"Crazy is my life" ( na konkurs )
Dzień był nadzwyczaj spokojny. Słońce
pierwszy raz od kilku dniu postanowiło wychynąć zza zasłony chmur i obdarzyć
wszystkich ciepłymi promykami. Wiatr niemal nie dawał znaku swej obecności, z
rzadka poruszając zbłąkanym liściem czy płatkiem kwitnących drzew. Gdzieś w
głębi lasu wolniutko płynął strumyk, nucąc własną melodię. Raksha kroczyła
jedną z nieznanych ścieżek, jak to na kota przystało. Coś jej nie dawało
spokoju. Dziwne uczucie, niepokój wymieszany z rozdrażnieniem. Lęk, który
ściskał jej serce, chociaż nie widziała nie ani nie czuła niczego, co mogłoby
być tego powodem. Przystanęła na chwilę, porażona niezwykłą myślą. Rozejrzała
się, wciągnęła słodkie powietrze do płuc i postawiła uszy, nasłuchując. Nic,
kompletna pustka. Oprócz lekkiego szumu strumyka, żaden inny dźwięk nie wybijał
się ponad ciszę. Ptaki nie śpiewały, wiatr nie wygrywał swej ukochanej melodii,
a leśne zwierzęta jakby nagle znikły, nie pozostawiając za sobą śladu. Las
wydawał się mroczniejszy niż nocą, chociaż czuła ciepłe promienie na swoim
grzbiecie, a lekki szum ciągle był słyszalny w tle. Tylko czy rzeczywiście był
to strumyk?
„Nie
stój jak ten kołek”
Irytujący głosik w jej umyśle postanowił
jednak wyrwać kocice ze stanu bezgranicznego zamyślenia, kiedy próbowała rozstrzygnąć
przyczynę nagłego opustoszenia lasu. Pokręciła łbem, strzeliła ogonem
kilkakrotnie po bokach, po czym wznowiła spacer w sobie tylko znanym kierunku.
Dziwaczne uczucie niepokoju towarzyszyło jej niemal przy każdym kroku, gdy nieświadomie
zaczęła kierować się w stronę jaskini. Musiała zwalczyć wielką chęć na wyrwanie
się do lotu, żeby uciec spośród drzew, które zawsze tak lubiła. Im dalej zagłębiała
się w las, tym cichszy jej się wydawał, a jednak szum pozostał dokładnie taki
sam. Miała wrażenie, że chociaż dopiero co wszystko zakwitło, to właśnie teraz
umarło, a matka natura jakby wcale się tym nie przejęła.
„Trochę
jak zatrzymanie w czasie” zakpił nieznany głos.
Po raz kolejny przystanęła, doznając
nagłego olśnienia. Czyżby właśnie tego doświadczyła? Tylko dlaczego nigdzie nie
widziała nieruchomych zwierząt, a liście mimo braku wiatru poruszały się na
gałązkach?
Nic dziwnego więc, że kiedy usłyszała nagły
szelest po swojej lewej stronie, podskoczyła i ustawiła się w pozycji bojowej,
szczerząc kły. Bezwiednie rozłożyła skrzydła, jeszcze dodając rozmiarów swojej
umięśnionej sylwetce, a cichy warkot wyrwał się z jej gardła.
- Wyluzuj Rokokosz – usłyszała rozbawiony
głos dobrze jej znanego wilka.
Gdyby mogła, pewnie zmarszczyłaby brwi.
Podniosła się powoli, kiedy Asmo wyłonił się zza krzewu.
- Jakim cudem cię nie usłyszałam? – mruknęła,
mierząc go uważnie spojrzeniem, wyglądał dokładnie tak samo jak zawsze, a jednak
coś wzbudziło w niej czujność. Czyżby chodziło o nagły wzrost głośności tego
dziwnego szumu a może fakt, że nie wyczuła ciepłoty jego ciała?
- Widocznie słuch już nie ten – odpowiedział wesoło,
przechodząc na drugą stronę ścieżki i znów zagłębiając się w krzewach.
- Czekaj – zawołała za nim, ale kiedy weszła
pomiędzy gałęzie, wilka nigdzie nie było. Zupełnie, jakby rozpłynął się w
powietrzu. Nieznośny szum wrócił do poziomu normy i znów tylko nieznacznie
irytował, ciągle obecny gdzieś z tyłu podświadomości, na granicy zmysłów.
Warknęła z irytacji, próbując nie podpalić najbliższego
drzewa. Miała dziwne wrażenie, jakby ktoś zamknął ją w szklanej kulce i śmiał
się do rozpuku z jej rozdrażnienia, bo nie miała pojęcia, że właśnie wpadła w
niezłe tarapaty. Zabawne, doprawdy.
„Lepiej
poszukaj innych” zaproponował głosik, stając się nagle niebywale uprzejmy.
Warknęła pod nosem coś całkowicie
niezrozumiałego, po czym skierowała się prosto do jaskini, przyspieszając nieco
kroku. Ciągle nie mogła pojąć, jakim cudem nie wyczuła ciepła od wilka,
przecież każde żywe zwierzę mogła rozpoznać po temperaturze ciała, w dodatku
sposób w jaki zniknął też wydawał jej się podejrzany, bo kto potrafi nagle
rozpłynąć się w powietrzu? Pewnie rozmyślałaby o tym o wiele dłużej, gdyby nie
szum, który nagle znów postanowił zagrać jej na nerwach. Stał się o wiele
głośniejszy, a do tego doszło jeszcze nieprzyjemne dudnienie, przyprawiające o
tępy ból w czaszce. Zwolniła kroku, próbując przeskanować otoczenie wzrokiem,
ale niczego szczególnego nie dostrzegła. Las pogrążony w martwej ciszy, z lekka
poruszające się liście, obrazek dokładnie ten sam co wcześniej. Dopiero, gdy
stanęła na skraju niewielkiej polanki, a szum jeszcze wzmógł się, zaczęła coś
podejrzewać.
- Kay, jak dobrze cię… - zatrzymała się w pół
słowa, gdy poczuła, a właściwie nie wyczuła żadnego ciepła, które ciało
wilczycy powinno posiadać.
Samica spojrzała na nią, przekrzywiając
zabawnie pysk. Siedziała nad niewielką kałużą, w której jeszcze przed chwilę
się przeglądała.
- Cześć Raksh, dawno się nie widziałyśmy –
powitała ją wesoło, jakby zupełnie nie dostrzegając konsternacji na pysku
kocicy.
- Też to słyszysz? – zapytała, prawie nie
mogąc się skupić przez nieznośne dudnienie w czaszce, które skutecznie
zakłócało wszelkie próby znalezienia rozwiązania dla tych przedziwnych zdarzeń.
Wilczyca spojrzała na nią, jakby nie
rozumiejąc.
- Chodzi ci o ptaki? Rzeczywiście, ładnie
śpiewają – stwierdziła, patrząc gdzieś w dal i uśmiechając się lekko, jakby do
siebie.
Teraz Raksha była pewna, że na jej pysku
zagościł niezbyt piękny wyraz zdumienia pomieszanego z niedowierzaniem.
Przecież ptaków w ogóle nie było widać, a tym bardziej słychać, chyba że
nieprzyjemny ból nie pozwalał jej na usłyszenie śpiewu. Nie, to raczej nie
możliwe z jej zmysłami. Tylko, w takim razie, dlaczego ponownie nie wyczuła charakterystycznego
dla zwierząt ciepła?
- Kay, chodzi mi o taki dziwny szum, jakby
strumienia, ale trochę inny – wyjaśniła spokojnie, posyłając samicy nieco
podejrzliwe, ostrożne spojrzenie.
Tym razem to ona się zdziwiła, spoglądając na
kotowatą z zaskoczeniem wymalowanym w ślepiach.
- Nie. Dobrze się czujesz? – zapytała, jakby
zaniepokojona stanem pantery.
- Tak, tak, nie przejmuj się – odpowiedziała szybko,
próbując wychwycić coś dziwnego w zachowaniu rozmówczyni.
- To dobrze – mruknęła wilczyca, znów
uśmiechając się błogo i tak jakby, nieobecnie? Ponownie zwróciła wzrok na
kałużę i nie odezwała się już.
Wmurowana w ziemię pantera przez dłuższą
chwilę nie potrafiła się ruszyć, gapiąc się bezmyślnie w grzbiet samicy. Teraz
już prawie nic nie rozumiała z tego, czego właśnie doświadczyła, czyżby był to
wyjątkowo niezabawny żart ze strony członków stada? Jakoś nie mogła w to
uwierzyć, tak pokręconego poczucia humoru to chyba nikt nie miał. A może był to
tylko dziwny sen, z tych które ostatnio często
miewała? Tylko że ten był zupełnie inny i jakoś nie przypominał snu.
Pokręciła pyskiem, odwracając się powoli, ale
nie zaszła nawet kilku kroków, kiedy wreszcie poczuła znajome ciepło. Podniosła
wzrok, a jej oczom ukazał się czarny basior. Przyglądał jej się uważnie. Przez
chwilę nie wiedziała czy ma tylko zwidy, ale wyczuwalne ciepło dało jej jasno
do zrozumienia, że wilk jest jak najbardziej prawdziwy, a kamień spadł z jej
dręczonego niepokojem serca. Szum wyciszył się niemal całkowicie, a ulga stała
się niemal natychmiastowa.
- Rany, Baru, chyba jeszcze nigdy się tak nie
cieszyłam z naszego spotkania – powiedziała szczerze, wypuszczając ze świstem
powietrze i uśmiechając się lekko do samca.
- W takim razie miło mi – odpowiedział, również unosząc kąciki pyska,
ale zaraz potem jakby się zamyślił, spoglądając gdzieś w dal za jej grzbietem. –
Możesz mi powiedzieć, z kim rozmawiałaś? – zapytał, przenosząc na kocicę
niepewny wzrok.
Zmarszczyła zabawnie pysk, spoglądając na
niego podejrzliwe.
- Z Kay, przecież siedzi… - Odwróciła się,
chcąc wskazać mu miejsce, w którym powinna znajdować się wilczyca, ale jej już
tam nie było. Zniknęła, zupełnie jakby się rozpłynęła. - … tam – dokończyła,
patrząc z niedowierzaniem na polanę.
- Może miałaś na myśli siedziała? – podsunął wilk.
Pokręciła pyskiem.
- Nie, przecież nie mogła zniknąć w kilka
sekund i to nie zostawiając nawet wgięcia na trawie – mruknęła. Polana pozostała
całkowicie nienaruszona, nie licząc lekkich śladów po łapach pantery. Wcześniej
nie zwróciła uwagi na to, że na trawie nie było żadnych tropów, a przecież
powinna była to zauważyć.
- Jesteś pewna, że ją widziałaś? – Baru zwrócił
się do niej, wcale nie mając na myśli niczego złego, ale chcąc pomóc kocicy w
rozwiązaniu zagadki, z którą próbowała się uporać.
- Tak – odparła poważnie, spoglądając na
wilka. Nie wiedziała czy jej uwierzył, ale teraz miała coś ważniejszego do
roboty. – Spotkaj się potem ze mną w jaskini – poprosiła, patrząc na niego
błagalnie.
- Pewnie, skoro nalegasz. – Uśmiechnął się
lekko.
Skinęła pyskiem w podzięce i już mieli się
rozejść, kiedy nagle coś ją tknęło, by się odwrócić.
- Baru. – Spojrzał na nią. – Uważaj na
siebie, mam wrażenie, że dzieje się tu coś dziwnego – dodała, a kiedy skinął na
znak, że zrozumiał, mogła wreszcie odejść w stronę wcześniej obranego celu.
Teraz już nie kłopotała się spacerkiem, a
przyspieszyła i gnała przez cichy las, nie przejmując się, że pewnie słychać ją
na kilka metrów. Wspomagała się skrzydłami, jak tylko mogła, by jeszcze
przyspieszyć i poruszać się możliwie jak najciszej. Szum ponownie dał o sobie
znać, kiedy tylko oddaliła się od wilka. Stawał się coraz bardziej uciążliwy w
miarę, gdy zbliżała się do obranego celu, a kiedy wreszcie wybiegła na polanę i
zobaczyła wejście do jaskini, nieznośny ból pulsował już nie tylko w czaszce, a
w całym ciele kocicy.
„To ci
się nie spodoba” mruknął głosik w jej głowie, brzmiąc zupełnie, jakby nagle
obawiał się jej reakcji.
Przez chwilę nie wiedziała, skąd taka myśl,
jednak kiedy tylko podniosła wzrok, jej oczom ukazała się bardzo znajoma
sylwetka. Czarna pantera zbliżała się do niej powoli, uśmiechając się
drapieżnie, a w jej fiołkowych oczach widniało szaleństwo. Raksha patrzyła na
siebie, ale ta wersja jej samej była tą najgorszą, jaką mogła spotkać.
Morderca.
- Czego chcesz? – warknęła, napinając
wszystkie mięśnie. Czuła się całkowicie wypompowana, jakby ból wyssał z niej
wszystkie siły, ale nie miała zamiaru okazać słabości.
- Jak to czego? Ciebie, rzecz jasna –
odmruknęła tamta, zniżając się na łapach i patrząc na kocicę z lubieżnym
uśmieszkiem. Szykowała się do ataku, a cała sytuacja wydawała się ją bawić.
Raksha zauważyła, że jej odbicie także nie
posiadało tej charakterystycznej ciepłoty. Czyżby właśnie rozwiązała zagadkę,
nad którą tak się głowiła cały dzień? Ugięła łapy, rozkładając skrzydła,
których tamta nie posiadała, i odsłaniając kły.
- Będziesz musiała obejść się smakiem –
warknęła i rzuciła się na… samą siebie? Zdążyła jeszcze zobaczyć pobłażliwy
uśmieszek na pysku kotki, a zaraz potem jej pazury rozpruły miękkie ciało,
które zdołało jej się wyrwać.
Wściekły charkot wyrwał się z jej gardła, ale
kiedy obróciła się do napastniczki, napotkała pustkę. Stanęła w miejscu, nagle
nieruchomiejąc i ponownie odczuwając szok, który tego dnia był już stałym
gościem jej umysłu. Szum zmalał, a ból w ciele i czaszce zredukował się do nieprzyjemnego
pulsowania. Na polanie znów panowała niczym niezmącona cisza, a las wydawał się
tak samo martwy, jak wcześniej. Wszystko było takie same jak jeszcze chwilę
temu.
Spojrzała na swoją łapę, ale nie dostrzegła
nawet śladu krwi, która przecież powinna się tam znajdować, jeśli udało jej się
zranić tamtą. Tylko, czy aby rzeczywiście jej się udało?
- No to są chyba jakieś żarty – stwierdziła sama
do siebie, rozglądając się po polanie, ale nie dostrzegła już nikogo. Cisza,
jaka wtedy zaległa wokół niej, wcale nie była przyjemna.
Ptaki nie śpiewały, a wiatr nie wygrywał swej
melodii.
[Jednak udało mi się dzisiaj naskrobać notkę ;P Nic specjalnego, ale
mam nadzieję, że pomysł w miarę dobry i da się go ciekawie pociągnąć.
Jeśli ktoś poczuł się urażony, że postać została wykorzystana w notce,
przepraszam, mogę poprawić. ]