- Nie sądzisz, że nie da rady iść dłużej sama? - Zapytała kocica. Pewno
już jakiś czas chciała to powiedzieć, jednak nie przejmująca się wcale
stanem dziewuszki Error nie zachęcała jej do zadania ów pytania. Dopiero
teraz obie przystanęły, odwracając wzrok za siebie. Blada panienka
powoli człapała za samicami z niepojętym wyrazem twarzy, bo ni to
strach, ni to ciekawość, ni to nic, bo pewnie trudno było dziewczynce
myśleć o emocjach, kiedy umierała z zimna, którego jednak zdawała się
nie czuć, próbując wzbudzać w swoich oczkach różne iskierki, różnych
uczuć. Mały paradoks.
Lisica westchnęła ciężko. Wzrok Lisbeth wiercił w jej umyśle, niemal każąc jej wziąć na siebie 8-latkę i zanieść ją do Jaskini na własnych plecach. Chwilę jeszcze trwało, nim schyliła łeb w geście ugody, jednak tą przerwę można wybaczyć faktem, że dziewuszka dopiero teraz zbliżyła się do samic.
- Wskakuj. - Error oznajmiła krótko, przyjmując pozycję, która w zamyśle powinna ułatwić małej wejście na grzbiet.
Dziewczynka była niewiele mniejsza od samej lisicy, a ruda nie mrówka, toteż niesienie takiego ciężaru nie sprawiało żadnej przyjemności.
Pasażerka raz po raz podnosiła główkę, by spojrzeć w kierunku, w którym zmierzali, jednak wciąż nie widząc obiecanej jaskini, kładła ją z powrotem między łopatkami lisiej tragarki. Wyciągnęła swoją krótką rączkę, by dotknąć satynowej sierści kotki, bo tylko to mogła sięgnąć, wszystko inne było za daleko. Trudno jest teraz postawić się w sytuacji małej. Jeszcze niedawno bawiła się wśród szarych ludzi na łące, kiedy teraz umiera z zimna na plechach mówiącej lisicy.
***
Mroźny wiatr odpuścił swoją srogość tej nocy, jednak wciąż dawał się mocno we znaki. Powoli spadające kryształki śniegu kłębiły się w powietrzu niczym pył anieli, delikatnie smagając ciało i uczepiając się wszelkiej sierści. Mimo przyjemności dla oka, dłuższy pobyt wśród tego piękna mógł kosztować zdrowie, toteż w Jaskini nie było tłoku, ale na pustkę również narzekać nie sposób. Połsmoczysko znów leżało tam, gdzie niegdyś, nie na spodzie groty, na wilgotnym mchu i błocie. Błękitny kamień znów ożył, rozciągając się z głuchym łomotem wydawanym przez jego zdrętwiałe kości. Odezwał się po chwili.
- Przygotujcie ogień, mleko, skóry i strawę. - Nośny ma głos, więc choćby tylko półgłosem mówił to cała polana by usłyszała. Wszelkie rozmowy ustały, a dotychczas wesołe spojrzenia ze zdziwieniem zlustrowały Seth'a. Skoro zwrócili na niego uwagę powiedział, nim jeszcze się kto ruszył. - Nie dla nas, a dla gościa. - mówił. - Przyrządźcie gęsi udziec dla małej dziewczynki, miękkie mięso łatwo strawi...
Nietrudno było o poruszenie w tej sytuacji. Wiadomym było, jak półsmok nienawidzi dzieci, a jeszcze bardziej ludzi, a tu znikąd każe przygotować gościniec dla dziewczynki. Przynajmniej nie trzeba też było prosić drugi raz, bo i każdy zrobił, o co proszono.
***
A lisica, kocica i mały gość wciąż był w drodze.
- Nie zamykaj oczu, panienko, już widzę ogień z naszego domu. - Oznajmiła kocica, by dodać otuchy małej. Pomogło, bo podniosła główkę, by obejrzeć wspomnianą jej grotę. Księżyc nie świecił tej nocy jasno, tylko pół jego obręczy wisiało na niebie, więc światło z Jaskini widoczne było jak na dłoni. Lisbeth wyprzedziła towarzyszy i pierwsza wbiegła do środka.
- Seth, jest... - przerwała. - A..., nieważne. - skończyła widząc, że nie musi uprzedzać o przybyciu Error z małą niespodzianką.
Niedługo potem zjawiła się też lisica. Złożyła ciężar obok ognia. Któreś ze zwierząt otoczyło ją baranią skórą, a i jedzenie było już niemal gotowe.
- Jakże wielka ulga dla kręgosłupa, Error Buen. - powitał ją półsmok, kiedy resztami sił wspinała się do niego.
- Kpij, póki możesz. Nie życzę ci, żebyś musiał choć jeden mięsień nadwyrężyć tak, jak ja całe ciało... - powiedziała z przekąsem, choć czuć było rozbawienie w jej głosie. - Skoro wiedziałeś, że przybywa, - kontynuowała - to pewnie siedzisz już w jej głowie, jak sądzę...? - było to polecenie, po prostu "zrób to". Półsmok pokiwał jednak przecząco łbem.
- Nie. - zaprzeczył. - Wiedziałem, że idzie, bo wy mi to powiedziałyście. - Odpowiedział, kiedy i Lisbeth do nich dołączyła.
- Seth nie potrafi wnikać w dzieci. - Wyjaśniła, na co ruda skinęła.
- Nikt nie potrafi. - mówił dalej po chwili, - Ta skaza to istny dowód na historię o Jedynym Słusznym Panu. - Nie czekał już na zapytanie, co ma na myśli, nie przerywał. - Skoro ta dziewczynka zjawiła się tutaj przez wielkiego kruka na chwilę przed poświęceniem jej Davidowi Walkerowi znaczy, że jest wyjątkową nawet wśród dziewcząt, które miały ponieść ofiarę i skrywa wielkie sekrety nie tylko samego Davida Walkera, ale i całego świata, który stworzył. Nawet datę jego końca i początku. Jeślibym mógł ją poznać, stałbym się równie wielki, jak i Jedyny Słuszny Pan.
- Więc co tu robi? - zapytała lisica, kiedy Lisbeth milczała słuchając. - Z taką wiedzą zasługuje na pomoc, nie poradzi sobie z takimi sekretami. Powinna być martwa...
Nastała chwila milczenia. Ani z zewnątrz nie dochodził żaden istotny dźwięk. Pohukiwania sów, trzeszczenie gałęzi i granie owadów. Delikatna mgła wlewała się do środka, widocznie zarysowana przez blade światło księżyca, nadające chmurze kolor mleka.
- Winna otworzyć portal, nim umrze. - dopowiedział samiec. - Sam Jedyny jej nie pozwolił, ale pewno nie z litości. Skoro do niemal samego końca wszystko było jak należy... - zastanowił się. - Pewnym jestem, że powstały portal stworzyłby komplikację.
- Sugerujesz, że...?
- Sugeruję, - przerwał jej. - że jeśli otworzono by przejście tego dnia, coś poważnie zagroziłoby nie tylko nam, ale i Davidowi Walkerowi...
***
Koniec.
Nie wiem, kto ma pisać dalej. Pokłóćcie się o to.
Lisica westchnęła ciężko. Wzrok Lisbeth wiercił w jej umyśle, niemal każąc jej wziąć na siebie 8-latkę i zanieść ją do Jaskini na własnych plecach. Chwilę jeszcze trwało, nim schyliła łeb w geście ugody, jednak tą przerwę można wybaczyć faktem, że dziewuszka dopiero teraz zbliżyła się do samic.
- Wskakuj. - Error oznajmiła krótko, przyjmując pozycję, która w zamyśle powinna ułatwić małej wejście na grzbiet.
Dziewczynka była niewiele mniejsza od samej lisicy, a ruda nie mrówka, toteż niesienie takiego ciężaru nie sprawiało żadnej przyjemności.
Pasażerka raz po raz podnosiła główkę, by spojrzeć w kierunku, w którym zmierzali, jednak wciąż nie widząc obiecanej jaskini, kładła ją z powrotem między łopatkami lisiej tragarki. Wyciągnęła swoją krótką rączkę, by dotknąć satynowej sierści kotki, bo tylko to mogła sięgnąć, wszystko inne było za daleko. Trudno jest teraz postawić się w sytuacji małej. Jeszcze niedawno bawiła się wśród szarych ludzi na łące, kiedy teraz umiera z zimna na plechach mówiącej lisicy.
***
Mroźny wiatr odpuścił swoją srogość tej nocy, jednak wciąż dawał się mocno we znaki. Powoli spadające kryształki śniegu kłębiły się w powietrzu niczym pył anieli, delikatnie smagając ciało i uczepiając się wszelkiej sierści. Mimo przyjemności dla oka, dłuższy pobyt wśród tego piękna mógł kosztować zdrowie, toteż w Jaskini nie było tłoku, ale na pustkę również narzekać nie sposób. Połsmoczysko znów leżało tam, gdzie niegdyś, nie na spodzie groty, na wilgotnym mchu i błocie. Błękitny kamień znów ożył, rozciągając się z głuchym łomotem wydawanym przez jego zdrętwiałe kości. Odezwał się po chwili.
- Przygotujcie ogień, mleko, skóry i strawę. - Nośny ma głos, więc choćby tylko półgłosem mówił to cała polana by usłyszała. Wszelkie rozmowy ustały, a dotychczas wesołe spojrzenia ze zdziwieniem zlustrowały Seth'a. Skoro zwrócili na niego uwagę powiedział, nim jeszcze się kto ruszył. - Nie dla nas, a dla gościa. - mówił. - Przyrządźcie gęsi udziec dla małej dziewczynki, miękkie mięso łatwo strawi...
Nietrudno było o poruszenie w tej sytuacji. Wiadomym było, jak półsmok nienawidzi dzieci, a jeszcze bardziej ludzi, a tu znikąd każe przygotować gościniec dla dziewczynki. Przynajmniej nie trzeba też było prosić drugi raz, bo i każdy zrobił, o co proszono.
***
A lisica, kocica i mały gość wciąż był w drodze.
- Nie zamykaj oczu, panienko, już widzę ogień z naszego domu. - Oznajmiła kocica, by dodać otuchy małej. Pomogło, bo podniosła główkę, by obejrzeć wspomnianą jej grotę. Księżyc nie świecił tej nocy jasno, tylko pół jego obręczy wisiało na niebie, więc światło z Jaskini widoczne było jak na dłoni. Lisbeth wyprzedziła towarzyszy i pierwsza wbiegła do środka.
- Seth, jest... - przerwała. - A..., nieważne. - skończyła widząc, że nie musi uprzedzać o przybyciu Error z małą niespodzianką.
Niedługo potem zjawiła się też lisica. Złożyła ciężar obok ognia. Któreś ze zwierząt otoczyło ją baranią skórą, a i jedzenie było już niemal gotowe.
- Jakże wielka ulga dla kręgosłupa, Error Buen. - powitał ją półsmok, kiedy resztami sił wspinała się do niego.
- Kpij, póki możesz. Nie życzę ci, żebyś musiał choć jeden mięsień nadwyrężyć tak, jak ja całe ciało... - powiedziała z przekąsem, choć czuć było rozbawienie w jej głosie. - Skoro wiedziałeś, że przybywa, - kontynuowała - to pewnie siedzisz już w jej głowie, jak sądzę...? - było to polecenie, po prostu "zrób to". Półsmok pokiwał jednak przecząco łbem.
- Nie. - zaprzeczył. - Wiedziałem, że idzie, bo wy mi to powiedziałyście. - Odpowiedział, kiedy i Lisbeth do nich dołączyła.
- Seth nie potrafi wnikać w dzieci. - Wyjaśniła, na co ruda skinęła.
- Nikt nie potrafi. - mówił dalej po chwili, - Ta skaza to istny dowód na historię o Jedynym Słusznym Panu. - Nie czekał już na zapytanie, co ma na myśli, nie przerywał. - Skoro ta dziewczynka zjawiła się tutaj przez wielkiego kruka na chwilę przed poświęceniem jej Davidowi Walkerowi znaczy, że jest wyjątkową nawet wśród dziewcząt, które miały ponieść ofiarę i skrywa wielkie sekrety nie tylko samego Davida Walkera, ale i całego świata, który stworzył. Nawet datę jego końca i początku. Jeślibym mógł ją poznać, stałbym się równie wielki, jak i Jedyny Słuszny Pan.
- Więc co tu robi? - zapytała lisica, kiedy Lisbeth milczała słuchając. - Z taką wiedzą zasługuje na pomoc, nie poradzi sobie z takimi sekretami. Powinna być martwa...
Nastała chwila milczenia. Ani z zewnątrz nie dochodził żaden istotny dźwięk. Pohukiwania sów, trzeszczenie gałęzi i granie owadów. Delikatna mgła wlewała się do środka, widocznie zarysowana przez blade światło księżyca, nadające chmurze kolor mleka.
- Winna otworzyć portal, nim umrze. - dopowiedział samiec. - Sam Jedyny jej nie pozwolił, ale pewno nie z litości. Skoro do niemal samego końca wszystko było jak należy... - zastanowił się. - Pewnym jestem, że powstały portal stworzyłby komplikację.
- Sugerujesz, że...?
- Sugeruję, - przerwał jej. - że jeśli otworzono by przejście tego dnia, coś poważnie zagroziłoby nie tylko nam, ale i Davidowi Walkerowi...
***
Koniec.
Nie wiem, kto ma pisać dalej. Pokłóćcie się o to.