Nikłe promyki południowego słońca ledwie przebijały się przez gęste
korony drzew. Puszcza zdawała się być cicha i tajemnicza, gęste poszycie
lasu zapewniało kryjówkę niejednemu stworzeniu. Powietrze było tu tak
wilgotne, że niemal wydawało się ciężkie i nawet żaden powiew wiatru nie
burzył tego spokoju. Ogromne, wysokie konary wznosiły nad głową czarnej
pantery i przypatrywały się z ciekawością temu niezwykłemu gościowi.
Raksha przemierzała tą puszczę już od dobrych kilku dni, odkąd niedawno
wyruszyła poza tereny Stada Nocy, by poszukać tego tajemniczego
osobnika. Wiedziała, że odchodziła w złym czasie, ale coś usilnie
próbowało ją zaciągnąć do tego miejsca. I oto jest. Po środku ogromnego
lasu, kryjąc się w długich cieniach, nie mając pojęcia dokąd zmierza.
Schylona nisko nad ziemią, na ugiętych łapach, powoli poruszała się
między drzewami. Niestety musiała iść dołem, zamiast, tak jak lubiła
najbardziej, skakać po gałęziach, a to dlatego, że nie chciała zostać
zbyt szybko zauważona. Jej fiołkowo-zielone oczy sondowały teren w
poszukiwaniu jakiś znaków, które mogłyby świadczyć o obecności kogoś
oprócz niej. Kierowana dziwnym odczuciem spojrzała w górę, by zaraz
przed sobą, na jednym z drzew, ujrzeć poszukiwanego przez nią czarnego
lamparta. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, gdyż ukryta w gęstwinie
krzewów była niewidoczna dla leżącego na gałęzi samca. Przesunęła
wzrokiem po całym drzewie, na którym się znajdował i wypatrzyła dogodne
miejsce. Cieszyła się teraz w duchu, iż był odwrócony do niej tyłem,
mogła spokojnie pojawić się na gałęzi umiejscowionej tuż za nim. Skupiła
się na owym miejscu i poczuła jak powoli jej ciało zaczyna rozpływać
się w cieniach, by po chwili zmaterializować się za plecami niczego
niedomyślającego się lamparta. Nie miała pojęcia, że wyczuł ją, kiedy
tylko się tam pojawiła, dlatego jego słowa były dla niej niemałym
szokiem.
- W końcu raczyłaś się pojawić, Raksho - powiedział, zwracając na nią
swe błękitne ślepia. Po raz kolejny zaskoczył ją kolor tych oczu i
pewność, że wie kim on jest, że skądś go zna.
Otrząsnęła się już z początkowego zszokowania i zmrużyła swoje ślepia, wpatrując się w samca.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? Niczym się nie zdradziłam, co więcej, na
pewno mnie nie zauważyłeś - rzekła, nieco chłodniej niż chciała i po nie
w czasie zdała sobie sprawę, iż zabrzmiało to jakby była nieco zbyt
pewna siebie, czego nie miała w zamiarze. Stwierdziła tylko oczywisty
dla niej fakt.
Lapmart podniósł się i spojrzał na nią z tym swoim tajemniczym półuśmiechem.
- Wyczułem twoją aurę i to, że użyłaś mroku, by się tu dostać -
odpowiedział, wyglądając na niemal zadowolonego z faktu, iż udało mu się
ją czymś zaskoczyć.
Pantera przekrzywiła pysk, zastanawiając się nad jego słowami.
Zaciekawiła ją aura, o której wspomniał, czyżby miał umiejętność
widzenia ich? Na to wyglądało. Spojrzała na niego z kiepsko ukrywanym
zainteresowaniem wymalowanym w ślepiach, ale samiec zdążył ją uprzedzić z
odpowiedzią.
- Zanim zdążysz zapytać, tak, widzę aury innych, ale twoja jest inna,
dlatego potrafiłem wyczuć ją z większej odległości nawet cię nie widząc -
wyjaśnił, obserwując jakie wrażenie wywrą na niej nowe informacje.
- Inna? Pod jakim względem? - zapytała, teraz już wcale nie próbując
zamaskować zainteresowania, ale także niewielkiego zdziwienia.
Tym razem to on przekrzywił pysk, spoglądając na nią w nieco inny
sposób niż wcześniej, jakby ze... smutkiem? Nie, musiało jej się
wydawać. Cokolwiek pojawiło się przez tą chwilę w jego ślepiach,
zniknęło zbyt szybko, by mogła jednoznacznie stwierdzić.
- Jest podobna do mojej - odpowiedział. Po raz kolejny zbił ją z
pantałyku tak, że nie wiedziała co powiedzieć, jednak nawet gdyby
chciała, nie zdążyłaby. - Widzę, że ciągle nie pamiętasz. - Westchnął i
odwrócił się, jakby chcąc odejść. - Wróć, kiedy dowiesz się wszystkiego -
dodał i już chciał zniknąć jak poprzednio, jednak słowa Rakshy
zatrzymały go w półkroku.
- Nie wiem nawet jak się nazywasz...
Spojrzał na nią tymi swoimi błękitnymi ślepiami i uśmiechnął się lekko.
- Dowiesz się wkrótce Raksho, lub jak kiedyś zwykłem do ciebie mówić,
Akallabeth - powiedział i rozpłynął się w mroku, pozostawiając panterę w
jeszcze większym szoku.
***
Białowłosa weszła do białego budynku tuż za nieznaną jej szatynką,
która nie wydawała się być zbyt przyjaźnie nastawiona. Wnętrze nie
różniło się zbytnio od domku, który został jej przydzielony. Przy
ścianach stały drewniane meble, w dużych oknach wisiały bladożółte
zasłony, a podłoga wyłożona była jasnym drewnem. Dziewczyna zdała sobie
sprawę, że znajduje się w hallu i właśnie kierowali się do jednego z
pomieszczeń umiejscowionych na jego końcu. Weszli do pokoju urządzonego w
równie ciepłych barwach, jednak tutaj można było dostrzec więcej brązu z
akcentami zieleni. Po środku stało duże, dębowe biurko, a za nim
skórzany fotel, w którym to zasiadła owa tajemnicza kobieta.
Pomieszczenie to pewnie było gabinetem, o czymś świadczyły,
właśnie biurko i rzędy półek pełnych rozmaitych książek, ustawione przy
dwóch równoległych do siebie ścianach. Akallabeth nie zdołała dobrze
przyjrzeć się pomieszczeniu, gdyż jej obserwację przerwał chłodny,
kobiecy głos.
- Jestem Aldamir, przewodzę tutejszym magom - zaczęła, po raz
kolejny swoim spojrzeniem niemal przeszywając duszę dziewczyny na wskroś. - Rozumiem, że chcesz tu zostać by rozwijać swoje umiejętności? - zapytała, chociaż znała już odpowiedź.
Białowłosa spojrzała w oczy przywódczyni i dopiero teraz zrozumiała,
dlaczego jej spojrzenie wydawało się tak niezwykłe. Nie sposób było
określi jakiego koloru były jej oczy, raz wydawały się stalowo szare,
raz jasno zielone, a po chwili brązowe. Akallabeth zebrała się w sobie i
odpowiedziała.
- Tak, zawsze też chciałam poznać innych podobnych do mnie.
Aldamir uśmiechnęła się lekko, przez co nie wydawała się już tak
straszna jak jeszcze przed chwilą, mimo to dziewczyna nie wyzbyła się
tego dziwnego zaniepokojenia, jakby coś było nie tak z tą kobietą.
- W takim razie myślę, że Alcarin i Lithia z chęcią przedstawią ci
innych, prawda? - spojrzała na pozostałą dwójkę, która dotychczas
milczała.
- Oczywiście - odpowiedział chłopak, uśmiechając się lekko do białowłosej.
- A ja z chęcią nauczę ją co nieco o naszym żywiole - dodała entuzjastycznie rudowłosa, puszczając Akallabeth perskie oko.
- No dobrze, w takim razie nie zatrzymuję was dłużej, gdybyś miała
jakieś pytania, możesz zawsze do mnie przyjść - powiedziała na koniec
Aldamir, uśmiechając się do nieco zakłopotanej dziewczyny, która jednak
teraz uśmiechnęła się lekko.
Cała trójka wyszła z gabinetu i wszyscy zgodnie odetchnęli, po czym
sami nie wiedząc dlaczego, zaczęli się śmiać. Mimo iż niepokój ciągle
dręczył umysł posiadaczki białego płomienia, w końcu poczuła, że jest
właśnie tam, gdzie być powinna i gdzie zawsze należała.
***
Akallabeth siedziała właśnie na polanie przed domkami, przyglądając się Alcarinowi, który pokazywał młodszemu magowi, jak powinien łapać promienie słońca, oświetlające ich teraz swoim
złotym blaskiem. Spędziła tu już dwa tygodnie, ucząc się coraz to
nowych rzeczy o swoim żywiole i żywiołach innych, ale ciągle nie mogła
wyzbyć się uczucia niepokoju, które zawsze nawiedzało ją, gdy Aldamir
obserwowała jej ćwiczenia. Zwłaszcza, gdy inni magowie po raz pierwszy
widzieli jej biały płomień, nie mogąc się temu nadziwić, prosili
ją o pokazywanie go raz za razem, aż w końcu jakoś się do tego
przyzwyczaili. Teraz już nikt nie reagował tak na jej ogień, jednak
wiedziała, że ta tajemnicza kobieta coś wiedziała na ten temat.
Szczególną uwagę zwracając zawsze na jej włosy. Tylko co było w nich
takiego niezwykłego? Prawda, były białe z czerwonym pasmem, ale także
odzwierciedlały jej żywioł, więc nie wiedziała, dlaczego tak bardzo
wszyscy się nimi zachwycali. Zauważyła już, że większość miała wygląd w
jakimś stopniu wskazujący na ich żywioł. Lithia miała rude włosy, jak
ogień, Alcarin złote, wskazujące na światło, użytkownicy ziemi brązowe,
często także posiadali zielone oczy. Żywioł wody charakteryzował się
niebieskimi oczami, a wiatru - szarymi. Tu także wyjaśniła się
tajemnica oczu Aldamir. Od Alcarina dowiedziała się, iż jest ona
pobłogosławiona nie tylko ziemią, ale także i wiatrem. Rzadko, kiedy
spotykany był mag, posługujący się dwoma żywiołami, dlatego wzbudzała
ona powszechny szacunek i wszyscy zdawali się ją podziwiać i lubić. Więc dlaczego białowłosa ciągle czuła niepokój, gdy tylko ją widziała? Nie potrafiła tego stwierdzić, widocznie miało to pozostać tajemnicą jeszcze przez jakiś czas.
Jej rozmyślania zostały przerwane przez szmer dobiegający od strony
domków. Zwróciła tam swoje spojrzenie i zobaczyła, iż kilku innych magów
wyszło na polanę i rozmawiało ze sobą przyciszonymi głosami,
równocześnie spoglądając na ścieżkę przecinającą ścianę lasu. Akallabeth
wstała, marszcząc brwi i już chciała zwrócić się z pytaniem do
Alcarina, jednak ten zdołał ją uprzedzić.
- Czekają na przybycie jakiegoś nowego maga - powiedział, spoglądając na dziewczynę i ich oczy spotkały się.
Dotarły do nich pogłoski, iż zmierzał do nich ktoś posługujący się
cieniem, jednak nikt tego nie potwierdził, ani temu nie zaprzeczył.
Białowłosa zagryzła wargę i odgarnęła czerwone pasmo z oczu, zakładając
je na powrót za ucho. Spojrzała na wyjście ścieżki z lasu. Dziwne
uczucie zakiełkowało w jej sercu, jakby napięcie pomieszane z
oczekiwaniem, zupełnie jak wtedy, kiedy zmierzali w to miejsce. Jednak
tym razem uczucie było jeszcze silniejsze, podświadomie czuła, że to
wydarzenie będzie miało niebanalne znaczenie dla jej przyszłości.
- Chodź, podejdziemy bliżej - dodał.
Skierowali swe kroki do grupki innych magów, jednak nawet nie
zdążyli tam dojść, kiedy z lasu wyłonił się czarny, jak noc jeździec.
Wjechał na polanę lekkim kłusem, zatrzymując się tuż przed nimi i spoglądając na nich z końskiego grzbietu. Czarna sierść rumaka lśniła w blasku słońca, a długa grzywa poruszana była lekkimi podmuchami wiatru. Jeździec również cały
odziany był w czerń, a na jego plecach można było dostrzec przymocowany
długi, obusieczny miecz. Zeskoczył lekko na ziemię i odwrócił się do
zebranych na polanie magów, zatrzymując swój wzrok na białowłosej.
Długie do ramion włosy były rozwichrzone przez wiatr i niemal zasłaniały
połowę jego twarzy, przykrywając całkowicie jedno oko. Akallabeth podniosła
swój wzrok, ich spojrzenia skrzyżowały się i poczuła, jak przez jej
ciało przeszedł dreszcz. Wstrzymała oddech. Tak błękitnych tęczówek nie
widziała nawet u magów wody. Zastanawiało ją tylko dlaczego zasłaniał
drugie oko, skoro były tak pięknego koloru.
- Witaj, czekaliśmy na ciebie. Jestem Aldamir, przewodniczka
tego klanu. - Jakby znikąd pojawiła się brązowowłosa, po raz kolejny
wzbudzając dziwny niepokój w sercu białowłosej. Uśmiechała się, w jej
mniemaniu pewnie bardzo uroczo, witając nowo przybyłego. - Może
zechciałbyś pójść ze mną?
Nieznajomy zwrócił swój wzrok na mówiącą, jednak jej słowa i nawet
uśmiech, zdawały się nie sprawiać na nim większego wrażenia. Pogładził
delikatnie szyję swojego wierzchowca i skinął, zgadzając się pójść za
nią. Aldamir uśmiechnęła się i odwróciła, idąc w stronę głównego
budynku.
Gdy czarnowłosy mijał milczących magów, jego spojrzenie jeszcze raz
napotkało fiołkowe tęczówki, a białowłosa po raz kolejny poczuła, jak
jej ciało przeszywa dreszcz. Wiedziała, że właśnie jej przeznaczenie
powoli zaczynało się formować.
***
[Uff, w końcu. Strasznie długie mi to wyszło, więc jeśli
komuś chciało się to przeczytać i dotrwał do końca, gratuluję. Jak
zwykle chciałam zamieścić zbyt wiele informacji w jednej notce. Myślę,
że będę jeszcze może ze dwie notki tej serii, a potem zacznę kolejną,
już w większości dziejącą się w czasie obecnym. Miło by mi było, gdyby
jednak ktoś to przeczytał. Jeśli ktoś zastanawiał się, kim był samiec z
poprzedniej notki "Jedyny Słuszny Pan", którą pisałam, to mam nadzieję,
że właśnie się dowiedział. No, koniec ogłoszeń.]
Autor:
Raksha Morte