"Śmieszy mnie. Jakimś cudem poprawia mi humor. Okazał się nie taki zły, za jakiego go uważałem. Ale jest ćpunem, więc to nadal nie towarzystwo dla mnie. Nie mam zamiaru myśleć o nim bardziej niż o koledze. A na przyjaźń to już w ogóle nie ma co liczyć. Na mózg by musiało mi paść, gdybym miał zmienić zdanie."
"Cholera. Moje postanowienia poszły na marne. Nie udało się i wpadłem po uszy. Nie chciałem się nigdy zakochać. Miało to pójść całkiem inaczej. Chciałem być wolny jak ptak i żyć samotnie. Ciężko mi teraz o nim nie myśleć. Spróbujemy być razem. Mój humor o ile to jeszcze możliwe wszedł na wyższy poziom myślenia pozytywnie. Nikt tego nie zniszczy. Nikt."
"Przejechałem się. Myślałem, że wyjdzie inaczej, a teraz mam żal sam do siebie, że się nie udało. Widocznie nie jesteśmy sobie pisani. Nigdy nie przypuszczałem, że może tak to boleć. Ale nie stracimy kontaktu. Przynajmniej nie tak bardzo. Na chwilę obecną jednak nie mam ochoty o tym z kimkolwiek rozmawiać. Byłem zawsze chętny do rozmowy. Teraz umilkłem i nie umiem sobie z tym poradzić. Potrzebuję czasu."
"Minęło dużo czasu, odkąd z nim rozmawiałem. Przyjaźnimy się, tak? I nie czuję się tak źle jak na początku. Ale z kimś innym mi nie wyszło. Po raz kolejny. Fakt faktem chyba chciałem po prostu o nim zapomnieć i w kolejnym związku nie czułem się tak zobowiązany. Może to i dobrze. Nie każdy stworzony jest do związku, no trudno. Czuję się spokojniejszy, gdy jest obok, choć może to trochę śmieszne. Nie czuję potrzeby płakania, może nawet nie mam siły. Jest obok i to poprawia mi humor."
"Zakochałem się? Może nie przestałem kochać? Nie chcę o tym myśleć, ale tym razem nie dam wszystkiego zepsuć. Nie mam zamiaru już sobie odpuszczać i będziemy razem choćby nie wiem co. Nie muszę nikogo udawać i bez skrępowania mogę się zachowywać jak duże dziecko. Zresztą... I tak jestem tym dojrzalszym w naszym związku. Jeju... Odzwyczaiłem się od tego, że z kimś jestem. Kurde, kurde, kurde. Czuję się dziwnie. Prawie jak jakieś dziewuszysko, które ciągle się chwali, jakie to jest szczęśliwe, zakochane i w ogóle urocze aż do mdłości. Ale mam to gdzieś. Współczuję otoczeniu."
"Minął ponad rok. Nadal jesteśmy razem. To mój najdłuższy związek. Aż się dziwię, że tyle mógłbym z kimś wytrzymać. No i że sam jestem jakoś znoszony. Ufam mu, ale to nie znaczy, że czasem się nie boję. Bywały sprzeczki, ale nie na tyle poważne, by chcieć się rozstać. Trzeba ciągle go pilnować, bo trudno odgadnąć co planuje. Z mojego przypływu masochizmu mam bliznę po wbitym scyzoryku. Wtedy naprawdę się bałem, ale moja psychika wróciła do względnej normalności. Jestem szczęśliwy. Chcę, żeby trwało to już tak zawsze. Przecież go kocham, nie?"
Lis, który aktualnie był w ludzkiej postaci uśmiechnął się pod nosem, patrząc na swoje całkiem zgrabne pismo w zeszycie, którym mógł być jego pamiętnik. Śmieszyło go to, że tyle się zmieniło. Nigdy by przecież nie przypuszczał, że w ciągu kilku lat jedna osoba może tak namieszać. Ale nie chciał tego zmieniać. Podniósł wzrok na śpiącego zielonowłosego. Tknął go palcem w policzek, słysząc zaraz jakiś niekontrolowany pomruk bądź inny bliżej niezidentyfikowany dźwięk. Odłożył zaraz zeszyt, czując napływającą senność. Położył się wygodnie przy Asmosiu, obejmując się jego rękoma, by bezkarnie kraść ciepło. Wtulił się w kochane ciało, wdychając już nie tak straszny zapach benzyny. Przymknął powieki i chwilę później po prostu odpłynął.
[Tak, to mój dobry czas na aktywność. Nie jestem tak dobra w pisaniu jak reszta, ale jakoś daję radę. Numerowane, bo może jeszcze coś w tym stylu napiszę. ]