Wieczorem
tegoż samego dnia, kiedy cienie poczęły zalegać na dolinie, a magowie powoli
udawali się na spoczynek do swych chatek, jedna osoba nie mogła zasnąć. Targały
nią nieznane niepokoje i uczucia, a napięcie nie opuszczało ciała. Dziwna
ekscytacja, niewiadomo czym wywołana, kazała wyjść z bezpiecznego domku i
zapuścić się w las, który o tej porze wydawał się być mroczniejszy i bardziej
magiczny niż za dnia. W cieniach między krzewami można było dostrzec ciekawskie
oczy, gdzieniegdzie zabłysnął kieł jakiegoś dzikiego zwierzęcia, a pohukiwanie sowy
zdawało się być złowieszcze i pocieszające zarazem. Nic nie zakłócało spokoju,
nawet pewna osóbka, delikatnie stąpająca po grubym poszyciu. Jej blada skóra i
białe włosy wydawały się lśnić srebrzyście w blasku księżyca, a czerwone pasmo
przybrało barwę brunatnej krwi, odcinając się na nieskalanej bieli jej postaci.
Nawet duże, fiołkowe oczy jakby pełniejsze życia, spoglądały na wszystko z
fascynacją. Dziewczyna czuła się wolna pośród mroków nocy, wydawało jej się, że
nikt nie zauważy jej pośród cieni, kiedy świeciła niczym sam księżyc.
Wiedziona
cichym śpiewem strumyka, a potem głębszym szumem, doszła do niewielkiej
polanki. Przed nią wznosiła się ściana z oszlifowanych przez wodę kamieni, a
pod dużym wodospadem widniało jezioro, które głębokością mogło przerazić.
Oczywiście białowłosa nie zdawała sobie z tego sprawy i podeszła do krawędzi
wody, mocząc bosą stopę w zimnej wodzie. Nie przeszkadzał jej chłód, a wręcz
był dla niej przyjemny podczas tej gorącej, letniej nocy. Uklękła i zanurzyła
dłonie w jeziorze, które wydawało się niesamowicie przejrzyste, a równocześnie
odbijało granatowe niebo usiane gwiazdami i niezwykłą postać białowłosej.
Zdziwiła się, kiedy ujrzała jak blask księżyca odbija się od jej białych jak
śnieg włosów, jednak bardziej przejęła się miłym dreszczykiem, który przebiegł
po jej ciele, zaczynając się przy zanurzonych w wodzie placach. Czuła jak moc pulsuje
w tym dość dużym zbiorniku wodnym i opływa jej dłonie, przekazując część tej
siły, która teraz stała się jej własną.
Uśmiechnęła się lekko, jednak kiedy usłyszała
nieznany głos za plecami, podskoczyła i szybko obróciła się do źródła dźwięku.
- Wybacz, że ci przeszkadzam, jednak świecisz
niczym gwiazda pośród nocy, pani – odezwał się niski, zachrypnięty głos, który
zdawał się dobiegać znikąd. – Czemu więc zeszłaś do nas? – Po jej ciele
przeszedł dreszcz i wtedy go dostrzegła.
Wyłonił się z mroku, nagle materializując się
tuż przed nią, na wyciągnięcie dłoni. Wiatr zamarł, jakby nie chcąc zakłócić
tej chwili, a ona spoglądała na niego z fascynacją. Powoli cienie opuściły jego
osobę, aż znów ujrzała przed sobą tajemniczego jeźdźca, który spoglądał na nią
zza kurtyny swych czarnych włosów okiem tak intensywnie błękitnym jak niebo w
samo południe.
- Czasem warto oderwać wzrok od nieba i
spojrzeć na rzeczy przyziemne – odpowiedziała, nie spuszczając z niego wzroku
swych fiołkowych oczu.
Jeździec uśmiechnął się lekko, jednak był to
gest tak nikły, iż białowłosej wydawało się, że się przewidziała.
- Chciałabyś wzlecieć do nieba? – zapytał cicho,
swoim zachrypniętym głosem, podchodząc bliżej do dziewczyny.
Zauważyła, że sięga mu zaledwie podbródka,
chociaż sama była wysoka. Tym razem jednak nie odpowiedziała, spuszczając wzrok
i przygryzając lekko wargę. Jego obecność tylko wzmogła dziwne napięcie, które
przez cały czas jej towarzyszyło, a które teraz stało się naprawdę dokuczliwe.
Nagle zawstydziła się i już nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy, a właściwe to
jedno, które pozostało niezasłonięte.
- Spójrz na mnie – szepnął, delikatnie
ujmując jej podbródek długimi palcami i unosząc głowę, by ich spojrzenia znów
się skrzyżowały. Przesunął kciukiem pod jej dolną wargą i pociągnął za nią
lekko, tak by wysunęła się spod zębów. Przez jej ciało ponownie przeszedł ten
dziwny dreszcz. – Akallabeth.
- Skąd znasz moje imię? – zapytała niemal bez
tchu, przytłoczona jego bliskością, a on tylko uśmiechnął się do niej, unosząc
jeden kącik swoich pełnych ust.
- Jestem Kasydion – przedstawił się tylko,
ale ciągle nie zabrał dłoni, a jego kciuk zatoczył niespieszne kółko na
policzku białowłosej.
Akallabeth, kierowana nieznanym jej
przeczuciem czy też może uczuciem, podniosła swoją dłoń i odgarnęła burzę
czarnych włosów z twarzy mężczyzny. On niemal natychmiast przymknął powieki, a
dziewczyna wyczuła, że nagle cały się spiął, jakby gotowy do ucieczki.
Wiedziała już, czemu chował prawą stronę twarzy. Jego łuk brwiowy i powiekę
zdobiła długa blizna, kończąca się dopiero na kości policzkowej, wyglądała na
nabytą kilka lat wcześniej. Białowłosa przesunęła po niej delikatnie palcem, a
kiedy dotarła do jej końca, brunet w końcu otworzył oczy. Drugie, to które
zawsze zakrywał, było całkowicie czarne.
- Niesamowite – szepnęła, spoglądając na
niego z fascynacją i zaciekawieniem.
Nie przywykł do takiego zachowania, wszyscy
zawsze uciekali, widząc jego dwukolorowe tęczówki i długa bliznę, zupełnie
jakby był czymś naznaczony. Nie mieli nawet pojęcia jak blisko byli prawdy,
jednak ta dziewczyna okazała się zupełnie inna. Powinien był się tego
spodziewać.
- Pozwolisz pani, bym coś ci pokazał?
Zadrżała na dźwięk jego zachrypniętego głosu
i uśmiechnęła się lekko, czując jak we śnie.
- Jeśli tylko tego zapragniesz – zgodziła się.
Brunet odwzajemnił uśmiech, po czym wolną
ręką objął dziewczynę w pasie, przyciągając blisko swego ciała. Teraz prawie
nie było między nimi żadnej przestrzeni, a ich oddechy mieszały się ze sobą.
Przez chwilę myślała, że złączy ich usta w pocałunku, jednak po chwili poczuła
dziwne mrowienie w miejscach, gdzie ich ciała się stykały. Ten sam przepływ
mocy, którego doznała przy kontakcie z wodą. Spojrzała na mężczyznę zaskoczona,
ale on tylko uśmiechnął się tajemniczo i nakrył jej wargi swoimi, a ona poczuła
jak po jej wnętrzu rozlewa się przyjemne gorąco.
Kiedy wplotła palce w jego gęste włosy, czuła
się jakby spadała i tylko on ją podtrzymywał. Rozpływała się, czując przyjemne
dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Miała wrażenie, jakby poczuła go wszędzie, w każdej
komórce swego ciała, wzmagając nieznane napięcie. Wszystko zblakło w momencie,
kiedy oderwał się od niej, a tylko ich urywane oddechy i szybkie bicie serca świadczyły
o intensywności tego w czym właśnie uczestniczyli.
- Czy to chciałeś mi pokazać? – zapytała cichym
szeptem, próbując wyrównać oddech.
Brunet uśmiechnął się tylko i odwróciła głowę
w prawą stronę.
- Nie do końca, chociaż nie przeczę, że było
warto.
Powędrowała spojrzeniem za jego wzrokiem i
niema krzyknęła ze zdziwienia. Właśnie stali na szczycie kamienne ściany, z
której spływał wodospad szumiący zaraz za jej plecami.
- Wszystkich potrafisz tak przenosić? – W jej
głosie pobrzmiała ciekawość, ale równocześnie także jakaś nieznana nutka.
Poczuła dziwne ukłucie na myśl, że kiedyś już w taki sposób kogoś przenosił.
- Nie, to był pierwszy raz – powiedział, a
ona spojrzała na niego z zaskoczeniem.
Uśmiechnął się do niej lekko, tajemniczo.
- Spójrz
w dół.
Skierowała wzrok na wodę w jeziorze, która
pieniła się niemal zaraz pod nimi. Stali na samej krawędzi, wystarczyłby tylko
krok, by znaleźć się na dole w dość nieprzyjemny sposób. Nawet nie zdawała
sobie sprawy z tego, że było tu tak wysoko, a wizja kąpieli nie wydawała jej
się zbyt przyjemna.
- Skocz – polecił jej, stając tuż za nią i
zabierając dłonie, co powitała z lekką niechęcią.
- Po co miałabym? Nie umiem pływać – odrzekła,
spoglądając na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Zaufaj mi, będę tuż za tobą.
- Czy to jest właśnie to, co chcesz mi
pokazać?
Nie odpowiedział, ponownie obdarzając ją tym
półuśmiechem, od którego krew w jej żyłach zawrzała. Znów spojrzała na wodę i
wzięła głęboki wdech. Najwyżej wyparuje całą wodę z jeziora, żeby się wydostać,
a to przecież wcale nie tak dużo. Zrobiła krok w przód i od razu poczuła, jak
spada, ale tym razem naprawdę. Bardzo różniło się od tego co przeżyła przed
chwilą, zwłaszcza że po sekundzie uderzyła w wodę, zagłębiając się w niej na
kilka metrów.
Oddech wyrywał jej się z piersi, a do ust zaczęła
napływać woda. Białowłosa w panice poczęła machać dłońmi i nogami, chcąc jak
najszybciej zaczerpnąć powietrza, jednak ktoś złapał ją za ręce,
unieruchamiając w miejscu. Przez chwilę dusiła się, woda wypełniała jej płuca,
wywołując niemiłosierny ból zdolny rozsadzić jej klatkę piersiową. Szarpała
się, próbując wyrwać z żelaznego uchwytu, ale nic to nie dało. W końcu poddała
się, czując, że już nie da rady dłużej walczyć, a ból stał się zbyt duży.
Właśnie w tej chwili, kiedy woda wokół nich się uspokoiła, białowłosa poczuła,
że już nic jej nie boli. Zamrugała, zdając sobie sprawę z tego, że wcale nie
potrzebuje powietrza.
Ktoś kto do tej pory trzymał ją w żelaznym
uścisku, teraz poluzował nieco uchwyt i powoli wyciągnął ją na powierzchnię.
Kiedy tylko jej głowa znalazła się nad wodą, dziewczyna niemal zachłysnęła się
powietrzem. Chwilę zajęło jej przyzwyczajenie się do ponownego oddychania i
uspokojenie swojego szybko bijącego serca. Dopiero, kiedy jej stopy bezpiecznie
dotknęły piaszczystego podłoża, powoli odgarnęła ociekające wodą włosy z oczu i
odwróciła się twarzą do bruneta, który ciągle ja obejmował.
-
Jesteś też magiem wody? – zapytała, jakby niedowierzając i zapominając o tym,
czego przed chwilą sama doświadczyła.
Do tej pory spotkała tylko jedną osobę, która
posługiwała się dwoma żywiołami i była to Aldamir. Pewnie dlatego tak bardzo ją
to zaskoczyło, a własne przeżycia zeszły na dalszy plan. Zwłaszcza, że
tajemniczy jeździec niezwykle ją fascynował.
- Teraz ty też nim jesteś – powiedział, nagle
uświadamiając jej, że właśnie dostąpiła połączenia z kolejnym żywiołem i tym
samym również posiadła zdolność panowania nad dwoma żywiołami.
Podniosła dłoń nad wodę i skupiła się,
marszcząc przy tym brwi. Nad bladą skórą zaświecił biały płomyk, całkowicie
niezmieniony od czasu poranka, który jednak zdawał się świecić żywszym blaskiem
i dawał więcej ciepła, które równocześnie wydawało się być chłodne. Z dziecinną
ciekawością Akallabeth ostrożnie włożyła dłoń z płomykiem pod wodę. Ciecz nie
wyparowała, a ogień nie zgasł, nadal płonąc żywym blaskiem pod powierzchnią
jeziora.
Białowłosa wstrzymała oddech, równocześnie
dostrzegając swoje odbicie. Nic się nie zmieniło, dalej wyglądała jak przedtem,
a może tylko w świetle księżyca nie mogła dostrzec niczego nowego. Zgasiła
płomyk, ciągle nie potrafiąc uwierzyć w to co się wydarzyło.
- Jak to możliwe? – szepnęła, spoglądając w
dwukolorowe tęczówki bruneta.
- Jesteś wyjątkowa, Akallabeth –
odpowiedział, głosem bardziej zachrypniętym niż wcześniej, wysyłając dreszcze
przez całe ciało dziewczyny. – Jak ja – dodał już o wiele ciszej, pochylając
się nad nią i odgarniając mokre kosmyki bladej twarzy białowłosej.
Poczuła się, jakby ogień znów zawrzał w jej
żyłach, a jednak wcale nie płonęła.
- Co masz na myśli? – zapytała cicho, nie
śmiejąc mówić głośniej niż szeptem.
Nie odpowiedział. Przesunął kciukiem wzdłuż
linii jej dolnej wargi i uśmiechnął się lekko, by po chwili ponownie złączyć
ich usta w długim pocałunku. Znów poczuła, jakby spadała, rozpływając się w
jego silnych ramionach, jednak tym razem nigdzie się nie ruszyli, nie
przejmując się tym, że stoją po pas w zimnej wodzie.
***
Uhuhu, dawno już miałam to napisać, ale dopiero dzisiaj dostałam napływ
weny, a i tak troszku krótkie to, eh. Wybaczcie mi moją chwilową
nieobecności, a raczej brak aktywności. Miałam zwariowany tydzień i
niestety najbliższe nie będą lepsze. Postaram się jutro odpisać na
komentarze i częściej wchodzić, ale to zależy od ilości mojego wolnego
czasu i chęci. W każdym bądź razie mam nadzieję, że się podobało. Będzie
jeszcze jeden albo dwa odcinki z tej serii, a potem nowa.