Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

5 stycznia 2015

5 stycznia [Aldieb]

5 stycznia 2015


     Dziewczyna siedziała na kłodzie, grzejąc się przy rozpalonym ognisku. Płomyki ognia, tańczyły żwawo, posyłając w ciemniejące niebo iskry. Rzucając migotliwe cienie na jasną skórę i hebanowe włosy.
     W drzewie coś zaszumiało, zaburczało, zaskrzypiało, spadło kilka liści i po chwili na polanie pojawiła się Tinka. - Spadłam. - Oznajmiła, widząc Al i pozdrawiając ją uśmiechem otrzepała futro z ziemi. Podeszła do dziewczyny i usiadła obok. - Nieczęsto widuję Cię w ludzkiej postaci.
     Czarnowłosa podniosła rękę i zamachała wilczycy na powitanie. - Witaj, Tinka. - Uśmiechnęła się kącikiem ust. - Tak, to prawda, jakoś tak wyszło. Po za tym po przemianie gorzej by się goiły. - Odparła nieco niejasno, mając na myśli ranę, którą niedawno odniosła.
     Samica przechyliła łeb na bok, marszcząc swoje wilcze brwi. - Co by się goiło? W jakie krzaki wpadłaś? - Spytała zmartwiona.
     - W zabójcze. - Odparła Al, krzywiąc się nieznacznie. - Z dużymi, ostrymi kolcami. - Podniosła warstwy ubrań, żeby pokazać wilczycy opatrunki na brzuchu, na których widniały blade plamy zaschniętej krwi. Po skórze powiał chłodniejszy wiatr, więc szybko się zakryła. - Coś mnie zaatakowało. Ale nie wiem dokładnie co to było. - Zmarszczyła brwi. Zastanawiała się nad tym już od kilku dni i nadal nie potrafiła nic konkretnego wymyślić. - Nie wiem, coś pomiędzy duchem, a demonem. Tylko, że jedno i drugie zazwyczaj potrafię wyczuć, a od tego stworzenia nic nie wyczułam. I właściwie nawet nie wiem czego chciało i czemu jeszcze żyję. - Przyłożyła dłoń do czoła, czując nagły ból głowy. Syknęła cicho. - Straciłam pamięć, nie mam pojęcia co się działo, po tym jak ta istota mnie raniła i nie wiem jakim cudem trafiłam do swojej jaskini.
     - O, Al. - Mruknęła, trącając ramię dziewczyny nosem. - Dowiesz się tego. Jeśli będzie trzeba, pomożemy Ci. - Usiadła w taki sposób, by osłaniać Aldieb przed wiatrem.

***
     Skrzydlata wilczyca szła w kierunku polany po śnieżnym puchu, który skrzypiał pod jej łapami. Mrucząc coś pod nosem doszła do kresu swej wędrówki. Weszła na polanę i rozglądając się nikogo nie zauważyła. Udała się dalej i dostrzegła blask ognia, a jego blade światło padała na... człowieka? Tak, na te istoty, których tak nie znosiła. Na jej pysku pojawił się grymas obrzydzenia. Po chwili przypomniało jej się, że sporo członków posiada przemianę. Zaczęła węszyć. - Al. - Westchnęła i mimo wszystko pojawił się na jej pysku uśmiech. Cóż, ona mogła nie znosić ludzi, ale jeżeli to była przemiana kogoś z członków nie miała nic do gadania, bowiem to nie była jej sprawa i również owa przemiana nie była zakazana. - Ohayo Al. - Usiadła koło niej.
     - Salve, Ar. - Dziewczyna przywitała się, podnosząc głowę, wyrwana z zamyślenia. Uniosła kącik ust w delikatnym uśmiechu. Wyciągnęła ręce przed siebie, opierając podstawy dłoni o kolana, żeby ogrzać zmarznięte palce.
     - Ludzie. - Spojrzała w głąb ognia. -Jacy oni są słabi. - Owinęła jej dłonie w ogony by było jej cieplej. Miała nadzieję, że samica się na nią nie obrazi. Raczej każdy wiedział, że nieznosi tych istot. Jednak przemiany jej przyjaciół jej nie przeszkadzały, a opinie na temat innych członków trzymała do siebie. Ujawnienie ich było by złośliwe, a to nie wypadało. - Mam nadzieje, że nie masz mi za złe to co powiedziałam. - Spojrzała na przyciaciółke w ludzkiej postaci.
     - Nie, wręcz przeciwnie, zgadzam się z Tobą całkowicie. - Uśmiechnęła się lekko, wyjąła jednak dłonie i zamiast tego położyła je na miękkim, gładkim futrze. Nie było jej bardzo zimno, po prostu lubiła czuć przyjemne ciepło ognia na skórze.

***

     Tym razem nie przyszedł jako człowiek. Dlaczego? Bo po prostu nie. Miał wyjątkowo ochotę na rude futerko. I nie ma kurde gadania, że jak rudy, to przyjaciół nie ma. Machając leniwie puszystą kitą, wyszedł spomiędzy drzew i rozejrzał się. Uśmiechnął się, widząc Alutkę i zaraz do niej podszedł, ocierając się lekko o jej bok. -No cześć. - powiedział, siadając niedaleko niej, by móc się grzać i przy okazji w miarę wygodnie rozmawiać, bez potrzeby unoszenia niewygodnie łba.
     - Hej, Serek. - Uśmiechnęła się i pogłaskała lisa po łbie, zanurzając opuszki palców w gęste, miękkie futro. - Ale Wy się wymieniacie. Najpierw Tin, potem Ar, a teraz Ty. - Odchyliła się nieco, opierając się na rękach. - Nie dałoby się tak wszyscy naraz? Mam ochotę, żeby zagrać w HOTN. - Poskarżyła się, ubolewając nad swoim ciężkim losem.
     - Ale moje futerko jest bardziej aksamitne. - Zaśmiała się Ar, nagle wychodząc z cienia i patrząc na Serka. - Ohayo Serek. - Spojrzała na Al. - A wiesz? Też bym se zagrała, wieki w to nie grałam.
     - O, tak, tak. Byłoby świetnie. - Oczy dziewczyny wyraźnie się ożywiły. - Tylko trzeba wykombinować jakiś patyk albo butelkę.
     -Cześć, Ar. - przywitał się lis, przeciągając zaraz. -No bo my tak lubimy się wymieniać, sama rozumiesz... - nieważne, że to nie miało żadnego sensu. Słysząc Arjunę, zaśmiał się. -Ej, ej. Chciała byś moje futerko prawie nie śmigane. - pokazał jej koniec języka.
     Też wytknęła mu język. - Ale ja jestem samicą, my mamy lepsze futerko. - Zaśmiała się wesoło. - Patrz Alu. - Wskazała na dorodną gałązkę koło ogniska, która była idealna do HOTN. - Ta byłaby idealna.
     Przypatrzyła się gałązce. Z jednej strony koniec był grubszy, z drugiej cieńszy i rozgałęziony. - Rzeczywiście. - Uśmiechnęła się do wilczycy. Wyciągnęła rękę, by ją podnieść, pochyliła się przy tym lekko, jednak nagle się zatrzymała, czując silne ukłucie bólu. Syknęła i skrzywiła się nieco. - Za daleeeko. - Wyjęczała jakby była rozkapryszonym dzieciakiem.
     -W sumie nie przepadam za tą grą, bo jestem leniem. - mruknął Serek, znając życie i tak będzie grał, bo dziewczyny i w ogóle. Spojrzał na Al trochę zdziwiony, gdy się tak skrzywiła. - Ej... Coś nie tak? Coś Ci się stało? - spytał zaraz.
      Arjuna przybliżyła kijek w ich stronę ogonem. - Alu co się stało? - Przyjrzała się Al i bez jej zgody dotkneła jej pleców. - O cholera, jakie napięte. - zmarszczyła na chwile brwi. - Co ostatnio robiłaś w ludzkiej postaci?
     - Ja? Nic. Trochę umierałam. Potem spałam. Potem było lepiej, mogłam zacząć się ruszać. Yyy, no więc nie biegałam, starałam się tylko ostrożnie chodzić i siedzieć bądź leżeć. - Odparła trochę bezsensownie na pytanie, choć z jej punktu widzenia wszystko było logiczne.
     - Co...? - spytał Ser, nie bardzo rozumiejąc, co ona w ogóle chce im przekazać. -Czyli co konkretnie Ci się stało, bo jakoś nie zrozumiałem.
     Ar też nic nie zrozumiała z tej paplaniny. - Nie wiem o co ci chodzi, na ludziach się nie znam, oni mają swoich medyków. - Spojrzała na Al. - Jednak o jednej słyszałam zwała się grypa, o ile się nie mylę. - Zrobiła zamyśloną minę.
     Czarnowłosa ostrożnie sięgnęła po patyk i zaczęła obracać go między dłońmi. Skrzywiła się nieznacznie, nie lubiła się powtarzać, a dzisiejszego dnia zdążyła już opowiedzieć tę historię Tince. - Coś mnie zaatakowało. - Zaczęła po chwili ciszy - Nie wiem dokładnie co to było. I nie wiem też dlaczego jeszcze żyję, bo straciłam pamięć. Od momentu kiedy mnie zraniło. - Podniosła na moment ubrania, żeby pokazać partacko zrobione opatrunki na brzuchu. Rany były głębokie i w ciągu kilka dni nie miały prawa zdążyć się zagoić. Al powinna leżeć i się nie ruszać, mimo to nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Dlatego bandaże, mimo że niedawno zmieniane, znów zabarwiły się rdzawymi plamami.
     Lis skrzywił się, czując krew. Nie lubił tego zapachu, jakoś tak samo... -Poczekaj tu... Te bandaże trzeba zmienić, Mała. - powiedział i zaraz się podniósł, biegnąc w stronę jaskini. Tam powinien mieć jakieś bandaże, może jakaś apteczka też się znajdzie. Skoro czasem sam był łamagą, to miał z miasta.
     Al nie zdążyła nic powiedzieć, a ruda kita już zniknęła pomiędzy zaroślami. Zagryzła wargę. Sama znała podstawy pierwszej pomocy, uczyła się też kiedyś podstaw zielarstwa, no i była szamanką, także potrafiła zająć się drobnymi ranami, czy też przygotować wywar z ziół, który przyspieszyłby gojenie. Jednak rzadko kiedy miała do czynienia z poważnymi ranami, po za tym co innego było leczyć innych, a co innego siebie, szczególnie jeżeli było się pół przytomnym i miało się gorączkę.
     Arjuna wysłuchała uważnie jej opowieści. - Trzeba tym czymś się potem zająć. - Skrzywiła się, patrząc na jej rany. - Mogę się tym zająć i mam jakieś bandaże, ale skoro Serek już po nie pobiegł to trudno, poczekamy na jego bandaże. I owszem powinnaś leżeć, może nie znam się na ludziach, ale na pewno jak i wilk z takimi ranami powinnaś biegać, każdy głupi to wie. - Podeszła do niej bliżej.
     - Ar, co chesz zrobić...? - Spytała, niepewnie spoglądając na wilczycę. Wiedziała, że samica znała się na leczeniu, wiedziała też, że jej metody różnią się od tradycyjnych. Nie potrafiłą rozpoznać istoty, która ją zaatakowała, także miała pewne obawy, czy rana w zetknięciu z magią leczniczą Arjuny odpowiednio zareaguje.
     Serek wrócił po kilku minutach, już pod postacią ludzką. I tyle chociaż dobrego, że znalazł tę apteczkę. Przyklęknął przy Aldieb, rozkładając się ze sprzętem. W sumie kilka gaz, bandaży, rękawiczki... Kilka plastrów i woda utleniona. Takie serio najpotrzebniejsze rzeczy tylko miał, ale zawsze. -Ar, mam nadzieję, że się na tym znasz, bo ja to tak niezbyt... Nie mówiąc już o tym, że jak pod tą postacią siedzę i czuję jej krew, to robię się głodny. - zaśmiał się pod nosem, może trochę zażenowany.
     Spojrzała to na Serka, to na Ar, nieco zbita z tropu zamieszaniem, które stworzyło się wokół jej osoby. W gruncie rzeczy nie była przyzwyczajona, do skupiania na sobie całej uwagi, dlatego poczuła się dosyć nieswojo, chociaż jednocześnie cieszyła się, że przyjaciele się o nią martwią. Miała tylko nadzieję, że nie robi im kłopotu.
     Ar po chwili odpowiedziała na zadane jej pytanie. - Moje metody leczenia nie działają na ludzi tak jak powinny. Musze zużyć znacznie więcej siły, jakbym smoka próbowała leczyć. Więc albo codziennie po trochu, albo od razu z kiepskim skutkiem dla mnie. - Zaśmiała się. - To ostanie powiedziała dla żartu. - A teraz na poważnie. Szczerze? Tylko trochę. Ale wiem do czego służą bandaże i to coś białe miękkie. Jednak to coś w butelce nie, wole swoje medykamenty do odkażania. - Skrzywiła się patrząc na buteleczkę, gdzie było napisane "woda utleniona" w nieznanym jej języku.
     -Obudziłam się w formie ludzkiej i od tamtej pory się nie zmieniałam. Mam wrażenie, że mogłoby to źle wpłynąć na gojenie się. - Wyjaśniła dziewczyna, choć w sumie nikt o to nie pytał, jednak poczuła jakąś potrzebę usprawiedliwienia się przed Ar. - A to, to, nie gryzie. - Uśmiechnęła się lekko, widząc minę wilczycy. - No i wolałabym, żebyś się nie przemęczała. Wystarczy, żebyś spojrzała na ranę i powiedziała co o tym myślisz, no i pomogła mi w jej oczyszczeniu i założeniu opatrunku.
     Ar bez słowa podeszła od tyłu do Al i zdjęła z niej przebite jej krwią bandaże. Użyła swojej magii by lekko podleczyć jej rany, niestety jej sił starczyło tylko na tyle by przestały tak mocno krwawić. Więcej na dziś nie da rady - zdecydowała po tym jak poczuła się osłabiona. Następnie wyciągnęła z worka, którego dostała na gwiazdkę, pewien liść. Przejechała nim po ranach, w celu odkażenia ich i założyła opatrunek jakby zakładała go wilkowi. O dziwo udało się.Wyglądało na to, że i ludziom i wilkowi zakłada się tak samo opatrunek. - Gotowe. - Zamknęła na chwile oczy i wzięła głęboki wdech i wydech.
      - Wygojenie tych ran Al groziło by mi serio śmiercią. - Spojrzała na nią. - Nie wiem co z nimi jest nie tak, ale tyle ze mnie wysysają energii jak pijawy. - Skrzywiła się
     - Dziękuję. Od razu mi lepiej. - Powiedziała szarooka, choć chwilę temu, krzywiła się, zagryzając zęby, kiedy po jej ciele rozbiegło się nieprzyjemne mrowienie, a rana zaczęła piec. Teraz jednak poczuła łagodzący chłód leczniczych ziół, które użyła Arjuna. - Też tak mi się wydawało, że to nie są zwykłe rany. Naprawdę, nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. - Przeczesała włosy ręką w nerwowym geście.
     -Noo.. Alutka, na jutro przyniosę Ci zapas bandaży. - Odezwał się Serek - Może uda się znaleźć coś na gojenie ran, co by Ar się też tak nie męczyła... O jakieś zioła czy coś też powinienem pytać? - zwrócił się na koniec do Arjuny, zmieniając się znów w lisa, bo zapach krwi serio trochę drażnił i nęcił. Ciężkie życie krwiopijcy, choć jego pragnienie zazwyczaj nie było za wielkie, nie dało się go całkowicie ugasić, niestety.
     - Dzięki, Serek. - Al posłała mu lekki uśmiech. - To jak? Gramy w końcu w tą butelkę, czy nie?
     Ar ponownie wzięła duży wdech i wydech. - Jeżeli codziennie po trochę będziemy cię leczyć, to nie ma się co bać. - Podrapała się za uchem. - Wszystkie ludzkie rany tak na mnie działają, a ludzkich chorób nie potrafię wyleczyć, cóż wyraźnie moja magia na ludzi nie działa. - Westchnęła, poczuła się dziwnie nie mogąc jej pomóc.
     - To jak ci już lepiej, to możemy zagrać. - Dodała, uśmiechając się.
     - Tak, zdecydowanie lepiej, dzięki Tobie. Jeszcze raz dziękuję, Ar. W takim razie kto zaczyna?
     -Hę... Mogę nie ja zaczynać? Nie lubię... Nigdy nie mam pomysłu. - uśmiechnął się Serek, podkładając do ogniska, co by im nie wygasło.
     - No niech będzie. To je zacznę. - Al trąciła patyk dłonią, żeby zawirował. Charakterystyczna końcówka zatrzymała się na wilczycy. - Ar, HOTN? - Spytała z lekkim uśmiechem.
     Gdy Arjuna usłyszała swe imię spojrzała na Al. - Hmmm będzie zabawnie, bo nigdy tego nie wybierałam niech będzie H. - Zaśmiała się głośno, miała dziś bardzo dobry humor.
     - Hm. - Tego się nie spodziewała. Zmarszczyła brwi, w zamyśleniu. - No dobrze, w takim razie pocałuj się w ucho. - W jej oku błysnęła złośliwa iskierka.
     - Nie dam rady, ale spróbuję. - Śmiejąc się próbowała pocałować się w ucho, co wyglądało nadmiar komicznie.
     Aldieb zaśmiała się, widząc wysiłki Arjuny. Lekkie kłucie przypomniało jej, że nie powinna się nadwyrężać, więc postarała się nieco stłumić śmiech, choć nie do końca jej to wyszło.
     - Może być? - Wilczyca sama się śmiała.
     - Myślę, że może być. No i to chyba na tyle jeśli chodzi o granie. - Stwierdziła, widząc, że Serek się zbiera.
     - Menda sobie poszła. - Spoglądała tam, gdzie Serek zniknął.
     - Ano. Bał się, że też mu każemy kogoś całować. - Zaśmiała się lekko.
     - Oj tam nie mam wścieklizny. - Udała, że się ślini.

***
     Tym razem już nie spadła, lecz zeskoczyła z drzewa. Chyba coś ją niesamowicie nurtowało w tych gałęziach. W każdym razie zabawnie wyglądała, dość niezgrabnie lądując w śniegu pomieszanym z błotem. Otrzepała się i podeszła do obecnych na polanie. - Przepraszam, że zniknęłam. Al, można Ci jakoś pomóc?
      Nic się nie stało, Tin. - Uśmiechnęła się, widząc wilczycę. Wyciągnęła łapki, by zanurzyć palce w jej gęstym, grubym futrze. - Już nie trzeba. Arjuna i Serek mi pomogli. Jak im powiedziałam o ranie, to zanim zdążyłam policzyć do trzech, Serek natychmiast pobiegł po bandaże i inne środki do odkażania, a Ar od razu zabrała się do leczenia. - Uśmiechnęła się na to wspomnienie, przyjaciele niesamowicie poprawili jej humor.
     - To dobrze. Dobre wilki. - Uśmiechnęła się i położyła się z łbem na kolanach Al. Westchnęła głęboko, z przesadą, teatralnie. - Nie mogę ich znaleźć, ahh. Ehh. - Powiedziała tajemniczo, czekając, aż zostanie spytana o co chodzi. Taka z niej bestia.
(...)


Autorzy: Aldieb, Tin, Arjuna, Syriusz

Pozwoliłam sobie opublikować część dzisiejszych wydarzeń z Polany. Bo tak. Bo się miło grało. I było przyjemnie. Nic niesamowitego, ale jest.
Resztę opublikuję jutro, jako wstęp do nadchodzącego Eventu.