08 maja 2011
Podkład.
Było ich wielu. Zbyt wielu. Rozbawiony, ironiczny uśmiech jaki rzuciła przemieniającej się Szerze, powoli zmienił się w ostrzegawcze wyszczerzenie kłów. Zmrużyła płomienne oczy. Kątem oka widziała po lewej stronie Bakarę, a po prawej przyjaciółkę z Kiredem. Pochyliła łeb, a między pumą a wilczycą pojawił się Cináed. Stłumiła chichot, wbijając pazury w ziemię. Zmutowani ludzie zbliżali się do nich szykując różnorodne bronie.
-Kabaret.-Mruknął Cináed, przekrzywiając łeb. W następnej chwili, w pełnej synchronizacji z Bakarą i Kiredem rzucili się do ataku. Czarna, gładka sierść pumy zafalowała, mimo iż ich ruch nie wywołał nawet najlżejszego podmuchu.
Przyjaciółki spojrzały po sobie. Obnażyły czubki kłów w uśmiechu, kiedy do ich uszu dobiegły metaliczne dźwięki i nieludzkie krzyki. Zwróciwszy łby w stronę maleńkiej rzeźni, wśród której jak mrówka uwijał się płomienny Cináed, Lady przypomniała sobie, co zaraz może się stać. Rozlany płyn...rozbita kapsuła...aż zatrzęsła się z paniki. Musieli działać o wiele szybciej.Jej myśli błyskawicznie dotarły do Demonów, ale tylko wzrok Cináed'a zwrócił się w stronę przysadzistej sylwetki.
-Ogień.- Wyszeptała. Jego białe ślepia rozbłysły. Skinął łbem.
-Ogień. Wypierdalać!-Wrzasnął wysokim, jazgotliwym głosem.
-Szera.-Lady zwróciła na wilczycę przerażony wzrok.-Bierz Luxię! Szybko!
Miodowe oczy w momencie zarejestrowały reakcje, jakie zachodziły w białym płynie. Rzuciła się w stronę nieprzytomnego gryfa i wbiła kły w jego kark. Pognała za pumą kilka metrów, ale jej uwagę przykuł krzyk Kireda. Jeden z mutantów właśnie zrywał mu skórę z grzbietu, wbiwszy w nią żelazny hak zakrzywiony na czubku. Istny mistrz skalpowania.
-Zostaw go! Zostaw!!-Puma szarpnęła ciałem wilczycy, która skoczyła w ich stronę. Wiedziała, jakie to będzie dla Szery trudne. Sama niemalże czuła ból jej Demona. Ale ona posłuchała, po kilku bardzo długich sekundach, zachłystając się szlochem. Razem, bark przy barku, jak za starych dobrych czasów, kiedy żyły wspólnymi wyścigami, rzuciły się w przeciwnym kierunku od obozu 3. Kątem oka, Lady widziała jak Cináed wybucha płomieniem.
-Aldieb...!-Krzyknął ktoś, ale huk, jaki wywołał ogień stukający się z białą cieczą zagłuszył całą resztę. Straszliwa temperatura i metalowe szczątki uderzyła w biegnące obok siebie postacie, rzucając nimi w przód.
Podkład.Było ich wielu. Zbyt wielu. Rozbawiony, ironiczny uśmiech jaki rzuciła przemieniającej się Szerze, powoli zmienił się w ostrzegawcze wyszczerzenie kłów. Zmrużyła płomienne oczy. Kątem oka widziała po lewej stronie Bakarę, a po prawej przyjaciółkę z Kiredem. Pochyliła łeb, a między pumą a wilczycą pojawił się Cináed. Stłumiła chichot, wbijając pazury w ziemię. Zmutowani ludzie zbliżali się do nich szykując różnorodne bronie.
-Kabaret.-Mruknął Cináed, przekrzywiając łeb. W następnej chwili, w pełnej synchronizacji z Bakarą i Kiredem rzucili się do ataku. Czarna, gładka sierść pumy zafalowała, mimo iż ich ruch nie wywołał nawet najlżejszego podmuchu.
Przyjaciółki spojrzały po sobie. Obnażyły czubki kłów w uśmiechu, kiedy do ich uszu dobiegły metaliczne dźwięki i nieludzkie krzyki. Zwróciwszy łby w stronę maleńkiej rzeźni, wśród której jak mrówka uwijał się płomienny Cináed, Lady przypomniała sobie, co zaraz może się stać. Rozlany płyn...rozbita kapsuła...aż zatrzęsła się z paniki. Musieli działać o wiele szybciej.Jej myśli błyskawicznie dotarły do Demonów, ale tylko wzrok Cináed'a zwrócił się w stronę przysadzistej sylwetki.
-Ogień.- Wyszeptała. Jego białe ślepia rozbłysły. Skinął łbem.
-Ogień. Wypierdalać!-Wrzasnął wysokim, jazgotliwym głosem.
-Szera.-Lady zwróciła na wilczycę przerażony wzrok.-Bierz Luxię! Szybko!
Miodowe oczy w momencie zarejestrowały reakcje, jakie zachodziły w białym płynie. Rzuciła się w stronę nieprzytomnego gryfa i wbiła kły w jego kark. Pognała za pumą kilka metrów, ale jej uwagę przykuł krzyk Kireda. Jeden z mutantów właśnie zrywał mu skórę z grzbietu, wbiwszy w nią żelazny hak zakrzywiony na czubku. Istny mistrz skalpowania.
-Zostaw go! Zostaw!!-Puma szarpnęła ciałem wilczycy, która skoczyła w ich stronę. Wiedziała, jakie to będzie dla Szery trudne. Sama niemalże czuła ból jej Demona. Ale ona posłuchała, po kilku bardzo długich sekundach, zachłystając się szlochem. Razem, bark przy barku, jak za starych dobrych czasów, kiedy żyły wspólnymi wyścigami, rzuciły się w przeciwnym kierunku od obozu 3. Kątem oka, Lady widziała jak Cináed wybucha płomieniem.
-Aldieb...!-Krzyknął ktoś, ale huk, jaki wywołał ogień stukający się z białą cieczą zagłuszył całą resztę. Straszliwa temperatura i metalowe szczątki uderzyła w biegnące obok siebie postacie, rzucając nimi w przód.
Puma zakrztusiła się pierwszym oddechem, jaki świadomie chwyciła. Czuła zaciskającą się na jej piersi obręcz, która paliła ciało i odbierała maleńkie cząsteczki życia. Powoli, wolniej niczym najgorszy psychopata...
Wokoło było tak...cicho. Co chwilę rozlegał się cichy syk, po którym następowały jakby odległe wybuchy. Jak gdyby coś się gotowało...
Słyszała coś jeszcze. Ciche piski? Krzyki?
Dotarły do niej zmieszane setki zdań, jakie wypowiadały zabijane niegdyś szczenięta. Wrzasnęła dziko, czując ich ból i strach. Nagle zobaczyła wszystkie wytrzeszczone z nienormalnym przerażeniem oczy... Z paniką chwytała powietrze, które raniło jej gardło. Czyżby zawierało maleńkie odłamki szkła lub metalu? Nie wiedziała. Zaciskająca się obręcz była coraz mniejsza.
Rozejrzyj się...
Nie zdążyła.
Nagle już stała na własnych, silnych łapach. Nie? Nie...! To nie były jej łapy. To były połamane, obleczone mięśniami kikuty, a cieknąca z nich krew wypalała w ziemi dziury, złowrogo sycząc. Jej biała barwa obudziła w umyśle Lady ogromną panikę. Panikę, jaką czuła tylko raz w życiu...
Nie musiała się rozglądać.
Widziała leżącą obok siebie kupę zakrwawionych, dymiących, skrawków ciała przykrytych gdzieniegdzie szarym i złotym futrem.
Widziała nadzianego na powykrzywianą gałąź wilka, a z jego rozwartego pyska kapała powoli ta sama biała ciecz...ta sama biała, sycząca krew. Jego wnętrzności zwisały bezwładnie w stronę ziemi. Z pustych oczodołów wypływały jarzące się jakby białka. Jego ciało płonęło.
Widziała zwęglone szczątki, które śmierdziały straszliwie. Kiedy na nie spojrzała poczuła dojmujący ból całego ciała. Poczuła ten sam ból, który odczuwała ta istota, płonąc żywcem.
Widziała siebie, miotającą się z wrzaskiem między śladami, jakie zostawiła po sobie śmierć. Upadła na niewielkie, zmasakrowane ciało skrzydlatego stworzenia.
I wtedy zrozumiała, że wszystkie te truchła, rozrzucone wokół niej to...to Ci, którzy byli dla niej ważni.
Zrozumiała, że te dymiące szczątki wśród których zachowały się przebłyski dawnego piękna to Szera. Że tak brutalnie wciągnięty na gałąź wilk to Cináed. Że cuchnące dziwnie szczątki to Bakara. Że to jego ból był jej bólem. Że to małe stworzenie to Luxia, leżąca tak blisko...dawnej gepardzicy?
Więc dlaczego...dlaczego ona była obok wszystkiego? Obok tych, którzy nadawali jej życiu jakikolwiek sens?
Jakiś wrzask zaczął ranić jej uszy. Czuła, że zaraz pękną jej bębenki.
Zrozumiała, że to był jej wrzask. Jej własny, psychiczny wrzask bólu i rozpaczy.
Podkład.
Ból nagle zelżał. Jej kocie ciało wpadło w wir lodowatej wody. Gwałtownie rozwarła powieki, kiedy strumień wody rzucił ją na drzewo. Stęknęła, zdezorientowana i usłyszała dobiegające ją śmiechy. Jeden głos znała szczególnie. Z nadzieją podniosła mokry łeb i zobaczyła zbliżającą się wilczycę.
-Lady!-Przyjaciółka dopadła do pumy i mocno o nią otarła. Miodowe oczy błyszczały najczystszym złotem.
-Szera?-Kocica rozejrzała się, nic nie rozumiejąc. Na gałęzi nieopodal siedziała Luxia,wesoło machająca łebkiem. Gdzieś dalej słyszała jazgotliwy głos Cináed'a i Bakary, po prawej mignął jej Kired z długą blizną na grzbiecie.-Przecież Wy nie żyjecie.- Warknęła, przypatrując się miłej wizji.
-Żyjemy, idiotko!-Szera zaśmiała się ciepło.- Wszycy mieliśmy jakieś dziwne wizje, ale ten jaszczur- wskazała łbem wygrzewające się na słońcu niebieskie stworzenie- wytłumaczył nam, że to iluzja wywołana kontaktem tej białej cieczy z naszymi ciałami. Gdyby nie to, że szybko zadziałał, wykończyły by nas.
-Aldieb była w obozie.-Słowa pumy przeszyły powietrze, uciszając wszystko dookoła.- Zabiliśmy ją.
-Nie. Wasza Alpha żyje i prawdopodobnie ma się dobrze.-Jaszczur otworzył pokryte błoną oczy i spojrzał na mokrą pumę.- Nie wiem gdzie jest, ale komuś innemu przeznaczone jest znalezienie jej. Wy możecie wracać do reszty grupy...
-Heeeeej! Szera!
Samki poderwały łby, patrząc na stojące na wzgórzu postacie. Przez chwilę słońce uniemożliwiało im rozpoznanie ich, ale po chwili zobaczyły biegnącego przodem stalowego wilka i nieco w tyle Tiffany z Jenną na grzbiecie. Tiara zakołowała nad ich głowami i wylądowała, z przyjemnym stukotem kopyt.
Lady zerknęła na jaszczura, ale jego już nie było. Uśmiechnęła się kącikami pyska, wstając i podbiegając do reszty grupy. Kocie serce zabiło szybciej, kiedy wreszcie poczuła ich obecność wokół siebie. Razem z Szerą spojrzały na niebo, myśląc o tym samym. Wierzyły całymi sobą, że Luna i Anaid znajdą Aldieb. Już niebawem.
Szera naprężyła się i zawyła głośno, jak najgłośniej, mając nadzieję że jej głos dotrze do reszty.
Cináed, Bakara i Kired dołączyli się do niej, podobnie jak Tee.
Znajdźcie Aldieb! Znajdźcie ją jak najszybciej! Krzyknęła Ledy, wysyłając swe myśli na promienie wielu kilometrów.
Spieprzyłam. -.-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz