Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

22 września 2012

Wróg czy Przyjaciel...? [Kayoko]


Była ciemna, bezchmurna noc…
 
Jedynie blade światło Księżyca i kilka towarzyszących mu Gwiazd
rozjaśniało szare pustkowie.
Szare pustkowie
które
było
zalane…

Krwią…
Ślady te pozostawiało stworzenie,
inne niż wszystkie…
które właśnie teraz chwiejnym krokiem wchodziło do ciemnego lasu…
kierując się w stronę stada…
nic nie spodziewających się wilków.
Do czasu kiedy stworzenie zbliżało się coraz bliżej,
Wilki zareagowały gwałtownie, stawiając na równe łapy z podniesionymi
uszami i sterczącymi ogonami.
Pełne niepokoju, lęku, strachu ale także i z narastającym napięciem
agresji.
A kroki nieznajomego im jeszcze stworzenia, już było słychać
zza krzaków i drzew mrocznego lasu.
Wszyscy wybiegli na pozycje obronną chcąc ochronić swoje terytorium
a przy okazji sprawdzić kim jest lub czym jest to co wzbudza
w nich te napięcie.
Całemu stadzie ukazała się…
Wilczyca…
Wyczerpana, z Krwawiącymi ranami, która trzymała w pysku…
Trupią… Głowę… Smoka…
Z dwoma rogami i wywalonym długim językiem.
 
Mimo wyczerpania, ściskała ją w kłach coraz mocniej marszcząc
groźnie oczy i pysk. Stado uspokoiło się na moment widokiem Wilczycy
ale niepokój wrócił kiedy Ciemno-Szara Wilczyca upuściła Smoczą Głowę i pustym
wzrokiem przeleciała po stadzie, zatrzymując się na Alfie…
Stado cicho warcząc, gotowe do ataku, zwlekało do ostatniej chwili
Wilczyca jedynie co zrobiła to otworzyła lekko pysk…
i runęła na ziemię, unosząc pył piachu w górę
Napięcie Stada rozładowało się widząc że Alfie i im,
nic nie grozi, gdyż Wilczyca była w pełni nieprzytomna…

                       Pytanie było tylko jedno…
                       „Co oni z nią zrobią?”
                    Nie wiadomo jakie ma zamiary
                                        …
             Czy okaże się ich Wrogiem czy Przyjacielem
                                        …
            Czy Stado dobije ją zanim odzyska przytomność?
                                        …
            Czy też spróbują ją uratować i dowiedzieć się
                             Kim ona jest…?
>>>KLIK<<<
(P.S. Bardzo dziękuję za zaproszenie i obiecuje że jeżeli dacie mi tą szansę nie będzie
nigdy pusto z mojej strony)

3 Komentarz:

  1. Lisica pomknęła w stronę nieprzytomnej, gdy tylko jej ciało gruchnęło o poszycie. Trąciła jej łapę nosem, a gdy utwierdziła się w przekonaniu, że coś jest nie tak, spojrzała wyczekująco w stronę zgromadzonych. – Kurde. Zróbmy z Nią coś. – Wyskamlała. Nie miała pojęcia, co powinna zrobić, nigdy nie zajmowała się medycyną. Jeżeli samica przyszła na teren stada i padła u ich stóp, ruda czuła się zobowiązana, by jej pomóc.

  2. *Poszła w ślad za Acodine lustrując wzrokiem głowę smoka, później przeniosła spojrzenie na nieprzytomną* Trzeba zatrzymać krwawienie.. *poszła na chwilę i wróciła z szybko znalezionymi bandażami próbując owinąć je w okół ran. Dała resztę dla lisicy, żeby pomogła, samej będzie trudno* I hmm nie wiem co dalej, może jakieś zaklęcie? Na zielarstwie znam się średnio.

  3. *wilczyca poruszyła się, ostatkiem sił podniosła łeb i spostrzegła bandaż… spokojnie i powoli położyła łeb z powrotem na ziemię i przyglądała się lisicy i klaczy które ją opatrywały…*

15 września 2012

Odchodzę [Tiffany]

Odchodzę


Po przeczytaniu tego posta, zanim zaczniecie narzekać, że ‚tyle ludzi odchodzi’, pomyślcie, że będą następni, których pewnie nie będę miała okazji poznać, ale oni też w jakiś sposób będą tworzyć HOTN.
1036 dni.
Tyle minęło od mojego dołączenia do HOTN. 
Poznałam wiele ludzi, byłam na paru zlotach, parę razy odchodziłam i wracałam. 
Jednak tym razem zdałam sobie sprawę, że już nie czuje się częścią rodziny.
Gdy znajdę czas wejdę na flash’a, albo pojawię się na zlocie. Jednak nic nie obiecuje.
Za bardzo skupiam się teraz na realnym życiu, by siedzieć w wirtualnym. 
I podpisuje się pod prośbą Mleka: „Proszę tylko, żebyście dalej tworzyli Stado Nocy. I nie przejmowali się tym, że nie jest ono jak dawniej – wszystko się zmienia, My, tworzący Herd of the Night, także. Teraz już nie „My”, tylko „Wy”.”

Do zobaczenia… kiedyś tam.

Tiffany.

14 września 2012

Las Dusz [Naphill Naomi]

Las Dusz


   Późny wieczór. Na nieboskłonie zapewne pojawiały się już gwiazdy, by swym blaskiem oświecać drogę wędrowcom, a jednocześnie konkurować z księżycem. Zapewne…
   Uniosłam łeb ku górze. Gęste korony wiekowych drzew przenikały się wzajemne, splatały konarami w trwałym uścisku, tworząc widoczną jesienią oraz zimą pajęczą sieć gałęzi. Teraz ich szelest skutecznie zagłuszał wszystko, co działo się poza żyjącą kopułą.
   Odetchnęłam ciężko, wznawiając podróż. Szłam wolno, jakby pogrążona w dziwnym transie. Mijałam kolejne drzewa, których pnie, skąpane w cieniu, prezentowały się dość przerażająco. Zdawało się, iż stare dęby i buki są nie tylko częścią lasu, ale także jego strażnikami – niemymi, trwającymi w bezruchu, za to o otwartych oczach, które obserwują każdy ruch.
   Cała ta puszcza była dziwna. Upiornie cicha i pusta. Jak nigdzie indziej na terenach Stada Nocy. Zdawało się, iż jest to miejsce zapomniane, gdzie od dawna nikogo nie było. Dlaczego? Czemu wszyscy odeszli? Nie było nikogo oprócz mnie. Wędrowałam przed siebie. Czego oczekiwałam? Nie wiedziałam. Może miałam złudną nadzieję, na to, że jednak kogoś lub coś znajdę. Może będzie to rozwiązanie dotychczasowych problemów albo zapowiedź kolejnych? Znajoma dusza? Osoba? Bądź, po prostu… nic.
   Mijały kolejne minuty. A las skryty pod czarną peleryną nocy wydawał się coraz straszniejszy. Ponure, potężne drzewa zdawały się momentami ruszać, szeptać między sobą w niezrozumiałym języku. Zza ich pni coś wyglądało ciekawsko. Patrzyło, obserwowało… pragnęło śmierci innych?
   Czułam, jak adrenalina uderzyła w moje żyły, przyspieszyła bicie serca. Lęk zrobił swoje. W powietrzu unosiła się ciężka woń rozkładu. Zrobiło się chłodno. Wręcz zimno. Jak w żadną letnią noc. Obłoczki pary unosiły się tuż przed moim pyskiem, po chwili znikały.
   Zatrzymałam się. Nastawiłam uszu, wstrzymałam oddech.
   Cisza.
    Wszechobecna, zniewalająca cisza. Nawet liście przestały szeleścić. Nigdzie nie pohukiwała sowa, świerszcze nie dawały koncertów.
   Jedynie bicie serca. Starającego się nie popaść w panikę. Kołatało w klatce piersiowej niczym ptak, który chce wyrwać się z klatki.
   Trzask.
   Drgnęłam z przerażenia. Zaczęłam rozglądać się dookoła. Szukałam źródła dźwięku. Zamarłam, gdy między drzewami ujrzałam światło. Nikłe, białawej barwy. Drgało ono niespokojnie. Zdawało się… że czegoś oczekuje. A może kogoś.
   Niepewnie, obawiając się konsekwencji, postąpiłam krok w kierunku blasku. Potem kolejny. W końcu dotarłam do niego na tyle blisko, iż mogłabym je dostać, gdyby skoczyła. Choć biel z zasady powinna kontrastować  z czernią, ta była jakby częścią mroku. Wyłaniała się z niego i jednocześnie wtapiała. Poruszała…
   Powoli przyjęła kształty i rozmiary wilka, wciąż pozostając jednak bielą. Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, światło zaczęło tracić na jasności, rozchodzić się. Niespiesznie opuszczało sierść, która okazała się być brązowa. Spod czarnej grzywy spozierała na mnie para bursztynowych ślepi.
   – Aldieb… – szepnęłam cicho, jakby bojąc się, że zjawa zniknie.
   Al skinęła łbem. Bez słowa. Ja sama nie wiedziałam, co mówić, co robić. Atmosfera stała się nie do zniesienia. Łapy, choć wmurowane w podłoże, chciały uciekać. Serce rwało ku przytulnej polanie, gdzie płonie ogień. Za to wzrok wlepiony był w Aldieb, uszy wyczekiwały jej słów.
   Ostatecznie udało mi się zmusić do kroku w tył. Tylko jednego…
   – Nie odchodź.
   Głos zjawy przeszył powietrze niczym sztylet ciało. Choć był spokojny, zmroził krew w żyłach.
   – Nie odchodź. – powtórzyła. – Brakuje tu istot żywych. Sama widzisz… – poniosła wzrokiem po milczących koronach. Zdawało się, iż tworzą one sklepienie sali pełnej kolumn, które stanowiły pnie drzew.
   – Co to za miejsce? – zapytałam, zdobywając się na odwagę.
   Aldieb uśmiechnęła się nikle. Zapewne miał to być jeden z tych zwykłych uśmiechów, które posyła się komuś w zamyśleniu. Jednak w tej chwili zdawał się być niczym z horroru.
   – To jest miejsce spoczynku Dusz, które odeszły ze Stada Nocy.
   – Cmentarz? – wydedukowałam.
   Pokręciła łbem.
   – Coś innego. Każdy, kto kiedykolwiek należał do Stada Nocy, uznał je za rodzinę, stawał się jego częścią. Nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Rodziła się w nim niewielka cząstka, która z czasem rosła, stawała się coraz silniejsza. I tę właśnie część, ten magiczny pierwiastek, wciąż ciągnie ku terenom Herd of the Night, nawet, jeśli Dusza sama w sobie temu przeczy.
   – Nie jestem pewna… czy rozumiem. – zmrużyłam ślepia, wpatrując się w widmo. Długi ogon wilczycy zadrżał, jakby samica nie miała cierpliwości tego tłumaczyć.
   – Rozumiesz, Naomi. Bardzo dobrze rozumiesz. Ale teraz… – kontynuowała, wodząc wzrokiem po milczącym lesie – Zabrakło kogoś, kto po prostu byłby tutaj, czuwał. Sprawował pieczę nad tymi terenami, towarzyszył. Pozostawione tu Dusze maleją, ulatniają się. Czasem wracają… ale jedynie na chwilę. Zaglądają, nie mówiąc ani słowa. Ten las zaczyna obumierać, Naomi.
   Milczałam. Nie miałam pojęcia, jak jej odpowiedzieć.
   – Muszę już iść. – jej sylwetka powoli zaczęła się rozmywać. Biała łuna otoczyła wilczycę.
   – Al, nie znikaj!
   – Muszę… Pamiętaj – nawet, gdy przyjdzie na Ciebie czas i odejdziesz, nie zapominaj o tym miejscu
   Zniknęła. Nie zdążyłam wydusić z siebie nic więcej, światło ją pochłonęło i zgasło.
   Czując obezwładniają bezradność ruszyłam w drogę powrotną.
   Gdy tylko zbliżyłam się do polany HOTN, doszedł mnie gwar rozmów i wesoły trzask ognia. Wychodząc z zarośli, zlustrowałam otoczenie wzrokiem. Ognisko płonęło, wysyłając ku czarnemu niebu jasne iskry. Dookoła niego gromadziły się zwierzęta.
   Poczułam miłe ciepło rozlewające się wewnątrz mnie. Jednak temu przyjemnemu uczuciu towarzyszyło także dziwne ukłucie. Była to tęsknota.
   Wizja rozwiała się, postacie zniknęły, zapanowała ujmująca cisza.
   Taka kombinacja uczuć: ciepło a zarazem ból, towarzyszyły mi zawsze, gdy wspominałam stare, dobre czasy. Szkoda, że one już nie powrócą.
   Nie tracąc więcej czasu, przeszłam obojętnym krokiem przez polanę. Skryłam się między drzewami. Ktoś, kto mnie obserwował, mógłby dostrzec jedynie wilczą sylwetkę, która niespodziewanie zniknęła. Ot, została wycięta z kadru w ciągu ułamka sekundy; skoczyła do innego świata. Zupełnie, jakby tutaj nigdy nie istniała.
   ___________________________________________________
  Chciałam Wam wszystkim podziękować. Za co? Za każdą mile spędzoną chwilę; za pomoc, gdy jej potrzebowałam; za te wszystkie zloty i wszelkie dziwne akcje; za to, że pełniąc dla mnie rolę drugiej rodziny udało Wam się dokonać we mnie ogromnych zmian. Dzięki Stadu Nocy, dzięki: Aldieb, Lunie, Fragarii, Aspeney, Anaid, Teamowi, Beliarowi, Jennie, Korkowi, Nebanowi, Syriuszowi, dzięki Wam wszystkim jestem, kim jestem. Bez Was nie istniałabym w tej teraźniejszości. Ponadto powinnam wspomnieć także o Rozalii, Gloli, Mi-Chan, Tiffany i Destroy, Midowi, Tin,  którzy, jak każdy, kogo miałam okazję poznać bliżej, w pewien sposób na mnie wpłynęli. Nigdy o Tobie nie zapomnę, Glo, choć często irytowała mnie Twoja osoba. Podobnie z Destroy – szkoda, że przestałaś się do mnie odzywać i olewałaś mnie, gdy chciałam porozmawiać. Z całego serca dziękuję też Tobie, Seth. Za to, że po prostu jesteś. I jesteś sobą – bezczelnym arogantem, który sądzi, że pozjadał wszystkie rozumy.
   Przyjęliście mnie do swoistej familii, dzięki której wytrwałam ciężkie chwile. Wspieraliście mnie; ukazywaliście moje wady, które w miarę możliwości starałam się przeobrazić w zalety; byliście, zawsze.
   Nie mówię, że tu nie wrócę – nic nie jest pewne. Sądzę jednak, że moja rola w tej grze dobiegła końca. Rozumiem Aldieb, która najpierw zrezygnowała z władzy, a potem odeszła. Coś we mnie wypaliło się, nie płonie tak jasno, jak kiedyś.
   Przepraszam, jeśli ktoś będzie tęsknił;jeśli z jakiegoś powodu będzie Wam mnie brakowało; przepraszam, że Was zostawiam.
   Proszę tylko, żebyście dalej tworzyli Stado Nocy. I nie przejmowali się tym, że nie jest ono jak dawniej – wszystko się zmienia, My, tworzący Herd of the Night, także. Teraz już nie „My”, tylko „Wy”.
   Powodzenia.

   Naomka

12 września 2012

Hybryda [Padma?]


Hybryda


[MUZA:http://www.youtube.com/watch?v=W3qkiHuslDQ&feature=fvwrel ]

Taki los.. Przeznaczenie. Pech, fart. Od kogo? Od czego to zależy? Czy zawsze kiedy coś się układa, co innego znika, rozpada się.. ginie?
***
Ból.. okropny ból przeszył moje udo. Odruchowo złapałam się za miejsce rany, czarna substancja wypływała z niej i brudziła moje jasne jeansy. Rozpuszczone włosy poprzyklejały się do spoconej twarzy. Zacisnęłam zęby i przymknęłam oczy na chwilę. Jego już nie było.
- Szlag by cie! – krzyknęłam za nim i zjechałam plecami po drzewie. Powoli opadałam na ziemię. Spojrzałam w niebo szklanymi oczyma. Chciałam, ale nie mogłam puścić rannego uda. Szok? Przerażenie? To wrażenie, że umieram.. Cisza.. Delikatnie muskała moje uszy. Potem doszedł szum, szum drzew i roślin poruszone wiatrem, przyjemnym wręcz. Pierwszy raz poczułam zimno na swoim ciele, aż tak cholerne zimno. Zacisnęłam ponownie zęby i uwolniłam udo z ucisku, spojrzałam na ranę. Krew, ropa, wyżarta skóra.. Pogarszało się w oczach. Przełknęłam głośno ślinę i mocnym ruchem oderwałam nogawkę od spodni, zawiązałam ją na udzie i powoli wstałam. Czułam się paskudnie, jakbym miała zwymiotować swoje wnętrzności.. Pogładziłam swój brzuch.
- A jak u Ciebie mała? – zapytałam cicho, mój głos drżał. Łza spłynęła po poliku. Wiedziałam, że nie umrę, nie teraz, nie było takiej możliwości, ale bolało. Cały wysiłek podzieliłam na dwie rzeczy:
* dotrzeć do domu,
* dostarczyć dziecku potrzebnych sił.
Ruszyłam powoli zaciskając zęby, z początku utykałam ale z minuty na minute szło się lżej, a ból powoli mijał. Znałam bardzo dobrze przebieg tej ,,choroby,, … Eh… Książkowy przebieg, nie praktyczny. I jakoś nie w smak była mi kolejna lekcja życia.

,,Gdybym była stu procentowym wampirem a on wilkołakiem, już bym nie żyła,,
***
Spojrzenia.. mnóstwo spojrzeń w mieście skierowane było w moją stronę. Szeptali do siebie.. Nie miałam siły przysłuchiwać się ich rozmową, teraz nie obchodziły mnie ani trochę. Nie widziałam nawet zbyt dobrze ich twarzy, obraz rozmazywał się, jedynym wyraźnym punktem był mój cel, dom. Tylko tam chciałam się teraz znaleźć. Chciałam być bezpieczna i dać małej bezpieczeństwo. Kiedy dotarłam przed drzwi do głowy wpadło kolejne pytanie. Jak ja mu to powiem? Przecież nie wpadnę z okrzykiem ,,Hej kochane! Ugryzła mnie hybryda, w sumie to Bill.. ale nie przejmuj się, mogę po prostu umierać w męczarniach,, .. Nie.. Wystarczająco miał na głowie. Dlatego nabrałam dużo powietrza i zacisnęłam zęby. Kiedy zapytała odpowiedziałam zwykłe ,,Dobrze,,. Czułam się z tym fatalnie, ruszyłam do łazienki. Zwykła konieczność, wierzchnia część skóry pod wpływem ugryzienia po prostu zaczęła gnić, musiałam wycinać kawałek po kawałku przez kilka dni.. Słodko..

,,Jesteś silna,dasz radę,,
***

W końcu się dowiedział, kiedy mój stan pogorszył się na tyle, że sama nie dałabym rady się sobą zająć. I był przy mnie, nadal jest i wiem, że będzie. Nie było w sumie tak źle, wysokie gorączki, kroplówka… Fuj… Wiedziałam dwie rzeczy:
* będzie gorzej,
* muszę być zdrowa do porodu.
Sama początkowa faza gojenia nie jest taka zła.. Ale teraz, teraz jestem w końcowe, gdzie rana powoli zmniejsza się, goi i znika.. Nigdy się tak nie bałam.. Owinięta pierzyną, podłączona do kroplówki, cała spocona, rozgrzana, opuchnięte oczy, nie moc… i znowu to uczucie… ja odchodzę… Ale.. gdzie to światełko?

,, Halo? Halo! Jest tam kto?,,