wszystko na równi, tak samo Aldieb.
Ktoś jednak wpajał Ci do głowy, że to istnieje. Że to, co widział kilka miesięcy temu, nadal jest. Otóż NIE.
Do postu Killer:
Killer, przestań. Dobrze wiesz, że Ś.p. Goldi, to Glola. Ona nigdy nie umrze, rozumiesz? To była kolejna postać. Każdy mógłby tak zrobić. Oddać życie, choć tak naprawdę istnieć dalej. Dla mnie to nie jest prawdziwe poświęcenie. Obłuda.
 Ale, że być aż trzema postaciami naraz? Proszę. Dobrze jest mi w tym HOTN. Bo mam przyjaciół. Skąd to wiem? Przekonałam się o tym nie raz, chociażby dzisiaj. A tamto nie wróci, wiesz dlaczego? Bo dorastamy. Bo się zmieniamy. A to MY tworzymy HOTN.Ty także. Wraz z naszą zmianą, zmienia się całe stado. Niektórzy chcą to powstrzymać, ale robiąc to, zaniechaliby rozwój i samopoczucie stada i jego członków. Powiem coś, co napisałam do Scarlett. "Zamiast tworzyć wspólną, lepszą teraźniejszość i zapewnić sobie przyszłość, dbają o dobro i powrót historii." I uważam to za prawdę. Własną prawdę. Wierzę w to. Sama pomyśl. I nie. HOTN to nie gówno. Glola może kiedyś widziała coś, co wypomina do dziś - powstające grupki. Ale ich już nie ma. Zerkałaś kiedyś na chat? Cały czas tam jestem. Dobrze się bawimy i tyle. Skoro komuś to nie pasuje, droga wolna. Akceptujemy każdą napotkaną duszę. Jeśli są to tzw. "plastiki", niektórzy je ignorują. Może to lepiej?
Odtrącając to, co teraz tworzymy, stajemy się nietolerancyjni wobec siebie.
Ideologia wiernego stada wygasa przez Nas. Tych, którzy sami mówią o sobie, jako o akceptującym różne poglądy i charaktery. Czyż to nie przeciwna sobie zbieżność? Przecież to zwykłe przeczenie własnego bytu! To chore. Żyjmy, jak żyjemy. Wierzę, że wielu członkom podoba się tutaj. Gdyby nie, dawno by odeszli, co nie? Bo po co się być gdzieś, gdzie nie warto nawet zaglądać? Gdzie sprzeczne są prawa. Prawda jest inna, ale głównym powodem całego zamieszania jest wyolbrzymianie o owych pokemonach i krejzolach.
Kiedyś też taka byłam. Żądna zabawy, z wiecznym uśmiechem na pysku, który rozweselał inne postacie swym promieniem.
Zniknęło. Bo życie nie jest tak proste, jak niektórym się wydaje. Stawiamy czoła przeszkodom, przeżywamy miłości, przyjaźnie. DOŚWIADCZAMY.
I przez to stajemy się tym, kim jesteśmy. A ja jestem z tego dumna, choć inni mnie nienawidzą.
Widzę rodzinę, która razem stawia czoła napotkanym przeszkodom.
Nie chce mi się więcej produkować i tłumaczyć.
Mam nadzieję, że rozumiecie, co tu napisałam.
Tyle, dziękuję za uwagę.
Ps. Przepraszam za powtarzające się sytuacje.

Aspeney, Laaste Asem (15:16)

Moja kolej. [Oblivion]

Dobra. Teraz JA wam coś powiem.
Tęsknicie za starym HOTN! Tęsknijcie! Bo ono nie wróci! Nie będzie już tych samych osób. Przyzwyczajcie się, że czasu nie da się zatrzymać czy cofnąć. Ale HOTN może nadal być rodziną. Wystarczy, aby każdy otworzył ten 'żeliwny zamek'. Niektóre stare cegły są jeszcze dobre. Ale to MY musimy się zmienić. Wpuszczać tych wędrowców, niosących nową cegiełkę. Jeśli się postaramy, dalej HOTN może być tym potężnym i kochającym stadem. A to, że są wampiry, upiory, demony, nic nie przeszkadza. Bo wszędzie musi być równowaga. Ja jestem jednym z nich - i co? Jestem mrokiem? Ktoś tak uważa? Niech mi to powie prosto w twarz. A jeśli ktoś nie ma poczucia humoru, proszę bardzo - może wyjść z chata. I jeszcze w sprawie 'seksu, gwałtu i alkoholu' - Al, alkoholu nie ma. Tylko ostatnio ktoś marychę przyniósł.
HOTN ma się DALEJ zmieniać. MUSI. Bo jeśli zawsze będzie takie samo, rozpadnie się. Net zrobiła kilka głupich rzeczy. ALE KAŻDY SIĘ ZMIENIA. Niech wróci. Ja ją przyjmę z otwartymi ramionami. 'Zabijanie'? Heh. Łatwo napisać '*przegryza jej tętnicę*'. Ja też tak potrafię. Ale gdyby WAM ktoś tak napisał, byłaby awantura - 'Oho, dużo mi możesz zrobić, szczeniaku, ja mam skórę tak twardą jak stal!' i tego typu pierdolenie. Ja mam zamiar wziąć się ostro do pracy. Witać nowych, pomagać innym. Bo nie dam sobie mówić jakiemuś zazdrosnemu dzieciakowi, że dom, w którym mieszkam, to gówno. Bo 'gówno', to TY zostawiłaś. Upadające, podzielone stado.
Zjebcie mnie za to, co myślę. I chuj! Pokażcie, jacy jesteście mądrzy, że przeżyjecie sami ze sobą, z 10 osób zrobi się 7, z 7 - 3, a wkrótce nie ostanie się żaden. Wiecie, jak skończycie, jeśli nie będziecie wpuszczać nowych? Dno. I pięć metrów mułu.

Oblivion (15:06)

30 sierpnia 2010

Emocje wylane na papier. [LadyKiller]

30 sierpnia 2010


Pisane do Aldieb, a w komentarzach pod Jej notką się nie wysyła. Tak więc daję tutaj.
[...]taka jedna, z fotą od chaoslavawolf, białym wilkiem z krwią cieknącą mu z pyska, nie pamiętam imienia''. To była Iskra. *Puma odwróciła wzrok. Wypowiedzenie tego zdania bolało. Bardzo bolało.* Do jasnej cholery, przyznam Ci rację chociaż wolałabym na Ciebie nawrzeszczeć, zwyzywać Cię, zrównać Cię z błotem. Wiesz, za co? Za te słowa. Za to co tu napisałaś. Chciałabym wykłócać się z Tobą, że to nie prawda, że kłamiesz. *Spojrzała na Aldieb oczami pełnymi łez* Ale wiem że wtedy to ja skłamałabym. Bo wiem że...masz rację. Że HOTN to nie HOTN. Że Herd of the night zmieniło się w coś, co jest groteskową kontynuacją tego co było kiedyś...
Najgorsze jest to, że ja PAMIĘTAM. Pamiętam wszystko co było. Rządy Wandessy, Iskrę, Wieczny Ogień, Gaśnięcie i Powstawanie. Pamiętam Misję jaką wszczęła Magika aby poprowadzić nas do Wandessy. Pamiętam jej zdradę. Pamiętam śmierć Goldi... Ona umarła za HOTN. Za to, co kochała jak niewielu. Nie za to co mamy tu teraz. Za dobre, stare stado. Szalone i miłe dla każdego wędrowca.
Rozumiem że można się pobawić w grupowy seks. Ale to nie do pomyślenia, żeby na chacie TEGO stada. To nie możliwe aby kogoś zabić. I za co? Za to że jest inny? Że nie chce zgodzić się ze zdaniem ,tych silniejszych' którzy tak naprawdę są słabsi?
Owszem, wszyscy w okół znają Herd of the night. Jednak kiedy spytasz co o nim myślą nie powiedzą Ci nic miłego. Dlaczego? Bo HOTN już NIE MA. Jest jedno wielkie gówno! *Wykrzyczała.* Tak jak powiedziała Glola. Bo i Ona i Ty mówicie NIESTETY prawdę.
Herd Of The Night?- Jasne że wiem co to za stado. To rodzina otwarta dla wszystkich, wesoła i ciepła.
Herd Of The Night?- Jasne że wiem co to za stado. To chłodna grupa zamknięta dla tych, którzy są inni niż jej członkowie.
 Co brzmi lepiej? Co można było usłyszeć jakiś czas temu, a co można usłyszeć teraz? Chyba każdy wie. Wszystko się zmienia, ale do cholery dlaczego i TO stado? Dlaczego są tu osoby które nie starają się polepszać tego co było? Dlaczego ja nie starałam się tego robić?
Bo mam klapki na oczach. ,Jak to? Przecież HOTN nadal jest otwarte dla wszystkich.' Gówno prawda. Jest zamknięte na setki żeliwnych zamków.
Herd Of The Night było jak ogromna forteca.W każdym jej oknie paliło się jaskrawe, dające gorące powietrze światło. Po kolei znikali Ci, którzy utrzymywali je przy świetności. Zamek się starzał, powoli zaczynał sypać. Wielu dodawało łatki na jakiś czas zatrzymując ten proces. Zatrzymując? O nie. Ukrywając go. Tak, żeby tego nie zauważać. Choć przez jakiś czas. Światła po kolei gasły. Goldi, Iskra, Indianka, Naysha, Aqua, Crazy, Rubin, Venus, Revia, Silver/Curry. Kto to, zapytają niektórzy. To Ci, którzy utrzymywali światło w zamku. Kiedy ich zabrakło, zapadła ciemność. Zrodziły się w nich wampiry, upiory, demony. W niektórych oknach dało się zauważyć mdłą, przytłumioną poświatę tak bardzo pragnącą unieść się z popiołów. Nie, forteca nie zniknęła. Została zapomniana z upływem czasu.
Aldieb, możesz być wspaniałą przywódczynią. Tylko w to uwierz. A ja ze wszystkich sił będę starała się Tobie pomóc. Tylko daj mi szansę.
LadyKiller (14:37)

Everything. [Aldieb]

Dobra… chcieliście poznać moje zdanie, wiedzieć co myślę. To macie.
W sumie już kilka razy myślałam nad tym, żeby napisać taką notkę. Więc czemu tego nie zrobiłam…? Bałam się. Bałam się, co sobie pomyślicie, że kogoś znowu niechcący skrzywdzę, że nie zaakceptujecie tego co mówię…
Zresztą… przecież po co mówić przykre słowa, skoro i tak nic nie zmienią? Więc nie pisałam.

To co powiem raczej nie będzie miłe, dlatego z góry przepraszam jeśli kogoś uraziłam.

Jakoś tak w czerwcu, na chat przyszła Madame Albino, która jak się później okazało była Glolą, przeprowadziłam z nią długą i dość bolesną rozmowę.

00:44:33 <Aldieb>Witaj
00:44:35 <~Madam_Albino>Witajcie.
00:44:45 <~Mi_>Witaj
00:44:53 <~Mi_>łaaa jak fajnie :3
00:45:01 <~Madam_Albino>*Klacz stąpając delikatnie podeszła do obecnych.* Przeszkadzam?
00:45:05 <~Mi_>ale co mogłabym robić?
00:45:10 <~Mi_>nie, skąd.
00:45:18 <Aldieb>Mi, jeśli chodzi o Pamiętnik, to zajmują sie nim już 3 osoby, mogłabyś pomagać przy WoHOTN, bo tam nic sie nie dzieje, lub przy ramkach
00:45:46 <~Madam_Albino>WoHOTN?
00:45:51 <~Madam_Albino>Jesteście HOTN?
00:46:04 <Aldieb>owszem.
00:46:17 <~Mi_>mogę, mogę ;d mogę robić wszystko
00:46:17 <~Madam_Albino>*Spojrzała z niedowierzaniem.* Ale świetnie...
00:46:32 <~Madam_Albino>A mówią, że nigdy Was nie ma na czacie.
00:46:40 <~Mi_>skoro jesteśmy na tym czacie to jesteśmy też w HOTN *parsknęła*
00:46:40 <Aldieb>*zaśmiała się*
00:46:43 <Aldieb>jesteśmy, ale nie na tym
00:46:46 <~Mi_>eee,,,
00:46:49 <Aldieb>zwykle przebywamy na spikerii
00:47:08 <Aldieb>Mi, nie bądź opryskliwa ;p
00:47:22 <~Madam_Albino>A, tak. A wysłałybyście mi zaproszenie?
00:47:37 <Aldieb>dobrze, podaj e-mail
00:48:05 <~Madam_Albino>zw
(…)
00:49:34 <~Madam_Albino>jj
00:49:37 <~Madam_Albino>mail?
00:49:41 <Aldieb>tak.
00:49:43 <~Madam_Albino>balba@vp.pl
00:50:02 <Aldieb>zaproszenie wysłane
00:50:08 <~Madam_Albino>Robicie jeszcze jeden zlot?
00:50:12 <Aldieb>tak.
00:50:18 <Aldieb>a nawet dwa ;3
00:50:20 <~Madam_Albino>A gdzie?
00:50:27 <Aldieb>w Warszawie i Krakowie
00:50:40 <~Madam_Albino>Ale świetnie! Kiedy?
00:50:46 <Aldieb>28 czerwca
00:50:53 <Aldieb>o ile wszystkim będzie pasować
00:51:05 <Aldieb>przynajmniej ten w Wawie
00:51:14 <Aldieb>bo co z tym w Krakowie to jeszcze niewiadomo
00:51:42 <~Madam_Albino>Ale to w poniedziałek?
00:51:52 <Aldieb>mhm
00:51:56 <Aldieb>koniec roku szkolnego
00:52:05 <Aldieb>więc raczej wszyscy będą mieli wolne ;p
00:52:15 <~Madam_Albino>A no tak.
00:53:42 <~Madam_Albino>A dlaczego jesteście na flash chacie, skoro zawsze podobno na spikerii?
00:54:00 <Aldieb>dlatego że postanowiłam wznowić stary zwyczaj copiątkowych ognisk
00:54:05 <Aldieb>na flashu
00:54:14 <Aldieb>wgl kiedyś byliśmy wyłącznie na flashu
00:54:20 <Aldieb>ale potem flash zaczął się psuć
00:54:26 <Aldieb>i potrzebowaliśmy chata zastępczego
00:54:43 <~Madam_Albino>Ale przecież ogniska były w soboty.
00:54:56 <~Mi_>ale będą w piątki...
00:54:58 <Aldieb>na początku na spice, byliśmy tylko gdy flash sie psuł, potem robiliśmy tam imprezy, potem czasem tam a czasem na flashu, a potem wyszło że siedzieliśmy tylko na spice Oo"
00:55:05 <Aldieb>w soboty i w piątki c:
00:55:54 <~Madam_Albino>A jak to jest, że już nie macie alfy?
00:56:01 <Aldieb>em...
00:56:05 <~Madam_Albino>To znaczy tej wcześniejszej.
00:56:33 <Aldieb>Też chciałabym wiedzieć. *mruknęła* Alpha usunęła bloga, bez słowa wyjaśnienia.
00:56:52 <~Madam_Albino>Jak to?
00:57:05 <Aldieb>tak to.
00:57:45 <~Madam_Albino>Dziwne...
00:58:03 <Aldieb>Glola robiła wiele dziwnych rzeczy.
00:58:14 <Aldieb>czy raczej Wandessa, wszystko jedno.
00:58:23 <~Madam_Albino>Coś jeszcze zrobiła?
00:58:45 <Aldieb>owszem, jednak nie będę zdradzać wszystkich sekretów, ledwo co poznanej osobie.
00:59:01 <~Madam_Albino>Przepraszam. A jakiś mały sekrecik?
00:59:05 <Aldieb>Po za tym wiem o rzeczach, które nie są znane wszystkim, nie chciałabym się przypadkiem wygadać.
00:59:16 <Aldieb>hmm..
00:59:34 <Aldieb>no dobra, niech będzie, powiem to o czym wiedzieli wszyscy.
00:59:54 <~Madam_Albino>Wal.
01:01:21 <Aldieb>po tym jak haker usunął HOTN i zostało odnowione, Glola postanowiła umrzeć. Nawet nie napisała żadnej otki, wykasowała swoje zdjęcie z albumu, ja dowiedziałam się o tym dużo później, potem na zlocie ustaliliśmy że ją uraujemy, były ustalone już kolejność pisania opowiadań itd. a potem nie stąd ni zowąd nagle usunęła bloga.
01:01:43 <Aldieb>trduno powiedzieć co nią kierowało.
01:01:58 <~Madam_Albino>Niee, napisała notkę.
01:02:09 <~Madam_Albino>Napisała, jak wkracza w światłość.
01:02:17 <~Madam_Albino>I urywki z etapów JEj życia.
01:02:18 <~Madam_Albino>I Al
01:02:23 <~Madam_Albino>jesteś zajebistą alphą.
01:02:24 <~Madam_Albino>Kocham Cie.
01:02:28 <~Madam_Albino>c:
01:02:30 <Aldieb>...
01:02:31 <~Madam_Albino>Sama nie wiem
01:02:35 <~Madam_Albino>czy wytrzymałabym tyle
01:02:42 <~Madam_Albino>z kimś tak wkurzającym
01:02:43 <~Madam_Albino>xD”
01:02:47 <~Madam_Albino>Niee
01:02:47 <~Madam_Albino>wiem.
01:02:50 <~Madam_Albino>Nie wytrzymałabym.
01:02:51 <~Mi_>Glola... XD
01:02:55 <~Madam_Albino>Wymiatasz xD
01:03:04 <Aldieb>jezu ><
01:03:07 <~Madam_Albino>xDD
01:03:16 <~Mi_>zjadł Cię ktoś kiedyś?
01:03:21 <Aldieb>wiesz że Cie nie lubie? |D
01:03:22 <~Madam_Albino>I wracam jako gupia Madame Albino 8F
01:03:29 <~Madam_Albino>Tylko nie mówcie xD
01:03:31 <~Madam_Albino>Wieem, wieem.
01:03:32 <~Madam_Albino>xD
01:03:41 <~Mi_>przeczytaj lepiej, co napisałam w notce o zlocie..
01:03:55 <~Madam_Albino>Kej kej o_O
01:04:16 <~Madam_Albino>O nie xD
01:04:40 <~Mi_>o taaaaaak ;d
01:05:13 <~Madam_Albino>Będę na tym zlocie, wesz?
01:05:21 <~Madam_Albino>Tylko będę udawaąć, że mnie nie ma xD”
01:05:22 <~Madam_Albino>Tzn.
01:05:26 <Aldieb>i dobrze, będę mogła Cie pobić |D
01:05:32 <~Madam_Albino>Będę się podporządkowywać
01:05:38 <~Madam_Albino>Aż tak bolało, Al?
01:05:39 <~Madam_Albino>XD
01:05:42 <~Mi_>akurat, akurat ;d
01:05:51 <Aldieb>Ty? o_o *próbuje se to wyobrazić, ale marnie jej idzie xD*
01:06:13 <Aldieb>żebyś wiedziała Glo.
01:06:27 <~Madam_Albino>xD”
01:06:40 <~Madam_Albino>No aale.
01:06:45 <~Madam_Albino>Jam jest mada
01:06:51 <~Madam_Albino>nie umiąca pisać
01:06:53 <~Madam_Albino>8D
0107:41 <Aldieb>kurwa |D wzbudzasz we mnie tak mieszane uczucia że mi sie rzygać chce O_o"
01:07:51 <Aldieb>huh. nie chce mi się do nich iść.
01:07:55 <~Madam_Albino>Ale dlaczegosz?
01:07:59 <~Madam_Albino>Al.
01:08:03 <~Madam_Albino>o_O
01:08:13 <~Madam_Albino>Nie waż się obrzygiwać Nam polany.
01:08:31 <Aldieb>mhm, dobra, obrzygam wyłącznie Ciebie *szczerz*
01:08:44 <~Madam_Albino>Kej ^^
01:08:54 <~Madam_Albino>I tak jako Mada jakaś sraczkowata będę o_O”
01:08:57 <~Madam_Albino>Alciu, a dlaczemu?
01:09:43 <Aldieb>długo by mówić.
01:10:06 <~Madam_Albino>A móf, móf.
01:10:35 <Aldieb>uch, ale ja sie wstydzam oo”
01:10:58 <~Madam_Albino>o_O
01:11:00 <~Madam_Albino>Hmm.
01:11:02 <~Madam_Albino>xDD
01:11:07 <~Madam_Albino>Nie wstydzaj.
01:11:08 <~Madam_Albino>y__y
01:11:27 <Aldieb>no dobra... >>
01:11:38 <~Madam_Albino>8D
01:14:32 <Aldieb>Czuje sie przez Ciebie zdradzona, boś sie po raz kolejny zabiła, okazało sie że Nas oszukiwałaś i Ci kurna wierzyłam, a potem jeszcze zamknęłaś HOTN i nie wiem dlaczego. Ale mimo to nie potrafie przestać Cie kochać bo jesteś taką mega zejebistą osobą i wgl. ale nie jestem wstanie Ci ufać i nie wiem ile potrwa bym znów mogła Ci zaufać. Jednoześnie mam ochote Ci przywalić i Cie wytulać. Ogólnie rzecz biorąc nie wiem co robić.
01:15:13 <~Madam_Albino>o_O
01:15:17 <~Madam_Albino>Dziwna jestem.
01:15:29 <~Madam_Albino>I o tym, że jestem Wan, to wszyscy wiedzieli. u__u
01:15:45 <~Madam_Albino>I też się czuję zdradzona.
01:15:48 <Aldieb>Tak, ale ja jestem tępą idotką i nie wiedziałam.
01:15:55 <~Madam_Albino>No ale nawet jako prawdziwy lis, byłabym już stara.
01:16:05 <~Madam_Albino>u__u
01:16:22 <~Madam_Albino>I ja też nie wiem, dlaczego zamknęłam HOTN.
01:16:26 <~Madam_Albino>I nie ma już HOTN.
01:16:29 <~Madam_Albino>Taka prawda.
01:16:30 <~Madam_Albino>^^
01:16:36 <~Madam_Albino>Jest Wasza sekta.
01:16:41 <~Madam_Albino>Przujmująca najsilniejszych.
01:16:42 <Aldieb>Sekta?
01:16:47 <~Madam_Albino>sekta, sekta.
01:16:55 <~Madam_Albino>Lu, Des i Scar nie chciały nawet mnie słuchać.
01:16:58 <~Madam_Albino>Ubzdurały sobie
01:17:02 <~Madam_Albino>że Net jest zła.
01:17:07 <~Madam_Albino>I że nigdy się nie zmieni.
01:17:15 <~Madam_Albino>A ona wcześniej godzinami mi pisała
01:17:23 <~Madam_Albino>że HOTN było jej pierwszym domem
01:17:28 <~Madam_Albino>i że żałuże tego, co zrobiła
01:17:31 <~Madam_Albino>i że chciałaby wrócić
01:17:35 <~Madam_Albino>tylko jej nie akceptują.
01:17:39 <~Madam_Albino>Ja oczywiścioe móiwłam
01:17:43 <~Madam_Albino>że zaakceptują.
01:17:46 <~Madam_Albino>bo to jest HOTN.
01:17:50 <~Madam_Albino>Ale to nie jest HOTN.
01:18:06 <~Madam_Albino>Nawet pokemony zostają w swoim tempie wykraczane.
01:18:12 <~Madam_Albino>Sekta.
01:18:19 <~Madam_Albino>Czegoś, co ja stworzyłam.
01:18:23 <~Madam_Albino>A mnie w tej sekcie nie ma.
01:18:27 <~Madam_Albino>Patrzą na mnie z góry.
01:18:41 <~Madam_Albino>Że mnie nie potrafią, wybaczyć, bywa.
01:18:43 <~Madam_Albino>Że jej...
01:18:45 <~Madam_Albino>nie.
01:18:47 <~Madam_Albino>To nie HOTN.
01:18:57 <~Madam_Albino>Ty Al jesteś taka, jakimi wszyscy być powinni.
01:19:04 <~Madam_Albino>Na takiego nataczywca jak Mada
01:19:13 <~Madam_Albino>Des by się już rzuciła jakiś czas temu.
01:19:15 <~Madam_Albino>Aaameeen.
01:19:51 <Aldieb>I co według Ciebie mam odpowiedzieć na te słowa?
01:20:25 <~Madam_Albino>Hymm.
01:20:34 <~Madam_Albino>Osoba, z którą ja teraz gadam z godzinami na kompie
01:20:42 <~Madam_Albino>tylko że cholera boję się do niej odezwać w rlu
01:20:49 <~Madam_Albino>chociaż już się umówiliśmy na środę
01:20:53 <~Madam_Albino>odpowiedziałąby
01:20:54 <~Madam_Albino>lol.
01:21:40 <~Madam_Albino>Taa, zniecierp mnie,
01:21:49 <~Madam_Albino>I tak już mnie wszyscy niecierpią.
01:21:53 <~Madam_Albino>I dobrze sądzą.
01:22:14 <Aldieb>Nawet gdybym chciała nie potrafiłabym Cię zniecierpić.
01:22:37 <~Madam_Albino>u__u
01:22:46 <~Madam_Albino>Mogę Ci pomóc >__<
01:22:49 <~Madam_Albino>Hmm..
01:22:52 <~Madam_Albino>Nie, nie mogę.
01:22:54 <~Madam_Albino>y_y
01:23:05 <Aldieb>A czemu tak Ci na tym zależy?
01:23:45 <~Madam_Albino>Nie, nie zależy mi.
01:23:52 <~Madam_Albino>Ale sądziłabyś prawidłowo.
01:24:02 <~Madam_Albino>Jak wszyscy.
01:24:03 <~Madam_Albino>c:
01:24:10 <Aldieb>serce nie idzie w parze z rozumem.
01:24:26 <~Madam_Albino>u__u
01:24:46 <~Madam_Albino>Al kocie...
01:24:48 <~Madam_Albino>Aj mast goł on.
01:24:53 <~Madam_Albino>TT__TT
01:24:55 <~Madam_Albino>Jeszcze sie spotkamy.
01:25:02 <~Madam_Albino>;__;
01:25:05 <~Madam_Albino>Kocham Cie.
01:25:10 <~Madam_Albino>I niecierp mnie.
01:25:18 <~Madam_Albino>Żeby nie być inną.
01:25:25 <~Madam_Albino>I zrób z tego gówna HOTN...

Glolu, jeśli nie chciałaś żeby ktoś poznawał treści tej rozmowy, to przepraszam, ale uznałam, że to jest zbyt ważne.

Nie potrafiłam się pogodzić ze słowami Gloli. Prawda była zbyt przerażająca, nie mogłam, nie chciałam w nią wierzyć.
Minęły dwa miesiące, przez ten czas zdążyłam zrozumieć, że Glola miała rację… W dodatku co chwila znajdowałam coś co potwierdzało jej słowa. Za każdym razem kiedy to sobie uświadamiałam bolało jeszcze bardziej i nie wiedziałam jak temu zapobiec.
HOTN już nie jest HOTN, zmieniło się. Są inne osoby, a te co były dorastają, zmieniają się. Ja również.
HOTN kiedyś była rodziną, otwartą dla wszystkich, tolerancyjną, pełną miłości i śmiechu.
Na chaty wchodziło się rzadziej, ale jeśli ktoś już tam był to przez cały czas się coś działo. Były śmiechy, wygłupy, rozmowy. A teraz…? Na chatach właściwie zawsze ktoś jest, ale przez większość czasu wszyscy zamulają.
Nie no jasne, od czasu do czasu jest naprawdę fajnie.

Kolejna rzecz. Kiedyś większość to byli ‘krejzole’ czy ‘pokemony’ jak wyraziła się Glola, pewnie też tzw ‘plastiki’, lub po prostu normalne osoby. Jedyną osobą mroczną była Wandessa. Potem jeszcze LadyKiller i taka jedna, z fotą od chaoslavawolf, białym wilkiem z krwią cieknącą mu z pyska, nie pamiętam imienia. A teraz? Demony, wampiry… W opowiadaniach krew się leje, są ponure, smutne… Ja rozumiem, że nie można przez cały czas być wesołym, ale bez przesady, nikomu nie zaszkodzi od czasu do czasu wesołe, śmieszne opowiadanie. Trochę radości.

Zboczenie. O czym rozmawia się teraz na chatach? Seks, gwałt, alkohol. Nie mówię, że przez cały czas, ale bardzo często. Zawsze w HOTN były osoby zboczone, ja nic przeciw temu nie mam, ale bez przesady. Nie powinno być tak że wszystko się kojarzy[a nawet jeśli nikt nie musi się tym dzielić z całym światem], seks i zboczenie nie powinno być cały czas głównym tematem. Gwałt na głównym chacie? Nie no, zajebiście… Byłam kiedyś na takim jednym stadzie, DK[dzikie-koniee], było tam trochę podobnie, na chacie się gwałcili, gadali o seksie itd. Tzn osoby które były w stadzie od dawna z mocnymi charakterami. JA byłam nowa i nieśmiała. Z całą pewnością nie pomogło mi się to zaaklimatyzować. Po za tym bycie przy czymś takim nie byo przyjemne i nadal nie jest.
Tak, tak ja sobie mogę gadać, bo nie jestem zboczona, nie no spoko, ale są inne osoby które też nie są, nie wszyscy mają ochotę wysłuchiwać takich tekstów, a gwałcić się możecie na privie jeśli już Wam tak na tym zależy.

I czasem moglibyście pomyśleć o innych, a nie tylko o sobie… Ostatnio była taka sytuacja na chacie, Acebir nie mógł wejść na spikę, bo ciągle go wywalało, więc Anaid zaproponowała żebyśmy wszyscy przeszli na chata. Jaka była reakcja? Nie, my nie idziemy, bo nie lubimy flasha. Au…? Było to co najmniej.. nieprzyjemne.

Dobra, chyba zboczyłam z tematu. Po kolei…

Persefona z HON II zerwała z nami sojusz. Spytałam się dlaczego. Jej odpowiedź: Ponieważ HOTN jest innym stadem z inną przywódczynią.

Team napisał w swoim opowiadaniu, że HOTN kojarzy mu się z SW. Niby takie niewinne zdanie, ale naprawdę mnie zabolało. Tym bardziej, że doznałam niemiłych przeżyć z ich przywódczynią. Pomijając to, że nigdy wcześniej nie porównałabym HOTN do takiego stada… HOTN nie dało się porównać z żadnym innym stadem, było jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne, było rodziną, prawdziwą. Jak widać już nie jest.

Rozmawiałam z pewną osobą, która kiedyś długo należała do HOTN i nadal obserwuje stado, stwierdziłą to samo, HOTN już nie jest tym samym stadem. Co jej przeszkadzało? Podział na grupy, zboczenie…
Co powiedziała LadyKiller kiedy przeprowadzałam z nią wywiad? Przeszkadza jej podział na grupy.

A ostatnio jeszcze notka Jokera. W większości z tego co powiedział zgadzałam się z nim. Nie mówię, że ze wszystkim, nie powinien był w ten sposób obrażać stado, ale mimo wszystko w większości miał rację…

Draco, wiem As, że go nienawidzisz i tak dalej, masz swoje powody żeby się tak zachowywać, mimo to uważam, że ma prawo tu być, jak każda inna osoba. Przyczepiłaś się do niego z powodu zmiany koloru, na którą, mimo że nie ma takiego zakazu w regulaminie, wyraziłam zgodę, bo się o to zapytał.

HOTN jest tolerancyjne…? Raczej było.
Oczywiście pokazałam to na konkretnym przykładzie, ale były i inne, ktrórych nie opiszę, z powodu mojej słabej pamięci.

Netetity. W sumie nawet nie wiem za co wszyscy ją tak nienawidzą, chyba byłam wtedy nieobecna, albo coś. W każdym bądź razie też mnie wkurzała i pewnie też byłam dla niej nie miła.
Ale teraz Net się zmieniła. Rozmawiałam z nią kilka razy, jest zupełnie inna. Mówiła że tęskni za HOTN. Pragnęłam zaproponować jej by wróciła, więc czemu tego nie zrobiłam? Bo wiedziałam jaka byłaby reakcja większości z Was…
Wchodze na chat i słysze jak Des i Scar chcą ją zabić. Acha, fajnie.
Nie każdy jest idealny, nie każdy jest mądry, nie każdy potrafi zachowywać się poważnie, mrocznie, strzelać inteligentnymi, błyskotliwymi tekstami. I nie ma w tym nic złego. Ale nie, jeśli nam nie pasuje to trzeba unicestwić. Tak jest łątwiej zamiast zastanowić się czy to z nami może w takim razie jest coś nie tak? Może to my powinniśmy się zmienić, zamiast obaraczać winą drugą osobę. Nie, łatwiej jest wszystko zwalić na innych, a jak się Wam nie podobają to zabić. No jasne.
Net jest inną osobą, mimo to nikt nie chce dać jej drugiej szansy. Ja tego nie rozumiem. Destroy, ile razy kłamałaś, zabijałąś i oszukiwałaś? A mimo to nadal tu jesteś. Więc czemu nie Netetity?

Glola kazała zrobić mi z tego gówna HOTN. Ha. Łatwo powiedzieć. Próbowałam, starałam się, być może nie wystarczająco… ale nie potrafię. Nie potrafię tego zrobić, a ta świadomość sprawia że nie przesypiam nocy.

Tak, wiem, żyję przeszłością. Dręczą mnie wspomnienia, tęsknie za tym co było i już nigdy nie będzie. Mimo to chciałabym żeby stare HOTN wróciło.

Mimo to nie potrafię… nie chciałam być alphą, nigdy, i nadal nie chcę. To nie dla mnie, uważam że się nie nadaję. Po za tym jestem egoistką. Nienawidzę decydować, być za coś odpowiedzialną. Ja niby jestem dobrą alphą? Swietnie sobie radzę? Możliwe, ale jak widać nie wystarczająco…

Tyle.

`Aldieb

Rada HOTN (12:54)

Walka z samotnością. [Luna]

29 sierpnia 2010


Walka z samotnością. Wyruszysz w daleką podróż. Niby wygnanie, z dnia na dzień. Nie będziesz mogła się pożegnać. Nie będziesz mogła rzucać "ostatnich spojrzeń". Po prostu ruszysz w nadanym Ci kierunku. Dostaniesz ode mnie mapkę z wyznaczoną drogą. Drogą, prowadzącą przez mini pustynie, puste lasy, torfowiska i miejsca, gdzie wymordowano niegdyś stado. Miejscem twego celu będzie Mu'llrac. Miejsce, gdzie nie ma żywego osobnika. Gdzie grasują widma przeszłości i prawdziwych boleści. Zjawy te wywołują panikę i..omotanie psychiczne. Będziesz musiała się z tego wyrwać i przeżyć walkę z samą sobą. Z własnymi słabościami. Gdy już tego dokonasz, możesz wrócić do stada.
 ***
Mu’llrac…
Spojrzałam na mapkę, którą przed chwilą dostałam od Aspeney. Dała mi ją do ręki i bez słowa odwróciła się, po czym zniknęła. W ciemności tej cudownej nocy, ona rozpłynęła się, tak, jakby nigdy tu przede mną nie stała. Chciałam pytać. Dlaczego? Jak? Nie miałam kogo spytać. Rozejrzałam się dookoła, stałam przed jaskinią, a wokół siebie czułam tylko pustkę i ciszę, która była tak..gęsta..namacalna. Jeszcze raz rzuciłam niepewne spojrzenie na kawałek pergaminu trzymany w moich dłoniach. Ta nazwa. Wyglądała jakby się żarzyła, chociaż była napisana tak jak wszystkie inne. Wyglądała tak jakby wołała, chociaż była niema, nie mogła być inna. Wgryzała się w mój umysł, zostawiając za sobą głębokie ślady. Zmuszała do przemyśleń. Mu’llrac. Nie chciałam iść, ale wiedziałam, że muszę. Skoro ta mapka dostała się w moje ręce, to mogło oznaczać tylko to, że właśnie ja, mam za zadanie dotrzeć do tego miejsca, które nawet na kawałku pergaminu, odznaczało się wybitną niegościnnością. Ale czemu nie mogę z nikim porozmawiać? Czemu nie mogę nikogo spytać, poprosić o pomoc? Chociaż się pożegnać…?
***
Nie mogłam dalej czekać. Czekanie było zbyt przerażające. Zerknęłam ostatni raz na mapkę i ruszyłam w odpowiednim kierunku. Miejsca, które znałam, ich widok, był dziwnie obcy. Jakby wszystko dawało mi do zrozumienia, że nie mogę dalej tutaj być, jeśli nie zrobię tego, co zostało mi zlecone, jeśli tam nie dotrę, właśnie tam.  Znów na czterech łapach, znów z łbem zwieszonym nisko przy ziemi i strzygąc uszami przemierzałam las. Ostatnie znajome zapachy drażniły moje nozdrza. Zamknęłam oczy, zdałam się na instynkt. Na wyczucie omijałam przeszkody.  A w głębi siebie ciągle prowadziłam walkę, czy dam radę. Byłam pewna, że będę musiała stawić czoła mojemu największemu lękowi. Wiedziałam, że będę musiała być sama, a tego bałam się najbardziej.
***
Po kilku godzinnej, leśnej wędrówce, zmagając się z własnymi wahaniami, niesłownej bitwie sprzeczności, stary zagajnik zaczął się przerzedzać. Gałązki cicho pękały pod naciskiem moich łap, drzewa były jakieś cieńsze, bardziej kruche, mizerne, niektóre całkiem utraciły liście i swoją potęgę. Linia lasu wydawała się jakby węższa, dostrzegałam jej krawędzie. Nagle zmuszona byłam się zatrzymać. Przede mną jakby z nikąd wyrosła ogromna kamienna ściana, urwisko. Kilka metrów obok zauważyłam szczelinę. Nie duży prześwit, ale jednak wystarczająco szeroki, żebym mogła nim przejść. Znów zawładnęły mną wątpliwości. Czy nie jest za późno, żeby zawrócić ? Może jeszcze na tyle blisko, żeby odnaleźć As i oddać jej mapę, kładąc uszy po sobie i pokazując wszystkim, że nawaliłam, że nie byłam wystarczająco silna? Z mojego gardła wydarł się gardłowy pomruk niezadowolenia. W końcu nie byłam tym tchórzem, co się boi. Nie tak mnie uczono i nie tak sama siebie widziałam. Zrobiłam krok. Weszłam w szczelinę i nie obejrzałam się za siebie. Powoli czarna, twarda ziemia ustępowała jasnemu, delikatnemu piaskowi. Prześwit był równy, dość szeroki, ale i tak szłam ocierając się bokiem o jego chropowatą ścianę. Dodawało mi to pewności siebie, stabilności. Teraz zastanowiłam się nad faktem iż tak łatwo przyszło mi wrócić do dawnej postaci, po tak długiej przerwie. Nieraz próbowałam na nowo zaznajomić się ze swoją poprzednią naturą, ale czułam się dziwnie, kiedy ogon bezwładnie opadał i zamiatał podłogę. Ta postawa, cztery łapy. No i brak dłoni. To było dla mnie niepokojąco obce. A teraz wszystko było takie proste i naturalne. Chłodny piasek, który mieszał się z nagrzaną za dnia ciemną ziemią, w tej chwili całkiem zdominował twarde podłoże. Wreszcie ujrzałam koniec szczeliny.
***
Gdy wyszłam z prześwitu, który doszczętnie zmaltretował moje czułe łapy, a sierść została niemiłosiernie zwichrzona, przez ostre krawędzie skał, ukojenie przyniosło mi uczucie chłodu bijące od pięknych, iskrzących się w świetle Księżyca, maleńkich kamyczków, które składały się na niezliczone ilości piasku. Przebrnęłam przez ciemny kanion, po to by teraz stanąć na ostudzonej nocnym zimnem pustyni.
Kiedy noc zaczęła ustępować promieniom słonecznym rozejrzałam się dookoła i dopiero uświadomiłam sobie moje położenie. Od kilku godzin bezradnie brnęłam w głąb pustyni. Wszystko było wypalone, suche. Od jakiegoś czasu myślałam tylko o tym, jak dostać się do celu. Ale teraz poprzednie wahania wróciły. Czyżby chcieli mnie sprawdzić? Może… Nie, to nie jest możliwe. Łapy zapadały mi się w piachu. Słońce wyglądało zza horyzontu coraz pewniej. Robiło się cieplej. Zwątpiłam w jakikolwiek sens tej wyprawy. Szłam dalej, bo nie miałam innego wyboru. Nie czułam zmęczenia, czułam tylko niechęć…
Krajobraz zaczął się zmieniać. Piach nie był już taki nagrzany i  łapy nie zapadały się w nim tak głęboko. W oddali zauważyłam drzewa. Przyśpieszyłam, z jednej strony ciesząc się z tego, ze w końcu ucieknę od tej otwartej, gorącej przestrzeni, a z drugiej czułam, że jestem coraz dalej domu.
***
Byłam przerażona, chociaż teoretycznie nie było się czego bać. Na mojej drodze nie stanęły do tego czasu żadne przeszkody. Nic mnie nie atakowało, nie uczepiło się mnie, nawet pogoda nie sprawiała problemów, a jednak bałam się. To wszystko dlatego, że moje koszmary i lęki, właśnie stawały się realne. Byłam tu sama, w tym obcym miejscu. Nawet kiedy nie miałam humoru wolałam siedzieć z innymi, niż być sama. Może nie zawsze, w sytuacjach krytycznych zaszywałam się w swoim ulubionym, znanym zakątku. Ale ta sytuacja nie była krytyczna, a tego miejsca wcale nie darzyłam sympatią. 
Stałam na skraju lasu. Z tym, że ten las nie wyglądał przyjaźnie. Drzewa, pozbawione liści rozciągały nad moją głową suche gałęzie, przypominały one ciemne, dziurawe parasole, co nie napawało optymizmem. Ostrożnie stawiałam kroki na szarej, spopielonej ziemi. Z pewnością ten zagajnik był opustoszały. W takim miejscu nic nie było w stanie przeżyć.
Najstraszniejsza w tej sytuacji była właśnie ta pustka. Wolałabym już, żeby jakieś rozwścieczone bestie rzucały mi się do gardła, niż to, że ciągle muszę wsłuchiwać się w tą ciszę. Mimo wszystko nadal się nie zatrzymywałam, nie dawałam sobie ani chwili wytchnienia. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do celu, żeby wrócić do stada. Takie było moje założenie.  Kolejne godziny mijały, a ja nadal nie przerywałam marszu. Spojrzałam na te smutne konary i w mojej głowie pojawiło się wspomnienie.
Zamiast okropnego lasu, widziałam wspaniały, zielony gąszcz, świeciło słońce, a zapach był słodki. Stanęłam oniemiała. To miejsce było zupełnie inne od tego jakim było kilka sekund temu. Mimowolnie uśmiechnęłam się i szłam pewniej. Całkowicie zapomniałam o tym, co miałam do zrobienia, co mnie czekało. Ale coś jednak było nie tak. Czemu w tak urodziwym borku nie było żadnych zwierząt? Wiewiórki? Lisy? Zające? Przecież tutaj panowały idealne warunki! Moja świadomość nie chciała pozwolić mi przyjąć realności tego miejsca. I miała rację. Stanęłam na czymś ostrym. Kiedy podniosłam wzrok, cała zieleń i promienie słoneczne zniknęły. Znów stałam w tym samym martwym lesie. Jeszcze raz spojrzałam na to, co przywołało mnie do porządku. Kawałek szkła. Czy to możliwe, żeby w tym miejscy byli ludzie? Nie, to nierealne. Tutaj nic nie miało prawa istnieć! W oczach stanęły mi krwawe łzy. Strach zastąpiło prawdziwe przerażenie. Rzuciłam się biegiem przed siebie. Nie zważałam na to, że suche gałązki chłostały mnie po pysku. Na nic już nie zwracałam uwagi. Po prostu biegłam.  Usłyszałam szelest, zastrzygłam uchem i zlokalizowałam jego źródło. Dochodził z prawej strony. Zaniepokoił mnie ten dźwięk. Przecież las był pusty… Odbiłam w tamtą stronę i rozglądałam się uważnie.  Zagajnik się przerzedził. Tak jak za pierwszym razem, kiedy opuszczałam tereny HOTN…
Teraz jednak nie wpadłam na kamienną ścianę, a moje łapy ugrzęzły w błocie.  Przede mną rozciągało się ogromne torfowisko. Wilgotna trawa przeplatała się z plamami brunatnej mazi. Jednak gdzieniegdzie można było dostrzec bordowe gęstowie.

***
Zrobiło się już ciemno, kiedy wreszcie dotarłam na skraj tego wilgotnego miejsca. Omijając ziemiste kałuże doszłam do polany. Znów musiałam dostać się do nieprzyjaznego, zimnego miejsca, na jego środku zauważyłam coś co przykuło moją uwagę.  Gdy podeszłam bliżej stwierdziłam, że są to szczątki jakiegoś zwierzęcia. Większego niż wilk. Ale poznałam po budowie czaszki, że jest to jednak psowaty. Dopiero wtedy zorientowałam się, że dookoła leży więcej szkieletów… Młode, małe kostki jak i te duże, były porozrzucane na tym placu. Wzięłam głęboki wdech. Wydawało mi się, że widziałam coś pomiędzy drzewami. Zamknęłam oczy i na nowo otworzyłam. Spojrzałam w to samo miejsce. Stał tam wilk! Zawahałam się przez moment. Nie musiał wcale być przyjacielsko nastawiony… Jednak zrobiłam krok w przód. Po wielkości wnioskowałam, że to dorosły samiec. Kiedy znacznie się zbliżyłam basior znikł. Jakby rozpłynął się w powietrzu. W wilczej postaci mapa, którą cały czas miałam przy sobie, przywiązana była do mojej nogi. Zmieniłam się w człowieczą postać, żeby móc na nią spojrzeć. Rozwinęłam pergamin i zastanowiłam się gdzie dalej iść. Nie miałam ochoty tu zostawać. Byłam obeznana ze śmiercią i kośćmi, nie żebym się ich brzydziła, bała… Po prostu chciałam przyspieszyć. Dotrzeć w końcu na miejsce. Nie chciałam tu dłużej stać. To miejsce miało dziwny klimat…. Nawet nie wracając do ciała wilka, rzuciłam się do biegu.

***
Tak! Wreszcie! Ogarnął mnie niesamowity entuzjazm. Byłam w końcu na miejscu. Dotarłam do celu. Niedługo będę mogła wracać do domu. Do HOTN. Czy to wszystko mogło być takie proste? Do najmilszych wypraw tego nie zaliczę, ale nie było trudno, tu dotrzeć… Dziwnie wyglądało otoczenie w którym się znalazłam… Była to niewielka jakby polana. Ale wydeptana, twarda ziemia dodawała nieco odpychającego klimatu. Na niebie nie było widać tarczy Księżyca, co sprawiało, że czułam się jeszcze nie pewniej. Granatowe, ciężkie chmury nagromadziły się nad  moją głową. Nic nie prześwitywało, przez ich grube warstwy. Cieszyłam się, że w końcu tu doszłam, bo wiedziałam, że to oznacza rychły powrót do swoich, ale coś mnie niepokoiło.  Ruszyłam w stronę lasu. Kiedy doszłam do skraju pustego placu, gwałtownie się zatrzymałam. Rozejrzałam się dookoła z paniką w oczach. Przede mną stał manekin, naturalnej, ludzkiej wielkości. Blady, o pustym spojrzeniu. Zwykła lalka, manekin… Odruchowo cofnęłam się. Za owym potwornym, plastikowym tworem stał następny. Podobny, ale na jego głowie widniały sztuczne, czarne włosy. Coś materialnego, fizycznego, czego bałam się najbardziej. Zwykła fobia. Strach przed manekinami… Zdezorientowana cofnęłam się. Na granicy polany i lasu stało pełno tych potworów. Nie odważyłabym się do nich zbliżyć. Wszyscy mówili, że nie ma się czego bać, ale ja nie umiałam pozbyć się lęku przed tym.  Znów się zmieniłam. W wilczej postaci usiadłam na środku placu otoczonego drzewami, za którymi kryły się moi stręczyciele.
Zamknęłam oczy, a po chwili poczułam oddech na szyi. Bałam się rozewrzeć powieki, ale jednak to zrobiłam.  Strach pomieszany ze zdziwieniem wymalował się na moim pysku. Zobaczyłam Mi, ale w bardziej... Niematerialnej postaci. Niematerialnej?! Wyglądała jak duch, po prostu jak duch!
-Lu, czego się boisz?
-Mi…? Nie dam rady przejść między nimi…
Postać mojej przyjaciółki zaniosła się demonicznym śmiechem.
-Jesteś zbyt słaba, żeby przejść, obok kawałka sztucznego tworzywa? – nie mogła opanować rechotu, patrzyła się na mnie tak…Tak z pogardą… Po mojej drugiej stronie pojawiła się twarz Aspeney.
-Dlaczego kazałaś mi tu przyjść? – niemalże wrzasnęłam, a mój głos był cienki i piskliwy. Ruda uśmiechała się ironicznie. Schyliłam się tak, że mój nos prawie stykał się z ziemią, owinęłam łapy ogonem. Dosłyszałam syknięcie  dziewczyny.
- Nawet gdybym ci miała to wytłumaczyć, to byś nie zrozumiała. – Znów zamknęłam oczy, nie mogłam słuchać więcej takich słów. Takiego tonu. Położyłam się na chłodnej ziemi i schowałam pysk pod łapami. Kiedy bojaźliwie wyjrzałam co się dzieje, zobaczyłam mnóstwo innych osób. Team, BH, CG, Destroy, Scarlett, Jenna… Wszyscy patrzyli na mnie z taką wyższością. Te złośliwe uśmiechy. Byłam zbyt zmęczona i osłabiona tą samotną wędrówką, żeby myśleć trzeźwo.  Mijały minuty, może nawet godziny. Nie miałam odwagi odsłonić oczu. Jednak musiałam coś zrobić. Nie mogłam tutaj tak leżeć. Powoli wstałam, a wszystkie widmowe postacie poruszyły się, niektóre zaczęły chichotać. Rozejrzałam się znów. Teraz dotarło do mnie, że to nie mogli być oni. Nikt by mnie tak nie odtrącił…
Musiałam znaleźć sposób, żeby dostać się do domu. Tylko jak…? Dookoła stały te, manekiny. Niby niegroźne, stateczne, a jednak mnie przerażały. Na sztywnych nogach zrobiłam kilka kroków przed siebie. Chciałam iść, wracać, ale umysł podpowiadał, że to zły pomysł, chciał zatrzymać ciało. Postawiłam się, przeszłam jeszcze kawałek. Moi widmowi ‘towarzysze’ zebrali się wokół mnie i nagle przeszył mnie ogromny ból, spowodowany bardzo wysokim dźwiękiem. Rozdarł ciszę, a ja o mało co nie upadłam. Nie poddałam się. Znów brnęłam dalej. Widma przesuwały się razem ze mną. W końcu przeszłam między nimi, a ten pisk nie ustawał.  Spojrzałam na ścianę lasu i wychylające się zza drzew, blade, puste twarze sztucznych ludzi. Zakuło mnie w piersi. Miałam problem ze złapaniem oddechu.
-Więc o to w tym wszystkich chodziło… Żeby pokonać strach….-szepnęłam do siebie. Podkuliłam ogon i ruszyłam wprost w objęcia mojego lęku. Wszystko we mnie wołało, żebym się cofnęła. Nie szła w tamtą stronę. Czułam, że nie mogę teraz się złamać. Rzuciłam się do biegu i przemknęłam obok jednego z manekinów wywracając go. Poczułam się lżejsza. Ten straszny dźwięk ucichł. Nie widziałam nikogo obok siebie. O wiele lepiej. Wiedziałam, że teraz czeka mnie tylko powrót do domu. Nigdy nie chcę wrócić do tego miejsca… Mu’llrac.

____
Fuck yea! W końcu to napisałam! Namęczyłam się jak nie wiem, ale skończyłam. Wiem, końcówka do bani, ale nie miałam już siły się przykładać.
Potem będę czytać wszystkie wasze opowiadania i noty, bo dziś już nie mam siły. *facedesk*
Luna, Córka Księżyca (22:21)

29 sierpnia 2010

Szczęście. [Aldieb]

29 sierpnia 2010


.Muzyka.
[Nie powiedziałabym, że pasuje, dlatego nie musicie jej puszczać, ale świetnie mi się przy tym pisało.]

  Otworzyłam niechętnie oczy, wybudzając się ze snu. Z ociąganiem wstałam i wyszłam z ciepłej jaskini. Było mi okropnie zimno, co jeszcze bardziej mnie zniechęcało.
  Mimo moich ospałych ruchów udało mi się coś upolować i zapełnić pusty żołądek. Skończywszy śniadanie bez zbędenej zwłoki wróciłam do groty. Ułożyłam się na posłaniu z liści i mchu, położonym ponad posadzką, na półce skalnej. Zwinęłam się w kłębek, wsadzając nos między łapy i zakrywając się puszystym ogonem. Leżałam przez dłuższy czas zatopiona we własnych rozmyślaniach.
  Dosyć. Warknęłam w myślach do siebie. Nie mogę znowu całego dnia przeleżeć w jaskini. Wstałam i wystawiłąm głowę poza wejście. I na tym mój zapał się skończył... Spojrzałam sceptycznie na niebo pokryte jednolitą warstwą szarych chmur. Zmusiłam się do wyjścia i ociągając się weszłam w las. Szłam powoli po głównej ścieżce, nie rozglądając się na boki, pochłonięta pogmatwanymi ciągami myśli i obrazów. Nieraz zdażało mi się przejść kilkanaście metrów, nie wiedząc nawet kiedy.
  Westchnęłam, wciągając głęboko powietrze w płuca. Czas się rozruszać. Przyspieszyłam do szybkiego truchtu, ale po jakimś czasie musiałam się zatrzymać, oddychając ciężko. Skrzywiłam się na myśl jak bardzo się zapuściłam, nie powinno tak być. Po chwili przerwy znów ruszyłam. Biegłam dopóki starczało mi sił, po czym robiłam przerwy.
  Czułam jak moje ciało wraz z wysiłkiem odżywa. Zaprzestałam biegu i spacerowałam teraz w mniej uczęszczanych częściach lasu. Nawet nie zauważyłam kiedy tu się znalazłam. Spojrzałam przez gałęzie drzew na zasnute chmurami niebo. W tym momencie samotna kropla rozbiła się o mój nos. Zaraz potem dołączyły do niej inne. Uśmiechnęłam się. Kochałam deszcz, był wspaniały, oczyszczający. Poczułam w sobie falę energii jakiej od dawna nie zaznałam. Pobiegłam rozpędzając się do granic możliwości, czując jak krople uderzają o moje ciało i spływają po futrze. Moje łapy równo uderzały o ziemię, w rytm bicia mojego serca. Roześmiałam się, gnając przed siebie jak uskrzydlona. Byłam zwyczajnie... szczęśliwa.
   Zwolniłam, zauważywszy, że deszcz powoli ustępuje. Z żalem pożegnałam się z ostatnimi kroplami. Moje myśli wróciły do HOTN. Natychmiast spochmurniałam i  spuściłam głowę. Nie myśl teraz o tym. Potrząsnęłam gwałtownie łbem, podnosząc pysk. Rozejrzałam się po otaczającym mnie lesie, a na mojej twarzy znów zagościł uśmiech.
  Spacerowałam jeszcze długi czas, zanim wróciłaam do domu. Na szczęście, już z lepszym humorem.
----------------
Właściwie opisałam tutaj mój dzisiejszy dzień.
I tak, pamiętam, że nadal jestem uwięziona przez cyborgów, ale miałam ochotę napisać opowiadanie. |D
Aldieb (16:46)

28 sierpnia 2010

Zadanie wykonywane dla Alphy. [Corey]

28 sierpnia 2010


Nie wiem jeszcze jak to zrobię ale może napłynie mi wena w trakcie.
***
    Corey zapragnął zrobić przysługę Alphie i poprosił o jakąś specjalną misję. Jak na młodego niedoświadczonego wilka był dość odważny i uważa że sprosta każdemu zadaniu. Jednak, gdy dowiedział się co go czeka, uśmiech znikł z jego pyska.
"Errdegahr  d'Chath - Jest to mityczny demon ognia. Basior, który ma ponad metr w kłębie i potrafi przybrać formę wilka, o krwistej sierści, która wzdłuż grzbietu płonie. Ogon także jest zakończony ostrym szpikulcem. Ty musisz zdobyć amulet Yorn, który sprawia, że owy demon może zawładnąć krainą śmiertelników.  Na koniec musisz go zabić i zniszczyć wisior, by nie wpadł w niepowołane ręce."
Usłyszawszy te słowa nie było trudno zapamiętać kolejność. Znaleźć demona, zabrać wisior, zabić demona, zniszczyć wisior. Alboo można go zatrzymać dla siebie. No ale trzymając się pierwszego najprostszego planu.
    Wilk wstał wcześnie rano. Upolował sobie coś dużego na śniadanie by mieć siłę na resztę dnia. Nie wiadomo czemu ale dla pewności rozejrzał się jeszcze po stadzie. Cóż nigdy nie wiadomo czy wróci. Może i nikt by nawet o nim nie pamiętał.
    Przedzierając się kolejno przez krzewy i omijając standardowe wilcze ścieżki, szedł wolno ze spuszczonym łbem wciąż dumając. Nie wiedział właściwie gdzie iść, gdzie znaleźć takiego potwora, ale sądząc po tym, że jest z ognia, musi być w miejscu gdzie jest bardzo gorąco, a jedynym takim najbliższym miejscem jest oczywiście wulkan. Tak jego metody nigdy go nie zawodziły. Ale jeszcze problem w tym jak go zabije wkraczając na teren. Wilk jednak podniósł wysoko łeb uśmiechnął się do siebie i tym postanowił martwić się później, co będzie to będzie najpierw trzeba się tam dostać. Mimo iż następne godziny biegł wciąz nie dotarł do celu, widocznie na mapie wyglądało to troche inaczej. W takim wypadku lepiej albo gdzieś odpocząć, albo iść dalej. Mimo iż znalazł całkiem przyjemne miejsce na nocleg, szkoda było marnować czasu więc poszedł dalej. Zrobiło się już całkiem ciemno a on nadal nic nie widział, do tego zgłodniał okrutnie a dla takiego żarłoka nie wystarczy jedno parzystokopytne zwierze dziennie. Wspiął się więc na jakieś wzniesienie skąd można było się rozejrzeć. Stamtąd zauważył wulkan, ogromną górę chodź bardziej w szerz niż wzwyż. Na pewno gdzieś tam ukryty jest klucz do jego szacunku. Ale na drodze stanął mu jeszcze jeden problem. Dochodząc do zbocza góry stado harpii zjadało padlinę. Jak tu nie skorzystać z takiej okazji. Wystarczy przepędzić harpie i zgarnąc resztki. Ale te stawiały opór i nie chciały tak szybko oddać swojej zdobyczy lub raczej czegoś co podwędziły. Próbowały szarpać go za skórę i jakoś przepędzić, ale gdy ten skoczył na jedną i celnie chwycił ją za tułów przyciągając do ziemi i rozszarpując, postanowiły zrezygnować i uciekły. Niestety jak się okazało z padliny nic nie zostało a harpie nigdy nie przypadły mu do gustu. Z resztą szkoda czasu, należy iść dalej. W końcu gdzieś na zboczu góry zauważył jaskinię. Wilk wdrapał się tak wysoko by bez problemu do niej wejść a u wejścia wydała się niestety dwa razy większa. Skoro doszedł aż tu, to musi być to miejsce. Odwrotu nie było, co się stanie to się stanie. Najwyżej wróci do stada w połowie spalony. Stawiając pierwszy krok we wnętrzu pieczary od razu coś z głębi zahuczało i zapaliło się małe światełko. Co to? Już nie żyje? Zadrapał się dla pewności ale to tylko zmyłka, po prostu w jaskini było tak ciemno. Zazwyczaj odradzają podążania za światłem w tunelu ale on podążał wbrew rozsądkowi i stawiał powoli kolejne kroki. Rzeczywiście im bardziej oddalał się od wyjścia tym goręcej się robiło. Światło w oddali się nasilało aż wreszcie w dużej komorze pojawiło się to czego się obawiał. Teraz dopiero wilk przypomniał sobie jak bardzo i dlaczego tak boi się ognia....
C.D.N.
***
Nie wiem co dalej pisać. Na razie wstęp może jutro dam rade skończyć -.-
Mam dużo czasu ale zero pomysłów.
Aha i to bonusik: >klick<
Corey (15:52)

25 sierpnia 2010

Kartki z życia. II [Suciune]

25 sierpnia 2010
 Przyglądałam się słabnącemu szlakowi, pozostałością po gwieździe. To chyba był szlak mojego życia, mej długiej wędrówki, która dobiegała końca. Zwróciłam się o pomoc do Tryona, fajnie. Jeśli on nic nie zadziała? W końcu starzeje się z dnia na dzień, z resztą jak wszyscy. Trzeba myśleć pozytywnie, ale jak można w takiej sytuacji....
****
 Słońce w końcu zeszło, świat coraz bardziej szary. Poleciałam do jaskini Tryona. Już się szykował... Zobaczył mnie, i się uśmiechnął. Wyruszyliśmy w drogę, to znaczy, on szedł jakieś 20 metrów przede mną, ja szybciej nie mogłam, narzekał na to. Ale co ja mogłam zrobić? Gówno. Wróć... Nawet gówna nie mogłam.
 Góry... Niegdyś piękny widok. Teraz tylko jakieś cienkie zarysy. Teraz to ja prowadziłam. Tryon wspinał się wolno, czasami osuwał. Normalnie bym się śmiała... Gdy ominęliśmy góry znaleźliśmy się znowu w lesie, ale innym. Bardziej... magicznym. Ten las miał coś w sobie. Tryon warknął na mnie. Wyjął swój naszyjnik, wysyczał parę słów a przed nim pojawiły się drzwi, jakiś tunel. Pokazał mi gestem bym weszła i tak zrobiłam. Wszedł za mną. To było wielka sala komputerowa, a w niej chodzili nerwowo ludzie, Tryon wraz z przejściem również się nim stał. Podeszliśmy do wielkiego ekranu na którym był wyświetlany cały las, tereny stada. Z oddali widać było małą. czerwoną kropkę, człowiek przybliżył i to byłam ja. W pewnej części. Wyszliśmy z sali. Burkną tylko coś takiego jak " drugi koniec lasu" i tyle. Reszta drogi była cicha. Szliśmy, szliśmy i doszliśmy.
______
Krótkie, ale cóż. Brak weny.
Suciune Dakota Texi (19:34)

24 sierpnia 2010

Cios za cios. [Joker]

24 sierpnia 2010
Siemanko błazny. Co słychać, co? Bez zbędnych wstępów. Nie będę salonowym pieskiem. Dołączyłem, bo sądziłem, że spotkam ludzi inteligentnych a nie bandę osłów. Co wy sobą reprezentujecie? Chat HOTN- zbiorowisko dziewczynek, które udają niedoruchane Barbie. Rozumiem ten wiek, ale serio naturalność jest w modzie. Regulamin chatu.. dobre- po co wam on skoro i tak nikt go nie przestrzega. Wasza zajebistość to obrażanie ludzi za ich plecami. Szczerze- to więcej mówi o was niż o osobie, której dupe obrabiacie. Na przyszłość larwo, jeśli chcesz mówić o mnie to w mojej obecności. Zapewniam, że jeśli spotkamy się na mieście wspomnisz ten atak. Przykro mi, ale nie dam skurwielom pluć na swoje. Nie piszę tego by być kimś. W moim świecie za chamstwo nikt nie jest dżentelmenem. Skoro oceniacie ludzi na podstawie stereotypów to serdecznie gratuluję. Skumał każdy? Sprawdźmy. Kocham hiphop i nikt tego nie zmieni. Rap był ze mną już wtedy, gdy odcinali mnie przy pępku. Dotarło? Ten „syf” to moje życie. Możesz nie lubić tej muzyki-nie ma musu- ale morda o mnie. U was nie znalazłem tolerancji ani pomocy, o której tak rzetelnie rozwodzicie się w swoich regulaminach. Ludzie tu klaszczą jak coś nie pójdzie. HOTN to faktycznie rodzina, sęk w tym, że od dawna zamknięta. I co teraz czujecie młodzi, bystrzy? Chcecie mieć nad wszystkim kontrolę. No to dalej wyznaczcie mi alternatywy właściwego zachowania. Kto nic nie wie, musi we wszystko wierzyć. Kłótnie zniszczyły wiele relacji w moim życiu, ale ja wiem, co myślę i na fałsz, jaki tu panuje się nie godzę. Jak mawiał Stefan Wyszyński „człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za uczucia, które ma dla innych, ale i za te, które w innych budzi”. Mam nadzieję, że dotarło. Ta notka to produkt punktu 10 waszego regulaminu „prawa i obowiązki”. Zrozumieliście?

Życzę zdrowia.Joker. (14:53)

23 sierpnia 2010

Bo kiedy Ty... [Luna]

23 sierpnia 2010


Siedziałam na brzegu łóżka usiłując zrozumieć cokolwiek z zapisanej kartki, którą znalazłam dziś rano w kopercie. Nic, puste, powyrywane z kontekstu słowa.

 Uciąć. Zniknąć. Zabrać. Nie udało się. Ujęli. Nie chcieli. Litość. 
Zabili. Zniekształcono. Wyrzuciłem. Zniszczyłem... Porażka. Wzbudził. 
Nie mógł. Ona też. Krzyczała. Mała. Zapłakana. Pomoc. 

I wiele innych... Czytałam to już czwarty raz szukając jakiegokolwiek sensu. Ten list musiał być bardzo stary. Nawet nikt go nie zaadresował. Wpatrywałam się w ową kartkę jakby w jakiś niesamowity sposób miała się sama odszyfrować. Nagle usłyszałam bardzo głośny dźwięk alarmu. Jakby z pobliskiego domu. 
   
         Wilczyca podeszła do okna i zastrzygła uchem. Oparła przednie łapy na parapecie i zawiesiła wzrok na jasnej smudze ciągnącej się po niebie. Była wyraźnie zaniepokojona. Wrzały w niej uczucia strachu, smutku, złości. Wszystko to jak zwykle stłumiła w sobie. Zerwał się mocny wiatr. Wilczyca zawyła przeciągle, głośno i żałośnie...

Po chwili stałam już na dwóch nogach, nie wiem co skłoniło mnie do przemiany. Było tak inaczej. Wlepiłam spojrzenie w srebrną tarczę Księżyca. Wezbrała się we mnie nieopisana złość. Wiatr zatrząsł drzewami z niesamowitą siłą. Zawirował w pustym pokoju ze świstem i tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. Zacisnęłam palce na ramie okna. Złota poświata na niebie mnie przerażała, ale i fascynowała. Dźwięki alarmu przerwały trzaski i szum. Jakby się coś paliło... Nie było dymu, nie widać było ognia, nic nawet nie czułam. A jednak ten wewnętrzny niepokój, że coś jest nie tak, mnie nie opuszczał. Zaczęłam się rozglądać, histerycznie szukając czegoś innego, strasznego. Na siłę chciałam znaleźć powód mojego zaniepokojenia. Niebo rozdarł jaskrawy błysk. Sekundę potem domem zatrząsł potężny grzmot. Na moje usta wpełzł uśmiech. Tak perfidny, ociekający złością uśmiech. Za moment znów spokój przerwał gwałtowny hałas. Grzmot pomieszany z trzaskami i szumem, a także świstem wiatru. W parapet głucho stukały ogromne krople deszczu. Te dźwięki tak idealnie się skomponowały ze sobą. Z mojego gardła wydarł się chrapliwy śmiech. Nieopanowany, dziki śmiech. Inny. Nie taki jak zawsze. Zupełnie inny..

------
...No i wtedy na polanę wpadł Walter. Tak, właśnie ten z Hellsinga! Każdy miał minę podobną do "O__________O". Każdy, oprócz Cegły. 
-WTF!? - Komuś z tłumu wymsknął się szept.
- WWWEEEE! - CG spojrzała na Waltera, tak jakby miała zaraz zemdleć. Cegiełka i jej nie znikające z pyska " *-* ", nie była w stanie nic powiedzieć....

-------
Omg, a to na dole to specialnie dla CG XDD Wiem, żenujące, powtórzenia itp. 
A główne opowiadanie oparte na faktach. Moich wczorajszych wydarzeń.
Że krótkie i bez sensu, no i w moim stylu to wiem. Ale musiałam. 
Nie mogę znaleźć dla tego odpowiedniego podkładu muzycznego :c
Luna, Córka Księżyca (22:53)

Poezja nie z tego świata. [Jenna&Luna]

22 sierpnia 2010
Poezja nie z tego świata.

    Już niedługo jesień.
A przed nami blady cień
Będzie ciemno nawet w dzień.
 Idziemy jednak wciąż przed siebie,
Włączając w to i Ciebie!
Patrząc jak chmury latają po niebie,
A małe robale pełzają w glebie.
Po niebie szybują także gołębie
I pegazy wysokie w kłębie,
Które mają dużo siana w gębie
I wielką dziurę w zębie
Oraz mało wiedzy we łbie
A żaden kłopot ich nie zagnie.
Bo wiedzą ile mąki  w chlebie
I ile wody będzie w zlewie.
Czego burmistrz nawet nie wie,
Tego nie zabraknie w chlewie.
Co nie będzie w jego chlubie
Tego kto często w nosie dłubie
I popija w nocnym klubie,
A czasem pływa w dziurawym kadłubie,
Bo nocuje w wielkiej Hubie.
No ale go troszkę lubię
gdy patyki rąbie
I chowa się pod ławkę w sądzie
w którym wygląda jak w trabancie
Ja czasem stojąc na werandzie
Przyglądam się niebieskiej pandzie.
Stwierdzam że ona nigdzie nie dojedzie.
Z taką wielką rysą na przedzie.


 ...:::KÓNIEC:::...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Pisane ruchem wahadłowym przez dwie anonimowe autorki:
         ~ (Lu&Jen)
Jenna (21:01)

19 sierpnia 2010

Zadanie. [Batista]

18 sierpnia 2010
Zadanie


Kary ogier stał przez dłuższą chwilę analizując słowa Acebira. Obrócił łebby spojrzeć na swoją ukochaną. Pochłonięta była rozmową. Podszedł doniej powoli. Gdy przystanął u jej boku, spojrzał na nią, a ciemneślepia zmieniły swoją barwę. Stały się jasne i złe.
-Teq, ja już wyruszam. Uważaj na siebie przez ten czas, kiedy mnie niebędzie. Powrócę jak najprędzej. Pamiętaj, że jesteś moim życiem i żebardzo Cię kocham. - Pocałowałem ją i odszedłem dzwoniąc łańcuchami.
Stawiałemkopyta pewnie. Świat wokół mnie przestał istnieć. Piach pod moimikopytami rozpryskiwał się na boki. Małe tumany kurzy tańczyły wokółmojej masywnej sylwetki. Łańcuchy, które były moim przekleństwem,zostawiały głębokie ślady w piachu. Przed oczyma miałem tylko jedenobraz. Bagna. To one, a raczej zadanie z nimi związane zaprzątały mimyśli. Musiałem je przejść i dotrzeć do tego człowieka. Ale jak ja się z nim dogadam? Przecież, to durne stworzenie mnie nie rozumie. -myślałem. Powoli zapadał mrok. W rozszerzone chrapy dotarł stęchłyzapach. Byłem już blisko. Postanowiłem się zdrzemnąć. Musiałem byćskoncentrowany i wypoczęty, by nie zawalić powierzonego mi zadania.Odnalazłem przytulne zacisze skryte wśród drzew i ułożyłem się wygodniena mchu. Zasnąłem.
Ranek.Obudził mnie lekki podmuch wiatru i śpiew ptaków. Wstałem iprzeciągnąłem się. Wyszedłem z ukrycia i rozglądnąłem się. Byłem napolanie. Dość rozległej i dostępnej ze wszystkich stron. Parę wysokichi starych drzew tworzyło zagajnik, w którym przespałem noc. Spojrzałemprzed siebie. W oddali mieniły się rozległe bagna. Mroczne i niedostępne. Nie dostępne dla tych, którzy nie wiedzieli jak się po nichporuszać. Lubiłem spędzać wolny czas na przechadzkach po nich. Poniekąd ucieszyłem się z tego zadania. Ale nie tracąc już więcej czasu,ruszyłem przed siebie...
Stojącu skraju mokradeł w chrapy wciągnąłem mdlący zapach zgniłej wody.Niskie drzewa wyciągały swoje długie gałęzie, niczym koszmarne łapychcące złapać dziecko i wciągnąć je w wir koszmaru. Kroczyłemostrożnie, by moje łańcuchy nie zaplątały się w krzewy, które mogłymnie pochłonąć na wieki. Wokół mnie panowała cisza. Do czasu. Gdy byłemjuż dostatecznie daleko od skraju mokradeł, do moich uszu dobiegłyszepty i złowrogie chichotanie. Moje serce przepełniło się trwogą, leczgdy pomyślałem o moich najbliższych, uspokoiłem się. Nie słuchaj ich - dudniły mi słowa brzybranego syna. - Możesz oszaleć. Przystanąłemi zamknąłem ślepia. Czułem całym ciałem wokół siebie duchy, któredotykały mnie i szeptały mi różne słowa do ucha. Odruchowo strzygnąłemnimi i otworzyłem ślepia. Obok mnie stali moi bliscy. Matka, ojciec iinni z mojego rodu. Uśmiechali się do mnie. Nic Ci nie będzie. Jesteśmy z Tobą mój synu. Pomożemy Ci. - mojamatka uspokoiła moje skołatane nerwy. Machnąłem łbem i ruszyłem dalejwraz ze swoja "armią". Rozmawiałem ze swoimi bliski i uważałem by niewpaść do głębokiej i mętnej wody. Co jakiś czas machałem ogonem byodgonić natrętne insekty, które powracały niczym koszmarny sen.
Upłęnowiele czasu nim odnalazłem na wpół żywego człowieka. Trzymał w dłoniliany, które były mi potrzebne. Jego jasne oczy patrzyły na mnie, adługie posklejane włosy przylgnęły do jego starczej twarzy. Poruszyłsię, lecz liany, które go otaczały uniemożliwiły mu każdy ruch.
- Co chcesz ode mnie demonie? - patrzył na mnie z lękiem w oczach.
Podszedłemdo niego, a on wzdrygnął się. Machnałem łbem i zniżyłem go kumeżczyźnie. Moje chrapy dotknęły jego zaciśniętej pięści.
- Czego chcesz? - powtórzył.
Ponowiłem swój ruch lekko poirytowany. Zarżałem cicho i trąciłem jego dłoń poraz trzeci, po czym uniosłem łeb i spojrzałem na niego.
- A tego oczekujesz... Nic za darmo. Najpierw mi pomóż. Odplącz mnie i zanieś do uzdrowiciela. Nie chcę tutaj umrzeć. - słowotok wypełzł z ust mężczyzny.
Przekrzywiłem łeb w zdumieniu. Nic nie rozumiałem, gdy nagle pojawił sie mój ojciec.Spojrzałem na niego. On spokojnie wysłuchał starca i przetłumaczył mi jego słowa. Ciekawe, gdzie ja znajdę tego mędrca czy tam uzdrowiciela.... - pomyślałem z irytacją.
- Spokojnie. Pomożemy Ci. - odparł spokojnie mój ojciec. - Poprowadzimy Cie.
Skinąłem łbem i przegryzłem liany, które oplatały ciało człowieka. Położyłem się przed nim, a on ostrożnie wspiął się na mój grzbiet. Poczułem, gdy szarpał moje haki. Zarżałem. Wtem mój pasażer powiedział - przepraszam - a ja o dziwo Go zrozumiałem.
Ruszyłem w  drogę powrotną. Liany, które trzymał w dłoni plątały mi się pod kopytami. Droga powrotna była cięższa niż się mogłem spodziewać.Musiałem być ostrożniejszy. Kopyta zapadały mi się w błotnistej ziemi.Z każdym krokiem mój balast mi ciążył. W oddali zobaczyłem majaczące,między konarami niskich drzew słońce, To wpompowało nadzieję w mój zmęczony umysł, który był ciągle bombardowany przez złośliwe zjawy,które krążyły wokół mnie, niczym sępy czekające na swoją zdobycz. Nie mogłem się poddać. Nie teraz, gdy byłem już tak blisko celu.
Do moich rozdętych chrap doleciał miły i przede wszystkim świeży powiew letniego powietrza. Stałem już na polanie i rozkoszowałem się pięknem dnia, gdy z mojego grzbietu doleciał cichy jęk. Obróciłem łeb i przypomniałem sobie, że mam bagaż w postaci człowieka. Zarżałem cicho i napiąłem mięśnie. Wtem poczułem, jak dłoń mężczyzny zaciska się na jednym z moich haków. Ruszyłem galopem. Biegłem przed siebie, niesiony jakąś dziwną siłą, która kierowała mnie na zachód. Wiedziałem, że to moi bliscy pomagają mi w mojej misji. Byłem im dozgonnie wdzięczny,gdyż pewnie bez nich, bym oszalał na mokradłach. To dzięki ciągłym opowiadaniom o mojej rodzinie, mogłem tam wejść i wyjść bez żadnego szwanku na zdrowiu i psychice. Moja grzywa muskała moją masywną szyję,a łańcuchy powiewały na wietrze niczym flaga. Czułem się wolny. Po godzinie wyczerpującego galopu, w oddali zobaczyłem wioskę. Z każdą minutą przybliżania się, bałem się coraz bardziej o swoje życie. Nie wiedziałem jak ludzie przyjmą mój wygląd. Musiałem zaryzykować. Przed wioską zwolniłem i uważnie się jej przyglądnąłem. Stukot moich kopyt odbijał się echem od ścian budynków. Bruk był śliski i niebezpieczny. W każdej chwili mogłem się przewrócić i uszkodzić starcze ciało, które było mi jeszcze potrzebne...
Ludzie wylegli z domostw skuszeni stukotem kopyt. Gdy patrzyli na jeźdźca inie zwykłego wierzchowca zaczęli odmawiać swoje modlitwy. Czynili znak krzyża i po chwili chowali się w domach. Byli przerażeni. Ja również.Rozglądałem się uważnie szukając chaty, która była domostwem medyka czy też szamana. Odnalazłem ją na lekkim zboczu góry. Chata była"przyklejona" do stoku. Dach wymagał naprawy, a podwórze było zaniedbane. Zarżałem. Z chaty wychyliła się ostrożnie staruszka, a tuż za nią stał młody chłopak. Popatrzyli po sobie, a młodzieniec z obawą w oczach podszedł do mnie. Zamarłem. Bałem się jego reakcji. Lecz on bardzo delikatnie pogłaskał mnie. Na moje zmęczone ciało spłynął spokój i opanowanie. Nie wiedziałem czemu tak się poczułem, przecież gardziłem ludzką rasą. Aż do dzisiaj...
Staruszka wydała polecenie chłopakowi, a on delikatnie ściągnął starca z mojego grzbietu i zaniósł go do izby. Zarżałem donośnie, a echo mojego głosu odbiło się od skał i wróciło ze zdwojoną siłą. Drzwi ze skrzypnięciem otworzyły się. Z wnętrza domu wyłonił się stażec podparty przez młodzieńca.Podeszli do mnie, a starzec zawiązał mi Liany, których potrzebowałem,na jednym z haków. Podziękowałem skinieniem łba i odszedłem. Czekała mnie jeszcze droga powrotna przez wioskę. Strzygłem uszami, gdy mijałem domy. Nagle z prawej strony nadleciał jakiś przedmiot. Zarżałem dziko i stanąłem dęba, gdy owy przedmiot udeżył mnie w zad. Ruszyłem galopem przed siebie. Ślizgałem się po bruku, ale jak najszybciej chciałem opuścić wrogą mi wioskę. Zatrzymałem się dopiero na wzniesieniu, z którego miałem widok na wioskę oplecioną ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Widok był piękny. Dymy z kominów unosiły się ku niebu, a ściany odbijały jasny blask promieni. Cała wioska skąpana była w pomarańczowym kolorze. Drzewa delikatnie kołysały się na wietrze,niczym tancerze. Spojrzałem na stok. Przed chatą stał młody mężczyzna i patrzył się na mnie. Uśmiechnąłem się i odgalopowałem ku stadu.
Dotarłem pod wieczór do domu. Pierwsze swoje kroki pokierowałem do swojej ukochanej. Wtuliłem się w nią i pocałowałem.
- Kocham Cię Teq. - wyszeptałem wyczerpany. - Zaraz do Ciebie wrócę.
Poszedłem do Acebira i skinąłem mu łbem.
- O to, Twoje Liany, których potrzebujesz. Mam nadzieję, że wykonałem zadanie zgodnie z Twoimi oczekiwaniami. - Obróciłem się bokiem, a liany swobodnie zwisały na moim boku przywiązane do haka. Gdy ogier wziął je skinął łbem.
- Wybacz mi teraz, ale chcę spędzić trochę czasu z Twoją matką. Musze wypocząć. - ukłoniłem się mu, oddając mu w ten sposób szacunek i oddaliłem się do jaskini, w której miałem legowisko.

PS. Mam nadzieję, że chociaż trochę się Wam podoba. Przepraszam za błędy.
P.S.S . xD mam nadzieję, że nie urwiecie mi łba. Prosze o sojusz z www.konie-z-koszmaru.blog.onet.pl i zapraszam do dołączenia.
Batista (16:53)

18 sierpnia 2010

Widmo przeszłości. [Scarlett]

18 sierpnia 2010
Widmo przeszłości.


Znudzona, a raczej zmęczona towarzystwem, siedziała pod drzewem, do którego sięzdążyła przywiązać. Jedyna rzecz martwa, którą uwielbiała.
Ale coś było z nie tak...
Bezuczuciowa Scarlett odpowiadała Jej najbardziej, a od jakiegoś czasu stała się...sentymentalna. Złe samopoczucie potęgowało jeszcze bardziej, kiedy zawiodła się na przyjaciółce. Zaufanie stracone. I znowu nauczka.
Za dużo... za dużo.
Rozejrzała się po polanie. Szybko udało się wymknąć i zniknęła między drzewami. Szła przed siebie. I zaczęło się...
Chociaż raz w życiu chciała przestać myśleć. Przestać myśleć o tym co było.
W życiu Vian były dwie osoby, które... no właśnie. Pokochała.
Biała, puszysta, niepozorna wilczyca o srebrnych oczach, o sercu większym niż Rosja. Tak, to ta z  "firmowym" uśmiechem. Puchata, która pomaga zawsze nawet nie wiedząc, że to robi. Jej nie kochała jak przyjaciółkę. To była ta inna miłość, której określić nigdy nie potrafiła. I nieokreśli. Bo przecież po co? Rozmowa bez przeszkód, bez tej obawy, że druga osoba Cię nie zrozumie. Nie musiała tłumaczyć niczego... nawet pod tym innym wpływem... różnych rzeczy. Akceptacja.
Ciemnooka zaśmiała się cicho i nawet nie zauważyła kiedy przeszła obojętnie obok potężnego czarnego wilka.
Druga osoba...
Zatrzymałoją jedynie tak dobrze zapamiętany zapach Jego sierści... miękko wymówione dawne Jej imię, które wyrzuciła z pamięci jak jakąś starą, nie wartą uwagi rzecz.
Obraz przeszłości wrócił... Ten który miał się nie zjawić.
Jak wiele sobie obiecała, co zrobi najpierw kiedy go ujrzy. Syknęła cicho.
Cholerny ból, który nauczyła się znosić. UCZUCIE.
Plan jaki opracowywała skrupulatnie przez wiele lat w jednej sekundzie legł w gruzach. I tak swoją osobą zdarł z niej całą Scarlett. Całą posta ćktórą zasłaniała się, żeby przeszłość Jej nie odnalazła. Stała bezradna, trzęsąca się jak galareta. Właśnie tego nienawidziła. Bezradności i wad jakie miała.
Nie, Scarlett nie jest "tą głupią,ciągle uciekającą przed przeszłością, wiecznie przestraszoną dziewczynką". To osoba, która na swoją przeszłość jest obojętna. Uczucia przeszkadzają w zapomnieniu o przeszłości. Dlatego wyzbyła się ich.
Nie, tym razem. Jednorazowo. Tak.
Ale stało się. Widmo przeszłości powróciło...
`Ciągle ukrywająca się..?`
Zadrżała cała. Niski głos rozbrzmiewał echem w Jej uszach. Warknęła głucho, wbijając ostre pazury w leśną ściółkę.
`Nadal chcesz udawać, że nic się nie stało? Oboje dobrze wiemy, że czucie w Tobie jest...`  dodał melancholijnym tonem.
Wiedziała, co czuje On widząc ją taką kruchą. Reakcja wilczycy podobała mu się,wręcz napawała go zadowoleniem i satysfakcją. Pora na plan.
Na plan bez planu, "Scarr"...
Odwróciła się w Jego stronę z jakże bezczelnym uśmiechem pełnym fałszywości.
- Sądzisz, że mnie złamiesz? Wielu próbowało. A teraz pozwolę Ci żyć.
Ruszyła przed siebie. Czuła jeszcze przez chwilę Jego wzrok na sobie.
Dostała to, o co modliła się przez wieczność.
Spokój...
***
Stworzone na potrzeby własne.
Dosłownie, nie wiem co to ma być. Najlepiej jakbyście tego nie czytali.
Ogórek. Ha.
HealthyBloody Scarlett Vian (01:11)

Kartki z życia. I [Suciune]

18 sierpnia 2010
Kartki z życia.


 Wieczór. Księżyc nadchodzi by zaczarować resztkami swojej magii. Czasami zastanawiałam się, co by było gdyby ten świat wyglądał inaczej. Niebożółte, słońce fioletowe, drzewa czerwone.
                Więc chodź, pomaluj mój świat...
                Na żółto i na niebiesko...
 Rozejrzałam się po polanie. Cisza. Świat zanikał z dnia na dzień, z godziny nagodzinę. Odchodziłam. Jak pył, zdmuchniesz i nie ma. Tyle pięknych i brzydkich chwil odchodziło w zapomnienie. Nie chciałam się rozstawać z szarą rzeczywistością. To lepsze niż pustka. Musiałam cośwymyślić.Nadzieja matką głupich... No cóż... Mogłoby się coś udać. Najpierw musiałam poczekać do rana i iść do Tryona, on zna się natakich duperelach.
***
 Rano.Okej,wszystko fajnie, idziemy do tego zgreda. Ale... która to jegojaskinia?Tu jest ich tysiące. Chyba musiałam jakoś zacząć. Zaglądałamod jaskini do jaskini. Nie które puste, nie które nie. Z każdą porażkązaczynałam wątpić. Westchnęłam i wróciłam do szukania. Zajęło mi tocały dzień.Tryon siedział przy swoich kamieniach i polerował je.Siedział tak każdego wieczora, odkąd zabili moją matkę. Westchnęłam iomiotłam spojrzeniem jaskinię. Starzała się wraz z Tryonem. Siwa,rozlatująca się jak jego kości. Walniesz raz a złamane. Ponowniewestchnęłam. Nawet dobrze nie zdążyłam podlecieć a ten już sięodwrócił. Parsknął śmiechem.
 - Ach tak się ukrywa nasza zła gwiazdeczka.
 - Wcale się nie ukrywam...
 - To dobrze. Czegoś chcesz?
 - Owszem, pomocy.
 - Ale ja takim złym wilczkom nie pomagam - zaśmiał się ponownie.
 -Nie?Chodź raz mógłbyś. Ile razy moja matka ci pomogła? Ile razy czyściła temalutkie gówna? Ile razy ja musiałam gdzieś zapieprzać bo szanownemuPanu się dupy nie chciało ruszyć? No ile?
 - Ych... Powiedz mi, czemu akurat zwróciłaś się o pomoc do mnie?
 - Bo to Ty jesteś tym całym nekromantą czy kimś tam.
 - Mhm. Co mogę dla ciebie zrobić? - wydusił z siebie po chwili.
 - A jak myślisz?
 - Ach... No cóż, najpierw potrzebne jest mi twoje ciało.
 - Da się załatwić... Chyba.
 - Więc jutro rano wyruszamy. Przygotuj się...
 - Tya, żeby było jeszcze jak.
 Westchnęłami opuściłam jaskinię. Zapowiada się długa noc, i jeszcze dłuższadroga.Spojrzałam na księżyc, który się uśmiechał. Tak mi się wydawało.Jedna z gwiazd zabłysnęła i zaczęła spadać. Na niebie pozostał po niejtylko mało widoczny szlak...
Suciune Dakota Texi (09:42)

17 sierpnia 2010

Psychodelic style [Team]

17 sierpnia 2010
Psychodelic style


‘This is pathetic and sardonic, it's sadistic and psychotic…’
Wgłowie usłyszałem chrapliwy głos. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Demony uwięzione w moim ciele, zwykle uśpione, teraz obudziły się z letargu. Spragniony, głodny. Moje zmysły wyczuliły się. Badałemwzrokiem każdy zakątek lasu. Niesamowite pragnienie, które chciałemjedynie zaspokoić… Warknąłem głośno i rzuciłem się do biegu. Zając,lis, sarna… Nie, nie, potrzebowałem czegoś innego. Człowiek. Wpadłem naszlak turystyczny na obrzeżach lasu. Wskoczyłem na drzewo iprzykucnąłem na konarze. Po chwili zauważyłem dwoje starszych ludzi. Nie, potrzebowałem czegoś młodego. Bezczynność mnie nudziła, ale niechciałem się rzucać w oczy. Po kilku minutach, które w moim mniemaniuciągnęły się godzinami, na szlaku pojawiła się młoda dziewczyna. W uszach miała słuchawki, była odizolowana od otoczenia. Zaśmiałem sięcicho i zeskoczyłem bezszelestnie z drzewa. Nie wiedziałem jak zacząć. To przykre, zabijać kogoś bez powodu. W sumie… Ja miałem powód, byłem głodny. Ale cóż to za nietakt pozbawiać kogoś życia bez słowawyjaśnienia. Decyzja była natychmiastowa. Śmierć musi być szybka, niepowinna się męczyć. Zza paska od spodni wyjąłem nóż. Niedaleko wyczułeminną istotę, która nie była człowiekiem. Rzuciłem się do przodu,odbijając od drzewa. Tym sposobem, znalazłem się tuż przed dziewczyną.Wbiłem wzrok w jej twarz. Atrakcyjna, o białej cerze. Miała hipnotyzujące, czarne oczy. Wydawała się krucha, delikatna. Zasyczałem głośno i ostrze przecięło powietrze. Trafiłem w serce… Kobieta jedynie wydała z siebie głośny jęk. Osunęła się na ziemię. Wyjąłem nóż z klatkipiersiowej dziewczyny i przyłożyłem zimną stal do swoich warg. Krew miała dzisiaj inny smak. Wydawała się słodsza niż zwykle. Przeciągnąłem ciało w krzaki. Przykucnąłem obok i wziąłem głęboki wdech. Poczułemznajomą woń, powiedziałbym nawet, że należała do osobnika mojej rasy.Byłem przekonany, że owe stworzenie nie należy do HOTN. Istota zbliżałasię szybko, dzieliło nas zaledwie niewielkie wzniesienie. Ponownie ująłem w dłoń sztylet. Rzuciłem ostrzem gdy tylko osobnik znalazł się wzasięgu mojego rzutu. Nie wierzyłem własnym oczom- odskoczył na bok,jakby przewidział mój ruch.
- Braciszku… Nic się nie zmieniłeś- uśmiechnął się złośliwie, a nóż wbił się w drzewo tuż za nim.
- Sentinel- na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Wyczułem jakąś smakowitą zdobycz- warknął cicho, wdychając powietrze.
- Mhm- skinąłem głową i omiotłem go badawczym wzrokiem- co tutaj robisz?
- Zainteresowało mnie stado, do którego należysz- wyciągnął z drzewa ostrze i rzucił w moją stronę.
- HOTN? Nie spodziewałem się Twojej wizyty, szczególnie w takim stadzie- przechwyciłem ostrze i schowałem za pasek.
- Obserwuję te tereny. Szczerze mówiąc, wyczuwam tutaj coś z SW- zbliżył się do krzaków, w których schowałem swój posiłek.
- Kierowałem się podobnym uczuciem i…- nie dokończyłem.
- Jak z Luną?- ukucnął przy ciele kobiety, rozerwał jej koszulę i oderwał kawałek mięsa.
- A jak ma być?- zerknąłem na niego, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Nie wiem, ale sądzę, że powinno być dobrze- Sen rozszarpywał ciało dziewczyny i oblizywał co chwila wargi z krwi.
- Mhm- warknąłem zatapiając kły w szyi ofiary.
Rozkoszowałem się smakiem i zapachem krwi. Powoli zaspakajałem swoje pragnienie. Po jakże smacznym i obfitym posiłku oboje ruszyliśmy w stronę terenów HOTN, a truchło, a raczej jego resztki głęboko zakopaliśmy. Szliśmy wolnym krokiem, nie śpieszyliśmy się. Wspominaliśmy czas spędzony w SW.
- Uprzedź członków stada, że jestem ‘nieszkodliwy’ i że mam zamiar od jutra wpadać na polanę- zasyczał i zniknął mi z oczu.
Wróciłem. 
***
Szczyt głupoty. Notka tragiczna, wstyd mi ją publikować. Ale miała nawiązywaćdo tego, że Sentinel lub jak kto woli Sell, ma zamiar dołączyć. Żałosne. Kto ma pomysł na podkład? xD Ouhm. A co tutaj jeszcze... No właśnie, Sentinel (alias Sell) ma zamiar wpadać na czata, także niebijcie/nie gwałćcie/nie depilujcie etc.
Team (20:47)