- Kurwa! – krzyknął szarpiąc się z kolejną. Oparł czoło o
drzwi i zaczął uspakajać oddech. – W co Ty pogrywasz? – wyszeptał sam do
siebie. Zamknął na chwilę oczy i cofnął się na środek korytarza. Spojrzał w prawo
– pełno drzwi, w lewo – to samo. Zacisnął zęby i pięści. Nie wie ile tak
chodził, ale powoli tracił zmysły. Zaczął chodzić od ściany do ściany, nawet
nie łapał już wszystkich klamek. Trochę jakby się zataczał. Naglę usłyszał echo
swoich kroków. Zatrzymał się. Ustały. Ruszył, znowu je usłyszał. Przyspieszył
nieco, a echo wraz z nim. Zaczął łapać wszystkie klamki, one nadal nie
puszczały. Klepnął jedna futrynę, potem drugą, w następną przywalił.
- Membu! – wrzasnął i potargał swoje włosy. Zaśmiał się, zaczął
się śmiać i schował twarz w dłoniach. Przykucnął nadal z tym dziwnym śmiechem
wydobywającym się z gardła. Krzyknął i odsłonił oczy zakryte wcześniej dłońmi.
Śmiech ustał. Baru spojrzał na jedne z drzwi. Spod nich wydobywało się światło.
Wstał i lekko przekręcając głowę ruszył do nich, powoli. Zbliżył się i
przejechał po framudze dłonią. Chwycił delikatnie klamkę i równie delikatnie ją
przekręcił. Drzwi zaczęły się otwierać…
Na początku ujrzał światło, bardzo silne światło poraziło
jego oczy. Dopiero po chwili dało się widzieć jakiekolwiek kontury. Pokój do
którego trafił był cały biały. Podłoga zlewała się ze ścianami. Rozejrzał się
mając wrażenie zwolnionego czasu. Pełno sztalug. Stało tu pełno sztalug.
Wszystkie miały na sobie płótna, jednak stały tak, że nie dało się zobaczyć co
na nich widnieje. Chłopak wszedł powoli do środka, jego wzrok nadal
przyzwyczajał się do tych jasności. Dopiero teraz przypomniał sobie o
oddychaniu, które wstrzymał przy chwytaniu za klamkę. Rozglądał się cały czas.
Ruszył do najbliższej sztalugi dopiero, kiedy całkowicie odzyskał wzrok.
Zafascynowany tą zmianą, tą jasnością spojrzał na obraz widniejący na płótnie.
Odskoczył lądując prawie, że na kolejnej sztaludze. Na nią również spojrzał
odruchowo i znowu się wystraszył. Chciał odwrócić wzrok od tych szpetnych i
przepełnionych agresją obrazów, jednak teraz gdziekolwiek spojrzał one go
otaczały. Jedynie droga przed nim gdzieś prowadziła. Bez zastanowienia ruszył
tam, co chwilę zerkając na płótna. Dobrze wiedział kto jest autorem tych
„arcydzieł”. Skrzywił się i przestał całkowicie na nie zerkać. Do czasu. Coś
naglę przykuło jego uwagę. Kolor… Na obrazie pojawił się kolor, do tego nie
kolor krwi. Baru zatrzymał się i spojrzał na płótno. Całość była jakaś taka
smutna, dwie sylwetki, chyba męska i kobieca. Niewyraźne, przedstawione z za
długimi nogami i bez twarzy. Mężczyzna trzymał coś w dłoniach, jakieś
zawiniątko. Właśnie ono było jedynym kolorem w całym tym obrazie. Chłopak
przysunął twarz bliżej, aby dojrzeć cóż to takiego. Nagle usłyszał jak coś
przecina powietrze i nad jego głową, prosto w sztalugę trafił nóż. Czarnowłosy
odwrócił się gwałtownie i spotkał wzrokiem znajomą twarz. Sztaluga wywaliła
się, a obraz spadł na podłogę.
- Co Ty tu robisz? – warknął Białowłosy i ruszył agresywnie
w stronę swojego gościa. Baru przytkało. Widok Membu i samo pytanie. Jak to co
on tu robi do cholery? Pasożyt wbrew pozorom nie szedł na chłopaka. Pchnął go
jedynie gdzieś na bok i postawił sztalugę. Szybko podniósł obraz i ułożył tak
jak stał. Przejechał jeszcze palcem po kolorowym zawiniątku i spiorunował Baru
wzrokiem.
- To jakaś sztuczka? – wysyczał przez zaciśnięte zęby i
wyjmując nóż z sztalugi przyłożył go do gardła chłopaka. Baru zmarszczył brwi i
odepchnął jego dłoń.
- Mógłbym zapytać o to samo! – bez zastanowienia wyciągnął
nóż tak długo szukany, tan dobrze znany. Membu spojrzał na broń i uśmiechnął
się pod nosem. Zrobił kilka kroków w tył i zaśmiał się głośno, tym swoim
psychicznym śmiechem. Spojrzał jeszcze na chłopaka i ruszył tam, skąd przybył.
W tym zlewającym się pokoju trudno było stwierdzić nawet gdzie są jakiekolwiek
kierunki. Zatrzymał się przy sztaludze i pokręcił głową. Zaczął coś malować.
- W moim własnym świcie mi odbija – znowu się zaśmiał, a
Baru całkowicie zgłupiał. Przyglądając się uważnie Białowłosemu ruszył w jego
stronę. Nóż nadal miał wyciągnięty. Pasożyt jednak przestał zwracać na niego
uwagę. Baru zaczął go okrążać, powoli i w dość dużej odległości, ale jednak.
Nagle coś przykuło jego uwagę. Zatrzymał się i znowu rozejrzał. Tutaj obrazy
były rozwieszone na ścianach. Tutaj ściany były w obrazów. Czarnowłosy otworzył
lekko usta i spojrzał po nich wszystkich. Najwięcej przedstawiało chłopca,
chłopca w różnych etapach wieku. Inne przypominały wilka, głównie szczenię. Te
obrazy miały jakiś kolor, chociaż odrobinkę. Te obrazy jako jedyne nie
zawierały ran, okaleczeń, krwi. Chłopak znowu zmarszczył brwi i znowu ruszył
okrężną drogą w stronę Membu. Tym razem jego umysł atakowało pełno myśli. Kiedy
doszedł już do strony pleców Białowłosego i zaczął się zbliżać, coś
spowodowało, że spojrzał na malowany przez chłopaka obraz. Zastygł.
- Matko… - jego oczy rozszerzyły się, a on spoglądał to na
świeży obraz, to na te powieszone. Membu również zastygł. Po chwili jednak
wrócił do malowania.
- Tu nigdy lęk nie ściga mnie, Ty nie jesteś stąd dlatego od
tych stron, proszę Cię z daleka trzymaj się… - wyszeptał nagle Pasożyt. – Widzę
Twój świat przez oczy twe, nie przynoś go do mnie, nie zbliżaj tu się. Wiem
dobrze co ból i znam setki kłamstw…
- Więc odejść mi daj póki czas – dokończył Baru i ich
spojrzenia znowu się skrzyżowały. – To Tristan – wskazał brodą na malowany
obraz i na całą resztę wyróżniających się dzieł. Membu zagryzł zęby, a zza jego
rękawa zaczął wydobywać się czerwony bat.
- CO Ty tu robisz!?! – krzyknął Białowłosy i bez chwili
zwątpienia ruszył na Baru. Bat zatrzymał się na nożu. Zaczęli walczyć.
- Nie udawaj! Jeszcze niedawno odesłałeś mojego przyjaciela!
– krzyknął Baru.
- Ty skurwysynie… - chwycił Baru za gardło i przybił do
ściany. Ten kaszlnął i drasnął go nożem. Membu automatycznie puścił uścisk i
odskoczył kawałek. – Skąd go masz?! – spiorunował chłopaka wzrokiem.
- Od kiedy to jesteś taki ciekawski? – zapytał Baru z
kpiącym uśmiechem. Membu na te słowa zaraz się opanował i wyprostował.
- To tylko wyobraźnia… - odparł.
- Nie mój drogi, zrobię tak jak prosiłeś… Dam Ci odejść,
odejść póki czas – teraz to Baru skoczył do Membu. Zaczął się pojedynek co
chwilę przerywany tym chorym śmiechem. Ostatecznie czerwony bat złapał nogę
Baru i po wystawieniu drobnych kolców, cisnął gdzieś, w pustą biel.
- Spójrz na siebie! Jesteś żałosny! Myślisz, że ten nożyk
wystarczy?! – Pasożyt znowu się zaśmiał. – Opuściłeś rodzinę, opuściłeś
przyjaciół… Opuściłeś syna! – warknął do Baru. – Po co? Tak bardzo chcesz
zginąć? – zaśmiał się.
- No popatrz… - wysapał Czarnowłosy. – Czyli jednak Ci się
udało… - obolały podniósł się na łokciu. Membu zmrużył oczy i spojrzał na
niego. – No co? Zabijałem niewinnych ludzi, tak ja Ty, ojciec mnie nienawidzi,
tak jak Ciebie – Baru zaczął wstawać powoli. – Zostawiłem rodzinę, tak jak Ty…
- wstał i spojrzał na Membu spod byka. – Opuściłem syna, jak Ty! – krzyknął i
już zaraz znowu wisiał w powietrzu trzymany przez Pasożyta.
- Nigdy Go nie opuściłem! To przez Ciebie mnie przy nim nie
było! – wrzasnął patrząc mu w oczy. Baru jednak szybko zamknął je, tak, aby
Membu nie miał na niego wpływu.
- Wiesz co nas różni – ledwo wydyszał Baru. – Ja mam
przyjaciół… - chwycił dłonie Pasożyta wypuszczając przy tym nóż. Membu zacisnął
zęby i znowu cisnął nim gdzieś w pustkę. Baru znowu zakaszlał, zostawił nieco
karmazynu na idealnie białej podłodze i spojrzał na idącego tu Pasożyta.
- Wiem co planowałeś, chciałeś, abym stał się taki jak Ty,
chciałeś usprawiedliwienia, chciałeś dowodu, że taki potwór jak Ty może być w
każdym! – wydarł się i ruszył na Membu, mimo pustych dłoni. Zaraz znowu leżał
przygniatany kolanem napastnika.
- Brawo, zgadłeś, a teraz Cię zabiję i będę wracać do sił… -
wyszeptał Białowłosy do ucha chłopaka i uśmiechnął się pod nosem. Sięgnął po
nóż, który wypadł Baru i wymierzył w niego. Już miał zadać ostatni cios, ale
Czarnowłosy zablokował cios i szybkim ruchem pozbawił go noża, który wzleciał
gdzieś w powietrze, i wyrwał się z uścisku. Membu zaśmiał się.
- Dorwę Cię – prawie, że zaśpiewał. Baru kaszląc ruszył
gdzieś przed siebie. Obejrzał się za Pasożytem i… wpadł nagle na jakieś biurko.
Wylądował na podłodze, a na niego spadło jakieś płótno. Uwalony farbą wstał i
szybko odstawił obraz, tak, że opierał się o biurko. Znowu zastygł. W tym
momencie na widoku pojawił się Membu i zatrzymał się gwałtownie widząc co
ogląda chłopak.
- Mój Boże… - wyszeptał Czarnowłosy i spojrzał na Membu
prawie, że zaszklonymi oczami.
- Zamknij się – powiedział Białowłosy przez zaciśnięte zęby.
Baru pokręcił głową.
- To nie tak, to wcale nie tak jak myślałem… - powiedział
już głośniej i zrobił krok w stronę Membu.
- Powiedziałem, że masz być cicho! – wrzasnął Pasożyt,
jednak ani drgnął.
- Ty chciałeś bym Cię zrozumiał… - wszystko nagle stało się
jasne. Wszystkie te złe sny, szeptanie w głowie. Chwalenie złych uczynków,
zachęcanie i zmuszanie do nich. Baru chwycił się za głowę. Membu miał na celu
odtworzyć to wszystko co On przeżywał. Pewnie nawet sam nie zdawał sobie z tego
sprawy. – Nie chodziło o mnie, chodziło o kogokolwiek… - Baru zadrżał i
spojrzał w oczy Pasożyta.
- Na pewno czułeś kiedyś wielki strach, że oto mija Twój
najlepszy czas,
bezradność zniosła Cię na drugi plan, czekanie sprawia że gorzknieje cała
słodycz w nas. Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept, tak trudno znaleźć drogę
w ciepły sen, słowa zlewają się w fałszywy ton, gdy nadwrażliwość jest jak
bilet w jedną stronę stąd… - Membu zacytował i zacisnął zęby. Patrzył na Baru,
przyglądał mu się. Zacisnął nawet dłoń na czerwonym bacie i ruszył w jego
stronę.
- Przepraszam – Baru wypalił nagle i znowu spojrzał Mu
prosto w oczy. Membu zatrzymał się centralnie przed jego twarzą. Jego oczy
powiększyły się i zrobił dwa kroki w tył.
- Że co? – pierwszy raz, od wielu lat, na twarzy tego
chłopaka pojawił się szok. Baru przełknął ślinę.
- Czułeś wielki strach, minął Twój najlepszy czas,
bezradność zniosła Cię na drugi plan, czekałeś, ale nie doczekałeś się, została
w Tobie sama gorycz… - Baru mówił, a Membu cofał się coraz bardziej w tył. –
Żyjąc w nienawiści, w zgrzycie znieczuliłeś się na drobne, miłe gesty. Nie
mogłeś spać, wszystko co dobre było dla Ciebie kłamstwem, bo bałeś się
wrażliwości, boisz się jej, boisz, bo była biletem w jedną stronę dla Twojej
matki – Baru szedł cały ten czas, powoli, w stronę Białowłosego. Na słowo
„matki” Mambu podniósł głowę i przywalił Czarnowłosemu bardzo mocno. On
zatoczył się i złapał za nos. Podciągnął nim.
- Okłamali mnie z nadzieją że, uwierzyłem i przestanę chcieć,
muszę leczyć się na ból i strach.
Gdzie jest człowiek który z siebie sam pokaże mi jak? – Membu znowu się zaśmiał i spojrzał pogardliwie na Baru. On wyprostował się i odsłonił zakrwawioną twarz. Z nosa ściekał strumyczek karmazynu. Chłopak otarł usta rozmazując krew jeszcze bardziej.
Gdzie jest człowiek który z siebie sam pokaże mi jak? – Membu znowu się zaśmiał i spojrzał pogardliwie na Baru. On wyprostował się i odsłonił zakrwawioną twarz. Z nosa ściekał strumyczek karmazynu. Chłopak otarł usta rozmazując krew jeszcze bardziej.
- Chodź… - wyciągnął dłoń do Białowłosego. – Pokaże Ci jak…
- wyszeptał i podciągnął nosem.
Membu zaczął szukać po omacku ściany, szukał
czegoś za sobą. Trafił, trafił i z niedowierzaniem patrząc na Baru zjechał po
niej. Jego uśmieszek zniknął, w oczach pojawiło się zagubienie.
- Nie Twój ojciec, nie matka, nie Tin i nie Tristan… Ja –
dodał Czarnowłosy i znowu, powoli, ruszył w stronę chłopaka.
CDN.
1 komentarz:
- Złapała się za głowę, zasłaniając uszy dłońmi. - Jak możesz to ożywiać. - Wymruczała boleśnie, przeciągle. - Podły. - Dodała nie tyle z pogardą, co z irytacją. - Ja powiem Ci sekret, a Ty mi go zwrócisz. - Zaczęła mówić szybko, niewyraźnie, niecierpliwie.