Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

30 grudnia 2014

Porcelanowa lalka. [Aldieb]

`Come little children, I'll take thee away
Into a land of enchantment
Come little children
The time's come to play
Here in my garden of shadows



Drobne łapy stąpały po zmrożonym śniegu z cichym skrzypieniem. Kryształowe drobiny skrzyły się w jasnym słońcu, przyozdabiały drzewa i krzewy, pokrywając je białym płaszczem. W lesie panował spokój. Jedynie jakiś ptak przelatywał od czasu do czasu z jednej gałęzi na drugą. Gdzieś z oddali dobiegło krakanie wron, które przyleciały wraz z nadejściem zimy.

Samica wędrowała niespiesznie leśną ścieżką, choć teraz przykrytą przez mleczny dywan. Rozglądała się dokoła, chłonąc wszystkie najdrobniejsze szczegóły. Jej czułe uszy łowiły z otoczenia wszelkie szmery i szelesty. Wciągnęła przez nozdrza rześkie powietrze, wyławiając kolejne kombinacje zapachów. Znajome wonie członków przeplatały się z tropami innych zwierząt, ale także z zapachem drzew i ziemi.

Przystanęła na moment, unosząc złote ślepia na czerwone owoce, pokryte szklistymi drobinami. Wyglądały jak rubiny, otoczone srebrzystymi diamentami. Przyglądała im się przez dłuższą chwilę z fascynacją. Natura zawsze zachwycała ją w swym pięknie.

Zamachała ogonem w powietrzu. Jej lewe ucho drgnęło, wychwytując jakiś szelest. Nagle wyczuła czyjąś nikłą obecność. Odwróciła się w tamtym kierunku, jednakże nic nie dostrzegła. Zachowując ostrożność, bezszelestnym krokiem skierowała się w stronę, skąd usłyszała szmery.

Po chwili spomiędzy drzew ukazała się drobna postać dziewczynki. Ciemnobrązowa zatrzymała się gwałtownie, spoglądając na ludzkie dziecko ze zdziwieniem. Skąd się tutaj wzięło? Zmrużyła ślepia, zdając sobie sprawę z tego, że nie wyczuwa jej zapachu. Sierść na jej grzbiecie mimowolnie się zjeżyła. Ignorując nagłe uczucie niepokoju, zbliżyła się jeszcze parę kroków, bacznie obserwując postać, która obserwowała ją parą jasnych ślipków.

Zmarszczyła nos, dostrzegając ciemne pnie drzew, poprzez ciało dziewczynki. Duch. No tak. Więc stąd brało się mrowienie w całym jej ciele. Zatrzymała się parę metrów od zjawy, nadal jej się przyglądając. Dziewczynka była naprawdę drobnej budowy. Ubrana była w jasnoróżową sukienkę z falbankami. Jasne, blond loki okalały okrągłą twarzyczkę, usianą delikatnymi piegami, tylko podkreślającymi mlecznobiałą cerę. Wyglądała jak porcelanowa lalka.

Złotooka przechyliła głowę, nie wiedząc co dalej począć. Wciąż nieufnie spoglądała na półprzezroczystą istotkę, która niezmiennie wpatrywała się w nią zaciekawioną parą dużych, błękitnych ocząt. Na twarzyczce dziewczynki malował się radosny uśmiech. Zdawała się być zadowolona z faktu, że spotkała kogoś, kto był w stanie ją dostrzec.

Mimo to samica wciąż nie mogła się przełamać. Duchy budziły w niej irracjonalny lęk, jeszcze zanim mogła je postrzegać. I choć minęły już prawie dwa lata, nadal nie potrafiła przyzwyczaić się do ich ciągłej obecności. Zazwyczaj starała się je ignorować, jednak nie zawsze było to takie łatwe. Po za tym, nie wszystkie wyglądały tak pięknie i niewinnie jak lustrująca się przed nią zjawa.

Potrząsnęła lekko głową. Wyzbywając się resztki wątpliwości postąpiła krok na przód. Źrenice dziewczynki rozszerzyły się gwałtownie, zalewając błękitne niebo tęczówek smolistą czernią. Jej usta rozwarły się w szerokim, dzikim uśmiechu. Po brodzie skapnęły strużki śliny. Malinowe wargi zaczęły pękać.

Zszokowana samica mrugnęła, ale nic się nie zmieniło.Jej umysł nie nadążał z przetwarzaniem rozgrywających się przed nią zdarzeń. Wszystko działo się zbyt szybko, w ciągu zaledwie ułamków sekund. Poczuła jak słabną jej nogi, a bicie serca mimowolnie przyspiesza, pompując krew do tętnic.

Usłyszała trzask rozrywanej skóry. Z opuszków dziecięcych palców wyrosły ostre jak brzytwa szpony. Po porcelanowej skórze lalki spłynęły rdzawe strużki krwi. Do uszy samicy dotarł cichy śmiech, wydobywający się spomiędzy popękanych warg i zaostrzonych, pokrytych smolistą cieczą kłów.

Jedyne co zdążyła to zaczerpnąć łyk powietrza. W następnej sekundzie twarde jak ołów szpikulce wbiły się w ciało, bez trudu rozrywając warstwy futra, skóry i mięśni. Polała się krew. Karmazynowa ciecz obryzgała ziemię, tworząc na białym śniegu barwną mozaikę. Świat zawirował, a samicy zdawało się, że leci. Zaczęła odpływać. Ból dławiący jej ciało, był niczym w porównaniu ze świdrującym jej czaszkę dzwonieniem. Wszystko spowiła biel.


***

Obudziła się z niemym okrzykiem na ustach, natychmiast podrywając się do pionu. Oderwała skostniałe z zimna dłonie od skalnego podłoża jaskini. Serce łomotało jej w piersi jak szalone, oddech był szybki i urywany.

Do zamglonego mgłą umysłu z opóźnieniem dotarły naglące impulsy, sygnalizujące ostry ból. Zacisnęła zęby, z trudem powstrzymując się od jęku. Zgięła się w pół, łapiąc się za brzuch. Szare oczy powędrował w dół. Oderwała na moment dłonie, by spojrzeć na rozkwitające plamy karmazynowej czerwieni. Na ułamek sekundy straciła ostrość widzenia. Zrobiło jej się słabo.

Napięła mięśnie, próbując wstać. Musiała opatrzyć rany. Albo dotrzeć do medyka. Dać komuś znać. Jednak przy próbie wysiłku zakręciło jej się w głowie. Bicie serca ponownie zadudniło jej w głowie, jakby ktoś walił w dzwon. Przed oczami zamajaczyły jej mroczki, które wkrótce przerodziły się w ciemną otchłań. Straciła przytomność.



--------------------------------
Al ma wiele powodów, by bać się duchów. Chociaż ona zazwyczaj bywają niegroźne. Gorzej jak okazują się być czymś innym.

Więcej dramy. Taktak. Pomysł na opowiadanie zrodził się jakieś dwa, może trzy tygodnie temu. Nie wiem jak się znalazła w jaskini. Nie chce mi się myśleć.