- Chloe! Chloe zaczekaj! - usłyszałam głos matki.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam nawet się nie odwracając i przybierając wilczą postać ruszyłam w głąb lasu. Moje łapy wybijały szalony rytm. Rytm bólu i żalu, co chwilę się potykałam. Nie przywykłam jeszcze do swoich smukłych łap i tego, że już dużo mniej zwierząt mogło patrzeć na mnie z góry. Nastolatka, tym podobno jestem. Tak mówią rodzice. Kiedyś pewnie z uśmiechem na pyszczku i merdającym ogonem chodziłabym i mówiła ,,bo mama mi mówiła...,,. Teraz? Teraz mam głęboko to co mówi. Zaczynam żywić coraz większą urazę do tych całych przemian. Na cholerę to komu? Po co? Byłam wściekła, na matkę, bo poszła na tą całą ugodę. A tak świetnie nam było razem, kiedy za malucha biegałam przy jej wilczym boku. A ojciec? No proszę... Może i poluje ze mną, ale gdyby nie te jego chimery do dziś siedzielibyśmy sobie jako czworonogi z jęzorami wywieszonymi na wierzch, łapiąc oddech po skończonej zabawie. Czasem to mam wrażenie, że im to tylko rozmnażanie w głowie. Miałam ochotę coś rozwalić, rozszarpać na miliony kawałeczków. Jeny... Jak ja pomyślę, że mam tak żyć wiecznie.
- Chloe! Co ty wyprawiasz?! Dobrze wiesz, że mi nie uciekniesz... ! - Ble, ble, ble. I to wieczne gderanie. Oj uważaj, słuchaj co mówię, nie pyskuj, ja wiem lepiej, ja wiem więcej. Czy rodzice zawsze zachowują się jak przewrażliwione alfy i omegi? Matka stoi nade mną, nie słucham jej, widzę tylko jak porusza wargami.
- Nie gadam z ludźmi. - odpowiadam krótko i zgrabnym susem ją wymijam.
-Chloe! Jestem twoją matką!
- A ja twoją córką i nie robię z tego wielkiego halo. - nie chce mi się zaczynać tych samych rozmów. Tak wiem, martwią się, tak wiem, dbają o mnie. W sumie to... Nie nie wiem. Oni są tam, ja jestem tu, oni mają ręce i nogi, ja mam łapy. Czy to jest takie dziwne? Naprawdę nie mam prawa mieć o to do nich żalu? W sumie, co mnie obchodzi prawo. Zasady są po to żeby je łamać. A ta znowu coś gdera. Wzdycham głośno.
- Dasz mi spokój? - patrzę na nią błagalnym wzrokiem. Zamknęła się. Tak! Co za ulga, chyba mnie puści.
- Masz po prostu uważać. - Dodała i kręcąc głową, niestety głową, nie łbem czy pyskiem, po prostu odeszła w stronę domu. Free! No w końcu. Pędem pognałam w stronę polany, która i tak pewnie świeci pustkami ale co tam, może zjawi się tam jakiś tajemniczy ktoś i ożywi nieco moje życie. Albo chociaż z kimś się powygłupiam.
__________________
Notka nie ma jakiegoś przesłania czy coś, po prostu chciałam zasygnalizować, że mała Chloe już nieco podrosła.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam nawet się nie odwracając i przybierając wilczą postać ruszyłam w głąb lasu. Moje łapy wybijały szalony rytm. Rytm bólu i żalu, co chwilę się potykałam. Nie przywykłam jeszcze do swoich smukłych łap i tego, że już dużo mniej zwierząt mogło patrzeć na mnie z góry. Nastolatka, tym podobno jestem. Tak mówią rodzice. Kiedyś pewnie z uśmiechem na pyszczku i merdającym ogonem chodziłabym i mówiła ,,bo mama mi mówiła...,,. Teraz? Teraz mam głęboko to co mówi. Zaczynam żywić coraz większą urazę do tych całych przemian. Na cholerę to komu? Po co? Byłam wściekła, na matkę, bo poszła na tą całą ugodę. A tak świetnie nam było razem, kiedy za malucha biegałam przy jej wilczym boku. A ojciec? No proszę... Może i poluje ze mną, ale gdyby nie te jego chimery do dziś siedzielibyśmy sobie jako czworonogi z jęzorami wywieszonymi na wierzch, łapiąc oddech po skończonej zabawie. Czasem to mam wrażenie, że im to tylko rozmnażanie w głowie. Miałam ochotę coś rozwalić, rozszarpać na miliony kawałeczków. Jeny... Jak ja pomyślę, że mam tak żyć wiecznie.
- Chloe! Co ty wyprawiasz?! Dobrze wiesz, że mi nie uciekniesz... ! - Ble, ble, ble. I to wieczne gderanie. Oj uważaj, słuchaj co mówię, nie pyskuj, ja wiem lepiej, ja wiem więcej. Czy rodzice zawsze zachowują się jak przewrażliwione alfy i omegi? Matka stoi nade mną, nie słucham jej, widzę tylko jak porusza wargami.
- Nie gadam z ludźmi. - odpowiadam krótko i zgrabnym susem ją wymijam.
-Chloe! Jestem twoją matką!
- A ja twoją córką i nie robię z tego wielkiego halo. - nie chce mi się zaczynać tych samych rozmów. Tak wiem, martwią się, tak wiem, dbają o mnie. W sumie to... Nie nie wiem. Oni są tam, ja jestem tu, oni mają ręce i nogi, ja mam łapy. Czy to jest takie dziwne? Naprawdę nie mam prawa mieć o to do nich żalu? W sumie, co mnie obchodzi prawo. Zasady są po to żeby je łamać. A ta znowu coś gdera. Wzdycham głośno.
- Dasz mi spokój? - patrzę na nią błagalnym wzrokiem. Zamknęła się. Tak! Co za ulga, chyba mnie puści.
- Masz po prostu uważać. - Dodała i kręcąc głową, niestety głową, nie łbem czy pyskiem, po prostu odeszła w stronę domu. Free! No w końcu. Pędem pognałam w stronę polany, która i tak pewnie świeci pustkami ale co tam, może zjawi się tam jakiś tajemniczy ktoś i ożywi nieco moje życie. Albo chociaż z kimś się powygłupiam.
__________________
Notka nie ma jakiegoś przesłania czy coś, po prostu chciałam zasygnalizować, że mała Chloe już nieco podrosła.