Wbiegłam między drzewa. Las otoczył mnie ze wszystkich stron, a
liście szeptały i kłaniały się na wietrze, niby na powitanie. Miałam
ochotę odkrzyknąć im "witajcie!", jednak podrażniona tchawica mi na to
nie pozwalała. Piekła jak cholera. Ale co się dziwić, organ nieużywany
przestaje być sprawny. Z czasem zanika. Dziwne, że mój mózg jeszcze jest
w tej pełnej głupot, wilczej łepetynie.
Zwolniłam. Powoli przestawałam czuć łapy i miałam wrażenie, że zaraz padnę na pysk. A na to nie mogłam sobie pozwolić. Chociaż raz, jeden jedyny raz w moim marnym żywocie, należało coś zacząć i skończyć. Zrobić coś wartościowego.
Teraz już nie tylko czułam, że jestem w znajomym miejscu, ale nawet widziałam. Minęłam wodospad, przy którym odbywało się tyle uroczystości, jak chociażby wieczór panieński Anaid, na którym został zabita przez Asharada. W sumie, sama tego chciałam. Sztylet wbity w serce - i mamy trupa. A ktoś inteligentnie skomentował "o, wbił jej nóż w cycek". Taaak... Stare, dobre czasy. Z Magicznym Workiem, ogniskami i Strażnikami Ognia. Z pierdolcem 24/7. No, prawie.
Zaszłam na polanę, gdzie przeżyłam tak wiele wspaniałych chwil. Pośrodku widniał krąg kamieni, gdzie w każdy piątek powinno płonąć ognisko. Było w nim wyjątkowo mało popiołu, co świadczyło o tym, że dawno nie witał tu ogień. Trawa była niezwykle wyrośnięta, a nie, jak kiedyś, wydeptana przez wilcze tyłki, łapy zwierząt i ludzkie stopy. Coś tu było nie tak. Zbyt cicho...
Przypomniało mi się o istnieniu jaskini. Co prawda, nie pamiętałam, by za moich czasów bytowania w HOTN często jej używano, ale istniała szansa, że może tam kogoś spotkam. Zawiodłam się. Pusto. Ani śladu żywej duszy.
Tak nie powinno być. Tak nie może...
Tuż za mną, w wejściu groty, pojawił się Worek. Podpełznął do mnie. Choć nie miał oczu, czułam na sobie jego wzrok.
- No, i co powiesz, Worku? - Skierowałam na niego błękitne ślepia. Ulokował się przy moich łapach, wzdychając głośno, jak to miał w zwyczaju. - Nie sądzisz, że przydałoby się to zmienić? - Mlasnął cicho. Nie ma to jak rozmowa na poziomie.
Wyszłam z jaskini. Gdzieś na wschodzie słońce budziło się do życia. Zupełnie jak ja budziłam się niedawno po długim śnie. I wszystko mi teraz strzelało, strzykało, stukało i bolało. I skrzypiało też. I, ała, mój kręgosłup. Starość mnie chyba dopadła... Ile to już? Pierwsze stado w wieku bodaj trzech lat. Minęło lat... trzy? No, to mam pięć i pół roku. A w listopadzie będzie sześć laciszy. O, Czasie, zbyt szybko przeciekasz mi między palcami. Tudzież pazurami.
Odetchnęłam głęboko kilka razy, ciesząc się rześkim powietrzem. Gdy czułam, że moja tchawica odpoczęła wystarczająco, bym mogła wydać z siebie jakiś dźwięk, zawyłam. Długo i przeciągle. A gdy ta pieśń osiągnęła najwyższy punkt, załamała się i opadła, by w końcu ucichnąć. Przez moment trwałam w charakterystycznej pozie, słuchając jak echo powtarza moje wezwanie.
Ciekawe, czy ktoś na nie odpowie.
Error, pozwól, że ogarnę te zapchlone, rozleniwione tyłki <3
Witajcie, Robaczki. Naomka wróciła.
Zwolniłam. Powoli przestawałam czuć łapy i miałam wrażenie, że zaraz padnę na pysk. A na to nie mogłam sobie pozwolić. Chociaż raz, jeden jedyny raz w moim marnym żywocie, należało coś zacząć i skończyć. Zrobić coś wartościowego.
Teraz już nie tylko czułam, że jestem w znajomym miejscu, ale nawet widziałam. Minęłam wodospad, przy którym odbywało się tyle uroczystości, jak chociażby wieczór panieński Anaid, na którym został zabita przez Asharada. W sumie, sama tego chciałam. Sztylet wbity w serce - i mamy trupa. A ktoś inteligentnie skomentował "o, wbił jej nóż w cycek". Taaak... Stare, dobre czasy. Z Magicznym Workiem, ogniskami i Strażnikami Ognia. Z pierdolcem 24/7. No, prawie.
Zaszłam na polanę, gdzie przeżyłam tak wiele wspaniałych chwil. Pośrodku widniał krąg kamieni, gdzie w każdy piątek powinno płonąć ognisko. Było w nim wyjątkowo mało popiołu, co świadczyło o tym, że dawno nie witał tu ogień. Trawa była niezwykle wyrośnięta, a nie, jak kiedyś, wydeptana przez wilcze tyłki, łapy zwierząt i ludzkie stopy. Coś tu było nie tak. Zbyt cicho...
Przypomniało mi się o istnieniu jaskini. Co prawda, nie pamiętałam, by za moich czasów bytowania w HOTN często jej używano, ale istniała szansa, że może tam kogoś spotkam. Zawiodłam się. Pusto. Ani śladu żywej duszy.
Tak nie powinno być. Tak nie może...
Tuż za mną, w wejściu groty, pojawił się Worek. Podpełznął do mnie. Choć nie miał oczu, czułam na sobie jego wzrok.
- No, i co powiesz, Worku? - Skierowałam na niego błękitne ślepia. Ulokował się przy moich łapach, wzdychając głośno, jak to miał w zwyczaju. - Nie sądzisz, że przydałoby się to zmienić? - Mlasnął cicho. Nie ma to jak rozmowa na poziomie.
Wyszłam z jaskini. Gdzieś na wschodzie słońce budziło się do życia. Zupełnie jak ja budziłam się niedawno po długim śnie. I wszystko mi teraz strzelało, strzykało, stukało i bolało. I skrzypiało też. I, ała, mój kręgosłup. Starość mnie chyba dopadła... Ile to już? Pierwsze stado w wieku bodaj trzech lat. Minęło lat... trzy? No, to mam pięć i pół roku. A w listopadzie będzie sześć laciszy. O, Czasie, zbyt szybko przeciekasz mi między palcami. Tudzież pazurami.
Odetchnęłam głęboko kilka razy, ciesząc się rześkim powietrzem. Gdy czułam, że moja tchawica odpoczęła wystarczająco, bym mogła wydać z siebie jakiś dźwięk, zawyłam. Długo i przeciągle. A gdy ta pieśń osiągnęła najwyższy punkt, załamała się i opadła, by w końcu ucichnąć. Przez moment trwałam w charakterystycznej pozie, słuchając jak echo powtarza moje wezwanie.
Ciekawe, czy ktoś na nie odpowie.
Error, pozwól, że ogarnę te zapchlone, rozleniwione tyłki <3
Witajcie, Robaczki. Naomka wróciła.
- Rdzawa uniosła spojrzenie żółtych ślepi, by spojrzeć na zdyszaną samicę. Wyszła jej na przywitanie, czując jak konsternacja obija się o ściany największej na tych terenach jaskini. Złożyła krótki ukłon, ukazując szacunek do samicy. - Witaj znów, Naomi. Miło mi Cię tutaj widzieć. Bardzo miło. - Uśmiechnęła się krótko.
- Słysząc czyjś głos, zastrzygła uszyma. Gdy jej zimne ślepia natrafiły na znajomą postać, Naomi uśmiechnęła się lekko. - Error... - Wydyszała, choć znała ją pod innym imieniem. - Mi Ciebie również miło widzieć. Jak tam? Co tam? Działo się coś pod moją nieobecność? - Zasiadła tam, gdzie stała. Łapy drżały jej od wysiłku.