Blog ten, pamiętnik, wymyśliły Aldieb, Lady Killer i Gold Fire, podczas gdy to one opiekowały się stadem. Dzięki nim, możecie poznać historię HOTN, historię wybrańców i chwilę z życia osób ze stada. Ten blog powstał by w jednym miejscu streścić wszystkie nasze opowiadania.
`Wandessa.

Czego szukasz?

28 listopada 2013

Północ cz. II [Naphill Naomi]

27 listopada 2013

Północ cz. II

    Poranek powitał mnie złocistą łuną. Promienie słoneczne zatrzymywały się na delikatnej mgle, która unosiła się nad zimną po nocy ziemią. Budynki i wszelka inna infrastruktura zdawały się być skąpane w złotym dymie. Miasto ożywało: na ulicach pojawiali się pierwsi ludzie - kupcy, którzy najwcześniej otwierali swoje przedsiębiorstwa, by móc przygotować się na przyjęcie porannych klientów. Udało mi się dostrzec także młodego mężczyznę w dziwnej szacie, niby sutannie. Był zapewne praktykantem; przyszłym kapłanem kultu Jedynego Słusznego Pana. Podczas pobytu w mieścinie odnalazłam świątynię im. św. Dawida. W lot więc pojęłam do jakiej sekty należy budynek.
   Wyszłam z zaułka, w którym spędziłam noc, rozprostowując łapy, przeciągając się. Czułam i słyszałam, jak moje stawy cicho narzekały na chłód i wilgoć. Powędrowałam w kierunku rzeźni z nadzieją, że załapię się na jakiś smaczny kąsek. Rzeźnik, dość pogodny mężczyzna o dość krągłych kształtach i pucułowatej twarzy, zmarszczył brwi, gdy tylko mnie ujrzał. Rzucił mi jakieś ochłapy, a gdy tylko je pochłonęłam, kazał mi uciekać.
   Udałam się do świątyni - lśniącej w porannych promieniach. Była to sporych rozmiarów budowla, przywodząca na myśl romańskie katedry w Niemczech - zwarte, osiadłe kompleksy o rozbudowanych masywach zachodnich; niekiedy z założeniem dwu-chórowym. Obiekty te wzbudzały podziw, ale jak od gotyckich, wertykalnych kościołów. Podczas gdy francuska Notre Dame, lekka i ozdobna, przypominała ażurową serwetę, klejnot w królewskiej koronie, romańska Spira emanowała siłą i potęgą godną bitnych władców. Właśnie taka była świątynia Davida Walkera - stanowiła syntezę miejsca kultu i zarazem warowni na wypadek niebezpieczeństwa. Dwie wieże dumnie zamykały w swych potężnych ramionach skromną w dekoracje fasadę. Nawa główna, zwieńczona dwuspadowym dachem, była tylko niewiele wyższa od naw bocznych - przykrytych pulpitami; nie miała też okien - typowe cechy pseudobazyliki. Korpus przecinała stosunkowo płytka nawa poprzeczna; a na skrzyżowaniu z nawą główną wyrastała kolejna, nieco większa od fasadowych, wieża. Podłużną bryłę zamykała półokrągła apsyda z czterema dobudowanymi kaplicami.
   Zbliżyłam się do bocznego wejścia, znajdującego się w południowej ściance transeptu. Drzwi były lekko uchylone. Prześlizgnęłam się przez otwór i czmychnęłam do środka. O ile słońce poczęło ogrzewać zziębniętą ziemię, to wewnątrz katedry było panował przejmujący chłód  - grube mury stanowiły świetną izolację od świata. Panował przyjemny półmrok; gdzieniegdzie tylko płonęły pochodnie. Ołtarz, zapewne marmurowy, zapełniony był świecami. Wnętrze, podobnie jak zewnętrzne dekoracje, było proste, niemalże surowe. Kolumnady oddzielające przestrzenie poszczególnych naw delikatnie rysowały się w półmroku, podtrzymując dość wysoki fryz, na którym opierało się krągłe sklepienie kolebkowe. Jedynym elementem, który zdawał się być całkiem innej epoki, były kaplice, widoczne już z zewnątrz. Tuż za ołtarzem wyraźnie odcinały się cztery wgłębienia, wypełnione masą złotych ornamentów. W każdej kapliczce widniał obraz. Gdy podeszłam bliżej i zadarłam łeb do góry, mogłam dokładniej określić, co na nich widniało.
   Pierwszy od południa na pierwszy rzut oka zdawał się być cały czarny - słabe światło, dodatkowo rozpraszane przez metaliczne ozdoby, zatarło wszelkie niuanse dzieła. Dopiero po chwili dostrzegłam granatowe smugi i jaśniejsze pasma. Pióra, jakby spadające z ciemnego, burzowego nieba. Na lekko zaznaczonym piaszczystym podłożu leżała gruba księga z jakąś inskrypcją na okładce, a za nią stała świeca o wątłym płomieniu.
   Kolejny obraz, bliżej symetrycznej całej katedry, przypominał portret reprezentacyjny. Przedstawiał on dość majętnie ubranego młodzieńca na tle czerwonej draperii, zza której nieśmiało wyglądała antyczna kolumna z kanelurami. Mężczyzna trzymał w dłoni otwartą księgę, drugą dłonią wskazywał na pożółkłe, zapisane stronice. Przypominał on szlachcica-poetę, który propaguje swą twórczość, zachęca do pisania, obiecując jednocześnie pewny zysk. Barokowa kampania reklamowa.
   Trzecia rama obejmowała scenę niczym z Nowego Testamentu - Ukrzyżowanie. Lecz bez krzyża. Na kruczym tle widniała stojąca sylwetka nagiego mężczyzny, okrytego jedynie białym, ekspresyjnie odwzorowanym perizonium. Jego ręce swobodnie zwisały wzdłuż ciała. I nie byłoby w tym nic dziwnego... gdyby postać miała głowę. Całość wzbudzała niepokój: idealizujące ukazanie człowieka... inwalidy. Martwego. Wybrakowanego. Można by to nazwać profanacją ciała.
   Na ostatnią ilustrację jedynie zerknęłam -  czara ognia, także na ciemnym tle. Puchar dzierżący ogień podtrzymywany był przez parę rąk wyłaniających się z mroku.
   Kątem oka dostrzegłam ruch. Jednak nikogo tam nie było. Stałam sama w prezbiterium. Lecz znów zdawało mi się, że coś się poruszyło. Jakby... drgnął cień? Zastrzygłam uszyma, wytężyłam wzrok. Zadałam chyba najgłupsze pytanie, jakie mogłam:
   - Ktoś tu jest?
   Odpowiedziała mi cisza. Poczułam się nieswojo. Zdębiałam, gdy usłyszałam chichot. Śmiech poniósł się echem po ogromnej przestrzeni katedry, odbijając się od ścian i arkad między nawami. Potem rozległ się cichy, lekko zachrypnięty głos.
   - Co Dziecię Nocy robi tak daleko od domu?
   Nie wiedziałam, co robić. Co odpowiedzieć?
   - Nie będę rozmawiała z kimś, kogo nie widzę. - wyrecytowałam, niby z tomiku poezji. - Pokaż się, kimkolwiek jesteś.
    Nastała cisza. Głos nie pojawił się już, nie usłyszałam też żadnego szurania, czy czegokolwiek, co wskazywałoby na przemieszczanie się nieznajomej istoty. Sądziłam, że intruz zniknął, albo to halucynacje z niedożywienia. Potrząsnęłam lekko łbem. Wydawało mi się, że moje ciało nie jest na tyle wyczerpane, by tak oddziaływać na stan umysłu. Przecież nikt z tych okolic nie mógł wiedzieć skąd przybywam i kim jestem.
   Oddaliłam się od kaplic, rzucając ostatnie spojrzenie ku bezgłowemu bóstwu. Przeszłam z prezbiterium do transeptu, a potem nawy głównej. Idąc między rzędami ciężkich, drewnianych ław, zarejestrowałam dziwny dźwięk, który obijał mi się o uszy. Słyszałam ogrom tego miejsca. Przestrzeń. Ciężar stuleci, od których ta katedra obserwuje miasto i polemizuje z wiecznie żywymi płomieniami pochodni i świec.
   Zatrzymałam się u otwartych na oścież drzwi, prowadzących do narteksu. Rozejrzałam się jeszcze raz po wnętrzu monstrum, które wyszło spod dziesiątek, a może i setek ludzkich rąk. Usłyszałam jakiś szmer. Znowu. Tym razem nie rozległ się blisko mnie, lecz na drugim końcu świątyni. Zauważyłam światło - ktoś otworzył drzwi, którymi przed paroma minutami weszłam ja. Dostrzegłam ludzką sylwetkę. Podobną do praktykanta, którego miałam okazję obserwować niedługo po przebudzeniu.
   Stwierdziłam, że widok zwierzęcia w miejscu sacrum nie będzie przychylnie rozpatrzone, więc czym prędzej udałam się do przedsionka i do wyjścia głównego. Po drodze potknęłam się. Szybko jednak złapałam równowagę. Bandaż na mojej prawej łapie rozwiązał się w dużej mierze i zamiatał podłoże. Do niczego się nie nadawał. W sumie, i tak bandaże te były zbędne - stanowiły jedynie kamuflaż. Chwyciłam brudne krańce zębami i zerwałam płótno; rzuciłam je na ziemię. 
   Gdy rozprawiałam się z drugim opatrunkiem, znów usłyszałam głos. Tuż obok mnie.
   - Przeszłość fundamentem tego, co jest teraz, czyż nie? Trudno utrzymać cztery ściany z dachem, bez podłoża.
   Momentalnie podniosłam łeb ku górze i na prawo - gdzie powinna stać postać. Snop światła, wdzierający się do narteksu przez uchylone wrota, padał idealnie na czarną kotkę. Była drobna, wręcz filigranowa. Okazałe niegdyś uszy były ponadgryzane w paru miejscach, wybrakowane. Chudziutki ogonem, niczym kawałek sznurka oplatał równie wątłe łapki. Mimo niepozornego wyglądu, od kotki biła pewność siebie, a złociste ślepia tętniły życiem. Nim zdążyłam zastanowić się nad znaczeniem jej słów, przemówiła ponownie:
   - Jesteś Naomi, prawda? Słyszałam o tobie co nieco. Czemu zaszłaś tak daleko od domu? Wątpię, żebyś się zgubiła. Szukasz czegoś?
   Natłok pytań i informacje, jakie miała o mnie ta kocica, zbiły mnie z tropu całkowicie. Zdawało mi się, że katedra zaczęła oddychać - czułam lekki powiew powietrza od wnętrza; sierść na moim grzbiecie odruchowo nieco zjeżyła się. Pozbyłam się bandaży do końca.
   - Kim jesteś? I skąd mnie znasz? - zapytałam, bez większego namysłu.
   Ku mojemu zaskoczeniu, rozmówczyni zaśmiała się. Białe kiełki błysnęły w świetle.
   - Nie czas na to i miejsce, Naomi. Pozwól mi rozdawać karty, nie zawiedziesz się. - mówiąc, prześlizgnęła się przez szparę w drzwiach i zniknęła mi z oczu. Nie chcąc jej zgubić, również wyszłam. Czekała na mnie. Złote ślepia wpatrywały się we mnie, jak gdyby chciały przewiercić mnie na wylot.
   - Wiem po co tu przybyłaś, zagubiona duszyczko. - czarna zmrużyła ślepia. Cały czas miałam wrażenie, że na jej pyszczku błądzi uśmieszek. - Szukasz Stowarzyszenia Nocy, prawda? Też go szukam. Masz już jakiś trop?
   Kolejny natłok pytań, i to tak trafnych, wzbudził mój niepokój. Ta mała szkarada była zbyt pewna siebie. Zastrzygłam uszyma.
   - Skąd te pytania?
   - Bo są uzasadnione.
   - Bez sensu...
  - Owszem, ma to sens. A jaki sens ma zakrywanie tych blizn? Skoro zdecydowałaś się na ich zachowanie podczas kreowania nowego ciała, to chcesz o nich pamiętać, albo masz do nich sentyment - zazwyczaj przecież dążymy do doskonalenia siebie, prawda? A takie paskudztwo jest skazą.
   Poczułam jak serce we mnie zamarło. Wiedziała zbyt wiele o mnie, podczas gdy ja nie wiedziałam praktycznie nic. Po jej komentarzu poczułam dyskomfort, chciałam znów zakryć pozostałości po ranach - zdawały się piec i swędzieć. Miałam wrażenie, że wszyscy je widzą, czytają z nich moja historię, niczym z otwartej księgi.
   - Kim jesteś i skąd masz te informacje? - zapytałam wprost.
   Kocica przecięła ogonem powietrze, a jej oczy zdawały się pałać jeszcze większym zainteresowaniem moją osobą.
   - Jestem Filaret. Niegdyś odwiedziłam tereny twojego stada, przywiedziona energią, która tam zamieszkiwała. Wraz z momentem, gdy impuls osłabł, wróciłam tutaj. A teraz, nie przedłużając, chodź za mną. Pokażę ci jak znaleźć to, czego szukasz.
______________________________________________________________
Tak historyczno-sztucznie - macie takie piękne opisy. Zrozumienie opisu katedry dla bardziej ambitnych i zaintrygowanych dziwnymi nazwami.
W następnej części będzie więcej akcji, aniżeli opisów - coby Was nie zanudzić.

24 listopada 2013

Przepowiednia [Baru Saya]

Historia ta jest znana tylko jednej istocie z tego stada. Stwierdzam jednak, że podzielę się nią z wami wszystkimi, aby rozświetlić kilka ostatnich wydarzeń.

***  

Basior wyskoczył na brzeg i otrzepał się z szerokim uśmiechem, przyglądał się Jej wyraźnie zadowolony
- Fajnie wyglądasz - położył się obok nadal uśmiechnięty, przymknął powieki i wciągnął głośniej powietrze - uwielbiam to miejsce - wyszeptał i spojrzał na zamknięte oczy wilczycy.
- Mrrr... - mruknęła iście zadowolona. Otworzyła oczy i ze zdumieniem napotkała krwiste ślepia Basiora. Spuściła szybko wzrok i przewróciła na brzuch składając skrzydła - opowiesz mi coś ? - zapytała.Wilk odwrócił łeb w przeciwną stronę kiedy Dalia zmieniała pozycję, spojrzał na nią dopiero, gdy usłyszał pytanie, uśmiechnął się ponownie.
- Opowiedzieć? Hm... Nie wiem czy jestem dobry w opowieściach. Wolisz wesołe czy smutne historie? - zerka na nią zaciekawiony. Zastanowiła się chwilę.
- Życiowe... - szepnęła, nieśmiało na niego zerkając - z elementami i smutnymi i wesołymi - dodała po chwili. Westchnęła i spojrzała na spadającą wodę wodospadu. Zamyślił się spoglądając w niebo.
- W takim razie mogę Ci opowiedzieć historię o dwóch wilkach - spojrzał na nią z lekkim uśmiechem
- o tym, jak przeciwieństwa się przyciągają. Zainteresowana? - patrzy jej w oczy. Chytry uśmieszek przyozdobił jej pyszczek. Podczołgała się bliżej niego i oparła łeb na łapach.
- Opowiadaj - poprosiła patrząc w jego szkarłatne oczy. Chrząknął.

- Pewnego dnia urodziły się dwa wilki, ten sam czas, miejsca iście podobne, a jednak tak odległe, że owe wilki nie miały prawa wiedzieć o sobie. Legenda głosi, że taki rodzaj ,,bliźniaków,, jest niezwykle rzadki i wyjątkowy. Dlaczego bliźniaków pewnie spytasz - spogląda na nią z tajemniczym uśmiechem - nazwano tak ich nie ze względu na identyczny wygląd. Ze względu na to, że jak to bliźniaki, jeden był dokładnym przeciwieństwem drugiego.

Patrzy na jej pysk, aby zorientować się czy choć odrobinę jest zainteresowana. Słuchała z zainteresowaniem jakie można było dostrzec tylko u uczniów, którzy w swej ambicji chcą prześcignąć mistrza. Nic nie było w stanie jej oderwać od wsłuchiwania się w jego głos
- Dalej... - szepnęła ciszej niż mogło się wydawać to możliwe. Uśmiechnął się lekko pod nosem.

- Jeden z nich, mieszaniec dobermana z wilkiem, o sierści niczym likaon i oczach okrytych tajemnicą, nazwany został Malum, drugi, wilk czystej krwi, czarny jak noc o oczach niezwykle urodziwych - Bonum. Przeze mnie nazwani Zły i Dobry. Który przydomek pasuje do którego? To już sama ocenisz, przy końcu opowieści. Życie obu miało swoje zloty i upadki, jednak dla wielkich mędrców wiadome było, że ich przeznaczeniem jest... - spojrzał na nią znowu z tym tajemniczym uśmiechem - jest stać się jednością. 

Kąciki jej smolistych warg uniosły się ku górze. Nadstawiła uszu nie chcąc uronić ani słówka. Nagle poczuła gorąco i kropelki potu na skórze. Zerknęła niepewnie na samca i przybrała ludzką formę. Uśmiechnęła się przepraszająco i położyła na ziemi.
- Mów dalej... - poprosiła cicho, uciekając wzrokiem, zmieszana. Odruchowo i on przybrał postać humanoidalną, siedział w siadzie skrzyżnym, dłonie ułożone miał za plecami, podpierał się. Omiótł dziewczynę wzrokiem fiołkowych ślepi, zatrzymał wzrok na jej tęczówkach i puścił z uśmiechem oczko.

- By wszystko stało się dla Ciebie jaśniejsze, dodać muszę, że oba wilki wychowywały się w nieco staroświeckich stadach. Malum żył w gromadzie wierzącej w przepowiednie, jedną z tradycji było, że wilczyca spodziewająca się potomstwa wyruszała do stadnego proroka, aby dowiedzieć się czegoś o szczenięciu. Na jego nieszczęście prorok przepowiedział u nienarodzonego wybicie całego ich stada, przez co malec, jeszcze nie narodzony, obdarzony był nienawiścią od wszystkich członków, nawet własnego ojca. Tylko matka nie wierzyła w słowa przepowiedni. W rodzinie Bonum'a było inaczej, szczenie po porodzie nie posiadało imienia, wierzono, że imię jest częścią charakteru danego osobnika, dlatego nazywano maluchy dopiero wtedy, gdy pokazywały swoją prawdziwą naturę. Temu zdecydowanie bardziej się poszczęściło, jako przeciwieństwo "bliźniaka" był uwielbiany w stadzie, za swoją pogodę ducha - zamilkł na chwilę, nie odrywał od niej wzroku - mimo wszystko jedna cecha łączyła te wilki... Oba stały się utrapieniem swoich własnych rodzin.

Znów ten tajemniczy uśmiech. Ciemny rumieniec wystąpił na jej lico. Spuściła zawstydzona wzrok. Słuchała go uważnie wystawiając twarz na łagodne podmuchy wiatru. Kątem oka lustrowała jego sylwetkę. Gdy przerwał zerknęła na jego twarz. Wydawała się być zmieszana. Ułożył się obok niej, na boku, podpierał głowę na ręce, aby nie stracić dziewczyny z oka. Na chwilę spuścił z niej wzrok i wplątał palce w długie źdźbła trawy, jednak zaraz potem znowu uchwycił jej spojrzenie z tradycyjnym uśmiechem.

- Malum zmuszony był szybko dorosnąć, kiedy trochę podrósł, schwytano go i zamknięto w odosobnieniu. Tam odwiedził go ojciec, Alpha stada, i poinformował o śmierci matki. Malum dostał szału, wtedy pierwszy raz odkrył moc swoich oczu, przypadkiem wtargnął do umysłu ojca i zobaczył, że to on jest mordercą jego rodzicielki. Serce wilka przepełniło się mrokiem - chwila przerwy - w tym samym czasie Bonum przeżywał najlepsze chwile młodości, z wesołego samotnika stał się obiektem westchnień wielu wilczyc, jednak on trzymał się tylko jednej. Starszyzna stada nie bardzo za nim przepadała. Dlaczego? Uwierz mi na słowo - zaśmiał się - straszny z niego był dowcipniś. Nikt nie spodziewałby się, że już za tak krótki czas, role "bliźniaków" zmienią się, szczęśliwy będzie cierpiący, cierpiący zażyje szczęścia. 

Patrzył na dziewczynę trochę nieobecnym wzrokiem, nadal się uśmiechał. Urwał źdźbło trawy i przejechał nim po jej ręce.
- Podoba się coraz bardziej czy coraz mniej? - zapytał. Spuściła wzrok na swoją dłoń, jednak jej nie cofnęła. Przez cały ten czas rosło jej zaciekawienie. Odwróciła wzrok i spojrzała w górę. Jej myśli krążyły, gdzieś przy postaciach o których mówiła Baru. Wyrwana z tego zamyślenia w pierwszej chwili zastanawiała się jaki było pytanie po czym się zarumieniła.
- Coraz ciekawsze. - Przyznała wreszcie. Zastanawiała się chwilę. Podniosła się z ziemi i nieśmiało spojrzała mu w oczy. Włosy opadły jej na ramiona rdzawą falą, jednak słońce dało im efekt jakby płonęły żywym ogniem - Baru..? Czy.. - zawahała się. Nabrała w płuca powietrza i podjęła wątek na nowo - Czy tęsknisz za rodzicami i... - szukała odpowiedniego słowa. - ...i innymi ze swojej watahy ? - wyszeptała. Uśmiechnął się nikle i założył jej włosy za ucho, patrzył w oczy.
- Czy tęsknie? - pokręcił głową - prawdę mówiąc nie doznałem jeszcze tego uczucia, trudno mi więc odpowiedzieć - zamyślił się na chwilę i położył na plecach. Spojrzał w niebo, po chwili jednak wrócił wzrokiem do dziewczyny - nie czuje z nimi rodzinnej więzi, może to trochę brutalne, ale na tą chwile są dla mnie zwykłymi informatorami - uśmiecha się do niej - a inni to kompletnie mnie nie interesują, teraz jestem tu. Jeżeli chodzi o przeszłość chce ją poznać, ale do niej nie wracać.
[...]
Ułożyła pysk na łapach.
- Baru ? Opowiesz mi co było dalej ? - zapytała patrząc na niego.
- Jak się wysilisz na uśmiech i zdradzisz mi na czym skończyłem to owszem, dokończę - uśmiechnął się szerzej. Uśmiechnęła się.
- Hm... To chyba było coś o tym, że ,,bliźniaki'' zamienią się miejscami czy jakoś tak - spojrzała na Baru lekko zakłopotana.
- Ach, no tak, już pamiętam - chrypnął głośniej.

- Bonum był niezwykły w swojej pogodzie ducha, tolerancji czy bezinteresowności. Pomagał, bo uważał, że należy pomagać, nic więcej nie było mu do tego potrzebne. Rzecz jasna, mimo wszystko, jak prawie każdy z nas, miał wrogów. Starali się oni uprzykrzyć mu życie, a on wydawał się nie do złamania. Jednak zawsze musi być ten pierwszy raz. Bonum miał wszystko, obojga rodziców, stado, ukochaną wilczycę, wszystko co było ważne dla wilka w jego wieku. Jak to jest? - spojrzał na wilczycę tajemniczym wzrokiem -  nie dość, że ktoś zada Ci cios w plecy, to jest to istota, której ufasz nad życie. Jak to jest? - chwila milczenia - Bonum się dowiedział. Jego ukochana wilczyca złamała mu serce, roztrzaskała na małe kawałki. Właśnie wtedy przeżywał najgorsze momenty swojego życia, na długi czas zamknął się w sobie, nie przywykł do porażek - pokręcił głową - w tym samym czasie Malum przeżywał rozkwit, można to tak ująć. Żył nienawiścią, która dawała mu niezwykle dużo siły. Stado obawiało się go, obawiało się spełnienia przepowiedni, więc nadal trzymano go w zamknięciu. Jednak ten zdołał uciec. Uciekł i przysiągł zemstę. Poznał wiele nowych istot, które pomogły mu w rozwijaniu swojej mrocznej strony, rozwijaniu zdolności. Wyrobiono w nim niezwykle wielką samoocenę, bano się go, co najbardziej sprawiało radość młodemu wilkowi. Stał się na tyle egoistyczny i apatyczny, że w przypadku sprzeciwu potrafił zabić nawet swoich sprzymierzeńców. Właśnie ten okres uważał za odpłacenie wszystkich złych chwil. To był dla niego raj, dopóki nie wybił wszystkich będących przy nim, dopóki nie został sam. Nie dla tego, że poczuł się samotnie, nie... - spojrzał na wilczycę lekko nieobecnym wzrokiem - po prostu nie miał już kim pomiatać, nie było już kogo zabić... 

Zamyślił się i utkwił wzrok w nieznanym mu punkcie. Słuchała go z rosnącym zainteresowaniem. Z każdym słowem czuła narastające w niej napięcie. Gdy przerwał przyglądała mu się.
- I co się z nimi stało? - zapytała cicho, nieśmiało. Uśmiechnął się lekko.
- Pytasz co się z nim stało? - spojrzał na wilczycę.

- Zupełnym przypadkiem trafił do sporego stada. Nie wiedząc czemu dołączył do niego, był oziębły, oschły, apatyczny, niezbyt lubiany. Jednak zwrócił uwagę pewnej wilczycy, zakochała się w nim - jego oczy zrobiły się bardziej puste -  rozumiesz? W nim. Ranił ją, ale ona go nie opuściła. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo ją pokochał - pokręcił łbem - tak na prawdę, to właśnie ten okres był najszczęśliwszym z całego życia wilka, tyle, że on nie zdawał sobie z tego sprawy. Zmienił się, chociaż nadal żył zemstą - zamilkł na chwilę, jego wzrok wrócił do normy, uśmiechnął się ciepło do wilczycy - Bonum nadal żył w swoim odosobnieniu, nie chciał z nikim gadać, nikogo widzieć, nawet na ten czas opuścił stado. Kręcił się tylko w jego pobliżu, schudł, nawet bardzo, zmarniał, nie uśmiechał się. Znalazł sobie miejsce, urwisko... Siedział nad nim godzinami, dniami i nocami, siedział i rozmyślał. Nad czym? Myślał co by tu w swoim życiu zmienić.

Uśmiechnął się szeroko. Utkwiła wzrok przed siebie. Rozmyślała co ona by zrobiła na miejscu Maluma.
- Dowiedział się co chce zmienić? - zapytała. Sama już znała odpowiedź na to pytanie. Spojrzał z uśmiechem na wilczycę,
- Tak, dowiedział.

- Bonum w końcu wrócił do stada, wrócił taki jaki był wcześniej, wesoły, uśmiechnięty. Jednak nie pobył tam długo, znowu stał się samotnikiem, pozytywnie nastawionym ale samotnikiem. Z niewiadomych mu przyczyn chciano z niego zrobić popychadło, myśleli, że pozwoli na to. Stało się jednak inaczej, odegrał się na wszystkich, którzy traktowali go z góry. Jak już wcześniej wspominałem, nie należał do agresywnych, złość okazywał zaczepkami, żartami. Tak też właśnie zakończył pobyt w swoim stadzie. Zepsuł najważniejszą uroczystość stada, ośmieszył parę Alpha i znokautował ich syna. Zanim został wygnany, pożegnał się ze swoimi i ruszył w świat - zaśmiał się lekko i puścił jej oko - Malum... - przerwał na chwilę i westchnął ciężko - Bonum się pozbierał, a więc Malum musiał upaść. Dokonał swojej zemsty. Stare stado tak bardzo chciało chronić się przed nim, że zasiało w jego sercu żądzę zemsty. Przepowiednia się dokonała. Zamordował wszystkich, ojca także. Wrócił do nowego stada, wrócił do ukochanej, został ojcem - pokręcił łbem - jednak nie na długo, znowu był zimny i apatyczny, oszalał... Nie miał celu w życiu, musiał zabijać, a nie miał kogo. Nie potrafił kochać, znikał. Kiedy urodził się jego syn mało kiedy miał go nawet na rękach. Potem... Dowiedział się, że ta która była przy nim oddała się innemu. Ta którą obdarzył uczuciem, nie dbał o to uczucie ale kochał. Chciał ją zabić i zabrać syna. Spróbował - spojrzał smutno na wilczycę - jednak nie dał rady i po prostu zniknął ze stada - zamilkł i spojrzał w głąb lasu - dotknął dna. Bonum sięgał zenitu - spojrzał na nią z lekkim uśmiechem, jednak nie do końca był on radosny - wtedy nadszedł dzień ich spotkania...

Wsłuchana w jego słowa nie spostrzegła ciszy jaka między nimi zapanowała po ostatnich słowach. W końcu potrząsnęła łbem i spojrzała na Samca.
- Co było dalej? - zapytała z powagą w oczach i lekkim uśmiechem na pysku. Spojrzał jej w oczy.
- Dalej? Sam nie jestem pewien, wiem tyle, że są jednością, że ciągle walczą. Wiem, że mają jedno ciało i dwa umysły. Wiem też, że za cholerę nie dam Mu nad sobą zawładnąć - uśmiecha się do niej pod nosem - wiem, że ich historia nadal się toczy - szturchnął lekko jej pysk - I wiem, że uwielbiam Twój dotyk i zapach - ułożył łeb na jej łapach, przymykając ślepia. Liznęła go po pysku. Uśmiechnęła się.
- To bardzo podobna historia do Twojej - położyła łeb na jego łbie i przyglądała się gwiazdą. Mlasnął cicho wyraźnie zadowolony.
- Śniła mi się ta historia, mam wrażenie, że jest moja - wyszeptał nadal przymykając ślepia - nigdy wcześniej nie miałem takiego snu. Nie dość, że zapamiętałem wszystkie słowa, to śnił mi się w częściach, trzy noce z rzędu - wtulił się w jej białą sierść - jeden jedyny sen, który trochę rozświetlił mój umysł, reszta raczej stara się mnie doprowadzić do jakiejś depresji - uśmiechnął się pod nosem - ale ja się nie dam - dodał z kolejnym mlaśnięciem i zaczął przysypiać z szerokim uśmiechem na pysku.

***
 [ Opowiadanie stworzone z komentarzy, czyli można powiedzieć, oparte na faktach heh. ]

23 listopada 2013

Północ cz. I [Naphill Naomi]

23 listopada 2013

Północ cz. I

    Noc zapadła niecałą godzinę temu. Temperatura obniżyła się, a na trawie osiadła rosa, sprawiając, iż cienkie źdźbła ugięły się pod ciężarem wody. Firmament śmiało chwalił się gwiezdnym arsenałem, nie zasłanianym przez najmniejszą choćby chmurkę. Powietrze - rześkie i przepełnione charakterystyczną wonią wilgotnej ściółki - bez najmniejszego oporu odbywało wędrówkę do moich płuc; i z powrotem. Pozostawiało po sobie przyjemną lekkość. Zdawało się mieć w sobie coś magicznego; coś, co skłaniało do refleksji nad otaczającym mnie światem. A w szczególności nad tym, jak ów świat wpływa na mnie.
   Zrobiłam coś, czego nie powinnam - zdaniem innych. Coś, za co mogłam zapłacić słoną cenę.
Stałam pośrodku głównej ulicy ludzkiego miasta, gdzieś na północy. Dookoła mnie panowała cisza. Lecz nie był to ten rodzaj milczenia świata, który sprawia, że w uszach dzwoni nieprzyjemny pisk. Ta cisza była względna - nie słyszałam żadnych odgłosów, które sugerowałyby, iż w najbliższym otoczeniu istnieje jakiekolwiek życie; ale moje uszy rejestrowały inne dźwięki: krople niedawnego deszczu ściekające z dachów i uderzające o bruk; szum okolicznych drzew i głuchy stukot ich nagich gałęzi. Zdawało mi się, iż słyszę szept gwiazd, które wyrażały chęć podzielenia się ze mną tajemnicami Wszechświata.
    Przyzwyczaiłam się do mokrych łap. Lecz dopiero teraz poczułam, że zaczynają się wychładzać. Bandaże ubrudzone były błotem. Już dawni wymagały wymiany, jednak nie miałam przy sobie nikogo, kto mógłby to zrobić. Podróż okazała się być dłuższa, niż sądziłam; podobnie jak ludzie, których tu zastałam. Szczerze mówiąc, miałam nadzieję na odnalezienie magicznej szajki, przy której mogłabym czuć się swobodniej, niż w otoczeniu zwykłych śmiertelników. Przeliczyłam się. Od blisko trzech dni kluczyłam wąskimi i szerokimi uliczkami, poszukując kogokolwiek, kto byłby zdolny udzielić mi pomocy.
    O ile moje ciało było w dobrej kondycji - nie licząc wizualnego wyglądu, który pozostawiał wiele do życzenia; mokre i brudne futro nie prezentowało się najlepiej - to moja psychika niemal wołała o ratunek.
    Musiałam jakoś skontaktować się ze stadem. Nie miałam tylko pojęcia - jak? Dzieliły mnie setki kilometrów od Stada Nocy. Nie znałam nikogo, kto udzieliłby mi wsparcia. Miałam ochotę usiąść i wyć. Wiedziałam jednak, że to na nic. Jedynie mógł ktoś wyjść z domu i pogonić mnie widłami.
    Szukaj, a znajdziesz, mówią. Do odważnych świat należy. Bez ryzyka nie ma zabawy.
    Poczułam, jak resztka sił mnie opuszcza. Usiadłam, tak, jak stałam, pośrodku ulicy, nie wiedząc, co ze sobą począć. Dotychczas spędzałam noce w piwnicy pewnego sklepu, teraz jednak jej drzwi były zamknięte. Tyle smutku, tyle żałości.
   Kiedyś było łatwiej. Zamknięta na świat kryształowa kula, wewnątrz której znajdowało się istnienie. Istnienie, którego tak naprawdę nikt nie mógł poznać, ani dokładnie obejrzeć - kryształ załamywał światło tak, że obraz stawał się niewyraźny. Można było rozpoznać kolor obiektu, mniej więcej określić jego objętość - ale konkretne właściwości pozostawały nieodgadnione.
   W pewnym momencie ten kryształ zaczął topnieć, niby lód pod wpływem ciepła. Wszyscy mogli poznać, czym jest istota wewnątrz szklanej zbroi.Byt ów stał się podatny na wszystkie zewnętrzne czynniki. Stał się... słaby. Kruchy. Zaczął rozpadać się i znikać, przestał być potrzebny.
    Momentalnie podniosłam zad z zimnego bruku i ruszyłam dziarskim krokiem przed siebie. "Ni chuja" - pomyślałam sobie. Musiałam znaleźć sprzymierzeńca.
____________________________________________________
Mogłabym teraz przepraszać.
Obiecać poprawę.
Ale nie czuję takiej potrzeby.
W każdym razie - już jestem.

Nikogo nie było [Arashi]

23 listopada 2013

Nikogo nie było

Muzyka

Wilczyca leżała na jednym z kamieni porozrzucanych na polanie. Omiotła spojrzeniem błękitnych oczu przestrzeń wokół siebie, jakby liczyła na to, że kogoś tu zobaczy, chociaż doskonale wiedziała, że jest tu sama. Nikogo więcej na polanie nie było i nikt nie miał zamiaru się tu zjawić. Przełknęła ślinę. W jej gardle pojawiła się wielka gula, a żołądek zaczął ją uciskać, jakby ktoś wyjął go na zewnątrz i owinął ze wszystkich stron żyłką. Nie ma tu nikogo. Sam wydźwięk tych słów sprawiał, że czuła się cięższa o kilka kilogramów. Myśl o samotności przygniatała ją z niesamowitą siłą, jednak nikomu tego nie okazywała, bo co by to zmieniło? Nic. Przełknęła ślinę, próbując się pozbyć tego nieprzyjemnego uczucia, że coś zatyka jej gardło. Nie pomogło. Ilekroć starała się przestać myśleć o odległościach dzielących członków stada, miała wrażenie, że jakaś zupełnie obca jej siła próbuje przycisnąć ją swoim ciężarem do ziemi. Westchnęła cicho, przymykając powieki.
Raz, dwa, trzy. Ponownie spojrzała na pustą polanę i zgaszone ognisko. Tym razem nieco inaczej. W jej oku pojawił się charakterystyczny błysk. Podniosła się z głazu, otrzepując jasne futro z pyłu i piachu. Jej łapy zaczęły stąpać po mokrej ziemi, kierując się w stronę lasu.  Przemykała pomiędzy drzewami, uważnie lustrując swoje otoczenie. Zabierała ze sobą każdą, nawet najmniejszą, suchą gałązkę, by zaraz wrócić na polanę i wrzucić wszystko do środka okręgu utworzonego z kamieni. Chodziła tak w jedną i w drugą, bez opamiętania umieszczając drewno w ognisku. Mogło się wydawać, że od tego zależało jej życie. Nie wiedziała, ile zajęło jej uzbieranie wystarczającej ilości. Nawet nie liczyła, ile razy wybierała się wgłąb lasu, by zaraz wrócić z pyskiem pełnym suchych gałęzi. Liczyło się teraz tylko to, że ognisko było gotowe do rozpalenia. Wadera uśmiechnęła się w duchu. Robiła to dla siebie i tylko dla siebie, choć nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Chciała ożywić to miejsce, nadać mu jego dawnego charakteru.
Przymknęła powieki i skierowała pysk w dół. Jej uszy zmieniły kształt i stały się bardziej przystające do głowy. Tylne łapy wydłużyły się, a na przednich pojawiły się dłonie. Włosy opadły jej na czoło i lekko zadarty nos pokryty piegami. Otworzyła niebieskie, duże oczy i uśmiechnęła się pod nosem. Była kompletnie naga. Na jej bladej skórze od razu pojawiła się gęsia skórka, jednak dziewczyna zignorowała ten fakt. Dreszcze spowodowane zimnem wcale jej nie przeszkadzały, wręcz przeciwnie. Cieszyła się, że mogła je poczuć. Zamrugała parę razy i przykucnęła. Poruszyła wargami, wypowiadając kilka niezrozumiałych słów. Tuż obok niej pojawił się mały ognik. Słaby, przyjazny demon, którego przychylność Arashi zyskała już dawno temu, jeszcze gdy była w świecie umarłych. Nie musiała nic mówić, jej mały przyjaciel sam zrozumiał, o co jej chodziło. Na jednej z gałązek pojawił się niewielki płomień, który powoli przenosił się na resztę. Arashi wyprostowała się, oczarowana widokiem przeplatających się nawzajem języków ognia, które raz po raz muskały ciepłem jej drobną twarz. Spomiędzy jej warg wydobyło się ciche westchnienie, a mgiełka pary zawirowała przy nosie dziewczyny.
Jej noga przejechała po zimnej i mokrej ziemi, zostawiając na niej smugę. Uniosła rękę do boku, poruszając smukłymi palcami. Powoli rozpoczęła okrążanie ogniska, wykonując przy tym spokojne ruchy dłoni. Jej krótkie włosy wirowały unosiły się na wietrze, w miarę jak przyspieszała. Ciało dziewczyny całkowicie zgrało się z płomieniami, tworząc z nimi zsynchronizowany taniec. Stopy badały powierzchnię, po której się poruszała, a ręce raz po raz zbliżały się do ognia, by zaraz się od niego odsunąć. Obracała się wokół własnej osi, kompletnie przestając myśleć o tym, co robi. W jej uszach rozbrzmiała cicha muzyka, która wraz ze wzrostem tempa ruchów dziewczyny, robiła się coraz głośniejsza. Nagie ciało Arashi całkowicie poddało się rytmowi płomieni, pozwalając ogrzewać się palącym ciepłem. Szczupłe nogi automatycznie podsuwały się coraz bliżej ogniska, nie zważając na wzrost temperatury. Jej świat wirował, świecące drobinki wystrzeliwały z ogniska, unosząc się nad jej głową. W uszach dziewczyny dudniło, a muzyka w końcu przeistoczyła się w nieprzyjemny szum. W końcu zaczęła spowalniać, a jej taniec został przerwany w momencie, gdy jego wykonawczyni upadła bezwładnie na ziemię tuż obok palącego płomienia.
Uchyliła powieki i rozejrzała się wokół, lustrując otoczenie. Przed oczami miała ciemną mgłę, która skutecznie utrudniała jej dokładne przestudiowanie miejsca, w którym się znajdowała. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, co się stało. Uniosła się do pozycji siedzącej. Wszyscy siedzieli na polanie, rozmawiając ze sobą. Szczenięta skakały na siebie, trącając się łapami i przewracając. Ognisko paliło się wysokim płomieniem, oświetlając sylwetki jej przyjaciół. Jej rodziny. Uśmiechnęła się szeroko, obserwując wszystkich po kolei. Dziękuję, że jesteście- powiedziała cicho. Posłali jej wesołe spojrzenia i uśmiechnęli się do niej, wypowiadając nieme słowa, których nie zrozumiała.
Zamrugała parę razy. Była sama. Siedziała tuż obok zgaszonego ogniska, wpatrując się w pustą przestrzeń. Podkuliła nogi pod brodę. Była cała umazana ziemią, a mokre włosy lepiły jej się do twarzy. Gdzie jesteście?- spytała piskliwym głosem. Gdzie do jasnej cholery jesteście!?- krzyknęła i zaraz zagryzła dolną wargę, czując, że gula w gardle ponownie zatyka jej przełyk. Łzy napłynęły jej do oczu. Była sama. Nikogo nie było.

[Czyli twórczość w pociągu, gdy nie ma co robić.
Krytyka mile widziana]

22 listopada 2013

Dzień Szczerości (21.11.2013)

21 listopada 2013


Dzień Szczerości

21 listopada - Dzień Szczerości

14 listopada 2013

Nic nie trwa wiecznie [Tiffany]

14 listopada 2013


Nic nie trwa wiecznie

Kłapnęłam pyskiem, próbując przyzwyczaić się do zwierzęcej postaci. Dawno nie rozczesywane futro na ogonie, wyglądało jak wielki kołtun. Brązowa sierść zmieniła barwę na szarą. Na pysku pojawiło się parę zmarszczek. Cóż, wieku nie dało się ukryć.
Powolnym krokiem skierowałam się ku bramie HOTN. Była moim celem od dawna, jednak nigdy nie mogłam się zebrać, by iść powspominać. Gdy dotarłam moim oczom ukazały się dwa splecione drzewa, które oplatał zielony bluszcz. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie, gdy zjawiłam się po raz pierwszy w okolicach stada. Dwumiesięczne szczenie błądzące od wielu dni po nieznajomych terenach, a także zachwyt gdy ujrzało owe przejście. Glola prowadząca je przez nie. Następnie dużo nauki i starań, by pomóc rozwijać się stadu. Organizowanie konkursów i innych ciekawych akcji. Poznawanie wielu osób, które później stały się ważne. Partner. Szczenięta. Dostanie się do Dumy, następnie do Zasłużonych i po raz kolejny do Zasłużonych, gdy stado podupadło. A potem głównie samotne wędrówki poza terenami stada. Od czasu do czasu pojawianie się na ogniskach, czy innych spotkaniach, organizowanych głównie z powodu najróżniejszych świąt. 
Podniosłam ciężkie powieki i raz jeszcze zerknęłam na konary. Prawie nic się nie zmieniły. Dałabym sobie głowę uciąć, że tak samo jak las, jaskinie, rzeka, czy jezioro. Nic się nie zmieniało, prócz członków. 
Położyłam się naprzeciwko bramy. Stare kości strzykały, gdy układam się na posłaniu z liści. Oplotłam łapy ogonem. Czułam jak świat zaczyna wirować. Przymknęłam ślepia i powoli odpłynęłam. 
[Tiffany się zestarzała już dawno temu, a nie jest żadnym nadzwyczajnym wilkiem i nieśmiertelna być nie może (co z tego, że ożywała już 3 razy?). Już dawno stwierdziłam, że muszę pożegnać się z tą postacią, bo ona się sypie. Najpewniej do HOTN wrócę za jakiś czas jako szczeniak, by móc znów spróbować z tą masą energii na czacie. Jednak na razie chce się z wami pożegnać. 
Mam nadzieję, że stado rozkwitnie na nowo, że za jakiś czas będziemy gościć tu coraz więcej stworów, które nas ożywią. Chciałabym by dawna świetność wróciła. Byłoby to coś niesamowitego. 
Chcę także was przeprosić, że nie miałam za dużo czasu na HOTN... Cóż, prawie w ogóle go nie miałam. Chcę was przeprosić, że znikam, gdy nastały najcichsze dni. Jednak pragnę wam również podziękować, że ukształtowaliście mój charakter. Pragnę wam podziękować za wszystkie łzy, za każdy śmiech do komputera. Cudownie było móc wyobrazić sobie wasze pyski, wasze futra, wtulać się w nie, jakby istniały. 
14.11.2008 - Dołączenie Tiffany do HOTN.
14.11.2013 - Tiffany Tara III umiera w rodzinnym stadzie.
M. Zanim zakończę ten post chciałabym głównie podziękować z osób, które są nadal w stadzie:
Gloli 
Dag
Aldieb
Arashi
Naomi
Syriuszowi. 
Strasznie się cieszę, że mogłam was poznać. Naprawdę. Jeszcze raz dziękuje i przepraszam. Postaram się wrócić, więc nie żegnajcie. ]
[Ps. *rzut i tul*]

6 listopada 2013

Relacja z Imprezy Halloween'owej (01.11.2013)

5 listopada 2013

Relacja z imprezy Halloween'owej

Na wstępie chciałabym powiedzieć, że imprezę uważam za udaną. Mimo, że rozpoczęła się z dwugodzinnym opóźnieniem oraz niestety skończyła się dość wcześnie. Jednak wydaje mi się, że było bardzo fajnie, i miejmy nadzieję, że podobne wydarzenia będą nadal organizowane w przyszłości i następnym razem uda się lepiej. c:

Podkład muzyczny (dla chętnych)

Relacja: 
(Dla tych, którym nie chce się czytać całości, proponuję przejść od razu do konkursu na najlepsze przebranie - znajdziecie po pogrubionym tekście. c: )

18:59:21 <Aldieb>Bezgwiezdna noc okryła świat głębokim mrokiem. Niewielką połać polany rozświetlał jedynie nikł blask płonących świec. Z kątów spoglądały na świat złowrogie spojrzenia dyni. Na drzewach zawieszona były łańcuchy z papierowych szkieletów, duchy, pajęczyny oraz szmaciane wiedźmy, ot, zwyczajowe Halloweenowe dekoracje.
19:00:23 <Aldieb>W mroku, drobne ciało samicy było ledwowidoczne. Siedziała nieruchomo tam gdzie zawsze, pod swoim ulubionym drzewem, opierając się nieznacznie o jego pień. Czekała na pierwszych przybyszy.
19:02:23 <Asmodeusz_>Chudzielec jakoś tak się ożywił. Nie to co wcześniej, pokrak przemykający lasem tak by nikt go nie zobaczył. A teraz? Znalazł sobie zajęcie. Najpierw nastraszył jakieś zające, później znalazł badyl i gryzł go przez długi czas. Razem z nim poszedł na polanę gdzie usiadł obok Aldieb. Wola milczeć bo nie wyglądała zbyt wesoło. Położył się, znów gryząc patyk. Zerknął jednym okiem na wilczycę.
19:03:29 <_Seth_>A gdy wiatr zawiał od strony, gdzie zniknęła złota tarcza słońca przed godziną lub dwiema, wszelkie ozdoby podatne na tę siłę drgnęły. Chłodny oddech świata otoczył polanę, rozciągając zapachy, które niósł las aż pod nozdrza samej Aldieb, a i przybyłego do niej Asmodeusza. Oto zjawił się zapach i jego właściciel, jakiego tu dawno nie było; Seth, w ludzkiej swej okazałości, zakryty szarym, lichym płaszczem. Zobaczywszy znajomą wilczycę i wilka, uniósł spojrzenie na gwiazdy, jakby dziękując, że kogoś spotkał.
19:03:51 <_Seth_>Nie odezwał się jeszcze, póki był zbyt daleko, by jego słowa były grzecznie głośne, a krzyki są w lesie niewskazane.
19:08:04 <Aldieb>Przechyliła łeb, kierując złote ślepia na wilka, który nie wiadomo skąd nagle zjawił się tuż koło niej. Westchnęła cicho, wciągając w nozdrza chłodne, wieczorne powietrze.19:09:40 <Asmodeusz_>Trącił nosem łapę Alu, kładąc po sobie uszy. Wpuścił patyk z pyska i obrócił łeb w kierunku z którego do jego nozdrzy dotarł zapach Setha. Mruknął coś pod nosem i podniósł się, przeciągając mocno. Wesoło, nie ma co. Otrzepał się, siadając z drugiej strony samicy.
19:10:24 <Tin>Dostrzegłszy ledwie widoczne sylwetki na polanie, postanowiła przez chwilę nacieszyć ślepia ich widokiem. Ogarnęła ją znajoma błogość, a ciepło wypełniło całą duszę, ruszyła więc w stronę przyjaciół niemalże płynąc. Cała niepewność opuściła ją z chwilą, gdy wydobyła z siebie krótkie, dość ciche powitanie. Nie było z resztą sensu podnosić głosu, jedynymi dźwiękami dookoła były ich oddechy i szum powiewających na wietrze ozdób.
19:12:44 <_Seth_>Podszedł bliżej, trącając dłonią tyle papierowych zawieszek, do ilu sięgał. Ozdobienie polany zdawało się wprawiać go w pewnego rodzaju zadowolenie. Dawno go tu nie było. - Bonus Dies, Aldieb, Bonus Dies, Asmodeuszu - przywitał się, spoglądając na oboje z nich, kiedy już był blisko na dość, by mówić. Potem wzrokiem zawędrował ku Tiinkerbell. - Dzwonku, przyjaciółko, oto jesteś wreszcie, skoroś dawno nie była.
19:15:10 <Syriusz_>Halloween. Jak dla niego okazja, żeby chociaż trochę się zabawić. Myślał nad swoim przebraniem już od jakiegoś czasu. Póki był młody, mógł się zabawić. No bo kto zabroni szczeniakowi? No nikt. Chyba, że rodzice, których nie widywał. Z tej oto okazji znalazł jakieś błoto, w którym się upaplał, przy okazji świetnie się bawiąc. Później wbiegł w liście, które przykleiły się do jego sierści.Tylko jeszcze brakowało mu czegoś. Nie był jakoś szczególnie agresywny, ale z okazji tego święta zając użyczył mu swojej
19:15:11 <Syriusz_>krwi, nie mając za bardzo wielkiego wyboru. Tak więc w dość opłakanym stanie, ale za to z wielkim entuzjazmem wbiegł na polanę, rozglądając się pospiesznie. Widząc Asmo i Aldieb od razu do nich poczłapał. -Cześć~!
19:15:53 <Aldieb>Przybycie tych dwóch, dawno niewidzianych osób, całkowicie wytrąciło ją z równowagi. Zupełnie nie spodziewała się ich dzisiaj zobaczyć. Szybko jednak otrząsnęła się z szoku i podniosła się z miejsca. Zdawało się jakby jej złote ślepia zaiskrzyły w mroku. Samica przechyliła nieznacznie łeb, a na jej pysku wyłonił się nieznaczny uśmiech.* Witajcie.
19:17:20 <Asmodeusz_>- No, no, hej dzień dobry. - Spojrzał na Tin, na Setha i uśmiechnął się szeroko, słysząc i widząc Syriusza. Parsknął śmiechem i trącił go zaczepnie łapą. - A Tobie co się stało, co? - Zerknął znów na Alutkę i szczeknął wesoło. Albo coś w tym rodzaju. W końcu był kaleką umysłową. A młody lis automatycznie poprawił mu humor.
19:17:34 <Aldieb>I wtedy jej spojrzenie padło na kolejne przybyłe stworzenie. - Och. - Mruknęła spoglądając na ubabraną krwią rudą kulkę futra. - Serek. Za kogo się przebrałeś? - Spytała już nieco weselszym tonem.
19:17:59 <Tin>Moment zajęło jej uważne lustrowanie sylwetki swego, jakby nie było, dawnego ulubieńca. Westchnęła cicho, jakby chciała zrzucić z siebie jakiś ciężar, który i tak stawał się coraz lżejszy, po czym zrobiła kilka kroków w stronę Setha i otarła się pyskiem o jego dłoń. Niemalże od razu odwróciła się w stronę Aldieb, by upewnić się, czy ta nadal tam jest, czy nie rozpłynęła się wraz z podmuchem wiatru. W tej chwili wydawało jej się to bardzo prawdopodobne.
19:21:07 <_Seth_>Pogładził jej pysk, sunąc dłonią aż pod kark. Spojrzał potem na przybyłego Syriusza. Ten jegomość chyba dalej go nie lubi. Przynajmniej tak nadal myślał Seth. Widząc, jak gwałtownie łeb Tin odwrócił się ku Aldieb, a czując przy tym niepokój, który ten ruch wywołał, sam się odwrócił. - Jest nadal, nic się nie zmieniło... - powiedział cicho, by jedynie Tiinkerbell dosłyszała te słowa.
19:24:00 <Syriusz_>-No jak to co? Chyba trzeba było się przebrać, nie? Tak...? - spytał niepewnie, bo w sumie nie pamiętał czy była taka konieczność. Zaraz przeniósł wzrok na Al. -Za miniaturową wersję... czegoś. Nie zastanawiałem się nad tym. - przysiadł sobie, z zaciekawieniem patrząc na Tin i Setha. -Kto to...? - spytał cicho Al. No tak. Przecież jako szczeniak jeszcze nie miał pojęcia co to za osoby.
19:25:07 <Tin>W takiej pozycji czuła się najbezpieczniej. Blisko Setha i z czujnym spojrzeniem czuwającym nad Aldieb, gdyby ta nagle zechciała się oddalić. Pewna, że wszystko jest na swoim miejscu, usiadła i wyciągnęła szyję w stronę Przyjaciela, ponownie trącając jego dłoń.
19:26:28 <Aldieb>Powiodła spojrzeniem w stronę, w którą patrzył szczeniak. Przez moment w jej oczach widniała konsternacja, jednak zaraz zorientowała się w sytuacji. No tak, przecież Serek cofnął się w rozwoju. Heh. - Tin. Tiinkerbell. A ten wysoki to Seth.
19:28:31 <Asmodeusz_>Wziął do pyska obgryziony, rozpadający się patyk i powlókł się z nim w krzaki pod które się wcisnął. Spokój i cisza. A i mody na sukces z daleka nie widać. Kichnął i ziewnął, układając się w kulkę. Położył łeb na łapach i zamknął oczy.
19:29:15 <Syriusz_>Zmrużył ślepia na moment, nie bardzo ogarniając o co chodzi. Okej, kolejne osoby, które nie kojarzy. -Ej... Ale on mnie nie zje, nie? Patrz jaki on wielki. -jakoś tak automatycznie zrobił krok do tyłu i w bok, za Al.
19:31:03 <Aldieb>- To się tylko tak wydaje, że jest duży. Gdybyś chodził na dwóch łapach też zdawałbyś się większy. I raczej nie zje. Chociaż za to nie ręczę. 
19:39:47 <_Seth_>Jego smukła dłoń wodziła po futrze wilczej przyjacieli, kiedy ta usilnie się ku niemu łasiła. Czyżby się zdawało Sethowi, czy przeto właśnie znów się go ktoś boi? - Czyżbym wyglądał na głodnego? - zanegował zarzut pytając mechanicznie, kiedy niecelowo zasłyszał zapytanie szczeniaka. Nie chciał uśmiechać się na siłę, lecz w jego oku z pewnością pojawił się pewien łagodny błysk. Nie był z natury miły, ani uczuciowy, jednak starał się udawać, że jest inaczej.
19:45:29 <Syriusz_>Rozejrzał się zaraz. Nawet nie zauważył, że Asmo gdzieś sobie polazł. -Co właściwie ma tutaj się dziać...? Bo zaczynam się nudzić. Chyba, że dorośli zawsze tylko siedzą i gadają.. - padł na ziemię, grzebiąc w niej łapami, nie mając nic lepszego do roboty.
19:47:42 <_Seth_> - Czasem się kłócą i zarzynają gołemi rękoma do śmierci - dorzucił z nieudawaną radością. Jego nieprzyjemna natura zawsze musiała wyjść, prędzej, czy później. Nim jeszcze jednak ktokolwiek zareagował, dodał - a czasem świętują byle błahostkę, upijając się, śmiejąc i w dzikim niepohamowaniu zapominają następnego dnia, co robili.
19:50:36 <Syriusz_>Zaczął się wgapiać w Setha, nie bardzo wiedząc jak ma zareagować na to pierwsze. Trwał w tej złudnej nadziei, że w razie czego Al go obroni. -I cooo? Dzisiaj też będziecie pili? Mam opowiedzieć jutro co robiliście? Bo mi to pić nie wolno..
19:54:54 <_Seth_> - Gdybyśmy robili tylko to, co nam wolno, tedy każde by umarło, nie mając co wspominać, drogie szczenię - przyznał. - Lecz, jeśli własna moralność zabrania Ci, boś młody, tedy zajmij się czymś, co jutro byłoby godne zapomnienia.

[A tu mniej więcej zniknęłam, więc nie wiem co się dalej dzieje, bo nie chce mi się tego czytać.~]




19:57:46 <Syriusz_>Musiał się skupić, żeby dobrze przetworzyć słowa Setha. Jak dla niego mówił dość dziwnie, ale tłumaczył to sobie tym, że jest po prostu stary. -Ale to wtedy było by nudne... Bo byłbym sam, a Wy byście się kurcze bawili.. - burknął z niezadowoleniem.
20:00:11 <_Seth_> - I ja sam jestem od wieków siedmiu, niemal bez przerwy, a historii moich do opowiadania jest tyle, że jakbyś to najdrobniejszy drukiem spisał i porozciągał spisy we wszelkie strony świata, to aż po horyzont ich końca nie zobaczysz - mówił - Ciesz się, pókiś młody, kiedy mijają Cię przyjemności, lecz i wielkie troski.
20:02:26 <Asmodeusz_>Dobra, znudziło mu się to leżenie. I słuchanie Setha. No tak, gadać trzy po trzy to i on umiał. Tylko jeszcze tak to ubarwić to raczej by nie potrafił. Prychnął pod nosem, wyłażąc spod krzaków. Przeciągnął się znów i usiadł ziewając. Przyglądał się reszcie.
20:05:02 <Syriusz_>-Siedem wieków.. -powtórzył cicho, zaraz się uśmiechając. -Jeju... To Ty na serio jesteś strasznie stary.. - podniósł się, podłażąc z pewnym ociąganiem. Ciekawość jednak zwyciężyła i trącił go łapą w nogę. -Dlaczego jeszcze się nie zacząłeś rozkładać...? - spytał tak po prostu, zadzierając łeb do góry, żeby móc nadal na niego patrzeć.
20:06:32 <_Seth_> - Ależ zacząłem, wszystko we mnie jest zgnite i przeżarte grzybem i pleśnią - stwierdził. - Jestem jak urna, z zewnątrz piękna i zdobna, kiedy w środku ma tylko prochy.
20:07:15 <_Seth_>Spojrzał przelotnie na Tin, która ni słowem, ni myślą była wśród nich. Jeśli by był ślepy, uznałby, że nie mam tu już, a gładzi jedynie jakie obce zwierzę.
20:09:24 <Syriusz_>Skrzywił się lekko, wyobrażając sobie jakieś niezbyt fajnie wyglądające wnętrzności. -A kiedyś to z Ciebie wyleci...? - był dzieckiem, wiec kurde miał prawo zadawać takie dziwne pytania. O tym, że chciał się go spytać czy jest zombiakiem wolał póki co nie wspominać.
20:12:42 <_Seth_> - Każda urna z czasem pęknie, a kiedy moja skruszeje również pęknie, wysypując moje pozostałości. - Westchnął potem ciężko. Uniósł wzrok, aby wydać z siebie przemowę do ogółu - dlaczego inni milczą? Dlaczego nic nie robią? Czy nie mieli się oni bawić, czcząc święto, kiedy martwi stają się żywi, a żywi udają martwych?
20:19:28 <Asmodeusz_>- To się baw, a nie dziecku opowiadasz nie wiadomo co. - Mruknął drapiąc się za uchem. Ziewnął i podniósł zad z ziemi, zmieniając ponownie miejsce przebywania. Ale znów usiadł pod jakimiś krzakami, tym razem jednak bliżej innych.
20:21:53 <Syriusz_>-Eeeej. Nie jestem dzieckiem~! - tsa, jasne. Wcale, bo po co. Stwierdził, że nie będzie się tak czaił przy nogach Setha, więc po prostu odsunął się na kilka metrów.
20:23:02 <_Seth_> - Nie wzmożysz we mnie gniewu, Asmodeuszu - zapewnił go, głosem wypływającym z ostoi spokoju, jaką Seth był tego dnia - lecz jeśli pragniesz, bym z Twego języka uczynił zawieszkę dla dekoracji jaskini, daj mi tylko jedno słowo, a tak uczynię.
20:23:51 <Tin>Potrząsnęła łbem dając znać, że powróciła do świata żywych i zwróciła czekoladowe ślepia na Syriusza. Nie miała potrzeby odzywania się, bardzo przyjemnie słuchało jej się wymiany zdań, jakże od siebie różnych. Dziecinność mieszała się z dumą i wyrafinowaniem. Bardzo ładne.
20:25:08 <Asmodeusz_>- Tak bardzo szkoda. Nie było go nie wiadomo ile czasu, zdezerterował a teraz zachowuje się jak pan i władca. - Odparł w miarę obojętnie. Jednak jego stan zdradzały wciąż ruszające się uszy i ogon. I tak Setha nie lubił.
20:27:35 <_Seth_> - Okazałem słabość, odchodząc, w tym masz rację, lecz nie kłam, że chciałbyś być pod moją władzą - odpowiedział. Nie chciał zwady, a przynajmniej nie z tytułu charakteru, jaki posiadał Seth. Był z niego zadowolony. Nie wyobraża sobie, żeby potrafił śmierdzieć cały dzień, śpiąc pod jakimkolwiek z drzew, jak jego tymczasowy rozmówca.
20:30:34 <Tin>Przewróciła oczami bardzo wymownie, choć i tak tego nie dostrzegł, po czym złapała brzeg jego płaszcza w zęby i zdecydowanym ruchem pociągnęła, by zwrócić na siebie uwagę. - Wracasz i już wdajesz się w kłótnie? Daj spokój. - Mruknęła z dezaprobatą.
20:31:31 <Asmodeusz_>- Przynajmniej raz, to mi wystarczy. Pod Twoją władzą na pewno nie. - Potrząsnął łbem i oblizał pysk, spoglądając za siebie w ciemność. Coś jakoś się pewnie ta ich impreza nie rozkręci. Ziewnął szeroko i odwrócił się, wchodząc między drzewa. Głupie to wszystko i tyle. A w kłótni i tak by nie wygrał z Sethem, więc po co się męczyć. I głupie drzewa i wszystko inne, włącznie z postaciami na polanie. Bo z tego co pamiętał, raczej żadne czytać w myślach nie umie.
20:33:06 <_Seth_> - Taka moja przywara, przecież wiesz, ilekroć chciałem zabić, bo tak mi leżało i taką miałem chętkę - powiedział, kucając wcześniej, kiedy ta go szarpnęła. Zasiadł obok, by z nią pomówić, lecz sam nie miał teraz tematu, by zaczął. I Asmodeusz źle pamiętał.
 20:37:48 <Tin>- Przecież wiem. Ale Ty wiesz, że Cię wiecznie będę za to tępić i nie przyzwyczaję się. - Wzruszyła barkami, by po chwili wyłożyć się wygodnie i przymknąć ślepia. Otwierała je jednak co chwilę, zbyt wiele emocji się w niej kotłowało, by mogła tak po prostu leżeć.
20:40:45 <_Seth_> - Dawno me oko Cię nie dostrzegło, ani ucho nie słyszało Twego głosu, Dzwonku - zaczął. - Nie masz dla mnie kilku słów i historii, bym mógł potem wspominać Twoje wspomnienia?
20:43:58 <Tin>- Nie chcę opowiadać, nie chcę wspominać, bo ostatnie dobry moment jest gdzieś bardzo głęboko ukryty. Żeby się do niego dokopać, musiałabym przedrzeć się też przez te złe, a nie mam teraz na to siły. Ty coś powiedz, tak lubisz się chwalić. - Posłała w jego stronę przygaszony uśmiech.


[ A tu mniej więcej wróciłam. :U I mniej więcej od tego momentu przestało mi się chcieć poprawiać literówki. :'D I przestałam usuwać nawiasy bo część jest śmieszna. XD]

20:46:24 <_Seth_> - Nie zabijam, nie jestem zabijany, nie szukam, nie jestem szukany. Jak i nie przeklinam, a i sam nie jestem przeklinany. Moje życie stało się płytkie, jak wszelka kałuża - przyznał. - Opowiedzmy coś nowego. Oto święto jest duchów, niech kto nastraszy innych jaką wymyślną bujdą - zaproponował.
20:48:16 <Asmodeusz_>[ zróóbmy coś a nie, odpierdzielacie :c ]
20:48:33 <_Seth_>[No Seth zaproponował straszne historie, lalala ;_;]
20:48:56 <Asmodeusz_>[ to niech opowiada XD ]
20:49:05 <Aldieb>[ wait. ]
20:49:18 <Aldieb>[ Najpierw konkurs na najlepszy kostium. :U ]
20:49:27 <Aldieb>[ Każdy będzie musiał zaprezentować w co się rpzebrał. ]
20:49:33 <Aldieb>[ *przebrał ]
20:50:00 <_Seth_>[Seth przebrał się za siebie, to jasne, ży wygra...]
20:50:12 <Asmodeusz_>[ jakikolwiek, tak? XD ]
20:50:18 <Aldieb>[ Nie wygra. Zostanie zdyskwalifikowany na samym początku, huehue. ]
20:50:31 <_Seth_>[To to nie może być straszny strój? :c]
20:50:38 <Aldieb>[ Może być. XD ]
20:50:46 <_Seth_>[NO WIĘC WYGRA...]
20:50:48 <_Seth_>[XD]
20:50:58 <Asmodeusz_>[ lol, Alu się udupiła XD ]
20:51:06 <Aldieb>[ Ale musisz się przebrać za kogoś innego niż siebie. No wiesz, takie niepisane zasady. :'D ]
20:51:15 <Aldieb>[ Wcale nie. ff. ]
20:51:19 <_Seth_>[Hm. Nie zrzucasz skóry, nie?]
20:51:36 <Asmodeusz_>[ Aluuś, nie musi być straszny, nie? ]
20:51:37 <Aldieb>[ Kto, ja? Nie. o_o ]
20:51:41 <Aldieb>[ Nie musi. ]
20:51:56 <_Seth_>[No to za Ciebie się nie przebiorę. Hm. Trudno jest znaleźć jakieś inne straszydła <D]
20:52:05 <Aldieb>[ Ale pamiętam jak kiedyś ktoś się przebrał za Biebera. Ten kostium został ogłoszony najstraszniejszym. XD ]
20:52:21 <Asmodeusz_>[ jezu XD ]
20:52:57 <_Seth_>[Gdyby nie charakter Setha, to przebrałbym go za Slendera ;_;]
20:53:34 <Asmodeusz_>[oo, faza. Dzięki za podsunięcie pomysłu Seth :'D]
20:54:32 <_Seth_>[No i Seth wygrał.]
20:55:05 <Asmodeusz_>[ spiździaj :I ]
20:56:58 <Aldieb>* No tego. Alu wróciła. Raczej niezauważona przez nikogo, tak samo kiedy znikała z polany. A przynajmniej nie zrobiła przy tym jakiegoś zamieszania. Tym razem jednak wyglądała nieco inaczej. Właściwie to ledwo było ją widać. A wszystko było winą jej kostiumu. Bo nie miała pomysłu na nic lepszego, więc wzięła pierwsze lepsze co miała pod ręką/łapą. No i tak skończyła cała zawinięta w bandaże. Dla dodatkowego efektu były całe w krwi. Na łbie miała natomiast czaszkę, kryjącą w cieniu złote ślepia.* Bu. *Mruk
20:58:03 <Aldieb>Mruknęła bez większego entuzjazmu, stajac na środku polany. Uniosła nieco łeb, by widzieć cokolwiek spod tej przeklętej czaszki. Też se wymyśliła... W dodatku zaraz jej spadnie. No, nieważne.* Co powiecie na to, żeby wreszcie zacząć zabawę? - Spytała, a na jej pysku wyłonił się nikły uśmiech.*
21:00:03 <_Seth_> - Popadam w przerażenie i pełen niezrozumiałego strachu pragnę uciekać, byle najdalej od tego jakże prawdziwie wyglądającego truposza - stwierdził z pełnym uroczego wdzięku spojrzeniem, którym dawno się nie chwalił światu. Jego stan można najpewniej nazwać po prostu dobrych humorem. Lub jego realną iluzją. Niemniej, spojrzenie to było wyrazem aprobaty na zadane pytanie.
21:01:18 <Asmodeusz_>A Asmosi się przypomniało, że trzeba ten kostium zrobić. A że się ostatnio naczytał creepypast to i pomysł miał śmieszny. I bardzo dziwny. Na polanę wrócił jako człowiek, z nożem w dłoni, rozciętymi policzkami i płynącej po twarzy krwi. Tylko wybielacza debil nie miał. A że wampirek to policzki się zagoją, więc źle nie było. Biała bluza była wyraźnie widoczna w ciemności. Jak na razie wolał nawet nic nei gadać, bo go mordka niemiłosiernie bolała. Podrapał się po karku, chowając wolną dłoń w kieszeni bluzy.
21:03:51 <Aldieb>Smosia. Fuj. Cieknie z Ciebie. - Stwierdziła patrząc na yy Smosię.
21:06:27 <Aldieb>I tak włąściwie, to gdzie jest Tinka? - Spytała, rozglądając się po polanie. Jednakże zapomniała o czaszce i ta przy gwałtownym ruchu głową, wzięła i pofrunęła kawałek dalej, jak taki, kurczę, bumerang. Albo freesbe. Czy coś. I wzięłą i spadła. sjdbvkjsvbksjhd.
21:07:08 <_Seth_>[I wzięła i spadła]
21:07:27 <_Seth_>[EPIC EPIC EPIC.]
21:07:44 <_Seth_>[Pisząc "epic" trzeci raz napisałem "piec". Taka dygresja.]
21:07:50 <Aldieb>[ XDD ]
21:08:24 <Asmodeusz_>Pokazaął jej język i podlazł bliżej nich. Nogą trącił czaszkę, kopnął ją lekko i przez chwilę stał. Ale i tak podniósł i podał Alutce. - To jak? Będzie coś? - Dziwnie gadał trochę bo starał się z bardzo nie ruszać ustami. I na co mu to było.
21:08:35 <Asmodeusz_>[Alu jest mistrzem ]
21:13:49 <Aldieb>Fffff. *Pozwoliła by Smosia założyła jej z powrotem głupią czaszkę na łeb. I nadal twierdziła, że twarz Smosi była fuj fuj ble.* Będzie. Najpierw odbędzie się konkurs na najlepsze przebranie.
21:13:56 <Aldieb>Po kolei każdy się zaprezentuje.
21:14:17 <_Baru_>*basior leniwie wchodzi na polanę i otwiera szerzej oczy* Jednak nos mnie nie mylił. *potrzepał łbem i spojrzał po wszystkich* Witam *podchodzi do nich z usmiechem na pysku, nie jest przebrany*
21:15:05 <Aldieb>Zaraz ten. No. Zrobimy wybieg. Wiecie, taki jak na tyyych... *Coś jej się ciężkoi myślało. Winę zrzuciła na czaszkę. No bo czemu by nie.* Nieważne. Będzie taki wybieg i sie bedziemy tam prezentowac, no.
21:15:14 <Asmodeusz_>Dźgnął palcem Alu w bok i znów pokazaął jej język. Otarł płynącą po brodzie krew i wytarł ją o ciemne spodnie na których była niewidoczna. Bluzę jednak wolał zostawić białą. Klapł na ziemi, czekając.
21:15:29 <Aldieb>Salve. *Odparła machinalnie, spoglądając w stronę przybyłego.*
21:17:01 <Aldieb>Taaak więc... Niech po kolei każdy się zaprezentuje. O, tam. *Machnęła łapą mniej więcej gdzie "o tam".* Może zacznijmy od Ciebie, Asmo. Zanim Ci się zagoją te te cosie na policzkach. Po za tym ejstem ciekawa co Ty jesteś.
21:17:44 <_Baru_>*usiadł nadal uśmiechając się jak głupi* Chętnie popatrzę na te wasze prezentacje. *zaśmiał się lekko i spojrzał "o tam"*
21:18:01 <Asmodeusz_>- Spie-erdalaj, Ty pierwsza. - Machnął w jej kierunku nożem, coby ją pogonić i pomachał ręką Baru. - Hej.
21:18:07 <Aldieb>Ej, nie dźgaj mnie. *Tak, zajarzyła, że została dźgnięta. ksjbgkjsdfg*
21:18:28 <Aldieb>I nie machaj na mnie tym żelastwem. *Mina ala wściekła mrówka.*
21:18:50 <Aldieb>*W sensie takie coś D8< *
21:18:50 <_Baru_>*kiwnął łbem do Asmo* Hej. *zaśmiał się pod nosem nasłuchując ich dialogu*
21:19:04 <Asmodeusz_>- NO IDŹ KURDE.
21:19:20 <Aldieb>- NIE KRZYCZ NA MNIE. bskhifvgbskdhuvfiksaudviugsd
21:19:56 <Asmodeusz_>- NO TO SIĘ RUSZ I IDŹ. -Położył dłoń na ustach które znó zaczęły krwawić. Zaklął, pokazaął Alutce faka. - Wygrałem, ruszaj tyłek i idź.
21:19:59 <Aldieb>*Ff. Poszła. Bo jeszcze by mu się omsknął ten nóż. skjzbvhsdkjbv >:C *
21:21:07 <Syriusz_>[Bo Asmosiowi lubią się omskiwać noże kurde.]
21:21:24 <_Baru_>*spojrzał jeszcze raz po wszystkich, zatrzymał wzrok na Al i przybrał humanoidalną postać, siedzi w siadzie skrzyżnym*
21:23:36 <Aldieb>*Ogólnie rzecz biorąc cała oburzona, obrażona foch z przytupem i te sprawy, stanęłą gdzie miała stanąć.* No więc... *Zaczeła niezbyt skłądnie.* Jestem mumią z czszką, jak to stwierdziła Smosia. Hm... *Taak, to w sumie całkiem zgrabnie podsumowywało jej przebranie. Jej drobne ciało było całe owinięte w bandażach, poplamionych zciemniałą już krwią. Gdziiegdzie tylko wystawały tylko strzępki jej gęstego ciemnobrązowego futra. Jej złote ślepia skryte były pod starą czaszką, jakiegoś większego od niej drapieżnika.
21:26:08 <Aldieb>Nooo. To teraz Twoja kolej. *Powiedziała do Asmodeusza, siadając pod jednym z drzew. Po drodze prawie wyrżnęła się o jakiś plączący się pod jej łapami bandaż.*
21:27:02 <_Baru_>*przekżywił lekko głowę* No Al, to dużo nam powiedziałaś. *zaśmiał się lekko i skierował wzrok na Asmo*
21:21:46 <Asmodeusz_>[ Serek doświadczony XD ]
21:22:18 <Syriusz_>[Ta xD]
21:22:38 <Asmodeusz_>[ chcę powtórkę. ]
21:27:24 <Asmodeusz_>Zaklaskał jej, wbijając wcześniej nóż w ziemię. Parsknął cichym śmiechem, spoglądając na dłoń we krwi. Wytarł ją znów o spodnie i ponownie zaklaskał. A później wstał i pokazał palcem Alutce las. - Minus dwadzieścia punktów, wykurwiaj.
21:27:38 <Aldieb>W sumie... mogłabym Ci zaraz wymyślić całą historię tej postaci i tak dalej, ale... nie chce mi się.
21:27:55 <Aldieb>sd,mv bshkjgvhjsdyvggyuhsdvgfuys
21:29:18 <Aldieb>Smosiu, kurwa, nie przeklinaj z łaski swej. *Poprosiła z uroczym uśmiechem na pysku. (Zaraz po tym jak przestała zabijać go wzrokiem. Czego chyba i tak nie było widać przez już na prawdę przeklętą czaszkę.)*
21:29:42 <Asmodeusz_>- No, to teraz moja kolej. - Przesunął językiem po ranach i polazł do Alu. Odepchnął ją lekko, pokazał jej język i machnął swobodnie nożem. - Ja przeklinam? Wcale, że nie. Wygraąłem. Ahaha.
21:30:36 <_Baru_>*spoglądał na nich z dziwną miną* Chyba nie szybko przywykne do tego waszego okazywania sobie uczuć *uśmiechnął się pod nosem*
21:31:25 <_Seth_>Seth trudno odnajdywał się w takich sytuacjach, co więcej; starał się je ignorować. Nadal siedział nieopodal Tiinkerbell, jedynie jej poświęcając swoją uwagę.
  21:31:33 <Aldieb>Uważaj, bo zaraz sobie obetniesz ten język nożem. *Zmarszczyła nos, po czym przewróciłą oczami i zrobiłą miejsce dla wampira. Usiadła sobie grzecznie z bkou.*
21:34:02 <_Baru_>*na chwilę oderwał wzrok od najgłośniejszych z towarzystwa i rozejrzał się po polanie, zatrzymał się na paru twarzach dłużej, szczególną uwagę zwrócił na postacie Setha i Tin, jednak po chwili wrócił purpurowymi oczyma do Al i Asmo* Widział ktoś Dalię ostatnio?
21:35:59 <Asmodeusz_>- Jeff the Killer, moi mili. - Ukłonił się nisko, szczerząc zeby w parodii uśmiechu który mu teraz łatwo przychodził. Szeroko otwarte oczy, pomalowane czarną kredką wyglądały jakby wampirkowaty wypalił sobie powieki. A raczej taki mia zamiar. Wyprostował się, spojrzał na obecnych i przesunął palcami po ostrzu noża, zastanawiając się co jeszcze powiedzieć. - A bo ja wiem co jeszcze? Nie wiem, nie chce mi się dalej myśleć.
21:36:58 <Aldieb>Nie, od dawna jej nie widziałam. *Odparła, spoglądając na chwilę na Baru.*
21:37:11 <_Baru_>*zaśmiał się patrząc na Asmo* To chyba nic nowego co Asmo?
21:38:00 <Asmodeusz_>- Spadaj. - Fuknął i zszedł z "wybiegu", siadając obok młodego lisa.
21:38:10 <Tin>- Nie chcesz mi pośpiewać, prawda? - Przewróciła się na grzbiet, a z jej gardłą wydobył się zduszony śmiech na same wyobrażenie Setha podśpiewującego wesoło.
21:38:38 <Aldieb>No to kto teraz? Serek? Tinka? Seth?
21:38:51 <_Baru_>*ponownie się zaśmiał i zaczął klaskać* Ten Jeff to jakiś taki znany był?
21:39:16 <_Seth_> - Sądzisz, że nie potrafię śpiewać? - zapytał. - Czyż nie pamiętasz, jakim melodyjnym dźwiękiem więczył każde zawitanie jeszcze niespełne miesięcy cztery temu?
21:40:47 <Asmodeusz_>- Bardzo znany. Pobił się z dziećmi które go później na imprezie oblaąły wybielaczem i alkoholem i podpaliły. Później wylądował w szpitalu, z wybieloną twarzą. No i wypalił sobie powieku, poszerzył uśmiech i zabił swoją rodzinę. Taka legenda miejska. - Podrapał się po karku.
21:41:21 <Aldieb>Hmm. Fuj.
21:41:44 <Tin>- Nie, nie pamiętam. - Pokręciła łbem, po czym drgnęła na dźwięk swojego imienia i zdezorientowana odwróciła się w stronę, z której owy dźwięk przybył. - Yy. - Zrobiło jej się głupio, że nie uważała, ponownie wbiła więc spojrzenie w swego druha, szepcząc cichutko. - Coo?-
21:42:25 <_Baru_>O... *pokiwał głową wyraźnie zaciekawiony* Widzę, że na tym świecie wielu wariatów. *wzruszył barkami i wrócił do wilczej formy, ponownie rozejrzał się po okolicy i wciągnął głośniej powietrze*
21:42:40 <Aldieb>Tiiin, Seth. Przestańcie ćwierkać i powiedzcie za co się przebraliście, a jak się nie przebraliście to macie przekichane.
21:43:18 <_Seth_> - Zacznij, Tiinkerbell. Ja potrzebuję chwili.
21:45:21 <_Baru_>*kiedy skończył swój mini patrol skierował czerwone ślepia na Tin, zmróżył je lekko*
21:46:58 <Tin>- Ja się przebrałam za koguta. - Faktycznie, była pomalowana na różne kolory, papierowy grzebień kiwał się niebezpiecznie na czubku jej łba, pióra powtykane w ogon udawały taki, jak u ptaka i w ogóle cała była kogucia. Na potwierdzenie tego zapiała głośno.
21:48:20 <_Baru_>*zaśmiał się nieco głośniej niż planował* No cóż, dosyć mroczne to pianie. *pokręcił lekko łbem uśmiechając się szeroko*
21:50:43 <Aldieb>Hm. Wow. To było... mocne pianie. *Pochwaliła Tinkę o: *
21:51:20 <Tin>Zaszczekała zadowolona.
21:52:31 <_Baru_>*zastrzygł uchem i oblizał pysk, spojrzał na Al* Ktoś jeszcze się przebrał?
21:52:56 <_Seth_>Nim kto spojrzał na niego, pod jego płaszczem nie było już mężczyzny, a jedynie cień. Rozchylił powoli ciemny płaszcz, a spod niego rozbłysnęły jego błękitne znamione, lecz na kobiecym ciele. Okaleczonym. Jej brzuch był rozerwany, skóra zerwana z nóg i rąg, a głowa mocno obita, ostrym narzędziem. Jej spojrzenie błagało o to, by ją zabić. Strumienie krwi znaczyły swe ścieżki na rozerwanych ścięgnach, uciekając z żył, które jak błękitne rzeki ciągnęły się pomiędzy zwęglonymi wzgórzami mięści.
21:53:14 <Aldieb>Taak, Serek. Ale nie wiem gdzie znikł. I chyba Seth też miał coś przygotować, o, właśnie...
21:54:29 <Aldieb>Fuuuj. Seth, czemu przebrałeś się za kobietę w postępującym rozkładzie? Fuuj. Fuj. Ble. jeszcze bardziej niż Asmo.
21:54:38 <_Seth_>Rozprute wnętrzności wylewały się otworem, jaki ktoś sprawił jej na ciężarnym brzuchu. Wstała, dygotając na umierających nogach, wspierając się na zesztywniałych rękach. A woda cieknie z jej otworów, mieszając się z szkarłatem juchy i żółcią, jaką produkowało jej szkaradne ciało.
21:55:31 <Tin>Wzdrygnęła się i odbiegła od niego najdalej, jak się dało, wykrzywiając pysk w grymasie zniesmaczenia. - Dałbyś spokój.
21:55:33 <_Baru_>*wzrok skierował na Setha, jego oczy lekko się rozszerzyły, pojawiło się lekkie zdziwienie, potem zainteresowanie, przyglądał się uważnie*
21:55:33 <Asmodeusz_>- Pieprzę znó przegrałem. Nienawidzę Was. - Mruknął, przechylając się do tyłu po czym z cichym klapnięciem na ziemię. Podłożył ręce pod głowę.
21:56:06 <_Seth_> - Błagam, uwolnij mnie - powiedziała. Delikatne nuty dmuchające z jej gardła koiły umysł jak wonny kwiat. Nim kto jeszcze spostrzegł, nie było jej, a strój znów okalał ciało Setha. - Była wiedźmą.
21:56:58 <_Baru_>*przygladał się nadal nieobecnym wzrokiem*
21:57:05 <_Seth_> - Miała szesnaście lat, kiedy zapadła w ciążę z chłopcem, który odwiedzał ją w głuszy. Ludzie brzydzili się nią, gardzili i odganiali, kiedy przechodziła blisko. Chłopca złapano i poćwiartowano, a części ciała rozrzucono po lesie, by wiedźma je znalazła i opłakiwała.
21:57:23 <Aldieb>Lubie wiedźmy. *Stwierdziła niewiele myśląc. Parsknęła cichym śmiechem i walnęła się koło Asmo. Chuchnęła mu powietrzem w ucho.*
21:58:05 <_Seth_> - Kiedy jej brzusze rosło, pochwycono i ją. Bito po brzuchu, katowano i przypalano ciało. Dziecko jednak nie śmiało wyciec z jej ciała. Pochwycono noże i sierpy, przywiązano do drzew i rozciągnięto.
21:58:34 <Asmodeusz_>- Idź sobie, nienawidzę Was. - Burkną obrażony. Nawet Setha już nie słuchał.
21:58:36 <Aldieb>Hmm. *Podniosła się z powrotem do siadu.* Seth, tak z ciekawości. To była prawdziwa postać, czy jedynie Twoja kreacja?
21:58:45 <_Baru_>*ocknął się, spojrzał na Setha przymrużonymi ślepiami*
21:59:00 <_Seth_> - Pierwsze ciosy przebiły jej łono, sierpy wyrwały flaki. Nacięto skórę na rękach i zdarto ją. Jedynie twarz zachowano w całości, by na zawsze jej duch rozkochiwał, póki nie porzuciła ubioru.
21:59:15 <_Baru_>Prawdziwa. *powiedział cicho nadal słuchając*
21:59:44 <Aldieb>Nie Baru, nie Ciebie się pytałam.
22:00:37 <_Seth_>Błagam, uwolnij mnie, prosiła - opowiadał dalej. - Pożarłem ją. Nazywała się Lilith. Była najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem.
22:00:54 <_Baru_>*potrzepał łbem i spojrzał na Al* nie Tobie odpowiadałem.
22:01:15 <Aldieb>Tak myślałam, że ją zjadłeś. *Stwierdziła z miną :I * Mhm, okej.
22:01:26 <Aldieb>W takim razie teraz czas na głosowanie.
22:01:38 <_Baru_>*posyła jej lekki uśmiech i ponownie patrzy na Setha*
22:01:40 <Aldieb>Każdy głosuje na jedną osobę i nie można głosować na siebie.
22:01:53 <Aldieb>Ja zbieram głosy. (priv)
22:02:10 <Aldieb>I pamiętajcie, że konkurs jest na najlepszy strój, niekoniecznie na nastraszniejszy.
22:02:18 <_Seth_>[Dzięki.]
22:02:29 <Aldieb>[ Proszę. <3 ]
22:02:36 <_Seth_>[Ewidentnie Baru powinien wygrać.]
22:02:58 <_Baru_>[ Nie mam nic przeciwko. ]
22:03:01 <Aldieb>[ Tin, Serek. ]
22:03:10 <Aldieb>[ Ożyjcie na moment. o: ]
22:03:26 <Tin>[Oki.]
22:03:48 <Aldieb>[ W sensie, zagłosujcie. ]
22:04:56 <Tin>[No Seth, bo jest lamusem.]
22:05:12 <Aldieb>[ XD ]
22:05:12 <_Seth_>[Ty.]
22:05:18 <Tin>[I się sili na kreatywność.]
22:05:22 <Tin>[Lama podła.]
22:05:41 <_Baru_>[ Taki tam anonimowy głos heh ]
22:06:03 <Aldieb>Okeej. Głosy wyglądają tak: Seth-2, Tin-2, Asmo-1, Ja-0.
22:06:08 <Aldieb>Więc dogrywka.
22:06:14 <_Seth_>[Ja-0 XD]
22:06:26 <Aldieb>[ Taak. XD ]
22:06:48 <Aldieb>[ muszę iść. @_@ ]
22:06:58 <Asmodeusz_>[ Tinkaa ]
22:07:03 <_Seth_>[Tin.]
22:07:09 <Aldieb>[ Zróbcie sobie dogrywkę. Ja głosuję na Tinkę. ]
22:07:14 <Aldieb>[ Okjej, Tinka wygrała. XD ]
22:07:32 <_Baru_>[ Brawo. ]
22:07:38 <Tin>[Haaa, wiedziałam, lamy.]
22:07:50 <Asmodeusz_>[ łuhu, kogut wygrał XD ]
22:08:03 <Tin>[W sumie, to nie. Ale czadowo.]
22:08:05 <_Baru_>*przeciąga się i wstaje, powoli idzie w stronę jeziora*

[O, i tu z przyczyn wyższych musiałam iść. (Siły wyższe, patrz: rodzice.) ]

22:08:54 <_Seth_> - Tin?
22:09:17 <Tin>- Halo?
22:09:49 <_Seth_>[Ja, tukej pies.]
22:10:04 <_Seth_> - Tęskniłem - przyznał.
22:10:09 <Tin>[Ślązak, jeszcze się chwali.]
22:10:21 <_Seth_>[Toż toć.]
22:11:18 <Tin>- No wiem. - Zapiała wesoło.
22:11:26 <Tin>[Przyszołech XDD]
22:11:37 <_Baru_>*napił się wody i wrócił na swoje miejsce rozglądając się dookoła, westchnął cicho i ułożył łeb na łapach*
22:11:51 <_Seth_>[Kaj?]
22:12:05 <_Seth_> - I dalej tęsknię.
22:12:43 <_Seth_>[Jo bych z Tobą pogodoł, ale jak widza Twoi pieruńskie kaleczyni moi godki to mje się rzigać chce siarczyście, panoczku, toch zrezygnowoł.]
22:13:21 <Asmodeusz_>- Baruu, chodź rozjebiemy im móżgi, co? - Mruknął, machając nożem lekko nożem
22:14:15 <_Seth_>[nożem lekko nożem.]
22:14:17 <_Seth_>[XD]
22:15:01 <_Baru_>*spojrzał na Asmo* Cały Asmo, te Twoje genialne pomysły. *uśmiecha się pod nosem* Mi narazie starczy że rozjebałeś mi mózg tym całym wibro coś tam.
22:15:18 <Asmodeusz_>[..cicho mendo!]
22:15:40 <Asmodeusz_>- Aa, wibratorem. - Zachichotał głupio i usiadł. - Pytałeś?
22:16:15 <_Baru_>Tak, ale otrzymałem równie nie jasną odpowiedz. *zaśmiał się* Wiem tyle, że to musiało być głupie pytanie.
22:16:45 <Tin>- Powiedz mi chociaż trochę. Co robiłeś? - Ułożyła głowę na jego kolanach, gotowa do opowieści.
22:17:05 <Asmodeusz_>- Bo było.
22:18:03 <_Baru_>Ale pytałem tylko Dalii, Raksh jeszcze nie miałem okazjii, dawno jej nie widziałem. *zamyślił się na chwilę* Obie ogólnie dawno widziałem.
22:18:36 <_Seth_> - Jeszcze mam czas na historie, nie sądzisz? - zapytał. - Dawnom nie widział Anaid i martwi mnie to. Ufam, że żyje dobrze, ale nieksromną ciekawość, jak żyje.
22:19:27 <Asmodeusz_>- Trzeba było zapytać Aldieb, ona by Ci odpowiedziała.
22:20:25 <_Baru_>*zastrzygł uchem* No właśnie, a ja już sam nie wiem czy chce wiedzieć *zaśmiał się* Po reakcjii Dalii już się wszystkiego moge spodziewać.
22:20:43 <Asmodeusz_>- A jak zareagowała?
22:21:48 <_Baru_>Hm... Po prostu zgłupiała, zastygła i nie wiedziała co powiedzieć po czym usłyszałem "w sumie to chyba wiesz już wystarczająco na ten temat, ja Ci więcej nie powiem".
22:22:16 <Asmodeusz_>- A nie wiesz nic. - Zaśmiał się, obejmując brzuch rękoma. Jezu, jaki cyrk,
22:23:34 <_Baru_>No bez takich. *zaśmiał się* wiem, że to dosyć ruchliwe urządzenie, nie wiem tylko po co tak się wierci. *przekrzywił łeb wyraźnie zaciekawiony*
22:24:14 <Asmodeusz_>Przez chwilę powstrzymywał śmiechem lecz długo to nie trwało. Aż się położyć musiał i nie zwracaął uwagi na dalej pękające policzki.
22:24:58 <_Baru_>*nie bardzo wiedział czemu Go to tak bawi, ale widząc reakcję Asmo też się śmiał, jednak nie tak intensywnie*
22:26:42 <Asmodeusz_>Przekręcił się na bok, skulił i cicho się chichrał, powoli uspokajając.
22:27:40 <_Baru_>*uspokoił się i pokręcił łbem* nie wiem w co mnie wrobiliście, ale ta amnezja ma i swoje pozytywne strony, chociaż, może w wcześniejszym życiu też nie wiedziałem co to takiego.
22:33:07 <Asmodeusz_>- Dobrze, że nie wiesz o co chodzi.
22:36:49 <_Baru_>*kiwnął łbem* skoro tak mówisz.
22:38:30 <_Baru_>*rozejrzał się raz jeszcze* a Ty? Widziałeś może Dalię? Albo Raksh? *zatrzymał wzrok na Asmo*
22:45:12 <Asmodeusz_>- żadnej z nich nie widziałem.
22:46:58 <_Baru_>*kiwnął łbem i ułożył go na łapach, spojrzał po obecnych* Chyba otaczają nas prawdziwe umarlaki.
22:48:04 <Asmodeusz_>- No.. Nic na to nie poradzimy.

~KONIEC~
Tak... wybaczcie mi za brak ogarnięcia lepszego tej notki, ale nie mam zbyt dużo czasu. Ani siły. :I
W każdym bądź razie, dziękuję wszystkim którzy się zjawili za przybycie! c:
Także, wydaje mi się, że Ci, którzy przyszli i się udzielali, a należą do stada, powinni dostać po plusie za aktywność.