Wspomnienia
Na konkurs !
Cichy spacer, tego właśnie chcę. Chwytam ciepłą bluzę wiszącą na wieszaku i wychodzę z domu. Sama. W końcu nie otaczają mnie inne budynki, nareszcie nie prześladuje mnie wzrok innych ludzi, dookoła rozciąga się gęsty las, a przy płocie rośnie moje ulubione drzewo.
Uśmiecham się delikatnie w jego stronę i przybierając wilczą postać ruszam powoli przed siebie. Spoglądam w tył, zupełnie jakbym patrzyła w przeszłość, przypomina mi się stary dom i stare życie, uśmiech nie znika, ale nie jest już tak szeroki. Zatrzymuję się na chwilę zamyślona, po chwili rzucam się szalonym pędem w stronę mojego ,,tajnego przejścia,,. Chcę go jeszcze raz zobaczyć. Zobaczyć ten drewniany, zniszczony, pełen wspomnień dom. Jesienne liście plątają się pomiędzy moimi łapami, fruwają nad głową przypominając kolorowe motyle, przypominając dzieciństwo i stare przygody.
Pierwszy krok w rodzinnej krainie był dosyć puszysty i mokry, tutaj o tej porze leży już sporo śniegu. Uśmiechnęłam się delikatnie, a przed oczyma pojawiły się postacie elfich dzieci goniących się i rzucających śnieżkami. Jedna grupka lepiła bałwana, inna budowała iglo, a z pobliskiego jeziora dało się słyszeć śmiech, zamrożona tafla wody była idealnym lodowiskiem. Wszystko co widziałam było jak mgła, niewyraźne sylwetki, które szybko się rozpłynęły, śmiech.. wytwór własnej wyobraźni. Westchnęłam cicho i rozejrzałam dookoła po wymarłym pustkowiu. Mój wzrok zatrzymał się na ośnieżonym pniu. Stawiając łapa za łapą ruszyłam w jego stronę. Pomimo mroźnego klimatu zrobiło mi się bardzo ciepło, a zarazem smutno. Wskoczyłam przednimi łapami na wystający wysoko korzeń i pyskiem odgarnęłam śnieg odsypując wyryty napis. Widząc go pokiwałam lekko łbem, wspominałam te wszystkie głupoty, które robiłam z braćmi. Zaśmiałam się.
- Jakie my wtedy mieliśmy durne problemy co nie? - Powiedziałam do drzewa, tak, jakbym rozmawiała z duchami rodzeństwa. W oku zakręciła się łza, żałowałam, że nie mogę usłyszeć odpowiedzi, nie z ich ust.
Nie wiem jak długo tam siedziałam, ale w pewnym momencie na moje ucho spadła kropla wody z roztopionego śniegu, wyrwało mnie to z zamyślenia i spojrzałam w górę. Nad moją głową rozrastała się gruba gałąź.
- Nadal tu jesteś? - zaśmiałam się patrząc na nią. - Nie złamałaś się mimo tak częstego użytku? - Uśmiechałam się sama do siebie. Na korze gałęzi były wyraźne ślady od sznurków, wisiała tu kiedyś niewielka huśtawka, ulubienica małych dziewczynek. Pamiętam jak oburzyłam się, kiedy to starszy brat rozsiadł się na niej i urwał cienkie linki, to dopiero był lament, ponownie pokręciłam głową na wspomnienie tego. - oj Chloe, tylko nie bądź jak mamusia. - zaśmiałam się i na wspomnienie o dziecku zrobiłam duże oczy, podniosłam zad, który nawet nie wiem kiedy posadziłam na zimowym puchu i ruszyłam w kierunku domu. Nie wiem czemu, ale czułam się lepiej, jakby spadł ze mnie jakiś ciężar. Wskoczyłam do tunelu i przeczołgałam się kawałek, wchodząc z powrotem na nasze tereny zostałam oślepiona przez blask księżyca, schowanego za konarami drzew. Dotarło do mnie, że musiałam spędzić tam sporo czasu, ale nie było mi z tym źle, nie żałowałam.. W końcu gdyby nie wspomnienia, nie uczylibyśmy się na błędach.
____________
Może troszkę nudne i wymuszone ale myślę, że nie jest złe.