Hybryda
[MUZA:http://www.youtube.com/watch?v=W3qkiHuslDQ&feature=fvwrel ]
Taki los.. Przeznaczenie. Pech, fart. Od kogo? Od czego to zależy? Czy zawsze kiedy coś się układa, co innego znika, rozpada się.. ginie?
- Szlag by cie! – krzyknęłam za nim i zjechałam plecami po drzewie. Powoli opadałam na ziemię. Spojrzałam w niebo szklanymi oczyma. Chciałam, ale nie mogłam puścić rannego uda. Szok? Przerażenie? To wrażenie, że umieram.. Cisza.. Delikatnie muskała moje uszy. Potem doszedł szum, szum drzew i roślin poruszone wiatrem, przyjemnym wręcz. Pierwszy raz poczułam zimno na swoim ciele, aż tak cholerne zimno. Zacisnęłam ponownie zęby i uwolniłam udo z ucisku, spojrzałam na ranę. Krew, ropa, wyżarta skóra.. Pogarszało się w oczach. Przełknęłam głośno ślinę i mocnym ruchem oderwałam nogawkę od spodni, zawiązałam ją na udzie i powoli wstałam. Czułam się paskudnie, jakbym miała zwymiotować swoje wnętrzności.. Pogładziłam swój brzuch.
- A jak u Ciebie mała? – zapytałam cicho, mój głos drżał. Łza spłynęła po poliku. Wiedziałam, że nie umrę, nie teraz, nie było takiej możliwości, ale bolało. Cały wysiłek podzieliłam na dwie rzeczy:
* dotrzeć do domu,
* dostarczyć dziecku potrzebnych sił.
Ruszyłam powoli zaciskając zęby, z początku utykałam ale z minuty na minute szło się lżej, a ból powoli mijał. Znałam bardzo dobrze przebieg tej ,,choroby,, … Eh… Książkowy przebieg, nie praktyczny. I jakoś nie w smak była mi kolejna lekcja życia.
,,Gdybym była stu procentowym wampirem a on wilkołakiem, już bym nie żyła,,
,,Jesteś silna,dasz radę,,
W końcu się dowiedział, kiedy mój stan pogorszył się na tyle, że sama nie dałabym rady się sobą zająć. I był przy mnie, nadal jest i wiem, że będzie. Nie było w sumie tak źle, wysokie gorączki, kroplówka… Fuj… Wiedziałam dwie rzeczy:
* będzie gorzej,
* muszę być zdrowa do porodu.
Sama początkowa faza gojenia nie jest taka zła.. Ale teraz, teraz jestem w końcowe, gdzie rana powoli zmniejsza się, goi i znika.. Nigdy się tak nie bałam.. Owinięta pierzyną, podłączona do kroplówki, cała spocona, rozgrzana, opuchnięte oczy, nie moc… i znowu to uczucie… ja odchodzę… Ale.. gdzie to światełko?
,, Halo? Halo! Jest tam kto?,,
Taki los.. Przeznaczenie. Pech, fart. Od kogo? Od czego to zależy? Czy zawsze kiedy coś się układa, co innego znika, rozpada się.. ginie?
***
Ból.. okropny ból przeszył moje udo. Odruchowo złapałam się za
miejsce rany, czarna substancja wypływała z niej i brudziła moje jasne
jeansy. Rozpuszczone włosy poprzyklejały się do spoconej twarzy.
Zacisnęłam zęby i przymknęłam oczy na chwilę. Jego już nie było.- Szlag by cie! – krzyknęłam za nim i zjechałam plecami po drzewie. Powoli opadałam na ziemię. Spojrzałam w niebo szklanymi oczyma. Chciałam, ale nie mogłam puścić rannego uda. Szok? Przerażenie? To wrażenie, że umieram.. Cisza.. Delikatnie muskała moje uszy. Potem doszedł szum, szum drzew i roślin poruszone wiatrem, przyjemnym wręcz. Pierwszy raz poczułam zimno na swoim ciele, aż tak cholerne zimno. Zacisnęłam ponownie zęby i uwolniłam udo z ucisku, spojrzałam na ranę. Krew, ropa, wyżarta skóra.. Pogarszało się w oczach. Przełknęłam głośno ślinę i mocnym ruchem oderwałam nogawkę od spodni, zawiązałam ją na udzie i powoli wstałam. Czułam się paskudnie, jakbym miała zwymiotować swoje wnętrzności.. Pogładziłam swój brzuch.
- A jak u Ciebie mała? – zapytałam cicho, mój głos drżał. Łza spłynęła po poliku. Wiedziałam, że nie umrę, nie teraz, nie było takiej możliwości, ale bolało. Cały wysiłek podzieliłam na dwie rzeczy:
* dotrzeć do domu,
* dostarczyć dziecku potrzebnych sił.
Ruszyłam powoli zaciskając zęby, z początku utykałam ale z minuty na minute szło się lżej, a ból powoli mijał. Znałam bardzo dobrze przebieg tej ,,choroby,, … Eh… Książkowy przebieg, nie praktyczny. I jakoś nie w smak była mi kolejna lekcja życia.
,,Gdybym była stu procentowym wampirem a on wilkołakiem, już bym nie żyła,,
***
Spojrzenia.. mnóstwo spojrzeń w mieście skierowane było w moją
stronę. Szeptali do siebie.. Nie miałam siły przysłuchiwać się ich
rozmową, teraz nie obchodziły mnie ani trochę. Nie widziałam nawet zbyt
dobrze ich twarzy, obraz rozmazywał się, jedynym wyraźnym punktem był
mój cel, dom. Tylko tam chciałam się teraz znaleźć. Chciałam być
bezpieczna i dać małej bezpieczeństwo. Kiedy dotarłam przed drzwi do
głowy wpadło kolejne pytanie. Jak ja mu to powiem? Przecież nie wpadnę z
okrzykiem ,,Hej kochane! Ugryzła mnie hybryda, w sumie to Bill.. ale
nie przejmuj się, mogę po prostu umierać w męczarniach,, .. Nie..
Wystarczająco miał na głowie. Dlatego nabrałam dużo powietrza i
zacisnęłam zęby. Kiedy zapytała odpowiedziałam zwykłe ,,Dobrze,,. Czułam
się z tym fatalnie, ruszyłam do łazienki. Zwykła konieczność,
wierzchnia część skóry pod wpływem ugryzienia po prostu zaczęła gnić,
musiałam wycinać kawałek po kawałku przez kilka dni.. Słodko.. ,,Jesteś silna,dasz radę,,
***
W końcu się dowiedział, kiedy mój stan pogorszył się na tyle, że sama nie dałabym rady się sobą zająć. I był przy mnie, nadal jest i wiem, że będzie. Nie było w sumie tak źle, wysokie gorączki, kroplówka… Fuj… Wiedziałam dwie rzeczy:
* będzie gorzej,
* muszę być zdrowa do porodu.
Sama początkowa faza gojenia nie jest taka zła.. Ale teraz, teraz jestem w końcowe, gdzie rana powoli zmniejsza się, goi i znika.. Nigdy się tak nie bałam.. Owinięta pierzyną, podłączona do kroplówki, cała spocona, rozgrzana, opuchnięte oczy, nie moc… i znowu to uczucie… ja odchodzę… Ale.. gdzie to światełko?
,, Halo? Halo! Jest tam kto?,,