23 listopada 2013
Nikogo nie było
Muzyka
Wilczyca leżała na jednym z kamieni porozrzucanych na polanie. Omiotła
spojrzeniem błękitnych oczu przestrzeń wokół siebie, jakby liczyła na
to, że kogoś tu zobaczy, chociaż doskonale wiedziała, że jest tu sama.
Nikogo więcej na polanie nie było i nikt nie miał zamiaru się tu zjawić.
Przełknęła ślinę. W jej gardle pojawiła się wielka gula, a żołądek
zaczął ją uciskać, jakby ktoś wyjął go na zewnątrz i owinął ze
wszystkich stron żyłką. Nie ma tu nikogo. Sam wydźwięk tych słów
sprawiał, że czuła się cięższa o kilka kilogramów. Myśl o samotności
przygniatała ją z niesamowitą siłą, jednak nikomu tego nie okazywała, bo
co by to zmieniło? Nic. Przełknęła ślinę, próbując się pozbyć tego
nieprzyjemnego uczucia, że coś zatyka jej gardło. Nie pomogło. Ilekroć
starała się przestać myśleć o odległościach dzielących członków stada,
miała wrażenie, że jakaś zupełnie obca jej siła próbuje przycisnąć ją
swoim ciężarem do ziemi. Westchnęła cicho, przymykając powieki.
Raz, dwa, trzy. Ponownie spojrzała na pustą polanę i zgaszone
ognisko. Tym razem nieco inaczej. W jej oku pojawił się
charakterystyczny błysk. Podniosła się z głazu, otrzepując jasne futro z
pyłu i piachu. Jej łapy zaczęły stąpać po mokrej ziemi, kierując się w
stronę lasu. Przemykała pomiędzy drzewami, uważnie lustrując swoje
otoczenie. Zabierała ze sobą każdą, nawet najmniejszą, suchą gałązkę, by
zaraz wrócić na polanę i wrzucić wszystko do środka okręgu utworzonego z
kamieni. Chodziła tak w jedną i w drugą, bez opamiętania umieszczając
drewno w ognisku. Mogło się wydawać, że od tego zależało jej życie. Nie
wiedziała, ile zajęło jej uzbieranie wystarczającej ilości. Nawet nie
liczyła, ile razy wybierała się wgłąb lasu, by zaraz wrócić z pyskiem
pełnym suchych gałęzi. Liczyło się teraz tylko to, że ognisko było
gotowe do rozpalenia. Wadera uśmiechnęła się w duchu. Robiła to dla
siebie i tylko dla siebie, choć nie do końca zdawała sobie z tego
sprawę. Chciała ożywić to miejsce, nadać mu jego dawnego charakteru.
Przymknęła powieki i skierowała pysk w dół. Jej uszy zmieniły kształt i
stały się bardziej przystające do głowy. Tylne łapy wydłużyły się, a na
przednich pojawiły się dłonie. Włosy opadły jej na czoło i lekko zadarty
nos pokryty piegami. Otworzyła niebieskie, duże oczy i uśmiechnęła się
pod nosem. Była kompletnie naga. Na jej bladej skórze od razu pojawiła
się gęsia skórka, jednak dziewczyna zignorowała ten fakt. Dreszcze
spowodowane zimnem wcale jej nie przeszkadzały, wręcz przeciwnie.
Cieszyła się, że mogła je poczuć. Zamrugała parę razy i przykucnęła.
Poruszyła wargami, wypowiadając kilka niezrozumiałych słów. Tuż obok
niej pojawił się mały ognik. Słaby, przyjazny demon, którego
przychylność Arashi zyskała już dawno temu, jeszcze gdy była w świecie
umarłych. Nie musiała nic mówić, jej mały przyjaciel sam zrozumiał, o co
jej chodziło. Na jednej z gałązek pojawił się niewielki płomień, który
powoli przenosił się na resztę. Arashi wyprostowała się, oczarowana
widokiem przeplatających się nawzajem języków ognia, które raz po raz
muskały ciepłem jej drobną twarz. Spomiędzy jej warg wydobyło się ciche
westchnienie, a mgiełka pary zawirowała przy nosie dziewczyny.
Jej noga przejechała po zimnej i mokrej ziemi, zostawiając na niej
smugę. Uniosła rękę do boku, poruszając smukłymi palcami. Powoli
rozpoczęła okrążanie ogniska, wykonując przy tym spokojne ruchy dłoni.
Jej krótkie włosy wirowały unosiły się na wietrze, w miarę jak
przyspieszała. Ciało dziewczyny całkowicie zgrało się z płomieniami,
tworząc z nimi zsynchronizowany taniec. Stopy badały powierzchnię, po
której się poruszała, a ręce raz po raz zbliżały się do ognia, by zaraz
się od niego odsunąć. Obracała się wokół własnej osi, kompletnie
przestając myśleć o tym, co robi. W jej uszach rozbrzmiała cicha muzyka,
która wraz ze wzrostem tempa ruchów dziewczyny, robiła się coraz
głośniejsza. Nagie ciało Arashi całkowicie poddało się rytmowi płomieni,
pozwalając ogrzewać się palącym ciepłem. Szczupłe nogi automatycznie
podsuwały się coraz bliżej ogniska, nie zważając na wzrost temperatury.
Jej świat wirował, świecące drobinki wystrzeliwały z ogniska, unosząc
się nad jej głową. W uszach dziewczyny dudniło, a muzyka w końcu
przeistoczyła się w nieprzyjemny szum. W końcu zaczęła spowalniać, a jej
taniec został przerwany w momencie, gdy jego wykonawczyni upadła
bezwładnie na ziemię tuż obok palącego płomienia.
Uchyliła powieki i rozejrzała się wokół, lustrując otoczenie. Przed
oczami miała ciemną mgłę, która skutecznie utrudniała jej dokładne
przestudiowanie miejsca, w którym się znajdowała. Dopiero po dłuższej
chwili zorientowała się, co się stało. Uniosła się do pozycji siedzącej.
Wszyscy siedzieli na polanie, rozmawiając ze sobą. Szczenięta skakały
na siebie, trącając się łapami i przewracając. Ognisko paliło się
wysokim płomieniem, oświetlając sylwetki jej przyjaciół. Jej rodziny.
Uśmiechnęła się szeroko, obserwując wszystkich po kolei. Dziękuję, że jesteście- powiedziała cicho. Posłali jej wesołe spojrzenia i uśmiechnęli się do niej, wypowiadając nieme słowa, których nie zrozumiała.
Zamrugała parę razy. Była sama. Siedziała tuż obok zgaszonego ogniska,
wpatrując się w pustą przestrzeń. Podkuliła nogi pod brodę. Była cała
umazana ziemią, a mokre włosy lepiły jej się do twarzy. Gdzie jesteście?- spytała piskliwym głosem. Gdzie do jasnej cholery jesteście!?-
krzyknęła i zaraz zagryzła dolną wargę, czując, że gula w gardle
ponownie zatyka jej przełyk. Łzy napłynęły jej do oczu. Była sama.
Nikogo nie było.
[Czyli twórczość w pociągu, gdy nie ma co robić.
Krytyka mile widziana]