11 listopada 2012
Opowiadanie na konkurs.
Nie ważne, nic nie ważne. Z ziemi wokół niej nagle buchnął ogień. Czerwone języki łapczywie trawiły poszycie, miały chrapkę na futro lisicy, ale ich stwórczyni nie podzielała entuzjazmu. Otoczyły ją kręgiem i drżącymi na wietrze wstęgami pognały w górę.
Splotły się nad jej ciałem, kumulując siły, raz po raz rozbłyskając jasnym światłem. Niby skrzydlate bestie iskrzyły się i walczyły ze sobą, tańcząc niczym oszalałe, aż nagle się spłoszyły. Każdy z płomieni pognał inną stronę. Każda gałąź potężnego, płonącego drzewa unosiła się wysoko nad lisicą i uspokajała karkołomny bieg, gdy napotykała jej spojrzenie. A ruda, leżąc wciąż na ziemi, tak szara w porównaniu do jaskrawych kaskad iskier wystrzelanych w górę, starała się zrozumieć, dlaczego każdy z konarów wielkiego tworu biegnie w innym kierunku.
Dlaczego jej myśli nawet w tak mobilnej, bez ustanku pędzącej formie nie są w stanie stworzyć stabilnej, zrozumiałej całości, którą byłaby w stanie przyjąć. Była pniem tej ogromnej rośliny i nie potrafiła zapanować nad bez przerwy rozrastającymi się palcami płomieni.
Pokręciła z rezygnacją rudym pyskiem. Chciała coś zmienić. To krótkie zwolnienie wszystkich blokad, pozwolenie jestestwu tworzyć bez jej ingerencji nie zdało się na wiele. Tylko tyle, że pozostawi odbicie swojego ciała, zabawne, zamiast kredą pozostanie oznaczona popiołem, inni zamiast zastanawiać się kto zginął, będą dumać nad losem jęczącej z bólu trawy.
Przymknęła ślepia, by poczuć, że płomienie wbijają się głęboko w ziemię, iskrzące się duszyczki rosną w siłę, ziemia pulsowała od ich wrzącego tańca, stanowiąc podstawę ogromnego tworu. Pozostało jej to. Upewnić się, że ramiona nie tworzące całości nie runą tak łatwo. Stworzyć fundamenty, rozżarzyć podziemia korzeniami tworu.
Podniosła się ciężko i westchnęła krótko unosząc mordkę, wiodąc wzrokiem za wiecznie przecinającymi niebo płonącymi ptakami jej własnego umysłu.
Może kiedyś nastanie lepszy czas i konary pokryją liście, może nawet kwiaty?
Zaśmiała się krótko, ironicznie, sama do siebie. Nigdy nie wiedziała, dlaczego to robi. Może czuła się samotna. Może czuła, że wreszcie komunikuje się z kimś z jej kasty.