Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

19 maja 2013

Nie teraz. [Error]



Ciepły oddech ducha niebios. Parapet pamiętał jeszcze liźnięcie słonecznego blasku, momentami przesadnie inwazyjnego. Wymowna cisza unosiła się wokół dziewczyny siedzącej na ciepłym jeszcze parapecie, nogi zwiesiła w dół przepaści pięter. Zmierzch zapadał leniwie nad szarym skupiskiem bloków. Było tak spokojnie.
- Jah, dlaczego milczysz? - Nieśmiały ton przeciął gęste powietrze. Zapytała siebie samą, jej głos pozostał jednak jedynym. Spoglądała na panoramę miasta zapadającego w sen. Ukłuta przez świadomość schowała twarz w dłoniach. I nie wiedziała już, czy bestia kiedykolwiek do niej mówiła. Nie wiedziała w jaki sposób ten świat mógł wydawać jej się wymagającym chęci. Nie wiedziała, czy chce podejmować się czegokolwiek. Grad pytań z których zrezygnowała zastąpiła bezkresna czerń. Tylko miarowe dudnienie jej serca, powietrze rzężące w płucach, szum ulic daleko w dole. I jakieś dziwne cierpienie, pozostawiające po sobie cierpki posmak. Głód? Stłumione, milczące wystarczająco, by pomylić je z krzykiem.
***
Na jej obliczu wymalował się zawadiacki uśmiech. Niedopowiedziana ekscytacja, narastająca tęsknota, głód? Kiedy w ich oczach zatańczył strach. "Być może tym razem zgubię się w tym świecie?". "Być może to będzie ostatnia kropla w kielichu". Myśli płynęły wolniej, niż działała chęć. Rozchylone wargi, ułożenie gorzkiego materiału pod językiem lub podrażnienie spojówek sypkim lekarstwem, połknięcie okrągłej pigułki, zaciągnięcie się z foliowej torebki, czy nawet oblizanie bibułki i umoszczenie tektury tipa w ustach. Cokolwiek. . Tak, jak uczyła mama.
Powiodła wzrokiem po obecnych. I wiedziała, że oni wszyscy również tracą część siebie w zamian za cud przebywania przez moment w innej rzeczywistości. Ale kochała ich w swej bezsilności tak, jak kochała zatracać tę część siebie. I czekała, aż uderzy.
***1.15
Wyszła na balkon, ulica huczała, kakofonia szumu samochodów, drzew, ludzi. Przez moment zastanawiała się, czy to współgra z czarnym niebem, sugerującym udanie się do krainy Morfeusza. Już pędzę, panie Noc, pozwól jednak, że zabiorę tam moich przyjaciół.
***
Teraz!
Zaczerpnęła głęboki wdech i zadarła brodę, wygięła kręgosłup w łuk. Rześkie powietrze nasączone ulotnością tej chwili upajało ją i rozkazywało, by krzyczeć. Zacisnęła pięści, jej oblicze wykrzywił grymas. Płynnie przerodził się w rozkosz, gdy poczuła strugę światła przeszywającą ciało. Otworzyła oczy.
Za balustradą miasto hipnotyzowało jaskrawym światłem. Latarnie rozbłysnęły, złote nici uniosły się w górę. Samochód. Przemknął, żółcią ślepi tnąc narastająca w dole mgłę samotności. Lecz przy niej, na balkonie, za nią, stały osoby które dostrzegały szare wstęgi trawiące niemal oślepiające świetliste kręgi.
Spojrzała na niego, zatopiła się w jego czarnych oczach. Tęczówki ustąpiły miejsca źrenicy, która rozpanoszyła się na tyle, by przyjmować jarzeniówkę niby najjaśniejsze słońce. Na dnie tego obrazu chorobliwego, panicznego szczęścia w jego obliczu dostrzegała też coś zupełnie innego. I czuła, że jest lisicą. Tak jak on posiadał myśli lwa, jak pozostali spoglądali ślepiami wilków, lisów, zwierząt.
Bo chcieli pozostać wolni.
Przecież chodziło tylko o to.
Tylko.

Rdzawa siedziała pośród swojej sfory.

Rozłożyła potężne ramiona skrzydeł, lotki zafurgotały, wiatr zatańczył z nimi, nucąc tak lubieżnie, jak tylko potrafił. Oparła się o barierkę, I zatonęła w rozbawieniu, śmiejąc się jak dziecko, przez cały czas rozmawiała z lwem, na co zwróciła uwagę dopiero gdy szczęście zastąpiło morze odczuć. Gdy przestali się śmiać on również oparł się o barierkę, mierząc wzrokiem oślepiający dywan konstelacji świateł i mroku. Jej skrzydła zadrżały, tak chętne by wzbić w górę bladą postać, tak skore by pochwycić poły wiatru.
- Kiedyś skoczysz, prawda? - Cichy ton lwa, jego spojrzenie. Kakofonia. Światła. Zrób wszystko. Wiatrak kręcący się za jego plecami. Ktoś przeszedł pod balkonem. Powiedział coś. Co powiedział? Dudnienie serca. Zatańcz. Krzycz.
Skocz.
- Wszyscy kiedyś skoczymy. - Odpowiedź która padła wybrzmiewając tak ciężko, jak topór pytania.
***
Rozeszli się. Jak wcześniej. Jak zawsze wcześniej. Głowa ciążyła. Nie, nie był to ból. Jej nieznośne wnętrze jęczało, skręcając się i wijąc. I tylko ta krótka myśl; może lepiej było robić to w Stadzie Nocy? Czy ceną za namacalność futra musi być nieznośny głód rozdzierający trzewia? Czy poczucie zmiany, która nie doprowadzi do niczego jej wartego? Czy naprawdę było lepiej?
Samotność. Samotność której nie wypełnią litery. Samotność którą wypełni obecność innych. Namacalna obecność.
Nie, nie zrezygnuję z niczego.
Naprawię wszystko.
Ale nie teraz. Teraz pozwól mi zanurzyć się w niebycie.
- Przegrałaś. - Szyderczy szept. Wykrzywiona w grymasie facjata demonicy.
Odpowiedź ledwie ślizgająca się pomiędzy szarymi ścianami pokoju. 
- Wygrałam. Miło Cię znów słyszeć, Jah. -