16 maja 2011
Wpatrywała się tępo w poszarzały sufit. Kiedyś pewnie był biały. Leżała naga na zimnej podłodze, w pustym, ciemnym pokoju. W pomieszczeniu była tylko ona i wilgotne cztery ściany. Siedziała w kącie przyciskając kolana do klatki piersiowej. Rozejrzała się dookoła, pod oknem leżały jej porwane ciuchy. Nie miała siły się ubrać. Cała dygotała z zimna, w szoku. Zamknęła zmęczone oczy, po policzku spłynęła samotna łza, która spadła na posiniaczoną łydkę. Każda cząsteczka jej ciała wyła z bólu i przerażenia, za dużo się wydarzyło wczoraj jak na psychikę Destroy. Próbowała o tym wszystkim zapomnieć, lecz za każdym razem, kiedy myślała o czymś innym, wszystko jej się przypominało. Miała obraz przed oczami, jak była bita, kopana. Jak obcy mężczyzna złapał ją za włosy z tyłu głowy i przycisnął twarzą do ściany. Przygryzła dolną wargę zębami aż do krwi. Nagle gwałtownie otworzyły się drzwi. Zlękniona skuliła się na ziemi przykrywając biust kolanami. Wysoki brunet z irokezem stanął przed nią w glanach. Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Cholernie bała się poruszyć.
- Wstawaj - zażądał ostro. Dziewczyna zacisnęła powieki reagując strachem na jego krzyk. Łzy spływały po sinych policzkach Des. - Wstawaj suko, albo ja ci pomogę. - chciała wstać, ale nie mogła. Wszystko ją bolało. Spojrzała zapłakana na mężczyznę błagającym wzrokiem.
- Nie mogę... - szepnęła cicho.
Facet złapał ją za włosy i podciągnął do góry. Destroy jęknęła głośno. Czuła, jakby odrywał jej skórę od reszty ciała.
- Dooobra sunia. Boli? Ma boleć. - przerzucił ją przez ramię trzymając za nogi. Wyniósł ją półprzytomną z pokoju.
***
Obudziła się na ciepłym kocu. Wtuliła się w materiał zaciskając powieki. Dotknęła brzucha lodowatą ręką. Natychmiastowo otworzyła oczy. Miała na sobie czarny gorset i stringi z kokardkami. Źle jej się to kojarzyło. Przez taki ubiór właśnie trafiła tutaj. Coś ją uciskało w szyję. Badała palcami "to coś" co miała na szyi. Skórzana obroża, w dodatku z kolcami i zaczepieniem na...smycz. Dopiero teraz zauważyła, że przed Nią siedział ten sam mężczyzna, co ją tu przyniósł. Nachylił się nad Nią, a dziewczyna zasłoniła twarz przed ciosem. Lecz żaden cios nie nastąpił.
- Jak masz na imię? - zapytała cicho. "Irokez" chwilę się wahał, po czym odparł nieufnie.
- Tan.
- Ja mam na imię Destroy... - starała się uśmiechnąć.
- Wiem o tym. Kurwa wiem o tym. - syknął - Myślisz że zapytasz, jak mam na imię, to już się kurwa zaprzyjaźnimy?
Wampirzyca wcale tak nie myślała. Chciała tylko wiedzieć, jak ma na imię. Przecież jakoś musi ich rozróżniać. Musi wiedzieć, kto ją tak brutalnie zgwałcił i pobił. A więc Tan. Wyciągnął zza siebie smycz. Przyczepił do jej obroży i warknął.
- Idziemy, suko. Od dzisiaj jesteś jedną z dziewczynek Huza. - szarpnął smycz, a Destroy posłusznie wstała idąc na czworaka obok niego. Mogła zmienić się w swoją naturalną wilczą formę i uciec, ale jako wilk była tak samo obolała jak teraz. Weszli do jasnego pokoju. Des szła tuż obok nogi Tana po zimnych kafelkach. Co chwile ciągnął mocno za linkę, w skutek czego dziewczyna musiała trzymać wysoko głowę. Stanęli przez ogromnym, złotym łożem. Obok leżało dużo dziewczyn ubranych podobnie do niej. Warczały na nią. Jak prawdziwe suki. Wampirzyca również warknęła, obnażając w tym momencie swoje kły. Tamte były zwykłymi nastolatkami, które pewnie najpierw uprowadzono, zgławcono i pobito, a resztę każdy sobie dopowie.
- Huz, przyprowadziłem Ci Nową do kolekcji. - zadrwił Tan, gdyż tutaj psy były lepiej traktowane, niż te dziewczęta - które traktowano jak przedmioty.
Niski blondyn omiótł Destroy wzrokiem. Udawał znudzonego, lecz Demonica wyczuła, że bardzo go intryguje jej postać.
- Podejdź tu bliżej... - mruknął leżąc. Kiedy Wampirka wstała, inne "podopieczne" zmierzyły ją surowym spojrzeniem. - Jak masz na imię? - zapytał.
"No w końcu ktoś, kto się zainteresował, jak mam na imię!" - burknęła w duchu.
- Destroy. - padła odpowiedź.
- Bardzo ładne imię, Destroy. - uśmiechnął się do Niej ciepło. Był jedyną osobą, która wypowiedziała jej imię. To było...piękne.
- Ale to i tak zwykła dziwka! - wrzasnął Tan zdenerwowany tą sytuacją. Huz uciszył mężczyznę spojrzeniem.
- Nie, Ona NIE JEST zwykłą, jak to powiedziałeś, dziwką. W Niej jest coś niezwykłego.
- Masz zamiar dalej tak wzdychać nad tą idiotką, czy mam ją przypiąć do reszty?! - znowu podniósł głos.
- Tan, do kurwy nędzy! - krzyknął Huz. - Zamknij się wreszcie. Nie chodzi mi o to, że jest Aniołem zesłanym z Niebios.
Des zaśmiała się cicho. Blondyn uniósł brew patrząc na Nią.
- Co Cię tak bawi, Droga Limone?
- Skąd Pan wie, jak mam na nazwisko?
- Masz to wygrawerowane na swojej metalowej obroży.
Rzeczywiście. Na metalowej obroży był wygrawerowany napis "665 Limone"
- Zadałem pytanie, 665 - zwrócił się do Niej, posługując się jej przezwiskiem.
- Ponieważ Pan, Panie Huz, powiedział, że nie jestem Aniołem.
- A co w tym śmiesznego? - nadal nie rozumiał rozbawienia dziewczyny.
- Bo przecież ja jestem córką Bethrezena - Boga Piekła. Mam dwie siostry - Tiamath i Dilexi.
Wszystkie spojrzenia były skierowane na Nią. Jakby to było nie wiadomo co, że jest córką Bethrezena.
- Córka Bethrezena? - zapytał Tan i Huz jednocześnie.
- Aha - potakiwała głową. - Jego ukochana córcia, co tak lubiła znęcać się nad zwykłymi, żywymi istotami to ja.
Blondyn spojrzał na Tana.
- Zabierz ją stąd - syknął - zróbcie coś, żeby wypędzić z Niej tego Szatana! - wymachiwał rękoma.
A więc - opowiadanie wyszło mi nudne. Wyszłam z wprawy.
Mam nadzieję, że nie przeszkadza zmieniona czcionka [pisałam na Wordzie]
Pozdrawiam Was.
Destroy 665 Limone.
- Wstawaj - zażądał ostro. Dziewczyna zacisnęła powieki reagując strachem na jego krzyk. Łzy spływały po sinych policzkach Des. - Wstawaj suko, albo ja ci pomogę. - chciała wstać, ale nie mogła. Wszystko ją bolało. Spojrzała zapłakana na mężczyznę błagającym wzrokiem.
- Nie mogę... - szepnęła cicho.
Facet złapał ją za włosy i podciągnął do góry. Destroy jęknęła głośno. Czuła, jakby odrywał jej skórę od reszty ciała.
- Dooobra sunia. Boli? Ma boleć. - przerzucił ją przez ramię trzymając za nogi. Wyniósł ją półprzytomną z pokoju.
***
Obudziła się na ciepłym kocu. Wtuliła się w materiał zaciskając powieki. Dotknęła brzucha lodowatą ręką. Natychmiastowo otworzyła oczy. Miała na sobie czarny gorset i stringi z kokardkami. Źle jej się to kojarzyło. Przez taki ubiór właśnie trafiła tutaj. Coś ją uciskało w szyję. Badała palcami "to coś" co miała na szyi. Skórzana obroża, w dodatku z kolcami i zaczepieniem na...smycz. Dopiero teraz zauważyła, że przed Nią siedział ten sam mężczyzna, co ją tu przyniósł. Nachylił się nad Nią, a dziewczyna zasłoniła twarz przed ciosem. Lecz żaden cios nie nastąpił.
- Jak masz na imię? - zapytała cicho. "Irokez" chwilę się wahał, po czym odparł nieufnie.
- Tan.
- Ja mam na imię Destroy... - starała się uśmiechnąć.
- Wiem o tym. Kurwa wiem o tym. - syknął - Myślisz że zapytasz, jak mam na imię, to już się kurwa zaprzyjaźnimy?
Wampirzyca wcale tak nie myślała. Chciała tylko wiedzieć, jak ma na imię. Przecież jakoś musi ich rozróżniać. Musi wiedzieć, kto ją tak brutalnie zgwałcił i pobił. A więc Tan. Wyciągnął zza siebie smycz. Przyczepił do jej obroży i warknął.
- Idziemy, suko. Od dzisiaj jesteś jedną z dziewczynek Huza. - szarpnął smycz, a Destroy posłusznie wstała idąc na czworaka obok niego. Mogła zmienić się w swoją naturalną wilczą formę i uciec, ale jako wilk była tak samo obolała jak teraz. Weszli do jasnego pokoju. Des szła tuż obok nogi Tana po zimnych kafelkach. Co chwile ciągnął mocno za linkę, w skutek czego dziewczyna musiała trzymać wysoko głowę. Stanęli przez ogromnym, złotym łożem. Obok leżało dużo dziewczyn ubranych podobnie do niej. Warczały na nią. Jak prawdziwe suki. Wampirzyca również warknęła, obnażając w tym momencie swoje kły. Tamte były zwykłymi nastolatkami, które pewnie najpierw uprowadzono, zgławcono i pobito, a resztę każdy sobie dopowie.
- Huz, przyprowadziłem Ci Nową do kolekcji. - zadrwił Tan, gdyż tutaj psy były lepiej traktowane, niż te dziewczęta - które traktowano jak przedmioty.
Niski blondyn omiótł Destroy wzrokiem. Udawał znudzonego, lecz Demonica wyczuła, że bardzo go intryguje jej postać.
- Podejdź tu bliżej... - mruknął leżąc. Kiedy Wampirka wstała, inne "podopieczne" zmierzyły ją surowym spojrzeniem. - Jak masz na imię? - zapytał.
"No w końcu ktoś, kto się zainteresował, jak mam na imię!" - burknęła w duchu.
- Destroy. - padła odpowiedź.
- Bardzo ładne imię, Destroy. - uśmiechnął się do Niej ciepło. Był jedyną osobą, która wypowiedziała jej imię. To było...piękne.
- Ale to i tak zwykła dziwka! - wrzasnął Tan zdenerwowany tą sytuacją. Huz uciszył mężczyznę spojrzeniem.
- Nie, Ona NIE JEST zwykłą, jak to powiedziałeś, dziwką. W Niej jest coś niezwykłego.
- Masz zamiar dalej tak wzdychać nad tą idiotką, czy mam ją przypiąć do reszty?! - znowu podniósł głos.
- Tan, do kurwy nędzy! - krzyknął Huz. - Zamknij się wreszcie. Nie chodzi mi o to, że jest Aniołem zesłanym z Niebios.
Des zaśmiała się cicho. Blondyn uniósł brew patrząc na Nią.
- Co Cię tak bawi, Droga Limone?
- Skąd Pan wie, jak mam na nazwisko?
- Masz to wygrawerowane na swojej metalowej obroży.
Rzeczywiście. Na metalowej obroży był wygrawerowany napis "665 Limone"
- Zadałem pytanie, 665 - zwrócił się do Niej, posługując się jej przezwiskiem.
- Ponieważ Pan, Panie Huz, powiedział, że nie jestem Aniołem.
- A co w tym śmiesznego? - nadal nie rozumiał rozbawienia dziewczyny.
- Bo przecież ja jestem córką Bethrezena - Boga Piekła. Mam dwie siostry - Tiamath i Dilexi.
Wszystkie spojrzenia były skierowane na Nią. Jakby to było nie wiadomo co, że jest córką Bethrezena.
- Córka Bethrezena? - zapytał Tan i Huz jednocześnie.
- Aha - potakiwała głową. - Jego ukochana córcia, co tak lubiła znęcać się nad zwykłymi, żywymi istotami to ja.
Blondyn spojrzał na Tana.
- Zabierz ją stąd - syknął - zróbcie coś, żeby wypędzić z Niej tego Szatana! - wymachiwał rękoma.
A więc - opowiadanie wyszło mi nudne. Wyszłam z wprawy.
Mam nadzieję, że nie przeszkadza zmieniona czcionka [pisałam na Wordzie]
Pozdrawiam Was.
Destroy 665 Limone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz