Wywar
Autor: Aldieb
Właśnie wgryzałam się w nogę jednego z centaurów, gdy usłyszałam krzyk Nayshy "UCIEKAJMY! ZA MNĄ! JUUŻ". nie wiedziałam, gdzie jest reszta, ale nie było czasu sie za nimi rozglądać, puściłam stwora. Zręcznie uniknęłam ciosu centaura i czmychnęłam w bok, jednak wypatrując Nayshy nie zauważyłam celującej we mnie włócznią kreatury. Ledwo zdążyłam się uchylić, włócznia zahaczyła o mój grzbiet, a ja pod wpływem uderzenia poleciałam w bok i o dziwo wylądowałam na czymś miękkim. Nad sobą usłyszałam znajomy głos.- Wstawaj! wiejemy stąd! - posłusznie zrobiłam to co kazała Szera, starając nie zwracać uwagi na wszechogarniający mnie ból pobiegłam za nią, po drodze odganiając się od centaurów, które postanowiły nas gonić. Wbiegłyśmy już na pagórek. Nay wodziła dookoła nerwowym wzrokiem i poganiając resztę, by już ruszała dalej. Przez deszcz była słaba widoczność, jednak w oddali dostrzegłam sylwetkę Eleuzis, ciągnącą jakieś wielkie cielsko. Nie było mi dane dojść cóż to może być, gdyż usłyszałam ponaglający głos Nayshy:
- Pośpieszcie sie! Lepiej nie ryzykować, mogą zacząć nas gonić!
Po minucie wszyscy już się czym prędzej oddalali. Po mojej prawej biegła Szera, przed sobą widziałam ogon Shesay. Nagle między nami pojawiła się Nay.
- Nigdzie nie widzę Goldi i Lady.. nie wiem, może.. może poszły inną drogą.. ale nie widziałam ich nigdzie.. wydaje mi sie że... to nie możliwe żeby zostały... w jaskini sprawdzałam.. nie ma nikogo... - poinformowała nas Nay, urywając co chwila, by zaczerpnąć potężne chaułsty powietrza, była zmęczona jak my wszyscy, jednak nie dawała tego po sobie znać.
- Zmienię sie w jakiegoś ptaka i polecę sprawdzić jeszcze raz.
- Nay! - krzyknęłam za nią, jednak już się przemieniła i poleciała w stronę miejsca walki. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Szerę, miała pełno szram na całym ciele, a za nią ciągnął się trop z krwi... zmarszczyłam brwi i spojrzałam za siebie.. hmm... za mną też.. skąd to sie mogło...? a dobra, sprawdzimy wszystko na miejscu...
***
Po jakiejś pół godzinie byliśmy już na terenach HOTD, wybrańcy zebrali się we wspólnej jaskini, tak było po prostu łatwiej. Każdy otrzymał jakąś ranę, ech.. choćby tylko jedną! Całe szczęście że Nay kazała Shesay być na uboczu w trakcie walki, bo inaczej nie miałby kto nas leczyć. Reszta stada pomagała jak mogła. Mimo naszego stanu nie przestawaliśmy dyskutować. Sytuacja była naprawdę poważna. Zdążyliśmy się już przeliczyć, brakowało Goldi i Lady Killer. Rose tuliła się u boku Szery... Nay zdążyła już wrócić, niestety po Gold Fire i Lady nie zostało ani śladu, zresztą po centaurach też... to wszystko było naprawdę dziwne, jak tej wielkości stworzenia zdążyły się wynieść w tak krótkim czasie? no, przynajmniej to wyjaśnia dlaczego nie było żadnych problemów przy powrotnej drodze...Przesunęłam się odrobinę na drugi bok i mimowolnie jęknęłam. Łapa bolała mnie niemiłosiernie, całe szczęście że mamy Shesay, wraz ze swoimi zdolnościami, udało jej sie poskładać mi kość, która niestety trochę ucierpiała... zastanawiałam sie nawet przez chwile jak to możliwe, że nie czułam tego piekielnego bólu przez tak długi czas.. hmm.. pewnie mi cuś nerwy popsuło.
Dałam se spokój z tym tematem i wróciłam z powrotem do ciemnej jaskini i żywych rozmów, zbliżaliśmy się do najważniejszego tematu...
- Mamy ogon Derlisa, krew jednego z jego obrońców załatwić nie było problemu - mówiąc to Nay uśmiechnęła się kwaśno - pozostaje nam tylko zrobić wywar i przenieść się na miejsce walki. - spojrzała bo twarzach wybrańców - każdy dobrze wie, że dziewczyn nie ma co szukać, byłoby to tylko stratą czasu. Po centaurach nie ma nawet cienia śladu. Widziałam na własne oczy, zupełnie jakby wyparowali! - Nay opanowała się momentalnie, po ostatnich wydarzeniach łatwo się rozemocjonowywała, zresztą nie tylko ona miała problemy, wszyscy byliśmy nerwowi - proponuję żebyśmy odczekali kilka dni, musimy nabrać sił trochę się podkurować i dać odpocząć Shesay, ona też jest zmęczona ciągłym leczeniem nas wszystkich, a sama przecież też poniosła straty - spojrzałam na Shesay, Nay miała racje, klacz wyglądała na trochę wychudzoną[ekhm.. jak my wszyscy] miała zmęczony wzrok, całe ciało pokryte szramami, a z boku paskudne uderzenia po kopytach centaura; byłam wtedy niedaleko niej i to widziałam, głupi stwór dostał za swoje. uśmiechnęłam się złośliwie na tą myśl, jednak opanowałam się i z powrotem skupiłam sie na Nayshy - ...sie przeniesiemy w takim stanie nie będziemy mogli walczyć. -oj, chyba trochę straciłam. ostatnio byłam jakoś dziwnie rozkojarzona...
Głos zawarła Szera
- Czyli postanowione, za dwa dni, zbieramy sie tu wszyscy razem, kuchcimy miksturkę, spożywamy i oby nas przeniosło w miejsce pobytu dziewczyn.
Wszyscy pokiwali głowami. No, prawie wszyscy. Rose, siedziała skulona w kącie, nie reagując na nic. Juz kilka godzin wcześniej odeszła na bok, jednak nie zasypiała, mimo że pewnie padała z nóg, jeszcze bardziej niż my. Ale z drugiej strony straciła właśnie dwie bliskie jej osoby, w dodatku ta walka.. przecież to tylko dziecko... nagle zrobiło mi sie jej żal.. Rose jak na swój wiek w niektórych rzeczach była niezwykle poważna, oczywiście psociła, wygłupiała sie jak każde dziecko ,ale coś w niej było takiego poważnego... podczas gdy wybrańcy rozchodzili się do Rose podeszła Naysha, kulejąc na jedną łapę. Coś do niej powiedziała i uśmiechnęła się. Mała spojrzała na nią niepewnie, ale wdrapała jej się na grzbiet i wczepiła w futro wilczycy. Uśmiechnęłam się, ta to zawsze potrafiła pocieszyć.
Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że zostałam sama w jaskini. Jednak nie zamierzałam sie nigdzie ruszać, łapa bolała mnie jak cholera, miałam lenia i chciałam wreszcie odpocząć od wszystkiego, a na przelecenie do drzewa za brakło mi już siły. Ziewnęłam potężnie i zasnęłam z myślą, że upolować se zdobyć już mogę jutro.. hmm.. raczej dzisiaj popołudniu.. - poprawiłam sie w myślach [popołudniu gdyż wiedziałam że prześpię cały ranek]
- Wstawaj śpiochu! przespałaś cały ranek!
O! a nie mówiłam, że tak będzie? bueehhh.. Szera znowu zaczęła paplać, lepiej wstanę zanim sie naprawdę rozkręci bo będzie kicha.
- No już, już! dajże mi stare kości rozprostować
- Gdzież tam od razu stare co najwyżej trochę nadużyte - wyszczerzyła do mnie idealny komplet śnieżnych kiełków. I kto by pomyślał że jeszcze wczoraj rozrywała nimi centaury?
- Pff.. - obruszyłam się na nią posłusznie wstając i przyglądając sie swojej dręczycielce. Gepardzica miała całą serię szram na łapach, to głównie tam obrywała, jednak to długo linia ciągnąc się od łopatki to brzucha zwracała największą uwagę. no dobra, jeśli ona może z czymś takim spokojnie se łazić, to ja ze swoją łapą też. pomyślałam jednocześnie zdając sobie sprawę z tego że jestem okropnie głoooodnaaaaa...
Siedzieliśmy w kręgu, w środku stał wielki kocioł pełen wrzątku. Shesay jako uzdrowicielka, ona najlepiej znała sie na tego typu sprawach [w sensie że wywary, eliksiry, zioła etc.] Ostrożnie wlała krew centaura. Potem wraz z pomocą Eleuzis wrzuciła do kotła ogon tego.. jak mu tam.. a.. Delirsa[czy jakoś tak o3o]. Coś tam zaczęła bełkotać... nie słuchałam już nie miałam siły, zapadałam w coś w rodzaju pół snu. Zmysły miałam otumanione, jednak jednocześnie wiedziałam gdzie sie znajduje i co robie.. to było dziwne.. ale przynajmniej mogłam wypocząć, a patrzeć na tworzenie wywaru nie miało sensu, bo po kiego? ziewnęłam i wtedy poczułam intensywny zapach. Otworzyłam oczu i stwierdziłam ze wszyscy patrzą sie na mnie z wyrzutem. poczułam wstyd. Nie powinnam se drzemać w takiej chwili... a co tam, przecież nic mnie ważnego nie ominęło. przewróciłam oczami i naśladując Rose wypiłam łyk wywaru.... i poczułam, że tracę przytomność... gdzieś tam jeszcze mi mignął zacierający sie obraz Nayshy, chciałam za nią krzyknąć ale nie starczyło mi sił... poczułam sie jakbym była... no właśnie jakbym nie istniała... a potem wydarzenia potoczyły się tak szybko...
----------------------------
kuniec. sorry że działo sie tak mało ważnych rzeczy, ale ja tak mam, że opisuje szczegóły itp itd xD
i sorry za brak znaków interpunkcyjnych i błędy ortograficzne i w ogóle za wszystko, no ale darujcie jest 2 w nocy o3o nie powinnam tyle siedzieć, szczególnie że jutro wstaje wcześnie i znowu wracam pod namiot, ale czułam się zobowiązana żeby coś napisać.
- Czyli postanowione, za dwa dni, zbieramy sie tu wszyscy razem, kuchcimy miksturkę, spożywamy i oby nas przeniosło w miejsce pobytu dziewczyn.
Wszyscy pokiwali głowami. No, prawie wszyscy. Rose, siedziała skulona w kącie, nie reagując na nic. Juz kilka godzin wcześniej odeszła na bok, jednak nie zasypiała, mimo że pewnie padała z nóg, jeszcze bardziej niż my. Ale z drugiej strony straciła właśnie dwie bliskie jej osoby, w dodatku ta walka.. przecież to tylko dziecko... nagle zrobiło mi sie jej żal.. Rose jak na swój wiek w niektórych rzeczach była niezwykle poważna, oczywiście psociła, wygłupiała sie jak każde dziecko ,ale coś w niej było takiego poważnego... podczas gdy wybrańcy rozchodzili się do Rose podeszła Naysha, kulejąc na jedną łapę. Coś do niej powiedziała i uśmiechnęła się. Mała spojrzała na nią niepewnie, ale wdrapała jej się na grzbiet i wczepiła w futro wilczycy. Uśmiechnęłam się, ta to zawsze potrafiła pocieszyć.
Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że zostałam sama w jaskini. Jednak nie zamierzałam sie nigdzie ruszać, łapa bolała mnie jak cholera, miałam lenia i chciałam wreszcie odpocząć od wszystkiego, a na przelecenie do drzewa za brakło mi już siły. Ziewnęłam potężnie i zasnęłam z myślą, że upolować se zdobyć już mogę jutro.. hmm.. raczej dzisiaj popołudniu.. - poprawiłam sie w myślach [popołudniu gdyż wiedziałam że prześpię cały ranek]
***
Obudziły mnie ciepłe promyki słońca i.. chwilaaa... co to mogło być...? aaa.. no tak to Szera! A! Zerwałam sie na równe nogi i od razu padłam na ziemie, pod bólem łapy. Szera stała nade mną uśmiechnięta od ucha do ucha. Ziewnęłam przeciągle, skąd ona ten cały entuzjazm bierze? Robi jakieś zapasy czy co?- Wstawaj śpiochu! przespałaś cały ranek!
O! a nie mówiłam, że tak będzie? bueehhh.. Szera znowu zaczęła paplać, lepiej wstanę zanim sie naprawdę rozkręci bo będzie kicha.
- No już, już! dajże mi stare kości rozprostować
- Gdzież tam od razu stare co najwyżej trochę nadużyte - wyszczerzyła do mnie idealny komplet śnieżnych kiełków. I kto by pomyślał że jeszcze wczoraj rozrywała nimi centaury?
- Pff.. - obruszyłam się na nią posłusznie wstając i przyglądając sie swojej dręczycielce. Gepardzica miała całą serię szram na łapach, to głównie tam obrywała, jednak to długo linia ciągnąc się od łopatki to brzucha zwracała największą uwagę. no dobra, jeśli ona może z czymś takim spokojnie se łazić, to ja ze swoją łapą też. pomyślałam jednocześnie zdając sobie sprawę z tego że jestem okropnie głoooodnaaaaa...
***
[Dzień stworzenia wywaru; jaskinia]Siedzieliśmy w kręgu, w środku stał wielki kocioł pełen wrzątku. Shesay jako uzdrowicielka, ona najlepiej znała sie na tego typu sprawach [w sensie że wywary, eliksiry, zioła etc.] Ostrożnie wlała krew centaura. Potem wraz z pomocą Eleuzis wrzuciła do kotła ogon tego.. jak mu tam.. a.. Delirsa[czy jakoś tak o3o]. Coś tam zaczęła bełkotać... nie słuchałam już nie miałam siły, zapadałam w coś w rodzaju pół snu. Zmysły miałam otumanione, jednak jednocześnie wiedziałam gdzie sie znajduje i co robie.. to było dziwne.. ale przynajmniej mogłam wypocząć, a patrzeć na tworzenie wywaru nie miało sensu, bo po kiego? ziewnęłam i wtedy poczułam intensywny zapach. Otworzyłam oczu i stwierdziłam ze wszyscy patrzą sie na mnie z wyrzutem. poczułam wstyd. Nie powinnam se drzemać w takiej chwili... a co tam, przecież nic mnie ważnego nie ominęło. przewróciłam oczami i naśladując Rose wypiłam łyk wywaru.... i poczułam, że tracę przytomność... gdzieś tam jeszcze mi mignął zacierający sie obraz Nayshy, chciałam za nią krzyknąć ale nie starczyło mi sił... poczułam sie jakbym była... no właśnie jakbym nie istniała... a potem wydarzenia potoczyły się tak szybko...
----------------------------
kuniec. sorry że działo sie tak mało ważnych rzeczy, ale ja tak mam, że opisuje szczegóły itp itd xD
i sorry za brak znaków interpunkcyjnych i błędy ortograficzne i w ogóle za wszystko, no ale darujcie jest 2 w nocy o3o nie powinnam tyle siedzieć, szczególnie że jutro wstaje wcześnie i znowu wracam pod namiot, ale czułam się zobowiązana żeby coś napisać.