Melvo Białostadny tak swe życie skończył.
Szpieg
doniósł, że intencje Melvo nie są szczere, co więcej prawdopodobnie
uśmiercił on swoją siostrę. Tygrys ma w planach wykorzystać władzę nad
terenami do własnych celów, na czym jako pierwsze ucierpieć ma Stado
Nocy. Lud długo nie otrząśnie się po śmierci Esmene, prognoza jest
jednoznaczna - stado kotów pójdzie ślepo za swoim przywódcą.
_____________________________________
Seth.
Cel jest pozornie prosty, zlikwidować Melvo. Po utracie samicy Alpha niemal nie spuszczają go z oka, czujka dzienna na zamianę z nocną wyczekują kogokolwiek kto ośmieliłby się podnieść na niego łapę. Nie możesz zostać dostrzeżony, Misty Land ma Stado Nocy za swojego sojusznika, nieprawidłowy ruch mógłby spowodować wojnę z której nie wyszlibyśmy cało.Melvo jest zaawansowanym magiem powietrza.
- Nie jestem szczęśliwym, że podjęłaś się tego zadania, Raksho Morte... - Myślał sam, ku sobie, chwilę jednak potem zwrócił się do Error. - Zwiad oznajmił mi, jakie korzyści miałby Melvo ze śmierci Enesme. Jednak wciąż nie są mi jasne powody, dla których potrzebne mu górowanie nad Białym Stadem.
- Jeżeli nie zginie, musisz być świadomy, co chce zrobić... - Odrzekła na jego słowa.
- Jestem świadom, ale i powód tej nienawiści jest mi nieznany. Co chce osiągnąć, kiedy uszczerbek na naszym Stadzie wyprowadzi...?
- Twoim zadaniem jest jedynie uśmiercić Melvo.
- Jeżeli zabiję go to z pewnością nie dowiem się, jakie miał plany i co zrobi, kiedy któryś się nie powiedzie... Zapadła chwila zrozumiałeś ciszy. Błękitnołuski wiedział, że cokolwiek powie teraz Error, nie pomoże mu to, tak więc kiwnął jedynie łbem, by potem oddalić się na zewnątrz Wielkiej Jaskini. Zaciągnął się mroźnym wiatrem, aż pełne miał płuca i westchnął ciężko.
- Tempus occidendi...* - Powiedział, nim oddech wiatru i śnieżny obłok zasłonił jego ciało, a gdy zniknął, zniknął z nim Złodziej.
Kiedy przyszła noc, przyszło mu życie. Otwarł oczy, by zabłysnęły światłem, którym raził nocny pan na niebie. Rozwarł szeroko szczęki, gardziel swą nadął, a wydał potem głośne, płaczliwe wybrzmienie, ryk wśród nocnej ciszy, krzyk wśród płaczu nieba i skrzydła swe rozwinął i wzbił wśród koron drzewca. Białe Stado wtem sygnał swój wydało.
- Ktoś na niebie! - Czuwający jeden do drugiego, rykiem oznajmiając przybycie.
Melvo, czujny w dzień i czujny w nocy na powitanie gościa nieproszonego wyszedł, wyraźnie dając, by Seth zrozumiał, że jest niechciany.
- Przywiało Nocnego, jak zarazę... - Warknął. - Czym zawdzięczam to, żeś mnie wybudził.
- Wiem przecież, że nie sypiasz, Melvo Białostadny. - Odpowiedział półsmok. - Boś zbyt bojaźliwy o to, co masz, byś mógł zginąć, kiedy zamkniesz ślepia... - I on zakpił.
- Masz tupet, by tu przybywać...
~Nie trzeba mi kłopotów, jaki jego powód?
Może przybył, że na zdradę mą na dowód?
Nie, nie może, gdyż o wszystko dbałem!
Nikt nie widział, że to ja z wizją posłałem!~
- Och, Melvo, czym się trapisz, że milczysz, kiedy przybyłem?
- Niczym, co ty powinieneś wiedzieć. Siostra ma zmarła, a ty masz czelność, by nachodzić mnie w moim domu z taką pogardą się ku mię odnosić!?
- Kiedy ja pełen szacunku, wiem co znaczy, kiedy na barki spada taka odpowiedzialność, Melvo Białostadny... - Zadbał półsmok, by w tym drwiny nie było.
~Niech go szlag! Czyżby coś on wiedział?
Nie, ja widzę, przecież by powiedział!
Słowem dałby znak, by się go obawiał...
Boże, bym ostrożnie sprawy stawiał...~
- Czyżbyś znowu się zamyślił? - Zapytał, choć udawał jedynie, że poirytowany.
- Tak, wybacz, chcę odpocząć. Usnąć. - Skłamał.
- Dobrze więc, odejdę, rozejrzę się jedynie w koło, jeśli mogę.
Nie czekał na odpowiedź, bo czuł, że w myślach pragnie, by półsmok jak najprędzej zniknął. Oddalił się szybko, a cokolwiek Melvo mówił, to udawał, że już głuchy. Łapał tyle, co w koło myśleli, wszystko, co tylko dałoby mu wiedzę, co i kiedy Białostadny robi, kiedy i gdzie się udaje, z kim i co tam czyni.
- Jutrzejsza noc, gdzie blask pełnego księżyca twarz mu przyozdobi, tedy w samotności rytuał ma odbyć. Nie będzie przeto sam, gdyż dwójka czujek za nim idzie, bo i oni są nieszczerzy.
Przyszedł nowy dzień i nowa noc nastała.
Cóż za mroźna góra, którą całą stado całe waruje? Ach, przecie idzie ku jej szczytom Melvo, zleceniobójca swej siostry na rytuały, które wynieść na wyżynę go mają. Gdy tylko gadzie samcze podejdzie pod zwały góry, tedy zabiją, bo na Święte swe miejsce bronią każdego, by kto nikt nie podszedł, a gdy lotem spróbuje, każdy, kto na ziemi go ujrzy, tedy Melvo zdoła uciec. Czujki raz to w lewo, potem w prawo spoglądają, a gdy nie dojrzą stojącej niedaleko jednej, tedy rykną, tedy Melvo zniknie. Cóż za sztuka, która pozwala by spojrzeć w czyjeś zmysły, a co za sztuka, która pozwala je zmieniać...? Kiedy tylko czujka jedna lub druga dostrzegła, że samiec się zbliża, tedy magią jej umysł otępiał, zmieniając wspomnienie, którego jeszcze nie ma, że Seth'a nigdy nie było, nikt czujek nie mijał.
- Toż to proste, jakie z nich są czujki...? - Zapytał sam do siebie, jednak minąć musi całe stado teraz, które zerka ku szczytu, by oglądać, jak ich przyszłe władze idą po to, co nieprawdą i zbrodnią zdobyły. To się nie uda, nie tą techniką, zbyt wiele umysłów, które trzeba by zmylić, któreś dostrzeże i któreś krzyknie, Melvo - zniknie... Tylko chwila, gdzie jest półsmok? Tam gdzie stał teraz jedynie blask jego oczu, które po chwili zostawił... Wśród śniegu się gubił, wśród wód zanikał, przybrał kolor lodu, niewidoczny dla ślepca, a kto uważny tylko go dojrzy. Lecz które, powiedzcie, które teraz patrzy na co innego, niż na Białostadnego? Więc przemknął w ciszy, pod grotę wejście, a wewnątrz już tylko Melvo i dwójka jego wspólnych zdrajców Białego Stada. Ci dwaj zostali, jedynie brat Enseme wszedł dalej. Nie było już jak nadal się ukryć, więc wszedł bez ceremonii, ale to jednak tyle szybko, by nim głos wydać z siebie zdołali, wyciągnął z nich Dusze obojga i pożarł, nim kto by mrugnąć zdołał...
Już tylko Melvo sam pozostał, głęboko wewnątrz góry rozłamów. Usłyszał, jak bezwładnie padły jego sługi. Odwrócił się i dojrzał tylko błysk błękitny, które dobrze już poznał.
- Do znów Ty, czyżbyś zabić mnie próbował? Któreś już ze stada twego siostrę mą mordował!
- Ależ nie mów, wiem, kto winny jej śmierci. - Odpowiedział.
~Wśród nas jest więcej, więcej mych sługów!
Zginę, ale sługi mają dość na was dowodów,
by wytoczyć bitwę i uśmiercić każdego
wojnę Stada Nocnego i Stada Białego...~
- Mortuus Anima...**
Melvo Białostadny tak swe życie skończył.
Czy nie chciałeś wiedzieć, dlaczego pragnie nas uderzyć? Chciał, lecz i sam Białostadny tego nie wiedział. A niedługo przyjdą, bo tak im nakazał...
~~~~~~~~~~
_____________________________________
Seth.
Cel jest pozornie prosty, zlikwidować Melvo. Po utracie samicy Alpha niemal nie spuszczają go z oka, czujka dzienna na zamianę z nocną wyczekują kogokolwiek kto ośmieliłby się podnieść na niego łapę. Nie możesz zostać dostrzeżony, Misty Land ma Stado Nocy za swojego sojusznika, nieprawidłowy ruch mógłby spowodować wojnę z której nie wyszlibyśmy cało.Melvo jest zaawansowanym magiem powietrza.
- Nie jestem szczęśliwym, że podjęłaś się tego zadania, Raksho Morte... - Myślał sam, ku sobie, chwilę jednak potem zwrócił się do Error. - Zwiad oznajmił mi, jakie korzyści miałby Melvo ze śmierci Enesme. Jednak wciąż nie są mi jasne powody, dla których potrzebne mu górowanie nad Białym Stadem.
- Jeżeli nie zginie, musisz być świadomy, co chce zrobić... - Odrzekła na jego słowa.
- Jestem świadom, ale i powód tej nienawiści jest mi nieznany. Co chce osiągnąć, kiedy uszczerbek na naszym Stadzie wyprowadzi...?
- Twoim zadaniem jest jedynie uśmiercić Melvo.
- Jeżeli zabiję go to z pewnością nie dowiem się, jakie miał plany i co zrobi, kiedy któryś się nie powiedzie... Zapadła chwila zrozumiałeś ciszy. Błękitnołuski wiedział, że cokolwiek powie teraz Error, nie pomoże mu to, tak więc kiwnął jedynie łbem, by potem oddalić się na zewnątrz Wielkiej Jaskini. Zaciągnął się mroźnym wiatrem, aż pełne miał płuca i westchnął ciężko.
- Tempus occidendi...* - Powiedział, nim oddech wiatru i śnieżny obłok zasłonił jego ciało, a gdy zniknął, zniknął z nim Złodziej.
Kiedy przyszła noc, przyszło mu życie. Otwarł oczy, by zabłysnęły światłem, którym raził nocny pan na niebie. Rozwarł szeroko szczęki, gardziel swą nadął, a wydał potem głośne, płaczliwe wybrzmienie, ryk wśród nocnej ciszy, krzyk wśród płaczu nieba i skrzydła swe rozwinął i wzbił wśród koron drzewca. Białe Stado wtem sygnał swój wydało.
- Ktoś na niebie! - Czuwający jeden do drugiego, rykiem oznajmiając przybycie.
Melvo, czujny w dzień i czujny w nocy na powitanie gościa nieproszonego wyszedł, wyraźnie dając, by Seth zrozumiał, że jest niechciany.
- Przywiało Nocnego, jak zarazę... - Warknął. - Czym zawdzięczam to, żeś mnie wybudził.
- Wiem przecież, że nie sypiasz, Melvo Białostadny. - Odpowiedział półsmok. - Boś zbyt bojaźliwy o to, co masz, byś mógł zginąć, kiedy zamkniesz ślepia... - I on zakpił.
- Masz tupet, by tu przybywać...
~Nie trzeba mi kłopotów, jaki jego powód?
Może przybył, że na zdradę mą na dowód?
Nie, nie może, gdyż o wszystko dbałem!
Nikt nie widział, że to ja z wizją posłałem!~
- Och, Melvo, czym się trapisz, że milczysz, kiedy przybyłem?
- Niczym, co ty powinieneś wiedzieć. Siostra ma zmarła, a ty masz czelność, by nachodzić mnie w moim domu z taką pogardą się ku mię odnosić!?
- Kiedy ja pełen szacunku, wiem co znaczy, kiedy na barki spada taka odpowiedzialność, Melvo Białostadny... - Zadbał półsmok, by w tym drwiny nie było.
~Niech go szlag! Czyżby coś on wiedział?
Nie, ja widzę, przecież by powiedział!
Słowem dałby znak, by się go obawiał...
Boże, bym ostrożnie sprawy stawiał...~
- Czyżbyś znowu się zamyślił? - Zapytał, choć udawał jedynie, że poirytowany.
- Tak, wybacz, chcę odpocząć. Usnąć. - Skłamał.
- Dobrze więc, odejdę, rozejrzę się jedynie w koło, jeśli mogę.
Nie czekał na odpowiedź, bo czuł, że w myślach pragnie, by półsmok jak najprędzej zniknął. Oddalił się szybko, a cokolwiek Melvo mówił, to udawał, że już głuchy. Łapał tyle, co w koło myśleli, wszystko, co tylko dałoby mu wiedzę, co i kiedy Białostadny robi, kiedy i gdzie się udaje, z kim i co tam czyni.
- Jutrzejsza noc, gdzie blask pełnego księżyca twarz mu przyozdobi, tedy w samotności rytuał ma odbyć. Nie będzie przeto sam, gdyż dwójka czujek za nim idzie, bo i oni są nieszczerzy.
Przyszedł nowy dzień i nowa noc nastała.
Cóż za mroźna góra, którą całą stado całe waruje? Ach, przecie idzie ku jej szczytom Melvo, zleceniobójca swej siostry na rytuały, które wynieść na wyżynę go mają. Gdy tylko gadzie samcze podejdzie pod zwały góry, tedy zabiją, bo na Święte swe miejsce bronią każdego, by kto nikt nie podszedł, a gdy lotem spróbuje, każdy, kto na ziemi go ujrzy, tedy Melvo zdoła uciec. Czujki raz to w lewo, potem w prawo spoglądają, a gdy nie dojrzą stojącej niedaleko jednej, tedy rykną, tedy Melvo zniknie. Cóż za sztuka, która pozwala by spojrzeć w czyjeś zmysły, a co za sztuka, która pozwala je zmieniać...? Kiedy tylko czujka jedna lub druga dostrzegła, że samiec się zbliża, tedy magią jej umysł otępiał, zmieniając wspomnienie, którego jeszcze nie ma, że Seth'a nigdy nie było, nikt czujek nie mijał.
- Toż to proste, jakie z nich są czujki...? - Zapytał sam do siebie, jednak minąć musi całe stado teraz, które zerka ku szczytu, by oglądać, jak ich przyszłe władze idą po to, co nieprawdą i zbrodnią zdobyły. To się nie uda, nie tą techniką, zbyt wiele umysłów, które trzeba by zmylić, któreś dostrzeże i któreś krzyknie, Melvo - zniknie... Tylko chwila, gdzie jest półsmok? Tam gdzie stał teraz jedynie blask jego oczu, które po chwili zostawił... Wśród śniegu się gubił, wśród wód zanikał, przybrał kolor lodu, niewidoczny dla ślepca, a kto uważny tylko go dojrzy. Lecz które, powiedzcie, które teraz patrzy na co innego, niż na Białostadnego? Więc przemknął w ciszy, pod grotę wejście, a wewnątrz już tylko Melvo i dwójka jego wspólnych zdrajców Białego Stada. Ci dwaj zostali, jedynie brat Enseme wszedł dalej. Nie było już jak nadal się ukryć, więc wszedł bez ceremonii, ale to jednak tyle szybko, by nim głos wydać z siebie zdołali, wyciągnął z nich Dusze obojga i pożarł, nim kto by mrugnąć zdołał...
Już tylko Melvo sam pozostał, głęboko wewnątrz góry rozłamów. Usłyszał, jak bezwładnie padły jego sługi. Odwrócił się i dojrzał tylko błysk błękitny, które dobrze już poznał.
- Do znów Ty, czyżbyś zabić mnie próbował? Któreś już ze stada twego siostrę mą mordował!
- Ależ nie mów, wiem, kto winny jej śmierci. - Odpowiedział.
~Wśród nas jest więcej, więcej mych sługów!
Zginę, ale sługi mają dość na was dowodów,
by wytoczyć bitwę i uśmiercić każdego
wojnę Stada Nocnego i Stada Białego...~
- Mortuus Anima...**
Melvo Białostadny tak swe życie skończył.
Czy nie chciałeś wiedzieć, dlaczego pragnie nas uderzyć? Chciał, lecz i sam Białostadny tego nie wiedział. A niedługo przyjdą, bo tak im nakazał...
*Tempus occidendi - Czas zabijać.
**Mortuus Anima - Martwa Dusza.
~Tekst~ - Myśli Melvo.
~~~~~~~~~~**Mortuus Anima - Martwa Dusza.
~Tekst~ - Myśli Melvo.
Sam sobie nie rozpatrzę zadania, więc niech zadecyduje o nim Error, która je napisała.