Słowa
siostry wbiły jej się w serce, niczym zimny sztylet. Zwinęła się w ciasny
kłębek, przyciągając nogi do klatki. Nie pozwól.. Nie pozwól... Błagam,
nie pozwól..! Nie była jednak w stanie tego powiedzieć. Zacisnęła zęby
i zamknęła oczy, czując rozrywający ból. Czując... Nie. To złe określenie.
Zacisnęła palce na kruczoczarnych włosach. Rękawy bluzy wisiały na wychudzonych
rękach. Na bladej skórze twarzy pojawiły się szkarłatne smugi. Więc
niech stanie się oceanem. Niech zaleje moją duszę, a ta niech utonie. Po
chwili przeniosła dłonie na ramiona. Miała ochotę wbić palce w skórę i
pociągnąć, zostawiając krwawiące rany. Zerwać to, co nie należało do niej.
-Zatem
strzel, a ja poczekam na śmierć. Choćby miała przyjść za jakiś czas, ja
poczekam. - Wyszeptała cicho.
Ale nie
pozwól mi się zmienić. Nie pozwól!
Niech pręty
klatki się już zacisną. Niech uwięzione w nich ciało spłonie. Ale...
Ciało dalej
leżało u boku siostry, zwinięte w kłębek i dziwnie nieruchome. Ona w umyśle
biegła spowitym w mroku korytarzem. Jej celem były ciemne drzwi małej celi. Po
korytarzu niosło się echo głośnych kroków i chrapliwego oddechu. Zwolniła,
patrząc na małe okienko przyozdobione kratami. Podeszła i wyciągnęła dłoń. W
drugiej spoczywał sztylet. Chciała nacisnąć na drzwi, ale za nią rozległ się
dźwięk uderzających o ziemię pazurów. Spojrzała przez ramię, prosto w złote
ślepia wilczycy.
Co robisz?
Idę ją
zabić.
Kogo?
Tą słabą
zdrajczynię...
Jest tam?
Tak.
Więziona, ale mnie nie słucha.
Zatem
dlaczego nóż masz wbity w serce?
Krótkie
spojrzenie na krwawiącą ranę i ten uśmiech.
Nie czułam.
- Uśmiecha się
obłąkanie i wyciąga nóż, którego ostrze ocieka krwią. Naciska na drzwi, a do
uszu znów dociera to samo pytanie.
Co robisz?
Idę ją
zabić. - Drzwi uchylają się lekko, a ona wślizguje się do środka. - Tą słabą
zdrajczynię... - Drzwi zamykają się za nią i słychać tylko cichy szept.
- Moją duszę...