Wizyta u Wandessy
Autor: Natessa
-Tutaj to wy jesteście duchami - Odpowiedziałam.
Wszyscy się trzęśli nie przyzwyczajeni do tych temperatur.
-Musimy iść. Za mną.- Ruszyłam po woli w stronę mgły.
-A..Ale Natessa... musimy tędy?- Zapytała Goldi ze strachem w oczach.-Bo... bo ja bardzo nie ... nie lubie mgieł...- Powiedziała szybko. - Nie ma drogi na około??-
-Nie zdążymy- Odpowiedziałam cicho.
Goldi zagryzała wargę, nie miała zamiaru iść w tamtą stronę.
-Dasz radę- uśmiechnęła się przed nią Szera
-Z nami dasz- Naysha klepnęła ją w ramie, reszta oprócz Lady która nie słuchała rozmowy pokiwała głowami.
-Ja Cię obrooonie!!- Krzyknęła Skaza wymachując piąstką w powietrzu. Goldi wstała, i zaczęła powoli iść obok mnie.
Uśmiechnęłam się w duchu, może jednak bardzo dobrze wybrała.
Wokół nas poruszały się dziwne stworzenia, niektóre miały po kilka rąk, łap lub szczypców, inne wiele oczu, a jeszcze inne były poprostu kłębkami życia.
Czerpały strach wybrańców, który wyraźnie od nich bił.
Czułam że w ich głowach układają się najdziwniejsze pytania, jednak już na początku prosiłam ich o zachowanie ciszy, ponieważ demony mogłyby zachować się agresywnie.
-Uważajcie komu ufacie- Rzekłam odwracając się w ich stronę.- Od początku jej nie wierzyłam. Podała się za moją siostrę (nie w RL), pokłóciłyśmy się na chacie, kazała mi pilnować swojego nosa. Więc zaczęłam się interesować Waszą misją, a skutki moich poszukiwań były skuteczne. Magika, chciała Was zabić.- Wybrańcy byliy wyraźnie zdziwieni, nie chcieli wierzyć w moje słowa.- dziś na kolacji Naysha miała dostać swoją własną jaskinie, jako że była najważniejsza. Mieli przynieść na ucztę wielkiego barana, zatrutego barana. Nie ważne która z Was by go zjadła, i która by padła, nie mogłybyście kontynuować misji bez którejkolwiek z Was. Zabicie gryfów pomogło jej pozbyć się odwiecznych wrogów, a nie uratować Wandessę.- Zacisnęłam zęby. musiałam im to powiedzieć, ale wiedziałam że Magika, ta podstępna klacz umiała rzucać uroki. Byłam pewna że teraz wszyscy zaczną jej bronić, sprzeciwiać mi się. Byłam nawet gotowa na walkę.
Ale to się nie stało. Widać tak ufała w ich łatwowierność, że nawet ich nie czarowała.
Szliśmy przez las pośród dziwnych stworzeń przez około dwie godziny, mijaliśmy różne jamy w których mieszkały duchy, aż na horyzoncie pojawił się wielki szary budynek.
-Oto i więzienie, kiedyś było tu pełno najsilniejszych panów żywiołów, to miejsce jest chronione tyloma zaklęciami- potrząsnęłam łbem- To największe, najsilniejsze i najlepiej chronione więzienie na całym... no.. na całym wszechświecie. Kiedyś konie wilki tygrysy i inne zwierzęta były tu przetrzymywane za niedotrzymane obietnice, za przegrane wojny... za wiele rzeczy za które idzie się do normalnego więzienia, jednak to było dla najsilniejszych z najsilniejszych. Przez wiele lat najpotężniejsi władcy nie mogli stąd uciec ani nikogo zranić.
Do póki nie przyjechała ona. Udało się wstawić ją do miejsca gdzie miała stać, ale tego dnia zmarli wszyscy więźniowie, wszyscy ochroniarze i cały personel budynku.
Wszyscy się trzęśli nie przyzwyczajeni do tych temperatur.
-Musimy iść. Za mną.- Ruszyłam po woli w stronę mgły.
-A..Ale Natessa... musimy tędy?- Zapytała Goldi ze strachem w oczach.-Bo... bo ja bardzo nie ... nie lubie mgieł...- Powiedziała szybko. - Nie ma drogi na około??-
-Nie zdążymy- Odpowiedziałam cicho.
Goldi zagryzała wargę, nie miała zamiaru iść w tamtą stronę.
-Dasz radę- uśmiechnęła się przed nią Szera
-Z nami dasz- Naysha klepnęła ją w ramie, reszta oprócz Lady która nie słuchała rozmowy pokiwała głowami.
-Ja Cię obrooonie!!- Krzyknęła Skaza wymachując piąstką w powietrzu. Goldi wstała, i zaczęła powoli iść obok mnie.
Uśmiechnęłam się w duchu, może jednak bardzo dobrze wybrała.
Wokół nas poruszały się dziwne stworzenia, niektóre miały po kilka rąk, łap lub szczypców, inne wiele oczu, a jeszcze inne były poprostu kłębkami życia.
Czerpały strach wybrańców, który wyraźnie od nich bił.
Czułam że w ich głowach układają się najdziwniejsze pytania, jednak już na początku prosiłam ich o zachowanie ciszy, ponieważ demony mogłyby zachować się agresywnie.
-Uważajcie komu ufacie- Rzekłam odwracając się w ich stronę.- Od początku jej nie wierzyłam. Podała się za moją siostrę (nie w RL), pokłóciłyśmy się na chacie, kazała mi pilnować swojego nosa. Więc zaczęłam się interesować Waszą misją, a skutki moich poszukiwań były skuteczne. Magika, chciała Was zabić.- Wybrańcy byliy wyraźnie zdziwieni, nie chcieli wierzyć w moje słowa.- dziś na kolacji Naysha miała dostać swoją własną jaskinie, jako że była najważniejsza. Mieli przynieść na ucztę wielkiego barana, zatrutego barana. Nie ważne która z Was by go zjadła, i która by padła, nie mogłybyście kontynuować misji bez którejkolwiek z Was. Zabicie gryfów pomogło jej pozbyć się odwiecznych wrogów, a nie uratować Wandessę.- Zacisnęłam zęby. musiałam im to powiedzieć, ale wiedziałam że Magika, ta podstępna klacz umiała rzucać uroki. Byłam pewna że teraz wszyscy zaczną jej bronić, sprzeciwiać mi się. Byłam nawet gotowa na walkę.
Ale to się nie stało. Widać tak ufała w ich łatwowierność, że nawet ich nie czarowała.
Szliśmy przez las pośród dziwnych stworzeń przez około dwie godziny, mijaliśmy różne jamy w których mieszkały duchy, aż na horyzoncie pojawił się wielki szary budynek.
-Oto i więzienie, kiedyś było tu pełno najsilniejszych panów żywiołów, to miejsce jest chronione tyloma zaklęciami- potrząsnęłam łbem- To największe, najsilniejsze i najlepiej chronione więzienie na całym... no.. na całym wszechświecie. Kiedyś konie wilki tygrysy i inne zwierzęta były tu przetrzymywane za niedotrzymane obietnice, za przegrane wojny... za wiele rzeczy za które idzie się do normalnego więzienia, jednak to było dla najsilniejszych z najsilniejszych. Przez wiele lat najpotężniejsi władcy nie mogli stąd uciec ani nikogo zranić.
Do póki nie przyjechała ona. Udało się wstawić ją do miejsca gdzie miała stać, ale tego dnia zmarli wszyscy więźniowie, wszyscy ochroniarze i cały personel budynku.
Nikt więcej do niego nie wszedł. Reszty dowiecie się później. Nie chciałam Was tu przyprowadzać, jednak nie miałam wyboru. Ona bardzo cierpi. Nie chciała by ktokolwiek widział ją w tym stanie.- Wiedziałam że wszyscy wybrańcy domyślali się o kogo chodzi.
Przekroczyliśmy drzwi budynku.
Szera zgodziła się zostać ze Skazą, a my byliśmy już w środku. Było ciemno, ale oczy powoli przyzwyczajały się do zmroku.
Z prawej biegła prosta wygładzona ściana, a z lewej było coś wyglądającego jak boksy.
Z bocznych ścianek boksów poruszały się wiązki podobne do piorunów, za pewne był to prąd. Co jakiś czas w boksie można było znaleść zwierze w zaawansowanym stopniu rozkładu. Po ścianach ciekła jakaś czarna maź, miejscami zamieniająca się w krew.
Z jednego boksu promieniował prąd, oświetlając tamten kawałek korytarza.
Dochodziliśmy do niego po woli, i widać było teraz sylwetkę konia.
Była to wielka wychudzona kara klacz dysząca ciężko. łeb miała pochylony, a grzywa zasłaniała jej oczy.
Była bardzo przygnębiająca, a widząc ją czuło się dziwne pulsowanie w głowie.
Sierść była spłowiała, a nogi wyglądały jak patyki.
Odeszłam nie zauważona na bezpieczną odległość.
-Wandessa?- Nieśmiało zapytała Naysha.
Klacz podniosła głowę, promienie przeszły przez niej ciało na co skuliła się nieco.
Grzywa odsłoniła oczy, wyglądające jak wgłębienia w czaszce.
- Nie patrzeć jej w oczy-Krzyknęłam. Jednak Naysha wypowiadając jej imię sama się wkopała.
Patrzyły sobie w oczy. Wyglądało to tak jakby Wandessa zaglądała do wnętrza wilczycy.
Naysha nagle rzuciła się w bok czując rozpierający ból w okolicy serca.
-Czego chcesz- szepnęła klacz- zaciskając zęby.
Fioletowa wilczyca zaczęła wić się z bólu.
Nagle Kara klacz spuściła z niej wzrok i spojrzała na kłąb Shesay.
-Aspeney?- Wydukała a jej oczy zrobiły się trochę bardziej przejrzyste.
Zwierzęta nieco przerażone tym co zaszło bały się powiedzieć choćby słowo do Pani Śmierci.
Musiałam szybko reagować bo wiedziałam że wzrok tylu istot szybko przestanie jej się podobać.
-Przyszli tu by Cię uratować- Wyszłam z mroku -Pozwól im-
Spojrzała mi w oczy i zaczęła czytać w myślach, przeszukiwała każdy zakątek mojej duszy, jednak nie czułam bólu, byłam w końcu martwym demonem.
-Persewetenikchoritositomorolawijanora - Powiedziała szybko stałym tonem.- No chodź tu... Czekam.-
Nagle z mroku wyłoniła się niebieska klacz, uśmiechnęła się wrednie.
-Natessa? Jak mogłaś! przecież...- Wandessa spojrzała na nią na co Magika zacisnęła zęby z bólu - Zostaw mnie!- syknęła.
-Proszę, daj mi z nią porozmawiać- Powiedziałam do wyraźnie wycieńczonej pani śmierci.
-Nie wiesz że na demony uroki nie działają?- odwróciłam się do niej przodem. Wybrańcy patrzyli na Nas dziwnym wzrokiem.
-No, dalej zaatakuj mnie- Magika wciąż patrzyła na Wandessę -trochę trudno używać mocy gdy przez ciało przechodzi 500 V podczas kilku sekund prawda?- Rzekła słodkim złośliwym tonem.- Nie zabijesz mnie, nie dasz rady- Znów się uśmiechnęła.
- Ale ja dam- Krzyknęłam i rzuciłam się na nią.
Zaczęłyśmy się szarpać. Zaczarowała mnie i wyrzuciła na zewnątrz o drzewo, a sama wybiegła śmiejąc się.
Wybrańcy zostali sami.
-To Wy... Naprawdę przyszliście uwolnić mnie... Dlaczego? mogliście zginąć...-po tych słowach Wandessy zapadła cisza.
-Jak możemy Cię uwolnić?- Aldieb przerwała ciszę.
Spojrzała po nich. W jej wzroku było coś niepokojącego.
-Nie dacie rady... Myślicie że przyjdziecie tu, znajdziecie mnie i uwolnicie? To nie jest takie proste. Żebym odzyskała wolność musicie dopełnić misję. Jeśli naprawdę chcecie to zrobić nie słuchajcie żadnych wiedźm, ani dobrych duszków. Nikt Wam nie pomoże, tak jak Wy sami.- wzięła głęboki wdech. Co kilka sekund jej ciałem wstrząsały dreszcze-prąd, który zabiłby każdego kto tylko tkną by klacz bądź ścianę boksu. Już prawie wszyscy mieli ochotę z tond wyjść, zwłaszcza że w dalszej części korytarza coraz częściej dało się usłyszeć wycie bądź płacz.- Pamiętacie co Was zwiodło? Smoki... Musicie zabić tego do którego drogę znać będzie tylko małe szczenie urodzone w lesie, nie kochane aż do momentu gdy znalazł je potwór, zwierze które zawsze było twarde i nie czułe, i ten szczeniak jako pierwszy wywołał jego uczucia... Dzięki małemu stworzeniu potwór zamienił się w wilczycę, której przyszłość mieni się barwami słońca. I choć ta opiekunka jeszcze nie wie o tym że jej życie zmieni się lada moment, tak właśnie będzie, tylko nie może go opuszczać. Jednak matka tego zwierzęcia musi polec. - Kolejny wdech- Musicie zabić Wielkiego Czarnego smoka. Widzi i słyszy wszystko, jest szybki jak strzała, zwinny jak jaszczurka i wielki jak bóg. Nie będzie łatwo. Ja będę w myślach Aldieb.- Klacz znów wzdrygnęła się tylko mocniej- A teraz idźcie już... Szybko.-
Posłuchali jej bez ociągnięć, bo choć wszyscy chcieli jej jeszcze o coś zapytać wiedzieli że ona nie kazałaby im tak szybko odchodzić bez powodu.
Gdy tylko wyszli z ociekającego krwią budynku Rose trzęsąc się przytuliła się do Lady Killer na co Goldi spojrzała ze smutkiem. Ale wiedziała że tak ma być, zwłaszcza po tym co usłyszała od Wandessy... A ona się nie myli... Skaza drżącą łapką pokazała trupa wielkiego konia. Wybrańcy podbiegli do niego, zobaczyli Natessę w której oczach widać było dumę. Dumę z tego że doprowadziła ich tu, i że dzięki niej misja się powiedzie.
-Ta... Ta Magika cały czas ją czarowała... nawet nie dała jej szans... kłóciły się, aż wreszcie Per... percośtam sprawiła że Natessa uniosła się i zaczęła się topić... w powietrzu... wreszcie opadła na dno, znaczy ziemię, a Magika uciekła... To było... straszne - Wilczątko powstrzymywało płacz wtulając się w wychudzone ciało Lady.
Przekroczyliśmy drzwi budynku.
Szera zgodziła się zostać ze Skazą, a my byliśmy już w środku. Było ciemno, ale oczy powoli przyzwyczajały się do zmroku.
Z prawej biegła prosta wygładzona ściana, a z lewej było coś wyglądającego jak boksy.
Z bocznych ścianek boksów poruszały się wiązki podobne do piorunów, za pewne był to prąd. Co jakiś czas w boksie można było znaleść zwierze w zaawansowanym stopniu rozkładu. Po ścianach ciekła jakaś czarna maź, miejscami zamieniająca się w krew.
Z jednego boksu promieniował prąd, oświetlając tamten kawałek korytarza.
Dochodziliśmy do niego po woli, i widać było teraz sylwetkę konia.
Była to wielka wychudzona kara klacz dysząca ciężko. łeb miała pochylony, a grzywa zasłaniała jej oczy.
Była bardzo przygnębiająca, a widząc ją czuło się dziwne pulsowanie w głowie.
Sierść była spłowiała, a nogi wyglądały jak patyki.
Odeszłam nie zauważona na bezpieczną odległość.
-Wandessa?- Nieśmiało zapytała Naysha.
Klacz podniosła głowę, promienie przeszły przez niej ciało na co skuliła się nieco.
Grzywa odsłoniła oczy, wyglądające jak wgłębienia w czaszce.
- Nie patrzeć jej w oczy-Krzyknęłam. Jednak Naysha wypowiadając jej imię sama się wkopała.
Patrzyły sobie w oczy. Wyglądało to tak jakby Wandessa zaglądała do wnętrza wilczycy.
Naysha nagle rzuciła się w bok czując rozpierający ból w okolicy serca.
-Czego chcesz- szepnęła klacz- zaciskając zęby.
Fioletowa wilczyca zaczęła wić się z bólu.
Nagle Kara klacz spuściła z niej wzrok i spojrzała na kłąb Shesay.
-Aspeney?- Wydukała a jej oczy zrobiły się trochę bardziej przejrzyste.
Zwierzęta nieco przerażone tym co zaszło bały się powiedzieć choćby słowo do Pani Śmierci.
Musiałam szybko reagować bo wiedziałam że wzrok tylu istot szybko przestanie jej się podobać.
-Przyszli tu by Cię uratować- Wyszłam z mroku -Pozwól im-
Spojrzała mi w oczy i zaczęła czytać w myślach, przeszukiwała każdy zakątek mojej duszy, jednak nie czułam bólu, byłam w końcu martwym demonem.
-Persewetenikchoritositomorolawijanora - Powiedziała szybko stałym tonem.- No chodź tu... Czekam.-
Nagle z mroku wyłoniła się niebieska klacz, uśmiechnęła się wrednie.
-Natessa? Jak mogłaś! przecież...- Wandessa spojrzała na nią na co Magika zacisnęła zęby z bólu - Zostaw mnie!- syknęła.
-Proszę, daj mi z nią porozmawiać- Powiedziałam do wyraźnie wycieńczonej pani śmierci.
-Nie wiesz że na demony uroki nie działają?- odwróciłam się do niej przodem. Wybrańcy patrzyli na Nas dziwnym wzrokiem.
-No, dalej zaatakuj mnie- Magika wciąż patrzyła na Wandessę -trochę trudno używać mocy gdy przez ciało przechodzi 500 V podczas kilku sekund prawda?- Rzekła słodkim złośliwym tonem.- Nie zabijesz mnie, nie dasz rady- Znów się uśmiechnęła.
- Ale ja dam- Krzyknęłam i rzuciłam się na nią.
Zaczęłyśmy się szarpać. Zaczarowała mnie i wyrzuciła na zewnątrz o drzewo, a sama wybiegła śmiejąc się.
Wybrańcy zostali sami.
-To Wy... Naprawdę przyszliście uwolnić mnie... Dlaczego? mogliście zginąć...-po tych słowach Wandessy zapadła cisza.
-Jak możemy Cię uwolnić?- Aldieb przerwała ciszę.
Spojrzała po nich. W jej wzroku było coś niepokojącego.
-Nie dacie rady... Myślicie że przyjdziecie tu, znajdziecie mnie i uwolnicie? To nie jest takie proste. Żebym odzyskała wolność musicie dopełnić misję. Jeśli naprawdę chcecie to zrobić nie słuchajcie żadnych wiedźm, ani dobrych duszków. Nikt Wam nie pomoże, tak jak Wy sami.- wzięła głęboki wdech. Co kilka sekund jej ciałem wstrząsały dreszcze-prąd, który zabiłby każdego kto tylko tkną by klacz bądź ścianę boksu. Już prawie wszyscy mieli ochotę z tond wyjść, zwłaszcza że w dalszej części korytarza coraz częściej dało się usłyszeć wycie bądź płacz.- Pamiętacie co Was zwiodło? Smoki... Musicie zabić tego do którego drogę znać będzie tylko małe szczenie urodzone w lesie, nie kochane aż do momentu gdy znalazł je potwór, zwierze które zawsze było twarde i nie czułe, i ten szczeniak jako pierwszy wywołał jego uczucia... Dzięki małemu stworzeniu potwór zamienił się w wilczycę, której przyszłość mieni się barwami słońca. I choć ta opiekunka jeszcze nie wie o tym że jej życie zmieni się lada moment, tak właśnie będzie, tylko nie może go opuszczać. Jednak matka tego zwierzęcia musi polec. - Kolejny wdech- Musicie zabić Wielkiego Czarnego smoka. Widzi i słyszy wszystko, jest szybki jak strzała, zwinny jak jaszczurka i wielki jak bóg. Nie będzie łatwo. Ja będę w myślach Aldieb.- Klacz znów wzdrygnęła się tylko mocniej- A teraz idźcie już... Szybko.-
Posłuchali jej bez ociągnięć, bo choć wszyscy chcieli jej jeszcze o coś zapytać wiedzieli że ona nie kazałaby im tak szybko odchodzić bez powodu.
Gdy tylko wyszli z ociekającego krwią budynku Rose trzęsąc się przytuliła się do Lady Killer na co Goldi spojrzała ze smutkiem. Ale wiedziała że tak ma być, zwłaszcza po tym co usłyszała od Wandessy... A ona się nie myli... Skaza drżącą łapką pokazała trupa wielkiego konia. Wybrańcy podbiegli do niego, zobaczyli Natessę w której oczach widać było dumę. Dumę z tego że doprowadziła ich tu, i że dzięki niej misja się powiedzie.
-Ta... Ta Magika cały czas ją czarowała... nawet nie dała jej szans... kłóciły się, aż wreszcie Per... percośtam sprawiła że Natessa uniosła się i zaczęła się topić... w powietrzu... wreszcie opadła na dno, znaczy ziemię, a Magika uciekła... To było... straszne - Wilczątko powstrzymywało płacz wtulając się w wychudzone ciało Lady.
...
Mam nadzieję że ktoś zmyślnie skończy to opowiadanie, wybaczcie że musieliście tyle czasu czekać, jednak mam nadzieje że treść historii wynagrodzi Wam to.
Cierpliwość wnosi w twoje życie pewną beztroskę i zgodę na to, co niesie los. Bez niej nie ma wewnętrznego spokoju.
Dołączyłam tu nie wiedząc o Wandessie i takich tam...
Szczerze ? nie przeczytałam nawet regulaminu. Spodobał mi się nagłówek i atmosfera.
Natessa... czy to imię nie jest podobne do Wandessa? jest, nie ma to jak dwa "S".
Wcześniej pisałam książki, i opowiadania, jednak zawsze na papierze, i znów szczerze powiem, że pisanie na klawiaturce sprawia mi nie małe kłopoty, ponieważ tak na pamięć wiem tylko gdzie są A, M i L, a reszty muszę długo szukać...
Ale no cóż, dla dobra opowieści umarłam, no ale cóż, może jeszcze tu wrócę, ale nie prędko ponieważ po jutrze znów wyjeżdżam na kolonie do końca wakacji, a potem harówka. Jednak postaram się.
Byliście i jesteście wspaniali.
pamiętajcie że kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością.
Natessa
PS. Wandessa rozpoznała tylko Shesay ponieważ ta jako Aspeney była już po drugiej stronie, a pani śmierci znajdowała się między światami, jednak dużo lepiej widziała stronę śmierci, jako że była z nią powiązana duchowo. Jeśli chcecie wiedzieć na ten temat więcej poczytajcie gdzieś o takich sprawach typu Czakry bądź Wampiry energetyczne. Otóż Wandessa widziała Shesay jako Aspeney po tamtej stronie.
Dołączyłam tu nie wiedząc o Wandessie i takich tam...
Szczerze ? nie przeczytałam nawet regulaminu. Spodobał mi się nagłówek i atmosfera.
Natessa... czy to imię nie jest podobne do Wandessa? jest, nie ma to jak dwa "S".
Wcześniej pisałam książki, i opowiadania, jednak zawsze na papierze, i znów szczerze powiem, że pisanie na klawiaturce sprawia mi nie małe kłopoty, ponieważ tak na pamięć wiem tylko gdzie są A, M i L, a reszty muszę długo szukać...
Ale no cóż, dla dobra opowieści umarłam, no ale cóż, może jeszcze tu wrócę, ale nie prędko ponieważ po jutrze znów wyjeżdżam na kolonie do końca wakacji, a potem harówka. Jednak postaram się.
Byliście i jesteście wspaniali.
pamiętajcie że kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością.
Natessa
PS. Wandessa rozpoznała tylko Shesay ponieważ ta jako Aspeney była już po drugiej stronie, a pani śmierci znajdowała się między światami, jednak dużo lepiej widziała stronę śmierci, jako że była z nią powiązana duchowo. Jeśli chcecie wiedzieć na ten temat więcej poczytajcie gdzieś o takich sprawach typu Czakry bądź Wampiry energetyczne. Otóż Wandessa widziała Shesay jako Aspeney po tamtej stronie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz