Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

31 lipca 2012

Time Of Dying [Szera]

Time Of Dying
31 lipca 2012 
Podkład niestety zbyt krótki i trzeba puszczać kilka razy. Mam nadzieję, że jednak nie będzie to przeszkadzać…
Chciałam od razu podziękować Al, która stworzyła większą część tego powiadania…

________________________________________
<podkład: Bleach OST3 – Soundscape to Ardor>

Siedziałam po turecku na głazie, zajmując swoje stałe miejsce. Puste spojrzenie, jak zawsze mętnych oczu wodziło po wyjątkowo opustoszałej polanie. Ciemne pnie drzew, wznoszące się ku niebu zdawały się tworzyć odgradzającą od świata barierę, której nie można było przekroczyć. Może i lepiej. Nie chciałam, aby ktokolwiek widział mnie w tej postaci, zwłaszcza że nie była ona zbyt mile widziana. Zawsze będąc w ludzkim ciele czułam się słaba. Jakby skryte pod szeroką bluzą ciało, miało za chwilę złamać się wpół. Wyciągnęłam przed siebie dłoń i spojrzałam na jej wnętrze, zaciskając kilkakrotnie palce i prostując je. Prychnęłam pod nosem i schowałam rękę do kieszeni, aby po chwili wyciągnąć z niej małe, prostokątne pudełeczko. Rozsunęłam niewielki przedmiot, by kilka sekund później wyjąć z niego cienki kawałek drewna. Obróciłam w palcach pierwszą z zapałek, aby po chwili pozwolić zając jej się ogniem. Mimo tańczącego na niej ognika nie przestawałam jej obracać. Obserwowałam pochłaniający ją płomień do chwili, gdy ten nie dotknął mych palców, które w pierwszym odruchu odskoczyły od źródła bólu. Patrzyłam jak zwęglony kawałek upada na wilgotną trawę. Tak kruchy, gdy jego ciało strawił już płomień. Wyciągnęłam kolejną zapałkę, powtarzając czynność, jakbym spodziewała się, że efekt będzie inny.
Gdy palce natrafiły na puste wnętrze pudełka zorientowałam się, że popadłam w trans. Przyłożyłam dłoń do twarzy, zasłaniając jej połowę i przymknęłam oczy. Zsunęłam się ostrożnie z głazu, starając się złapać równowagę na chwiejnych nogach. Bose stopy zatrzymały się, gdy natrafiły na zwęglone szkielety zapałek, które przypominały stos ludzkich ciał, w zapomnieniu czekających na pożarcie przez głodne krwi drapieżniki. Wiatr zawiał mocno, targając pukle ciemnych włosów. Zacisnęłam zęby i usiadłam na ziemi, osuwając się bezwiednie w dół, ocierając się plecami o nierówną i chropowatą powierzchnię głazu. Impuls wysłany przez podrażnioną skórę nie dotarł jednak do mózgu, gubiąc się gdzieś w zrujnowanym ciele. Otworzyłam powolnie oczy, a moja dłoń bezwiednie opadła na chłodną ziemię. Przede mną siedziała wilczyca. Jej targane lodowatym wichrem matowe futro zdawało się być wynędzniałe, jakby jego właścicielka zbliżała się powolnymi krokami ku końcowi. Nawet ono nie było w stanie ukryć zapadniętych boków i sterczących kości. Moje spojrzenie wodziło po ciele zwierzęcia, a ono odpowiadało tym samym. Pochyliłam się do przodu, wyciągając przed siebie dłoń. Wilczyca uczyniła to samo. Zgięłam palce, gdy czułam zbliżający się dotyk, jednak wyprostowałam je zanim dłoń dotknęła łapy. Czułam, jak przez moje ciało przebiegł gwałtownie zimny prąd, a zaraz potem niewidzialna siła odrzuciła mnie do tyłu. W głowie usłyszałam głuchy trzask, kiedy uderzyłam plecami o twardą powierzchnię głazu, który wycisnął z obolałych płuc resztki powietrza. Podparłam się na dłoniach i spojrzałam na zagubioną zwierzęcą duszę. Poczułam na skórze ciepłe muśnięcia, które z każdą sekundą nasilały się, powoli przeradzając w płonące żywym ogniem sztylety, z dziką rozkoszą dręczących bladą skórę. Dopiero teraz dotarło do mnie, że wokół nas utworzyła się ściana ognia, pochłaniająca pobliskie drzewa, których korony uformowały nad nami ogniste pręty klatki. Patrzyłyśmy na to z równym zafascynowaniem. Jednak nawet płomienie w swym mistycznym tańcu nie był w stanie rozświetlić naszych martwych oczu. Moich oczu. Spojrzałam na siebie z odrazą, a odbicie odpowiedziało tym samym. Uśmiechnęłam się słabo.
-Pragniesz naszego końca? – wypowiedziałyśmy równocześnie, z tą samą dozą sarkazmu.
Wydawało się to być dla mnie grą, którą od dawna toczyłam z samą sobą. Teraz jednak zastygłam w bezruchu, w napięciu czekając na rozstrzygnięcie ostatniego aktu. Na jej ruch. Na mój ruch.
-Zabierzesz mnie stąd? – szepnęłam cicho i spuściłam wzrok.
Uniosłam dłoń, znów przykładając ją do twarzy. Ona tego nie umiała. Cichy trzask kości był tego wystarczającym dowodem. Zacisnęłam z całej siły powieki, kiedy poczułam ten przeszywający ból, który paraliżował każdą komórkę mojego ciała. Kilkakrotnie dało się słyszeć chrapliwy, urywany oddech. Mocny podmuch wiatru rozwiał wizję, której lustro powoli zaczęło pękać, przesiąknięte krwią rozpaczy i wspomnień. Uniosłam powieki, kierując spojrzenie ku jasno świecącej tarczy księżyca, która swoją poświatą rozświetlała mrok nocy. Na polanie znów panowała cisza i spokój. Koło mojej dłoni spoczywał stosik wypalonych zapałek i małe pudełeczko. Kolejne, jakże prawdziwe odbicie mnie. Trwałam wśród członków stada, będąc jedną z nich. Jednak przypominałam bardziej puste pudełko po zapałkach, które dawno zostały wypalone przez życie. Niepotrzebne…
-Przepraszam. – szepnęłam cicho. – Przepraszam, że zawiodłam Wasze zaufanie. Przepraszam, że nie byłam w stanie spełnić Twoich oczekiwań, pokazując, że pokładana we mnie nadzieja była słuszna. Przepraszam, że nie byłam w stanie zerwać z Ciebie łańcuchów, mimo że znajdowałaś się tak blisko. Nie byłam w stanie przekroczyć granic klatki. Jednak teraz już nie musisz czekać.
Każde zdanie zdawało się być kierowane do kogo innego. Dopiero ostatnie trzy splotły się w jedną całość. Nagle na skórze pojawiły się małe szramy, niewidoczne nawet dla bystrego oka. Przy kolejnym silnym podmuch wiatru odłamek oderwał się od ciała, wirując coraz wyżej w powietrzu, kierując się ku gwiazdom. Nim zdążyła choćby westchnąć, kolejne kawałki pognały za swoim pobratymcem, upodabniając się do płatków kwiatów, wirujących wśród nocnych zefirów w pożegnalnym tańcu życia. Zniknęła pośród własnego chaosu istnienia. Po co ciało ma trwać, skoro wnętrze zostało puste po utracie duszy? Temu wszystkiemu towarzyszyła cicha melodia, niczym kołysanka kojąca zmysły nocnych obserwatorów. Po chwili wszystko ucichło, jakby zaistniałe tu wydarzenia nigdy nie miały miejsca, a noc była zwyczajna w swym bycie. Tylko ciche echo odbijało się od ściany lasu i skał, niosąc jedno krótkie słowo – przepraszam…

30 lipca 2012

Synu mój [Membu]


Synu mój


Ojciec i syn.. Często słyszy się wspaniałe opowieści. Byli na rybach.. Pływali łódką.. Naprawiali samochody… Mmm.. super. Nie, nuda. Wsparcie? Ojciec podobno daje wsparcie.. Heh, zabawne. Powinienem dodać ,,dobry,,. Dobry ojciec owszem, daje wsparcie. Czy ja będę dobrym?
Nieurodzony synu mój,
mam być opoką z mięśni i ścięgien,
będę pustym sklepem i kwitem za węgiel.

Wychować. Ale jak?
- tak jak Ciebie wychowali- kilka razy to usłyszałem. To co? Mam się go wyprzeć i iść do przodu, niech sam sobie radzi. Nie.. Zresztą, zawsze miałby Tin. Tyle, że to nie rozwiązanie. Dobry ojciec jest… Hah to jak zabawa w dokończ zdanie. A gdyby tak były dwie odpowiedzi?
a) surowy,
b) uległy.
Co by odpowiedział? On, czy kto inny. Mój mnie nie kochał, nie wychował.. Ale wyrosłem na silnego i zaradnego wilka. Chamski czy nie, to teraz nie o to chodzi. Mogę powiedzieć, że mój był surowy. Uległy? Ja? … No nie wiem.
Skręcimy na prostej drodze w bok,
znaki wodne zamiast hartu ogniem,
to przecież do mnie tak niepodobne.

Zawsze wydawało mi się, że ulegli są słabi. W sumie.. dzieciaki wtedy zwykle wyrastają na rozpieszczone siusiumajtki. On taki nie będzie.. Ja za młodu byłem cichy, dorastając zacząłem się rozkręcać. Tyle, że mnie ktoś odnalazł i dotarł do mnie. Jak będzie u niego?
Jak tu za ciosem we własną twarz pójść,
im bardziej będziesz cichym chłopcem,
tym krzyczeć ze złości będziesz chciał głośniej.

-Syn. Chłopak, nastolatek, mężczyzna. Symbol siły. Musi być twardy, musi sobie radzić. A ojciec? Powinien być surowy, dążyć do jego samodzielności, ale i pomagać. Rozmawiać, nie karcić. Ale trzymać swoje zasady i tylko za złamanie ważniejszych ustalać surowszą karę.
To chyba najlepsza odpowiedz jaką usłyszałem. Moja odpowiedz. Nie zmienia to faktu, że podobno nie tak łatwo być surowym dla własnego dziecka.
Synu licz się z tym że byś był dziewczynką wolałbym,
byś był kobietą wolałbym,
byś był córeczką wolałbym.
Synu wybacz mi lecz byś mógł się załamać wolałbym,
byś mógł się rozpłakać wolałbym,
byś mógł się cofnąć wolałbym
.
Ale nie będziesz… i nie możesz.

19 lipca 2012

Will you come back? [Tin]


Will you come back?


- Seth nie żyje. – powiedziałaś to. Nawet już nie pamiętam kim jesteś, teraz twoja twarz jest mi obca, obojętna, nieważna. Nieistotne jest dla mnie kto mnie o tym poinformował, ale wiadomość jest dobitna, to cios.
Dzień 1.
Siadam po turecku na ziemi i staję się osowiała, obca samej sobie. Ciężko to znoszę, ale staram się nie dawać tego po sobie poznać. Po prostu, jakby mnie nie było. Umartwiam się, nie jem, nie piję. Nie mówię. Zamykam się w sobie i chcę zniknąć, jak On. Nagle. Zwijam się w kłębek najciaśniej jak tylko potrafię, myślę, że to pomaga w znikaniu. 
Dzień 2.
Nadchodzą egoistyczne myśli. Poświęcił się, zginął, ale zostawił. Słabą, rozgoryczoną. Mam wrażenie, jakby ktoś wyrywał mi wnętrzności, boli. Tak potwornie boli. Zostaw mnie! Zostaw! – krzyczę bezgłośnie, do kolejnej wyciągniętej w moją stronę dłoni. Pełna izolacja.
Dzień 3.
Puszczam mimo uszu słowa pociechy, nie reaguję na nie. Nie chcę współczucia, chcę Jego obecności. Wiedza, że jest, a jednak nie mogę Go mieć, zabija mnie. I ta bezradność..
Dzień 4.
Jesteś Szamanką, do jasnej cholery, zaradź coś! – jakiś cichy głosik w mojej głowie nakazuje mi wstać. Czuję się, jakbym, dźwigając się na nogi, ciągnęła za sobą łańcuch, a do niego dwie przykute kule, dodające ciężaru, który wciąż jest dla mnie za wielki. Upadam, nie daję rady. Bo nie miałam wizji. Bo wcześniej nie przewidziałam, że to się stanie. Bo zawiniłam.
Dzień 5.
Rozdzierający wrzask niesie się po lesie. To ja. Niszczę pobliską polanę i robię wycinki lasu. Odreagowuję, wyżywam się. Łamię gałęzie, rwę i równam z ziemią co się da, nie baczę na skutki. Czuję się podle. Fizycznie od jakiegoś czasu, a także psychicznie. Wylewam swój gniew i rozżalenie na swoje otoczenie, ciesząc się, że nie ma w pobliżu żywej istoty, bo mogłabym zrobić jej krzywdę.
Po jakimś czasie załamuję ręce nad własną głupotą. Nie chodzi o porytą ziemię i zdeformowane drzewa. Chodzi o mnie samą, zastanawiam się, co jest ze mną nie tak. Przeczesuję palcami skołtunione włosy i przecieram twarz, ale zaraz potem chowam twarz w dłoniach i pierwszy raz, od długiego czasu, płaczę.
Wstałam, ale upadłam. Nie idę do przodu, tylko wciąż stoję w miejscu. I nie umiem sobie pomóc, by później nieść pomoc innym. 

18 lipca 2012

Strzeż się Płaczących Aniołów. [Aldieb]



          Krok za krokiem. Bose stopy zanurzały się w jasnym puchu, pokrywającym jedwabnym kocem przeoraną korzeniami ziemię, jakoby to była skóra staruszki, pokryta zmarszczkami wieku. Niczym anielskie pióra, biel frunęła z nieba, muskając swym aksamitem odkryte ramiona dziewczyny. Z jasną karnacją, ubrana w śnieżnobiałą, zwiewną sukienkę zdawała się być niczym jeszcze jeden płatek wirujący z niebiosów. Jedynie ciemne, hebanowe włosy, spływające jej na plecy, odróżniały ją od bliźniaczych sióstr.
          Poruszała się z gracją, tańcząc lekko pośród kamiennych, popękanych nagrobków, pokrytych zeschłymi jesiennymi liśćmi. Cichy szelest zmącił nieskazitelną ciszę, kiedy wiatr wzbudził w nich na chwilę życie. W kilka chwil później wszystko na nowo umilkło.
          Smukłe palce wędrującej wśród arkanów pozazmysłowej krainy wodziły po chropowatej powierzchni misternie rzeźbionych posągów. Szare, szeroko rozwarte oczy, wodziły dokoła, a w ich głębinach z wolna rodził się niepokój.
          Ciemne kosmyki włosów zawirowały w powietrzu, kiedy dziewczyna odwróciła gwałtownie głowę, wbijając wzrok w kamienną figurę, stojącą tuż za jej plecami. Płaczący Anioł. Skrywający twarz w dłoniach. Okryty piórami, niczym dowodem swej zguby.
          Mrugnęła.
          Ślepe oczy, wpatrzone wprost w nią.
          Nie… To nie mogło być…
          Dwa kroki w tył. Stop. Nagrobek. Nie, coś innego. Postument, a na nim…
          Nie wytrzymała, z całej siły zacisnęła powieki.
          Wykrzywiona dziką wściekłością twarz, rozwarte szczęki, pełne kłów. Rozcapierzone palce, uzbrojone w ostre szpony. Usidlone spojrzeniem. Tuż przed nią. Zdążyła.
***
          Szła prosto przed siebie. Oczy, zaślepione łzami, wodziły bezmyślnie po otoczeniu, nic jednak nie widząc. Chciała biec, uciec. Ale nie mogła, to by ją zgubiło.
          Najpierw usłyszała cichy trzask, jakby pękającego szkła. Następnie poczuła ból nie do opisania, rozsadzający ją od środka, mrożący krew w żyłach, paraliżujący kończyny. Chłód tak dotkliwy, że niemal palący.
Upadła na popękaną ziemię, wprost w szare drobiny popiołu. Atramentowa ciecz splamiła ciemnymi kwiatami jej sukienkę. Polała się po rękach, nogach, ciele, tworząc coraz większą kałużę wokół klęczącej. Rozlewając pod nią ciemność, od której nie było już drogi ucieczki. Wpadła w pułapkę.
          Cichy trzask. Porcelanowa skóra czarnowłosej zaczęła pękać. Drobne rysy przebiegające przez jej nieskazitelną twarz zaczęły się pogłębiać. Kilka odłamków zapadło się do środka. Pajęcza sieć pęknięć pokryła już ramiona i nogi dziewczyny. Rozprzestrzeniały się coraz szybciej, a w osłabionej powierzchni wciąż pojawiały się nowe dziury. Zapadały się do środka, podczas gdy przez otwory lała się czarna ciecz, której krucze skrzydła zalewały cmentarz mrokiem, pochłaniając go coraz zachłanniej.
          Krzyk. Jeden, krótki, urwany. Jej ciało płonęło, żywym, jaskrawym ogniem. Zaledwie kilka sekund. Szarawy popiół unosił się przez moment w powietrzu, by po chwili opaść w dół, zatonąć w bezdennych ciemnościach. Przepaść na zawsze.
***
          Dwoje jasnych ślepi rozbłysło w ciemnościach, niczym latarnie płynnego złota. Samica nie poruszyła się nawet na milimetr. Czekała aż mrok pochodzący ze snu wygaśnie, odejdzie na dno jej duszy, by dręczyć ją innym razem. Przymknęła powieki. Nie potrafiła już zasnąć.

17 lipca 2012

Never Let Me Go [Tin]


Never Let Me Go


 
Nie rób tego. Zranisz nas.
Głos w mojej głowie, druga podświadomość towarzysząca mi od śmierci Setha. Od smutku An. Od ocalenia mojego dziecka. Od rozpoczęcia się problemów. Podobno każdy je ma, ale co z tego? Kiedy dopadają Ciebie nie myślisz o tych Wszystkich, ważny jest tylko Twój smutek, Twoje rany i Twoje przyszłe blizny. Tylko Twoje łzy siedzące w środku, czające się na odpowiedni moment, by się odezwać. Tak samo, jak On. Z jednej strony posiadanie świadomości Setha w swojej głowie jest ciekawym oświadczeniem. Z drugiej zaś koszmarem. Dzielenie się z nim każdą myślą, uczuciem, najdrobniejszym pragnieniem potrafi doprowadzić do szału nawet istotę szaloną.
Ale pomaga. Ciągle zadziwia mnie jego mądrość sytuacyjna, to, jak łatwo przychodzi mu udzielanie dobrych rad i myślenie racjonalne. Nawet teraz, kiedy jest źle, wręcz BARDZO źle, Seth potrafi być. Jest wtedy, kiedy nic nie pomaga.
Obiecałam, że go uratuję. Tylko, czy ja obietnic potrafię dotrzymywać? Przysięgałam też coś, gdy Al oddawała mi stanowisko. Złamałam. Łamię wciąż.
Ciało, dusza, smoła, ciało, Kali, Kali, pył, smoła, ciało, Seth, dusza, Tristan, złodziej, ciało, pył.

PRZEPRASZAM

Jestem tylko kolejnym członkiem.
Trzema literami wpisanymi na czarne tło.
Które tak łatwo mogą zniknąć i nawet nikt nie zauważy.

6 lipca 2012

Relacja ze zlotu w Wawie (1.07.2012)


Relacja ze zlotu w Wawie (1.07.2012)

   Em, em, em…. Em. Zlot w Wawie… Taaaak, szkoda, że nic nie pamiętam. A zazwyczaj przecież jestem jedną z niewielu osób, które pamiętają niemalże wszystko.
   Zacznijmy może od tego, że do Złotych dojechałam o 11 coś. Byłam razem z koleżanką, Weroniką, która  zresztą niedługo zawita w Stadzie Nocy c: Wchodzimy sobie do Złotych, paczę… A tam Fenka nonszalancko rozwalona na fotelu. Podbiegłam do niej i wytulałam. Był też Ash, z którym ładnie się przywitałam.
   Po chwili zjawiła się Al. MÓWIĘ WAM, SAM SEKS. Idzie taka seksbomba w czarnych krótkich spodenkach, koszuli związanej w supeł pod biustem (no i oczywiście bluzką xD). Ciemne, nieco zmierzwione włosy. SAM SEKS. Alutka z Fenką poszły kupić marker,żeby było czym się podpisywać. Następnie Al zamówiła sobie kawę, a ja z Fene poszłyśmy do Carrefoura kupić picie. Zeszło nam się blisko 20 minut xD Zupełnie przypadkiem (!) trafiłyśmy do działu  piwem. Never mind… Po jakże długim namyśle kupiłyśmy wodę mineralizowaną, Hoop colę i tonik za 89 gr (z czego to ostatnie okazało się być paskudne  XD). Poza tym wyposażyłyśmy zlot w dwa kije od mopów, które potem służyły za miecze świetlne!
   Gdy wróciłyśmy na górę, zjawili się już Mid i Frag i Arashi. Ja rozlewałam napoje do zakupionych uprzednio plastikowych kubków do piwa XD
   Czekaliśmy na Tin. Nadziałam zlota na kijaszka od mopa :’D Część z nas wyszła przed Złote, oczekując Tin i jej kumpeli… które ostatecznie zjawiły się wewnątrz. Było masowe rozdawanie tuli. Potem się rozproszyliśmy o.o Bo ja z Midem i Al poszliśmy na górę w kierunku KFC, Tin z Fenką wyszły na zewnątrz, a reszta została pod drzwiami. Ostatecznie udało nam się zebrać do kupy. Ja z Tin i Fenką zrobiłyśmy pociąg. Chwyciłyśmy kijaszki i udawałyśmy lokomotywę, robiąc „ciuch, ciuch” XD Dojechaliśmy na górę, taranując ludzi na schodach ruchomych. Złączyliśmy dwa stoły i zaczęliśmy się podpisywać na koszulkach, teczkach itd. Potem była zbiórka pieniędzy. LUDZIE, żeby 9 osób nie potrafiło się zebrać na kubełek w KFC za 26 zł – skandal >:U

http://img526.imageshack.us/img526/2017/dsc0018dj.jpg
Alutka schowała się pod stołem razem z colą.

http://img706.imageshack.us/img706/435/dsc0047cn.jpg
Fenka c:

 http://img818.imageshack.us/img818/5479/dsc0044pb.jpg
 Alutka z głową wilka XD I kawałek mnie.

http://img696.imageshack.us/img696/2884/dsc0060xu.jpg

http://img406.imageshack.us/img406/8740/dsc0062hwl.jpg

http://img821.imageshack.us/img821/2438/dsc0063dke.jpg

Fenka w bluzeczce c:
http://img820.imageshack.us/img820/3627/dsc0023rp.jpg

Alu i jej wzrok mordercy.
http://img577.imageshack.us/img577/7606/dsc0026heu.jpg

Kurczak.
http://img715.imageshack.us/img715/7575/dsc0054jc.jpg

A to talerzyk HOTN, który wyrzuciłyśmy razem z Fenką przez barierkę.
http://img703.imageshack.us/img703/1817/dsc0050sf.jpg

Arashi, SamSKES i kawałek mojego nieogarnięcia.
http://img10.imageshack.us/img10/1008/dsc0027ss.jpg

Midu podpisuje się na zlotowym mleku.
Musiałam mierzyć do każdego kijem i liczyć forsę. Udało nam się zebrać odpowiednia kwotę, poszłyśmy z Al i Fenką i Tin zamówić żarcie. Tin i Al stały w kolejce, a ja z Fene lałyśmy napoje do kubka z KFC, a potem przelewałyśmy do plastikowych kubków XD I tak zgarnęłyśmy 3 litry picia.
http://img440.imageshack.us/img440/1218/dsc0012ia.jpg

A oto nasz budżet. I niebieski kijaszek.
http://img31.imageshack.us/img31/1789/dsc0011as.jpg

A oto paragonik z Carrefoura. Spójrzcie na resztę o.o
http://img825.imageshack.us/img825/2821/dsc0015vl.jpg

Moje mierzenie kijem do ludzi i świetna mina Weroniki XD
http://img801.imageshack.us/img801/9016/dsc0003er.jpg

Żywo dyskutujący Frag oraz słuchający go z uwagą Ash.
http://img545.imageshack.us/img545/9420/dsc0039sn.jpg

Ja naprawiająca zlota c: Ostatecznie chyba i tak tylko bardziej go popsułam XD
   Po zjedzeniu, zrobieniu kilku fotek, wydurnianiu się, straszeniu ludzi w Złotych itd., udaliśmy się zgodnie na… Pola Mokotowskie, z tego, co pamiętam. Nie odwiedziliśmy grobu jajka, bo zrobili tam strefę kibica D: Przed wejściem do metra walczyłam z Fenką na kijki. I wpadłam na jakiegoś kolesia, który zaczął mnie opieprzać. Przeprosiłam ładnie… żeby nie było.
   Puff…. Puf, puf. Gorąco. Duszno. Umieramy. Jedziemy metrem, wyglądamy dziwnie, jest fajnie. Wychodzimy na Polach, wydostajemy się na zewnątrz… kropi deszcz! :’D Wszyscy zacieszają. Ale ludzie uciekają przed deszczem, chowają się.
http://img268.imageshack.us/img268/6125/dsc0065gf.jpg

A my, like a boss, kurde, idziemy dziarsko przez coraz to większy deszcz.
http://img641.imageshack.us/img641/77/dsc0070tk.jpg

Fenkowe sadełko na pierwszym planie. Love, love.
   Gdzieś przy zwalonym pniu zrobiliśmy sesyję fotograficzną. I była walka na kije między mną a Fene. I dzika orgia w deszczu. Padał grad. Ba, byle to był zwykły grad… On był wielkości moreli! O: Chyba każdy przynajmniej raz dostał taką kulką lodu w łeb.

http://img717.imageshack.us/img717/964/dsc0074ii.jpg

Ja i Al na pniu c:
http://img228.imageshack.us/img228/4451/dsc0079io.jpg

Pomagamy władować się Fence.
http://img854.imageshack.us/img854/6465/dsc0090ee.jpg

Kurdee, jaka ja chuda jestem o: Przeraża mnie to.
http://img62.imageshack.us/img62/9537/dsc0093cfd.jpg

o.o Bez komentarza….
http://img827.imageshack.us/img827/1771/dsc0089mpg.jpg

Znowu nasza trójca.
http://img31.imageshack.us/img31/7654/dsc0082gw.jpg

Ar.
http://img834.imageshack.us/img834/3873/dsc0097aw.jpg

My.
XD Walka na kijaszki:
http://img59.imageshack.us/img59/3007/dsc0104bw.jpg
http://img804.imageshack.us/img804/5681/dsc0102lw.jpg

http://img210.imageshack.us/img210/750/dsc0103bkb.jpg
http://img821.imageshack.us/img821/1277/dsc0143nb.jpg

Weronika. Podoba mi się ta fotka. Jest taka… naturalna.

http://img196.imageshack.us/img196/7374/dsc0135ae.jpg

http://img201.imageshack.us/img201/8257/dsc0129se.jpg

http://img849.imageshack.us/img849/8933/dsc0131dy.jpg
Ja na Fence. Paczcie na Asha XD

http://img838.imageshack.us/img838/2761/dsc0134yl.jpg
A TO POZOSTAWIĘ BEZ KOMENTARZA XDDD

   Przestało padać. Przemoczeni do suchej nitki, po uprzednim uwaleniu się błotem i innym szajsem, ruszyliśmy w głąb Pól. Doszliśmy do zbiorników wodnych, gdzie rozwaliliśmy się z rzeczami i rozbiliśmy obóz. Ja z Fenką weszłyśmy do wody (taaak, tej zasyfionej, pełnej różnych bakterii wody) i nurkowałyśmy. I zabrałam Fence bluzkę! :’D I kłóciłyśmy się, która ma większe cycki. A Al robiła nam zdjęcia z brzegu. Fene darła się do Asharada, żeby sobie poszedł xD
http://img27.imageshack.us/img27/8369/dsc0148va.jpg

Frag i Fenka nadciągają!
http://img443.imageshack.us/img443/5500/dsc0149un.jpg

Biedne, przemoczone Dzieci Słońca…
   Wyszłyśmy z wody, ja pomogłam Fenci zdjąć bluzkę, sama z siebie swojej się pozbyłam. I rozwiesiłam mokre rzeczy, żeby wyschły. A Fenka ciągle mówiła do Asha „Idź sobie”. Każdy uwalał się na każdym, było fajnie, miło, ciepło. Ja latałam z aparatem Tin i robiłam zdjęcia ^ ^
Po jakimś czasie Frag postanowił zniknąć.

   Nagie ciała, love, love. Kcemy, kcemy, popieramy:
http://img825.imageshack.us/img825/7220/dsc0162gc.jpg

http://img10.imageshack.us/img10/8525/dsc01662k.jpg

http://img534.imageshack.us/img534/5087/dsc0157br.jpg

http://img526.imageshack.us/img526/9164/dsc0161zb.jpg

To mi się podoba.
http://img406.imageshack.us/img406/5386/dsc0159is.jpg

Ash chciał zdeptać Fenkę D:
http://img831.imageshack.us/img831/1776/dsc0175mn.jpg

http://img528.imageshack.us/img528/3921/dsc0178zk.jpg

Idziemy dalej…
http://img35.imageshack.us/img35/4537/dsc0177d.jpg

… jest ok :’D
   Ach, w Złotych jeszcze zniknął nam Mid. Zostałyśmy same z Ashem. Przerażające.
   Około 17 zaczęliśmy się zbierać, by odprowadzić Tin. Ja zachowywałam się jak jednoosobowa chińska wycieczka, bo robiłam zdjęcia wszystkiemu, co się rusza. A sama wyglądałam… no, dziwnie.
http://img10.imageshack.us/img10/7750/dsc0194nc.jpg

Moje kochane sadełko c:
http://img338.imageshack.us/img338/9893/dsc0196jgw.jpg

Jak skomentowała Lusia: mina „masz jakiś, k*rwa, problem?” Ja sądzę, że Al po prostu przemawia Nam do słuchu xD
   Metrem jechaliśmy w kierunku Marymontu. W Centrum opuścił nas Ash. Robiłam sexy sesję Fence. Wyszło epicko (oczywiście dzięki modelce c: ).

http://img707.imageshack.us/img707/5916/dsc0198xw.jpg
Do metra!

 http://img163.imageshack.us/img163/853/dsc0205oh.jpg
Ash się do was uśmiecha.

Fenka:
http://img36.imageshack.us/img36/1337/dsc0206cx.jpg

http://img829.imageshack.us/img829/7327/dsc0204vo.jpg – epickość.
http://img545.imageshack.us/img545/1315/dsc0207vd.jpg

http://img703.imageshack.us/img703/6206/dsc0216dz.jpg <3

   Na miejscu spotkałyśmy moja koleżankę z klasy – Dianę, która też miała pojawić się na zlocie, ale nie mogła. Miała szczęście, że na nas trafiła i spędziła z Dziećmi Nocy choć pół godziny c:
   Na przystanku było wielkie żegnanie się z Tin… Fene siedziała koło autokaru i żałośnie wyciągała rączki w kierunku Tinki. Nawet kopnęła koło, mówiąc „głupi autobus”. To było..  urocze. I Fenka się popłakała D: I Tinka też – przyznała się, że ryczała pół drogi i jakaś kobieta obok się na nią bezczelnie gapiła.

Żegnamy się:
http://img254.imageshack.us/img254/3993/dsc0271yb.jpg

http://img42.imageshack.us/img42/4733/dsc0272jq.jpg

http://img444.imageshack.us/img444/7144/dsc0281p.jpg

Latarnia: http://img832.imageshack.us/img832/6094/dsc0270xu.jpg

Autokar Tinki: http://img802.imageshack.us/img802/2382/dsc0280q.jpg

Żegnamy się dalej…:
http://img838.imageshack.us/img838/568/dsc0284xe.jpg

http://img844.imageshack.us/img844/5162/dsc0286w.jpg

http://img688.imageshack.us/img688/2237/dsc0288ov.jpg

http://img191.imageshack.us/img191/4114/dsc0290rv.jpg

My z punktu widzenia Tin: http://img29.imageshack.us/img29/3286/dsc0291yl.jpg

Rozpaczająca Fenka oraz próby moje i jej wspięcia się do autokaru:
http://img585.imageshack.us/img585/1962/dsc00015kg.jpg

http://img163.imageshack.us/img163/8425/dsc00014tja.jpg

http://img560.imageshack.us/img560/8893/dsc00013dg.jpg

http://img266.imageshack.us/img266/3567/dsc00008qx.jpg

http://imageshack.us/photo/my-images/694/dsc00010dj.jpg/

   Potem Al, Diana, Fene i Ar odprowadziły mnie i Weronikę na Dworzec Gdański. Tym razem obeszło się bez łez i wielkich wzruszeń. W drodze powrotnej Weronika zdecydowała się dołączyć do HOTN c: A ja się dowiedziałam, że Fene została spisana, bo przeskoczyła przez barierkę wchodząc do metra. Nie miała biletu. I ją szanowni panowie ochroniarze spisali :I
   Ogółem zrobiliśmy około 200 zdjęć. Albo więcej, już sama nie wiem o.O
   I w sumie to chyba by było na tyle…
   Dziękuję za uwagę, dobranoc i przepraszam, że notka ukazała się tak późno, ale nie mogłam się za to zabrać.

Mamo, jesteś taka głupia. [Tin]


 
Ciemna postać wydawała się lekka jak piórko, powoli unosiła się nad osmoloną podłogą chroniąc swoje nieistniejące stopy przed brudem z posadzki. Kaptur czarnego płaszcza bezwładnie zwisał na jej plecach, a kosmyki ciemnych włosów ciężko opadały na ramiona, jakby mokre od nienawiści. Kobieta zbliżała się powoli, wbiła we mnie swoje przykre spojrzenie, a bolało ono bardziej niż ostrza powbijane w moje ciało, dla unieruchomienia go. Czułam się jak w naprawdę dobrym horrorze, nie było żadnych okien, a jedyne drzwi zasłaniała sylwetka kobiety. Zamknęłam oczy w nadziei, że się obudzę. Tylko one mi zostały, ust niemalże nie miałam, nie czułam ich, nie mogłam nic powiedzieć, a uszy nie odbierały dźwięków. Bo nikt ich nie wydawał. Odważyłam się podnieść powieki, nie był to dobry pomysł. Choć zważając na okoliczności nic innego nie mogłam zrobić. Ona stała tuż przede mną i szepcząc coś wyciągnęła nadnaturalnie długą dłoń zza pleców. Palce powędrowały w stronę mojego brzucha na chwilę znikając z pola widzenia moich czekoladowych oczu. Gdy znów je zobaczyłam były szkarłatne i ściskały jakiś ciemny kształt. Zerknęłam w dół. Mój brzuch był rozcięty na pół, po nogach spływała jeszcze ciepła krew, a w dłoniach Kali spoczywało moje dziecko.
TO TYLKO SEN. OBUDŹ SIĘ, MAMO.

———————————————————————————–
Hjhbdfjsadbfkja. Przepraszam za kolejne opowiadanie w ludzkiej formie. Przepraszam. To już ostatni raz.

5 lipca 2012

Haunted by fear. [Aldieb]



          Aldieb wstała, zamiatając długim ogonem po ziemi. Wyciągnęła przednie łapy, schodząc do ukłonu, żeby z cichym pomrukiem rozciągnąć kręgosłup. Ziewnęła przy tym, szeroko otwierając paszczę i ukazując różowy język. Na koniec otrzepała się na całym ciele, poczynając od czubka nosa, a kończąc na puszystym ogonie. W półmroku dało się dostrzec jak wokół niej posypało się kilka błyszczących włosów. Po wykonaniu tej gimnastyki ruszyła płynnym krokiem ku szarej wilczycy, opuszczając wydeptane legowisko pod jej ulubionym drzewem. Korzystając ze sposobności, wślizgnęła się w stałe miejsce odpoczynku Szery, by tam zwinąć się w kłębek i przykryć puszystą kitą.
          Szara samica leżąca na chłodnej powierzchni kamienia, wyciągnęła się mocniej do przodu i przekręciła lekko głowę. Policzek spoczywał na krawędzi głazu, a ciało wilczycy wygięło się w dziwny sposób. Jasne spojrzenie wbiła w leżącą w wyżłobieniu głazu waderę. Odsłoniła kły, jakby w grymasie pomieszanym z dziwnego rodzaju rozbawieniem.
          Brązowa uniosła delikatnie pysk i skierowała oczy w górę, zerkając na samicę. Uniosła górną wargę, ukazując białe zęby w zadziornym uśmiechu. W jej spojrzeniu dało się wyczytać nieme pytanie „Co na to powiesz, Szero?”
          Ta zamiotła mocno ogonem i kłapnęła zębami w powietrzu. Po chwili ziewnęła i spojrzała ponownie na wilczycę. Wyraz jej pyska świadczył o braku zdecydowania. Nie przeszkadzał jej fakt, że wilczyca zajęła jej stałe miejsce. Jednocześnie wyraz złotych ślepi wadery sprawiał, że budziła się w niej ochota wstania i w zadziornej odpowiedzi wygonienia Jej.
          Drobna samica przymrużyła lekko oczy i uśmiechnęła się łagodniej, spokojniej. Przechyliła nieznacznie łeb, nadal spoglądając w stronę Szery. Zamarła na krótką chwilę, jakby się zastanawiając co teraz zrobić. Po chwili westchnęła cicho i opuściła pysk, kładąc po sobie długie uszy. Schowała nos w puszystym futrze ogona i przymknęła powieki.
          Z gardła szarej wydobył się cichy pomruk. Zamiotła ponownie ogonem, jednak było to jakby łagodniejsze, mniej nerwowe. Patrzyła przez chwilę na waderę. Zorientowała się, że zapadła cisza. Kątem oka zerknęła na zgromadzonych, kierując w Ich kierunku jedno z oklapniętych uszu.
          W tym czasie oddech zwiniętej w kłębek wadery powoli się wyrównał. Zwolnił, wpadając w równy, powolny rytm. Podczas gdy jej ciało zastygło, umysł zaczął odpływać, daleko ku nieznanym wodom tajemniczych snów. I dalej…
***
.Muzyka.
(http://www.youtube.com/watch?v=EZGrFkKgdv0)
          Zamarła. Nie była w stanie się poruszyć. Tak bardzo chciała postąpić chociaż krok… strzygnąć uchem, oblizać suchy nos, rozejrzeć się dokoła, jednakże… nie mogła.
          Kończyny, każda komórka jej ciała odmawiała posłuszeństwa. Niczym zamrożone, zesztywniałe z przeszywającego je na wskroś panicznego strachu. Zbyt oszołomione by dotarły do nich wysyłane przez nią impulsiki.
          Świat wokół jej sylwetki zaczął z wolna się obracać, wirować. Chciała podążyć za nim wzrokiem, odwrócić głowę. Byleby nie stracić go z oczu. Ale nic nie działało. A wewnątrz niej zaczynała się rodzić dzika panika. Niczym motyl złapany w pajęczą nić, serce trzepotało w jej wnętrznościach, przeczuwając zbliżający się koniec. W ostatnich, desperackich wysiłkach próbowało się uwolnić z lepkiej pułapki… Lecz nadaremno.
          A tam… w mroku, coś się czaiło. W ciemności, poza zasięgiem jej wzroku, znajdowało się coś mrocznego. Obserwowało ją, wodziło nienawistnym spojrzeniem po jej plecach, oblizując w złośliwym uśmiechu ostre jak brzytwa kły, radując się bezradnością samicy.
          Cała sparaliżowana, drżąca niczym osika, nie mogła nic zrobić poza oczekiwaniem. Oczekiwaniem na śmierć. Już wiedziała, przeczuwała, że nie ma dla niej innego zakończenia. Nie mogło być.
          Powietrze ze świstem przeszył mrożący krew w żyłach chichot. Tuż po tym cały świat się załamał, niemal zgiął w pół, by za chwilę wywrócić się na drugą stronę, rozciągany przez niewidzialną, potężną siłę, w niewytłumaczalny sposób odwracając bieg cząsteczek.
          Rdzawa ciecz polała się po pysku, klatce piersiowej i smukłych łapach wadery. Zachwiała się na drżących łapach i upadła ciężko na szklaną powierzchnię. W sekundę potem drobna rysa pomknęła przed siebie, rozgałęziając się na kolejne, coraz liczniejsze chaotyczne nurty.
          Przezroczysta ściana pękła. Tysiące, skrzących się w srebrzystym blasku, odłamków zawirowało w przestrzeni, rozpoczynając taniec śmierci. Ciało samicy runęło w dół, ku ciemności, ciągnąc za sobą flagę czerwieni. Drobne kropelki karmazynu w pędzie ochlapało szklane kawałki, dodając do mistycznego tańca nowe akordy.
          Wtem wszystko się zatrzymało. Zamarło, zamrożone w czasie i przestrzeni. Przez wątłe ciało samicy i otaczające ją fragmenty lustra przebiegła fala dźwięku. Brązowa ledwo czuła drgania w omdlałych, bezwładnie zwisających kończynach. Przy kolejnym uderzeniu szkło rozsypało się, tworząc błyszczący, niczym gwiazdy na atramentowym niebie, puch niezliczonych drobinek, unoszących się, bez najmniejszego ruchu w powietrzu.
          I zapadła cisza.
***
          – Hej.
Ciemnobrązowa wilczyca wzdrygnęła się gwałtownie, kiedy nagle z półsnu wyrwał ją czyjś głos. Przez krótką chwilę, wpatrywała się tępo przed siebie, próbując otrząsnąć się z resztek snu. Uniosła leniwie powieki, by zerknąć na przybyłą istotę.
          – O, Jenn… Salve. – Uniosła kącik pyska w uśmiechu, nie spoglądając jednak waderze w oczy. Z góry dobiegł ją cichy głos Szery.
          – Witaj.
          Jenna ugięła delikatnie szyję w lekkim ukłonie, po czym usiadła nieopodal nich. Niemal w tym samym czasie brązowa wychynęła ze swej kryjówki, by posłać zebranym na polanie ostatnie spojrzenie i zniknąć w mrokach puszczy.
———————–
Nie umiem pisać.
Do tego miałam długą przerwę w pisaniu opowiadań.
Brak słów. A onet jest głupi i nie pozwala mi edytować tej notki.

2 lipca 2012

Księga, cz. 1 [Padma]


Stoję po jednej stronie chodnika, wpatrzona w dom stojący przede mną. Syrena, mnóstwo ludzi, kilka osób przebiega obok mnie. Jakbym była powietrzem. Do budynku wbiega młoda kobieta, za nią policja i lekarze, chcą ją złapać… Upada, tuż przed nim, jej krzyk dociera do moich uszu. Podnoszę wzrok na okna mieszkania, w którym przebywa. Ludzkie szepty, płaczące dzieci, przejęte kobiety i wściekli mężczyźni. Znaleźli go. Mężczyzna z wyżartym gardłem. Wiozą go na noszach, do karetki.
- Po co? I tak już nie żyje.. – te słowa wydobywają się w moich ust. Kilka oburzonych twarzy kieruje się w moją stronę.
- Nieczuły potworze.. – rzuca jakaś starsza kobieta w moją stronę i kręci głową. Hmm.. może tak? Wzruszam ramionami i ruszam w przeciwną stronę, naglę słyszę przejęte głosy i czuję pełno spojrzeń na swoim karku. Obracam się powoli, wszyscy patrzą na ślady, które zostawiam za sobą. Spoglądam na swoje buty, które po prostu ociekają krwią. Jej zapach dociera do moich nozdrzy, a kły wysuwają się mimowolnie. Kilka kobiet mdleje, inne zaczynają chować dzieci w ramionach, cała reszta chwyta za jakieś ostre lub twarde przedmioty, moja postać nagle zostaje oświetlona przez tajemnicze latarki.
- To jej sprawka! Brać ten wybryk natury! … – słyszę i rzucam się na nich z kłami.
Budzę się gwałtownym szarpnięciem i chwytam poduszkę obok. Pierwszy raz nikt na niej nie leży.
- Neban? – odwracam głowę, ale go nie ma. Nieprzyzwyczajona rozglądam się nerwowo po pokoju, kiedy dociera do mnie, że przecież zniknął na dłużej. Wzdycham z ulgi i wtedy sen przypomina mi się klatka po klatce. Chwytam czoło i zerkam na swój brzuch. – Mała paskudo, co ty mi robisz hm? – uśmiecham się pod nosem kładąc dłoń na lekko wypukłym już brzuchu. Znowu ten sen, tylko że dłuższy. Opadam na poduszkę i spoglądam na puste miejsce w łóżku, gładzę je lekko dłonią. – Ty byś pewnie coś zaradził wesołku.. – podnoszę się na równe nogi z uśmiechem i naciągam za dużą koszulkę za tyłek.
Od jakiegoś czasu działy się ze mną dziwne rzeczy. Mam dziury w pamięci, a z tego co mi wiadomo wybieram się na ,,wampirze polowania,, o których nie mam pojęcia, więc łączę te fakty w jedno. Wczoraj wybrałam się do swojej dawnej krainy po ogromną księgę, przekazywaną tam z pokolenia na pokolenie, aby dowiedzieć się co jest grane. Czy jest jakieś normalne wytłumaczenie tego. Jeszcze te sny.. Nie mam pojęcia czy to kwestia sumienia. Przez mój brak kontroli mam już jedną ofiarę na sumieniu, nie chcę już powtórki z rozrywki.
Ruszyłam w stronę kuchni i wyciągnęłam fiolkę krwi.
Od kiedy jestem w 3 miesiącu, mała zaczęła się buntować i krew muszę ograniczać dosyć mocno. Nic dziwnego, w końcu przez ,,tabletki antykoncepcyjne,, wymysłu mojego narzeczonego, Chloe nie będzie miała w sobie ani odrobiny wampira. Co na moje ma swoje plusy.
Wypiłam krew na raz i zjadłam moje udziwnione śniadanie typu ogórek z majonezem, ketchupem itp. Teraz pora przeszukać te kilkaset stron w poszukiwaniu odpowiedzi. Wyszłam na ogród z księgą, która nie należała do najlżejszych, zaśmiałam się pod nosem.
- Oj wesołku, jakbyś to zobaczył to byś mi nogi z tyłka pourywał. – ponownie się zaśmiałam przypominając sobie słowa Nebana, jak to nie powinnam dźwigać, przemęczać się lecz dużo odpoczywać. Usiadłam wygodnie na ławce i zaczęłam wertować stare, pożółkłe strony. Już wczoraj zaczęłam przegląd więc otworzyłam na mniej więcej środku.
Kiedy już zaczęłam tracić nadzieje, a na niebie zawitały ciemne kolory, moje w połowie przymknięte powieki doczytały się dziwnego przypadku w lecznictwie.
Księga ogólnie jest spisem pacjentów z dziwnymi przypadkami chorób czy właśnie ciąży lub innych takich bajerów.
Trafiłam na wzmiankę o hybrydzie, która była w ciąży z wilkołakiem, ale z niewyjaśnionych przyczyn młode w brzuchu było 100% wilkołakiem, mimo jej wampirzej części genów. Jej organizm podawał dziecku potrzebne składniki do przeżycia ale źle działał na sama matkę. Nie były to problemy zdrowotne ale psychiczne.
- Tak, jestem w domu.. – powiedziałam na głos i przebudziłam się błyskawicznie. Podniosłam się gwałtownie z ławki, co spowodowało lekkie rwanie w brzuchu, ale szybko przeszło. Zostało mi dużo stron do przeczytania o tym przypadku. Może dzięki temu rozwiąże nasze problemy, albo chociaż znajdę odpowiedz dlaczego tak się dzieje.
/możliwa kontynuacja/
__________
Wiem, nudne, ale jakoś mnie natchnęło…

1 lipca 2012

To dopiero początek. [Arashi]

01 lipca 2012
Na polanie siedzi wiele zwierząt, ganiających się na wszystkie strony. Pośród nich znajduje się jednak jedna wilczyca więcej, tyle że oni o tym nie wiedzą. Przygląda się im dokładnie swoimi błękitnymi ślepiami. Nie widzą jej. Nie słyszą. Nie mają świadomości jej cichego istnienia. Z nieba spada rzęsisty deszcz, jednak to nie przeszkadza szczeniakom w zabawie. Wilczyca odkąd tylko pamięta, zawsze siedziała pod swoim drzewem, przyglądając się innym. Niekiedy tylko zdarzało się, że do nich dołączyła. Jej serce wyrywa się z piersi, chcąc powrócić do starej rodziny, do życia. Z pyska wadery wylatuje cichy dźwięk, coś jakby nieme wycie. Żal ściska jej duszę, pozbawioną ciała. Boli. Inaczej, niż w chwili niedawnej śmierci, jednak zdaje się, jakby ból był jeszcze silniejszy niż wtedy. Wilczyca powoli podnosi się z ziemi, kierując swe kroki w stronę lasu. Mimowolnie odsłania kły, zaciskając na chwilę powieki. Chce żyć. Wie w tym momencie tylko to, nic więcej. Jej kroki przyspieszają, zamieniając się w trucht. Na jej łapie raz po raz podskakuje niewielka buteleczka przewiązana rzemykiem wokół nadgarstka wilczycy. Wie, że może wrócić do życia, jednak wie też, że ma to pewną cenę.
Wadera pochyla się nad skromnym nagrobkiem, owijając swoją smukłą sylwetkę pozbawionym sierści ogonem. Zębami odkorkowuje niewielkie naczynie, przechylając je następnie w taki sposób, by parę kropel wylało się na ziemię w miejscu, gdzie pochowane jest ciało. Następnie sama wypija dosłownie kilka kropelek tajemniczego płynu, po czym zaciska powieki, czekając na cenę, jaką musi zapłacić za odzyskanie życia. Nic. Pustka. Jej powieki uchylają się niepewnie, jednak to co widzi wytrąca ją z równowagi. Demony. Mnóstwo demonów siedzi tuż przed nią, wokół nie ma nic. Biała przestrzeń, przerażająca ziejąca chłodem pustka. Największy z tajemniczych stworzeń kieruje na waderę krwiste ślepia, wyszczerzając kły w cynicznym uśmiechu.
- Po śmierci chcę mieć twoje ciało- mówi tylko, przewiercając drobną, w porównaniu do samego demona, istotę wzrokiem- Dusza mnie nie obchodzi. Będę mógł użyć twojego ciała jak mi się spodoba. Nic ponadto. Jeśli się zgadzasz, kiwnij głową, jeśli nie, po prostu odejdź- dodaje.
Wadera patrzy na demona ze zdziwieniem. Po krótkim zastanowieniu kiwa głową na znak, że zgadza się na tę wymianę. Po śmierci ciało nie będzie jej już potrzebne.

Dziewczyna obudziła się na wzgórzu, gwałtownie kaszląc i powoli łapiąc oddech. Podniosła się z ziemi i popatrzyła na trawę, wśród której leżał uschnięty biały kwiat.
- Wiesz, kwiatku…- uśmiechnęła się lekko, a po jej policzku popłynęła jedna łza- Dziękuję, że mi towarzyszyłeś do końca. Jednak dla mnie to dopiero początek.
__________________________________________________________
Imię: Arashi
Wiek: Niecałe 3 lata
Płeć: Samica
Hierarchia: Zabójczyni, uczennica na zwiadowcę
Zdjęcie: forma wilcza, forma ludzka
Charakteru dowiecie się w swoim czasie, ponieważ Ar nie jest osobą, u której można go tak po prostu opisać.
(Arcia powraca~! Przepraszam za tak krótką kartę, jednak nie miałam w ogóle weny żeby ją napisać, poza tym większość osób już mnie tu zna, a jak ktoś mnie nie kojarzy, to pozna, o ile będzie chciał. Ar stała się Jezusem Zmartwychwstałym, będzie chodzić po wodzie i ewangelizować stado >8D Dobra, oszczędzę Wam tego już. W każdym razie witam z powrotem, kochani)
Arashi (22:40)

"Tyś żołnierzem jest, co o wolność walczy..." [Naphill Naomi]

01 lipca 2012
   Cicha melodia z nieznanego źródła. Rozchodzi się zewsząd dookoła. Delikatnie muska końce uszów, pieści czułe zmysły. Lecz w swej bezpretensjonalności i swobodzie jest… ciężka. Sentymentalna i… smutna. Mroczna. Niczym macki, które wtargnęły do mojego umysłu. Dla mnie, proszę, graj…

   Czuję jak chłód spowija moje myśli. Jak stają się one ciemnie i nieprzeniknione, niemożliwe do odczytania. Nieład. Wszystkie ulotne chwile przemykają przed oczyma wyobraźni, czuły dotyk zamiera nagle, wspomnienie znika. Nie dam rady tak dłużej… to mnie wykańcza. Powoli, acz nieubłaganie sprawia, iż staję się coraz słabsza. Poddaję się Ciemności.
I choć płynie czas, nie wyrzuć mnie z pamięci swej.   Tak nie można… Kto pozwolił Ci wtargnąć do mego własne, intymnego świata przemyśleń i rozważań? Któż wskazał Ci właściwą drogę? Czemu zamknąłeś za sobą drzwi i z uporem kilkuletniego dziecka nie chcesz odejść? Wiem czemu… Wiem, ale nie chcę dopuścić do siebie tej odpowiedzi. Boję się. Tak bardzo się boję, że wyrzuty sumienia nie odstąpią mnie na krok po przyznaniu się do winy. Z drugiej jednak strony jestem świadoma tego, że nie ucieknę. Nie mam sił…
Już nie mogę biec…

   Pozostaje mi tylko żyć i mieć nadzieję, że uda mi się zdusić w sobie ponure myśli. Bo ja nie zapomnę. Nie usunę tego z pamięci. Lecz, choć obrazy pozostaną żywe, w sercu już na zawsze panować będzie pustka. Możliwe, że zawsze tam była, nigdy nie została zapełniona choćby po części. Może to psychoza? Chory stan, który trwał zaledwie ułamek sekundy. Który minął… wypalił się. Bezpowrotnie.
Nie zostało nic, puste serce mam.

   Destrukcyjność mojej osoby mnie przeraża. Boję się, że znów zabiję, zniszczę. Nie chcę. Tak cholernie nie chcę znów kogoś unicestwić. Chcę skończyć…
Bo żołnierzem jestem rannym i nie walczę już.

   Po prostu zostawić to za sobą. Tylko tyle…
Niewiele tak dziś chcę – weźcie mnie stąd lub tu zostawcie mnie.

   Wiem jednak, że to niemożliwe. Nie dam rady wyłączyć się, przestać uczestniczyć w życiu innych. Zbyt wiele poświeciłam, by teraz z tego zrezygnować. Sześć la walczyłam o to, czego naprawdę chciałam – o wolność. Czy mi się udało? Nie mam pojęcia. Ale na pewno jest lepiej, aniżeli było. Na pewno… a może tylko to sobie wmawiam?
   A może warto posunąć się o krok dalej, zamknąć się w sobie, skupić na własnych potrzebach. Znów popaść w stan emocjonalnego znieczulenia, udawać?
   Ale nie chcę stracić siebie… Zbyt wiele łez i krwi wylałam, by teraz odpuścić.
   Mam tylko nadzieję, że nie przeleję czyjegoś karmazynu…
Tyś żołnierzem jest, co o wolność walczy. O wolności śni… to jest warte krwi.
Naphill Naomi (21:24)