Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

13 stycznia 2014

Sleep. [Aldieb]

12 stycznia 2014


Sleep.



„Toczysz jakąś zawziętą walkę z demonami?”


Przycupnęły cichutko, czając się na granicy umysłu. Ukrywając się wśród mgieł, czekały na właściwy moment. Z rzadka przemykały niezauważenie niczym duchy, wodząc dokoła pustymi oczyma. Cierpliwi myśliwi, precyzyjnie wykonujący plan łowów. Pod osłoną ciemności słali szepty, wnikające w najdalsze zakamarki umysłu ofiary. Drażnili się, tańcząc na granicy świadomości, będąc obecnymi, lecz wciąż niewidocznymi. Rozsiewali poczucie niepokoju jak zarazę, zatruwając serce i rozum. Ich ciche szmery rozchodziły się niczym fale na wodzie, mącąc spokojną taflę myśli.
Cienie... na pograniczu jawy i snu.

~***~
Hear your heartbeat
Beat a frantic pace
And it's not even seven a.m.
You're feeling the rush of anguish settling
You cannot help showing them in
Hurry up then
Or you'll fall behind and
They will take control of you
And you need to heal the hurt behind your eyes
Fickle words crowding your mind
            .Muzyka.
                (Podkład jest za krótki, kiedy się skończy, można go puścić jeszcze raz. Po za tym, podkład nie jest wymagany, ale szczególnie na początku dobrze wprowadza w nastrój. Niestety później w niektórych momentach niezbyt pasuje. :c )


Obudziła się z dziwnym uczuciem niepokoju, oplatającym serce. Miała wrażenie jakby była obserwowana, jakby każdy jej najmniejszy ruch był rejestrowany przez istotę, skrytą w półmrokach jaskini. Wciągnęła w nozdrza zimne, wilgotne powietrze, jednak nie wyczuła żadnego obcego zapachu. Zmarszczyła nos, wpatrując się jeszcze przez chwilę w rozciągające się przed nią szare kamienie, zastanawiając się czy przypadkiem nie popada w paranoję.
Z cichym westchnieniem wstała, rozprostowując smukłe łapy. Podeszła do wyżłobionej w kamieniu niecki, w której przez noc zgromadziła się krystalicznie czysta woda. W odbiciu ukazał się jej ciemnobrązowy pysk, obrysowany czarnymi pasmami długich włosów. Ponury nastrój ogarnął całe jej ciało, znajdując odzwierciedlenie w oczach samicy. Zwykle jarzące się złotem ślepia dziś przygasły, jakby zmrożone przez chłód wędrujący z jej wnętrza. Zmarszczyła nos, a z jej gardła wydobył się cichy pomruk. Nie zwlekając dłużej, nachyliła się nad zwierciadłem, różowym językiem zagarniając kilka łyków przezroczystej cieczy.
Zesztywniała nagle, dokładnie wyczuwając moment w którym się pojawiła. Mimowolnie napięła wszystkie mięśnie, jednocześnie próbując opanować narastająca w niej irytację. Nie miała dzisiaj siły na utarczki z demonem.
Oblizała pysk, po czym odwróciła się powoli do wnętrza sali. Jej łapy były do połowy zanurzone w gęstej mgle, która rozpłynęła się po całej jaskini. Mleczny dywan tak szybko jak się pojawił zaczął rzednąć, by w końcu niemal całkowicie zniknąć. Jedyne pozostałości kłębiły się wciąż wokół białej, półprzezroczystej sylwetki, przypominającej ducha.
- Tak, witaj. Możesz już iść. – rzuciła zgryźliwie, mimo świadomości, że demon nie podda się tak łatwo. Skoro już się tu zjawiła, na pewno tak szybko nie zniknie.
W odpowiedzi usłyszała jedynie świszczący chichot, który poniósł się echem po kamiennych ścianach jaskini. W następnej sekundzie patrzyła wprost w dwie bezdenne otchłanie, a demon wykrzywił pysk w obłąkańczym uśmiechu, przy wtórze mrożącego krew w żyłach świstu. Nim brązowa zdążyła zareagować, potwór rozpłynął się w oparach mgły, a zza jej pleców dobiegł ją przeciągły, szeleszczący rechot.
W następnej chwili wszystko ucichło, a Sanetille pojawiła się obok drobnej, niemal dwa razy mniejszej od niej samicy. Umyślnie spowolniła swoje ruchy, starając się imitować sposób poruszania się żywych stworzeń. W jej wykonaniu wyglądało to raczej groteskowo. Zupełnie jakby była lalką poruszaną na sznurkach. Skierowała przeszywające spojrzenie na towarzyszkę, w jej ślepiach zdawały się żarzyć płomienie. Przechyliła łeb, a na jej pysku znów pojawił się uśmiech, odsłaniający rzędy ciemnoszarych, ostrych kłów.
Aldieb zacisnęła szczęki, rozdrażniona przez samą obecność demona.
- Spierdalaj. – Warknęła przez zęby i nie czekając na odpowiedź wyminęła wychudzone cielsko Sanetille, kierując się w stronę wyjścia.
- Swoją drogą, nie powinno Cię tu być. Masz zakaz wstępu na tereny Stada Nocy – rzuciła przez ramię, zanim opuściła jaskinię, stawiając długie, zdecydowane kroki, starając się ignorować podążającą za nią dręczycielkę. Obrzuciła bez namysłu okolicę ponurym spojrzeniem.
Nagle zwolniła kroku, zdając sobie sprawę z tego, że ona naprawdę nie mogła tu być. A to oznaczało, że... Uniosła głowę, niedowierzając w obraz, który ukazał się jej oczom. Rozciągało się przed nią pustkowie. Sucha, jałowa ziemia, upstrzona siatką pęknięć. Linia horyzontu zlewała się z równie pustym niebem, pokrytym doszczętnie jednolitą warstwą chmur. Jak okiem sięgnąć tylko skała i piasek.
- Gdzie... my... jesteśmy? – wydusiła z siebie pytanie, odwracając się do demonicy. Jej uszu dobiegł dziki rechot, owijając się wokół umysłu niczym kleista, gęsta mgła.
Jak na sznurkach, w dziwnej parodii tańca, znów wykonała obrót, z trudem siląc się na opanowanie. Nie miała czasu na uciążliwe gierki Sanetille. Otworzyła pysk, chcąc zadać kolejne pytanie, jednak nikogo tam nie było.
- Zabierz. Mnie. Stąd. – rzuciła w przestrzeń, dokładnie wymawiając każdy wyraz. Zaczynała tracić nad sobą panowanie, czując jak zbiera w niej wściekłość. Dezorientacja jaką odczuwała, budziła w niej lęk, a ten przeobrażał się w złość. Nie mogła być pewna, czyja to sprawka, jednak Sanetille uwielbiała mieszać w głowach.
- Zresztą nieważne, sama sobie poradzę. – Zmieniła nagle zdanie, całkowicie zaślepiona przez tłoczące się w niej emocje. Niewiele myśląc, ruszyła przed siebie, zagłębiając się w szarawą mgłę, która opadła na monochromatyczną krainę.
Nie uszła daleko, a już zdążyła stracić orientację. Gdzie nie spojrzeć rozpościerał się identyczny krajobraz. Bezbarwne pustkowie zdało się samicy nagle strasznie nieprzyjazne, a ona sama, w samym środku tej wielkiej przestrzeni niezwykle mała. I nadal bardzo wkurzona. Parszywy demon.
Jednak to co ją naprawdę martwiło, to miejsce, w którym się znalazła oraz konsekwencje, jakie mogły z tego wyniknąć. Przejmujący chłód, który czuła odkąd otworzyła ślepia zawitał w jej sercu nie bez powodu. Cienie wykonały swój ruch.
~***~
 Szła prosto przed siebie, wędrując nieprzerwanie w obranym przez siebie kierunku. Co więcej jej pozostało? Mimo, że wędrowała już od kilku godzin, nie udało jej się natrafić na żadną kryjówkę, w której mogłaby odpocząć. Na płaskim, równinnym terenie była całkowicie odsłonięta. I mimo, że do tej pory nie widziała żadnego innego stworzenia, to wyczuwała, że są gdzieś w pobliżu. Świadomość ta nie pozwalała jej na to by się zatrzymać, mimo ogarniającego ją zmęczenia. 
Była w obcym świecie, w obcym miejscu i nie znała jego reguł. Dlatego wciąż trzymała się na baczności, czujnie rejestrując okolicę. Nie pozwalając sobie nawet na chwilę się zrelaksować. Dlatego wciąż uparcie szła przed siebie, wciąż mając nadzieję, że w końcu gdzieś dotrze.
 ~***~
Na horyzoncie zamajaczyła jakaś sylwetka. Zbliżała się do samicy w niebezpiecznie szybkim tempie. W sposobie poruszania się Aldieb rozpoznała polującego drapieżnika, który złowił zapach swojej przyszłej ofiary. Przemknęła szybkim spojrzeniem po okolicy, jednak tak jak się spodziewała, nie dostrzegła żadnej możliwości kryjówki. Jak okiem sięgnąć jedynie sucha ziemia, upstrzona gdzieniegdzie spróchniałymi kikutami połamanych drzew.
Nagle odwróciła się z głuchym warkotem, który rozbrzmiał z całą swoją mocą, wprawiając popękaną ziemię w drgania. Złote ślepia zapłonęły jarzącym się światłem, kierując się na zbliżającego się z zawrotną prędkością napastnika. Gęsta sierść na karku samicy zjeżyła się, a mięśnie instynktownie napięły, gotowe do działania.
W kilku następnych susach potwór doskoczył do kilka razy mniejszej od niego samicy. Jego wielkie, pokryte rzadką szczeciną cielsko zdawało się niezdolne do tak szybkich ruchów, mimo to nie przeszkodziło mu to w gwałtownym skręcie, podążając za unikiem swojej, jak mniemał, ofiary.
Zwęziła ślepia, spoglądając na niego z wyrachowanym wyrazem pyska. Bezmózgie stworzenie. Zdolne wyłącznie zabijać. Nie zrozumiał ostrzeżenia, a za swój błąd będzie musiał zapłacić.
Uchyliła się przed kłapnięciem podłużnej szczęki, wyposażonej w dwa rzędy zakrzywionych, pożółkłych kłów. Przemknęła pod brzuchem potwora, klucząc pomiędzy parami umięśnionych odnóży. Wyskoczyła z drugiej strony, natychmiast odbijając się od ziemi. Wylądowała na pokrytym twardym pancerzem grzbiecie, z trudem unikając, wystających spod skóry nagich kości.
Lawirując pomiędzy ostrymi wypustkami, z trudem utrzymując równowagę na rzucającym się pod nią cielsku, dopadła do łba potwora. Mamrocząc słowa w pradawnym języku wyrysowała na jego czaszce prosty znak. Wokół nich podniósł się wiatr, a symbol rozjaśniał niebieskawym światłem.
Nagle wszystko ucichło. W następnej sekundzie monstrum zachwiało się gwałtownie, po czym padło trupem. Wilczyca zeskoczyła gładko na ziemię i odwróciła się, spoglądając na truchło. Z rozwartej paszczy oraz małych, paciorkowatych oczu sączyła się gęsta, rdzawa posoka.
Nie zwlekając dłużej, opuściła miejsce walki, ruszając w losowo obranym kierunku. Musiała liczyć na łut szczęścia, który doprowadzi ją do właściwego miejsca. Żeby wrócić do domu musiała znaleźć rytualny krąg, utworzony z sześciu głazów, nasączonych potężną energią, która umożliwiłaby jej przeniesienie się pomiędzy światami. Jednak nie miała pojęcia gdzie mogłoby się to znajdować, ani czy w ogóle tu jest.
~***~


Krajobraz całkowicie się zmienił. Zdawało się, że dotarła do czegoś w rodzaju mokradeł. Z jednej strony była to miła odmiana, z drugiej, miękka, ilasta gleba, klejąca się do łap już zaczynała działać samicy na nerwy. Musiała się pilnować przy każdym kroku, by przypadkiem nie wpaść do bagnistej wody. Wąska ścieżka którą szła wiła się pomiędzy gnijącymi resztkami drzew i roślin, prowadząc wilczycę w nieznanym kierunku.

W nozdrza kuł nieprzyjemny zapach rozkładających się szczątek organicznych, unoszący się ciężko w martwym powietrzu. Opary mgły znacznie ograniczały widoczność. Na futrze wilczycy osadziły się krople wilgoci. Otaczający ją świat zdawał się pozostawać w letargu.
W pewnym momencie Aldieb poczuła jak grunt ucieka jej spod łap. Spanikowana zaorała pazurami w miękkiej glebie, próbując się jakoś utrzymać, jednak śliskie podłoże nie dawało żadnej przyczepności. Nim zdążyła pomyśleć, zanurzyła się w grzęzawisku, czując jakby czyjeś łapczywe ręce ciągnęły ją w dół. Zamachała rozpaczliwie łapami, próbując utrzymać się na powierzchni, jednak czarna otchłań wciąż ją pochłaniała. W desperacji kopnęła tylnymi łapami, odbijając się od jakiegoś konara bądź kamienia i z trudem przedzierając się przez gęstą warstwę cieczy. W końcu wypłynęła na powierzchnię, zaczerpnęła potężny haust powietrza i kurczowo chwyciła się wystających z ziemi korzeni.
Z trudem wyszła na ląd, wciąż ciężko dysząc. Kiedy udało jej się złapać oddech, otrząsnęła się z oblepiającego jej ciało mułu, pozbywając się go na tyle na ile to było możliwe. Usiadła, spoglądając spode łba na widniejące obok niej zabójcze bajorko, które zamarło w zwodniczym spokoju. Na wszelki wypadek jeszcze kawałek się od niego odsunęła.
Zaabsorbowana wpatrywaniem się z podejrzliwością w oczach w jej niedoszłego zabójcę w pierwszej chwili nie zarejestrowała z wolna narastającego pomruku. Kiedy zaalarmowana przez ostrzegawczy syk, odwróciła się w stronę dźwięku, było już za późno. Jej oczom ukazała się paskudna, gadzia gęba, a następnej chwili poczuła miażdżące żebra uderzenie potężnego ogona, które posłało ją parę metrów dalej. Pociemniało jej przed oczami, ból ogarnął całą klatkę piersiową. Z trudem podniosła się na drżących łapach, w niejakim szoku, spoglądając w stronę napastnika.
Przypominające gigantyczną jaszczurkę stworzenie, o trzech parach nóg i czerwono-rdzawych ślepiach, wpatrywało się w nią w skupieniu. Stwór uchylił pysk, wyposażony w zakrzywione, sztyletowate zęby, a spomiędzy jego szczęk wychynął fioletowy, rozdwojony jak u węża język, którym posmakował powietrze oraz zawarte w nim zapachy. W tym także Aldieb, zabarwiony bólem i przerażeniem.
Zupełnie nie wiedząc co robić samica zamarła w bezruchu, czujnie wpatrując się w gadzią istotę. Ta skoczyła w jej stronę atakując ostrymi jak brzytwa kłami, rozwierając przy tym szeroko szczęki. W ostatniej chwili Al udało się uskoczyć, przemykając pod brzuchem olbrzyma.
Nim jednak zdążyła się odwrócić, poczuła piekący ból w łapie, kiedy jaszczur zadrapał ją ostrymi pazurami. Z jej gardła wydobyło się głośne warknięcie. Wykonała kolejny unik, a zaraz potem następny. Nie miała nawet chwili na to by choćby pomyśleć o kontrataku. O ucieczce przez mokradła nawet nie było co myśleć.
W pewnym momencie zauważyła wejście do groty, z której zapewne wyłonił się jej przeciwnik. Nie zastanawiając się dłużej, skoczyła w bok i pobiegła w stronę jaskini. Stwór zatrzymał się, tracąc orientację, nie widząc dokąd jego ofiara się udała. W przesączonej jego zapachem pieczarze zapach drobnej wilczycy ginął niemal zupełnie.
Aldieb z rozpędem wbiegła na twarde, ubite podłoże i w ostatniej chwili wyhamowała, tuż przed przeciwległą ścianą. Odetchnęła ciężko powietrzem, po czym odwróciła się do pomieszczenia, do którego trafiła, a na jej pysku pojawił się lekki uśmiech. Znalazła to czego potrzebowała. Starożytne głazy, tworzące rytualny krąg. Czarny jaszczur najwyraźniej pilnował wrót do innych światów.
W pośpiechu samica wykonała na ziemi odpowiedni znak, wykorzystując do tego własną krew, która wciąż płynęła z głębokich rozcięć w jej łapie. Symbol każdym końcem stykał się z odpowiednim kamieniem, które powoli zaczynały jarzyć się nikłym blaskiem.
Wilczyca usłyszała za plecami ryk stwora, któremu najwyraźniej udało się już ją namierzyć i teraz zmierzał ku niej, lawirując pomiędzy drzewami. To tylko ponagliło ją do szybszej pracy. Rysunek był nieprecyzyjny, sklecony niedokładnie i na szybko. Miała jednak nadzieję, że to wystarczy.
Stanęła na środku kręgu, odetchnęła lekko, wpatrując się wprost w czerwone ślepia potwora, który był już w wejściu do jaskini. W następnej chwili obraz przed jej oczami zamazał się, aż w końcu świat ogarnęła absolutna ciemność.
~***~
Złote ślepia zapłonęły w ciemnościach. Resztki snu wciąż majaczyły na granicy świadomości. Samica chciała wstać, jednak powstrzymał ją rozchodzący się po całym ciele ból. Zamarła w bezruchu nie rozumiejąc co jest nie tak. Spróbowała ponownie, tym razem ostrożniej, po czym spojrzała po swoim ciele. Jej łapy i bok pokryte były głębokimi ranami, futro pokrywała zaschnięta warstwa błota i mułu.  Sądząc po trudnościach w poruszaniu się miała też pewnie połamane żebra. Kiedy to sobie uświadomiła nagle wróciły do niej wszystkie wspomnienia, zapierając jej dech w piersi.
Potrząsnęła głową, odpychając od siebie natłok chaotycznie rozbieganych myśli. Zacisnęła kły i kulejąc, ruszyła w stronę wyjścia z jaskini. Powolnym, zmęczonym krokiem udała się w stronę strumienia.


So sleep sugar
Let your dreams flood in
Like waves of sweet fire you're safe within
Sleep sweetie
Let your floods come rushing in
And carry you over to a new morning

Day after day, fickle visions
messing with your head Fickle viscious,
Sleeping in your bed
Messing with your head
Fickle visions
Fickle vicious

Sleep sugar
Let your dreams flood in
Like waves of sweet fire you're safe within
Sleep sweetie
Let your floods come rushing in
And carry you over to a new morning*


 -------------------------------------------------------------
 *Poets of the Fall - Sleep
 Taak. W końcu, po kilku miesiącach, udało mi się napisać to opowiadanie. Można by powiedzieć, że ma ono swój początek w rozmowie, którą prowadziłam z Baru, w której zadał mi pytanie, czy prowadzę jakąś walkę z demonami. Hm. No tak, jak widać. 
Jednak nie napisałam jeszcze w tym opowiadaniu o co tak naprawdę chodzi. Wyjaśnię trochę więcej w następnych opowiadaniach, które, mam nadzieję, uda mi się napisać.