- Czego pragniesz?
- Hiacynt..
~***~
Jego własna wędrówka zaczęła się dawno temu.
W chwili gdy opuścił ciepłe ramiona Matki.
W chwili gdy jego serce wypełniała czysta nienawiść do Ojca.
W chwili gdy zrozumiał, że jego wyobrażenie o szczęśliwej rodzinie zostanie tylko i wyłącznie w jego głowie.
W chwili gdy jego dziecięcy umysł przepełniał ból i samotność.
W chwili gdy kochał tylko jedną osobę na świecie.
- Hiacynt..
~***~
Jego własna wędrówka zaczęła się dawno temu.
W chwili gdy opuścił ciepłe ramiona Matki.
W chwili gdy jego serce wypełniała czysta nienawiść do Ojca.
W chwili gdy zrozumiał, że jego wyobrażenie o szczęśliwej rodzinie zostanie tylko i wyłącznie w jego głowie.
W chwili gdy jego dziecięcy umysł przepełniał ból i samotność.
W chwili gdy kochał tylko jedną osobę na świecie.
~***~
Wędrówka szczenięcia zaczęła się w bolesny sposób. Szybko przyswoił sobie informacje, że wszystko co ma kły, pazury lub dziób może zadać ból. I to właśnie go trzeba omijać. Nauczył się też tego, że wartkie strumienie i rzeczki mogą go z łatwością zmyć. I w taki właśnie sposób przemoczony, zmęczony i głodny trafił.. Nie wiadomo gdzie. Dookoła był tylko jeden las i morze traw.
Poobdzierany, stary wilk który go znalazł zaopiekował się nim. Nauczył go kilku przydatnych rzeczy i odszedł bez słowa po kilku tygodniach.
Istota która była dla niego dobra, łaskawa oraz miła, odeszła, zostawiając go na pastwę świata.
Kolejna istota, kolejna rysa na sercu, poszerzająca pęknięcie.
~***~
Wędrówki wilka prowadziły go przez wiele różnych krajobrazów. Widział góry, widział gigantyczne jeziora, widział lasy, morza traw. Skupiska dziwnych, szarych i statycznych skał z których wydobywał się nieznośny smród oraz huk, omijał z daleka. Próbował raz tylko wejść na ich teren jednak szybko przepędziły go dziwne zwierzęta ryczące na niego z każdej strony oraz krzyczące dwunożne istoty. Ludzie.
Wiele razy był ranny. Czy to w wyniku polowania, czy nieszczęśliwego wypadku. Wiele razy doznał głodu, osłabienia, zimna czy nieznośnych gorączek.
Głusza go wychowała. Jej dzikość. Jej zew wbiły samotnemu wilkowi wyraźne zasady obowiązujące w świecie zwierząt.
To Samice stoją wyżej, a żaden wilk nigdy nie może skrzywdzić wilczycy.
I tego się trzymał uparcie.
Wędrówki wilka prowadziły go przez wiele różnych krajobrazów. Widział góry, widział gigantyczne jeziora, widział lasy, morza traw. Skupiska dziwnych, szarych i statycznych skał z których wydobywał się nieznośny smród oraz huk, omijał z daleka. Próbował raz tylko wejść na ich teren jednak szybko przepędziły go dziwne zwierzęta ryczące na niego z każdej strony oraz krzyczące dwunożne istoty. Ludzie.
Wiele razy był ranny. Czy to w wyniku polowania, czy nieszczęśliwego wypadku. Wiele razy doznał głodu, osłabienia, zimna czy nieznośnych gorączek.
Głusza go wychowała. Jej dzikość. Jej zew wbiły samotnemu wilkowi wyraźne zasady obowiązujące w świecie zwierząt.
To Samice stoją wyżej, a żaden wilk nigdy nie może skrzywdzić wilczycy.
I tego się trzymał uparcie.
~***~
Nie sądził, że przybycie na tereny tego stada i pozostanie w nich na dłużej może tak bardzo na niego wpłynąć.
Obecność Ojca drażniła go niemiłosiernie, powodując, że nie potrafił sam utrzymać swoich emocji w ryzach. Doskonale o tym wiedział. Stał się drażliwy, czasami szyderczy..
Tęsknił za Matką. Znalazł Ją, nawet widzieli się przez jakiś czas. A potem znów zniknęła zostawiając go z wiadomością, że chce połączyć swoje życie z Membu. Miał ochotę wtedy rozszarpać na strzępy Ojca. A potem to co akurat stanie na drodze. Dlatego też, jego ofiarą padł zająć który skończył rozniesiony po całej polance - miejscu gdzie go dopadł.
Nie spodziewał się jednak tego, co go spotkało później.
A raczej tego kogo spotkał.
~***~
Obudziły go ciche stąpnięcia łap gdzieś niedaleko. Nigdy nie spał twardym snem. A teraz jeszcze usłyszał cicho szeptane swoje imię, głosem który towarzyszył mu w pierwszych miesiącach życia.
Poderwał łeb, podnosząc się natychmiast. Rozejrzał się, węsząc w powietrzu z postawionymi uszami i szeroko otwartymi oczami. Nie widział wiele. Było ciemno, a jego wzrok nie przyzwyczaił się jeszcze do nocy która go teraz zaskoczyła. Nie spał przecież długo.
Zastrzygł uszami, słysząc kroki gdzieś za sobą. Obrócił się, błyskawicznie rzucając w tamtą stronę. Szaleńczy bieg zamienił się jednak w trucht, a ten po kolejnych chwilach w chód. Gdy biegł, nie słyszał tego co chciał usłyszeć.
Tęsknił za Matką.
Zobaczył ją. Pysk młodego, styranego życiem oraz swoją własną psychiką wilka, rozjaśnił się w uśmiechu, gdy przyspieszył, chcąc dopaść postać wilka będącego jeleniem.
Matki.
Jednak to nie była Ona. Wyraźna postać rozmyła się w kłąb dymu lub mgły gdy był od niej o dwa kroki dalej. Wściekły skoczył w chmurę, próbując zawrzeć na niej szczęki. Nie udało mu się. Usłyszał za to gdzieś z boku cichy krzyk, głosem który również był mu znany.
Zdezorientowany rozejrzał się po polanie do której dotarł. Nie widział nic oprócz drzew oraz krzaków. Krzyk dobiegał z lewej strony. Skoczył w tamtym kierunku, próbując dogonić złudzenie. Zamajaczyła mu postać białej wilczycy która zsunęła się ze skarpy.
Nie było jednak ani skarpy, ani Hiacynt.
Była za to znów chmura nie wiedzieć czego. Oraz kolejne próby zaatakowania jej. Zawarczał wściekle, obracając się w kółko, nie wiedząc co zrobić. Dookoła niego błyskały postacie rodziców oraz Białej, a z każdej strony dobiegały go szepty zmieszane z krzykami. Rzucił się w gęstą chmurę mgły, uciekając od zwid.
Poderwał się, ciężko oddychając. Rozejrzał się nerwowo, kładąc po sobie uszy. Sierść na jego karku zjeżyła się gdy przypomniał sobie powód dla którego się obudził. Sen. Sen który był niczym realistyczne wydarzenia.
Jego wzrok dopiero po chwili wyłapał kłębiącą się chmurę jasnego dymu. Dostrzegł kształtujący się łeb, pysk, oczy oraz kawałek szyi. Nie wiedział czy to miało być długie futro, grzywa czy coś innego.. Nie mógł nawet jednoznacznie określić czy to co widzi przed sobą to wilk czy może jednak lew.
- Czego pragniesz? - Głos przypominający dudnienie staczających się po skałach kamieni zabrzmiał na tyle głośno, że cofnął się odruchowo, wpatrując w Istotę. Dym, mgła czy też cokolwiek to było nie przestawało kłębić się nawet na chwilę, wciąż zmieniając postać.
Czego pragnął? Odpowiedź była na tyle prosta, że nie chciała mu przejść przez gardło. Zmieniły się jego pragnienia, zmieniły się jego wartości.
Bruzda na skamieniałym przez ból i samotność sercu znalazła pewne ukojenie dzięki jednemu stworzeniu.
- Hiacynt. - Wycharczał gardłowo, wbijając wzrok lśniących, dwukolorowych ślepi w dokładnie takie same ślepia Zjawy naprzeciw siebie. Uniósł kąciki warg w uśmiechu. Uśmiechu kogoś kto widzi Rzeczy których nie powinien widzieć nikt normalny.
- Hiacynt. - Wycharczał gardłowo, wbijając wzrok lśniących, dwukolorowych ślepi w dokładnie takie same ślepia Zjawy naprzeciw siebie. Uniósł kąciki warg w uśmiechu. Uśmiechu kogoś kto widzi Rzeczy których nie powinien widzieć nikt normalny.
Taki sam uśmiech zobaczył u Zjawy.
_________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz