Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

10 grudnia 2012

Białe Stado [Baru Saya]

Białe Stado (Zadanie)

Stado tygrysów wzburzone i pełne furii gromadzi swoje siły. Zmierza ku terenom Nocy, nie jest ich potęga, wielu wyłamało się i zostało straconych, pozostali tworzą jednak zwartą gromadę. Nie wyglądają na nastawionych przyjaźnie.
____________________________________
Baru.
Czyń swoją powinność. Ważny aspekt zadania - sam musisz ocenić gdzie się zaczyna i gdzie kończy Twoja rola.




Nagły zryw, skoki, warki, obce odgłosy.

Miałem właśnie nos przy ziemi, kiedy z daleka doszły mnie dziwne hałasy, gwałtownie uniosłem łeb i zastrzygłem uchem. Seth niedawno wrócił, widziałem jego sylwetkę na niebie, to oni, rozwścieczone stado. Nie bardzo wiedziałem co robić więc zaufałem instynktowi. Cichy warkot wydobył się z mego pyska i ruszyłem, prosto na grupkę kotowatych. Zatrzymałem się kawałek przed nasza granicą i nasłuchiwałem, byli coraz bliżej, w końcu z daleka dostrzegłem ich sylwetki. Zniżyłem nieco łeb i spoglądałem na zbliżających się spod byka, napiąłem mięśnie, a wiatr, jakby ich sprzymierzeniec zawiał pod włos. Zatrzymali się, najwyraźniej zapach mój podrażnił ich nozdrza. Nie chciałem się ukrywać, byłem na widoku, wiedziałem, że oni wiedzą o mnie. Warknąłem głośniej, tak, aby mnie usłyszeli. Noc osłaniała moją postać, jedyne co dało się widzieć to zmrużone krwiste ślepia, wpatrzone w duże koty. Jeden z nich rzucił się na przód, wyszczerzył kły, spokojnie czekałem, ale naglę inny skoczył ku niemu i wywalił go.
- Zabili go! Chcą poczuć nasze kły na karkach, a więc poczują! - krzyknął leżący.
- Dyplomatycznie. - warknął na niego większy i ruszył w moją stronę. Chciałem przytrzymać ich jak najdłużej, tak aby moi bracia i siostry zdążyli się przygotować. Kiedy kocia łapa musnęła naszą granicę zawarczałem, ten cofnął krok. - Czemu tak agresywnie przyjacielu? Czy może nie jesteś mile do nas nastawiony? - Coś jakby we mnie pękało, wręcz wrzało, wszystkie poznane tu pyski przeleciały mi przed oczyma, poczułem dziwne kłucie w okolicach oczu. - Nie rozmawiać tu przybyłeś, lecz zabijać wraz z pobratyńcami. Postaw któryś łapę, tam gdzie nie powinien, a rozszarpię. - powiedziałem dosyć oschle, nadal patrząc na niego, w myślach zaś obliczałem ilu ich zostało. Nie wiem czy mój wygląd czy też słowa tak na niego podziałały, ale cofnął się kolejny krok i milczał, długo milczał. Spokój ten przerwał narwany młodzieniec, doskoczył do boku towarzysza.
- Wydajcie nam Błękitnołuskiego, a wojny nie będzie! - warknął. - Jego łbem i krwią ozdobimy nasze stado. - Zaśmiał się, a wraz z nim pozostali, tylko jeden milczał. - Błękitnołuski ruszyć wiele by się nie musiał a twoja zachłanna, młodzieńcza dusza wyła by z bólu. - warknąłem i zacząłem zbliżać się powoli ku nim. - Nie widzę powodu by wam go wydawać. - Zwróciłem się ku milczącemu, a i reszta umilkła na me słowa. Młody jednak nie odpuścił. - A więc i twoje krwiste oczy ozdobią nasze tereny. - Ruszył w moją stronę, przekraczając przy tym granicę. Coś kazało mi się po prostu na niego patrzeć, nic więcej co patrzeć, a więc i tak robiłem, czas jakby zwolnił, zauważyłem, że i pozostali powolnym, niczym żółwim tempem ruszają w moją stronę, jakby otoczyć chcieli mą postać. Nagle z nosa młodziaka zaczęła płynąc krew, mały strumyk, po chwili i z ucha, patrzył na mnie szczerząc kły, potrząsł łbem, czując ciecz wypływającą z ucha. Kolejny strumyk popłynął z drugiego ucha, usłyszałem ciche ,,kap,,. Koci wzrok stał się mniej pewny, a ruchy zrobiły się bardziej chwiejne, spojrzał na krople krwi pod swoimi łapami. Spanikował, odskoczył w tył, nadal mu się przyglądałem. Cała reszta gwałtownie zatrzymała się i spojrzała na swojego towarzysza, odruchowo zawyłem, na znak, aby Stano Nocy było w gotowości, oczy przeciwników teraz powędrowały w moją stronę, ale kiedy młody tygrys zaczął się szamotać i odwrócił w ich stronę, na ich pyskach dało się zauważyć zdziwienie, cała jego biała sierść nabierała koloru mych oczu, a strumyki krwi nie miały zamiaru się zatrzymać, słabł w oczach.
- Ty.. ! - krzyknął jeden z nich i rzucił się na mnie, wykonałem zgrabny unik i zadrapałem koci bok, wyszczerzyłem kły. Teraz nawet i milczący wykonał ruch, zamachnął się aby mnie uderzyć, ale moje kły wbiły się mocno w jego łapę, warknął z bólu, cała gromada, a było ich 8 ruszyła na mnie z kłami i pazurami. Puściłem łapę i rzuciłem się w przeciwną stronę od polany, ruszyli za mną. Co chwilę zatrzymywałem się, aby oddać kilka ciosów, rzucali się dwójkami a nawet trójkami. Warknąłem i zacząłem kaleczyć ich pazurami. Nagle każdy po kolei, którego drasnąłem zaczęli padać jak muchy.
- Co jest?! - cztery pozostałe, otoczone leżącymi pobratyńcami spojrzały na mnie. Sam nie wiedziałem co jest grane, z rannym bokiem i pyskiem stałem nadal warcząc.
- Idź.. - rzucił jeden, obserwowali mnie a ja ich, przy okazji nasłuchiwałem, czy nie zbliża się ktoś ode mnie. Trójka patrzyła na mnie a jeden odłączył się i podszedł do leżących. - Żyją, ale.. są - zamilkł na chwilę - sparaliżowani - dodał prawie nie słyszalnie i spojrzał na mnie, warknęli razem, jakby się umówili co, gdzie i kiedy. Sam się zdziwiłem, ale nie dawałem tego po sobie poznać.
- Zaraz będzie tu cała sfora. Radzę wam usunąć się z tych terenów - zacząłem patrzeć na nich z pod byka - nie będzie litości.. - napiąłem mięśnie w razie co, usłyszałem jakiś szmer, nadal jednak nie odrywałem od nich wzroku. Oni również stali lekko wmurowani, jednak wciąż obnażali kły...

***

[Stwierdziłem, że nie będę od razu dokańczać co i jak, wasza decyzja czy odpowiecie na moje zawołanie, czy będę musiał pozbyć się ich sam, najwyżej dodam część drugą.]
Raksha Morte pisze...
[Raksha jest poniekąd odpowiedzialna za tą sytuację, więc oczywiście odpowie. Jeśli inni się przyłączą, można to potem zebrać i stworzyć z tego notkę grupową. Oczywiście to tylko taka moja sugestia.]
Siedziała na rozłożystym drzewie, kiedy usłyszała donośne wycie. Alarm. Wiedziała co się stało, spodziewała się tego, dlatego nie czekając, poderwała się z miejsca. Przeskakując z drzewa na drzewo najszybciej jak potrafiła, równocześnie nasłuchiwała odgłosów walki.
Zeskoczyła z gałęzi, wyłaniając się nagle z mroku i miękko wylądowała obok Obrońcy. Obnażyła kły, w każdej chwili gotowa do odparcia ataku, ledwie materialna rozpływała się w mroku. Nic nie powiedziała, tylko mierzyła ich swoimi zielonkawo-fiołkowymi ślepiami.