Słońce powoli chowało się za horyzont, cienie drzew wydłużały się, a małe ciałko leżące na niewielkiej polanie, dalej nie dając żadnych oznak życia. Mrok zdawał się gęstnieć przy tej niewielkiej postaci, okalał ją, jakby chcąc jakoś ocucić tę istotkę.
Noc zdołała już opanować świat, gdy w końcu kociątko zaczęło się poruszać. Ciemność zadrgała wokół pantery i stało się coś nieprawdopodobnego. Cień zdawał się wnikać w wątłe ciałko, chcąc przekazać mu swą energię, przebudzić w nim coś, co do tej pory było uśpione.
Jaguar zaczął się budzić, wyrwany z głębokiego, śmiertelnego snu. Fiołkowe ślepia powoli przeczesywały teren polany, jakby szukając czegoś wśród drzew. Łapy drżały, kiedy kociątko zaczęło powoli podnosić się. Każdy mięsień bolał, gdy napinała je, by sprawdzić czy nie zostały uszkodzone. Pantera miauknęła cicho, żałośnie, czując, że nie da rady długo się tak utrzymać.
Cienie otoczyły jej wątłą postać, podpierając i nie opuszczając jej boków, dalej zdawały się wnikać w jej ciało. Z każdą minutą przybywało siły małej panterze, mięśnie przestawały boleć, a wewnątrz niej zaczęło budzić się coś nieznanego, potężnego.
Szelest.
Kotka obróciła pysk w stronę podejrzanego odgłosu i zamarła, nawet mrok otaczający jej postać, jakby znieruchomiał. Wszystkie mięśnie w młodym ciałku napięły się, a z gardła wydobyło się ciche warknięcie.
- No proszę, już nauczyłaś się warczeć - mruknął, przesączony jadem i wściekłością, głos.
Wielki, złoty Jaguar powoli zbliżał się do uskrzydlonej pantery, z nienawiścią wymalowaną w równie złotych ślepiach.
- Nie wiem co zrobił Lux, ale nie powinnaś żyć. - Imię młodego Jaguara niemal wypluł, jakby mówił o czymś niezwykle obrzydliwym. - Jednak to da się naprawić - dodał, uśmiechając się z szaleństwem wyraźnie widocznym na pysku.
Mała cofnęła się przerażona, jednak mrok jakby zgęstniał, nie pozwalając jej na zwiększenie odległości dzielącej ją i wściekłego drapieżnika.
"Jesteś słaba, za słaba." - szepnął nieznany głos w jej głowie.
Nagle za Jaguarem zaczęły pojawiać się inne postacie, całe stado wyłoniło się spomiędzy drzew, spoglądając na uskrzydloną. W ich oczach malowały się różne emocje, od wściekłości po żal, jakby ich zawiodła. Tylko jedna pantera patrzyła na nią z wyraźnym bólem malującym się w czarnych oczach, jedna samotna łza spłynęła po jej policzku. Patrzyła jak jej przerażona siostrzenica zostaje skazana na śmierć, a sama nie mogła nic zrobić.
Spojrzenia owej dwójki skrzyżowało się i skrzydlata poczuła, jak wszystkie więzy zerwały się, a coś w niej pękło. Wściekłość niewyobrażalna zalała ją, a ciemność wokół nich zaczęła drżeć, księżyc i gwiazdy przysłonięte zostały przez gęste chmury. Potężny warkot wydobył się z tego przecież tak niewielkiego ciałka i wszyscy poczuli jak mrok gęstnieje, zrobiło się duszno.
"Nie dasz rady."
Złoty Jaguar rozejrzał się nieco zdezorientowany, jednak już po chwili zdał sobie sprawę, co a raczej kto był przyczyną zamieszania. Skierował swe złote ślepia pełne nienawiści na młodą panterę i zamarł, wiedział już, jak wielki błąd popełnił.W tych fiołkowych ślepiach nie pozostał nawet ślad niewinności, teraz patrzył w oczy samej śmierci. Kolejny, jeszcze głośniejszy i bardziej przerażający ryk wyrwał się z gardła pantery. Stado zaczęło się cofać, kiedy wokół Złotego ciemność zgęstniała, oplatając go swymi mackami. Zaczął się dusić, mogąc już tylko powarkiwać cicho.
- Zabiłeś mi rodzinę, teraz za to zapłacisz - mruknęła cicho, ale głosem tak przerażającym i niepasującym do jej małej postaci, iż jaguarom zdawało się, jakby kto inny przemawiał przez nią.
"No dalej, zrób to."
Zduszony jęk wydobył się z gardła złotookiego, kiedy zaciskające się na nim nici, powoli zaczęły przecinać skórę, ciało i mięśnie, jednak krew się nie pojawiła. Ciemność drgała wokół dwóch postaci połączonych tym śmiertelnym węzłem, ofiara i drapieżnik. Życie uciekało z kotowatego, przekazując całą jego energię i siłę niewielkiej panterze, która zdawała się emanować mroczną poświatą.
Stado rozpierzchło się, Złoty przywódca wydał ostatnie swe tchnienie, a Raksha wchłonęła pierwsze odebrane życie.
***
Słońce świeciło wysoko na nieboskłonie, oświetlając małe pantery,
bawiące się na dużej polanie. Kilka wielkich czarnych kotów leżało w
cieniu drzew lub bawiło się ze swoimi pociechami. Było ich dziewięć,
pięć dorosłych Jaguarów i cztery młode. Zdawali się nie wiedzieć o tym,
że ciągle są obserwowani. Głębiej w koronach drzew, niemal niewidoczna w
półmroku, siedziała skrzydlata pantera. Swoimi fiołkowymi ślepiami
obserwowała część stada, do którego niegdyś należała.
"Ile to już minęło?"
Pytała samą siebie.
Od pół roku nie widziała bliskich, tułała się po lasach, szukając
schronienia. Jednak wróciła, chciała zobaczyć jak sobie radzili. I co
zastała? Podzielone stado. Złote Jaguary i Czarne Pantery - podzieleni -
kiedyś rodzina, teraz wrogowie.
Niemal dorosła kotowata spoglądała na swych pobratymców. Spojrzenie pozbawione uczuć śledziło poczynania niewinnych młodych.
"Też kiedyś taka byłaś..."
Westchnęła niemal bezgłośnie, a jej skrzydła poruszyły się lekko,
jakby wyczuły powiew wiatru. Każdy Jaguar z jej dawnego stada został
obdarzony umiejętnością władania jednym z żywiołów, czasem
większą ilością. Była jedną z nich, żaden nie był jej obcy, a ona nie
wiedziała dlaczego. W całej ich historii, kot który posługiwał się
czterema był niespotykany, a wszystkimi? Taki się jeszcze nie zdarzył.
"A ty?"
Warknęła cicho, wcale tego nie chciała. To było nienaturalne,
dlatego korzystała tylko z dwóch. Pokręciła pyskiem, mogłaby pozostać
tylko przy ciemności, w końcu tym była, jednak pragnienie by uczyć się
magii, było zbyt silne. To jak narkotyk, kiedy zaczęła, pragnęła coraz
więcej i więcej. Podniosła ślepia, czując na sobie czyiś wzrok.
Mała pantera przekrzywiła zabawnie pysk. Bawiła się z
kuzynami, kiedy nagle dostrzegła dziwną postać w koronach drzew. Jakby
kot z wielkimi skrzydłami, tylko wydawał się tak dziwnie rozmywać, był
taki niewyraźny. Kotka zmarszczyła się zabawnie, ciągle przyglądając się
postaci siedzącej na gałęzi. Czyżby jej się zdawało?
- Mamo... Ktoś nas obserwuje - powiedziała w końcu do rodzicielki, nie odrywając wzroku od nieznajomej postaci.
Starsza pantera zwróciła wzrok w ten sam punkt, co jej córka i
niemal zamarła. Znała tę przedziwną postać. Te fiołkowe ślepia. Te
skrzydła. Wstrzymała oddech, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały.
Nieznajoma podniosła się.
- Rak... - szepnęła nieświadomie matka młodej pantery.
Skrzydlata przymknęła ślepia i zawróciła. Biegła, biegła jak
najdalej od tego miejsca, od dawnego stada. Zacisnęła szczęki, czując
jak szczypią ją oczy. To już nie był jej dom, już nie należała do tej
rodziny.
"Słaba."
***
Ta sama pantera siedziała teraz, w pełni już dorosła, nad
zamarzniętym jeziorem. Spoglądała w niebo, zamyślona. Jej skrzydła
swobodnie zwisały przy jej bokach, poruszane niewielkimi powiewami
wiatru.
Ponad cztery lata minęły od tamtego zdarzenia, niemal nie pamiętała już
swych rodzinnych stron. Porzuciła przeszłość, nigdy nie wracała do niej
wspomnieniami. Może poza wyjątkami takimi jak ten wieczór. Czasami
wzbudzało to w niej coś dziwnego, zwykle uśpionego. Czuła się, jakby
ciągle czegoś w niej brakowało, jakby nie była kompletna.
"Jeszcze tak mało wiesz."
Przymknęła ślepia, znów słysząc ten głos w swej głowie.
"Jesteśmy jednym, nie wiesz o sobie nawet połowy tego co powinnaś."
Podniosła pysk, jej skrzydła nagle poderwały się, a ogon przeciął
powietrze. Nie wiedzieć czemu, spojrzała na zamarzniętą taflę jeziora, a
to co zobaczyła przeraziło ją dogłębnie. Jak?
"Jeszcze tak mało wiesz."- głos powtórzył.
Ludzka twarz spoglądała na nią jej fiołkowymi oczyma. Wyglądała na
równie przerażoną co ona. Pantera podniosła łapę, a odbicie zrobiło to
samo, tylko zamiast łapy podniosła dłoń. Postać wydawała się być równie
czarna jak noc i... posiadała kocie uszy? Raksha odskoczyła od jeziora
jak poparzona, spoglądając na swoje ciało, ludzkie ciało. Z tą różnicą
iż posiadała skrzydła, ogon i kocie uszy. Oddychała ciężko, nie wiedząc
czy śni czy to dzieje się naprawdę.
"Tak mało..."
Zbierając się w sobie, podczołgała się do zamarzniętej wody i spojrzała
w nią raz jeszcze. Znów była sobą. Czarny Jaguar o fiołkowych oczach
spoglądał na nią z odbicia. Skrzydlata uspokoiła swój oddech i usiadła
ciężko na śniegu, nie przejmując się jego zimnem. Skierowała swój wzrok
na niebo, wiedząc, iż to wcale nie był sen. Jak?
"Wkrótce się dowiesz, wszystkiego..."
Wstała i próbując wyrzucić z głowy ostatnie doświadczenie, pobiegła w stronę jaskini, mając nadzieję, że tam odnajdzie spokój.
CDN.
__________________________________________________________
Tak, postanowiłam ostro namieszać w życiu mojej kochanej postaci, mam nadzieję iż jest to dozwolone ;)
Gratuluję tym, którzy wytrwali,
czytając to. Jeśli ktoś nie lubi retrospekcji, to może nawet nie
zaczynać moich następnych notek. Nie będą to może takie typowe
retrospekcje, ale coś w ten deseń.
Z góry przepraszam za wszystkie błędy,
ale napisałam to prawie na jednym wydechu, więc pewnie się od nich roi.
No cóż, mam nadzieję, że się podobało.
7 komentarzy:
- Raksha... *lekko zgiął się jej głos i wtuliła się łeb o nią* tak bardzo mi przykro... z powodu twojej rodziny, stada... *milczy chwilę po czym wszystko stwierdza jednym zdaniem* "pozbawieni człowieczeństwa..."
- Odwzajemniła ten czuły gest z wdzięcznością.
- Niepotrzebnie, mam już nową rodzinę i stado - mruknęła cicho, głosem, który na pozór był spokojny, lecz drżał nieco od skrywanych emocji. - Tacy już jesteśmy - dodała jeszcze tylko, ocierając swój pysk o jej. - *uśmiechnęła się lekko pod nosem* to tak jak ja, znalazłam nową, kochającą rodzinę, stado, i oczywiście mam... ciebie. Czego nie mam zamiaru tracić *delikatnie macha ogonem*
- Uśmiechnęła się delikatnie.
- Mogłabym powiedzieć to samo - rzekła tylko, jak zwykle otulając ją skrzydłem i nie odzywając się więcej. - *basior spojrzał na nią z lekkim uśmiechem* mam nadzieję, że jest i będzie lepiej niż było.