- Coś nie tak? - przechyliła łeb na bok.
- Sęk w tym, że zapomniałem - dodałem prostolinijnie i otrzepując się usiadłem wzruszając barkami.
- Hil! Znaczy... Baru! Uh... Sama już nie wiem - matka chyba chciała mnie skarcić ale tylko bezradnie pokręciła głową.
- Oj głuptasie, te twoje żarty - wilczyca zaśmiała się.
- Nie żartuje - pokręciłem łbem.
- Przestań - spojrzała na mnie mrużąc ślepia.
- Angel... - moja matka szepnęła cicho.
- Lubie twoje żarty, ale ten mnie nie bawi! - głos Angel zadrżał lekko.
- Angel... - matka powtórzyła głośniej.
- Tyle, że ja nie żartuje, nie znam cię i tyle. - wzruszyłem barkami. W oczach młodej wilczycy zakręciła się łza.
- Hil? Dlaczego to robisz? - podciągnęła lekko nosem/
- Baru, nie Hil - spojrzałem w jej oczy.
- Twoje oczy... - cofnęła się kilka kroków.
- Angel! - matka spojrzała na nią karcąco. Młoda skierowała na nią wzrok.
- Przepraszam... Tak? - w jej oczach było widać smutek.
- Wyjdź. Pogadacie o tym później - wilczyca spuściła łeb i wybiegła z
jaskini, jak na rozkaz. Spojrzałem na matkę, a ona na mnie - Mogłeś być
delikatniejszy.
- Możliwe - wzruszyłem tylko barkami, znowu - Możesz kontynuować? - zapytałem, na co matka kiwnęła łbem.
A więc... Kolejna rzecz, jaką powinieneś wiedzieć to to, kim jesteś.
Należysz do Jakszy. Nie pytaj, już ci tłumaczę. Jaksza to męska nazwa,
żeński odpowiednik to Jakszini. Całe nasze stado jest tej rasy. Jesteśmy
indyjskimi bożkami, często przedstawianymi jako groźni wojownicy lub
nieco spasłe osoby. Jednak ludzie widzieli nas tylko pod postacią
humanoidalną, dlatego zwierzęce ciała służą nam za ochronę i właściwie
są pierwotną formą. Jaksza to bożek, a raczej duch strzegący lasów.
Każdy z nas posiada zdolności związane z naturą. Twoje zdolności to
upodobnienie do rośliny. Z twoich pazurów sączy się jad roślin
paraliżujących, w kilka sekund potrafiłby sparaliżować nie jedno
mityczne stworzenie. Umiesz też komunikować się z roślinnością,
potrzebujesz jednak do tego skupienia, co nie było nigdy twoją dobrą
stroną. Uwielbiałeś za to skakać po drzewach czy wspinać się na odległe
wysokości, bezpieczeństwo zapewniały ci łapy, którymi umiesz mocno
zagałęzić się nie tylko w ziemi. Nie... Nie zamieniają ci się w
korzenie, to z nich korzenie się wydobywają. Nie sprawia ci to bólu,
przynajmniej nigdy nie narzekałeś...
Kiedy chciała kontynuować usłyszałem głośny warkot i poczułem jak
boleśnie ląduje na ziemi. Otworzyłem oczy i dostrzegłem sporego basiora o
smolistej sierści i białych oczach, wpatrzonych głęboko w moje.
- Na litość boską! Niger skarbie, to twój syn! - matka skoczyła na
samca, wyglądała przy nim na taką malutką, zaśmiałem się lekko i
spojrzałem ojcu w oczy.
- Dad? Hej, miło poznać - uśmiechnąłem się szerzej, mimo tego, że obraz
przed oczyma nadal mi jeszcze falował. Basior miał bardzo długie kły,
które po nim najwyraźniej odziedziczyłem. Nadal warcząc zszedł ze mnie.
- Nie czuje by to był on - odpowiedział oschle w stronę matki.
- Wczuj się - powiedziała do niego spokojnie. Nie bardzo wiedziałem o co chodzi, wilk spojrzał na mnie, przypatrywał się.
- Twój dad nie widzi. Nie postacie, widzi wnętrze, duszę - spojrzała na
mnie. Zdziwiło mnie to, podniosłem się powoli i przysiadłem, tak, aby
mógł spokojnie mi się przyglądać - Możliwe, że przez tego co siedzi w
tobie, nie może cię rozpoznać - matka nieco smutna spojrzała na
skupionego ojca. Pokiwałem tylko głową.
- Hilarem? - mimo białego koloru w oczach ojca pojawiła się jakaś radość.
- Tak, to ja, znaczy, nie do końca... - chciałem zacząć mówić, wytłumaczyć.
- Baru Saya, to z indyjskiego - pokiwał łbem - zła istota się w ciebie
wszczepiła, a jeszcze większego zła musiała uczynić aby tego dokonać -
spojrzał mi prosto w oczy. Zatkało mnie, wypuściłem głośno powietrze i
patrzyłem na niego z otwartym pyskiem... Musiałem wyglądać jak głupi.
CDN.
Dla pobudzenia wyobraźni: Tatuś: