24.11.2009
Pewnej nocy leżałam pod swoim drzewem próbując zasnąć i pozbyć się niechcianych myśli z mojej głowy. Pewnie było już coś koło północy, kiedy przede mną zaczęła się pojawiać mgła, a ja wyczułam jej obecność. Wywróciłam teatralnie oczami. Jeszcze jej tu brakowało, tak teraz z pewnością zasnę, stwierdziłam sarkastycznie. Jedyną zaletą własnych terenów był spokój i wreszcie nikt mi nie trajkotał nad uchem. No, nie licząc Sanetille, ale ona była jeszcze gorsza. Demon usiadł naprzeciwko mnie oblizując pysk z zaschniętej krwi. Nieruchoma była prawie niewidoczna. Spojrzałam jej w oczy i mimowolnie drgnęłam. Wielkie, czerniejsze niż najczarniejsza noc ślepia wpatrywały się we mnie intensywnie. Przyglądając się dłużej można było w nich dojrzeć jakby płomyki ognia, piekielną czeluść niemającą końca. Starałam się tego unikać. Irytowało mnie to, że ona mnie przerażała, ale nic nie byłam w stanie na to poradzić. Wykrzywiła pysk w parodii uśmiechu.
- Nie śpimy? – spytała swym szeleszczącym głosem, który za każdym razem przyprawiał mnie o ciarki. Chociaż… chyba zaczynałam się przyzwyczajać.
- Nie – mruknęłam – podziwiam przyrodę. - Nie masz czasami wyrzutów sumienia? – spytałam patrząc znacząco na jej umazane krwią łapy.
- A ty? – spytała pokazując błyszczące kły- Ciebie nie dręczy sumienie? Nie czujesz się winna kiedy zabijesz słodkiego króliczka? A..
- Przestań! – warknęłam, podnosząc się z ziemi.
- Nie zaprzeczysz, że zabijałaś.
- Tak. Ale to było dawno temu, mam już za sobą wyrzuty sumienia.
- Czyżby?- spytała szyderczo.
- T a k . – syknęłam przez zęby odwracając się od niej, żeby nie wybuchnąć.
- Wracając do początku naszej rozmowy – zaczęła jakby nigdy ni c- Nie lepiej podziwiać przyrodę wędrując? – spytała wstając – Chodź, znalazłam coś interesującego.
Pomknęła, a jej sylwetka zamazała mi się przed oczami. Pobiegłam za nią, jednak udało mi się ją dogonić, dopiero gdy zwolniła. Zachichotała. Wzdrygnęłam się. Przez jej gardło wydobywały się jedynie świszczące, szeleszczące i chropowate dźwięki. Chichot w jej wykonaniu brzmiał przeraźliwie.
- Czego się śmiejesz? – warknęłam, domyślając się że to ja byłam powodem.
- Ależ nie, nie. Nie z Ciebie.
- To z czego? – spytałam nagle zaintrygowana.
- Nie zrozumiałabyś żartu. – powiedziała wyszczerzając kły w uśmiechu. Na chwilę zniknęła mi z oczu.
- Jesteśmy. – stwierdziła i stanęła. Zrobiła to tak szybko, że przebiegłam jeszcze parę metrów, zanim się zorientowałam. Zawróciłam i podeszłam do niej.
- Co takiego chciałaś mi pokazać? – spytałam rozglądając się po pustej polanie.
- Tutaj – rzekła, pokazując łapą na coś w trawie.[to że jest zimno nie znaczy, że przez cały czas śnieg musi padać…]
Schyliłam łeb, by lepiej się przyjrzeć.
- Biedronka?! – spytałam oszołomiona. Sanetille znajdowała się już po drugiej stronie polany, wypatrując czegoś w ścianie lasu – Sprowadziłaś mnie tu, by pokazać.. biedronkę?!
- Biedronki są bezużyteczne. Są za małe żeby je zjeść. – stwierdziła rezolutnie.
Prychnęłam zniecierpliwiona.
- Spójrz na to co jest pod nią. A ja tym czasem pójdę się zapoznać ze słodką Honey. Potrzebuję się nieco rozruszać. – wysyczała i znikła w zaroślach.
Popatrzyłam na miejsce, gdzie przed sekundą stała i po chwili wróciłam do oględzin tajemniczego znaleziska. Strząsnęłam biedronkę, a moim oczom ukazało się.. hmm.. chwila. Najpierw ustalmy co to jest… Usiadłam i przekrzywiłam łeb. Była to jasnozielona kulka. No, takie jakby półkole, to jest kulka wciśnięte do połowy w ziemię. Lekko się jarzyła. Siedziałam tak z głupią miną przez kilka dobrych minut, kiedy nagle usłyszałam czyjeś kroki. Wstałam i rozejrzałam się. W moim kierunku zmierzała Naysha z uśmiechem na pysku.
- Hejka Al. – przywitała się radośnie.
- Cześć. Co Ty tu robisz?
- A no.. – zawahała się – Tylko nie mów nikomu, dobra?
Kiwnęłam głową.- Idę właśnie do groty Gloli. Robimy imprezę urodzinową. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś miał urodziny.
- Nie łatwiej zapytać o datę?
- No ale wtedy nie byłoby niespodzianki! E.. – zrobiła zmartwioną minę – kiedy Glola to tłumaczyła, brzmiało jakoś sensowniej.
– Taak, Glola potrafi wszystko wmówić. – zaśmiałam się.
- Ale co TY tutaj robisz? – Nay nagle się zainteresowała.
- Eeeee… podziwiam przyrodę? xd
- No dobra, muszę lecieć, bo mi Glola łeb ukręci. – powiedziała i pobiegła w stronę jaskini lisicy.
Hmm… A gdyby tak nacisnąć…? Podniosłam łapę.
- A myślałam że już nigdy się nie zorientujesz. – usłyszałam głos demona tuż przy moim uchu.
- Aaaaaa!! – złapałam się za serce dysząc ciężko – Nie rób tak więcej! Chcesz, żebym zawału dostała?!
Zachichotała. Przyjrzałam jej się podejrzliwie [ o ile można się przyjrzeć rozmywającej się plamie… xD] Dzisiejszej nocy była niezwykle rozchichotana. I w ogóle jakaś taka.. inna. Zmarszczyłam brwi. Zresztą mniejsza. Sanetille uniosła jedną brew, patrząc wymownie na moją uniesioną łapę
.- Przeniosę się z Tobą jeśli się boisz. – powiedziała z ironią.
Fuknęłam oburzona i nacisnęłam zielone cuś. Chwila, co ona tam mówiła o jakimś przenoszeniu się…?
***
Łupnęłam twardo o ziemię i straciłam równowagę, lądując na boku. Potrząsnęłam łbem, chcąc pozbyć się lekkiego zamroczenia. Podniosłam się, zdając sobie sprawę, że stoję po kostki[?] w śniegu. Futrem szarpnął ostry wiatr, w oczy sypnął śnieg. Dopiero teraz dotarł do mnie dojmujący mróz. Daleko, w tle widziałam niewyraźny zarys olbrzymiej góry. Śnieżyca ograniczała pole widzenia. Ogólnie okolica wydawała się znajoma…- Mogę wiedzieć po co ja tu? – demon nawet nie spojrzał w moim kierunku, zbyt zajęty szperaniem w śniegu. -.-‘
W końcu podniosła głowę, ledwo ją widziałam. - Nie ma to jak powrócić do dawnych lat, co nie? – skrzywiłam się.
- To nie jest przeszłość. – stwierdziłam twardo.
- Nie. – zgodziła się. – Ale podobnie, prawda? Stałaś tu, w tym miejscu – skinęła głową, na rozkopany przez siebie śnieg – i zastanawiałaś się, czy pójść dalej. Jaki wybór teraz dokonasz? – spojrzała w stronę góry. Powędrowałam za jej wzrokiem.
- Dobra, pójdę. – zacisnęłam zęby. – Co chcesz udowodnić?
Jednak demona już nie było. Mimo to wyczuwałam jej obecność. Zapewne biegła już w stronę góry. Oczywiście mogła się po prostu tam zjawić, ale lubiła biegać. Tak jak ja. Zaczęłam od lekkiego truchtu, chcąc rozgrzać mięśnie i przyzwyczaić oddech do panującej tu temperatury. Po kilkunastu minutach przeszłam do równomiernego biegu. Musiałam oszczędzać siły, to nie był spacerek po lesie. Po kilku godzinach zmęczona stanęłam przed lodową ścianą dysząc ciężko. Odetchnęłam chwilę i podeszłam bliżej. Przymrużyłam oczy, by lepiej widzieć. Spostrzegłam ciemny otwór. Zawahałam się, ale w końcu przezwyciężyłam niepokój i weszłam przez dziurę. Moim oczom ukazał się tunel. Kilka metrów dalej stała Sanetille.
- Tam dalej są pochodnie. Raczej Ci wystarczą. – powiedziała cicho.
Skinęłam łbem i ruszyłam wolnym krokiem, rozglądając się czujnie. Tak jak mówiła Sanetille po pierwszych dziesięciu krokach zrobiło się jaśniej. Do ściany zostały przymocowane pochodnie. Dzięki światłu zorientowałam się, że na ścianach wymalowane są dziwne znaki w nie znanym mi języku i malowidła przedstawiające przeróżne stworzenia.
Szłyśmy dalej. Niespodziewanie spostrzegłam jakieś odblaski, światło pochodni odbijało się w czymś leżącym na ziemi. Podeszłam ostrożnie, zaintrygowana. Pochyliłam się, by dokładniej przyjrzeć się błyszczącej rzeczy. Jako, że tunel był bardzo słabo oświetlony musiałam prawie, że dotknąć jej czubkiem nosa. W owalnym kształcie rozpoznałam srebrnołuską rybę. Nim zdążyłam zawołać moją towarzyszkę ryba podskoczyła i walnęła mnie ogonem w pysk, po czym odturlała się w mrok. Patrzyłam za nią osłupiała, powoli narastał we mnie gniew. Odwróciłam się wzburzona do Sanetille, która oglądała ze skupieniem skalne ściany.
- T..t..ty widziałaś?! Podchodzę sobie spokojnie, schylam się z ciekawości i ta głupia ryba wali mnie w twarz!
Demon oderwał się od swojego zajęcia i spojrzał na mnie nie komentując.- Lepiej chodźmy dalej.
Prychnęłam zirytowana, ale posłusznie powróciłam do wędrówki. Po jakimś czasie napotkałyśmy rozwidlenie.
- I gdzie teraz? – spytałam zaglądając w obydwa rozgałęzienia.
- Ty wybierasz.
Zmarszczyłam brwi. Przecież one są takie same… Skupiłam się i poczułam od lewego korytarza zapach, stęchlizny, krwi… Nie.. nie, to niemożliwe.
- Idziemy prawym.
Sanetille kiwnęła głową i bez słowa ruszyła, a ja podążyłam za nią. W mojej pamięci wydobywały się na wierzch coraz to nowe obrazy…Stanęłam jak wryta i zachłysnęłam się powietrzem. Sparaliżowana, nie mogłam z siebie nic wykrztusić. Demon najwyraźniej słysząc, że nie idę, również się zatrzymał i odwrócił się do mnie siadając, jakby na coś czekał.
- Ty.. wiedziałaś! Od początku wiedziałaś, że… - Sanetille kiwnęła powoli głową, jakbym powiedziała jej właśnie że słońce świeci na niebie.
- Wiedziałaś, a mimo to mnie tutaj przyprowadziłaś! – po moich policzkach zaczęły skapywać pojedyncze łzy. Sanetille przekrzywiła łeb spokojnie mi się przyglądając. – Dlaczego Ty mi to robisz?! Nie możemy się ruszyć na krok, żebyś nie rzuciła jakiejś kąśliwej uwagi! Zresztą mniejsza z tym! Czy naprawdę musisz mnie tak ranić? To jest już przeszłość, pogodziłam się z tym, nie chcę znów tego przechodzić!
Demon wstał przerywając moją tyradę. Wpatrywałam się w nią, dysząc ciężko ze złością i przerażeniem zarazem.
- Nie rozumiesz. – wyszeptała. – Oczywiście Ci się nie dziwię. Trudno zrozumieć moje zamiaru komuś tak przyziemnemu jak Ty. – wyszczerzyła przy tym kły szyderczo. – Możesz mi nie wierzyć, ale staram się Ci pomóc. Tak, to jest przeszłość, ona jest nieważna, jednak do póki sobie z nią nie poradzisz, będzie Cię nękać, aż po grób. A ból da się znieść.
Patrzyłam na nią ze zdumieniem, nie wiedząc co powiedzieć. Przypomniała mi się ta „ryba”, którą widziałam na początku tunelu i otrząsnęłam się ze wstrętem, uświadamiając sobie co to było.
- Okej, chodźmy. – wyszeptałam i ruszyłam wolno nie patrząc na demona.
Po jakiejś pół godzinie wyszłyśmy na powierzchnię. Nie rozglądałam się zbytnio, bo moją uwagę przykuł znajomy zielony przycisk. Podbiegłam do niego i spojrzałam na Sanetille, skinęła głową potwierdzając, że to ten. Nacisnęłam go i już po chwili poczułam twarde uderzenie o ziemię.
- Auaa… - stęknęłam wstając – jak tak dalej pójdzie, będę się składać z samych siniaków.
Ziewnęłam rozglądając się dokoła. Byłam na tej samej polanie co wcześniej, z tą różnicą, że teraz był wschód.
- Dlaczego chcesz mi pomóc? – spytałam demona, stojącego tuż obok.
Sanetille nie odpowiedziała, zarechotała potwornie rozmywając się we mgle. Zadziwiające, ale mogłabym przysiąść, że naprawdę była rozbawiona… Po za tym… ona zawsze chichotała. Jeszcze nigdy nie zdażyło się żeby się normalnie zaśmiała, a co dopiero zarechotała. Zresztą…
- All! – Venus wbiegła na polanę z szybkością światła. - Chodź, chodź szybko! – wołała skacząc wokół mnie, jakby odprawiałą jakiś dziki taniec.
- Po co? – wybałuszyłam na nią oczy nic nie rozumiejąc.
- Glola! Ach! Glola urodziła młode!!! I jestem ciocią! – krzyknęła podekscytowana Ven ciągnąc mnie za sobą. – i wiesz co? Małe dostały od jakiegoś tajnego wielbiciela prezent! Patrz!Zachichotałam, a potem mój chichot przeszedł w nie do opanowania śmiech. Przed jaskinią Gloli stała krowa z czekoladowej skorupy.