Czy to aby sen? - Konkurs
Dosyć wcześnie wyszedłem dziś z jaskini, nie mogłem spać, czułem jakiś
taki wewnętrzny niepokój. Jak zwykle, w kwestii uczuć byłem słabo
obeznany, a raczej praktycznie wcale, więc myśli zajęło mi tworzenie
nazw dla mojego obecnego stanu. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia jak dużo
czasu minęło, ale z zamyślenia wyrwał mnie przebiegający z ogromną
prędkością osobnik, którego zapachu nie mogłem ani poznać, ani wyłapać.
Zupełnie jakby się go pozbył. Jednak nie to mnie najbardziej zdziwiło,
byłem w szoku, że nie usłyszałem tak rozpędzonej istoty. Do głowy wpadł
mi tylko jeden pomysł - że to intruz. Prawdopodobnie z jakimiś
maskującymi zdolnościami, więc aby nie zgubić tropu, ruszyłem pędem za
nim. Ogarnął mnie lekki niepokój, kiedy ten po prostu zniknął mi z oczu.
Nagle usłyszałem znajomy głos, zastrzygłem uchem i ruszyłem szybko w
jego stronę, chciałem ostrzec panterę w razie czego. Kiedy ją
zobaczyłem, rozmawiała z kimś, tylko że nikogo tam nie było. Odwróciła
łeb w moją stronę.
- Rany, Baru, chyba jeszcze nigdy się tak nie
cieszyłam z naszego spotkania – powiedziała Raksha, wypuszczając ze świstem
powietrze i uśmiechając się lekko do mnie.
- W takim razie miło mi – odpowiedziałem z uśmiechem, zaciekawiony rozejrzałem się i spojrzałem za rozmówczynię. –
Możesz mi powiedzieć, z kim rozmawiałaś? – zapytałem, przenosząc na kocicę
niepewny wzrok. Zmarszczyła zabawnie pysk, spoglądając na mnie podejrzliwe.
- Z Kay, przecież siedzi… - Odwróciła się, wskazując puste miejsce - … tam – dokończyła,
patrząc z niedowierzaniem na polanę.
- Może miałaś na myśli siedziała? – zapytałem dla pewności, pokręciła pyskiem.
- Nie, przecież nie mogła zniknąć w kilka
sekund i to nie zostawiając nawet wgięcia na trawie – mruknęła. Polana pozostała
całkowicie nienaruszona, nie licząc lekkich śladów po łapach pantery.
- Jesteś pewna, że ją widziałaś?
– wiem, że mogła odebrać to pytanie źle, ale chyba dobrze zrozumiała
moje intencje, chciałem pomóc i zupełnie zapomniałem w jakim celu do
niej przyszedłem.
- Tak – odparła poważnie,
spoglądając na mnie. W jej wzroku wyczułem niepewność, chyba nie
wiedziała czy biorę ją serio. – Spotkaj się potem ze mną w jaskini –
poprosiła, patrząc na mnie
błagalnie.
- Pewnie, skoro nalegasz. – posłałem panterze ciepły uśmiech.
Skinęła pyskiem w podzięce i już widziałem, że chce odchodzić, ale odwróciła się nagle.
- Baru. – usłyszałem i
spojrzałem na nią. – Uważaj na
siebie, mam wrażenie, że dzieje się tu coś dziwnego – dodała, skinąłem
łbem, racja działo się coś dziwnego, nie zdążyłem jednak potwierdzić jej
słów, gdyż ruszyła przed siebie. Westchnąłem lekko, teraz zacząłem się
głowić co miało znaczyć jej ,,potem,, ale ten problem szybko został
zastąpiony innym. Zza krzaków wyłonił się wilk, większy niż przeciętny,
ale nie tak duży jak ja.
- Baru, Baru, Baru Saya - powiedział to tak płynnie, w jego ,,ustach,,
nie brzmiało to nawet jak imię. Stałem wryty jak kołek, wcale nie
dlatego, że znał moje imię. To mój pasożyt... To on śnił mi się co noc,
to jego wspomnienia siedziały w mojej głowie i to on przebiegł mi
dzisiaj drogę.
- Jak? - nadal w szoku patrzyłem na niego, wyglądał jak żywy. Zaśmiał
się, dobrze znałem ten śmiech, zawsze rozbrzmiewał w mojej głowie gdy
traciłem cierpliwość, zawsze był powodem wybuchu mojej agresji.
- Baru Saya... A może Hilarem? - przekręcał łeb na boki, zupełnie tak
samo jak w humanoidalnej postaci, jedno oko miał zakryte grzywką,
drugie, błękitne, wpatrzone we mnie.
- Chyba ja powinienem o to zapytać - znowu to uczucie, ta narastająca złość.
- O tak bracie, chodź do mnie, zbliż się do mnie, poczuj to, spraw to. -
jego słowa, głos... Jak one irytowały, zacisnąłem zęby, nie dam mu się,
przecież tego właśnie chce, chce mojej złości.
- Zamknij się. Niczego nie sprawie, nic dla ciebie nie zrobię, a tym
bardziej się nie zbliżę i nie mów do mnie bracie - nie warczałem, nie
szczerzyłem kłów, mówiłem spokojnie.
- Mówisz? - znów ten śmiech - W takim razie mam dla ciebie niespodziankę
- na jego pysku namalował się taki uśmiech, że aż ciarki mnie przeszły -
Skarbie, możesz? - zawołał, jednak nadal patrzył na mnie. Zza krzaków
wyłoniła się śnieżnobiała wilczyca i spojrzała na mnie z politowaniem.
- Dalia? - ruszyłem w jej stronę, ale drogę zastawił mi On. - Dalia
słyszysz mnie?! - spojrzałem za niego, wilczyca miała nieprzytomny
wzrok.
- Słyszy - odpowiedział za nią i uśmiechnął się szyderczo. Warknąłem.
- Stada w to nie angażuj! To sprawa między nami!
- Stado, ah no tak... Kwiatuszki wy moje... - wilk zarzucił grzywkę
bardziej na bok, odsłaniając drugie oko. Zostałem jakby sparaliżowany,
oko było żółte, nie miało źrenicy, tylko białko i żółta tęczówka.
- Co jest?! - rozejrzałem się, ale nie mogłem ruszyć z miejsca. Z prawej strony wyłoniła się Raksha.
- Wiej! Raksha spadaj stąd, powiadom wszystkich! Serio coś się dzieje! - krzyknąłem w jej stronę, pantera obróciła się.
- Baru? - zaniepokojona spojrzała na mnie - Co tu się dzieje?!
- Baru? - usłyszałem kolejny głos, tym razem po lewej, odwróciłem łeb w jego stronę.
- Kay? - teraz już nic nie rozumiałem.
- Hej Baru - posłała mi smutny uśmiech - chciałam z tobą porozmawiać, ale widzę, że już masz swoje rozmówczynie.
- Co? Hej... Kay.. czekaj! Halo! Co wy? Serio go nie widzicie?!
Śmiech...
Znowu śmiech...
Cały czas ten śmiech.
Aż można bólu głowy dostać.
- Ale kogo Baru?
- Baru wszystko dobrze?
- Głupie z nas robisz czy jak?
Baru... Baru... Baru...
- Baru Saya - usłyszałem jego głos i wybuchłem, nagle mogłem się już
ruszać, rzuciłem się prosto na niego szczerząc kły, przydusiłem do
ziemi, już miałem wykonać zamach kiedy...
poczułem zapach...
- Odbiło Ci?! Chcesz mnie zabić?! - usłyszałem znajomy głos. Otworzyłem
oczy i potrząsłem łbem, przygniatałem do ziemi Asmo. Z początku
zesztywniałem. - Idę sobie spokojnie, idę a tu proszę, narwaniec
normalnie! - cały Asmo, nie miał zamiaru skrywać emocji. Zszedłem z
niego i rozejrzałem się dookoła, nikogo oprócz nas nie było. Zgłupiałem.
- Przepraszam - powiedziałem szybko nadal się rozglądając.
- To wszystko co masz do powiedzenia? - Kiwnąłem łbem i ruszyłem przed siebie.
- Spotkajmy się potem pod jaskinią! - krzyknąłem.
- Coś proponujesz?
- Asmo... - zatrzymałem się i odwróciłem do niego - Uważaj na siebie,
dzieje się tu coś dziwnego - rzuciłem i ruszyłem dalej, chciałem
konieczne znaleźć Rakshe i dziewczyny, zobaczyć czy nic im nie jest.
Znalazłem wszystkie trzy, całe i zdrowe. Nie wiedząc co się dzieje ruszyłem w stronę jaskini.
__________
Sory jak komuś się nie spodobały ich wypowiedzi.