Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

25 czerwca 2014

Z pamiętnika młodego mordercy. /Scena pierwsza\ [Baru Saya]

      Wysoki mężczyzna stał na granicy lasu. Ubrany w bojówki i luźną koszulkę przyglądał się miastu, położonemu u jego stóp. Właśnie wybiła dziewiąta w nocy, ulice rozświetlały jedynie latarnie, a ludzie powoli schodzili się do domów. Dla nielicznych zaczynał się dzień i dopiero teraz opuszczali swoje ciasne pokoje. Byli idealni…
     Chłopak szedł wybrukowanym chodnikiem, nad miastem zbierały się chmury, wiało. Mimo wszystko grupki nastolatków, wychodzących wieczorem, narastały. Co chwilę wymijały go roześmiane dziewczęta, najczęściej chodziły trójkami. Chłopacy woleli większe grupy. On szedł sam, jednak nie bał się. Zaczepki zaczynały się o późniejszych porach, gdy zabawa dobiegała końca. Szedł więc spokojnym krokiem i oglądał wystawy sklepowe. Wiedział co musi zrobić, wiedział bardzo dobrze i był aż nad wyraz spokojny. Idąc w lesie nie mógł zapanować nad emocjami, jednak tutaj wszystkie ucichły. Wyłączył je, zrobił to dla Ich dobra, dla dobra własnej rodziny. Zatrzymał się nagle. Spojrzał na jedną z wystaw. Szyba sklepowa okryta była czarnym płótnem, przez co idealnie odbijała twarze przechodniów. Chłopak zastygł w bezruchu, jego źrenice rozszerzyły się pod wpływem ekscytacji. Podszedł do budynku i przyłożył dłoń do szyby. Wiatr rozwiewał jego krótkie, białe włosy. Dwa dłuższe warkoczyki tańczyły dookoła jego głowy. Uśmiechnął się delikatnie i odsłonił oczy spod grzywki. Błękitne tęczówki wwiercały spojrzenie w odbicie, kolor był równie zimny, co wyraz samych oczu. Ciemne obramowanie i blada cera. Dłoń chłopaka powoli zjechała po szybie. Odepchnął się od niej delikatnie i rozejrzał dookoła. Przez chwilę jakby nie wiedział gdzie jest. Z tego transu wyrwała go filigranowa dziewczyna. Kiedy zobaczył jej białe włosy, świat zwolnił. Znał tą twarz. Wybiegała zza zakrętu, roześmiana. Nie wiedząc kiedy, pojawił się na jej drodze. Wpadła na niego. Chwycił ją nad łokciem i nie mógł oderwać wzroku. Szok, to jedyne co było można wyczytać z jego twarzy. Mówiła coś, jednak głos był zbyt stłumiony. Dopiero kiedy wyszarpała się z uchwytu i podbiegła do koleżanek, ten ocknął się i odwrócił za nią.
- Jakiś wariat… - usłyszał tylko i poczuł na sobie pogardliwe spojrzenia.
- Ciacho, ale wariat… - dodarło jeszcze do jego uszu. Te spojrzenia. Chwycił się za głowę i jeszcze raz obejrzał na swoje odbicie. Tym razem na tle bordowego materiału. Miał wrażenie, że z materiału wynurzają się szkarłatne oczy. Dobrze znał te oczy, ale nie wiedział co myśleć. Te spojrzenia… Przypomniało mu się po co tu jest. Raz jeszcze odwrócił się za roześmianymi dziewczynami i ruszył w jeden z ciemniejszych zaułków. Nie musiał długo czekać. Siedział na starych oponach ułożonych na sobie, siedział przed jednym z tych miejsc spotkań młodzieży. Wyszła pierwsza grupa podchmielonych kolesi. Na chwiejnych nogach zaczęli odpalać od siebie papierosy. Chłopak spojrzał w ich stronę, siedział i uśmiechał się pod nosem. Zaraz sam się znajdzie. Koledzy gadali miedzy sobą rzucając kur*ami i podobnymi słowami. Nagle wybuchli śmiechem, każdy po kolei milkł. W kierunku chłopaka skierowano kilka kiwnięć głową i dyskretne spojrzenia. On nadal siedział, nie zmieniał ani pozycji, ani wyrazu twarzy. W końcu jeden z grupki obrócił się w jego stronę.
- Patrzysz mi na tyłek pedale? – spojrzał na kolegów i zaśmiał się. Chłopak skierował oczy tylko i wyłącznie na niego. Znalazł się. Patrząc na innych ten był w miarę trzeźwy. Żwawszym krokiem ruszył w stronę siedzącego. Zatrzymał się jednak z siedem kroków przed, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały.
- Zadałem ci pytanie, białogłowo! – powiedział podniesionym głosem i znowu spojrzał na kolegów, którzy oczywiście zaśmiali się jak na zawołanie. Chłopak nadal milczał, lecz jego uśmiech rozszerzył się bardziej. Nagle wybuchł śmiechem.
- Ujarany… - któryś się odezwał.
- Morda! – stojący przy chłopaku fuknął do swoich kompanów, znowu spojrzał na chłopaka i szybkim ruchem rozbił trzymaną w ręku butelkę, tak, że został mu sam „tulipan”.
- Bawi cie to?! – zaśmiał się wymachując popękanym szkłem blisko sylwetki chłopaka. Ten przestał się śmiać, chwycił nadgarstek napastnika i wstał. Kilka przekleństw poleciało w ich stronę. Chłopak okazał się wyższy od podpitego chojraka, który zesztywniał na chwilę. Do grupy pod drzwiami dołączyło kilka dziewczyn, również odpaliły papierosa i spojrzały co się dzieje. Akcja była szybka, druga ręka białowłosego zacisnęła się na szyi podpitego i podniosła wysoko w górę. Kolejne przekleństwa, kilka głośnych „puść go”. Nikt już nie ośmielił się choćby włożyć ustnika do ust. Wszyscy stali z otwartymi buziami. Potłuczona butelka wypadła z ręki wiszącego. Chłopak podniósł wolną dłoń i szybkim ruchem wbił w ciało trzymane w górze. Czas zwolnił… Cienkie krzyki dziewcząt, odgłos tłuczonego szkła, wypuszczone butelki z dłoni, przekleństwa. Papieros spada na ziemię… Z nieba zaczyna padać deszcz, a jego żar gaśnie. Nie spalony do końca, młody, leży. Jeden w kałuży deszczu, drugi w kałuży krwi. Chłopaka już nie ma. Tak samo jak życia w podpitym ciele. Syrena, czerwono-niebieskie światła rozświetlają zaułek.
     Chłopak idzie ulicą, idzie brukowanym chodnikiem, spogląda na latarnię, tak ciemną przy światłach syren. Patrzy na radiowozy, na ciało leżące przy oponach.
- Matko, co się tu stało? – pyta sam siebie. Kręci głową i idzie dalej, spogląda jeszcze na wystawę za jedną z szyb. Niezwykle elegancka, na jasnym materiale. Przygląda się jednemu z wisiorków, spogląda w swoje odbicie. Fiołkowe oczy, a w nich jak zwykle tańczące radośnie iskierki. Uśmiecha się do siebie, czuje się niezwykle lekko. Odwraca jeszcze raz głowę w stronę wypadku.
- Dlatego wolę stado – dodaje trochę zniesmaczony widzianą sceną. Wiatr rozwiewa jego czarne włosy na różne strony. Zasłania twarz przed gwałtownym podmuchem. - No Baru, czas do domu - dodaje i udaje się w stronę lasu.