<_Baru_> Basior był dziś bardzo
niespokojny, chodził po polanie od jednego drzewa do drugiego, dziś pełnia.
Rozejrzał się i usiadł wydychając głośno powietrze. Miał nadzieję, że Seiye się
jednak pojawi.
<Seiye> Siedział w swojej grocie
rozmyślając nad przebiegiem wszystkiego, nie wiedział czego ma się spodziewać
ale mimo to był gotowy na wszystko. Kiedy już wyszedł z groty od razu wzbił się
w powietrze kierując się na polanę gdzie zwinnie omijając gałęzie wylądował na
granicy polany - witaj Baru i mam nadzieję że jesteś gotowy
<_Baru_> Spojrzał od razu w jego stronę i
wstał. Kiwnął łbem. - Też mam taką nadzieję. Możemy... możemy nie tutaj? Nie
chciałbym świadków - dodał i zagryzł kły.
<Seiye> skinął łbem na znak że rozumie -
wiec chodźmy... - najlepszym miejscem wydała sie grota Seiye do której właśnie
zaczął zmierzać, tam bynajmniej miał nadzieję że nikt im nie przeszkodzi
<Aldieb> - Salve. - Przywitała, się wychodząc zza wysokich pni drzew. Jej
szare oczy powędrowały od Baru do skrzydlatego wilka. Kącik ust uniósł się w
subtelnym uśmiechu, a dziewczyna podeszła bliżej, wychodząc z mroków lasu.
"...Przeprosić za to, że
możecie uznać to za puste słowa, przecież są tylko napisane. Za to, że
bałem
się waszej reakcji, że brałem pod uwagę kogokolwiek sprzeciwy. Właśnie z
tych
powodów możecie jedynie przeczytać to, co chcę Wam przekazać. Wyruszyłem
na ostatnie spotkanie z Membu. Czemu ostatnie? Bo tylko jeden z nas
może wrócić.
Chcę podziękować, tym obecnym i już nieobecnym. Podziękować
za cierpliwość i wyrozumiałość. Podziękować za ciepło, za pomoc. Za głośny
śmiech, za wibratory, za wygłupy, za narkotyki, za przygody, za sylwestra,
nawet tego nie udanego, za Wigilię, za prezent marchewkę, za, za, za…
Wszystkiego nie da się wymienić. Za to, że mam swój prawdziwy dom. Dzięki Wam
wiem kim jestem i wiem dla kogo żyję. Żyję, no właśnie. Nie wiem, czy kiedy to
czytacie jeszcze żyję. Mimo wszystko, dziękuję i przepraszam Was wszystkich i
każdego z osobna. Dziękuję, że jesteście i przepraszam, że czasem mnie nie
było."
<_Baru_> - Witaj Al, wybacz, ale musimy Cię
opuścić... - powiedział z uśmiechem. - Zaraz będziemy - dodał i kiwnął jej
łbem. Ruszył za wilkiem i po drodze przybrał postać jakszy. Na miejscu
wyciągnął z skórzanej sakwy, powieszonej przy boku kilka kopert. Pokazał je
Seiye. - Po wszystkim dasz to innym? Podpisane... - spojrzał na niego proszaco,
nie chciał słyszeć teraz żadnych komentarzy.
<Seiye> spojrzał w kierunku dziewczyny
przepraszająco - wybacz Aldieb... - normalnie by poleciał lecz niestety tym
razem nie mógł, docierając do rzeki ruszył w górę docierając w końcu do wodospadu
gdzie poprostu wskoczył na skałę a następnie przeszedł przez ścianę wody. W
grocie było dość ciepło i przytulnie za
sprawą tego że cała była porośnięta mchem a we wnęce jednej ze ścian paliło się
ognisko. Tam zaś spojrzał na Baru i na koperty które trzymał - przekażę... choć
one nie będzie to konieczne wiesz?
"Dalio, Dalii, Biała… Tobie najwięcej zawdzięczam i Ciebie
najbardziej przepraszam. Wiem, wiem i nawet nie mam zamiaru się tłumaczyć.
Jesteś zła i będziesz. Mam jednak nadzieję, że wiesz dlaczego to robię. Chce Ci
podziękować za to, że zawsze byłaś, że zawsze jesteś. Za to, że rozumiałaś mnie
bez słów i za to, że nie zaczęłaś na mnie inaczej patrzeć pomimo tego co
zrobiłem, co robiłem tym wszystkim ludziom. Dziękuję za Twój uśmiech, Twoje
oczy. Dziękuję, że mogłem zwariować na Twoim punkcie. Dziękuję za zaczepki,
drobne złośliwości i zadziorne uśmiechy. Jednak przede wszystkim dziękuję za
naszego syna. Bardzo Ciebie przypomina, dziękuję i przepraszam. Przepraszam
jeżeli przeze mnie zostaniesz z nim sama. Przepraszam, jeżeli przestanie mieć
ojca. Przepraszam, jeżeli zostanę tylko wspomnieniem. Proszę… nie zapominaj o
mnie, nawet jeżeli już nie wrócę. Proszę, nie zapominaj, że Cię kocham."
<_Baru_> Poklepał Seiye po łbie i nie
skomentował. Po prostu usiadł. - Ładnie mieszkasz - uśmiechnął się do niego. -
Możemy zaczynać? Mam coś zrobić?
<Seiye> westchnął tylko po czym usiadł
dokładnie na wprost niego - od razu mówię że nie będzie to na początku dla
ciebie przyjemne, będziesz czół łaskotanie w głowie, a może nawet ból... ale
mimo tego pod żadnym pozorem nie wolno ci przestać patrzeć w moje oczy
rozumiesz? - w czasie kiedy to mówił uniósł łapę do góry a kiedy jego oczy
zabłyszczały pojawiło się przy nich martwe ludzkie ciało - jeżeli uda się go
pozbyć z twojego ciała będzie musiał się gdzieś podziać, to ważne by mógł
przeżyć...
"Liam, synu. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o dzielnych wilkach?
Teraz musisz być naprawdę dzielny! Najdzielniey ze wszystkich! Ucz się
kontrolować zdolności, nie zapominaj o zadaniu, które dostałeś. Jeżeli uda Ci
się stworzyć ogień i oddychać w jednym rytmie to będzie wielki postęp. Tata
musi na trochę zniknąć, mam ważne sprawy do załatwienia. Pamiętasz? Dorośli
mają czasem ważne sprawy i znikają. Pilnuj mamy, psoć się jej dużo i
rozśmieszaj ją. Nie zapominaj o zabawie. Dziękuję Ci, że jesteś synku. Kocham Cię."
<_Baru_> Pokiwał głową, zaraz jednak zmarszczył czoło. - Seiye? Co Ty robisz? Miałeś mnie przenieść do mojej podświadomości, a nie się go pozbywać...
<Seiye> wiem Baru, to na wszelki wypadek
wszystko się może zdarzyć pamiętaj o tym... i ja tam niestety będę z tobą ktoś
musi cię z tam tąd zabrać - zamknął oczy skupiając się i przypominając wszystko
- gotowy?
<_Baru_> - Nie, robimy tak jak ustaliliśmy
wcześniej - przejechał palcami po przywieszonej przy boku pochwie od noża. -
Mówiłem Ci przecież, On Cię nie wpuści tak daleko jak ja muszę iść, a ja mam
swój sposób na wydostanie się. Gotowy - powiedział i spojrzał w oczy wilka.
<Seiye> nie zapominaj ze ja także mam swoje
sposoby... patrz teraz dokładnie w moje oczy i pamiętaj nie wolno ci nawet
mrugnąć! - kiedy już otworzył oczy miał przerażająco rozszerzone źrenice,
dokładnie skupił się na oczach Baru a następnie zaś przerywając ciszę zaczął
wypowiadać dziwaczne słowa niezrozumiałe dla Baru. Zdanie było bardzo długie
mniej więcej w połowie Baru zapewne już odczuwał łaskotanie a następnie ból a
ich oczy stopniowo stawały się czarne, kiedy już dotarł do ostatniego wyrazu
obaj mieli
<Seiye> całkowicie czarne oczy i przenieśli
się w podświadomosci Baru. Ich ciała zostały na miejscu żyły ale tak jakby były
nieobecne duchow.
"Syriusz, Ser, Pleśniaku! Hah Ty kawalerze! Mam nadzieję, że
kiedy zniknę to znajdzie się kto inny do grzania Ci mentalnie legowiska. Jednak
kiedy wrócę, a ktoś taki będzie… Oj, wtedy się strzeż! Pamiętaj o Klusku,
pilnuj go i skop dupę każdemu, kto nazwie go robotem. Dziękuję za
dowartościowywanie, za wyznania, za nadzieję. Przepraszam, że nam nie wyszło,
no cóż. A tak poważnie, Serku dziękuję za podnoszenie na duchu, za Twój wesoły
pysk, twarz też. Trzymaj to Stado razem, tak jak do tej pory i nie odpuszczaj!
Oczywiście nie zapominaj o swoim kochanku, a jak wrócę to pamiętaj o
odpowiednim „poczęstunku” i powitaniu."
<_Baru_> Spojrzał w oczy i zacisnął lekko
zeby kiedy poczół ból. Nic jednak nie odwróciło jego wzroku od oczu wilka i juz
po jakimś czasie znaleźli się w czarnym pomieszczeniu. Baru rozejrzał się, było
pusto, zero wspomnień. Spojrzał na siebie. - Seiye? Moje ciało, muszę tu mieć
ciało inaczej mi się nie uda... - spojrzał na wilka, który stał obok.
<Seiye> było to dla niego męczące to co
właśnie zrobił ale mimo to jakoś się trzymał - tym się nie martw Baru jeszcze
chwila i będziesz miał ciało z krwi i te prawdziwe musiało zostać inaczej się
nie dało - wyglądali tak jak w momencie gdy się przenosili lecz będąc w
podświadomości Baru byli w tej chwili niczym duchy, byli przejrzyści... do
czasu gdy zaczęli nabierać kolorów, a po kilku minutach byli już sobą mieli
ciała tak jak przedtem - niestety nie wszystko działa tak szybko jakbyśmy
chcieli, pamiętaj Baru też
<Seiye> o tym że mamy niewiele czasu...
masz zaledwie 2 godziny potem opadnę z sił i oboje stąd znikniemy
<_Baru_> Ciało, które dostał było jego,
jego prawdziwe. To z jaskini zniknęło, jeżeli nie zrobił tego Seiye, to zrobił
to Pasożyt. Baru spojrzał na Seiye. - Tutaj nie istnieją Twoje prawa, tutaj on
decyduje, uwierz, byłem w swojej podświadomości i znam Go lepiej niż Ty. - W
tym miejscu negatywna enegia Membu odziaływała dużo mocniej na Baru, dlatego
mógł wydawać się nie przyjmeny. Chłopak rozejrzał się. - Teraz wiem dlaczego
tyle milczał, przygotował to miejsce... Normalnie pełnoby tu było wspomnień...
- powiedział
<_Baru_> i ruszył przed siebie. Zerknał na
Seiye. - Ty możesz już znikać, teraz mam swoje ciało i tu nie ma znaczenia kto
mnie sprowadził.
"Asmdeusz i
Ves, Ves i Asmo… Wy spadliście z jednego księżyca. Oboje wkręcaliście mi
różne różności na temat ludzkich przedmiotów, oboje powodowaliście szeroki
uśmiech na moim pysku. I Tobie Ves, i Tobie Asmo dziękuję za to. Jedyne za co
mogę przeprosić, to, że nie na wszystko się nabierałem heh. Mam nadzieję, że
kiedy wrócę, przywitacie mnie tabunem dziwnych „cosiów” i nawciskacie
najróżniejszych kitów na temat ich działania czy pochodzenia. Dziękuję Wam, że
jesteście."
<Seiye> czuł się się tam nieswojo,
rozglądał się tak jakby wypatrywał zagrożenia ale mimo to coś jednak wyczuwał
coś co go bardzo przytłaczało coś co nie mogło się uwolnić - wspomnienia gdzieś
tu są... czuje je... a zniknąć nie mogę, jeżeli ja to zrobię znikniesz i ty -
nie było to prawdą... powiedział tak ponieważ miał też swoje plany
<_Baru_> - Pewnie, że są ... za drzwiami -
pomieszczenie w którym się znajdowali to długi czarny korytarz. Pełno było w
nim drzwi. Baru chwycił jedną z klamek i pociągnął. - Zamknięte... - nie
zdziwiło go to ani trochę. Pasożyt się przygotował. Chłopak spojrzał na Seiye.
- Miałeś przekazać kopert, idź - powiedział, narazie spokojnie. - Dobrze wiem,
że nie zniknę. Nie wypuści mnie.
<Seiye> westchnął słysząc jego słowa -
wybacz ale nie mogę... a kopertami się nie martw, trafią do swoich adresatów -
wiedział co mówi ponieważ grota w której zostały koperty była zaczarowana i
jeśli coś do kogoś było zaadresowane, to w niewyjaśniony sposób w ciągu kilku
godzin trafiało w odpowiednie ręce. Seiye rozglądał się wszędzie rozmyślając
nad tym co on sam planował już dawno, nie zamierzał o tym mówić Baru gdyż ten
by się nie zgodził, w pewnej chwili poprostu się zatrzymał i już nie szedł
dalej
"Raksha, Raku, siostro Ty moja… Mendo… Hah. Tęsknię za Tobą
pisząc to wszystko. Wiem, masz swoje sprawy, każdy ma. Nie umiem się na Ciebie
gniewać i właśnie za to chce podziękować. Nie zrobiłaś nic nadzwyczajnego, nic
wielkiego. Po prostu byłaś, słuchałaś, rozmawiałaś, ostrzegałaś. Dziękuję, za
to, że traktujesz mnie jak brata. Za to, że mimo tej mrocznej otoczki z
łatwością przychodzi Ci pomaganie. Za to jaka jesteś. Przepraszam, że mało
kiedy mogłem Ci pomóc. Przepraszam za roztrzepanie i moje głupie pomysły.
Proszę, pamiętaj o Stadzie, pamiętaj o Dzieciach Nocy. Proszę pomóż Al. Jeżeli
nie wrócę pomóż Dalii i Liamowi, jeżeli nie wrócę, pomóż znaleźć zastępcę na
moje miejsce. Tylko nie smuć się za długo, jesteś przecież silna. Kocham Cię
siostrzyczko."
<_Baru_> Nic nie powiedział, bowiem na
korytarzu rozległy się kroki. Spojrzał gwałtownie w ich stronę. - Kłamca,
kłamca... - coś nagle wyszeptało do ucha Seiye i zaśmiało się złośliwie. Już
zaraz przed jego pyskiem stał białowłosy chłopak. Jedno jego oko było żółte,
drugie błękitne. Uśmiechnął się szeroko do wilka i spojrzał prosto w oczy. -
Jesteś Seiye taak? - zapytał głosem niczym nie z tego świata.
<Seiye> Seiye zaś słysząc a po chwili
widząc Membu zamknął oczy i cicho się zaśmiał - tak jestem Seiye a ty zapewne
jesteś Membu i właściwie miałem nadzieję że zobaczę kogoś bardziej
przerażającego... - otworzył oczy i tym samym w typowy dla niego sposób się
uśmiechnął. Od samego początku będąc tam wiedział czego może się spodziewać tym
samym ciężko będzie go zaskoczy.
"Aldieb, Alu, Al. Chyba więcej tych licznych pseudo nie
używałem. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja wspólnie planować różne
atrakcje. Nawet jeżeli nie, to chciałbym podziękować. Zawsze dbałaś o rozwój
Stada Nocy, dziękuję, że i mi pozwoliłaś stać się częścią jego głowy. Dziękuję
za wyrozumiałość w sprawach libacji alkoholowych, których, no cóż, często
bywałem organizatorem, oczywiście i za to przepraszam. Dziękuję za docenianie, ale pamiętaj, że
incydentu z rasizmem nie zapomnę. Ten plus za mało będzie Cię prześladował! Dziękuję
Ci za wszystko i przepraszam, jeżeli kiedykolwiek nawaliłem."
<_Baru_> Osobnik przyjrzał się dokładnie
usmieszkowi wilka i znowu spojrzał w jego oczy. Zacmokał i pogroził mu palcem.
- Mama Cię nie uczyła, że nie ocenia się książki po okładce? - uśmiechnął się
cynicznie. - Daj mu spokój - odezwał się Baru i zmarszył czoło. Nie uzyskał
jednak reakcji.
<Seiye> słowa Membu wywołały w nim tylko
kolejny śmiech - matka mnie niestety porzuciła więc daruj sobie lepiej słowa o
których sam zapewne nie masz pojęcia - przymrużył tylko oczy które
zabłyszczały, nie bał się patrzeć mu w oczy nie był on niczym przerażającym.
...
W tym momecie Baru już wiedział. Seiye wpadł w zasadzkę. Jego wilcze
ciało osunęło się na ziemię, a białowłosy chłopak nadal uśmiechał się
cynicznie.
- Śpij, słodko śpij... - zaśpiewał mu i zaśmiał się znowu. Użył swoich
zdolności. Seiye właśnie wrócił duchem do jaskini, do swojego ciała.
Membu przez spojrzenie mu w oczy przenósł Go do równoległego świata, a
wilk nie był już z nimi. Jedynie myślał, że nadal jest i dalej toczył
swój bój. Ocknie się w swojej jaskini, myśląc, że wraca razem z Baru z
udanej "misji". Baru jednak nie będzie, ani duchem, ani ciałem. Na ziemi
zostanie jedynie koperta zaadresowana do Seiye.
"Seiye, Sei. Dziękuję. Dziękuję za to co zrobiłeś i
przepraszam. Przepraszam za zachowanie w podświadomości. Pod wpływem Pasożyta bywam bardzo wredny. Dlatego musiałem iść sam.
Nie byłbyś tam bezpieczny. Przepraszam, jeżeli będziesz się obwiniać. To nie
Twoja wina, nie powiedziałem Ci wszystkiego. Membu ma pewną zdolność. Służą mu
do tego oczy, kiedy w nie spojrzysz… no cóż. Przepadasz. Pasożyt tworzy wtedy
aluzję w Twojej głowie, bardzo realną. W rzeczywistości Twoje ciało leży
nieruchomo z szeroko otwartymi oczyma, a Ty nawet nie wiesz, że siedzisz w
swoim umyśle. Kiedy to czytasz jesteś już wolny od tej techniki. Przepraszam,
ale wiedziałem, że nie będziesz mnie chciał zostawić samego. Proszę, zajmij się
szkoleniem Liam’a, tak jak robiłeś to dotychczas. Dziękuję za wszystko."
Czarnowłosy chłopak spojrzał na znikającego Pasożyta swoimi fiołkowymi oczyma. Spojrzał na długi, czarny korytarz i westchnął.
- Witaj moja podświadomości... - teatralnie rozłożył ręce. Zaraz je opuścił i ruszył czarnym tunelem...
"Tin… Przepraszam, musiałem."
CDN.
[Taka moja drama. Baru nie ma, mnie nie ma. Mam pełno roboty i spraw do
nadrobienia. Jeżeli pojawię się na Evencie to pod postacią innego
stworzontka.]
4 komentarze:
- [Boże, Baru, Ty to jednak. Serce mi waliło podczas czytania i dłonie się trzęsły, naprawdę! Tak pięknie tworzysz nastrój. Wracaj szybko i pisz dalej.]
- [Nie powiem, połowa listu do Sera to jakaś kurde gejoza, co mnie rozbawiło. Choć nie na tyle, by się śmiać. Dla mnie to w sumie szok... Jak nie wrócisz, to ja Cię jakoś dopadnę, serio. Nie możesz mnie tak zostawiać, Mendo. /Syriusz.]
- Przeczytała wstęp i przeznaczony dla niej list. Szare tęczówki śledziły
linijki drobnego tekstu, kiedy szybko pochłaniała wzrokiem kolejne
słowa. Jej twarz nie zmieniła wyrazu, jedynie spojrzenie stało się jakby
nieco chłodniejsze. Kiedy skończyła, uniosła oczy, jednak nie było
nikogo, komu mogłaby odpowiedzieć. Za to w głowie pojawiła się plątanina
nieprzyjemnych myśli. Jedna za drugą, każda pociągała kolejną, tworząc
chaos, jakby zbierały się chmury burzowe.
Dziewczyna nadal skryta pod fasadą zimnego spokoju zmięła w rękach kartkę papieru. Nic nie powiedziała. Zacisnęła jedynie wargi i bez słowa odeszła. - Pantera nie była dziś sobą, bo jak mogła, przeczytawszy coś takiego?
Długą chwilę gapiła się na zapisaną kartę z pustką w sercu i
niedowierzaniem w ślepiach, póki emocje nie zaczęły przedzierać się
przez beznadzieję i atakować zszokowany umysły.
Róg listu zajął się ogniem, ale przygasiła go łapą, ledwie odczuwszy swąd spalenizny, ukłucie poparzenia czy ból w piersi. Odwróciła się od słów, które wciąż brzmiały w myślach, od białej karty, która zdawała się podążać wciąż za nią. Wybiegła z jaskini, pędziła przed siebie, jakby goniło ją stado diabłów, a burzowe chmury lunęły deszczem, przemaczając panterę do ostatniej warty miękkiego futra. Biegła dalej. Biegła, póki ból w łapach nie zmusił do zatrzymania na krawędzi nieznanego jej klifu - czyżby tak daleko pobiegła? Spoglądała w dół, na płynącą rzekę i nawet nie próbowała odróżnić, czy ból rozpierający jej pierś pochodził od magii, czy od burzy uczuć, których nie chciała rozumieć. Woda spływała po czarnej sierści, słone krople co rusz dostawały się do rozwartego pyska, z którego dobiegał nierówny oddech.
Przymknęła zaszklone ślepia, zacisnęła szczęki. Burza rozszalała się na dobre, jej skrzydła leżały bezwładnie przy bokach, a ona sama wyglądała jak posąg, nieruchoma, twarda, nawet dawne wrażenie mroku wokół jej osoby powróciło.
"Wrócisz, Mendo" - zabrzmiały w czaszce silne słowa. - "Zaopiekuję się nimi do Twojego powrotu, bracie." - I miała już tylko nadzieję, że jakimś cudem do niego dotarły, że starczyło jej magii, która zaniosłaby te słowa, choćby same ich echo...
Zawróciła, miała obowiązki do wypełnienia, obietnice do dotrzymania. Musiała być silna.
[Mini drama w odpowiedzi.
Przeczytałam już wczoraj, ale dopiero dziś coś wydusiłam. Się, kurdę, wzruszyłam...]