Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

1 stycznia 2013

Ostatni dzień [Baru Saya]

Kiedy nadeszły święta i rozdawano prezenty w moje łapy trafił kamień potrafiący odnowić jeden dzień z życia kogokolwiek, na tak trafny podarunek nawet nie liczyłem. Od początku wiedziałem, że użyje go na sobie, nie wiedziałem do końca jak, ale po różnych dziwnych próbach dowiedziałem się.
- Pie*rzony kamlot - pierwszy raz coś wyprowadziło mnie z równowagi, cisnąłem nim o ziemie, zaczął mienić się różnymi kolorami, co przykuło moją uwagę, no i kilku srok, te jednak nie chętnie chciały się do niego zbliżyć czując na sobie mój wzrok. Zrobiłem do przodu krok... Nie nie, heh, dobra, bez rymowanek.. Podszedłem do kamienia i powąchałem, nie powiem, śmierdział. Lekko skwaszony dotknąłem do łapą.
- Czego? - usłyszałem w swoim umyśle lekko zirytowany głos.
- Można grzeczniej? - zapytałem też w myślach.
- Pardą. Co chciałbyś wiedzieć? - zapytał bardzo powoli.
- Odtwórz mi dzień przed utratą pamięci. - wybrałem ten dzień już na początku, kiedy dostałem prezent.
- Można grzeczniej? - zapytał. Moja mina musiała dziwnie wyglądać kiedy to usłyszałem.
- Czy mógłbyś, mogłabyś, odtworzyć mi dzień przed utratą pamięci? - zapytałem równie wolno co głos wcześniej.
- Spoko. - odparł całkiem wesoło, a ja poczułem się kosmicznie dziwnie. Naglę pojawił się w moim umyśle obraz, jakby film.


Do jaskini w jakimś niby amazońskim lesie wszedł basior, wyglądał jak ja, tyle że miał fiołkowe ślepia.
- Raz, raz tak zrobiłem, a wypominać będą mi to o końca życia.. - mruczał coś pod nosem, rozejrzał się po kamiennym wnętrzu i warknął cicho. Po chwili dobiegła do niego nieco wyższa wilczyca z karcącym spojrzeniem.
- Uważasz to za zabawne?! - krzyknęła do niego.
- Jezu mom daj se siana, jestem młody, trzeba trochę poszaleć.
- Poszaleć? Para Alpha cała jest w jakimś różowym badziewiu, a ich syn to wygląda jak wysrany przez tęczę! - nie chciała odpuścić, młody, zapewne ja, zaśmiał się. - Hilarem! - krzyknęła, ale jej głos był dużo lżejszy. Po chwili patrzenia na syna, mnie, który cały czas cieszył bułę, surowy wzrok minął, a pojawił się wspólny śmiech.
- No co mamo? Nie powiesz, że to nie było zabawne. - cały czas razem się śmiali, wilczyca podeszła do mnie i przytuliła.
- Oj ty głupku stadny. - przestała się śmiać, do oczu napłynęły jej łzy. - Będzie nam ciebie brakować. - i ja wtedy spoważniałem. - Musisz nas opuścić...
- Wiem mom.
- Wiesz jakie są zasady...
-Wiem mom.
- Wiesz, że przesadziłeś i nie powinieneś tak robić, właści...
- Momm! - przerwałem jej. - Wiem. - uśmiechnąłem się. - Poradzę sobie. - po pysku wilczycy spłynęła łza.
- Jesteś taki podobny do ojca. - ponownie mnie objęła.
- Jestem. - uśmiech nie znikał mi z pyska. - Nie płacz, dad cię pocieszy. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Idź ty świntuchu! - zaśmiała się znowu, a ja wyszczerzyłem się szeroko.
- Idę. - szturchnąłem mamę pyskiem i wyszedłem z jaskini, z daleka słyszałem krzyki wściekłego syna Alph. Zaśmiałem się i z głośnym ,,Juhu,, ruszyłem biegiem przed siebie. Mama stała w wejściu i patrzyła za mną.

Domyślam się, że za mój wybryk zostałbym wygnany ze stada, ale nie jestem pewny, No cóż.

Łaziłem spory czas po lesie, przy moim boku latały papugi (co wyjaśnia, dlaczego nasz nowy kompan ruszył moją amnezję ). Jednak krok po kroku drzew było coraz mniej, a gęsty amazoński las zmieniał się w zwykły. Cieszyłem się sam do siebie, chciałem iść jak najdalej od rodzinnego stada. Naglę poczułem dziwny zapach, zatrzymałem się i zacząłem węszyć. Za drzewami zobaczyłem ludzką sylwetkę, szedł w moja stronę. Wyszedł przede mnie, miał krótkie białe włosy, grzywka przykrywała jedno oko, bladą twarz i był dosyć solidnie zbudowany, przypominał wyglądem osoby z mojego stada.
- No nie mów, że jesteś jakimś wysłannikiem. - pokręciłem łbem. On bez słowa odsłonił oko, które było żółte, zdziwiłem się nieco, poczułem jego zimny wzrok na sobie. Wiedziałem, że nie ma przyjaznych zamiarów, cofnąłem się kilka kroków.
- Idealny. - odezwał się w końcu i uśmiechnął dziwnie. - Masz niecałe 2 lata Hilarem, hmm.. łacina. Proszę, proszę, dogadał byś się z Sethem. - zgniótł coś w swojej dłoni i zacisnął zęby, prawdę mówiąc byłem przerażony.
- Kim ty to cholery jesteś? - miałem nadzieję, że ktoś robi sobie jaja, próbują mnie przestraszyć. Więc się uśmiechnąłem. - Zluzuj koleś, popuść spodnie, jak coś cię gryzie to idź do psychologa czy coś. - zaśmiałem się, zdziwiło go to chyba, przekrzywił głowę.
- Nie będzie bolało. - znowu ten uśmiech, wtedy wiedziałem, że to nie są żarty, warknąłem. Wyraźnie mu się to spodobało. W błyskawicznym tempie znalazł się przede mną i chwycił za gardło unosząc do góry, spojrzał w oczy i zaczął coś mamrolić w innym języku, próbowałem się wyrwać, ale każde szarpnięcie powodowało mocniejsze ściśnięcie gardła, wisiałem więc bezwładnie, gdyby chciał mnie zabić już by to zrobił, pozwoliłem sobie nieco wyluzować. Wtedy on zamilkł, zamknął oczy, a z jego rękawa na moją szyję wypełzł czerwony kolczasty bat.

Jezu co za dziwny koleś.

Bat oplątał mnie, a potem jego, nagle poczułem ból, bardzo mocny, zrobiło mi się ciepło, a potem zimno, coraz zimniej, obraz powoli się zamazywał, ostatnie co zobaczyłem to, gdy po moim upadku, chłopak wbija sobie coś w brzuch, pada na kolana, poczułem jeszcze dotyk jego lodowatej ręki i usłyszałem ciche halo kontainer. 


Obraz zniknął, a kamień przy mojej łapie stracił blask. Zamrugałem kilka razy i usiadłem pogrążając się w myślach. Umarłem?

_____________________

[ Nie nie jestem Membu, żeby nie było. Znam go w realu. Więc proszę bez zbędnych komentarzy na ten temat. ]