Zadanie – Pierścień Czarnego FeniksaOpis: Twoim zadaniem jest odnalezienie Mrocznego Sanktuarium, w pobliżu którego przebywa ten ptak. Z pomocą przyjdzie Ci właściwości rangi ‘cień’. Dzięki niej możesz skutecznie tropić. Gdy odnajdziesz feniksa, musisz zdobyć jego pióro,jedyne, które ma na sobie znak Pierścienia Śmierci [w sensie feniks ma pióra,ale tylko jedno z nich ma ten symbol]. Na drodze spotkasz wiele przeciwników, a ponieważ udajesz się do Mrocznego Sanktuarium, będą to Twoje najgorsze koszmary.
Minął
rok, od kiedy zostało wyznaczone mi to zadanie. Zwlekałam już tak
długo, jednak wcześniej nie miałam realnego powodu, by wybierać się na
tę misję. Co innego teraz. Teraz.. nie miałam innego wyjścia. Wykonanie
tego zadania było moim jedynym wyjściem z obecnej sytuacji. Po za tym,
musiałam dotrzymać danej sobie obietnicy.
Wyruszyłam
o świcie. Nie miałam pojęcia którędy mam iść, jednak przeczucie mówiło
mi, by zmierzać na wschód, ku odległym dzikim puszczom. Nie znając
tutejszych terenów nie raz zdarzało mi się zboczyć z kursu, mimo to
nieprzerwanie szłam dalej. Minęło kilka dni. Już dawno pozostawiłam za
sobą Las Śmierci i biegłam teraz przez zieloną dolinę. Na horyzoncie
majaczył zarys, z każdym krokiem, zbliżającej się puszczy.Przystanęłam i
rozejrzałam się, nasłuchując. Kilkadziesiąt metrów dalej szemrał
strumyk. Dobiegłam do niego i ugasiłam pragnienie, pamiętając, że w
gęstwinie mogę nie natrafić na żaden wodopój.
Już
miałam ruszyć dalej, gdy nozdrzami wyłapałam znajomy zapach. I z całą
pewnością nie wywoływał dobrych wspomnień. Obrazy zaczęły migać mi przed
oczami, całkiem przysłaniając błękitne niebo. Mrok, ciemność, ból…
żelazne pręty, ostrze strzykawki… Ból…Błysk światła… W jednym momencie
zapomniałam o swoim zadaniu i pobiegłam w stronę skąd dochodził zapach…
potu, miasta, prochu i psów. Mych uszu dobiegło szczekanie
czworonożnych, głośne odgłosy przedzierania się przez chaszcze. Przez
cały czas wzbierała we mnie wściekłość.
Przystanęłam,
ukryta za listowiem, dostrzegając jednego z dwunożnych stworzeń.
Bezgłośnie podeszłam bliżej, nie kryjąc się już. Czekałam, aż człowiek
zda sobie sprawę, że nie jest sam, wyczuje moją cichą obecność i odwróci
się z lękiem, przed tym, co może zobaczyć.
Obserwowałam
jak jego twarz wykrzywia zaskoczenie i lęk, sama nie odrywając od niego
złotych ślepi.Zawarczałam ostrzegawczo, ukazując ostre kły. Człowiek
cofnął się kilka kroków,potykając się o własne nogi. Znienacka rzuciłam
się na niego i potężnym szarpnięciem za nogę powaliłam go na ziemię.
Poczułam na języku metaliczny smak krwi. Moja ofiara krzycząc na pomoc
próbowała jeszcze uciekać, ale skutecznie jej to udaremniłam. Doskakując
do gardła zacisnęłam szczęki przebijając tętnicę i inne narządy. Z rany
i ust człowieka popłynęła gorąca krew, wydał z siebie ostatni charkot, a
jego oczy zmatowiały, spowite mgiełką śmierci. Rozluźniłam uchwyt,
słysząc za sobą pośpieszne kroki i podniosłam głowę, od razu spoglądając
w stronę skąd zbliżał się drugi kłusownik. Zmartwiałam widząc w jego
ręku strzelbę. Tym razem nie mogłam liczyć na przewagę
zaskoczenia.Człowiek spostrzegłszy mnie obok swojego towarzysza
natychmiast podniósł broń do twarzy. Nie czekałam, aż wyceluje.
Wystartowałam z miejsca i chwyciłam go,wykręcając nadgarstek, tak by
musiał rozluźnić uchwyt.
Usłyszałam
huk, z drzew zerwały się spłoszone ptaki. Broń spadła na ziemię, kilka
metrów dalej. Mężczyzna stracił równowagę, odrzucony przez siłę
wystrzału i wylądował na ziemi.Puściłam rękę i zanim tamten zdążyłby
choćby pomyśleć o tym, by się podnieść,stanęłam na nim z zębami na jego
gardle.
-Żegnaj – mruknęłam i zacisnęłam szczęki.
W
górze słychać było szelest skrzydeł czarnych jak smoła kruków,
frunących na ucztę. Przynajmniej one coś będą z tego miały. Po raz
ostatni rzuciłam okiem na truchła ludzi i zawróciłam w stronę miejsca,
gdzie zboczyłam z kursu. Później będzie czas na wyrzuty sumienia.
***
Gdy
przykrył mnie cień wiekowych drzew zwolniłam i wyostrzyłam wszystkie
zmysły. Nie wiedziałam, czego się mogę tu spodziewać… W wilgotnym
półmroku panowała nienaturalna cisza, w powietrzu unosił się zapach
zbutwiałych liści. Łapami zapadałam się w miękkiej ściółce.Zagłębiałam
się coraz dalej w las, jednak nigdzie nie mogłam dostrzec żadnego śladu
żywych stworzeń, pomijając rośliny. Z
niezrozumiałym niepokojem w sercu, nie mogąc dłużej się zastanawiać,
ruszyłam dalej lekkim truchtem, uważając na zdradzieckie korzenie i
pilnie nasłuchując. Panująca tu cisza budziła we mnie
nieufność.Maszerowałam tak przez trzy dni, a w moim otoczeniu nic się
nie zmieniło.Półmrok i monotonność tego miejsca uśpiły moją czujność, a
wieczna cisza napawała mnie irracjonalnym lękiem, którego nie potrafiłam
się pozbyć. Moje kroki, mimo że tłumione przez poszycie leśne, zdawały
się rozbrzmiewać głuchym dudnieniem. Przeszło mi nawet przez myśl, żeby
zawrócić, ale szybko się jej pozbyłam. Mój otumaniony umysł zapadał w
letarg. Unosiłam się w powietrzu, tak gęstym, że można było w nim
pływać… tak lekko… chodzę po chmurach…? Umarłam…?
ŁUP!
Auuaaaa… życie po śmierci raczej tak nie bolało, chociaż… co ja niby mogę o tym wiedzieć... ała.Coś mnie kłuje w bok…
Ból
w głowie, a właściwie w całym ciele skutecznie mnie ocucił. Z głuchym
warknięciem zwaliłam z siebie kłodę i otrząsnęłam się z ziemi, porostów i
mchu.Spojrzałam w górę. Nade mną ziała dziura, przez którą jeszcze
zsypywały się pyłi suche liście. Parsknęłam z irytacją i potrząsnęłam
głową, kiedy jakiś kamyczek trafił mnie w nos. Rozejrzałam się dookoła.
Wyglądało na to, że trafiłam do czegoś w rodzaju tunelu. Wątłe światło,
któremu udało się przedostać przez gęste listowie, oświetlało tylko krąg
wokół mnie. Dalej panowała ciemność. Wydostać się przez tą samą drogę,
którą tu trafiłam nie było jak, zostawało mi pójść w którąś stronę
korytarza, tylko w którą…? Do przodu,czy.. y.. do tyłu? Przeklęłam samą
siebie za stracenie czujności, nie miałam pojęcia, w jakim kierunku
wcześniej szłam. Mimo bólu głowy postarałam się skupić i na spokojnie
wszystko sobie przemyślałam. Zostało mi zaufać intuicji.Przymknęłam oczy
i już po kilku chwilach uśmiechnęłam się z wyrazem tryumfu na twarzy.
Wschód miałam przed sobą, zachód zaś z tyłu. Ruszyłam przed
siebie,stąpając ostrożnie po nierównej powierzchni. Zagłębiając się w
mrok zdałam sobie sprawę z kilku różnic. W tunelu panowały kompletne
ciemności, nie widziałam zupełnie nic, jednak tutaj dobiegały mnie
dźwięki, wiele dźwięków… Coś mi się zdawało, że wolę nie spotkać
stworzeń, które je wydawały…
***
Au! Au! Au! Coś mi się lepi do łap.Blee. Fuj. Fe.Wzdrygnęłam się przyspieszając, chciałam jak najszybciej wyjść z tego świństwa.To pachnie jak… nie! Nie myśl! Idź dalej…Nie myśl…
***
Uch…cholera! Co to jest?! Ale tu okropnie ciemno. I znów cuchnie… Gdzie jest to cholerne wyjście…?
***
A co jeśli to się ciągnie do samego końca Ziemi? Będę iść, iść, aż zdechnę… o ile wcześniej mnie coś nie zeżre… Pomyślałam, na końcu zdając sobie sprawę, że od jakiegoś czasu podąża za mną stale powtarzające się skrobanie…
***
Coś za mną idzie… czuję to… Aaaargh… niech to się wreszcie skończy!
***
Potknęłam
się o jakiś korzeń i wyjebałam na pysk. Zerwałam się natychmiast na
Równe łapy i zesztywniałam sparaliżowana strachem. Wyraźnie słyszałam
szuranie, charkot. W momencie mojego upadku jakieś stworzenie… Taak…
obserwowały mnie i czekały, aż padnę z wycieńczenia.Teraz nie dadzą mi
już spokoju…
***
Cholera!
Podskoczyłam sycząc z bólu.Coś mnie ukłuło w tylną łapę. Au! Znowu! Coś
długiego i ostrego niczym igła,wbijało mi się głęboko w kończyny przy
każdym kroku. Poczułam jak ciepły płyn spływa mi po nogach… krew. Ale
nie mogłam się teraz zatrzymać, inaczej te małe wstrętne bestie
pożarłyby mnie żywcem. Ruszyłam dalej z tą różnicą, że co jakiś czas
byłam raniona w tylne łapy. Te nieznane mi stworzenia wpijały się w moje
ciało i wysysały krew, zanim nie rzucałam się w ich stronę kłapiąc
zębami. Było to bardzo nieprzyjemne, nie byłam wstanie się ich pozbyć,
po za tym cały czas krwawiłam…
***
Byłam
bardzo osłabiona, w dodatku od dawna nic nie jadłam. Moje wyczerpane
ciało domagało się pożywienia. Nie miałam wyboru. Jeśli nie chciałam
paść z głosu, musiałam coś zjeść, a jedyny pokarm w zasięgu moich
szczęk, poruszał się wraz ze mną. Zastanawiałam się, czy te stworzenia
nadają się do jedzenia.
Zwolniłam
trochę i zaczęłam powłóczyć nogami, udając, że nie mam już siły by iść.
Poczekałam na znajome kłucie w ciele i błyskawicznym ruchem złapałam
„pijawkę” zębami, które natychmiast się na niej zacisnęły. Ale tego się
nie spodziewałam… Zawyłam z bólu, a w moich oczach wezbrały łzy, kiedy
poczułam jak w delikatne podniebienie wbijają się kolce i twarda
skorupa. Mimo to nie rozerwałam szczęk.Jednak, żeby dostać się do
miękkiego wnętrza musiałabym położyć swoją zdobyczna ziemi, a wtedy
znikłaby w ułamku sekundy, pożarta przez swoich byłych towarzyszy.
Wznowiłam marsz, myśląc intensywnie i nagle zdałam sobie sprawę,jaka ja
byłam głupia. Przecież jestem Panią Powietrza! Tak rzadko używam swojej
mocy, że niekiedy zapominam, iż takową posiadam. Puściłam mój przyszły
posiłek i sprawiłam by unosił się w powietrzu, potem manipulując
ciśnieniem rozsadziłam skorupę od środka, jednocześnie przytrzymując
miękkie wnętrzności, by się nie rozleciały. Chwyciłam pyskiem mięso,
krzywiąc się przy każdym, choćby najlżejszym nacisku na podniebienie i
ubolewając nad swoją głupotą. Stworzenie smakowało obrzydliwie, miało
gumowatą konsystencję i pachniało paskudnie, ale przynajmniej coś
znalazła się w moim żołądku. Wreszcie w moim sercu zapłonęła iskierka
nadziei.
Może jednak mi się uda…?
Jednak
wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. W prawdzie rozwiązałam jeden
problem, ale pozostawał kolejny. Potrzebowałam snu. Pewnie mogłabym iść
jeszcze kilka dni,ale i tak w końcu musiałam odpocząć. Tylko, że gdybym
sobie na to pozwoliła pijawki natychmiast by mnie dopadły. Niby mogłam
ponownie skorzystać z mojej mocy, ale nie wiedziałam, w jaki sposób i
nie byłam pewna, czy potrafiłabym ją kontrolować podczas snu. Wolałam
nie ryzykować. Westchnęłam ciężko. Pozostawało wierzyć, że tunel wkrótce
się skończy.
Idąc
dalej, nagle usłyszałam niepokojące odgłosy. Pod łapami czułam drżenie
podłoża. Z oddali dochodził do mnie rumor, jakby waliło się sklepienie.
Zatrzymałam się za strachem, nie wiedząc, co o tym myśleć. Hałas z każdą
sekundą był coraz bliżej. Stałam w miejscu, na drżących łapach,
czekając na nieuniknione.
Najpierw
poczułam odór zgniłego mięsa i rozkładu, zaraz potem z mroku wyłoniło
się przerażające monstrum, całkowicie zasłaniające przejście swoim
ohydnym cielskiem. Wprost z jego łba wyrastało kilka czułków,
zakończonych świecącymi diodami – wabikami. Cztery pary małych oczu
usadowionych po dwóch stronach szerokiego łba, błyskało ku mnie
złowieszczo. Duży, czerwony nos węszył nieustannie, wyczuwając zapach
świeżego mięsa. Potwór otworzył paszczę,ukazując rzędy ostrych jak
brzytwa kłów. Wydał z siebie porażający ryk, pod którym ugięły się pode
mną łapy. Podniósł potężną kończynę, zakończoną olbrzymimi,tępymi
pazurami, służącymi najpewniej do kopania tuneli. Opuścił ją na ziemię z
głuchym odgłosem uderzenia. Byłam niemal pewna, że jednym ciosem
pogruchotałby mi wszystkie kości. Mój umysł zalała fala paniki. Co robić?! Rozglądałam się na boki w poszukiwaniu drogi ucieczki,ale oczywiście takowej nie znalazłam.
-Skup
się! – Warknęła do siebie, starając się ignorować stwora. Wzięłam kilka
głębokich wdechów, z trudem zapanowałam nad drżeniem łap. Obserwowałam
monstrum czekając na jego ruch, jednocześnie w głowie opracowywałam
plan. W końcu potwór ruszył. Zbliżał się do mnie otwierając szeroko
pysk, najwyraźniej nie spodziewał się, że coś mu przeszkodzi w posiłku.
Niestety, musiałam go rozczarować. Życie mi się jeszcze nie znudziło.
Uśmiechnęłam
się cierpko do siebie i zaczęłam działać. Posłużyłam się tą samą
sztuczką, co przy pijawkach – ciśnieniem. Naczynia krwionośne pękały,
stwór rozpadał się od środka, dosłownie. Zaryczał wściekle, przeszyty
niespodziewanym bólem. W furii rzucił się na mnie, gwałtownym
szarpnięciem ciała. Zaskoczona i zdezorientowana nie zdążyłam uskoczyć.
Wielkie cielsko spadło na mnie i przygniotło do ziemi.Ostatkiem sił
zatrzymałam serce. Wydałam z siebie cichy jęk, nie mając siły na nic
więcej.
Wdech.
Wydech. Wdech i wydech.Liczyłam powolne oddechy, próbując nie stracić
przytomności. Musiałam się wydostać… Napięłam mięśnie, chcąc wysunąć się
spod ogromnego ciała, jednak było tak ciężkie, że nie udało mi się
nawet drgnąć.
Traciłam
czucie w kończynach. Myśl… Myśl. Musisz się wydostać. Wzięłam kolejny
płytki oddech,starając się nie zwracać uwagi na ból rozchodzący się po
wszystkich komórkach ciała. Z trudem udało mi się skupić myśli.
Ależ ja jestem głupia!
Kolejny oddech, posyłający falę ognia w głąb mojego mózgu. Ból dekoncentrował,irytował, było nie do zniesienia.
Skup się głupia!
Zacisnęłam
szczęki, dokładnie wyobrażając sobie, co zamierzam zrobić. Martwe
truchło drgnęło. Potem uniosło się. Powoli, ale ze skutkiem udało mi się
je unieść,siłą woli przesunąć w bok i z powrotem opuścić na ziemię.
Wypuściłam ze świstem powietrze, dopiero teraz zdając sobie sprawę z
tego, że je wstrzymywałam. Najpierw kilka lekkich oddechów. Bolało, ale
dało się znieść. W końcu odetchnęłam pełną piersią. Wyglądało na to, że
nie miałam nic złamanego. Upewniwszy się, że nic poważnego mi nie
dolega, podniosłam się ostrożnie i stanęłam na drżących łapach.
Otworzyłam oczy. Przez ten cały czas miałam zamknięte oczy!
O.I znów jest ciemno. Czyli w sumie mogłam ich nie otwierać…
Westchnęłam i nieco chwiejnie podeszłam do martwego potwora. Przynajmniej w końcu będę mogła się porządnie najeść.
Zmarszczyłam
nos, poszukując pomiędzy pancerzem cienkiej skóry, przez którą mogłabym
się przebić. Pijawki, które wcześniej się rozbiegły, znów zaczęły się
zbierać, wyczuwając nadchodzącą ucztę. Znalazłszy miękką tkankę,
zagłębiłam w niej zęby i potężnym szarpnięciem rozerwałam skórę.
Sapnęłam z wysiłku, jaki musiałam przy tym wykonać. Nie czekając dłużej,
pożywiłam się twardym mięsem potwora. Kiedy nie byłam wstanie już nic
więcej w sobie zmieścić, oblizałam pysk z krwi i westchnęłam z
zadowoleniem.
Tylko co teraz?
Zastanawiałam się chwilę.Monstrum mogłam jeszcze jakoś wykorzystać.
Zwinęłam się w kłębek, pod łapą wielkiego stworzenia i opatuliłam
szczelnie ogonem. Pijawki zajęte jedzeniem,raczej nic mi nie zrobią, a
inne stwory… I tak bym na nie trafiła, więc co za różnica?
Zamknęłam oczy, czując ogarniające mnie znużenie i niemal natychmiast zasnęłam.