Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

30 czerwca 2013

"Who will tell the story of your life?" Cz.5 [Raksha Morte]

    - Kim jestem? – cichy głos Akallabeth przebił się przez szum wodospadu.
    Leżała na polanie, wpatrując się w ogromny księżyc, który oświetlał ich swoich bladosrebrnym blaskiem. Na niebie gdzieniegdzie można było dojrzeć pojedyncze gwiazdy, jednak oprócz nich i łagodnego półkola nic nie rozświetlało wyjątkowej czerni nocy. Cisza raz po raz przerywana była przez świerszcze lub zwierzęta, które tylko nocą wychodziły ze swych kryjówek. W niewielkim jeziorku odbijał się obraz nieboskłonu, a woda falowała z wolna, poruszana przez łagodny wietrzyk.
    - Anioły, demony, przeklęci, czarnoksiężnicy, opętani. Różnie nas nazywano – odpowiedział jej niski głos należący do czarnowłosego, który zasiadł obok niej, jak zwykle zajmując się czyszczeniem swego miecza. Czarna klinga lśniła złowrogo w srebrzystym świetle, emanując dziwną poświatą.
    Białowłosa podniosła się, opierając na łokciach i spoglądając na mężczyznę. Twarz miał skupioną, a jednocześnie o wiele bardziej zrelaksowaną niż gdy przebywali na terenie obozu, mimo to cała jego postawa wskazywała na ciągłą czujność, jakby w każdym momencie spodziewał się nadejścia niebezpieczeństwa.
    - Jesteśmy tacy sami? – zapytała, mając nikłą nadzieję, że może towarzysz podniesie na nią wzrok, jednak ten pozostał skupiony na mieczu.
    - Nie – zaprzeczył, ale nie pokusił się o więcej wyjaśnień.
    Dziewczyna, nieco już zirytowana zdawkowanymi odpowiedziami, usiadła prosto, wbijając spojrzenie w sylwetkę Kasydiona.
    - Ponieważ… - zaczęła, specjalnie przeciągając końcówkę słowa.
    Czarnowłosy podniósł na nią wzrok dwukolorowych tęczówek, a widząc jej nieustępliwą minę, westchnął cicho. Schował miecz do pochwy leżącej obok niego i odłożył go na bok, ale tak by był w zasięgu ręki. Nie chciał odpowiadać na pytania, obawiał się, że posiadana przez niego wiedza może tylko zaszkodzić białowłosej, jednak nie mógł dłużej odmawiać rozmowy. Akallabeth nauczyła się stawiać na swoim.
    - Jeszcze parę dni temu miałem wątpliwości, jednak kiedy przyswoiłaś nowy żywioł bez problemu, potwierdziły się moje obawy – zaczął, a jego głos stał się o wiele poważniejszy niż zwykle, przyprawiając o niepokojąco szybkie bicie serca dziewczyny. – Różnimy się, chociaż tak naprawdę jesteśmy identyczni. Różnica polega na tym, że ja jestem starą duszą, a ty nowonarodzoną – zakończył, kładąc dłonie na skrzyżowanych nogach i spoglądając na białowłosą w celu sprawdzenia jej reakcji.
    Zmarszczyła brwi, przetwarzając w głowie ledwie zasłyszane informacje. Nie miała pojęcia co znaczyły terminy użyte przez Kasydiona, jednak to zupełnie inne słowo przykuło jej uwagę.
    - Jakie obawy się potwierdziły? – Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie dwukolorowych tęczówek, nad wyraz poważnych i spokojnych, a jednak skrywających o wiele bardziej skomplikowane emocje.
    - Twoja aura wydawała mi się znajoma, ale miałem nadzieję, że jednak nie jesteś taka jak ja – powiedział, unosząc kącik warg w smutnym uśmiechu. – To nie jest życie, jakiego bym ci życzył – dodał, a białowłosa niemal wstrzymała oddech.
    - Tylko… - zaczęła, chcąc zatuszować własne pogmatwane uczucia i zażenowanie z tego wynikające, próbując myślami wrócić do jego poprzednich słów. – Dlaczego nazwałeś siebie starą duszą, a mnie nową? – zapytała, wykorzystując fakt, że Kasydion zaczął w końcu odpowiadać dłuższymi zdaniami.
    - Nowonarodzoną – poprawił ją, a białowłosa uśmiechnęła się lekko. – Starą, czyli nie żyję po raz pierwszy, to już któreś z kolei moje ciało. Twoja dusza za to dopiero się narodziła, to twoje pierwsze życie – wyjaśnił.
    Słysząc jego słowa, niemal uniosła brwi w zdziwieniu. Mężczyzna miał moc reinkarnacji, odradzał się niczym feniks, za każdym razem jako ktoś inny a jednocześnie taki sam. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić, a jeśli dobrze zrozumiała, ona była taka sama. Poczuła dziwny ucisk w klatce piersiowej na samą myśl o tym.
    - Skąd wiedziałeś, że jestem nowonarodzoną? – W jej fiołkowym spojrzeniu zabłysnęły iskierki zainteresowania, ale również niespotykanej ekscytacji, jakby dowiedziała czegoś niezwykłego i zakazanego równocześnie.
    Kasydion w duchu poczuł dziwną satysfakcję na myśl, że dziewczyna ucieszyła się i z tak wielkim zapałem zadawała kolejne pytania. Jednak to świadomość, że wreszcie znalazł kogoś takiego jak on sam, była najprzyjemniejsza. W dodatku, białowłosa zdawała się mieć w sobie coś jeszcze, czego nie posiadali inni, kiedyś mu znani, również im podobni.
    - Twoje włosy – zaczął, pochylając się nieco w jej stronę i chwytając w palce biały kosmyk. – Są białe, jak u wszystkich w pierwszym życiu. Posiadają też znak pierwszego opanowanego żywiołu – dodał, przesuwając opuszkami wzdłuż pasma i muskając także czerwone. Uniósł wzrok znad jej włosów na fiołkowe tęczówki, znając sobie sprawę z tego, że są bliżej siebie niż jeszcze chwilę temu. Za blisko. – Woda. Przyjęłaś kolejne połączenie bez szwanku i to w niezwykle szybkim tempie. Tylko w pierwszym życiu jest to możliwe – zakończył, puszczając kosmyk i odchylając się na większą odległość. Odwrócił wzrok, sam czując nieznane napięcie w klatce piersiowej.
    Akallabeth wypuściła powietrze, które nieświadomie wstrzymała w płucach. Ciągle czuła ciepły oddech na swoim policzku, a rumieńce paliły jej delikatną skórę. W roztargnieniu odgarnęła za ucho kosmyki, którymi jeszcze przed chwilą bawił się czarnowłosy.
    - Który raz już żyjesz? – zapytała, nerwowo skubiąc rąbek swojej tuniki, nagle jakoś bojąc się spojrzeć w dwukolorowe tęczówki.
    - Trzeci albo czwarty – odpowiedział, kątem oka obserwując spięta dziewczynę.
    - Czy za każdym razem… - Wzięła głębszy wdech, instynktownie bojąc się zadać nurtujące ją pytanie. – Jesteś kimś zupełnie innym? – wyrzuciła na jednym wydechu i przymknęła powieki, czekając na odpowiedź.
    Przez chwilę między dwójką magów panowało niewygodne milczenie. Brunet uśmiechnął się lekko pod nosem, sam nie wiedząc czemu, cieszył się, że owe pytanie padło z ust białowłosej, która w dodatku zdawała się nim bardzo przejmować. Czyżby myślała o następnych życiach? Może kierowało nią coś więcej niż tylko ciekawość? Nie miał pojęcia, ale ciepło zdążyło rozprzestrzenić się po jego klatce piersiowej.
    - Nie – powiedział, a Akallabeth momentalnie podniosła głowę, przez co ich spojrzenia skrzyżowały się po raz kolejny. Tym razem jednak znajoma iskra zdążyła przeskoczyć między nimi. – Dusza się nie zmienia, wygląd praktycznie też. – Białowłosa przygryzła wargę, słuchając go uważnie i nie zdając sobie sprawy z tego, jak podobne były ich myśli. – Jedynie kolor włosów, oczu może ulec zmianie, ze względu na żywioł z jakim się odrodzimy – dodał, znów wędrując wzrokiem na białe kosmyki dziewczyny. – Może mi nie uwierzysz, ale też kiedyś miałem białe włosy. – Uniosła brwi, jakoś nie potrafiąc sobie wyobrazić bruneta w owym kolorze. Kiedy znów spojrzał jej w oczy, uśmiechnął się lekko. Podniósł palec, przesuwając nim po bliźnie ciągnącej się od policzka do łuku brwiowego. – Tego też nie miałem. Nabytek tego życia, ciężar Cienia – wyjaśnił, odpowiadając na niezadane pytanie.
    Zamilkł, a ona znów przygryzła wargę, zastanawiając się nad wszystkim, czego zdołała się dowiedzieć. Czyli możliwym było, że jeśli się odrodzi, będzie wyglądała inaczej niż teraz. Nie wiedziała czy powinna się z tego cieszyć. Lubiła swoje włosy, nawet to czerwone pasmo. Nie chciałaby za to innego koloru tęczówek. Jeszcze nigdy nie spotkała drugiej osoby o takich oczach jak ona i cieszyła się z tego niezmiernie, chociaż nie miała pojęcia, dlaczego właściwie nie są barwy reprezentującej jej żywioł.
    W zamyśleniu chwyciła źdźbło trawy, bezwiednie obracając je w dłoni. Kolejne pytania zagościły w umyśle, ale nie miała odwagi, by zadać połowy z nich. Krążyły po jej głowie i kuły nieprzyjemnie, domagając się wypowiedzenia na głos.
    - Jest nas więcej? – odezwała się w końcu po dłuższej chwili, przerywając przyjemną ciszę, która zapanowała między nimi po ostatnich słowach bruneta. Mimo iż nie znali się zbyt dobrze, teraz spędzali wiele godzin w nocy po prostu milcząc, wspólnie czerpiąc przyjemność z rześkiego powietrza i blasku księżyca.
    Brunet, usłyszawszy pytanie, jakby nagle się spiął, a po chwili rozluźnił, jednak jego spojrzenie stało się bezbarwne. Myślami odpłynął gdzieś daleko i wrócił dopiero po dłuższej chwili, westchnąwszy cicho.
    - Nie, byłem ostatni – powiedział, umyślnie stosując czas przeszły. W końcu, właśnie znalazł osobę, która uświadomiła mu pomyłkę i jakoś wcale mu to nie przeszkadzało.
    - Dlaczego? – zapytała z wyraźnym niedowierzaniem wymalowanym we fiołkowych tęczówkach. Jego słowa właśnie całkowicie zaprzeczyły poprzednim. – Przecież, skoro się odradzamy, powinno nas być o wiele więcej – dodała, będąc przekonaną, że zdolność reinkarnacji czyni z nich osoby, które nie mogą umrzeć całkowicie.
    Kasydion prychnął cicho, jakby ze złością. Spojrzenie dwukolorowych tęczówek stało się ostre i obce, ale na szczęście skierowane było na przeciwległą ścianę lasu a nie białowłosą, której i tak włoski na karku stanęły dęba, gdy zobaczyła bruneta w takim stanie.
    - Istnieją magowie, którzy uważali nas za zło i za wszelką cenę próbowali wszystkich wybić – odparł z goryczą w zachrypniętym głosie, który przesłał nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa dziewczyny. – Prawie im się udało, prawie – zaakcentował, a białowłosa odniosła wrażenie, że w tych słowach zawarta była jakaś groźba.
    Wzięła głębszy oddech, zanim zebrała dość odwagi, by kontynuować rozmowę. Nie chciała przepuścić okazji, kiedy mogła się dowiedzieć tylu przydatnych rzeczy, a brunet był teraz bardziej skłonny do udzielania odpowiedzi niż zwykle się mu to zdarzało.
    - Nikt nie wie, kim jesteś – bardziej stwierdziła aniżeli zapytała. Uśmiech, który zawitał na wargach mężczyzny, niemal zmroził krew w jej żyłach. Po raz pierwszy zrozumiała, dlaczego wszyscy tak bardzo się go obawiali, ponieważ w tej chwili sama poczuła się dziwnie nieswojo w towarzystwie czarnowłosego.
    - Nikt – potwierdził, przyznając jej rację z niezdrową satysfakcją. – Cień na tyle przesiąkł już moją aurę, że nikt nie rozpozna, kim jestem naprawdę – dodał z zadowoleniem, jednak kiedy spojrzał na Akallabeth i dojrzał iskierkę strachu w jej fiołkowym spojrzeniu, uśmiech goszczący na jego wargach momentalnie zbladł. Niemal się zapomniał, znowu. Prawie pozwolił, by mrok zawładnął nad umysłem, ale w porę się opanował. Spuścił wzrok, przymykając na chwilę powieki i, wziąwszy głęboki wdech oraz wydech, ponownie podniósł spojrzenie na białowłosą. – Niestety, ty nie masz takiej ochrony – powiedział, ale tak cicho, że niemal wyszeptał.
    Akallabeth poczuła jak jej serce ponownie przyspiesza, ale już nie ze strachu, a ogarnięte jakimś dziwnym ciepłem, które przepłynęło po całym ciele. Pochyliła się do czarnowłosego, opierając się na jednej ręce i podnosząc drugą dłoń, by przesunąć nią po policzku Kasydiona. Skrzyżowała swoje spojrzenie z jego dwukolorowymi tęczówkami, w których zauważyła niewielką dozę zdziwienia zmieszaną z zadowoleniem. Uśmiechnęła się lekko, teraz już wiedząc, że nie ma czego się obawiać.
    - Mam ciebie – również szepnęła, unosząc kąciki warg w rozbawieniu. Brunet zaśmiał się cicho, a atmosfera wokół nich rozluźniła się. Kiedy podniósł wzrok, również w jego oczach zabłysnęły wesołe iskierki. – Po za tym… - Przesunęła dłoń z jego policzka w bok, przeczesując czarne kosmyki palcami. – Dam sobie radę, nie jestem takim znowu niewiniątkiem – dodała, mrugając do mężczyzny porozumiewawczo.
    Kasydion, wykorzystując jej chwilową nieuwagę, chwycił białowłosą w pasie i pociągnął do siebie tak, że wylądowała na jego kolanach. Zaskoczona, nawet nie zdołała się przed tym uratować, przez co na jej bladych policzkach zakwitł różowy rumieniec.
    - W to akurat nie wątpię – usłyszała jeszcze przy uchu jego zachrypnięty głos, a na ciele poczuła przyjemne dreszcze, zanim otaczających ich świat znów przestał mieć większe znaczenie. 

[Trochę krótkie, nudnawe i nic się nie dzieje, ale chciałam co nieco wyjaśnić, no i to przedostatni część tej serii, więc chciałam, by była spokojna. W sumie jestem z niej całkiem zadowolona, teraz będę mogła się wziąć za zadanie. Gratuluję tym, którzy przebrnęli. ]