Listopad 2009 rok
- Neff... Co jest?
*...*
- Neff?! Co jest, zbudź się! - ktoś szturchnął mnie w ramię. Obejrzałam się i zobaczyłam Aldieb wpatrującą się we mnie.
- Coo?... - nie kojarzyłam faktów. - Coś nie tak?
- Chyba z tobą. Biegniesz i nagle hamujesz na środku polany jakbyś ducha zobaczyła... Wszystko gra?
Nagle wszystko sobie przypomniałam. Potrząsnęłam głową.
- Grać gra, acz nie stroi... - mruknęłam. Wiedziałam już co mnie zatrzymało. - Szósty zmysł... - wyszeptałam - coś w lesie... - bez wahania puściłam się biegiem. Skupiłam się na szóstym zmyśle. Krzyki Aldieb przestały być słyszalne.
*...*
- Neff?! Co jest, zbudź się! - ktoś szturchnął mnie w ramię. Obejrzałam się i zobaczyłam Aldieb wpatrującą się we mnie.
- Coo?... - nie kojarzyłam faktów. - Coś nie tak?
- Chyba z tobą. Biegniesz i nagle hamujesz na środku polany jakbyś ducha zobaczyła... Wszystko gra?
Nagle wszystko sobie przypomniałam. Potrząsnęłam głową.
- Grać gra, acz nie stroi... - mruknęłam. Wiedziałam już co mnie zatrzymało. - Szósty zmysł... - wyszeptałam - coś w lesie... - bez wahania puściłam się biegiem. Skupiłam się na szóstym zmyśle. Krzyki Aldieb przestały być słyszalne.
Szósty zmysł zawiódł mnie w stronę siedliska ludzi. Prychnęłam lekko niezadowolona, nie lubiłam tych rejonów. Tak to jest, jak się nie kontrolujesz! Nie chciałam już jednak zawracać - jeśli szósty zmysł mnie ostrzegał, to znaczy że oni czegoś od nas chcą...
Stałam się niewidzialna i podkradłam bliżej. Ujrzałam gromadę mężczyzn szykujących dzidy i łuki, obok parę kobiet.
- Czy jesteście pewni, że chcecie tam iść? - jedna z nich zwróciłam się do wojowników. - Tylu braci już nie wróciło...
- Dlatego musimy - odparł największy z nich. - Czas to skończyć. Nie martw się, wrócimy.
"Nie wrócicie... Nawet nie wyruszycie..." - kłębiło mi się w myślach. Starałam się jednak to opanować. Szósty zmysł nie może mieć nade mną władzy, nie może mi mówić co mam robić! Przecież oni mieli Venus... Dopiero ta ostatnia myśl mnie ujarzmiła.
Jeden z ludzi podniósł się i rozejrzał.
- Zwierzęta są niespokojne... Coś tu wisi w powietrzu.
Zamarłam... Przecież jestem nauchilistką... Te zwierzęta mnie czują... No to mogłam sobie nakichać. Teraz będą czujniejsi. Zaklęłam w duchu.
Nagle w moim kierunku poleciała strzała, którą jeden z ludzi wypuścił w ramach ćwiczeń. Ja to mam pecha! Szósty zmysł mnie ostrzegł i udało mi się uskoczyć, ale zaskoczona, straciłam niewidzialność. Ludzie osłupieli na widok czarnej wilczycy pokrytej runami, która jakby spod ziemi wyrosła pośrodku wioski.
- Te bestie nigdy nie mają dość... - usłyszałam z którejś strony. W mgnieniu oka poleciało na mnie kilka strzał, ale ostrzeżona uskoczyłam do góry tak, że strzały pouderzały w siebie nawzajem lub poleciały w kierunku innych ludzi, trafiając kilku śmiertelnie. Zachichotałam jak hiena i rzuciłam się do ucieczki. Nie miałam wyboru, musiałam zostawić tam Venus.
Podczas ucieczki zostałam zraniona w tylną lewą nogę zatrutą strzałą. Niewiele sobie z tego robiłam, dopiero gdy się zatrzymałam dla odpoczynku, odczułam poważniejszy ból. Wyrwałam strzałę z nogi, lecz został mi w niej kawałek grotu. Przyłożyłam sobie kilka ziół i wylizałam ranę, ale mała cholera nie chciała wyjść, więc musiałam jakoś dokuśtykać do domu.
Na chwilę obecną to tyle, jeśli chodzi o mnie... Gdyby ktoś pomógł mi wydobyć kawałek grotu z łapy, byłabym wdzięczna. Mam tych ludzi serdecznie dość...